poniedziałek, 23 grudnia 2019

Bożonarodzeniowa opowieść. Amrogowicze z Rzeszynka - cz. 1



Rzeszynek to niewielka miejscowość położona w powiecie mogileńskim w gminie Jeziora Wielkie, na zachodnim brzegiem Jeziora Gopło. Dawniej było to dominium, czyli posiadłość ziemska, a po 1945 r. wieś poparcelacyjna powstała w wyniku reformy rolnej. Do dzisiaj po świetności majętności ziemskiej, której ostatnimi właścicielami był ród Amrogowiczów, pozostał murowany dwór z początku XX w. (około 500 m. od linii brzegowej) wraz z parkiem dotykającym brzegu Gopła (ok. 8 ha) oraz drewniany o zrębowej konstrukcji spichlerz z 1709 r., pamiętający jeszcze czasy Konstancji z Dąmbskich i jej męża Jan Kadzidłowskich.

W wielu opracowaniach historycznych mylnie podaje się, iż rezydencja Amrogowiczów w postaci eklektycznego dworu powstała w drugiej połowie XIX w. Jeszcze w 2015 r. Bolesław Krzyślak i Zofia Kurzawa w artykule: Fasada kościoła „na Łazarzu" w Poznaniu. Projekt Maksymiliana Wilczewskiego, opublikowanym w Ecclesia. Studia z Dziejów Wielkopolski, Tom 10, 2015, odnotowali: Najwcześniejszą znaną realizacją [Maksymiliana Wilczewskiego - M.P.] jest zbudowany w 1870 r. dwór w Rzeszynku, w pow. mogileńskim, dla Ferdynanda Amrogowicza.

Jest to błędna teza. Po pierwsze, Ferdynand Amrogowicz zakupił Rzeszynek dopiero w 1878 r., co zostało odnotowane w „Gońcu Wielkopolskim“ w lutym 1879 r., zatem nie mógł ten nowy dwór powstać dla niego. Po drugie, stary dwór modrzewiowy z II połowy XVIII w. stał jeszcze w 1903 r., co opisywała Izabella z Amrogowiczów Drwęska córka Ferdynanda w swoim pamiętniku. Po trzecie, z danych rodzinnych Amrogowiczów wynika, że nowy, eklektyczny dwór, oczywiście projektu i wykonawstwa Maksymiliana Wilczewskiego z Wronek, został wystawiony w latach 1903-1904, czyli po śmierci Ferdynanda, sumptem spadkobiercy, jego syna dra Bogdana Amrogowicza. Tak więc, wszelkie dotychczasowe domniemania są błędne i należy je sprostować opierając się na powyższym dowodzie.  

Po raz pierwszy o Amrogowiczach z Rzeszynka pisałem 8 grudnia 2017 r. Dzisiaj wracam do nieskończonego wówczas tematu. Czynię to z kilku powodów, m.in., po ostatnio przedstawionych dziejach Siemionek i rodu Jaruzelskich poproszony zostałem przez czytelników bloga, by tę konwencję przybliżania dziejów naszej małej ojczyzny kontynuować, opisując również dzieje tutejszego ziemiaństwa. Kolejnym powodem opisywania dziejów poszczególnych miejscowości jest chęć urozmaicenia moich miejskich opowieści i powrotu do programu ideowego bloga. Tym samym chcę zachować dla potomnych dzieje miejsc i ludzi zasłużonego dla powiatów: inowrocławskiego, strzeleńskiego, a później i mogileńskiego.

Moją świąteczną opowieść zacznę od dziejów Rzeszynka, po czym przejdę do przybliżenia dziejów rodziny Amrogowiczów i ich majętności ziemskiej. Zatem, zapraszam do lektury, a na zachętę publikuję powyżej zdjęcie dworu w Rzeszynku wykonane ok. 1910 r., zaś poniżej unikatowe zdjęcie nieistniejącego już dzisiaj XVIII-wiecznego dworu, w miejsce którego syn Ferdynanda, Bogdan wystawił tuż po śmierci ojca nowy okazały dwór, stojący do dziś.


Rzeszynek

Nadgoplańskie miejscowości Rzeszyn i Rzeszynek położone są u zachodniego brzegu jeziora. W pobliżu Rzeszynka odkryto ogromne grobowce kujawskie, świadczące o tym, iż już przed 5-tys. lat kwitło w tym miejscu osadnictwo związane z ludnością kultury naczyń lejkowatych i amfor kulistych. Ze sprawozdania z czynności Poznańskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk (PTPN) dowiadujemy się, że już w 1860 r. Towarzystwo zainteresowało się doniesieniami o cennych historycznie miejscach nad Gopłem, a mianowicie: Kościeszkach (terytorium Pocieszyna), Rzeszynku, Sierakowie i Dobskach.

Dr Władysław Łebiński
W 1887 r. z polecenia PTPN oraz na zaproszenie właściciela Rzeszynka i Lubstówka, ziemianina Ferdynanda Amrogowicza i sąsiada z Kościeszek Bolesława Żakowskiego przybył nad Gopło dr Władysław Łebiński. Zadaniem jego było przeprowadzenie badań archeologicznych w obrębie Rzeszynka, Żakowa i sąsiedniego Nożyczyna. W trakcie tych badań pomiędzy Rzeszynkiem a Lubstówkiem w miejscu zwanym od dawien dawna Sarkawy dr Łebiński odsłonił 2 kurhany i pojedynczy grób skrzynkowy, jak sam je określił: ludności kultury amfor kulistych.





Zawierały one dwa szkielety ludzkie i stłuczoną amforę kulistą z 4 małymi uchami, ozdobioną bogato rytym ornamentem. W grobie skrzynkowym znalazł dr Łebiński jeden szkielet, obok czaszki którego leżały 2 siekierki krzemienne, wielki płaski krążek bursztynowy, przedziurawiony i zdobiony liniami kropkowanymi w kształcie leżącego krzyża oraz kieł dzika. Relację z badań dr Łebiński złożył 27 czerwca 1887 r. na posiedzeniu Sekcji Archeologicznej PTPN w Poznaniu. Wyniki zostały opublikowane w roku następnym 1888 w zeszycie III Zapisków Archeologicznych Poznańskich.

Jednakże pierwsze zapisy na starych pergaminach, wymieniające wieś macierzystą dla późniejszego Rzeszynka, sięgają XV w. Była to wieś Rzeszyn, a zapisano ją jako 'Ryszyn'. W tamtych czasach stanowił on własność Lewinów z Wilczyna. W 1479 r. Rzeszyn trzymała Pietrusza wdowa po Lewinie z 'Ryszyna'. W 1511 r. spotykamy tutaj Jana Lewina i jego córkę Katarzynę, którą nazywano 'Ryszyńską' - Rzeszyńską. Od 1533 r. wymienia się, jako właścicieli Rzeszyna (Wielki Rzeszyn) i Rzeszynka (Małego Rzeszyna) braci Lewinów: ks. Feliksa - kanonika kruszwickiego i plebana w Wilczynie; Macieja i Stanisława. Przyjęli oni na początku XVI w. nazwisko Rzeszyńscy. Ich dobra składały się nadto z Kościeszek i boru w tzw. Pustej Woli należącego do Rzeszynka. W 1546 r. część dóbr tutejszych trzymała Agnieszka Buszkowska z Lewinów, dając je mężowi Wojciechowi Ruchockiemu.

W 1644 r. Rzeszynek należał do Adama Dąmbskiego kasztelana słońskiego. W 1700 i 1738 r. dobrami Rzeszyn i Rzeszynek władali Konstancja z Dąmbskich Kadzidłowska i jej mąż Jan Kadzidłowski, podkomorzy inowrocławski. W 1744 r. z Rzeszynka wymieniona została Katarzyna Wysocka. Wysoccy, Franciszek - skarbnik bydgoski i jego żona Katarzyna z Kobielskich trzymali również sąsiednie Kościeszki. Franciszek umarł bezpotomnie.

Rzeszynek z końca XVIII w. w/g mapy Schroettera
 Przed 1760 r. Rzeszyn i Rzeszynek należały do Rafała Stefana Zboży-Radojewskiego. 8 lipca 1760 r. dobra kupił Ignacy Wodziński h. Jastrzębiec, cześnik i sędzia kruszwicki. W 1768, 1782 i 1785 r. w Rzeszynku wymieniany był Ignacy (ur. przed 1745-1815), podczaszy i sędzia grodzki kruszwicki. Jego żoną była Anna z Dobrskich (ślub około 1762 r. - zmarła przed 15 maja 1804 r.). Wymieniana w 1775 r. i 1785 r. jako mieszkanka dworu w Rzeszynku. W tym czasie jej małżonek Ignacy od 1777 r. był adiutantem Stanisława Augusta Poniatowskiego i towarzyszem jego wygnania do Grodna. Już po powrocie na Kujawy, 18 kwietnia 1782 r. Ignacy z małżonką Anną zapisani zostali w matrykaliach parafii w Polanowicach, jako rodzice chrzestni Wincentego Nagórskiego syna Jana i Joanny z Markowskich, dziedziców Giżewa. Od 1791 r. Ignacy w stopniu generała-majora, a od 1793 r. generała-lejtnanta. W latach 1793-1794 piastował funkcję komendanta Szkoły Rycerskiej. Uczestniczył w insurekcji kościuszkowskiej. Odznaczony został Orderem Świętego Stanisława i Orderem Orła Białego. Jeszcze przed śmiercią bezpotomnych Ignacego i jego małżonki Anny, 7 marca 1787 r. dobra przeszły w formie darowizny na chorążego Stanisława Antoniego Wodzińskiego, z zachowkiem dożywotniego zamieszkiwania we dworze. W 1798 r. Ignacy był ojcem chrzestnym Wincentego Ignacego, syna Ignacego i Antoniny z Mieczkowskich Rakowskich dziedziców Sukowych.

Wojewoda Maciej Wodziński
 Stanisław żonaty był z Kasyldą Orsetti i miał z nią dwóch synów, Macieja i Wincentego oraz trzy córki. Córka Józefa poślubiła przed 1859 r. Augustyna Kościelskiego z Karczyna. Na mocy atestu sądu w Strzelnie z 22 stycznia 1830 r. Rzeszynek przeszedł na syna Stanisława, Macieja Aleksandra Ignacego Wodzińskiego (ur. 23 lutego 1782 r. - zm. 16 lipca 1848 r. w Dreźnie). Maciej był posłem na sejmy Księstwa Warszawskiego z powiatu brzeskiego w departamencie bydgoskim. Brał udział w kampaniach napoleońskich, był członkiem deputacji Rady Generalnej Konfederacji Generalnej Królestwa Polskiego do Napoleona w 1812 r. Służył pod gen. Janem Henrykiem Dąbrowskim, był adiutantem Karola Kniaziewicza, a w 1813 r. służył przy ks. Józefie Poniatowskim. Został kawalerem Krzyża Złotego Orderu Virtuti Militari i Legii Honorowej. Od 1817 r. senator-kasztelan Królestwa Polskiego, a od 1824 r. senator. W czasie powstania listopadowego pełnił funkcję prezesa Senatu, a następnie senatora-wojewody. Żonaty był z Konstancją Łuszczewską - jako wdowa mieszkała w Dreźnie (1855 r.). Od 1848 r. dobra trzymał Wincenty Szymon Wodziński, otrzymując je jako legat - po śmierci brata Macieja. 

Wodzińscy od czasów Stanisława nie mieszkali w Rzeszynku, a majętność w całości była wypuszczana w trzyletnią dzierżawę. W 1833 r. Rzeszynek stanowiły: folwark, wieś i wiatrak koźlak. Mieszkało tutaj w 15 domach 112 katolików. Lubstówek to zaledwie jeden dom i 6 katolików. Majętność dzierżawił wówczas Kazimierz Ignacy Jaczyński. Tutaj urodził się 14 marca 1836 r. jego najstarszy syn Gabriel Władysław oraz kolejne dzieci, a 14 lipca 1846 r. Czesław Felicjan, późniejszy dziedzic Piasków, Marcinkowa, Gozdanina i Bielic.

Przed 1859 r. Rzeszynek przeszedł w ręce Niemieckiej rodziny Klawitterów. Pochodzili oni ze Słabęcina, którego właścicielem był Dionizy Klawitter. Jego syn Carl wraz z żoną Emilią Markert trzymali tutejsze dobra w połowie XIX w. W Rzeszynku urodziła się ich córka Luiza Emilia Justyna Klawitter (ur. 3 sierpnia 1859 r. - zm. 25 maja 1928 r. w Rathstock). W 1860 r. majątek liczył 3805 mórg, w tym gruntów ornych 859 mórg, lasów 1448 mórg, wód 979 mórg, pastwisk 159 mórg, łąk 287 mórg, ogrodów 66 mórg, dróg palców i innych 12 mórg

Po 1860, a przed 1865 r. dobra rycerskie Rzeszynek - 3853 morgi nabył Niemiec pochodzący z Dolnego Śląska Ernst Lauterbach - z Wilxen (Wilczyn - śląski) koło Trebnitz (Trzebnicy). Od 1861 r. był właścicielem posiadłości w Wilczynie (śląskim), gdzie mieszkał w okazałym XVIII-wiecznym pałacu. Tam też w 1867 r. ufundował mauzoleum rodzinne, w którym po śmierci (po 1877 r.) został pochowany. W 1877 r. wymieniany był jeszcze jako dziedzic Rzeszynka 2306 mórg - 585 ha i Lubstówka leśnictwa (Forstwirtschaft) 1561 mórg - 398 ha. Niestety, nigdy w Rzeszynku nie zamieszkał. W 1878 r. majętność Rzeszynek z przyległościami nabył Ferdynand Amrogowicz. Przez trzy pokolenia gospodarzyli tutaj Amrogowicze.

Ród ziemiański Amrogowiczów przez ponad 60 lat w trzech pokoleniach gospodarzył na Kujawach w majętności Rzeszynek. W 1878 r. Ferdynand Amrogowicz wykupił z rąk pruskich tutejsze dobra, których kulturę agrarną oraz uprzemysłowienie folwarków podniósł na bardzo wysoki poziom. Niestety w 1939 r. okupant niemiecki wyrzucił stąd syna Ferdynanda, dra Bogdana Amrogowicza. Ustanowiono zarząd komisaryczny nad Rzeszynkiem i Lubstówkie, a następnie podporządkował Głównemu Urzędowi Powierniczemu Wschód. W przedziale czasowym 1878-1939 Amrogowicze zapisali się złotymi zgłoskami w dziejach powiatów: inowrocławskiego, strzeleńskiego oraz mogileńskiego, Kujaw i Wielkopolski. Dopełnieniem końca ziemiańskiego gospodarowania na rzeszyńskich dobrach był rok 1946 i wdrożenie reformy rolnej - parcelacja.

Amrogowicze byli Polakami, katolikami osiadłymi w Prusach Zachodnich. Poszukując przodków Ferdynanda Amrogowicza z Rzeszynka natrafiamy na szereg przeszkód w prawidłowym ich ustaleniu. Amrogowicze zapewne byli szlachtą herbu nieznanego i są wymieniani przez prof. Włodzimierza Dworzaczka w źródłach do genealogii szlachty wielkopolskiej. Przeszkodą w ich rozpoznaniu jest brak XVIII wiecznych danych dokumentujących ich korzenie, chociażby wywodem przodków. To jedna z głównych przyczyn trudności w poznania przodków rodziców Ferdynanda, natomiast inną to brak śladu o nich w zachowanych dokumentach. Kiedy nasz późniejszy kujawski bohater miał zaledwie 9 lat jego rodzice: Leonard i Katarzyna z domu Goszczyńska poumierali. Dowiadujemy się o tym z jego biogramu: Urodzony w Prusach Zachodnich 1844 roku, stracił jako chłopię dziewięcioletnie rodziców...

Na pewien ślad, zapewne przodków, trafiamy w Archiwum Głównym Akt Dawnych w Warszawie, gdzie znajduje się odpis aktu urodzenia Ferdynanda Macieja Amrogowicza opatrzony datą roczną 1789. Mógł to być prawdopodobnie krewny Ferdynanda z Rzeszynka, na którego trafiamy również w latach 1823 i 1825 w Wąbrzeźnie w Liber Baptisatorum parafii św. Apostołów Szymona i Judy Tadeusza. W księdze tej zostały odnotowane narodziny bliźniąt Jana i Ignacego Franciszka pod datą 3 listopada 1823 r. oraz Ksawerego Aleksandra - 3 grudnia 1825 r., dzieci Ferdynanda Amrogowicza i Anny Świderskiej.

CDN

sobota, 21 grudnia 2019

Życzenia radosnych świąt Bożego Narodzenia




Wiersz staroświecki

Pomódlmy się w noc betlejemską,
W Noc Szczęśliwego Rozwiązania
By wszystko nam się rozplątało,
Węzły, konflikty, powikłania.
Oby się wszystkie trudne sprawy
Porozkręcały jak supełki
Własne ambicje i urazy
Zaczęły śmieszyć jak kukiełki
I oby w nas złośliwe jędze
Pozamieniały jak owieczki
A w oczach mądre łzy stanęły
Jak na choince barwnej świeczki
By anioł podarł każdy dramat
Aż do rozdziału ostatniego
Kładąc na serce pogmatwane
Jak na osiołka – kompres śniegu
Aby się wszystko uprościło,
Było zwyczajne, proste sobie,
By szpak pstrokaty, zagrypiony
Fikał koziołki nam na grobie.
Aby wątpiący się rozpłakał
Na cud czekając w swej kolejce,
A Matka Boska cichych, ufnych,
Jak ciepły pled wzięła na ręce.
ks. Jan Twardowski

piątek, 20 grudnia 2019

Nie matura lecz chęć szczera…

Józef Chełmoński - Napad wilków.

 Mimo woli, wsłuchując się w wiadomości z kraju zbyt często słyszę głosy zajadle szczekających wilków. Pora jesienno-zimowa ku temu sprzyja. Dotychczas pojedynczo biegające po borach i lasach psiaki połączyły się w watahę i stadnie zaczęły polować. W rozmowie z myśliwymi, czyli osobami, które znają się na wilkach, a także ofiarach ich łowów, dowiedziałem się, że polujące watahy to same młode wilczki.
- Ba panie, te stare cwaniaki rozłożyli się w swych gniazdach i obserwują, jak młode sobie poczynają. A poczynają sobie, poczynają. Raz po raz wychyli się z barłogu stary hipis i oznajmia, że gdyby on polował, to bez ujadania rozszarpywałby upolowane zwierzaki. Panie, a młode udają, że staruchów nie słyszą i dalej polują, polują, a przy tym ujadają niemiłosiernie - prawił mi doświadczony myśliwy.

No i faktycznie. I ja, będący ostatnio z dala od lasu, zwróciłem uwagę na poczynania tych młodych wilczków, ledwo co liżących, czy wręcz smakujących życie.

Przechodząc zaś w realia codzienności i przenosząc te leśne sceny do życia, łatwo odgadnąć, że to wszystko odgrywa się w scenerii naszego parlamentu. Są wilczki, czyli młodzi niedoświadczeni posłowie, którzy głosy profesorskie mają w głębokim poszanowaniu. Ich poglądy i wizja przyszłości zawarta jest w tezie: - My rządzący i nasi zwolennicy, a reszta to pomiot. Po prostu, gdzieś mają świat nauki, a w jeszcze większej odległości tych, którzy powinni być dla wszystkich, bez wyjątku, autorytetami - na przykład Noblistów. Na naszych oczach zaczynają być powielane dawne wzory, które przyświecały słusznie minionej epoce. Z oddali zaczynają na nowo majaczyć, przyciągane na linach: epoka peerelowska, chińskiej rewolucji kulturalnej, czy ciągle trwającej kimirsenowska wizja świata. To nieposzanowanie Konstytucji, wiedzy i nauki, Noblistów, przywraca w nowym otwarciu wyświechtane hasło - Nie matura, lecz chęć szczera zrobi z ciebie oficera!

Ludzie tak właśnie pojmujący wizję przyszłości naszej Ojczyzny, niestety, są tolerowani i wręcz popierani przez szeroko pojęty kler, począwszy od hierarchów, a skończywszy na najniższych szczeblach. Przysłowiowi pasterze, tak jak politycy, podzielili swoje stada owieczek na te słusznie beczące oraz te, których umysły przepojone wiedzą o demokracji beczą na melodię konstytucyjną. Na naszych oczach te stada rozchodzą się i puszczone na samopas, inaczej beczące owieczki odeszły od owczarń, których mury zaczynają ziać pustkami.

Nie sposób, z dnia na dzień, stać się samotnikiem, osobą stojącą z boku, czy wręcz wyłączoną ze społeczności. Życie codzienne i normalność sprawiają, że nawet bezwiednie uczestniczymy w stadnym życiu. A skoro tak, to i chłoniemy wszyscy bez wyjątku dobro i zło. Zdrowo myślący i posiadający wiedzę oraz doświadczenie życiowe potrafią oddzielić zło i odrzucić je hen daleko. Mało tego, pomagają młodym i mniej doświadczonym posługiwać się sitem które przesiewa zło, a dobro pozostawia.

Narodzie katolicki, dokąd my dzisiaj zmierzamy!?!?!?

czwartek, 19 grudnia 2019

Spacerkiem po Strzelnie - cz. 65 Ulica Świętego Ducha - cz. 20



Święta coraz bliżej, a tu ani grama śniegu. Temperatury panujące na zewnątrz ciągle przypominają nam o złowieszczym ocieplaniu się klimatu. Jest to chyba zjawisko nieuchronne i zapowiadane od niepamiętnych już lat. Ostatnio przygotowując Bożonarodzeniowe artykuły, czyli opowieść o rodzie Amrogowiczów z nadgoplańskiego dworu w Rzeszynku, trafiłem na opis jeziora, który zdaje się nieuchronnie potwierdzać zjawisko ocieplania się. Otóż podróżujący na początku XX w. po Kujawach warszawski dziennikarz, tak napisał w miesięczniku „Wieś Ilustrowana“:
Ukazuje się naszym oczom Gopło. Na przestrzeń nie byle jakie to jeziorko, jak sobie to ludzie, którzy go nie widzieli nigdy, czasami wyobrażają. Gdy wiatr silny, ma bałwany zdolne łódkę przewrócić. Ubywa go co roku, jak obliczono. Ale nie wystraszcie się. Tak, a raczej mniej, niż ubywa ziemi nad brzegami Bałtyku.
I co wy na to? Ta wówczas zasygnalizowana czarna wizja, jakby naprawdę ziszczała się w tempie zastraszającym już w naszych czasach.

Ale dość tego krakania. Kolej na spacerek po mieście i opowieść o posesji oznaczonej numerem 30, dawniej policyjnym 53. Należy on od kilku pokoleń do rodziny Osińskich. Dom ten darzę swoistym sentymentem sięgającym lat sześćdziesiątych, kiedy to często odwiedzałem mieszkającego tutaj Zbyszka Osińskiego. Razem uczęszczaliśmy do tej samej klasy w podstawówce. Zbyszek był bardzo dobrym uczniem i nadzwyczaj oczytanym. Korzystałem z jego bogatego zbioru lektur i książek przygodowych. W tym względzie rodzice nie szczędzili na edukację dobrze zapowiadającego się przyszłego inżyniera. Zbyszek był bardzo inteligentnym i ułożonym chłopcem, w szkole wszyscy go lubili, a wielu rówieśników przyjaźniło się z nim, nie wykluczając dziewcząt. Nasza przyjaźń zrodziła się za przyczyną wspólnego przemierzania drogi z domu do szkoły, a szczególnie długich powrotów, po skończonych zajęciach lekcyjnych.

Drugi od lewej dom Osińskich.
 Każdorazowo powroty przedłużały się o kolejne rozdziały przeczytanych i opowiadanych przez Zbyszka książek przygodowych. Wyprzedzał mnie w przeczytanej ilości woluminów, a zachęcając do sięgnięcia po tę lub inną książkę, opowiadał mi zawsze pierwsze rozdziały. Potrafił to robić, był znakomitym narratorem, dlatego też po wielokroć słuchałem tych opowiadań z rozdziawioną gębą. Były to jak pamiętam do dzisiaj powieści Karla Maya: „Winnetou“, „Old Surehand“, „Skarb w Srebrnym Jeziorze“; Aleksandra Dumasa: „Trzej muszkieterowie“", „Hrabia Monte Christo“, „Wicehrabia de Bragelonne“; Howarda Pyle „Robin Hood“ oraz kilkutomowe przygody Tomka, Alfreda Szklarskiego.
Nasze kontakty ograniczyły się do minimum, kiedy i nasze szkolne drogi się rozeszły. Ja poszedłem do Technikum Rolniczego w Bielicach, zaś Zbyszek do Technikum Drogowego w Mogilnie. Raz po raz spotykaliśmy się, ale spotkanie ty były coraz rzadsze. Później poszedł na studia, a po ich ukończeniu osiadł w Iławie. Rozmawiałem o Zbyszku kilkakrotnie z Jego szwagierką Panią doktor Joanną podczas wizyt w gabinecie stomatologicznym. Nie widziałem kolegi kilkadziesiąt lat…

Wracając do dziejów tej nieruchomości, sięgnijmy do roku 1800, czyli pierwszego spisu mieszkańców ulicy Świętego Ducha. W tymże roku zabudowana domem mieszkalnym i budynkami gospodarczymi posesja należała do obywatela miejskiego Kołodziejskiego. Jego córka Kunegunda Kołodziejska poślubiła przed 1808 r. Wojciecha Wegnera z którym miała czterech synów: Karola ur. w 1808 r., Józefa ur. 1811 r., Norberta ur. 1815 r. i  Walentego ur. w 1818 r.


Wojciech (Adalbertus) Wegner był obywatelem miejskim a zarazem rolnikiem. Znajdował się w grupie światłych obywateli Strzelna i w marcu 1848 r. spotykamy go wśród członków miejscowego Komitetu Narodowego Polskiego. Uczestniczył w wydarzeniach Wiosny Ludów, jakie rozegrały się w mieście. Później został obrany rozjemcą, czyli sędzią polubownym dla obwodu Strzelno i po złożeniu przysięgi 28 czerwca 1849 r. przed Królewskim Sądem Apelacyjnym w Bydgoszczy począł funkcję tę pełnić. Wojciecha Wegnera w 1864 r. spotykamy jako nieetatowego burmistrza Strzelna. Musiał już wówczas liczyć ok. 75 lat. Najmłodszy z jego synów, Walenty Wegner poślubił w 1842 r. 24 letnią Teofilę Kulinowską. To on po teściach odziedziczył schedę przy Ducha. Był wdowcem, kiedy mając 59 lat w 1877 r. poślubił 49 letnią Mariannę Towyłowską. Parał się krawiectwem, gdy w 1889 r. wymieniony został na łamach „Nadgoplanina“, właścicielem tejże nieruchomości.

W 1884 r. córka Wegnerów, Apolonia poślubiła mistrza szewskiego Wincentego Osińskiego ur. w 1858 r. Oboje w dniu zawarcia ślubu mieli po 26 lat. W 1891 r. teść już nie żył, kiedy zięć jego Wincenty Osiński podawał do publicznej wiadomości, iż przenosi swą działalność do domu wdowy Wegnerównej - teściowej. Od tego momentu Osińscy zaczęli dzierżyć tę posesję, a o bogactwie oferty prowadzonej przez Wincentego działalności może świadczyć reklama, jaką zamieścił w „Nadgoplaninie“ 6 maja 1891 r. Zapewne wówczas stał się właścicielem - spadkobiercą rzeczonej posesji.

Małżonkowie Osińscy mieli syna Franciszka, który poślubił Juliannę Skolasińską, wnuczkę Jana Skolasińskiego. Ten ostatni, jak donosiła prasa, w dniu 3 lutego 1891 r. zmarł, przeżywszy 76 lat. Był on członkiem Dozoru Kościelnego i Szkolnego oraz członkiem reprezentacji miejskiej. Powierzone obowiązki wypełniał gorliwie i sumiennie. Przez całe swoje życie był dobrym Polakiem i katolikiem, a jego postawa może służyć za wzór dla młodzieży wstępującej w dorosłe życie - odnotowano na łamach „Nadgoplanina“.

Przemarsz leśników w 1951 r. przed posesją państwa Osińskich.
Franciszek Osiński z zawodu był kupcem i prowadził w podwórzu swej posesji Wytwórnię wód gazowanych i rozlewnię piwa. Syn Franciszka i Julianny, Jan Zdzisław Osiński po 1950 r. ze względów polityczno-ustrojowych nie mógł kontynuować ojcowskiej profesji. Zmienił swój zawód i zaczął pracować w uspołecznionych zakładach, jako księgowy. Pełnił funkcję głównego księgowego w Przedsiębiorstwie Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej w  Mogilnie. W 1951 r. poślubił Irenę z Chełmińskich, pochodzącą z Mokrego k/Dąbrowy. Pani Osińska przez szereg lat parała się skupem surowców wtórnych. Jan Osiński zmarł w 1980 r.

W okresie przemian ustrojowo-społecznych, w domu państwa Osińskich został uruchomiony przez synową pani Ireny, Joannę - małżonkę Lecha, prywatny gabinet stomatologiczny, z którego usług kilkakrotnie korzystałem. Wówczas, w rozmowach z panią doktor wspominałem moje młodzieńcze przygody z jej szwagrem Zbyszkiem, czyniąc z tych wspominek balsam na złagodzenie bólu zęba. Od 2009 r. gabinet zmienił swą lokalizację z ulicy Świętego Ducha do nowych pomieszczeń prywatnej przychodni stomatologicznej na ulicę Kościuszki 13a. Pełna nazwa tejże przychodni brzmi: „Omega“ Niepubliczny Zakład Opieki Zdrowotnej - Joanna Osińska. W miejscu starego gabinetu powstała placówka handlowa jednej z sieci komórkowych. W starym, dobrze utrzymanym, pełnym uroku domu, w jego części oficynowej nadal mieszkała właścicielka nieruchomości pani Irena Osińska. Niestety, przed kilku laty zmarła. Obecnie w pomieszczeniach po gabinecie stomatologicznym znajduje się sklep sieci „Trafika“.

Z tegoż domu wywodził się Bogdan Osiński, o którym swego czasu pisał na łamach „Wieści ze Strzelna“ jego bratanek Lech Osiński [1995.11, nr 17(21)]. Bogdan był żołnierzem września 1939 r. a następnie w Polskich Siłach Zbrojnych na Zachodzie. Początkowo w RAF-ie, skąd trafił do polskiego dywizjonu 304 i 307. Walczył we Włoszech. Po zakończeniu działań wojennych osiadł w Melbourne. Tam zmarł w 1980 r.

poniedziałek, 16 grudnia 2019

Spacerkiem po Strzelnie - cz. 64 Ulica Świętego Ducha - cz. 19




Kolejną posesją w ciągu ulicy Świętego Ducha, którą dziś odwiedzimy jest dawna nieruchomość doktora Jakuba Cieślewicza, oznaczona numerem 28, wcześniej policyjnym numerem 54. Jest to bezstylowy dom piętrowy, ale w czasach Cieślewicza, czyli przed 1891 r. był solidnym parterowym domostwem o cechach budowli eklektycznej, co widać na zachowanym zdjęciu. Jego wielkość była wystarczająca, by służyć jako mieszkanie i miejsce prowadzenia praktyki lekarskiej. W latach trzydziestych XX w. dom został przebudowany, poprzez dostawienie piętra. W podwórzu znajdował się drugi dom parterowy, w którym zamieszkiwała służba doktora, woźnica i gosposia. Nadto zabudowania gospodarcze typu stajnia i niewielka przejazdowa stodoła z pecy, która stała od strony ulicy Stodolnej (współczesnej Michelsona). Doktor w stajni miał kilka koni oraz powózki: wyjazdową i terenową do spełniania posługi medycznej w terenie. Pamiętać należy, że w tym czasie w Strzelnie było zaledwie dwóch lekarzy na kontrakcie tzw. Kasy Chorych, czyli ubezpieczyciela świadczeń medycznych. Byli to: dr Karol Ferdynand Gorczyca i nasz bohater dr Jakub Cieślewicz. Pozostali lekarze byli zatrudnieni w szpitalu miejskim, później powiatowym.

Podobnie, jak pozostałych posesji przy tej ulicy, dzieje tej poznajemy od 1800 r. Wówczas właścicielem jej był obywatel miejski Rochus Markowski, Polak-katolik. Z małżonką Katarzyną Lewandowicz miał on syna Antoniego ur. w 1807 r., który w wieku 25 lat poślubił Franciszkę Augustynowicz ur. w 1806 r., córkę Blasiusa i Hedvigi (Jadwigi) z Konkiewiczów. Franciszka była siostrą matki Jakuba Cieślewicza i wraz z rodzicami mieszkała naprzeciwko w posesji oznaczonej ówczesnym numerem policyjnym 48.  



Należy zaznaczyć, że Markowscy byli dość zamożnymi mieszczanami posiadającymi kilka parceli w Strzelnie, jak chociażby sąsiednią już opisywaną pod numerem 26, na której stała karczma-szynk (później firma Plagensa). Prawdopodobnie Antoni Markowski wraz z Franciszką nie mieli dzieci. Franciszka Markowska gdy owdowiała wyszła za mąż po raz drugi w 1850 r. Wówczas poślubiła 36 letniego Michała Aleksandra Lewandowskiego, syna Piotra i Elżbiety Siwert. Z tego drugiego małżeństwa również dzieci nie było i dom wraz z parcelą odziedziczył najbliższy krewny Franciszki, syn jej siostry dr Jakub Cieślewicz. W 1873 r., po powrocie ze studiów, wojska i krótkiej pracy w klinikach w Halle do Strzelna młody lekarz na odziedziczonej po ciotce parceli wystawił nowy parterowy dom i w nim zamieszkał. Tutaj również rozpoczął prowadzić praktykę lekarską, jako lekarz Kasy Chorych. 

Pozostałe ciotki doktora, a siostry jego matki równie dobrze wyszły za mąż. Ewa Augustynowicz poślubiła w 1851 r. restauratora Józefa Wegnera, wówczas wdowca, wielkiego patriotę i działacza niepodległościowego. Zaś najmłodsza Magdalena w 1856 r. poślubiła mając 32 lata Józefa Janiszewskiego lat 35, syna Józefa i Jadwigi Skoniecznej. Ale o rodzinie doktora i nim samym napiszę przy okazji opisywania jego rodzinnego gniazda, które znajdowało się po drugiej stronie ulicy.


Dr Jakub Cieślewicz poprzez swoje zaangażowanie w różnych instytucjach społecznych i gospodarczych oraz poprzez umiejętne lokowanie swego kapitału doszedł do znacznych pieniędzy, dlatego mógł w latach 1890-91 wystawić okazałą - jak na warunki strzeleńskie -  kamienicę przy tej samej ulicy, ale bliżej Rynku. Dawniej był to numer policyjny 29, dzisiaj numer 7. Star dom sprzedał i przeniósł się do nowego bardziej obszernego domu. Po doktorze posesję nabył J. S. Molinek, który od sierpnia 1891 r. uruchomił tu „Interes produktowo-komisowy skład węgli, nawozów sztucznych, pasz i nasion“. Często jego reklamy obejmujące handel środkami do produkcji rolnej ukazywały się w „Nadgoplaninie“. Firma początkowo dość dobrze funkcjonowała, jednakże silna konkurencja na rynku zaopatrzeniowym rolnictwa szybko dała się we znaki, szczególnie po powstaniu w 1894 r. spółki „Gleba“. Dość, że w 1910 r. znajdujemy tutaj jak właściciela posesji - nadal parterowej, Helenę Kujawską. Później dom nabył Jan Plebańczyk wraz z teściem Józefem Graczykiem. Dom rozbudowali o piętro. Obecnie połowa domu należy do rodziny po Beniaminie Plebańczyku, a druga połowa do spadkobierców po Ryszardzie i Bernadynie z Lewickich, Graczykach.

Wielu ze starszych strzelnian pamięta, że na parterze znajdował się zakład zegarmistrzowski Ignacego Latosińskiego. Jego cechą charakterystyczną był duży zegar, niejako symbol naszego miasta, który przed wojną znajdował się po drugiej stronie ulicy na posesji numer 23 należącej do zegarmistrza Richarda Happa. Całe miasto i przyjezdni według tego zegara ustawiało swoje czasomierze. Uznawano, że jest on najdokładniejszy i takowym był. Dla wszystkich udających się na dworzec kolejowy był regulatorem szybkości przemierzania trasy. Osobiście pamiętam, jak dojeżdżałem do szkoły, to z chwilą zobaczenia wskazówek przyspieszałem lub zwalniałem tempo marszu. Niekiedy nawet biegiem leciało się do samego dworca by zdążyć na punktualnie jeżdżące wówczas pociągi. Kiedy zegara zabrakło, gdyż miasto nie chciało go odkupić od właściciela przechodzącego na emeryturę i likwidującego w związku z tym warsztat, mieszkańcy nie mogli się oswoić z brakiem symbolu punktualności. Został on sprzedany poza Strzelno. Dopiero w latach osiemdziesiątych podobny zawisnął przy Ducha pod numerem 3 w nowo powstałym zakładzie zegarmistrzowskim.


Obecnie w części parterowej tejże posesji znajduje się sklep odzieżowy. Wcześniej handel odzieżą używaną prowadziła tutaj Milenia Jackowska, a przed nią jej rodzice Graczykowie prowadzili sklep spożywczy. Tę działalność poprzedził ich syn, który handlował tutaj częściami motoryzacyjnymi. Dawną część zachodnią podwórza, gdzie znajdował się stary budynek mieszkalny dla służby oraz budynki gospodarcze ze stodołą, pod koniec lat 70. przejął Skarb Państwa i po rozbiórce budynków wystawiono drugą halę fabryczną istniejącej obok Spółdzielni Synteza. Po upadku Syntezy prowadziła tutaj działalność firma zajmująca się zaopatrzeniem diabetyków w zdrową żywność, a na początku nowego tysiąclecia powstał tu sklep sieci Pepko.

piątek, 13 grudnia 2019

Spacerkiem po Strzelnie - cz. 63 Ulica Świętego Ducha - cz. 18



Przechodząc ulicę Styczniową stajemy przed dużą posesją, którą zajmuje kamienica mieszkalna z lat 20. XX w. Wybudowana ona został w epoce, którą w architekturze nazywamy modernizmem. Ówcześni projektanci zakładali, że o pięknie budynku stanowi głównie jego funkcjonalność. Jednym z haseł modernizmu była maksyma mówiąca, iż forma wynika z funkcji, a cechą dążenie do minimalizmu: „mniej znaczy więcej“ oraz „ornament to zbrodnia“. Budynek stanowić miał dzieło abstrakcyjne. Wszelki ornament był odrzucany. W Strzelnie mamy kilkanaście budynków, które powstały w tym stylu, m.in.: była przychodnia (Kasa Chorych), szpital, dom Baschwitza (Powstania Wielkopolskiego 12), domy Lippmannów (Rynek 20, Szkolna 2), dom przy Sportowej 10. Również do tej epoki zaliczamy wszystkie budynki powstałe po 1945 r., w przedziale czasowym do 1975 r. (Osiedle 1000-Lecia). 

„Dziennik Bydgoski“ z 5 sierpnia 1928 r. donosił, że Plagens ze Strzelna przystępuje do budowy domu piętrowego, który stawia przy ulicy Świętego Ducha narożnik z ulicą Styczniową. Budowa szła w iście błyskawicznym tempie, gdyż już wiosną roku następnego Plagensowie zasiedlili nowy dom. Jego cechą charakterystyczną jest wykusz przyklejony centralnie na osi frontowej, zwieńczony balkonem, na który wychodziło się z mansardy. Całość nakryta jest ceramicznym, dwuspadowym dachem, przykrywającym użytkowe poddasze. Z boku wejście główne poprzedza kryta, murowana weranda. W części podwórzowej, od strony północnej przybudowana jest do budynku piętrowa oficyna z płaskim papowym dachem.

Strzelno ok. 1914 r. Po lewej stronie widoczny solidny murowany parkan oraz szczyt parterowego domu Plagensa z napisem w językach polskim i niemieckim "Wolny wjazd".


Ta dość obszerna parcela oznaczonej współcześnie numerem 24, a dawniej numerem policyjnym 55 poza kamienicą mieści dzisiaj sklep wielkopowierzchniowy sieci „Biedronka“ i kwiaciarnię „Róża“. Przylega do niej usytuowany na sąsiedniej parceli pawilon handlowy sieci „Pepko“. Pierwszym znanym właścicielem parceli zabudowanej szynkiem, czyli karczmą był zapisany w 1800 r. Polak-katolik, szynkarz Markowski. Jak długo tu gospodarzył? Prawdopodobnie do połowy XIX w. Po nim rozpoczął tu działalność ślusarz Weigelta, którego znajdujemy tutaj w 1889 r. Zapewne zamieszkał w tym miejscu wcześniej. Był z pochodzenia Niemcem wyznania ewangelickiego. Urodził się w 1830 r. i nosił trzy imiona Johan Friedrich Wilhelm Weigelt. W 1853 r. poślubiła w Strzelnie młodszą od siebie o 7 lat Johanne Charlotte Daust. Zapewne wówczas nabył od szynkarz Markowskiego posesję przy ul. św. Ducha i założył w tym miejscu firmę ślusarską. Zakład jego specjalizował się w obsłudze okolicznego rolnictwa, w zakresie budowy prostych narzędzi, maszyn i urządzeń, wykorzystywanych w pracach polowych oraz napraw.

Rozwój z początku stosunkowo małego zakładu nastąpił za rządów nowego właściciela Johana Heinricha Plagensa. W 1895 r. w księdze adresowej spotykamy piszącego się jednym imieniem Heinricha Plagensa, właściciela Maschinenbauanstalt. Prawdopodobnie działalność w tym miejscu rozpoczął nieco wcześniej, gdzieś pomiędzy 1889, a 1895 r. Johan Heinrich Plagens urodził się w 1857 r. i był Niemcem wyznania ewangelickiego. Jego rodzicami byli Christop i Anna Rosine Bleich. W 1882 r. poślubił w Strzelnie Amalie Julianne Mutschler, córkę zamożnych bauerów ze Sławska Dolnego Christopha i Charlotty z domu Würtz.

Strzelno ok. 1929 r. Zabudowania fabryczne firmy Plagens i nowo postawiony, jeszcze nie otynkowany dom. 
Plagens po wybudowaniu hali produkcyjnej i warsztatów naprawczych, uruchomił w nich produkcję maszyn rolniczych. Firma specjalizowała się w produkcji wialni i młynków do zboża, a także narzędzi uprawowych. Pamiętam, że jeszcze na początku lat siedemdziesiątych XX w. natknąłem się na wialnię firmy Plagens w Pomocniczym Gospodarstwie Rolnym w Bielicach, a później również w PGR w Markowicach. Wiele starych - ale na chodzie - wialni mieli okoliczni rolnicy. Wszystkie one posiadały wewnątrz etykiety znamionowe z nazwą niemiecką, Strelnoer Maschinenfabrik Heinrich Plagens w Strzelnie i numerem kolejnym urządzenia.

Firma Plagensa posiadała również zestawy omłotowe: młocarnia, elewator i lokomobila, czyli maszyna parowa służąca do napędu zestawu omłotowego, którymi świadczył usługi omłotowe po okolicznych majątkach i chłopskich gospodarstwach rolnych. Plagens zaliczał się do grupy najbogatszych strzelnian. Był aktywnym działaczem miejskim, radnym miejskim, współzałożycielem Ochotniczej Straży Pożarnej w 1900 r. w Strzelnie. Miał liczną bo 14 osobową rodzinę. Dawał zatrudnienie wielu Polakom, ale i również Niemcom.

W tym miejscu warto zatrzymać się na chwilę i przywołać dziewiętnastowieczną wielokulturowość ówczesnego Strzelna, a nawet tę z lat międzywojnia. Jej trzon zasadniczy stanowili Polacy oraz dwie mniejszości, Niemcy i Żydzi. Sami Niemcy przewijali się przez miasto już od czasów średniowiecza, a byli nimi wrocławscy norbertanie i to zarówno prepozyci, jak i ojcowie zakonni zarządzający dobrami klasztornymi i samym miastem. Wraz z pierwszym rozbiorem, to jest po 1772 r. do miasta zaczęli napływać urzędnicy pruscy wraz z rodzinami, a także kupcy. Obok nich osiedlali się również Żydzi. Te trzy nacje stopniowo zaczęły się do siebie przyzwyczajać, by ostatecznie wspólnie zarządzać miastem, zasiadając w radzie miejskiej oraz będąc członkami magistratu. Przykładem wspólnych idei może być rok 1848 i Wiosna Ludów, choć i wówczas zdarzały się, delikatnie mówiąc, niesnaski. Podczas wielu uroczystości stawali w jednym szeregu: proboszcz, pastor i rabin, okazując wzajemną sympatię i życzliwość. Mieszkali tutaj również pojedynczy przedstawiciele innych narodowości, jak chociażby mleczarz Szwajcar Ruoss, czy pół Francuz Jacob. W okresie międzywojennym w Strzelnie zamieszkali również przedstawiciele innych narodowości. Byli nimi Ukraińcy, a także Francuz, fotograf Sivan. Jest to temat rzeka i wymagałby oddzielnego opracowania. Przed laty napisałem kilka artykułów o strzeleńskich Żydach, o Jacobie, Ruossach, a także o Sivanie i ukraińskiej rodzinie Kropenków, również i o Niemcach. Niemniej jednak temat wymaga oddzielnego potraktowania i kompleksowego opracowania. Może jeszcze kiedyś przysiądę i zdążę go opracować, gdyż warty on jest zachodu. W tym naszym niewielkim miasteczku, w niewielkiej jego przestrzeni stały obok siebie kościoły katolickie, zbór protestancki, synagoga, a także szkoły: katolicka, ewangelicka i żydowska…      

W podpisie obwieszczenia błędnie wstawiona literka "S" zamiast "P" - Powiatowy.
Wracając zaś do niemieckiej rodziny Plagensów, 30 marca 1928 r. rodzinny interes fabryczny przejął po ojcu Heinrichu, syn Richard. Nastąpiło to oficjalnie z prawnymi zobowiązaniami i zmianą wpisu w tutejszym rejestrze handlowym. Dotychczasowa Strelnoer Maschinenfabrik Heinrich Plagens otrzymała nowe brzmienie: H. Plagens Fabryka Maszyn w Strzelnie, a jej właścicielem został technik maszyn Richard Plagens. Wówczas też, wcześniej ustanowiona i sprawowana przez niego nad fabryką prokura została zniesiona. Młody prężny właściciel wkrótce przystąpił do budowy nowego domu, o czym było wyżej.

Strzelno, początek lat 60. XX w. Zabudowania Państwowego Ośrodka Maszynowego na bazie posesji Plagensa.
Firma Plagensa prosperowała do 1945 r., a po wojnie na jej bazie zostały utworzone, następujące po sobie dwie kultowe firmy. Zostały one niemal wszyte w ówczesne sytuacje gospodarcze, to jest kolektywizację wsi oraz w dekadzie Gierka. Pierwszą firmą był GOM - Gminny Ośrodek Maszynowy, który następnie przekształcony został w POM - Państwowy Ośrodek Maszynowy. Stał się on największy w powiecie mogileńskim i służył do obsługi rolnictwa państwowego i spółdzielczego. Swym zasięgiem obejmował gminy Strzelno-Północ i Strzelno-Południe. Posiadał także drugą bazę przy ulicy Powstania Wielkopolskiego, utworzoną po niemieckiej firmie budowlanej Juliusa Küchla. Pod koniec lat sześćdziesiątych wybudowano przy Szosie Konińskiej nowe hale i zaplecze socjalno-biurowe, natomiast w miejscu po POM-ie przy ulicy Świętego Ducha od 1968 r. zaczęto szukać inwestora.

Synteza


W końcu, jak to bywało w tamtym systemie polityczno-gospodarczym, wojewódzka władza partyjna w porozumieniu z Centralnym Związkiem Spółdzielczości Pracy poleciła Spółdzielni Pracy Tworzyw Sztucznych Synteza w Bydgoszczy, by ta podjęła się uruchomienia zakładu produkcyjnego w Strzelnie. I stało się, że po blisko dwuletnich pracach inwestycyjnych w 1974 r. uruchomiono wyczekiwany zakład. Przez blisko trzy dekady w latach od 70. do końca 90. minionego stulecia działał on, a jego załogę w 95 % stanowiły kobiety. Mężczyźni to kierownik Bolesław Dopierała, jego zastępca Jan Leszczyński i kilku z obsługi technicznej (mechanicy, elektrycy, kierowca). Pełna nazwa tej firmy brzmiała: Spółdzielnia Pracy Tworzyw Sztucznych Synteza w Bydgoszczy, Zakład Produkcyjny Nr 2 w Strzelnie. My strzelnianie nazywaliśmy ją po prostu Synteza.






Dzięki przetrwaniu do dzisiejszych czasów kilkunastu zdjęć z uroczystości otwarcia nowego zakładu, możemy odbyć sentymentalną podróż do tamtych czasów, czyli roku 1974. Wiele postaci utrwalonych na zdjęciach możemy rozpoznać. W tej uroczystości udział brały władze powiatowe i miejskie, radni, przedstawiciele Zarządu Syntezy z Bydgoszczy, kierownictwo zakładu, pracownicy oraz zaproszeni dyrektorzy innych firm strzeleńskich.


Kierownik Zakładu Bolesław Dopierała tłumaczy zasady funkcjonowania wtryskarki komendantowi MO Henrykowi Michalskiemu. Z tyłu za Dopierałą, Tadeusz Lewandowski, a w prawo od niego Kazimierz Namieśnik - urzędnicy miejscy.

Radna miejska Irena Nadolska, a po prawej Józef Białęcki, wiceprezes GS.





Strzeleńska Synteza specjalizowała się w produkcji plastikowych zabawek. Były to miniatury samochodów różnych typów marki Star, czyli ciężarowych: skrzyniowe, pod plandeką, chłodnie, drabiny strażackie, do przewozu cementu, paliwa, wywrotki itd., itp. Wytwarzano również inne modele oraz wyroby z plastiku, ale najbardziej kultowymi zabawkami z PRL produkowanymi w Strzelnie były owe Stary.

Technologia produkcji była stosunkowo prosta. Głównym urządzeniem były wtryskarki do plastiku, które pod wysokim ciśnieniem podawały uplastyczniony i płynny plastik poprzez dysze do specjalnych form metalowych, wyfrezowanych na kształt kabiny, podwozia, skrzyni, kół i tym podobnych elementów przyszłej zabawki. Cała obróbka elementów plastikowych i ich składanie w zabawkę to manufaktura, czyli ręczna praca kobiet, którą możemy podejrzeć dzięki zachowanym zdjęciom. Strzeleńska Synteza była czwartym prawie od podstaw zbudowanym zakładem produkcyjnym w Strzelnie, w dobie PRL-u (po Elewatorze PZZ, POM-ie i Inofamie). Później powstały filie zakładów Prebud i Spomasz. Ale to już inna historia…


Po przemianach ustrojowych spadł popyt na tego typu produkty, zabrakło odbiorców zagranicznych i zakład pod koniec lat dziewięćdziesiątych padł. Wówczas teren ten został zakupiony przez spółkę akcyjną Jeronimo Martins Dystrybucja i powstał w tym miejscu sklep dyskontowy - Biedronka. Obecnie na parceli oznaczonej numerem 26 obok dyskontu Biedronka i parkingu dla klientów funkcjonuje Kwiaciarnia „Róża“ będąca własnością prywatną. Po Plagensie pozostał dom stanowiący zasoby Gminy Strzelno. Zarządzany on jest przez ZGKiM.

środa, 11 grudnia 2019

Spacerkiem po Strzelnie - cz. 62 Ulica Świętego Ducha - cz. 17



Niepozorny, parterowy dom, których w Strzelnie jest mnóstwo, przykuje dzisiaj na krótko naszą uwagę. Zapytałby ktoś, dlaczego na krótko? Czyżby miejsce to nie miało swojej historii? Otóż na krótko, dlatego, że w naszym mieście są takie miejsca, które pomimo swego wewnętrznego bogactwa kulturowego, po prostu, nie posiadają tego czegoś, co przyciągałoby przeciętnego czytelnika do zgłębiania o nim wiedzy. Nie mieszkali tutaj ani bogaci, ani wybijający się mieszczanie. Nie wiązały się z tym miejscem żadne tajemnice, sensacje, czy wydarzenia godne szczególnej uwagi. Rzec można, mieszkali tutaj ludzie przeciętni utrudzeni codzienną pracą i wychowaniem dzieci. Ale… No właśnie, i w takich miejscach warto się zatrzymać, opowiedzieć o nich krótko, a to dlatego, że jak nie ja, to kto, opowie, zapisze i tym samym zachowa dla potomnych - cienie tych nierozpoznawalnych na co dzień miejsc.

W sierpniu gość, który zajrzał na bloga i przeczytał jeden z artykułów historycznych, tak oto skomentował go:
- I kogo to obchodzi? Jakieś wypierdziane, opierdziane kamienie? Liczy się dziś i jutro… historia jakiegoś zapyziałego kraiku i jakiegoś zad… Strzelna tyle znaczy, co pył. Po z górą trzech miesiącach wracam do tego komentarza, gdyż z jednej strony on mnie ubawił, a z drugiej zmobilizował - pomimo takiej nieprzychylnej opinii - do odkrywania historii naszej małej ojczyzny, która spokojnie sobie drzemie na kartkach przeze mnie już dawno temu zapisanych… 


Ciągłą zabudowę dotychczas przemierzonej spacerkiem ulicy Świętego Ducha przerywa nagle jednokierunkowa ulica Styczniowa. Nazwa tej ulicy została nadana w 1920 r., w trakcie przywracania polskich nazw miejscowościom i ulicom w miastach byłego zaboru pruskiego. Była to jedyna w mieście ulica, która nie posiadała swojej nazwy, dlatego ją wybrano, by nazwać ulicą 2 Stycznia. W opisie ideowym nazwa ta nawiązuje do wydarzeń z dnia 2 stycznia 1919 r., czyli do walk wyzwoleńczych i zrzucenia jarzma niewoli pruskiej po jej 146 latach trwania. Tą ulicą oddział sierż. Mieczysława Słabęckiego z formacji ppor. Pawła Cymsa prowadzony były przez zwiadowców ze strzeleńskiego „Sokoła“ w ulicę Cegiełkę, skąd przeprowadzono wypad na siedzibę Grenzschutzu mieszczącą się w budynku Vereinhausu (obecny Dom Kultury). Z czasem inaczej nie pisano i nie mówiono o tej ulicy jak tylko Styczniowa, z pominięciem daty dziennej. Spowszedniała ta nazwa do tego stopnia, że już po 1945 r. inaczej jej nie określano, jak tylko Styczniowa i tak pozostało do dziś.
   
Od strony północnej do ulicy Styczniowej przylega posesja, o której dzisiaj opowiem. Oznaczona jest ona numerem 24, w przeszłości policyjnym 57. Stanowi ona w części z parterową oficyną pierzeję północną ulicy Styczniowej, łączącej Świętego Ducha z ulicą A.A. Michelsona, a onegdaj ulicą Stodolną. Cała ta pierzeja była przypisana według numeracji policyjnej do ulicy Świętego Ducha i znajdujący się na niej środkowy, parterowy budynek mieszkalny oznaczony był tym samym numerem policyjnym - Heilligengeiststrasse (Świętego Ducha) 56.

Jak już wspomniałem, parterowy dom swą architekturą, czy raczej wyglądem nie przykuwa szczególnej uwagi. Nakryty jest dwuspadowym dachem pokrytym cementową, szarą dachówką i zarówno z wyglądy, jak i metryki budowlanej jest budowlą blisko 150-letnią. Po stronie północnej domostwa znajduje się salon fryzjersko-kosmetyczny „Viola“.  


Już w 1800 r. na całej parceli znajdowały się dwie posesje. Pierwsza od Ducha należała do bednarza Romanowicza, Polaka-katolika, po którym dom nabył wymieniany w 1889 r. kupiec żydowski Abram. W latach zaborów i międzywojnia mieszkał tutaj Edmund Boesche - fryzjer. Później po wojnie w pamięci mej zapisał się krawiec Lewandowski. Obecnie budynek znajduje się w zasobach gminnych i administrowany jest przez Zarząd Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej w Strzelnie.

Druga część parceli ciągnąca się do ulicy Michelsona, oznaczona dawniej numerem policyjnym 56, a obecnie ulica Styczniowa 1, w 1800 r. należała do garncarza Kasprowicza, Polaka-katolika. Od niego nabył nieruchomość izraelita Schachmann. Jego  spadkobierca Salomon Schachmann wymieniony w 1910 r. wybudował tutaj nowy dom. Obecnie nieruchomość ta znajduje się również w zarządzie ZGKiM.

wtorek, 3 grudnia 2019

Rok 1947 - 800-lecie Strzelna


Ostatnio trafiła w moje ręce gazetka ścienna z kilkudziesięcioma zdjęciami, z których większość została zrobiona 21 września 1947 r. w Strzelnie, dokumentującymi uroczyste obchody 800-lecia Strzelna. Przypomniały mi one, że posiadam w swoich zbiorach „Głos Wielkopolski“, na łamach którego odnotowano przygotowania do obchodów oraz relację z ich przebiegu. Zdjęcia stanowiły własność przewodniczącego komitetu obchodów Franciszka Lasockiego, a udostępniła mi je koleżanka mojej małżonki Lidii, Bogumiła Kwiatkowska. Zeskanował je Heliodor Ruciński, gdyż mój skaner nie mógł sobie poradzić z lepszą jakością odbitek. Zatem, dziś przywołuję te obchody, o których, bez tak bogatej ilustracji pisałem na starym blogu przed kilkoma laty.

   


Nasi przodkowie tuż po zakończeniu II wojny światowej obchodzili uroczyście 800-lecie Strzelna. Według ówczesnej wiedzy rocznica ta miała związek z dokumentem trzemeszeńskim, z bullą konfirmacyjną wystawioną przez papieża Eugeniusza III w 1147 r., w której jest mowa o Strzelnie. Rzecz w tym, że późniejsi badacze owe Strzelno z bulli utożsamili z miejscowością Strzelce w pobliżu Brdy. Do dziś zdarza się, że ta stara interpretacja dokumentu jest niekiedy błędnie przywoływana i stosowana jako pewnik, co m.in. miało miejsce przed kilku laty, kiedy to jedna z firm reklamowych na szpecącej Rynek tablicy odnotowała informację, że Strzelno zostało założone przez kanoników trzemeszeńskich. Ówczesna moja interwencja u władz miejskich nie przyniosła skutku i badziewie z błędną informacją wisiało aż do ostatnich wyborów samorządowych.

W 1947 r. prasa wielkopolska donosiła w miesiącu wrześniu, że w Strzelnie działał Komitet Obchodu 800-lecia powstania miasta Strzelna i odbył on kilka posiedzeń, na których ustalono program uroczystości jakie w skromnych rozmiarach odbędą się pod protektoratem wojewody Stefana Brzezińskiego w dniu 21 września 1947 r. Komitet obchodu powstał z inicjatywy przewodniczącego Miejskiej Rady Narodowej Al. Puchały i skupiał przedstawicieli wszystkich sfer ludności. Przewodnictwo sprawował Franciszek Lasocki, a do prezydium weszli: burmistrz Stefan Wiśniewski i Kociołł. Na uroczystości w dniu 21 września zapowiedział swój przyjazd minister Administracji Publicznej Edward Osóbka-Morawski.

Wówczas tak uzasadniano ów jubileusz: Jak ze starych kronik wynika, Strzelno zostało założone w r. 1147. Bez specjalnych trudności dało, się stwierdzić, że przed założeniem osiedla pobudowany był na tym miejscu wielki klasztor Cystersów i dopiero wokoło niego powstawały domki kupców rzemieślników i służby klasztornej. To dało początek dzisiejszemu Strzelnu. Z powodu przynależności zakonnej tak klasztor strzeliński, jak i osiedle należało przez blisko 100 lat do opata trzemeszeńskiego. Dopiero w r. 1231 udało się starszym osiedla uzyskać prawa miejskie, a tym samym i wyzwolić się spod władzy opata.

Z kronik kościelnych przeważnie dowiadujemy się, że miasto nawiedzały liczne pożary, które zniszczyły doszczętnie stare budowle tak, że do dni dzisiejszych miasto zachowało nowszą już architekturę. Największa plaga pożarów nawiedziła miasto w okresie potopu szwedzkiego. W dawnych czasach rozwijał się tu przeważnie przemysł młynarski, co wnioskować można z zachowanych wzmianek o przywilejach królewskich i biskupich dla wielu młynów. Gdyby nie te wzmiankowane plagi pożarów, Strzelno niewątpliwie wkroczyłoby w nasze czasy jako miasto większe.

Mimo to jednak Strzelno było przez szereg lat miastem powiatowym. Dopiero w okresie międzywojennym, przy podziale administracyjnym państw, powiat rozdarto na 2 części, przydzielając jedną ze Strzelnem do mogileńskiego, drugą zaś z prastarą Kruszwicą do inowrocławskiego. Nie zrażając się tą degradacją, ludność miasta przechowuje do dnia dzisiejszego tradycje świetności swego kujawskiego grodu. Organizowana obecnie uroczystość 800-letniego jubileuszu odświeży niewątpliwie te stare tradycje. Na podkreślenie zasługuje fakt, że mieszkańcy nie zrezygnowali ze starań o ponowne reaktywowanie pow. strzeleńskiego i przywrócenie miastu związanych z tym urzędów.
(„Głos Wielkopolski“, 1947.08.30, Nr 238)

Cytując „Głos Wielkopolski“ z 24 września 1947 r. Nr 263 dowiadujemy się o wielkim dniu Strzelna. Otóż 21 września niedzielne uroczystości w Strzelnie z okazji 800-lecia istnienia miasta odbyły się przy udziale wielotysięcznych rzesz mieszkańców miasta i okolicy. Rząd reprezentował p. Wojewoda Poznański Stefan Brzeziński. Z przedstawicieli władz i organizacji przybyli pp. wiceprzewodniczący Wojewódzkiej Rady Narodowej Tkaczyk, naczelnicy Wydziałów Wojewódzkich Szczepański i dr Dembowski, starosta mogileński Szumlakowski, z ramienia Związku Walki Zbrojnej o Niepodległość i Demokrację płk Róg-Mazurek, Woj. Inspektor Pożarnictwa ppłk Busza i inni.







Gości przywitały władze miejskie u bram Strzelna, po czym ulicami' przybranymi bogato w zieleń i transparenty udano się na boisko miejskie, gdzie w imieniu zgromadzonych delegacji związków, organizacji społecznych i młodzieży powitał Wojewodę p. Lasocki, przewodniczący Komitetu Obchodu 800-lecia Strzelna. Z kolei uczestnicy uroczystości zgromadzili się na obszernym dziedzińcu bazyliki św. Trójcy, gdzie wysłuchano krótkiego przemówienia ks. biskupa sufragana Bernackiego z Gniezna. Pontyfikalną mszę św. celebrował ks. Biskup w asyście duchowieństwa, a kazanie okolicznościowe wygłosił proboszcz katedry gnieźnieńskiej ks. Klimecki.






Efektownym przeglądem sił organizacyjnych ziemi strzelińskiej tyła defilada w godzinach południowych, którą odebrał w otoczeniu przedstawicieli władz Wojewoda Poznański. Główną ulicą miasta przemaszerowały dobrze prezentujące się oddziały stowarzyszeń społecznych, przysposobienia rolniczo-wojskowego, młodzieży szkolnej, stronnictw politycznych, towarzystw kupieckich itp. Po defiladzie odbyła się publiczna akademia na boisku sportowym, w czasie której wygłosił przemówienie wojewoda Stefan Brzeziński. Nawiązując do 800-letniej historii Strzelna, mówca powiedział m. in.:
„Przeszłość miasta Strzelna i jego historia świadczy, że tworzyły je najbardziej uświadomione jednostki spośród narodu polskiego, umiejące kłaść granitowe fundamenty organizacji miejskiej, opartej o własne w duszy polskiej wytworzone zasady prawne. Tym samym zadany został kłam odwiecznym twierdzeniom wrogów, że początków wszelkiej organizacji prawnej szukać należy w prawie niemieckim. Zresztą nie tylko samo miasto, ale i okolica bogata w wykopaliska i w zabytki przeszłości dowodzi kulturalnej mocy twórczej tych pierwszych założycieli naszego Państwa, którzy tu działali przed wiekami.










Dalsza historia miasta, a w szczególności hart ducha w okresie zaborów i okupacji potwierdzają, że pomimo ogromnego nacisku niemczyzny, miasto, opierając się na swych starych tradycjach, wytrwało i doczekało się Nowej Polski. Przywiązanie miasta do tradycji, uwydatnia się w utrzymywaniu historycznych zabytków z prawdziwym pietyzmem. Mury św. Prokopa i kościoła pod wezwaniem św. Trójcy to jedne z najstarszych wzorów budownictwa polskiego, co potwierdziły ostatnio dokonane odkrycia przez kustosza Kempińskiego, a które zaczynają interesować nawet zagranicę. Są one jeszcze jednym dowodem na wskroś rodzimych podkładów kulturalnych, tkwiących w duszy ludu polskiego tu zamieszkałego“.

Życząc miastu dalszego rozwoju, Wojewoda Brzeziński zapewnił, że wszelkie poczynania i wysiłki jego mieszkańców, mające na celu dobro miasta, zawsze znajdą u władz rządowych pełne zrozumienie i poparcie. Mówca zakończył okrzykiem na cześć Rzeczypospolitej i Prezydenta Bieruta.

Z kolei odczyt na temat przeszłości Strzelna wygłosił prof. Grząbka, przedstawiając w skrócie historię miasta i jego najstarszych zabytków kultury. Pierwszą część akademii zakończono odczytaniem telegramów hołdowniczych do Prezydenta Bieruta, do premiera Cyrankiewicza, do Ministra Administracji Publicznej i do Ministra Rolnictwa i Reform Rolnych. W czasie akademii śpiewał chór „Harmonia” pod dyr. p. Rucińskiego.




Nadzwyczajne posiedzenie Miejskiej Rady Narodowej w Strzelnie otworzył jej przewodniczący p. Puchała, zapraszając do prowadzenia obrad wiceprzewodniczącego WRN. p. Tkaczyka, który wygłosił krótkie przemówienie okolicznościowe. Niezwykle wzruszającym momentem było uroczyste wręczenie dyplomów pamiątkowych trzem najstarszym obywatelom miasta Strzelna. Wręczenia dokonał w imieniu Prezydenta RP p. Tkaczyk. Seniorami Strzelna są: p. Jakub Wieliński - pilarz tartaku (lat 87), p. Ignacy Maciejewski, drukarz (lat 88) i p. Jan Konkiewicz, rzeźnik (lat 92).

Na wniosek prezydium MRN. Rada uchwaliła wysłanie depeszy gratulacyjnej do prezydenta Moskwy z okazji zbiegnięcia się uroczystości 800-lecia stolicy ZSRR z analogiczną rocznicą istnienia miasta Strzelna. Depeszę postanowiono wysłać na ręce ambasadora Lebiediewa w Warszawie.

Publiczne posiedzenie MRN. zakończono odśpiewaniem „Roty". Resztę programu uroczystości strzelińskich wypełniły w godzinach popołudniowych zawody sportowe i zabawa ludowa.