czwartek, 28 lutego 2019

Zbrodnie, które wstrząsnęły Strzelnem - cz. 4. Śmierć wśród szkarłatnych róż - cz. 2



W pierwszej części opowieści o szkarłatnych różach i zabójstwie sprzed lat dowiedzieliśmy się o tragicznym w skutkach wydarzeniu jakie dotknęło dwie strzeleńskie rodziny. I to tak tragicznym w skutkach, że to, co się stało w ogrodzie przy ówczesnej ulicy Polnej miało późniejszy ogromny wydźwięk w dalszych losach członków obu rodzin. Przez ponad pół roku tematem tym żyło całe miasto oraz region. Dopiero odgłosy zbliżającej się wojny przyćmiły to wydarzenie. Niemniej jednak, obu rodzinom echa wydarzenia spędzały niejeden sen z powiek.

Śmierć wśród szkarłatnych róż - cz. 2

Kontynuując owe wydarzenia z 25 czerwca 1938 roku i rozwijając temat dopowiem, że z chwilą wydzierżawienia ogrodu, na tle punktu umowy mówiącym o prawie właściciela do ścinania róż, dochodziło do ciągłych waśni. Początkowo były to zaledwie uwagi Patelka, który zauważał, że on z tych róż nie ma żadnego pożytku. Później dochodziło do niestosownych uwag. Zapewne, gdy sporny punkt umowy był bardziej uszczegółowiony nie dochodziłoby do sporów. Ale…?

Tego dnia, a była to sobota, w piękne i słoneczne przedpołudnie najstarszy 17-letni syn Eliszewskich, Stanisław, wszedł do ogrodu, w którym od rana pracował dzierżawca Feliks Patelak. Stanisław na wcześniejsze polecenie ojca zaczął ścinać pięknie rozkwitające czerwone róże. Sporo musiał tego naciąć, co zaniepokoiło Patelaka, który energicznie zaprotestował:
- Przestań ścinać mi te róże, gdyż na dzisiaj mam poważne zamówienie na bukiety, a tu już większość róż ściąłeś.
- Co pan nie powie, ojciec kazał mi naciąć róż, co czynię zgodnie z zawartą umową, która mówi, iż mogę w miarę potrzeb korzystać z części różanej ogrodu i nic panu do tego! - krzyknął Stanisław w kierunku podenerwowanego ogrodnika.


Posesja i ogród przy obecnej ul. Tadeusza Kościuszki w Strzelnie, świadkowie tragicznej zbrodni.
 Między obojgiem wywiązała się kłótnia, która była na tyle głośna, iż wywołała z domu ojca Stanisława, Franciszka Eliszewskiego. Patelak w kierunku nadchodzącego właściciela zaczął również wylewać w sposób złośliwy swoje uwagi i żale. Musiała ta cała awantura solidnie zdenerwować seniora Eliszewskiego, który polecił synowi:
- Stasiu biegnij do domu i przynieś mi leżący w szufladzie biurka browning! Ja mu zaraz pokażę, kto tu rządzi, jest właścicielem i do kogo należą róże.

Obaj adwersarze musieli dalej kontynuować ostrą wymianę zdań, gdyż złość Franciszka sięgnęła zenitu, a gdy wrócił Stanisław z pistoletem, ojciec wyrwał go z rąk syna i nie zastanawiając się długo oddał z bliska w kierunku ogrodnika dwa strzały. Jedna z kul trafiła Patelaka w pierś, druga w skroń, raniąc go śmiertelnie. Obaj mężczyźni widząc co się stało zbiegli z miejsca zbrodni do domu, gdzie próbowali się ukryć. Zaalarmowani wystrzałami sąsiedzi powiadomili posterunek policji o zdarzeniu. Przybyli na miejsce stróże prawa zabezpieczyli zwłoki ogrodnika i miejsce zdarzenia do czasu przybycia komisji sądowo-lekarskiej. Wkrótce wyprowadzono z domu Franciszka i Stanisława, aresztując ich i osadzając w areszcie śledczym.


O epilogu krwawego sporu o róże dowiadujemy się w styczniu roku następnego. Sprawa dokonanego zabójstwa była przedmiotem rozpraw przed Sądem Okręgowym w Gnieźnie, który obradował na sesjach wyjazdowych w Strzelnie, odbytych w dniach 14 i 20 stycznia 1939 r. Akt oskarżenia zarzucał Franciszkowi Eliszewskiemu, że ten dnia 25 czerwca 1938 r. dokonał zabójstwa na osobie Feliksa Patelaka, oddając do niego 3 strzały (pierwotnie stwierdzono 2 strzały). Stanisław Eliszewski zaś oskarżony był o współudział w zbrodni przez to, że na wezwanie ojca dostarczył mu nabity browning, jak również i o to, że uzbroiwszy się w łopatę, zaatakował śp. Patelaka, zadając mu ranę w tylną część głowy, na skutek czego nastąpiło pęknięcie podstawy czaszki. O tym wątku nie informowała prasa, zapewne wyszedł on w trakcie prowadzonego śledztwa.

Sąd po przesłuchaniu 9 świadków uznał winę oskarżonych w zupełności za udowodnioną i skazał Franciszka Eliszewskiego na 6 lat więzienia, a oskarżonego Stanisława Eliszewskiego na umieszczenie w domu poprawy.

Zdawałoby się, że temat można byłoby zakończyć, jednakże wkrótce dowiadujemy się za pośrednictwem prasy, że po tygodniu od ogłoszenia wyroku w szpitalu więziennym zmarł zabójca Patelaka, Franciszek Eliszewski. Przyczyną jego zejścia było przejście udaru serca, czyli tzw. zawału. Jak skomentował to zdarzenie ówczesny korespondent prasowy, do zgonu przyczynił się niewątpliwie rozstrój nerwowy zmarłego, który przed tygodniem odpowiadał za swój zbrodniczy czyn i skazany został przez Sąd Okręgowy na 6 lat bezwzględnego więzienia. Niewątpliwie była to główna przyczyna zgonu Franciszka, który musiał strasznie przeżyć całe to wydarzenie, odsiadkę przedprocesową, no i sam wyrok. Serce nie wytrzymało i pękło.


O wdowie Patelakowej niewiele mi się udało znaleźć informacji. Jedynie to, że już po wojnie zajmowała się również tym czym jej śp. małżonek, czyli ogrodnictwem. Między innymi dzierżawiła ogród od Fredyków, który znajdował się przy ulicy Powstania Wielkopolskiego.

Z przekazanych mi informacji wiem, że Stanisław Eliszewski przez kilkanaście lat płacił coś w rodzaju „alimentów” rodzinie Patelak. Według wiarygodnych źródeł, u Eliszewskich mogło nie być w domu na chleb, ale na te swoiste zadośćuczynienie musiało być. Owe dobrowolne wspieranie przesyłane było przekazami pocztowymi. Czy to było z nakazu sądowego, czy z własnej woli, dziś nie sposób już ustalić. Zapewne Stanisław czuł się w obowiązku - za przedwcześnie zmarłego ojca - regulować owe „alimenty”. Być może były one przedmiotem niepisanej umowy, a może formą zmycia z rodziny Franciszkowego grzechu.

Koniec części – 2. ostatniej