czwartek, 27 lutego 2020

O Helenie z Kościelskich Potworowskiej, pani na Bożejewicach


12 marca 1911 r., w numerze 11. ilustrowanego tygodnika polityczno-literackiego „Praca“ opublikowano Wspomnienie pośmiertne, którego autorem była osoba posługująca się pseudonimem literackim „Iry“. Z pięknych słów wspomnieniowych dowiadujemy się, iż wspominana jest Helena z Kościelskich Potworowska, pani na Bożejewicach i Kosowie. Pseudonim literacki „Iry“, którym podpisano wspomnienie, nosiła polska literatka, działaczka niepodległościowa Irena Stablewska. Pochodziła ona ze znakomitej wielkopolskiej rodziny i była córką Stanisława, ziemianina, ostatniego polskiego Marszałka Sejmiku Prowincjonalnego i Stanisławy z domu Sczanieckiej. Jej wujem był Florian Stablewski, arcybiskup metropolita gnieźnieński i poznański oraz prymas Polski.

Nieistniejący dwór Kościelskich w Bożejewicach na Kujawach. 
A kim była sama Helena z Kościelskich Potworowska? Zanim przejdziemy do wspomnienia o niej, poznajmy jej skrócony biogram:
Helena na świat przyszła w Bożejewicach 2 marca 1843 r. we wnętrzach pięknego klasycystycznego dworu jako córka Ludwika Kościelskiego, herbu Ogończyk, dziedzica Bożejewic wraz z przyległościami i Zofii Emilii Petroneli z Potockich, córki Maksymiliana Józefa hrabiego Potockiego, dziedzica Będlewa koło Stęszewa w Wielkopolsce. Ludwik Kościelski był jednym ze starszych braci słynnego Władysława Kościelskiego, późniejszego Sefera Paszy, uczestnikiem Powstania Listopadowego, kawalerem orderu „Virtuti Militari”. Zdobył go, jako kapitan 1. Pułku Jazdy Mazurów. Dziadkiem Heleny był Józef Kościelski, pan na Szarleju, a babcią Kunegunda Teresa Rokitnicka herbu Prawdzic.

Helena z Kościelskich Potworowska
Stosunkowo wcześnie, bo w wieku 11 lat, osierocona została przez matkę, która zmarła 30 sierpnia 1854 r. Ojciec przyłożył się do gruntownego wykształcenia córki, dzięki czemu Helena biegle władała językiem francuskim i niemieckim. Była autorką przekładu z francuskiego na język polski Wiktor Hugo i Polska pióra Wacława Gasztowtta. Rodzinne kontakty z elitą ziemiaństwa wielkopolskiego zaowocowały zamążpójściem 19 letniej Heleny za przedstawiciela znakomitej i wielce patriotycznej rodziny Potworowskich, 30 letniego Bronisława - dziedzica Kosowa koło Gostynia. Ceremonia zaślubin miała miejsce 14 października 1863 r. w Pawłowicach na ziemi leszczyńskiej, a świadkowali jej: Leon Mielżyński, hrabia na Pawłowicach i Aleksy Czarnecki, hrabia na Rakoniewicach. Małżonek Heleny był synem Gustawa i Klementyny z Chłapowskich, bliskiej krewnej generała Dezyderego Chłapowskiego (1788-1879). Sam Gustaw Potworowski (1800-1860) był jednym z przywódców patriotycznego ziemiaństwa i bliskim współpracownikiem Karola Marcinkowskiego. U boku Dezyderego Chłapowskiego, będąc jego adiutantem, uczestniczył w powstaniu listopadowym.

Bronisław Potworowski
Po ślubie Helena przeniosła się do Kosowa, w którym rozpoczęto właśnie prace budowlane nad wspaniałą rezydencją rodową. Był to neogotycki pałac w/g projektu Stanisława Hebanowskiego, którego realizację zakończono w 1866 r. W Kosowie na świat przyszła czwórka dzieci małżonków Potworowskich. Najstarszym z nich była córka Maria Józefa Emilia, ur. 21 lipca 1864 r. W rok później, 7 lipca 1865 r. na świat przyszedł syn Gustaw Czesław, po czym 27 stycznia 1867 r. urodził się Jan Chryzostom, którego osobiście do chrztu trzymał sam sędziwy generał Dezydery Chłapowski z Turwi. Czwartym dzieckiem była Zofia (1876-1877), która jako niemowlę zmarła. Oboje synowie dziedziczyli po ojcu, natomiast córce w przyszłości przyszło dziedziczyć po matce Bożejewice.

Pałac Bronisława i Heleny Potworowskich w Kosowie
24 listopada 1884 r. w wieku 54 lat zmarł w Kosowie małżonek Heleny, Bronisław Potworowski. Po nim to, w 7 lat później, majątek przejął syn Gustaw, natomiast Helena bardziej poświęciła się Bożejewicom, które w owym czasie były wzorowym, prowadzonym na wysokim poziomie, majątkiem.



Helena z Kościelskich Potworowska zmarła 27 lutego 1911 r. w Poznaniu. Jak donosił w dniu 1 marca 1911 r. „Dziennik Poznański“: Śp. Helena z Kościelskich Potworowska zakończyła życie po krótkich cierpieniach w poniedziałek, dnia 27 bm. [lutego] w Poznaniu. Zmarła cieszyła się ogólnym szacunkiem wśród społeczeństwa naszego, a dom jej w Bożejewicach znanym był z gościnności. Śmierć jej okrywają licznie spokrewnione rodziny wielkopolskie żałobą. Nabożeństwo żałobne i eksportacja zwłok na dworzec odbędzie się w czwartek 2 marca z kaplicy św. Józefa, pogrzeb nazajutrz w Wielkim Sławsku. Po mszy św. żałobnej w Poznaniu, trumnę ze zwłokami przewieziono na dworzec kolejowy skąd w specjalnym składzie wagonowym przetransportowano koleją do Kruszwicy. Stamtąd dnia następnego w kondukcie żałobnym, w asyście żałobników i rodziny trumna dotarła do kościoła w Sławsku Wielkim. Po uroczystościach żałobnych trumnę ze zwłokami Heleny z Kościelskich Potworowskiej złożono w specjalnym sarkofagu w mauzoleum rodzinnym.


Jej dobra rodowe przypadły, zgodnie z zasadą dziedziczenia po kądzieli, córce, Marii Józefie Emilii zamężnej Bnińskiej. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, iż synem Marii był jeden z najbardziej zasłużonych Wielkopolan pierwszej połowy XX w., Adolf hrabia Bniński (1884-1942), kolejny właściciel Bożejewic, wojewoda poznański.


Wspomnienie pośmiertne o Helenie z Kościelskich Potworowskiej skreślone piórem Ireny Stablewskiej:
W ostatni wtorek zapustny, przybywam do Poznania. Po długotrwałych wichrach i deszczach, słońce jakby przez pomyłkę złoci świat i budzi całą przyrodę Zdaje się, że to przedwstęp wiosny… wszystko się cieszy, raduje i żyje pełnią życia.
A i mnie wesoło na duszy. Jadę obchodzić świętą Helenę. Za chwilę - przyszła solenizantka powita mnie  z okrzykiem radości, za chwilę, otworzą się jej ramiona i będę mogła przytulić się do serca, które kochać umie, jak mało kto na ziemi.
O jak strasznie i nie zbadane są wyroki Boże!
Na dworcu dowiaduję się, że ta, do której przybywam, pani Helena z Kościelskich Potworowska wczoraj jeszcze w pełni sił i zdrowia - dziś już nie żyje!...
„Pani Helena“ umarła!... Gdy wieść ta lotem błyskawicy obiegła Poznań, dotarła do Bazaru, zdawało się, że na balujące kółko ktoś zarzucił całun śmierci. I niejeden stanął z zapartym oddechem wobec grozy i tragizmu życia!...
Jeszcze przed godziną, kilku członów najbliższej rodziny i znajomych otaczało tę istotę, z miłych - najmilszą, z dobrych - najlepszą, z gościnnych - najgościnniejszą!
A oto nagle pod wieczór, gdy obcy się rozeszli - stanął przy niej anioł snu wiecznego i zabrał do innej krainy!

Helena z Kościelskich Potworowska
Śp. Helena Potworowska była to wielka pani, w każdym calu, w szlachetnym znaczeniu tego słowa - bez cienia snobizmu - dla wszystkich równie uprzejma i uczynna, jak one dostojne matrony polskie, naszej świetnej przeszłości. Umysł o wyższej kulturze, wykwintny i niepospolity, kochający się w pięknie, pełen zapału do wszystkiego co wzniosłe, co godne podziwu.

Kto znał śp. Helenę Potworowską, kochać ją był zniewolony. W prawym na wskroś szlachetnym sercu był tak bogaty zasób życzliwości dla bliźnich, tyle niewyczerpanych skarbów dobroci, miłosierdzia i wyrozumiałości, iż śmiało rzec można, że dobrze czynić, zniewalać ludzi, koić zbolałych, było gwiazdą przewodnią jej życia. Ona po prostu nie mogła patrzeć na czyjąś niedolę. Kiedy była przy chorym, zdawało się, że cierpi po równo z nim, albo jeszcze więcej od niego. Każdy kto cierpiał, już miał prawo do jej sympatii, tak jak każdy kto w dom jej wchodził był witany jak przyjaciel.


Nie piszę nekrologu. Trudno w ciasnych jego ramach umieścić wszystkie szczegóły przebogatego żywota śp. Heleny Potworowskiej - nie wspomniałam dotąd o jej gorącej miłości do Ojczyzny i tej ziemi polskiej, dla której utrzymania gotowa była do wielkich ofiar - nie wspomniałam o jej patriarchalnym stosunku do ludu w Bożejewicach - lecz maluczcy najlepiej wiedzą, jak hojną panią i opiekunkę stracili w zmarłej. Ach! nie łatwo to pisać, gdy oczy zalewają się łzami!...

Więc pragnę rzucić kilka kwiatków wspomnienia na drogą mogiłę - podzielić się żalem z liczną rzeszą wielbicieli i przyjaciół nieboszczki, dla których to imię - „pani Helena“ było synonimem wdzięku, dobroci i altruizmu.
O wielki Boże! Miłosierdzie Twoje,
w Które ufała bezgranicznie Zmarła -
Niech jej otworzy niebieskie podwoje! -
Niech mówią za Nią łzy, które otarła…
Szlachetne czyny wprowadza do Ziemi,
Gdzie Ty królujesz z Aniołami Swymi!
"Dobry Jezu a nasz Panie
Daj Jej wieczne spoczywanie!"
Iry.

wtorek, 25 lutego 2020

Z dziejów Koła Gospodyń Wiejskich w Ciechrzu


Strzelno lata 30. XX w. Pokaz wypieków po ukończeniu kursu włościanek z pieczenia ciast.
W minioną sobotę 22 lutego KGW w Ciechrzu obchodziło swój wielki jubileusz, 60-lecie istnienia. Uroczystość ta została przełożona z ubiegłego roku, na początek tegoż 2020 r. Z racji tej, że nie uczestniczyłem w obchodach, nie będę opisywał jak Panie świętowały, za to przywołam, w oparciu o zgromadzony przeze mnie materiał źródłowy krótki rys historyczny, o dziejach przedwojennego Kółka Włościanek w Strzelnie, do którego włościanki z Ciechrza należały oraz powojennego KGW w samym Ciechrzu, które działało przy miejscowym Kółku Rolniczym. Zapraszam do lektury.

14 marca 1866 roku w Piasecznie koło Gniewa odbyło się pierwsze spotkanie „Towarzystwa Gospodyń” pierwowzór dzisiejszego KGW. Wówczas głównym zadaniem Kółek Włościanek była obrona polskich rodzin przed wynarodowieniem i wydziedziczeniem, obrona polskości przed germanizacją poprzez zachowanie polskiej mowy i religii katolickiej, poprawa gospodarności, propagowanie ogrodnictwa i zachowanie regionalnego folkloru w zaborze pruskim.

W Wielkopolsce pierwsze Koło Włościanek zostało założone 17 marca 1907 roku w Żegocinie koło Pleszewa. Wkrótce, bo 7 marca 1910 r. rozpoczęło swoją działalność pierwsze Kółko Włościańskie w Kościeszkach, pierwsza tego typu organizacja na Kujawach i w powiecie strzeleńskim. Założyła je przy tamtejszej parafii Emilia Wyskota-Zakrzewska z Mirosławic. Po odzyskaniu niepodległości zadania, obowiązki i cele Kółek Włościanek zmieniły się. W Ciechrzu w połowie zamieszkałym przez potomków kolonistów niemieckich, a w połowie przez rdzennych Polaków, wśród światłych Polek - włościanek zapanował trend jednoczenia się wokół haseł niesienia postępu na wsi i wspierania w tym dziele swoich małżonków. Do powstałego w 1921 r. Kółka Włościanek w Strzelnie, które skupiało rolniczki ze Strzelna i okolicznych miejscowości przystąpiły również kobiety z Ciechrza, wśród których prym wodziły szczególnie dwie panie: Salomea Burzyńska z Ciechrza w latach 1921-1933 prezesowała Kółkowi Włościanek w Strzelnie, a w 1933 r. zastąpiła ja na tym stanowisku Salomea Bochat również z Ciechrza, która funkcję tą piastowała do 1939 r.

II połowa lat 30. XX w. Młode włościanki przed ówczesnymi siedzibami Gmin Strzelno-Południe i Strzelno-Północ po ukończonym kursie (po likwidacji powiatu strzeleńskiego w byłej jego siedzibie mieściły się biura tych dwóch gmin - obecny budynek LO).
 Szczególny patronat nad mieszkankami Ciechrza sprawowała Maria Skrzydlewska (zamężna od 1930 r. Sikorska), dziedziczka z sąsiednich Żegotek oraz proboszcz rzadkwiński, patron Kółek Rolniczych ks. Romuald Sołtysiński. Kółko strzeleńskie organizowało comiesięczne spotkania, podczas których wygłaszano odczyty. W jednym z referatów wygłoszonych podczas Walnego Zebrania Kółka Włościanek w Strzelnie 18 marca 1923 r. odnotowano:
Gospodyni wiejska obarczona tyloma obowiązkami tak by je należycie wypełniła, musi mieć „głowę na karku“. Kobieta na wsi musi pokierować dziećmi tak, aby wrosły na prawych ludzi, musi fachowo prowadzić gospodarstwo kobiece, by osiągnąć maksimum dochodów, wreszcie wypełnić zadanie obywatelki kraju. Aby podołać tym obowiązkom powinna kobieta, gdzie tylko znajdzie się możność oświaty, czerpać ją całymi garściami. Cele oświaty zawodowej spełniają Kółka Włościanek

Prowadziło również szkolenia w zakresie: jak prowadzić gospodarstwo kobiece oraz gotowania i pieczenia ciast. Każdy z takich kursów kończył się pokazem i degustacją przy tzw. herbatce. Włościankom z powiatu strzeleńskiego przyświecało hasło: "Oświata ludu dokona cudu". W sezonie zimowym przygotowywano i przedstawiano sztuki teatralne. Na przykład zimą 1926 r. przeprowadzono kurs robótek ręcznych, wystawiono przedstawienie amatorskie i urządzono zabawę. 7 lutego 1928 roku Kółko Włościanek wystawiło sztukę amatorską oraz urządziło zabawę taneczną. Wśród prelegentów zapraszanych na zebrania byli goście z Inowrocławia i Poznania.

Bardzo pracowitym dla włościanek z Ciechrza skupionych w szeregach strzeleńskiego kółka był rok 1929. Patronat powiatowy pod kierownictwem ziemianki Marii Skrzydlewskiej zatrudnił instruktorki Wielkopolskiej Izby Rolniczej i przeprowadzone zostały wykłady dla włościanek o tematyce: gospodarczej, religijnej, społecznej, pedagogicznej, historycznej, higienicznej i ogrodniczej. Przeprowadzonych zostało również osiem kursów i to z działu gospodarczego: gotowania, szycia, bieliźniarstwa, robót ręcznych, zapraw i tzw. kapłonienia. Kobiety zamówiły i uczestniczyły w mszy św. na intencję Ojca Świętego. 97 włościanek z całego powiatu strzeleńskiego, w tym i z Ciechrza, wzięło udział w Walnym Zjeździe Kół Włościanek w Poznaniu oraz w zwiedzaniu odbywającej się tam Powszechnej Wystawy Krajowej. Potrzeby edukacyjne sprawiły, iż przy Kółku zaczęła funkcjonować biblioteczka z książkami o różnej tematyce i z prasą fachową. Członkinie Kółka wykonały bieliznę kościelną, którą następnie wysłano na Kresy Wschodnie.

Okazją do wysłuchania bardzo fachowych odczytów były roczne Walne Zjazdy Kółek Włościanek w Strzelnie. Podczas jednego z nich 18 marca 1930 r. w Strzelnie wykład o hodowli drobiu wygłosił dr Szuman z Poznania oraz o przyczynach gruźlicy występującej u ludzi i ciężkich jej skutkach dr Gutowski z Inowrocławia. W tym też dniu na zakończenie Walnego Zjazdu włościanki ze strzeleńskiego Kółka wystawiły dwie jednoaktówki „Doskonałą kuchmistrzynię“ i „Praprawnuczkę Twardowskiego“.

Lata 30. XX w. Włościanki na pielgrzymce w Częstochowie.
 W 1931 r. podczas walnego zebrania Maria Sikorska (Skrzydlewska) wygłosiła referat „O katolickim wychowaniu młodzieży“. W 1932 r. prasa informowała, że: podczas spotkania prezesek Kół Włościanek w Kruszwicy, po odczytaniu protokółu z ostatniego zebrania przez panią Wandę Daszyńską, przystąpiono do omówienia bardzo ważnych spraw, mianowicie zaprowadzenia kursów zdrowotności, na które Izba Rolnicza przeznaczyła jedną higienistkę, kursu hodowlanego drobiu, wyrobu wina krajowego, wypożyczania książek i ich streszczenia itd. 13 kwietnia 1933 roku podczas zebrania w Strzelnie referaty wygłosiły panie: Adjukiewiczówna z Inowrocławia oraz Kozłowska z Poznania. W tym też roku, 17 września w sali Szeffsa (obecny Dom Kultury) włościanki strzeleńskie zorganizowały piękną wystawę ogrodniczą.

W styczniu i lutym 1936 r. odbył się czterotygodniowy kurs gospodarczy w Strzelnie dla włościanek i ich córek. W kursie tym brało udział 30 osób, w tym panie z Ciechrza. Instruktorką kursu była p. Wojtorska z Poznania. Na zakończenie odbyła się w dniu 20 lutego kawka towarzyska, połączona z zabawą. Wieczorek zaszczycił swoją obecnością również ks. prob. Sołtysiński z Rzadkwina. Kurs ten odbywał się z inicjatywy ziemianki pani Sikorskiej z Żegotek. W 1939 r. skarbniczką Związku Kółek Włościańskich na powiat mogileński była włościanka z Ciechrza Nowakówna, a prezeską Maria Sikorska.

Druga Wojna Światowa i okupacja uniemożliwiły działalność Kółkom Włościanek, a władze Polski Ludowej w 1945 roku wydały zakaz ich istnienia pod nazwą Kółek Włościanek. W całej Polsce wprowadzono nazwę Koła Gospodyń Wiejskich. Odrodzenie Kółek Rolniczych zainicjowane zostało po 1956 r. W Ciechrzu Kółko Rolnicze powstało 19 stycznia 1958 r. i swą działalność rozpoczęło po rejestracji statutu, które nastąpiło 25 kwietnia 1958 r. Pierwszym prezesem Kółka został Leon Chorzępa, skarbnikiem Bernard Gościniak, sekretarzem Antoni Domżalski. Na pierwszym zebraniu założycielskim pośród 20. członkami była tylko jedna Kobieta Barbara Więzowska, która została członkiem Komisji Rewizyjnej. Jednocześnie powierzono jej w myśl założeń statutowych organizację i przewodniczenie Kołowi Gospodyń Wiejskich w Ciechrzu.

Z ramienia Powiatowego Związku Kółek Rolniczych i jego agendy Powiatowej Rady KGW 6 listopada 1958 r. Krystyna Posłuszna odebrała z Prezydium WRN w Bydgoszczy zatwierdzony statut KR w Ciechrzu i przystąpiła do organizowania pracy, zarówno KR, jak i KGW w Ciechrzu. W następnym 1959 r. swoją działalność rozpoczęło KGW w Ciechrzu. Początki były bardzo ciężkie, należało przekonywać gospodynie, by wstępowały w szeregi nowej organizacji. 26 marca 1962 r. wybrano nowy Zarząd KR z Kazimierzem Szmańdą jako prezesem KR i nową przewodniczącą KGW Czesławę Wiśniewską, która również pełniła funkcję członka Komisji Rewizyjnej Kółka.

Powstanie w 1968 r. Ośrodka Nowoczesna Gospodyni przy GS „SCh“ w Strzelnie usprawniło działalność KGW w Ciechrzu i innych miejscowościach. Pod patronatem ONG i Powiatowej Rady KGW organizowano co raz więcej: kursów, szkoleń i pogadanek. Szczególny bum organizacyjny przypadł na lata 70 i 80. Wówczas w Ciechrzu organizowano: kursy pieczenia, cukiernicze, garmażeryjne (5-9 lutego 1980 r.), racjonalnego żywienia oraz w okresie żniwnym uruchamiano dziecińce (np. w 1979 r. w dniach 20.07 - 20.08). Normą stały się cykliczne pogadanki z lekarzami. Ogólnym powodzeniem cieszyły się kursy haftu kujawskiego, organizowane dla pań w ONG w Strzelnie, a które prowadziła artystka ludowa Maria Patyk.

KGW Ciechrz - Dożynki 2018
 Przez wiele lat przewodniczącą KGW w Ciechrzu była Pelagia Gutek, a po niej Wanda Ciszewska. Kolejną przewodniczącą była Maria Stopińska, a po niej pałeczkę kierowniczą przejęła Ilona Karczewska. Obecnie prężnie działające KGW ściśle współpracuje z Gminną Radą Kobiet w Strzelnie, która skupia wszystkie Koła z terenu gminy. Do dyspozycji posiada piękne i bogato wyposażone zaplecze kuchenne przy świetlicy wiejskiej. Uczestniczy w pokazach stołów świątecznych - wigilijnych i wielkanocnych oraz na stoiskach promocyjnych Gminy Strzelno. Współorganizuje liczne imprezy środowiskowe: Dzień Babci i Dziadka, Dzień Dziecka, Dożynki, jubileusze i imprezy okolicznościowe z pokazami i zabawami tanecznymi.

Zdjęcie współczesne: palukimogilno.pl

niedziela, 23 lutego 2020

Spacerkiem po Strzelnie - cz. 74 Ulica Świętego Ducha - cz. 27




Kiedy przed dziewięcioma laty pisałem po raz pierwszy o posesji nr 27, niegdyś oznaczonej numerami policyjnymi 48 B wówczas należała ona do Krystyny z Howilów Walczakównej. Niestety właścicielka w międzyczasie zmarła, a dom dzisiaj dzierży córka państwa Walczaków. Dom jest parterowy, nakryty dwuspadowym, ceramicznym dachem ze ściętymi szczytami. Jego architektura nawiązuje do najstarszych zachowanych przy tej ulicy domostw i swym wyglądem oraz wiekiem sięga połowy XIX stulecia. W moich zbiorach rodzinnych zachowało się zdjęcie z początku XX w. z widokiem tego domu, na którego tle uwiecznili się moi przodkowie. Około 1902 r. zamieszkał tutaj w wynajętym od Wegnerów mieszkaniu mój dziadek Marcin Przybylski.

Ale zanim to nastąpiło opowiem dzieje tejże nieruchomości począwszy od 1800 r. Otóż, była to nieruchomość należąca do Augustynowiczów, przodków dra Jakuba Cieślewicza - honorowego obywatela miasta Strzelna. Ich antenatem był Blasius, czyli Błażej Augustynowicz, który poślubił Jadwigę z Konkiewiczów. Oba te nazwiska występowały w Strzelnie, już w połowie XVIII w. i zostały odnotowane w spisie mieszkańców z maja 1773 r. Małżonkowie ci według wszelkiego prawdopodobieństwa mieli same córki, a były one cztery. Najstarsza Franciszka ur. w 1806 r. poślubiła w 1832 r. Antoniego Markowskiego ur. w 1807 r. Młodzi zamieszkali naprzeciwko w domu Markowskich pod obecnym numerem 28 (Plebańczyk). Błażej z Jadwigą Augustynowicze mieli jeszcze trzy córki. Mariannę ur. w 1808 r., Ewę ur. w 1819 r. i Magdalenę ur. w 1824 r. Jak widzimy rozpiętość wieku między najstarszą a najmłodszą wynosiła 18 lat.

O synach Augustynowiczów nie udało mi się nic znaleźć w metrykaliach strzeleńskich. Marianna, w 1833 r. poślubiła Józefa Cieślewicza, zapisanego w metrykaliach jako Cieślak, syna Franciszka ur. w 1801 r. Obojgu w tym domu po 13 latach małżeństwa urodził się syn Jakub, późniejszy lekarz, społecznik, bojownik o polskość z naporem germanizacyjnym i honorowy obywatel. Sylwetkę tę przybliżę przy okazji kamienicy nr 7 z tejże ulicy.

Nekrolog matki dra Jakuba Cieślewicza. W podpisie syn oraz wnuki - będące dziećmi siostry Jakuba, Ludwiki z Cieślewiczów Kopczyńskiej.
Pozostałe ciotki doktora, a siostry jego matki równie dobrze wyszły za mąż. Ewa Augustynowicz poślubiła w 1851 r. restauratora i hotelarza Józefa Wegnera, wówczas wdowca, wielkiego patriotę i działacza niepodległościowego. Zaś najmłodsza Magdalena w 1856 r. wyszła za mąż mając 32 lata za Józefa Janiszewskiego lat 35, syna Józefa i Jadwigi z domu Skoniecznej.

Józef Wegner, małżonek Ewy z Augustynowiczów prowadził obok restaurację, którą z kolei przejął syn Franciszek. Oboje byli wielce zasłużonymi działaczami społeczno-gospodarczo-narodowymi. Ich nazwisko przewijało się prze całą II połowę XIX w., aż po lata 30. XX w. Józef zaangażował się już w 1863 r. w ruch niepodległościowy, organizując pomoc dla walczących za kordonem powstańców styczniowych pochodzących z Wielkiego Księstwa Poznańskiego. Był członkiem tajnej organizacji powstańczej. Po upadku powstania zaangażował się na niwie gospodarczej i został jednym z pierwszych członków strzeleńskiej Kasy Pożyczkowej.


Nie mniej znakomitym działaczem gospodarczym był jego syn Franciszek, który przejął po ojcu pałeczkę społecznikowskiej pracy w Banku Ludowym, stając na czele rady nadzorczej. Był on również działaczem i członkiem rady nadzorczej „Rolnika”. Aktywnie uczestniczył w życiu społeczno-gospodarczym Strzelna przez cały okres międzywojenny. Urodził się 24 stycznia 1862 r. w Strzelnie. Ożenił się z Marianną Wasielewską. W okresie zaboru pruskiego, rozwijał szeroką działalność społeczną. Był współzałożycielem i prezesem „Sokoła”, prezesem Towarzystwa Przemysłowców, wiceprezesem i sekretarzem Kółka Rolniczego - był miejskim rolnikiem, a gospodarstwo posiadał w ul. Cestryjewskiej, o czym informował „Nadgoplanin” w jednym z numerów. Prezesował dobroczynnemu Towarzystwu św. Wincentego a Paulo. Był przedstawicielem większości polskiej w strzeleńskiej Radzie Miejskiej podczas zaborów, współzałożycielem i organizatorem Spółdzielni Rolniczo-Handlowej „Rolnik”. Należał do osób, które w znacznym stopniu przyczyniły się do zwycięstwa Powstania Wielkopolskiego 1918-1919 w rodzinnym Strzelnie. W okresie międzywojennym nie ustaje w pracy społecznej. Był prezesem rady nadzorczej Banku Ludowego, Prezesem Towarzystwa Śpiewu „Harmonia”, członkiem Towarzystwa Powstańców i Wojaków, Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół” i Związku Obrony Kresów Zachodnich. Współzałożył Towarzystwo Właścicieli Domów i Nieruchomości. Otrzymał honorowe członkowstwa Towarzystwa Przemysłowców, odznaczony został srebrnym krzyżem zasługi. Zmarł 16 czerwca 1946 r. w Strzelnie.

Franciszek Wegner z małżonką Marianną i dziećmi.
W 1902 r. u Wegnerów, którzy po Mariannie Cieślewiczowej, matce dra Jakuba przejęli posesję zamieszkał mój dziadek Marcin Przybylski - mistrz szewski, który właśnie, co poślubił mieszkankę Łąkiego Mariannę Jagodzińską, córkę Jakuba i Marianny, włościan, którzy prowadzili jedno z trzech gospodarstw znajdujących się po drugiej stronie Jeziora - od strony lasu. Było to jedno z nielicznych polskich gospodarstw w Łąkiem. Dziadek do Strzelna przybył z Głuchowa pod Poznaniem. Konkretnie z parafii i gminy Komorniki w powiecie poznańskim. Był synem Kacpra i Antoniny z Kaczmarków, z Głuchowa w Parafii Komorniki pod Poznaniem. Moja rodzina, zarówno po mieczu, jak i kądzieli w tamtych stronach żyła już w XVIII w. Byli to z krwi i kości Wielkopolanie, których przodkowie od kilkuset lat tę piękną i starą krainę zamieszkiwali. Dziadek, mojego dziadka Marcina, Tomasz Przybylski był leśniczym w Lasach Trzebawskich Ordynacji Kórnickiej hr. Działyńskiego. Kiedy w sierpniu 2010 r. odwiedziłem cmentarz w parafialny Komornikach natknąłem się na kilkadziesiąt pochówków Przybylskich i Kaczmarków. Pośród nimi wiele starych pomników nagrobnych.

Zdjęcie pochodzi z ok. 1914 r. Na progu domu przy ul. Św. Ducha 27 stoją małżonkowie Marianna i Marcin Przybylscy. Marianna trzyma na rękach roczną Stefanię (ur. 7.03.1913 r.), zaś z piłką stoi Kazimierz (ur. 27.02.1908 r.), późniejszy słynny piłkarz "Kujawianki Strzelno". Na ścianie domu duża reklama warsztatu szewskiego Marcina Przybylskiego.
Dziadek Marcin urodził się 29 października 1872 r. w Głuchowie w powiecie poznańskim. Przyszedł na świat w rok po zawarciu ślubu przez swoich rodziców, Kacpra i Antoninę. Z przekazów rodzinnych wiem, że nauki w rzemiośle pobierał we Witkowie, u swego bliskiego krewnego. Po wyzwoleniu się na czeladnika, a następnie uzyskaniu tytułu mistrzowskiego przeniósł się do Strzelna i tu zamieszkał. 4 listopada 1902 r. w wieku 30 lat zawarł w miejscowej bazylice św. Trójcy związek małżeński ze wspomnianą Marianną z Jagodzińskich i dał początek strzeleńskiej linii Przybylskich, których korzenie wywodzą się z wielkopolskiego Głuchowa i Trzebawa. W tej linii ja stanowię trzecie pokolenie, zaś mój wnuk Michał, syn Marcina, to już piąte pokolenie. W reklamie z 1910 r. opublikowanej w „Kalendarzu Informacyjnym Miasta Strzelna” dziadek, jako stateczny obywatel podawał do publicznej wiadomości zakres świadczonych usług. Oto i treść tej reklamy:

Reklama dziadkowej pracowni eleganckiego obuwia zamieszczona w "Kalendarzu informacyjnym miasta Strzelna na rok 1910"
Z początkiem lat dwudziestych dziadek wraz z rodziną: żoną Marianną i synami: Leonem, Ignacym, Kazimierzem oraz córką Stefanią przeniósł się na Rynek i zamieszkał pod numerem 5. Aktywnie udzielał się w miejscowym Cechu Szewskim. Z ramienia Izby Rzemieślniczej w Poznaniu sprawował funkcję zastępcy przewodniczącego komisji egzaminacyjnej dla czeladników zawodu szewskiego na okręg Cechu Szewskiego w Strzelnie. W przekazach ustnych mojej mamy zasłyszanych od babci Marianny, po wielokroć przewijały się opowieści z warsztatu szewskiego dziadka. Ja osobiście dziadków nigdy nie poznałem, gdyż jak przyszedłem na świat oboje już nie żyli. Dziadek w swoim warsztacie miał zawsze kilku uczniów i czeladników. Zadaniem ucznia - najmłodszego, który rozpoczynał naukę zawodu - było, poza sprzątaniem warsztatu, świadczenie usług domowych polegających na wykonywaniu poleceń majstrowej, czyli mej babci. Taki młodzian rąbał drzewo, przynosił węgiel i palił w piecach, chodził po drobne zakupy, a także wychodził z majstrową na grubsze zakupy, dźwigając kosz z towarem. W wolnych chwilach przyglądał się pracy czeladników i starszych uczniów oraz poznawał teorię z zakresu szewstwa. Dopiero po pół roku dopuszczany był do prostych czynności warsztatowych. Najstarszy z czeladników, mając do dyspozycji rower, rozwoził po odbiorcach zamówione buty, szczególnie tzw. oficerki, w których produkcji specjalizował się warsztat dziadkowy. Ich odbiorcami byli bogaci włościanie oraz okoliczni ziemianie. Zdarzało się, że niekiedy i sam dziadek udawał się do odbiorcy, by wyegzekwować należność, której odbiorca nie uregulował dostarczającemu obuwie, czeladnikowi. Przy tej okazji, w ramach odsetek przywoził on poza kwotą zasadniczą nawiązkę w postaci wędlin, drobiu, czy rąbanki.

Dziadek był solidnym rzemieślnikiem i bardzo zżytym z liczną rodziną swej małżonki, Jagodzińskimi z Łąkiego. Jego najbliżsi mieszkali po drugiej stronie Poznania. Dziś tam możemy dojechać ulicą Grunwaldzką, która kończy się przed autostradą A2, zaś po jej drugiej stronie mamy właśnie nasze rodzinne Głuchowo - na ówczesne czasy wieś gminną. Czy często odwiedzał rodzinne strony? Tego nie udało mi się, niestety, ustalić. Tak po prawdzie, nie zdążyłem się dowiedzieć od wujków i cioci, gdyż dawno poumierali. Już po wojnie, kontakty, jeśli takowe były, uległy całkowitemu zatarciu. Natomiast z rodziną Jagodzińskich i szeroko pojętymi krewniakami: Łojewskimi, Kwiecińskimi, Kowalskimi, Ogonkami, Bachora, Nowakami podtrzymywane były na różne sposoby, chociażby obieranie ich przedstawicieli za rodziców chrzestnych licznego mego rodzeństwa. Najbardziej z Jagodzińskich z nad jeziora w mej pamięci zapisali się: szwagierka babci, Anastazja z Kwiecińskich Jagodzińska i jej dzieci, wujek Franciszek i ciocia Hela (Helena). Zaś z Łojewskich z Łąkiego, wujek Franek, ciocia Jasia (Joanna) i ich dzieci: Renia, Kaziu, Heniu i Zenek. Ale więcej o rodzinie będę umieszczał na blogu „Przybylscy ze Strzelna“.

piątek, 21 lutego 2020

Ziemiaństwo nadgoplańskie - prelekcja



Już jesienią ubiegłego roku obiecałem dyrektorowi Andrzejowi Sieradzkiemu z Nadgoplańskiego Parku Tysiąclecia, że bliżej wiosny i kiedy znajdę wolne okienko w przepełnionym kalendarzu skorzystam z zaproszenia i odwiedzę gościnne kruszwickie progi NPT. Styczniowy telefon sprawił, że ustaliliśmy datę prelekcji na 20 lutego:
- Tak będę z wykładem o „Ziemiaństwie nadgoplańskim“ i z miłą chęcią wygłoszę go słuchaczom Uniwersytety Trzeciego Wieku.

Do Kruszwicy udałem się z Heliodorem Ruciński. Dojechaliśmy ulicą Wodną nad brzeg Gopła, do siedziby NPT. Na piętro, do świetlicy zaczęli schodzić się słuchacze UTW. Ogromna większość to panie - ok. 30 osób - zaś w dużej mniejszości panowie - nie więcej jak z gośćmi 10. W krótkiej rozmowie z dyrektorem, dowiedziałem się, że już jesienią przeniosą się w bardziej komfortowe warunki, do nowo budowanej i w części restaurowanej nowej siedziby przy Mysiej Wieży.






Wprowadzeniem do mojego wykładu był przedwojenny felieton, który wyszedł on spod pióra Tadeusz Komorowski (Piast, 1931, Nr 28). Z racji jego aktualności pozwolę sobie go w tym miejscu również przywołać:

FELIETON - Wieczór nad Gopłem

Wparta dumnie w błękit gwiaździstego nieba wieża
Mysią nazwana, długie przetrwała wieki,...
Chociaż ruiny zębiska szczerzą,
ona jakby zapatrzona w przestwór daleki,
w pomroce wieków kryje dziejów wątek,
pisanych rylcem czasu na zmurszałej cegle,
wśród ruin omszałych pamiątek...

            Na dalekim horyzoncie, wieczorna zorza blednie ustępując miejsca ciemnościom, które zaczynają otulać cały świat. Jakby niewidzialną ręką posiane ukazują się gwiazdy na
granatowym sklepieniu nieba.
Świat kładzie się do snu.
            Stoję nad brzegiem Gopła które go drobne fale gnane lekkim podmuchem wiatru szumią jakoś posennie jakby o tysiącznych tonach organy.
            Wsłuchany w rytmiczną melodię jeziora rozmarzony ciszą unoszę się myślą w dalekie minione dni, które widziały te fale…
            Szczęk mieczów, jęk umierających rycerzy - to wszystko jakby dawniej wchłonięte przez tajemniczą głębię jeziora, zaczyna teraz stamtąd wypływać, by dziwną muzyką fal
powtórzyć mi jakąś rycerską epopeję.
            Patrzę w dal: kilka dzikich kaczek wyrwawszy się z pośród trzcin, łopocząc skrzydłami uleciało w rozmigotaną przestrzeń co raz dalej... dalej... aż znikło mi z oczu, roztapiając się zupełnie w przestrzeni...
            Po drodze oczy moje spotkały się z ciemną masą rysującą się na tle mrocznego nieba; - była to Mysia wieża, dźwigająca brzemię długich wieków owiana legendą; cicha i spokojna przegląda się w toniach Gopła zdając się prowadzić rozmowę o tych co minęli, a których krew wsiąkła w jej omszałe cegły. I patrzy ona wieża oczami tych cegieł na tę Polskę współczesną, zdając się pytać w drzew poszumie dlaczego jest tak a nie inaczej?
Dlaczego Naród z kajdan niewoli rozkuty bratnią nienawiść jak trujący kwiat hoduje w sercu... Dlaczego?
            - Ocknąłem się z zadumy; spojrzałem na jezioro które nadal szumiało w daleką omroczoną przestrzeń... i powlokłem się ku domowi.
            Raz jeszcze z oddali doszedł mnie szum Gopła jakby na pożegnanie...

A potem, przy kawie i pączkach poszło jak z płatka. Przy ogromnym zainteresowaniu i zaangażowaniu się słuchaczy - zadających pytania - moja opowieść i pokaz multimedialny trwały raptem 1,5 godz. Czas szybko przeleciał, a temat głęboki i rozległy, jak Gopło przed 1000 lat. Opracowany i ciągle uzupełniany temat ziemiaństwa powiatu strzeleńskiego to kilkaset stron maszynopisu, to również dziesiątki zdjęć i tych starych z mojej kolekcji i tych nowszych, współczesnych, które w dużej części pochodzą ze znakomitego portalu Polskie Zabytki i zostały wykonane przez redaktora Marka Kujawę. Do tego portalu i ja również jakiś drobniutki kamyszek dorzucam.

W związku z rozległym tematem, dla chociażby zobrazowania prelekcji załączam zdjęcia, które towarzyszyły mojemu wykładowi. Zapraszam do ich obejrzenia: