wtorek, 14 maja 2019

Spacerkiem po Strzelnie - cz. 39 Rynek - cz. 36


Ludwik Lippmann pod koniec funkcjonowania gminy żydowskiej w Strzelnie został, obok brata Leo, wybrany do jej zarządu, lecz wkrótce (1932 r.) została ona zlikwidowana i przyłączona, podobnie jak wiele okolicznych gmin do gminy inowrocławskiej. Zbożowiec Lippmann miał córkę: Teę oraz syna Maksa [Max Moshe]. O dalszych losach Maksa i pozostałych Żydów strzeleńskich do chwili ich zagłady, a także o rzezaku, szkole talmudycznej, synagodze, kirkucie i o Teii, siostrze Maksa, a żonie Marcina Baschwitza z ul. Powstania Wielkopolskiego, przy okazji spacerku pozostałymi ulicami miasta.


W czasie okupacji sklep i mieszkanie po Leo Lippmannie zagrabił Niemiec Schulz i prowadził w nim działalność handlową. Natomiast po zakończeniu działań wojennych wiosną 1945 r. sklep żelaza przydzielony został odpłatnie przez administrację powiatową, jako tzw. mienie poniemieckie, odrodzonej spółdzielni rolniczo-handlowej „Rolnik Kujawski" [późniejszy GS „SCh"]. Kontynuowano tutaj branże: wyroby z żelaza i stali oraz artykuły gospodarstwa domowego; później na kondygnacji balkonowej uruchomiono branżę odzieżową. Sklep ten przetrwał pod szyldem GS, a w końcowym okresie Spółdzielni Zaopatrzenia i Zbytu, w tychże branżach do końca XX w.

Rolniczy Dom Towarowy GS "SCh". Okno wystawowe w dniach obchodów 750-lecia nadania Strzelnu praw miejskich.
Postacią, wręcz legendarną, związaną z tym miejscem był sprzedawca, Michał Dziadura. Początkowo mieszkał on w Stodólnie i gdzieś na przełomie lat 70. i 80. minionego stulecia przeniósł się do Strzelna. Poza handlem znany był jako wytrawny hodowca róż. Stało się, iż plantacja z roku na rok rozrastała się, a do tego nadarzyła się okazja powiększenia jej poprzez zakup gminnego gruntu. Pan Michał złożył w miejscowym urzędzie stosowny wniosek i przeprowadził rozmowy celem sfinalizowania transakcji. Jednakże trafił na przeszkodę. By „gmina" mogła sprzedać ziemię, musiała uzyskać akceptację mieszkańców wsi. W międzyczasie osobie, która decydowała o sprawach rolnych w urzędzie, pękł piec od centralnego ogrzewania, a że był to towar ze wszech miar deficytowy, należało po zapisaniu się na stosowną listę kilka miesięcy czekać. Zima za pasem, w związku z tym urzędnik pobiegł do sklepu pana Michała z błagalną petycją, by ten coś zrobił w kwestii otrzymania nowego pieca. Tu muszę zdradzić tajemnicę, że pan Michał należał do osób, dla których nie było rzeczy niemożliwych w ówczesnym kartkowo-rozdzielczym systemie zaopatrywania ludności w towary. Miał on takie wejścia w hurtowniach, że niemożliwe stawało się dla niego przysłowiową pestką. Zawdzięczał to swoim różom, których całe naręcze trafiały do pań wypisujących zlecenia i żon dyrektorów hurtowni. Zaś część męska rozdzielaczy i decydentów karmiona była przez niego przepastnymi zapasami jego niewysychającego źródełka piwnicznego.
Kiedy urzędnik poprosił go o pomoc, ten rzekł do niego:
-będzie ziemia, będzie piec.
-Ale panie Michale zima biegnie ku nam, a zebranie za miesiąc - odpowiada urzędnik.
-Co do tak wysokiego urzędnika zwołać zebranie za tydzień, kiedy ja nazajutrz jadę po jego piec - odparł sklepowy.
I stało się, że po dwóch dniach piec trafił na zaplecze magazynowe Erdetu, jak w skrócie nazywano Rolniczy Dom Towarowy. Wiadomość ta dotarła do urzędnika i ten w tri miga dotarł do sklepu i już od drzwi radośnie anonsował:
-Słyszałem panie Michale, że jest piec - ten zaś podstępnie mu odpowiedział - a i owszem, ale bez przepustnicy, którą pojutrze mają dowieść. A zebranie w sprawie mego gruntu to, kiedy? -dodał od niechcenia sprzedawca.
-Jutro panie Michale, jutro - to dobrze, bo komplet będzie pojutrze - dodał pan Michał.
I stało się, że zebranie sprzeciwiło się sprzedaży ziemi Dziadurze, uzasadniając odmowę, iż ma on dosyć dochodów, że więcej to mu nie trzeba.
Nazajutrz wiadomość o odmownym potraktowaniu jego wniosku dotarła do sklepu. Tuż po niej zjawił się urzędnik z zapytaniem:
-I co komplet do mego pieca dotarł - a dotarł, tylko nie do pańskiego jeno Józkowego, który wszystko przed godziną zabrał i uczciwie za to zapłacił - rzekł spokojnie sprzedawca.
Urzędnik nie wytrzymał i wrzasnął - przecież to był mój piec! - tak jak moja była ziemia, niema ziemi to i niema pieca - nerwowo warknął pan Michał.
Urzędnik wybiegł ze sklepu i pobiegł ze skargą do prezesa. Ten z kolei spokojnie go wysłuchał i posłał rewidenta, by ten sprawdził, co jest na rzeczy. Rewident po godzinie wrócił i pokazał prezesowi zeszyt z wpisem Józka „X" na pierwszym miejscu i uwagą, że dziś piec otrzymał i urzędnika na 39 miejscu z możliwością otrzymania pieca za 3 lata.

Wnętrze Rolniczego Domu Towarowego. Stoisko po lewej stronie od wejścia głównego -AGD i motoryzacyjne.
Inna anegdota nawiązuje do czasów, kiedy prezesem GS-u był znakomity jego gospodarz Stanisław Maniecki.
Otóż, przyszedł do prezesa rolnik ze skargą, iż sklepowy Dziadura odmówił obsługi, gdyż towar, który on chce nabyć znajduje się w kościele [poewangelickiej świątyni, która znajdowała się na środku rynku i stanowiła zaplecze magazynowe stoiska Dziadury], a on jest zmęczony. Prezes przedzwonił do sklepowego i nakazał mu natychmiastową obsługę rolnika. Oboje, rolnik i prezes udali się do kościoła. Był on już otwarty i pierwszy do środka wszedł rolnik. Zauważył go pan Michał i ryknął:
-A prezes Maniecka to, co sobie uważa, że Michał ma w dupie wiertolot i bedzie po kostiele latał niczym halichopter! Niech sobie prezes śmige zamontuje i lata, wtedy zobaczy jak trudno być sprzedawcą.
W trakcie wypowiadania tych słów w kościele-magazynie zjawił się prezes Maniecki i mimo woli usłyszał co Michał wygaduje pod jego adresem. Głośno chrząkając rzekł:
- Michale! Co to każecie prezesowi zamontować? No powtórzcie, co, bo niedosłyszałem? - na co przestraszony sprzedawca potulnie odpowiedział - e tam panie prezes, to nie ja mówił, to moje nerwy, które od rana mną szarpią.
- Pewnie żeście Michale ich nie posmarowali - rzecze do niego prezes - ano nie, bo „Bar" te nieroby malarze od zeszłego tygodnia malują.
Gwoli wyjaśnienia, pan Michał zawsze z rana przed otwarciem sklepu wchodził do „Baru" w Rynku pod „Trójką", gdzie oczekiwała na niego „setka", w południe druga „setka", po południu trzecia „setka" i po zamknięciu sklepu czwarta „setka". Kiedy tego rytuału nie dopiął, był bardzo nerwowy.

Po roku 2000 i zlikwidowaniu Spółdzielni Zaopatrzenia i Zbytu sklep został wynajęty na działalność handlową, którą prowadził p. Koszal. Był to duży sklep spożywczo-przemysłowy, którego jednak żywot nie był zbyt długi. Przez kilka lat prowadzona była tutaj działalność handlowa w branży zabawkowej, artykułów zdobniczych, przyborów szkolnych, kosmetyków, itp. Od strony ul. Ścianki prowadzi swój punkt usługowy jedyny w Strzelnie szewc - usługi szewskie w szerokim zakresie napraw. Niestety i ta placówka zamknęła swoje podwoje.


Od kilku lat parter budynku będącego niegdyś w zasobach Powiatu Mogileńskiego znajduje się w rękach prywatnych. W 2017 r. mieszkaniec Strzelna Mariusz Kulse uruchomił tutaj markowy sklep American Dream Strzelno Moda Męska & Damska. Wcześniej prowadził on w mieście dwa inne sklepy odzieżowe, które połączył, przenosząc je do nowoczesnych i pięknych - po gruntownym remoncie - dwukondygnacyjnych wnętrz nowoczesnej placówki handlowej. American dream to w dosłownym tłumaczeniu: amerykańskie marzenie (sen). Faktycznie, tutaj każdy może spełnić swoje marzenia o pięknym ubiorze i to od stóp do głowy - wszystko, co do ubrania i modne można tutaj nabyć. Do sklepu na zakupy zjeżdża się cały region i to nawet z dalszych stron. Jako ojciec chrzestny Mariusza i bliski, bo z pierwszego kuzynostwa krewny jego ojca polecam tę najpiękniejszą placówkę handlową w Strzelnie i regionie. Wystarczy tutaj raz zajrzeć, by stać się fanem American Dream…


Sam Mariusz to wytrawny handlowiec, który dawno temu zaczął od straganu na targowisku przy hotelu. Ciężka i wytrwale prowadzona przez cały rok kalendarzowy tego typu działalność zaowocowała po latach pierwszym sklepem stałym przy ulicy Kościelnej, a następnie kolejnymi sklepami w Rynku. Warto zajrzeć do tego sklepu i niedrogo, a do tego bardzo gustownie się ubrać. U Mariusz - popularnie wszyscy Go tak nazywają - znajdziesz fachową poradę i uprzejmą obsługę. Do zobaczenia w sklepie!