wtorek, 30 lipca 2019

Zmarł Honorowy Obywatel Miasta Mogilna hm. Aleksander Wenglewicz (1933-2019)



Dzisiaj na mogileńskim cmentarzu z udziałem władz samorządowych na czele z burmistrzem Leszkiem Duszyńskim pożegnano zmarłego 28 lipca Honorowego Obywatela Miasta Mogilna hm. Aleksandra Wenglewicza. W latach 1978-1983 piastował funkcję komendantem Hufca ZHP w Strzelnie. Znany był na niwie służby harcerskiej w regionie, a szczególnie w Mogilnie i Strzelnie. Oto biogram śp. hm. Aleksandra Węglewicza:

Harcmistrz, drużynowy 2 Męskiej Drużyny Harcerskiej im. Tadeusza Kościuszki w Mogilnie, Komendant Szczepu Drużyn Zuchowych i Harcerskich w Strzelnie, zastępca Komendanta Hufca ZHP w Mogilnie, w Inowrocławiu, Żninie, Komendant Hufca ZHP w Strzelnie, Komendant Harcerskiego Kręgu Seniorów Ziemi Mogileńskiej im. hm. Leona Niewiadomskiego, Honorowy Obywatel Miasta Mogilna.

Urodził się 11 lipca 1933 r. w Lens we Francji, gdzie wtedy mieszkali jego rodzice, a skąd jako dziecko przybył z rodziną do Mogilna. W 1946 r. poszedł na pierwszą zbiórkę harcerską, a już w 1947 r. hm. Leon Niewiadomski odebrał od niego Harcerskie Przyrzeczenie. Członkiem Związku Harcerstwa Polskiego był ponad 70 lat. W swej długoletniej i bogatej  działalności  harcerskiej i instruktorskiej pełnił wiele funkcji, wśród nich tak odpowiedzialne jak komendant hufca i zastępca komendanta hufca. Dał się poznać jako doskonały i obowiązkowy organizator pracy hufców. Jako Komendant Hufca ZHP w Strzelnie w latach 1978 do 1983  zainicjował kampanię „Bohater”, w wyniku której hufiec w 1980 r. miał nadane imię dr. Jakuba Cieślewicza i wręczony został sztandar.

Podczas pełnienia tych  ważnych funkcji druh Aleksander był organizatorem wielu placówek letniego i zimowego wypoczynku dla zuchów, harcerzy i dzieci nie należących do ZHP.            Wprowadzał atrakcyjne i równocześnie kształcące oraz wychowujące formy i metody pracy harcerskiej. Jako doświadczony instruktor przez lata służył radą i pomocą drużynowym, dając tym wyraz troski i zainteresowania wychowaniem w harcerskim stylu najmłodszego pokolenia członków naszej harcerskiej wspólnoty. To dzięki niemu zuchy i harcerze poznawali 100. letnią historię mogileńskiego harcerstwa.


Harcerstwo było życiową pasją druha hm. Aleksandra Wenglewicza. Już jako emeryt 12 grudnia 1996 r. założył Harcerski Krąg Seniorów Ziemi Mogileńskiej, który po 5. latach działania 17 listopada 2001 r. otrzymał imię hm. Leona Niewiadomskiego. Z chwilą przystąpienia kręgu do  Skulskiej Wspólnoty Seniorów ZHP im. ks. hm. Antoniego Bogdańskiego w 1999 r. podjął obowiązki zastępcy komendanta Wspólnoty.

W grudniu 2011 r.  z uwagi na stan zdrowia zrezygnował z funkcji komendanta kręgu, ale w miarę możliwości nadal uczestniczył w życiu kręgu, zlotach i złazach ogólnopolskich.
 Można bez przesady powiedzieć, że Druh  hm. Aleksander Wenglewicz pełni służbę całym życiem, a swe ideały przekazywał kolejnym pokoleniom.
 
Za swą długoletnią działalność został odznaczony : Brązowym Krzyżem Zasługi, Srebrnym Krzyżem „Za Zasługi dla ZHP”, Złotym Krzyżem „Za Zasługi dla ZHP”, Medalem „Za Zasługi dla Harcerstwa Kujawsko- Pomorskiego”, Honorową Odznaką Przyjaciela Dziecka, Honorową Odznaką Ofensywy Zuchowej, Honorową Odznaką „Za działalność na rzecz woj. kujawsko-pomorskiego”, Odznaką Honorową „Za Zasługi dla Hufca ZHP Konin”.

30 października 2013 r. podczas sesji Rady Miejskiej Mogilna nadano tytuł Honorowego Obywatela Miasta Mogilna hm. Aleksandrowi Wenglewiczowi. O jego nadanie zawnioskował Harcerski Krąg Seniorów Ziemi Mogileńskiej im. hm. Leona Niewiadomskiego. W uzasadnieniu uchwały  z dnia 11 września czytamy m.in., że: „Aleksander Wenglewicz w pracy społecznej osiągnął ponadprzeciętne wyniki. Jest wychowawcą wielu pokoleń dzieci i młodzieży. Inicjatorem upamiętniania zasłużonych obywateli miasta Mogilna i wydarzeń historycznych. Twórcą harcerskiego kręgu seniorów.” Tytuł, statuetkę i dyplom wręczyła przewodnicząca rady, harcmistrzyni Teresa Kujawa.

poniedziałek, 29 lipca 2019

Spacerkiem po Strzelnie - cz. 51 Ulica Świętego Ducha - cz. 7



W poprzedniej części opisującej początki kamienicy pominąłem ważną informację, która zachowała się dzięki starej pocztówce. W części parterowej - handlowej widzimy duży szyld informujący, iż tutaj znajduje się „Drogeria pod Orłem“ należąca do Bernard Budzyńskiego. Pocztówka została wykonana około 1912 r. Wcześniej, bo w 1910 r. Budzyński prowadził aptekę w kamieniczce obok, reklamując swą działalność w Kalendarzu Strzelińskim na rok 1910. Prawdopodobnie po zwinięciu interesu przez fryzjerów Stawczyńskich zajął on po nich o wiele większy lokal i prowadził go tutaj do czasu nabycia kamienicy przez Muszyńskiego. W 1921 r. Budzyński zakupił kamienicę w Rynku od Niemca Paula Jaschkego i tam przeniósł swoją działalność (współczesny Nr 16 - opis jego działalności w części 32 Spacerku po Strzelnie, Rynek - cz. 29).


Na tym samym fragmencie pocztówki widzimy reklamę w kształcie zegara. W tym lokalu działalność zegarmistrzowsko-jubilerską prowadził wspomniany już Stanisław Strzelecki. W dzisiejszej części wspomnę jego córkę Halinę, niezwykłą kobietę, która na wzór swojej ciotki Wandy Siemianowskiej całe swoje życie poświęciła drugiemu człowiekowi.    

Halina Zofia Strzelecka   
Siostrą Wiesława była Halina przedwojenna profesorka w Gimnazjum Państwowym w Gdyni, zasłużoną działaczką tamtejszego harcerstwa. Urodziła się 28 marca 1907 r. w Strzelnie w rodzinie Stanisława i Heleny z Siemianowskich. Uczęszczała do miejscowej szkoły ludowej, a następnie wydziałowej. Od 1923 r. uczęszczała do Gimnazjum im. Błogosławionej Jolanty w Gnieźnie, które jako prymuska ukończyła w 1925 r. W okresie szkolnym wstąpiła w szeregi harcerskie i pozostała w nich do końca swego życia. W tym też czasie zajmowała się udzielaniem korepetycji, a zarobione w ten sposób pieniądze pozwalały jej utrzymać się i jeszcze z nich wspierała rodzinę (ojciec zmarł w 1917 r.). Po maturze zapisała się na studia na Uniwersytecie Poznańskim. Studiowała filologię rozszerzoną - języki niemiecki i francuski.




Po studiach podjęła pracę jako nauczycielka języków w Prywatnym Gimnazjum Koedukacyjnym dra Teofila Zegarskiego w Gdyni - Orłowie. Tam również została opiekunką drużyny harcerskiej. Z Orłowa przeniosła się do Gimnazjum Handlowego w Gdyni, gdzie uczy języka niemieckiego i prowadzi drużynę harcerską. Po kursie podharcmistrzowskim w 1936 r. objęła hufiec drużyn starszych dziewcząt w Gdyni. W 1937 r. prowadziła w Kołtynianach na Wileńszczyźnie instruktorski kurs drużynowych. Rozpoczęła również próbę na harcmistrza, którą ukończyła w 1939 r. We wrześniu 1939 r. wzięła udział w obronie Gdyni, przydzielając grupy dziewcząt do pomocy w szpitalach, schronach i łączności w Komendzie garnizonu.

W październiku 1939 r. przedostała się do Torunia i zamieszkała u brata Jana, który prowadził tam sklep zegarmistrzowsko-jubilerski. Natychmiast też włączyła się w działalność Szarych Szeregów, była łączniczką pomiędzy Pomorzem a Generalną Gubernią. W 1940 r. kilka instruktorek toruńskich rozpoczęło pomocniczą działalność na rzecz Związku Walki Zbrojnej. Z dowództwem ZWZ współpracowała obok hm Anny Dydyńskiej-Paszkowskiej (była naczelniczka harcerek) również hm Halina Strzelecka. Pełniła również funkcję łączniczki - Halina Strzelecka wyjeżdżała służbowo do Poznania. Dwa lata po rozpoczęciu działalności, w lipcu 1942 r. Halina Strzelecka wraz z Jerzym i Anną Paszkowskimi oraz Wandą Merdasińską zostali aresztowani, przewiezieni do więzienia w Gdańsku, następnie do Starogardu Gdańskiego, a 2 grudnia 1942 r. do Stutthoffu.

Pośród polskimi harcerkami działającymi aktywnie nawet po aresztowaniu w obozie w Stutthofie znalazła się również Halina Strzelecka. Początkowo jej działania ograniczały się do samopomocy - dzieliła się żywnością z paczek, odzieżą. Spotykała się z koleżankami niewoli, by razem modlić się i śpiewać, świętować imieniny, recytować poezję, a także czcić święta narodowe. Później rozpoczęła tajne nauczanie w zakresie literatury i historii polskiej, prowadziła również wykłady z historii literatury. Halina Strzelecka wespół z Jadwigą Rotecką prowadziły zakonspirowane apele ku czci poległym, wieczory poezji, szopki w okresie świątecznym, próby tańców narodowych. Halina Strzelecka zbierała książki polskie i wypożyczała je dorosłym i dzieciom.

W pierwszych miesiącach 1945 r. Niemcy przystąpili do zacierania śladów swego ludobójstwa. Przed nacierającym frontem wschodnim zaczęli ewakuować pozostałych przy życiu więźniów ze Stutthoffu morzem na barkach. Tamte chwile wspominała jedna z więźniarek następująco:
Płynęliśmy 10 dni między wrakami statków, narażeni na miny i łodzie podwodne. Przeżyliśmy nalot lotniczy. Na barce nie było słodkiej wody ani żywności. Wśród więźniów panował tyfus. Zmarłych i konających wyrzucali SS-mani do morza.(...) W czasie podróży morskiej śmiertelność wśród mężczyzn była bardzo wysoka. Znosili oni znacznie gorzej niż kobiety warunki na barce. Spośród kobiet zmarły tylko 2-3 osoby, dzięki wzajemnej opiece i solidarności. Chorymi kobietami opiekowały się: Halina Strzelecka i Lidia Banasiak. Więźniami z "Ruth" we Flensburgu[Szlezwik-Holsztyn, w pobliżu granicy z Danią] zajął się kapitan portu, podporucznik Hans Joachim von Ramm. Kapitan floty handlowej Herbert Schmalz zarządził przeniesienie ich na stojący w porcie parowiec "Rheinsfels".[ W ostatnich dniach wojny 1945 r. więźniowie obozu, a wraz z nimi Halina, zostali w porcie Flensburg załadowani na przemianowany przez Niemców były polski statek z s/s „Kościuszko" na „Rheinfels".] 9 maja 1945 roku, w dzień po kapitulacji III Rzeszy, na pokład statku weszła delegacja szwedzkiego Czerwonego Krzyża. Wszyscy więźniowie, którzy doczekali tej chwili, zostali skierowani na leczenie do Szwecji, zaś statek obsadzono Brytyjczykami. Pośród nimi znalazła się również Halina Strzelecka.


Halina pozostała w Szwecji i poczęła działać w Swedish Institute of Foreign Affairs' Polish working party in Lund - nazywanym Polskim Instytutem Badawczym w Lund. Powołana została do dziewięcioosobowego zarządu Instytutu w lutym 1946 r. Dokumentowała losy więźniów niemieckich obozów koncentracyjnych poprzez wywiady, korespondencję i zeznania świadków tamtych okrutnych lat. Tak zgromadzona dokumentacja miała służyć jako dowody popełnionych przestępstw i mogła być wykorzystywana w przyszłości przez sądy  i historyków.

W Szwecji pozostała i to nie dla jakiegoś „widzimisię", lecz dla ratowania zdrowia setek wycieńczonych więźniów obozów koncentracyjnych, którzy w Skandynawii trafili na pomocną dłoń. Dzięki znajomości kilku języków obcych, w tym również łaciny, ofiarowano jej asystenturę w klinice medycznej w Lund. Jej interwencjom wiele osób z Polski, byłych więźniów obozów koncentracyjnych zawdzięczało kilkutygodniowe pobyty rehabilitacyjne w specjalnych ośrodkach utworzonych przy jej udziale. W tym względzie czynnie działała w Fundacji pomocy byłym więźniom obozów koncentracyjnych, której pomoc objęła niemalże całą Europę. W jednym z takich domów rehabilitacyjnych w Vrigstad w Szwecji przebywała na zaproszenie Haliny Strzeleckiej w 1968 r. późniejsza Honorowa Obywatelka Miasta Strzelna Pani Halina Gorlachowa, przedwojenna przyjaciółka ciotki Haliny. Kiedy w 1966 r. zmarł mój ojciec, Ignacy, tuż po jego śmierci przybyła do Strzelna ze Szwecji ciotka Halina Strzelecka. Wówczas zadbała o rodzinne miejsca pochówków swoich najbliższych, zlecając wystawienie kamiennych nagrobków. Od tego też czasu regularnie słała do Strzelna pocztą dyplomatyczną paczki, których zawartość stanowiły cenne gadżety, a które mama z kolei upłynniała po znajomych i w komisach, dzięki czemu mogliśmy wszyscy, cała siódemka plus mama, godnie żyć i kształcić się. Ciotka zmarła 13 listopada 1968 r. w Lund w Szwecji. Cały swój majątek zapisała na cele dobroczynne i zgodnie z ostatnią wolą kazała się pochować w Poznaniu, co też wujek Marian dopilnował i spełnił 27 listopada 1968 r. W tym dniu spoczęła na cmentarzu Junikowo w Poznaniu (pole:15, kwatera:1, rząd:11, miejsce: 220).

Prze kilku laty opracowałem obszerny kilkudziesięciostronicowy materiał poświęcony Halinie Strzeleckiej. Może uda się w przyszłości go wydać drukiem…
CDN

środa, 24 lipca 2019

Spacerkiem po Strzelnie - cz. 50 Ulica Świętego Ducha - cz. 6



Kolejny dom w ciągu zachodniej pierzei ul. Świętego Ducha to kamieniczka oznaczona numerem 6, dawniej policyjnym 66. Dom został wybudowany na początku XX w. Niewielki, piętrowy o cechach eklektycznych, nakryty dachem dwuspadowym pokrytym dachówką ceramiczną. Na osi centralnej niewielki, stylowy balkon. Część parterowa boniowana, natomiast piętro licowane cegłą klinkierową z czterema oknami i środkowymi drzwiami balkonowymi zdobionymi tynkowanymi obramieniami. Kamieniczka posiada swój specyficzny urok. Dzięki zachowanemu pierwotnemu wyglądowi nie zatraciła charakteru małomiasteczkowego domu wielorodzinnego, który uwydatniają również dwie oficyny mieszkalne.

W 1800 r. w tym miejscu znajdował się drewniany dom z podcieniami podobnymi do pozostałych domów miejskich. Stanowił on własnością jednego z kolonistów pruskich osadzonych w mieście po 1785 r. Był nim piekarz wyznania ewangelickiego, niejaki Conrad (Konrad). Następnie, jako właściciela spotykamy tutaj w 1889 r. Niemca Mantela. Z kolei w 1903 i 1910 r. wymienianym jako właściciel posesji jest Niemiec Ernst Prütz. Był on sekretarzem skarbowym, wymienionym wśród wysokich urzędników landratury strzeleńskiej. Pochodził z Chodzieży i to on wystawił nową do dziś stojącą kamienicę, w której zamieszkał z żoną i pięcioma córkami, zajmując całe piętro. Dwa lokale handlowe na parterze, połączone z mieszkaniami na zapleczu, miały przynosić właścicielowi dodatkowy dochód, który osiągał również z dwóch mieszkań zlokalizowanych w oficynach. Łącznie zamieszkiwało tutaj pięć rodzin. Jedną z nich była rodzina Stawczyńskich. Stanisław Stawczyński był egzaminowanym cyrulikiem i prowadził tu salon fryzjerski. Zajmowała się zawodowo między innymi goleniem, kąpaniem, rwaniem zębów, nastawianiem złamań, puszczaniem krwi, a także nieskomplikowanymi operacjami i leczeniem lekkich chorób. Współpracowała z nim fryzjerka Władysława, prawdopodobnie córka. O szczegółach prowadzonej przez obojga działalności możemy dowiedzieć się z reklam jakie zamieścili w Kalendarzu Strzelińskim na rok 1910



Tuż po zwycięskim Powstaniu Wielkopolskim 1918-1919 i odzyskaniu niepodległości Ernst Prütz opuścił Strzelno przenosząc się z rodziną w głąb Niemiec. Przed wyjazdem sprzedał posesję Stanisławowi Muszyńskiemu, kupcowi i znanemu działaczowi strzeleńskiego „Sokoła“, Bractwa Kurkowego, stowarzyszenia Mężów Katolickich. Nowy właściciel należał do zamożniejszych mieszczan. Wcześniej działalność gospodarczą prowadził pod numerem 7, dawnym policyjnym 29 po drugiej stronie ulicy, u dra Jakuba Cieślewicza. Muszyński w okresie międzywojennym prowadził początkowo skład hurtowy i detaliczny wyrobów tytoniowych, wina, wódki i towarów kolonialnych, później handel maszynami i urządzeniami rolniczymi, nasionami, nawozami, chemikaliami oraz prowadził „Restaurację“.

 
Lokale Stanisława Muszyńskiego - sklep kolonialny i restauracja.
Po zajęciu miasta przez hitlerowców wezwany on został 26 września do zapłacenia kontrybucji w wysokości 10 tysięcy złotych, a w razie ich nie uiszczenia do konfiskaty całego majątku. Co ciekawe podobne wezwanie otrzymało jeszcze 27 obywateli miasta Strzelna, którzy do końca października 1939 r. do kasy miejskiej wpłacili 73 tysiące złotych.


Tutaj mieszkał Franciszek Lasocki, znana postać strzeleńskiego życia społeczno-kulturalnego. Dziś kompletnie zapomniany, a przecież przez szereg lat, tuż po wojnie prezesował miejscowej Ochotniczej Straży Pożarnej. Franciszek Lasocki urodził się 28 listopada 1903 r. w Strzelnie w rodzinie Antoniego i Marianny z Jarłowskich. Ojciec jego był wieloletnim urzędnikiem - komisarzem obwodowym w Strzelnie. Z wykształcenia był prawnikiem posiadającym licencję obrońcy prawnego. Był członkiem Zarządu Bractwa Kurkowego w Strzelnie. Już po wojnie prowadził w Strzelnie kancelarię obrońcy prawnego, sprawował również urząd wójta Gminy Strzelno Północ. Znajdował się w składzie Komitetu Gimnazjalnego, którego zadaniem było zorganizowanie w 1945 r. szkoły na poziomie licealnym w Strzelnie. W 1926 r. poślubił starszą od siebie o 7 lat mieszkankę Krotoszyna, Stanisławę Domagalską. Była ona córką Jana i Józefy z Cierniewskich i na świat przyszła 27 października 1896 r. w Krotoszynie. Pan Franciszek zmarł 1 października 1976 r., a małżonka 24 sierpnia 1979 r. Oboje spoczywają na starej strzeleńskiej nekropoli.  

W domu tym, mieszkała również pani Władysława Deyk, wraz ze swą starszą siostrą Martą. Obie panie były pannami. Pani Władysława urodziła się 31 grudnia 1899 r. w Strzelnie. W domu tym zamieszkała jeszcze w maju 1939 r. W mojej pamięci utkwiła mi szczególnie, gdyż pracowała jako kasjerka razem z moim ojcem Ignacym, głównym księgowym Szpitala Rejonowego w Strzelnie. W domu tym mieszkali również państwo Stachowiakowie.

Całkowicie zatarł mi się obraz placówek handlowych, jakie funkcjonowały po wojnie na parterze kamienicy. Przed laty z pomocą przyszła mi p. Danuta Nadolna - rodowita strzelnianka. Dawniej razem pracowaliśmy w geesie i niewątpliwie jej świetna pamięć, poparta wiedzą historyczną o naszym mieście, bardziej naświetliła moje czarne plamy i obraz minionych czasów. Jak pisała do mnie p. Danka: - Pamiętam wiele faktów i szczegółów, które być może Pana zainteresują. Np., wiem, jakie sklepy znajdowały się przy ulicy Św. Ducha po wojnie. U Muszyńskiego był sklep obuwniczy prowadzony przez pana Wiśniewskiego i sklep spożywczy… Dopowiem, że moja rozmówczyni kończyła LO w Strzelnie razem z abp Stanisławem Gądeckim. Swoją drogą, to takim osobom jak p. Danka zawdzięczam, ze blog nabrał rumieńców i stał się swoistym strzelnian portretem.

Obecnie kamienica Mszyńskiego stanowi własność p. Andrzeja Jaroszewskiego. Nabył on ją od spadkobierców po Stanisławie Muszyńskim. Do niedawna prowadził tutaj sklep RTV. Obok znajduje się kwiaciarnia The Flower Shop, której właścicielką jest jego siostra Wiesława Dobrzyńska.


Ale pozostała jeszcze jedna opowieść tycząca się tegoż domu. Otóż mieszkał tu i prowadził do chwili swej śmierci sklep galanteryjno-zegarmistrzowsko-jubilerski Stanisław Strzelecki, ojciec mojego wujka Mariana, tego samego, który niejako jest prekursorem moich spacerków po Strzelnie. Otóż wuj Stanisław poślubił w 1905 r. Helenę Siemianowską, siostrę Wandy i Józefa, o których będę pisał przy okazji ulicy Kościelnej. Małżonkowie mieli 7. dzieci.

Jednym z nich był Wiesław Feliks, tragiczny żołnierz wojny obronnej 1939 r. Urodził się 18 sierpnia 1910 roku w Strzelnie był absolwentem Państwowego Gimnazjum w Gnieźnie. W nagrodę za bardzo dobre wyniki w nauce uczestniczył w oficjalnej delegacji Wielkopolski w 1927 r. w uroczystościach krakowskich związanych ze sprowadzeniem do kraju i pochowaniem na Wawelu prochów Juliusza Słowackiego. Przez dwa lata był pracownikiem Urzędu Skarbowego w Strzelnie. Należał do miłośników poezji Słowackiego, Asnyka i Kasprowicza. Dawał temu wyraz deklamując ich wiersze na akademiach organizowanych z okazji różnych uroczystości. We wspomnieniach o Wiesławie wujek Marian odnotował: Po tylu latach brzmią jeszcze w uszach moich, asnykowskie słowa recytowane przez Wiesława:
Szukajcie prawdy jasnego płomienia,
Szukajcie nowych, nie odkrytych dróg;
Za każdym krokiem w tajniki stworzenia
Coraz się dusza ludzka rozprzestrzenia
I coraz większym staje się Bóg!

W latach 1931-1932 odbył służbę i naukę wojskową w szkole podchorążych Rezerwy Artylerii we Włodzimierzu Wołyńskim, po ukończeniu której otrzymał przydział do 4 Kujawskiego Pułku Artylerii Lekkiej stacjonującego w Inowrocławiu. W tym pułku odbył pierwsze ćwiczenia wojskowe w 1933 r. Następnie już w stopniu podporucznika służył w 25 PAL w Kaliszu. Po otrzymaniu przeniesienia do pracy w Poznaniu został z kolei przydzielony do tamtejszego pułku artylerii lekkiej. W 1939 r. objęty został już w pierwszym rzucie mobilizacją, tj. 23 sierpnia i od tej chwili ustał kontakt z rodziną.

Wiesław Strzelecki zginął śmiercią bohaterską 15 września 1939 r. na przedpolach twierdzy Modlin podczas pełnienia służby na posterunku obserwacyjnym we wsi Polesie powiat Płońsk. Wiadomość o śmierci dotarła do Strzelna dopiero w maju 1940 r. Spoczął w zbiorowej Mogile na cmentarzu w Leoncinie powiat Płońsk. Na strzeleńskim cmentarzu na pomniku rodzinnym została uwieczniona pamięć o podporuczniku rezerwy Wiesławie Strzeleckim.
CDN

sobota, 20 lipca 2019

Spacerkiem po Strzelnie - cz. 49 Ulica Świętego Ducha - cz. 5



Świętego Ducha 4 - cz, 2
Wesołowscy pod koniec lat sześćdziesiątych wyprowadzili się do Bielic. W tym czasie też budowali dom w Mogilnie-Świerkówcu. Posesję nabył Mieczysław Jaroszewski, późniejszy wiceprezes ds. handlu GS „SCh" w Strzelnie. Razem pracowaliśmy, ja wówczas na równorzędnym stanowisku, ale w obrocie rolnym. Jego pełny biogram znajdziecie poniżej. Z początkiem lat 90. po przejściu na emeryturę, podjął działalność gospodarczą w zakresie handlu spożywczego. Po nim właścicielem sklepu został syn Andrzej i synowa Ewa. Tenże, poza delikatesami prowadzi sklep „Panda“, a do niedawna również pawilon RTV i AGD w sąsiedniej posesji. Tam też córka Mieczysława, pani Wiesława Dobrzyńska jest właścicielką sklepu z artykułami do dekoracji mieszkań i kwiaciarni.

W podwórzu posesji w latach osiemdziesiątych firmę lakierniczą założył najstarszy syn Mieczysława, Ryszard Jaroszewski. Dziś zakład ten rozrósł się i poszerzył gamę świadczonych usług o blacharstwo samochodowe, przekształcając się w Przedsiębiorstwo Handlowo-Usługowe „Auto-Lack“. Dziś pan Ryszard prowadzi firmę rodzinnie, zatrudniając w niej również fachowców z zewnątrz. Nadto świadczy przedstawicielstwo firm ubezpieczeniowych. 

Warzywniak przy ul. Świętego Ducha 4. Sklep nr 3 z kierowniczką Zofią Ceglarską.
Wnętrze nowego warzywniaka z małżonkami Kasprzykami.


Gwoli chwilowego cofnięcia się do przełomu lat 50. i 60. XX w. przypomnę jeszcze, że w domu tym znajdował się w byłym lokalu „Festona“, sklep warzywniczy. Była to placówka handlowa oznaczona w sieci miejscowego PSS „Społem“ numerem 3. Prowadziła go Zofia Ceglarska. Po remoncie sąsiedniego lokalu warzywniak znalazł się w nowym wnętrzu i pod kierownictwem małżeństwa Kasprzyków. Później pamiętam sklepową Teresę Rejniak, która stąd z początkiem lat 90. założyła własną działalność w posesji brata, w Rynku 23. Obok po pierwszym warzywniaku uruchomiona została wypożyczalnia sprzętu AGD. Tu można było wynająć pralkę, szatkownicę do kapusty, odkurzacz, naczynia stołowe i kuchenne na wesela oraz przyjęcia rodzinne itp. Również placówki znajdowała się we władaniu PSS „Społem". Ale i w tym domu mieszkała pani Nowak. Jej syn Andrzej chodził razem z moim bratem Antonim do szkoły. Andrzej miał siostrę, bardzo ładną, która krótko uczyła w SP 2, gdzie również prowadziła harcerstwo i kółko taneczne.


Mieczysław Jakub Jaroszewski (1934-2015)

Jak informowała prasa regionalna oraz stary blog Strzelno moje miasto, w środę 2 grudnia 2015 r. zmarł w szpitalu bydgoskim strzelnianin, żołnierz niezłomny Mieczysław Jakub Jaroszewski ps. "Sobieski" - członek Polskiego Związku Narodowego działającego na terenie Strzelna, harcerz wierny złożonej przysiędze, spółdzielca odznaczony Złotą Odznaką Pracownika Spółdzielczości i odznaką Zasłużony Pracownik Rolnictwa, wieloletni wiceprezes Zarządu byłej Gminnej Spółdzielni „Samopomoc Chłopska” w Strzelnie oraz byłej Spółdzielni Zaopatrzenia i Zbytu w Strzelnie.

Mieczysław Jakub Jaroszewski urodził się 7 lipca 1934 r. w Sławsku Wielkim w rodzinie mistrza rzeźnickiego Adama i Józefy z Woźnieckich i był drugim z czworga rodzeństwa. Pochodził z wielce patriotycznej rodziny. Wujek Mieczysława, Kazimierz Jaroszewski był prezesem strzeleńskiego Koła Związku Halerczyków. Pod koniec lat 30. XX wieku rodzina zamieszkała w Inowrocławiu, natomiast okupację spędziła w Strzelnie i tutaj już pozostała. W tym czasie Mieczysław pobierał naukę domową i po zakończeniu wojny na kursach przyspieszonych, jako zdolny uczeń ukończył szkołę powszechną. Jednocześnie był członkiem drużyny ZHP im. Stefana Żółkiewskiego w Strzelnie. W 1947 r. uczestniczył w słynnym obozie harcerskim w Krynicy Morskiej.


W 1949 r. rozpoczął naukę w Państwowej Szkole Ogólnokształcącej Stopnia Licealnego w Strzelnie (współczesne LO). Tam też w 1950 r., w okresie indoktrynacji komunistycznej, sprzeciwiając się głoszonym ideom wstąpił w szeregi tajnego Polskiego Związku Narodowego działającej na terenie Strzelna, którego jednym z celów była walka z narzuconą przez Sowietów władzą komunistyczną. Już jako członek tej organizacji przyjął pseudonim "Sobieski". W czasie pobierania nauki w liceum nadal był bardzo aktywnym harcerzem i jak wspomina go druh harcmistrz Gwidon Trzecki, senior strzeleńskiego harcerstwa, członek Szarych Szeregów, a także prezes strzeleńskich kombatantów:

- Świecił przykładem rówieśnikom, jak i młodszym druhom. Współorganizował i uczestniczył w licznych obozach harcerskich. Dał się poznać jako wzorowy harcerz, co szczególnie ukazało Jego dalsze dorosłe życie. Pozostał wierny raz złożonej przysiędze harcerskiej, aż do przysłowiowej „grobowej deski”. Po 1948 roku i z nastaniem lat 50. w trakcie obozów nie było nam wolno uczestniczyć w niedzielnych mszach św. Z Mieciem, z narażeniem relegowania z obozu, każdorazowo, i to w mundurkach, chodziliśmy do kościoła, by spełnić niedzielny chrześcijański obowiązek. Już później, w dorosłym życiu, Mieczysław uczestniczył we wszystkich uroczystościach harcerskich. Spotykaliśmy się w Przyjezierzu pod krzyżem harcerskim, na mogiłach pomordowanych w Kopcach i Ciencisku, a także w lesie Kurzebiela na mogile rozstrzelanego proboszcza markowickiego ojca Mariana Wyduby OMI. Będąc już starszym, po przemianach ustrojowych, Mieczysław uczestniczył we wszystkich uroczystościach patriotycznych. Dopowiem, że był cichym wielbicielem Matki Bożej Markowickiej Królowej Miłości i Pokoju Pani Kujaw. Nie opuścił żadnego odpustu i uczestniczył w ważnych dla Sanktuarium wydarzeniach – wspomina druh harcmistrz Gwidon Trzecki.

Nastał rok 1952 - Mieczysław Jaroszewski był uczniem ostatniej klasy maturalnej w strzeleńskim liceum. Pod koniec roku w wyniku intensywnego śledztwa prowadzonego od 18 października 1951 r. przez Powiatowy Urząd Bezpieczeństwa Publicznego w Mogilnie nastąpiło rozpracowanie grupy młodzieży ze strzeleńskiego "Polskiego Związku Narodowego". 6 grudnia 18-letni Mieczysław został aresztowany i osadzony w więzieniu w Trzemesznie oraz poddany ostrym przesłuchaniom.


Kilka dni wcześniej w aktach śledczych Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Gnieźnie, Mieczysław Jaroszewski został wymieniony w jednym z zeznań sygnowanym datą 29 listopada 1952 r. Prowadzono tam śledztwo przeciwko nielegalnej organizacji młodzieżowej "Polski Związek Narodowy", działającej na terenie PKP Gniezno. Wśród nazwisk członków tej organizacji został wymieniony jako jej członek działający na terenie Strzelna i posługujący się ps. "Sobieski". 

Od 12 stycznia 1953 r. na podstawie zebranych materiałów śledczych, postanowieniem Wojskowej Prokuratury Rejonowej w Bydgoszczy osadzony został w Zakładzie Karnym w Bydgoszczy. Tam poddano go wielokrotnym przesłuchaniom. Ostatecznie postawiono mu zarzut zbrodni stanu w oparciu o art. 86 Kodeksu Karnego Wojska Polskiego, który został ustanowiony dekretem Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego. Na podstawie § 1. tegoż artykułu zarzucono mu, iż usiłował przemocą usunąć ustanowione organa władzy zwierzchniej Narodu i zagarnąć ich władzę i z tego paragrafu groziła mu kara więzienia na czas nie krótszy od lat 5 albo kara śmierci. Zaś na podstawie § 2.  postawiono mu zarzut usiłowania przemocą zmienić ustrój Państwa Polskiego, z identyczną karą co w § 1.

Ostatecznie wespół z kolegami ze strzeleńskiej organizacji stanął przed Wojskowym Sądem Rejonowym w Bydgoszczy i wyrokiem z dnia 26 czerwca 1953 r. został skazany na karę 2 lat i 6 miesięcy więzienia. Odbywał ją od 16 lipca 1953 r. w Progresywnym Więzieniu dla Młodocianych w Jaworznie. Było to ciężkie więzienie dla młodocianych więźniów politycznych, których wiek nie przekraczał 21 roku życia. Osadzeni tutaj byli poddawani intensywnemu szkoleniu ideologicznemu oraz zatrudniani w kopalniach Jaworznickiego Okręgu Węglowego na najgorszych mokrych i zagrożonych wybuchem metanu pokładach oraz w stolarni, ślusarni, betoniarni i innych zakładach. Traktowano ich jak bandytów, którzy - według naczelnika więzienia Salomona Morela - ciężką pracą mieli się zrehabilitować za zbrodnie popełnione wobec Polski Ludowej.  

Wywiad milicyjny plutonowego MO Dęboskiego Mieczysława dot. Mieczysława Jaroszewskiego.
Po odbyciu części kary z zasądzonych 2 lat i 6 miesięcy został 24 października 1954 r. ze względu na stan zdrowia został warunkowo zwolniony z odbywania dalszej kary. Od końca 1954 r. podjął pracę w Gminnej Spółdzielni "Samopomoc Chłopska" w Strzelnie. Początkowo jako referent, przechodząc wszystkie szczeble kariery zawodowej przez szereg lat pełnił funkcję kierownika w dziale obrotu i skupu. Od 1982 r. do czasu przejścia na emeryturę piastował funkcje wiceprezesa Zarządu ds. Handlu i Usług.

Lata 80. minionego stulecia to trudny okres w działalności spółdzielczości, niemniej jednak ówczesny Zarząd radził sobie znakomicie. W działach podległych wiceprezesowi Mieczysławowi Jaroszewskiemu budowano na wsiach nowe placówki handlowe i inwestowano w wiele obiektów. W 1983 r. za całokształt pracy zawodowej został odznaczony Srebrnym Krzyżem Zasługi. Kiedy spółdzielnia obchodziła w 1984 r. jubileusz jako najstarsza tego typu spółdzielnia w Polsce mógł się pochwalić wieloma osiągnięciami, co stało się przyczynkiem wyróżnienia przez centralne władze spółdzielcze.

O swojej działalności podziemnej okresu stalinowskiego niewiele mówił. Jedynie w gronie rodzinnym i przyjaciół wspominał swoje ciężkie przeżycia związane z aresztowaniem i represjami, które po odbyciu kary nadal do dotykały. Wówczas nadal był inwigilowany o czym świadczą notatki z obserwacji, a także uczucie bycia obserwowanym. Dopiero przemiany ustrojowe 1989 roku ukazały prawdziwe oblicze żołnierza niezłomnego. W 1990 r. został przyjęty w poczet członków Związku Więźniów Politycznych Okresu Stalinowskiego i uznany został Weteranem Walki o Niepodległość otrzymując stosowne odznaczenie.

22 listopada 1956 r. zawarł związek małżeński z Łucją z domu Krzewina, z którego miała trójkę dzieci: córkę Wiesławę i synów Ryszarda i Andrzeja.

czwartek, 18 lipca 2019

Czy strzeleńskie świątynie zbudowano z megalitów?



Niezwykle fascynująca jest przeszłość naszego regionu i mniemam, że niemal każdy, kto zakochał się w swojej małej ojczyźnie może to samo powiedzieć o otaczającym go obszarze. Zaangażowanie się regionalistów z TMMS w ratowane potężnej megalitycznej nekropoli w miejscowości Góra-Marianowo w gminie Wilczyn oraz odkrycie podobnych w obrębie lasów miradzkich sprawiło, że nasze wyobrażenie o tutejszych dziejach uległo daleko idącemu przeobrażeniu. Nasza wiedza zaczęła nabierać nowego wymiaru, a liczne analizy terenowe oparte o podobne i archeologicznie przebadane odkrycia sprawiły, że nasze mroczne dzieje zaczęły rozjaśniać się i zabarwiać.

Rozjaśnianiem i zabarwianiem przeszłości może być odpowiedź na zawarte w tytule pytanie oraz rozwinięcie tematu. Czy strzeleńskie świątynie zbudowano z megalitów? Uważam - oczywiście hipotetycznie - że strzeleńskie kamienne świątynie romańskie zostały zbudowane z potężnych głazów i drobniejszych kamieni, z których 4500 lat wcześniej zbudowane zostało kilkadziesiąt megalitów zlokalizowanych w pobliskich lasach i innych miejscach, być może i w samym Strzelnie.

Mało kto wie o tym, że Polskie ziemie skrywały i nadal skrywają tajemnice na miarę Stonehenge. Oczywiście, są nimi megalityczne grobowce rozsiane po Kujawach i po niektórych regionach Polski. Z racji nader częstego występowania na obszarze Kujaw nazwane zostały kopcami lub grobami kujawskimi. Działo się to tak dawno, że trudno nam pojąć, że my współcześnie żyjący jesteśmy ok. 275 pokoleniem od czasów budowniczych budowli uważanych za starsze od słynnych piramid egipskich.


Czas budowy megalitów to epoka neolitu i okres kultury pucharów lejkowatych występującej w Europie między 3700-1900 lat p.n.e. Na obszarze współczesnej Polski powstała na terenie Kujaw pod wpływem oddziaływania kultury lendziejskiej na lokalne podłoże mezolityczne. Nazwa pochodzi od charakterystycznego kształtu formy naczynia z brzuścem baniastym i szeroko rozchylonym kołnierzem. Ludność ówczesna zajmowała się głównie hodowlą, łowiectwem i rybołówstwem, ale także uprawiała zboże, znała radło i zaprzęgała do jego ciągnięcia bydło. Charakterystyczne dla tej kultury na ziemiach polskich były pochówki szkieletowe zwane grobami kujawskimi oraz inne grobowce megalityczne.

Największą tajemnicą tej kultury są widoczne po dziś w terenie megality osiągające nawet kilkadziesiąt metrów długości. Są to monumentalne budowle zbudowane z ziemi i kamienia o długości dochodzącej nawet do 150 metrów. Niestety, grobowce te w dużej części zostały pozbawione charakterystycznego elementu, potężnych głazów granitowych, które były tzw. murem zewnętrznym budowli. Ta kamienna obstawa grobu nawiązuje do kształtu wielkich domostw pierwszych rolników tych ziem z okresu ok. 4300-3000 lat p.n.e., których ślady odkryto blisko 25 lat temu podczas badań ratunkowych na linii budowy gazociągu jamalskiego w pobliżu Bożejewic-Żegotek-Ciechrza. Część pojedynczych głazów tworzących ścianę wschodnią posiada masę dochodzącą do kilku ton. Ich wielkość stopniowo maleje w miarę zwężania się grobu ku zachodowi. Długość całego obiektu może dochodzić nawet do 100, a nawet do 150 m, a szerokość podstawy (ściany wschodniej) 8-10 m. W części szczytowej grobu, w wydzielonym prostokącie, i w specjalnej jamie, znajdował się pochówek szkieletowy jednej osoby, którą prawdopodobnie był przywódca - patriarcha rodu, obłożony kamieniami w formie kopczyka. Całość przestrzeni w obrębie obstawy przykrywał płaszcz kamienno-ziemny o wysokości dochodzącej do 4 m. Oblicza się, że do budowy średniej wielkości obiektu tego typu, potrzebna była masa ziemi dochodząca do 600 ton oraz kamieni ponad 200 ton.


Kiedy w drugiej połowie XII w. do Strzelna przybyły Norbertanki dowiedziały się od miejscowej ludności, że w pobliżu osady znajdują się ogromne budowle ziemne, których elementem konstrukcyjnym są ogromne i do tego występujące w ogromnej ilości kamienie. Ta bliskość i ilość potencjalnego budulca przyszłych świątyń strzeleńskich sprawiła, że świątobliwe siostry pozostały tutaj i postanowiły właśnie z nich zbudować i to jednocześnie dwa kościoły.


Wcześniej, bo około 3500-4000 lat przed norbertankami tutejsza ludność przez kilkadziesiąt, a nawet kilkaset lat gromadziła potężne polodowcowe głazy, zwożąc je z pól i lasów i budowała swoim przywódcom swoiste leżące piramidy - grobowce megalityczne. Budowle te przetrwały kilka tysięcy lat i nowa cywilizacja - kultura chrześcijańska spożytkowała je, wtórnie wykorzystując do budowy strzeleńskich świątyń romańskich. Dzisiaj te kamienne mury, podobnie jak kamienne kręgi z południowej Anglii, ze Stonehenge, przyciągają turystów z kraju, Europy i niemalże z całego świata. W Polsce o megalitach wie zaledwie garstka ludzi z kręgu nauki i regionalistów. A przecież polskie megality zasługują na to, żeby przywoływać ich historię i udostępniać je turystom na sposób jaki działa w niedalekich kujawskich Wietrzychowicach, gdzie funkcjonuje skansen archeologiczny potężnych kujawskich grobowców. Niezwykle dogodne położenie miejsca przy drodze krajowej i stosowne jego zagospodarowanie może stać się kolejną słynną wizytówką naszej małej ojczyzny. Czy uda się uruchomić projekt Strelnopolis mityczne miasto przodków?

Proszę powyższy artykuł potraktować jako moją hipotezę, a żądnych pogłębienia wiedzy o zaprezentowanym temacie zapraszam do zapoznania się lub przypomnienia wcześniejszego artykułu Strelnopolis mityczne miasto:


wtorek, 16 lipca 2019

Spacerkiem po Strzelnie - cz. 48 Ulica Świętego Ducha - cz. 4



Świętego Ducha 4 - cz. 1
Dzisiejsza propozycja poznania fragmentu naszej miejskiej opowieści to posesja przy ul. Świętego Ducha i dom oznaczony numerem 4. Niegdyś nosił on porządkowy numer policyjny 67. Na starych pocztówkach z początku XX w. widoczny jeszcze jest dom parterowy, który dopiero w latach trzydziestych XX w. zmienił swój wygląd, gdyż został nadbudowany piętrem. Niewielki dom dzięki oficynom w podwórzu zamieszkiwało 5 rodzin. W 1800 r. posesja należała do mieszczanina p. Konkiewicza. Zapewne spokrewniony on był z Konkiewiczami wymienionymi w katastrze podatkowym z maja 1773 r. Po jakimś czasie dom przeszedł w ręce skórnika, Żyda Baera. Antenata tego rodu niestety z imienia nie poznajemy. Wiadomo jedynie jest, że jego synem był Julius Baer, mąż Susanny Kaliskiej. Małżonkowie mieli syna Josepha ur. w 1855 r. To on był kolejnym właścicielem posesji. Józef w 1878 r. zawarł związek małżeński z Johanną Krisch ur. w 1855 r., córką Michaela i Blume Abusch.


Kolejnym właścicielem posesji został miejscowy rzemieślnik Kazimierz Silski. Urodził się on w 1850 r., a w 1870 r.  zawarł związek małżeński z Magdaleną Zarębską. Kazimierz z zawodu był szewcem i zapewne przed 1895 r. kiedy wymieniony został w księdze adresowej Selbständige des Kreises Strelno 1895, nabył posesję przy ul. Świętego Ducha 2 od Żyda Baera. Silscy mieli syna Józefa ur. w 1874 r., który w 1897 r. poślubił w Markowicach 27-letnią Michalinę Zemborską, córkę Mateusza i Marii z Głowackich. W domu tym mieszkała również rodzina Gilewskich, której przedstawicielem był Franciszek, miejscowy, drukarz, wydawca i redaktor. Prowadził on od 1925 r. własną drukarnię przy ul. Kościelnej 17 (nr policyjny), w której wydawane były m.in.: „Orędownik Urzędowy na powiat strzeliński“, dziennik „Nadgoplanin“ i dziennik „Gazeta Mogileńska“. Ojcem Franciszka był Józef  ur. w 1863 r., a matką Teofila Flenz ur. w 1871 r., wdowa po Florianie Słowińskim. Tutaj mieszkał i prowadził swoją działalność Jan Kandulski. O jego profesji dowiadujemy się z reklamy zamieszczonej w Kalendarzu Strzelińskim na rok 1910. Prowadził on jedyną w Strzelnie polską księgarnię i specjalny skład papieru. Był osobą samotną.  


Po Silskich właścicielem posesji (po 1919 r.) został Wincenty Płócienniczak. Jak podaje w reklamie montowanych w jego firmie i sprzedawanych w sklepie rowerów, tę działalność prowadził od 1912 r. (wówczas w posesji przy ul. św. Ducha nr 19, policyjny 35, dom narożnikowy z ul. Cegiełka, własność piekarza P. Mrówczyńskiego) Zajmował się kilkoma branżami, m.in.: handlem sprzętem radiowym (Fabric d'apparelis et d'accessoires pour la TSF oraz Firmy TELEFUNKEN), montażem i sprzedażą rowerów z części sprowadzanych od producentów. Poza tym świadczył usługi transportowe, reklamowane wówczas, jako własna komunikacja samochodowa. Początkowo swą działalność gospodarczą prowadził pod szyldem „Dom Handlowy w Strzelnie“, a od 1929 r. pod szyldem „Feston Dom Handlowy w Strzelnie“. To wówczas przylgnął do niego pseudonim Feston.


Wincenty Płócienniczak do Strzelna sprowadził się z powiatu bydgoskiego. Urodził się 8 lipca 1885 r. W 1914 r. poślubił w Wierzchucinie Kościelnym Teofilę z Chrapkowskich (1887-1962). Małżonkowie mieli pięcioro dzieci: Irenę (1916-1916) - zmarłą jako noworodek, Melanię Monikę (1918-2008), Barbarę (1920-1981), Emilię (1921-2009) oraz Stanisława (1923-1998). Po wybuchu I wojny światowej Wincenty został wcielony do armii pruskiej. Po powrocie z frontu włączył się w działalność niepodległościową. Uczestniczył w Powstaniu Wielkopolskim. 6 października 1935 r. został wybrany w skład komitetu przy Związku Powstańców i Wojaków w Strzelnie do zebrania materiałów wspomnieniowych o czynach dokonanych w czasie Powstania Wielkopolskiego [Pałuczanin 1935.10.13 nr 121]. Zbieraniem materiałów do dziejów Powstania Wielkopolskiego zajmował się już wcześniej.


Znany był ze swej aktywności w Akcji Katolickiej, której był członkiem, a także przewodniczył stowarzyszeniu Mężów Katolickich. Pomagał Ojcom Pallotynom i Franciszkanom w kolportażu czasopism katolickich. Był członkiem strzeleńskiego „Sokoła", w 1932 r. członkiem Komisji Rewizyjnej a od 1934 r. członkiem zarządu. Wśród strzeleńskiego kupiectwa wyróżniał się wielce patriotyczną i narodową postawą. Prasa przedwojenna odnotowała, że w grudniu 1937 r. do firmy Feston przez okno włamali się nieznani sprawcy i Skradli ze składu 3 nowe rowery męskie, większą ilość opon, rozmaite części rowerowe oraz z kasy 100 zł gotówki. Ogólna strata wyniosła 700 zł.


Po zajęciu Strzelna przez Niemców, otrzymał 26 września 1939 r. polecenie na piśmie od burmistrza Willy'ego Schmiedeskampa, przekazania bez odszkodowania swego samochodu Niemcowi H. Plagensowi. 25 listopada 1939 r. Wincenty Płócienniczak został aresztowany i wraz z innymi mieszkańcami Strzelna rozstrzelany w lesie „Babiniec" pod Cienciskiem. Rodzina została w czasie wojny wyrzucona z domu i poprzez obóz w Szczeglinie wywieziona do Generalnej Guberni, do wsi Piastów w powiecie garwolińskim. Po powrocie zamieszkali na powrót we własnym domu przy Świętego Ducha 4. Razem z matką zamieszkała tutaj córka Barbara z mężem Alfonsem.


Po śmierci w 1962 r. Teofilii, posesja przeszła w ręce spadkobierców, a zarządzali nią w ich imieniu Barbara i Alfons Wesołowscy. Kamieniczka ta szczególnie zapisała się w mojej pamięci, gdyż jako dziecko chodziłem tam z mamą i ciocią Pelą do magla. Znajdował się on w podwórzu, tam gdzie obecnie w części mieści się firma Ryszarda Jaroszewskiego. Magiel był ręczny, więc i sporo się nakręciłem zanim cały kosz wypranych pościeli, obrusów, ręczników, zasłon, bielizny itp. rzeczy wyprasowało się tym urządzeniem. A sam magiel to był duży stół z dwoma drewnianymi wałkami, na które nawijało się w specjalnym płótnie wysuszone pranie, po czym umieszczało się je pomiędzy blatem stołu, a wielką skrzynią wypełnioną kamieniami i na tychże wałkach spoczywającą. Pusty wałek wyciągało się po podniesieniu skrzyni przy pomocy przekładni, a w jego miejsce umieszczało się nawinięty bielizną. Do poruszania skrzyni i prasowania rzeczy służyła zębatka napędzana kolbą ręczną, która przesuwała listwę zębatą wraz ze skrzynią po wałkach. Te z kolei z jednej strony rozwijały się, a z drugiej strony stołu nawijały się i tak na przemian. Za usługę tę płaciło się parę złotych, chyba 2-5 zł.

Uczniowie i nauczyciele Szkoły Rolniczej w Sławsku Dolnym. Siedzi w kapeluszu kier. Hilary Sulski, obok nauczycielka Barbara Płócienniczak-Wesołowska, NN i Alfons Wesołowski - 1948 r.
 Barbara i Alfons Wesołowscy byli nauczycielami Szkoły Rolniczej w Sławsku Dolnym. Później Alfons wykładał ekonomikę rolnictwa w Państwowym Technikum Rolniczym w Bielicach. Początkowo mieszkał w Strzelnie i tutaj na miejscu w podwórzu i ogrodzie prowadził hodowlę róż. Pamiętam, że róże rosły nawet w miejscach po rozebranych budynkach gospodarczych, było ich mnóstwo. Przepiękne o cudnych kolorach i niezapomnianym zapachu, który z wieczora był najintensywniejszym, były do nabycia na każdą okazję od lata do późnej jesieni. U pana profesora Wesołowskiego pisałem pracę dyplomową z zakresu ekonomi gospodarstw rolnych, a temat brzmiał: Reorganizacja gospodarstwa rolnego w Zakładzie Rolnym Karczyn PGR Kobylniki. Pracę obroniłem na czwórkę! Od tego też czasu mogłem posługiwać się tytułem, „technika rolnika".
CDN

piątek, 12 lipca 2019

Spacerkiem po Strzelnie - cz. 47 Ulica Świętego Ducha - cz. 3


Dom Hanaszów - obecnie Dudków. Autor zdjęcia Heliodor Ruciński.
Przez ostatnie 150 lat kilkakrotnie zmieniano nazwę ulicy Świętego Ducha. W 1876 r. na obszarze zaboru pruskiego język niemiecki stał się językiem urzędowym. Wówczas germanizacja objęła nazwy miast, ulic i miejscowości. Miasto Strzelno zmieniono na Strelno i wiele ulic przybrało nazwy niemieckie. Tak się też stało z ulicą Świętego Ducha, którą nazwano Hailigengeistrassse. W 1919 r. powrócono do starej nazwy, którą ponownie zmieniono podczas okupacji niemieckiej w 1939 r. nadając jej nazwę na cześć marszałka III Rzeszy - Hermann Göering Strasse. Po wojnie na krótko przywrócono starą nazwę, by zmienić ją po 15 grudnia 1948 r. To wówczas odbył się Kongres Zjednoczeniowy w Warszawie (15-21 grudnia), który powołał do życia Polską Zjednoczoną Partię Robotniczą, na czele, której stanął osławiony przyjaciel sarenek i dzieci, „ojciec narodu“, Bolesław Bierut. I poszły wytyczne w kraj, by datę 15 grudnia przenieść na główne ulice i place miast, by data na trwałe wpisała się w nowo zrodzoną tradycję. Na pozjazdowym wiecu w Strzelnie w sali kina „Kujawianka“, wówczas ustalono, by wykształcone i wykwalifikowane pod względem medycznym siostry Elżbietanki przegnać ze szpitala, a ulicę Świętego Ducha przemianować na nic nie mówiącą przeciętnemu obywatelowi nazwę 15 Grudnia. Faktycznie, po latach, kiedy pytałem się, jako młody chłopak skąd ta nazwa, niewielu ją kojarzyło, a dzisiaj niemalże już nikt.

Dopiero przemiany ustrojowe i w parze idące postawa ówczesnych radnych, jak chociażby Zbyszka Noska, doprowadziły do tego, że 17 grudnia 1990 r. przywrócono tejże ulicy jej historyczną nazwę, Świętego Ducha. Ale i wówczas byli tacy, którym było to w niesmak. Przypomnę, że 27 grudnia 1989 r. podczas sesji RN radny Zbyszek Nosek wniósł interpelację o zmianę nazw ulic: 15 Grudnia, Marcelego Nowotki i Gen. Karola Świerczewskiego, przywracając im odpowiednio stare nazwy: Św. Ducha, Kolejowa, Szeroka. Wówczas to, radny Eugeniusz Wegner zaproponował, by wstrzymać się ze zmianą nazw ulic, gdyż rodzi ona koszty. Wywołało to ostry protest ze strony solidarnościowej. Kilkakrotne przypominanie tej kwestii przez Zbyszka Noska po roku dało owoc.


Mój przewodnik, czyli wujek Maryś, zawsze chodził prawą stroną ulicy, dlatego też i ja ruszę prawą stroną. Współcześnie każda ulica ma swoją numerację zaczynającą się na lewej stronie, to numery nieparzyste, a prawa parzyste. W starej numeracji tzw. policyjnej, niezależnie od nazw ulic przebiegała numeracja ciągła. Zaczynała się ona na Rynku od posesji przy pierzei wschodniej, gdzie nr 1 to kamieniczka narożna z ul. Piekarską. Następnie numeracja wchodziła w lewą stronę ul. Kościelnej, wracała prawą, z kolei pierzeja południowa Rynku, przebiegała do ul. Świętego Ducha i lewą jej stroną biegła do wlotu w ul. Cegiełkę. Następnie jej lewą stroną wracała po prawej do ul. Świętego Duch i lewą stroną do Placu Daszyńskiego. Stąd wracała prawą stroną do Rynku, biegnąc jego pierzeją zachodnią wchodziła w ul Szkolną, powrót do Inowrocławskiej, jej lewa strona do budynku magistratu i wracała prawą do Rynku i jego pierzei północnej. Pozostała numeracja kontynuowana była w dalszych bocznych ulicach. Do czasu ostatecznego uregulowania numeracji wspomnę, że do lat osiemdziesiątych po prawej stronie ulicy nieruchomości posiadały numerację nieparzystą, czyli odwrotną, do obecnej.


Świętego Ducha 2 

Zatem, zaczynamy wirtualny spacer od pierwszego po prawej stronie ulicy Świętego Ducha, domu opatrzonego nr 2, dawniej numer policyjny 68. To stary pamiętający połowę XIX w. dom Hanaszów. Tak zwykliśmy go nazywać, choć dziś stanowi własność państwa Dudków. Według najstarszych danych sprzed 210 laty, wówczas drewniane domostwo należało do kuśnierza Zmudowicza, Polaka wyznania katolickiego. Po nim posesję dziedziczył Jan Nepomucen Żmudowicz, który ok. 1830 r. poślubił Franciszkę Wąsowską. Z małżeństwa tego urodził się w 1830 r. kolejny spadkobierca, którym został Wincenty Zmudowicz. Z zawodu był stolarzem i w 1855 r. poślubił Marcjannę Balińską, córkę Wincentego i Katarzyny z Kłodawskich. Zapewne jemu, lub jego ojcu możemy przypisać wystawienie nowego piętrowego i krytego ceramiczną dachówką domu, który do dziś stoi w tym miejscu. Jest to budowla szkieletowa wypełniona po części pecą, po części cegłą. Małżonkowie Wincenty i Marcjanna mieli ur. w 1858 r. syna Franciszka, który po przyuczeniu się u ojca zawodu stolarskiego, podjął się później handlu meblami. W 1880 i 1883 r. wymieniony został na łamach „Gońca Wielkopolskiego“ wśród aktorów amatorów, dających przedstawienia sztuk teatralnych w Strzelnie w ramach działalności miejscowego Kółka Muzycznego i Komitetu Uroczystości Sobieskiego - 200-lecia Odsieczy Wiedeńskiej. Reżyserem tych sztuk był Ignacy Gronkowski, organista i dyrygent chóru. W 1884 r. Franciszek poślubił Apolonię Antoninę Białęcką, córkę Rajmunda i Emilii z Kalinowskich. W 5 lat później, będąc wdowcem 59-letni ojciec Wincenty ożenił się po raz drugi. Jego wybranką była wdowa Józefina Pyszkowska z domu Salmońska.


Z zachowanych informacji wiemy, że pierwszym bibliotekarzem powstałego w Strzelnie po 1880 r. Towarzystwa Czytelni Ludowych (TCL) był Franciszek Zmudowicz i biblioteka znajdowała się w jego domu. 28 maja 1889 r. została ona przeniesiona do domu Franciszka Żurawskiego przy ul. Cestryjewskiej 145a (obecnie nr 5). Niestety nieudało się ustalić kiedy Zmudowicze pozbyli się posesji. Wiadomo, że jej właścicielami stali się trzej bracia Gębiccy, miejscowi Żydzi, od których w 1893 r. całość nabył obuwnik - mistrz szewski Wojciech Hanasz.    


Długo wcześniej, bo po przybyciu po 1874 r. do Strzelna Wojciech Hanasz ( syn Józefa i Józefy z Kolczyńskich ur. w 1858 r. w Sokolnikach) zamieszkał u swego nauczyciela i pracodawcy mistrza szewskiego Płacheckiego przy ul. Cestryjewskiej. Po zdaniu egzaminu czeladniczego i ożenieniu się w 1880 r. z Franciszką Śmiełowską rodem z Rzadkwina założył własny interes pod nazwą Skład i warsztat obuwia męskiego, damskiego i dla dzieci. Z reklamy z 1890 r. wiemy, że był to dom znajdujący się niemalże po drugiej stronie jego późniejszej własności (ul. Św. Ducha 28 - u Franciszka Lewandowskiego).


Wojciech po zakupie nieruchomości przeniósł się tutaj i na parterze uruchomił skład i warsztat obuwniczy, natomiast zamieszkał z tyłu w oficynie doń przyległej. Obok swój handel prowadził Michała Skowroński - sklepikarz. Rodzina Wojciecha była wielodzietną: Waleria (ur. 1882 r.), Roman (ur. 1884 r.), Bronisław (ur. 1887 r. żył zaledwie kilka dni), Angela (ur. 1889 r. zmarła po ośmiu miesiącach), Bolesław (ur. 1890 r.), Józef (ur. 1892 r.), Wacław ur. 1896 r., Maria Magdalena (ur. 1898 r.) i Stanisław (ur. 1898 r.).

Spośród strzeleńskich Hanaszów godnymi zapamiętania są: Bolesław - dr medycyny, uczestnik Powstania Wielkopolskiego i Warszawskiego; Stanisław - uczestnik Powstania Wielkopolskiego, w okresie międzywojennym prowadził z bratem Wacławem i szwagrem Feliksem Wysockim w Strzelnie firmę zbożową „Hanasz & Wysocki“; Józef - uczestnik Powstania Wielkopolskiego, komendant miasta w styczniu 1919 r., prawnik. Wszyscy po śmierci powrócili na Kujawy i pochowani są w rodzinnym grobowcu na Starym Cmentarzu przy ul. Kolejowej. Pośród współczesnymi Hanaszami godnymi przywołania są szczególnie dwaj z potomków Wojciecha: Marian i Jan, synowie Bronisława i Heleny Hanaszów.


Marian Hanasz jest autorem szkiców i opowieści rodzinnych Rodzina ze Strzeln, która została wydana w 2017 r. W niej możecie doczytać wiele interesujących opowieści o Hanaszach ze Strzelna.  Jan Hanasz jest naukowcem, astronomem związanym z UMK w Toruniu. Od 2007 r. profesorem. Od 1980 r. działaczem "Solidarności" w Toruniu. Po 13 grudnia 1981 r. uczestnik akcji ukrywania sprzętu poligraficznego, współzałożyciel podziemnego pisma „Toruński Informator Solidarności”. Organizator podziemnego Radia i TV „S” w Toruniu. Od 1994 r. pracownik Centrum Badań Kosmicznych PAN w Toruniu. Członek Kapituły Fundacji Polcul. Odznaczony Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski (2009 r.). Tyle w skrócie o Hanaszach.

To, co ja pamiętam, to dwa sklepy, które dzierżawiła miejscowa PSS „Społem". Znajdował się tam sklep z art. rowerowo-motoryzacyjnymi, w którym w 1971 r. kupiłem sobie motocykl MZ Trophy 250. Był to na owe czasy niezwykle paradny i luksusowy motocykl produkcji NRD. Wartość jego równała się spółdzielczemu wkładowi mieszkaniowemu. Później, gdy branżę przeniesiono na Rynek, można tu było nabyć porcelanę i kryształy. Do pomieszczeń tych przeniesiona został Księgarnia „Piastowska“ państwa Wiatrowskich, a obok swój sklep papierniczo-zabawkarski otworzyli państwo Dudkowie. Do dzisiaj ten sklep funkcjonuje pod szyldem „Świat Dziecka“, a po księgarni prowadzony jest sklep sieci obuwniczej Viola.

wtorek, 9 lipca 2019

Nagroda



Przedwczoraj skończyłem biogramy strzelnian i mogilnian delegatów na Polski Sejm Dzielnicowy w Poznaniu. Pozostało mi jeszcze wypełnić ankiety i kolejny etap mojej pracy pisarskiej mogę uważać za zakończony. Zatem, mam trochę czasu i mogę powrócić do czerwcowego wydarzenia i związanym z nim pobytem w Warszawie. Wspominaliśmy na facebooku już z żoną, co mnie spotkało - czyli o wspaniałym wyróżnieniu - pisali o tym leśnicy z Miradza i Gołąbek, była relacja filmowa, informacje prasowe i na portalach branżowych, m.in. Generalnej Dyrekcji Lasów Państwowych.





Otóż 25 czerwca w siedzibie Dyrekcji Generalnej Lasów Państwowych w Warszawie, dyrektor generalny LP Andrzej Konieczny wręczył mi wyróżnienie w Nagrodzie Lasów Państwowych im. Adama Loreta Edycja 2018 za opracowanie trzech monografii promujących historię i prace leśników nadleśnictw Miradz, Gołąbki i Gniewkowo. Wyróżnienie to otrzymałem w Kategorii II - "najbardziej doniosła, z punktu widzenia wiedzy podstawowej lub/oraz przydatności praktycznej, praca naukowa dotycząca szeroko rozumianego leśnictwa". Już po części oficjalnej miałem przyjemność porozmawiać z dyrektorem Koniecznym, przewodniczącym kapituły prof. dr. hab. Arkadiuszem Bruchwaldem, Tadeuszem Chrzanowskim Z RDLP w Toruniu - również wyróżnionym oraz leśnikami z DGLP. W każdej z tych rozmów padało pytanie - jak pan to zrobił, trzy potężne monografie w tak krótkim czasie? oraz stwierdzenie - jest pan jedynym w kraju, co tak skrupulatnie opisał dzieje aż trzech nadleśnictw.
















Był to dla mnie dzień szczególny, wzbogacony towarzystwem mojej małżonki Lidii, dobrego ducha mojego pisarstwa. Oboje spędziliśmy w Warszawie cały tydzień i wspólnie cieszyliśmy się z kolejnego mojego wyróżnienia. Czas wolny poświęciliśmy na zwiedzanie naszej Stolicy: Stare Miasto z uroczymi zakątkami, Zamek Królewski, Ogród Saski i jego okolice, Łazienki Królewskie i wiele innych miejsc Śródmieścia. Podziwialiśmy również nowoczesne budownictwo, a to co rzucało się nam w oczy, to czystość i porządek miejsc odwiedzanych. Wynajęliśmy apartament w centrum Warszawy, zatem wszędzie mieliśmy blisko, nie tracąc czasu na dojazdy - oczywiście korzystaliśmy z bardzo dogodnego transportu publicznego. Nie kryję, że potrzeba byłoby miesiąca, by dotrzeć chociażby do części obiektów z przewodników po Stolicy. Pełni wrażeń wróciliśmy szóstego dnia wieczorem do Strzelna z nadzieją, że jeszcze kiedyś odwiedzimy Warszawę.











Warto podróżować i przypatrywać się innym miejscom. Tak co roku czynimy z małżonką. Z każdej podróży przywozimy zakodowane obrazy z nurtującym nas pytaniem - dlaczego u nich, a nie u nas, tak wiele zrobiono? Odpowiedź oczywiście znajdujemy, ale nie czas i miejsce, by o tym mówić. Uderzała nas zieleń miejska - skwery, parki i wszelkiego rodzaju przestrzenie między kamienicami, wypełnione zielenią.   
















Nazajutrz po przyjeździe, wczesnym rankiem przebudził mnie dziwny sen. Otóż śniło mi się, że zostaję po raz kolejny wyróżniony i to ze strony najmniej oczekiwanej, dodam, że nigdy, ale to nigdy mnie niedoceniającej na przestrzeni ostatnich 30. lat. Sen chyba należy uznać za koszmarny, gdyż postawił mnie na równe nogi. Było na tyle wcześnie, że zasiadając do kompa zdążyłem przed wyruszeniem strzelnian do kościoła napisać nowy temat na bloga.
Zgadnijcie kto chciał mnie wyróżnić? lub chociażby podajcie w jakim to mieście działa się akcja snu? Dla ułatwienia podaję, że dotychczas otrzymałem wyróżnienia w następujących miastach:
Bydgoszcz - Zasłużony dla Kultury Polskiej - 2014 r.,
Gniezno - Człowiek Roku 2016,
Mogilno - Zasłużony dla Gminy Mogilno - 2018 r.,
Poznań - Odznaka Krajoznawcza 100-Lecia Powstania Wielkopolskiego - 2018 r.,
Toruń - Kordelas Leśnika Polskiego - 2017 r.,
Toruń - Wyróżnienie za 2016 r. w kategorii Kultura,
Warszawa - Nagroda Fundacji Polcul im. Staszki Kuratczyk i Zochy Nawojowskiej za „działalność społeczną i publicystyczną na terenie Strzelna" - 2003 r.,  
Warszawa - Nagroda Lasów Państwowych im. Adama Loreta Edycja 2018 r.