poniedziałek, 11 maja 2020

Spacerkiem po Strzelnie - cz. 84 Ulica Świętego Ducha - cz. 37




24 czerwca 2019 r. rozpoczęliśmy spacerek ulicą Świętego Ducha, czyli blisko rok temu. Dzisiaj tę przygodę kończymy opowieścią o trzech ostatnich domach z tej ulicy. Będzie to 37. ostatni spacerek tą ulicą. W międzyczasie moja wiedza o mieszkańcach i dziejach tej ulicy bardzo wzbogaciła się o nowe nieznane mi fakty i zdjęcia. W ogromnej mierze uzyskałem je od państwa, którzy przy niej onegdaj mieszkaliście, ale na wiele nowych informacji trafiłem przy okazji kwerend bibliotecznych, szczególnie po dziewiętnasto i dwudziestowiecznej prasie. Wiedza ta byłaby pełniejszą, gdyby wszyscy, którzy obiecali, dostarczyliby materiały o swoich przodkach. 

Ulica Świętego Ducha była i mniemam, że po dzień dzisiejszy jest najważniejszą ulicą w mieście. Faktem jest, że jest to najbardziej obciążona ulica, którą dziennie przemierza kilka tysięcy samochodów. Przy tym jest najbardziej niszczona przez tenże ruch. W tym roku skończę 68 lat i zapewniam was, że co najmniej od 40 lat wszyscy gospodarze naszego miasta obiecali nam budowę obwodnicy, która rozładowałaby ruch samochodów ciężarowych - tzw. tirów - w centrum, miasta. Dziś po tylu latach zastanawiam się czy doczekam się tej chwili? Ten, z przedstawicieli władzy, który tego dokona, zasłuży na największą wdzięczność strzelnian.

Jako chłopiec pamiętam poszczególne domostwa, jak one wyglądały na przełomie lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych. Wówczas przy tej ulicy było zaledwie kilka sklepów i zakładów rzemieślniczych. Gro pomieszczeń po przedwojennych interesach została zamieniona na mieszkania, zaś ich przebudowy zatarły funkcje, jakie onegdaj lokale te spełniały. Przez szereg lat nie remontowano elewacji, dlatego też na ścianach frontowych było wiele szyldów malowanych wprost na tynkach, które przebijały wcześniejsze napisy w języku niemieckim, pamiętające jeszcze okres zaborów.

Mam przed sobą księgę adresową z 1930 r., z której możemy dowiedzieć się ile to różnych działalności gospodarczych było prowadzonych w tym czasie przy tej ulicy. Praktykę lekarską prowadził dr Cieślewicz, o którym dziś będzie mowa. Tutaj znajdowało się biuro komornicze, 2 sklepy bławatne, 4 handlarzy bydłem, 1 cukiernia, 1 drukarnia, 3 zakłady fryzjerskie, 1 handel galanterią, 1 hotel, 1 Powiatowa Kasa Chorych, 1 Urząd Pocztowy, 1 zakład kapeluszniczy, 1 kawiarnia, 4 sklepy kolonialne, 1 zakład krawiecki, 2 księgarnie, 1 handel kuchennymi naczyniami, 1 fabryka maszyn rolniczych, 4 sklepy meblowe, 2 handle nasionami, 3 sklepy obuwnicze, 2 piekarnie, 1 wytwórnia wód gazowanych i rozlewnia piwa, 1 sklep rowerowy i radiosprzętowy, 1 restauracja, 1 spółdzielnia „Rolnik”, 5 rzeźników, 2 taksówki, 2 zakłady siodlarskie, 1 stolarz, 1 handel suknem, 1 zakład szewski, 2 sklepiki tytoniowe, 1 sklep z ubraniami gotowymi, 1 sklep zabawkowy, 1 zajazd oraz 1 zegarmistrz. Zatem mieściło się przy tej ulicy 60 różnych zakładów jedno i wieloosobowych. Największymi były: fabryka maszyn rolniczych Plagensa, Poczta Polska, Kasa Chorych i „Rolnik”. 



Tymczasem stajemy przed kolejną posesją oznaczoną numerem 5 (dawniej 28), sprawiającą wrażenie wciśniętej pomiędzy sąsiednie o wiele masywniejsze kamienice. Niewielki piętrowy dom zapisał się w mojej pamięci od zawsze funkcjonującym w tym miejscu sklepem obuwniczym - i tak pozostało do dziś. Obecnie posesja ta posiada dwóch właścicieli, którzy zarządzają oddzielnie parterem i piętrem. Najdawniejsze dzieje tej posesji zapisane onegdaj w księgach miejskich mówią, że w 1800 r. dom należał do Wąsowskiego, po którym właścicielem został ślusarz Majewski. W 1889 r. prowadził tutaj handel Józef Skowroński, a właścicielem całości był Niemiec Zahn. Po nim dom dzierżył wraz z warsztatem szewskim Franciszek Lewandowski. Z kolei po nim właścicielem był kupiec Turek, który założył tutaj sklep obuwniczy. Tak też było po wojnie, kiedy po śmierci właściciela działalność handlową w zakresie obuwia i galanterii skórzanej prowadziła wdowa po nim. Po niej sklep należał do córki Ireny Nadolskiej, małżonki dentysty Czesława. Działalność w tej branży przejął syn Sławomir, lecz zmarł on w 1996 r., a działalność kontynuowana jest do dziś przez żonę zmarłego. 

Pamiętam pierwszą połowę lat sześćdziesiątych i modne wśród młodzieży męskiej półbuty na średnim obcasie, z klamrą z boku oraz ściętym i zakręconym czubem, zwane „Bitelsówami”, koniecznie koloru czarnego. Moda na te buty przyszła wraz z zespołem muzycznym The Beatles. Były one marzeniem młodych chłopców. Niestety ich cena powodowała, że nieliczni takie buty nosili. Jednym z wybrańców, któremu rodzice nabyli takie buty, właśnie u pani „Turkowej”, był kolega z klasy Roman W., szpaner niesamowity. Ja z kolegami: Andrzejem i Waldkiem - a był to ich kuzyn - obyliśmy się tylko widokiem modnych butów za oknem wystawnym, pod które podchodziliśmy, wracając ze szkoły - w tenisówkach. 



Przedostatni dom, to kamienica oznaczona numerem 3 (dawniej 27), której generalnie wygląd nie zmienił się od chwili jej powstania. Wybudowana została pod koniec XIX w. i zawiera w sobie cechy eklektyzmu. Wystawiona została i należała do żydowskiej rodziny Gembitzów, których kroniki wymieniają w 1889 r. Najstarsze zapiski z 1800 r. wskazują, że właścicielem tej posesji był Niemiec, protestant Karst z zawodu rzeźnik, będący jednocześnie właścicielem gorzelni. W 1910 r. Właścicielką tego domu była Maria Gembitz. Wcześniej pod tym nazwiskiem znajdujemy radnego miejskiego Hermanna Gembitza, który prowadził hurtownię i sklep zaopatrujący rzemieślników w skórę - Lederhandlung. W tym czasie prowadzony był tutaj również sklep papierniczo-księgarski. W domu tym poza właścicielami mieszkał tutaj nauczyciel Kazimierz Derpa wraz z rodziną. Obecnymi właścicielami tej kamienicy są po połowie: Wiesław Borowski i Irena Świątkowska. 

Tutaj znajdował się w latach dziewięćdziesiątych i w początkowych latach obecnego stulecia słynny sklep „Wokulski” z napojami alkoholowymi. Sprzedawali w nim małżonkowie Borowscy. Od przypadłości pana Wiesława, który z racji wypadku kuleje na jedną nogę, sklep nazywano również „U Kulosa”. Mniemam, że nie obrazi się na to określenie sam właściciel, ale ono znajduje się już w słowniku miejscowego żargonu. W drugiej części kamienicy działał sklep i warsztat zegarmistrzowski, w którego reklamie znajdował się piękny zegar zewnętrzny podobny do tego sprzed minionych lat, jaki reklamował warsztat Ignacego Latosińskiego, przy tej samej ulicy. Niestety zakład został zlikwidowany, a zegar z braku zainteresowania ze strony władz miasta zmienił lokalizację na inne miasto. 

Później po „Wokulskim” mieścił się sklep z firanami i dziecięcymi ubraniami, a następnie sklep firmowy Piekarni „Piekuś” z Inowrocławia, oferujący całą gamę wyrobów piekarniczych tej renomowanej firmy. Po przeniesieniu sklepu krótko działał tutaj sklep z dziecięcymi ubraniami, a obecnie mała gastronomia oferująca również catering. Po zegarmistrzu rozłożył się tutaj się sklep odzieżowy, a od kilku lat działa sklep rybny.



I ostatnia już posesja przy ul. św. Ducha, to dom pod numerem „1” (dawny numer policyjny 26) zawsze kojarzył mi się z maleńkim warsztatem szewskim, który prowadził pan Kujawa z Jeziorek. Pamiętam, jak wysyłał mnie do kiosku „Ruchu” bym kupił mu dwie „Trybuny Ludu”. Pierwszy raz spytałem mu się, dlaczego czyta aż dwie gazety? Odpowiedział mi wówczas, a kto to barachło czyta, to najtańszy papier pakowy. Za złotówkę dostawałem dwa egzemplarze. W jedną rozkładówkę szewc zawijał zreperowane i wyświecone ojcowskie półbuty, mówiąc, bym ich nie zgubił. Obok mieścił się legendarny sklep Luwańskich. Był to jeden z nielicznych prywatnych sklepów, który przetrwał komunę. W nim małżonkowie prowadzili sprzedaż różnej galanterii, w tym oferowana była w szerokim asortymencie dewocjonalia. Po 1989 r. parter budynku przechodził wielokrotnie przeobrażenia funkcyjne i branżowe. Po wykupieniu parteru, prywatny właściciel zamienił mieszkanie na lokal użytkowy. Mieściły się tu sklepy odzieżowe, później tzw. lumpeks - Tani Armani, owocowo-warzywny - Gruszka Pietruszka, a obecnie również placówka bankowa Alior Bank. Przed kilku laty elewacja kamieniczki nabrał blasku, choć daleko jej do pięknego eklektyzmu jaki ją pierwotnie zdobił.



Na przełomie wieków XIX i XX dom ten należał do Johana Heinrichta. Początkowo domniemywałem, że Heinricht był Niemcem, ale jak się okazuje był to Polak - Katolik. Na imię miał Johan - Jan i był kupcem strzeleńskim, który prowadzoną tutaj działalność szumnie nazywał Fabryką Rowerów. Prowadził ją na zapleczu swego sklepu. Na starej pocztówce z początku XX w. widoczny jest jego dom oraz sklep, przed którym stoją oferowane do sprzedaży rowery. Powiększając pocztówkę odczytujemy nawet szyld sklepu - „J. Heinricht“.

Rodzina jego liczył 7 osób - 3 mężczyzn i 4 kobiety. Miał córki, Wandę i Irenę, które uczęszczały do 8. i 6. klasy Koedukacyjnej Szkoły Wydziałowej w Strzelnie. Niestety, pozostałych członków rodziny nie udało mi się odszukać. Zapewne z Johanem seniorem mieszkał jego syn, również Johan, który miał owe córki.

W Selbständige des Kreises Strelno 1895 - czyli w księdze adresowej Samozatrudnieni w powiecie strzeleńskim 1895 znajdujemy w Kruszwicy dwóch Heinrichtów, a byli to: Heinricht Schlosser - ślusarz oraz Heinricht W. Manufaktur und Modewaren - warsztat i artykuły modne (modniarstwo). Niestety w tej samej pozycji wydawniczej w Strzelnie nie wymienia się Johana Heinrichta. Również w wydanej w 1903 r. Adressbuch für die Stadt Inowrazlaw und die Kreis Inowrazlaw und Strelno... nie znajdujemy Heinrichta. Pierwszą wzmiankę o nim jako strzelnianinie znajdujemy dopiero pod 1909 r. W marcu tegoż roku otrzymał on Honorowy Dyplom Mistrzowski w 50 rocznicę mistrzostwa przyznany przez Bydgoską Izbę Rzemieślniczą - Bromberg Handwerk. Wówczas został wymieniony jako mieszkaniec Strzelna, który od 1859 r. posiadał tytuł mistrza mechanika. J. Heinricht reprezentując Strzelno wystawiał 4 lipca 1909 r. na Targach Przemysłowych w Inowrocławiu swoje wyroby. Prezentacja miała miejsce w olbrzymiej sali Hotelu Basta i częściowo na placu przy ul. Zygmunta. Wystawiał w dziale III wyroby z żelaza, stali, ślusarstwo, kowalstwo, blacharstwo i t. d.

Heinricht był również wydawcą karty pocztowej z widokiem Wzgórza św. Wojciecha, opisanej jako Strzelno - Kościół katolicki. Czy był nim senior, czy junior Johan - Jan, dzisiaj zapewne nie ustalimy. Nazwisko to zostało również wymienione w Kalendarzu Strzelna na 1910 r. Na ostatnie stronie Kalendarza znajduje się całostronicowa reklama firmy. Firmę określono jako jedyną polską fabrykę kołowców Prokopp w Strzelnie. Polecała ona kołowce własnego wyrobu, znane z dobroci i wytrwałości, przy rocznej gwarancji, premiowane na Wystawie Przemysłowej w Inowrocławiu.


Na tym kończę spacer ulicą Świętego Ducha. Obecnie zaczynam porządkować materiały tyczące się pozostałych ulic miasta. Kolejny etap spacerków już niebawem rozpocznę od ulicy Kościelnej. Zatem, do zobaczenia!