poniedziałek, 17 kwietnia 2023

Z dziejów wsi Sławsko Dolne - cz. 5

Wjazd do wsi Sławsko Dolne od strony szosy Strzelno-Kruszwica z 1941 roku. Po lewej gospodarstwo okupacyjnego sołtysa  Paula Höpfnera. 

W kolejnej opowieści o wsi Sławsko Dolne przywołam mniejszość niemiecką, tutaj mieszkającą w latach 1919-1945 oraz smutne i ciężkie czasy okupacji. Wiele z zawartych w tej części wątków, które spisałem przed 30. i więcej laty, pochodzi z opowieści samych mieszkańców. Najwięcej z nich to wspomnienia śp. Stefana Jankowiaka oraz przekazy zasłyszane i mi powtórzone przez drugiego powojennego sołtysa śp. Franciszka Pruczkowskiego.

Mniejszość niemiecka w Sławsku Dolnym

Według danych z 1921 r. w całym powiecie strzeleńskim zamieszkiwały 4 043 osoby przyznające się do narodowości niemieckiej i było to o blisko 3 000 osób mniej niż w 1910 roku. Ten spadek spowodowany był wyjazdem z terenu powiatu Niemców, którzy nie przyjęli obywatelstwa polskiego. Pozostali Niemcy przyjęli obywatelstwo polskie, a tym samym zostali pełnoprawnymi obywatelami II RP. Po prostu byli Polakami narodowości niemieckiej. W tymże 1921 roku w Sławsku Dolnym zamieszkiwało 201 osób, w tym 52 Niemców, a w Sławsku Małym 257 osób, w tym 45 Niemców. Łącznie w obu miejscowościach było 361 osób, w tym 97 Niemców. Ciekawostką jest to, że wieloletnim sołtysem wsi Sławsko Małe przez 26 lat był do 1927 roku Jerzy Würtz, Polak narodowości niemieckiej. Pełniąc tę funkcję przez wiele lat ponownie został wybrany sołtysem w 1926 roku. Starosta jednak wyboru nie zatwierdził i ogłosił na 27 października 1926 roku ponowne głosowanie, uzasadniając, że Würtz nie władał dostatecznie językiem polskim w słowie i piśmie. Ponowne głosowanie potwierdziło zaufanie wszystkich mieszkańców do Würtza, na którego 34 z 38 osób biorących udział w wyborach oddało głosy - większość Polaków. Wkrótce, bo w styczniu roku następnego Starosta zawiesiło go w tych czynnościach i powierzyło ten urząd również wieloletniemu sołtysowi Sławska Dolnego Andrzejowi Dobrzyńskiemu. 

Jak widać mniejszość niemiecka była inaczej traktowana przez władz i inaczej przez współobywateli. Oficjalnie było wszystko ok., zaś w drugim obiegu słano z góry okólniki, w których dawano wytyczne jak doły mają postępować względem mniejszości. Skądinąd wiadomo, że działania władz, polityków i mediów względem mniejszości narodowych było nacechowane nacjonalizmem. Mieszkający tutaj Niemcy zaliczali się do zasobniejszej warstwy społecznej. Spośród nich prym wodziła rodzina Würtzów, z których mieszkający w Sławsku Dolnym Wilhelm posiadał 107 ha i piękne oraz nowoczesne budynki gospodarskie; w Sławsku Małym Jerzy Würtz dzierżył 63 ha, a Maks Würtz 53 ha.

Plan wsi Sławsko Dolne z 1939 r. według Klausa Mantheya.

Na podstawie przesłanej mi przez Rainera Zobela mapki Sławska Dolnego z 1939 roku, autorstwa Klausa Mantheya, poznajemy lokalizację poszczególnych gospodarstw w obszarze wsi. Autor opisując ją zaznaczył, że przy ulicy wiodącej do szosy inowrocławskiej znajdowała się karczma Wiedemeyera i kuźnia Dobrzyńskiego, później Niemca Wenera. Przy ulicy w kierunku szosy Kruszwickiej mieściło się gospodarstwo Paula Höpfnera, a w centrum wsi okazałe zabudowania Mutschlera I (Jerzy). Przy ulicy prowadzącej na cmentarz ewangelicki mieszkał po lewej stronie Klotzbücher, za nim Maks Würtz i naprzeciwko niego, po drugiej stronie ulicy Jerzy Würtz. Przy ulicy wzdłuż Sławska Dolnego ku Stodólnu za Balcerzakiem znajdował się dom stróża wiejskiego, a za nim remiza Ochotniczej Straży Pożarnej. Dalej za budynkiem Dobrzyńskiego znajdowało się duże gospodarstwo Wilhelma Würtza, a następnie Mutschlera II i Hermana Gestaltera. Po drugiej stronie ulicy, pomiędzy siedliskami Andrzeja Dobrzyńskiego było gospodarstwo Kämmerera.

Wielki budynek obory i magazynu w gospodarstwie Wilhelma Würtza przetrwał do dzisiaj...

A więc wojna

Z wybuchem wojny we wsi wszystko się zmieniło. 7 września 1939 roku władze polskie internowały wszystkich mężczyzn pochodzenia niemieckiego, których zgromadzono na placu tartacznym przy ulicy Powstania Wielkopolskiego (u Niemca Küchla), a następnie w kolumnie marszowej wysłano w kierunku wschodnim, przez Wronowy na Skulsk i dalej na Kutno. Podczas postoju we Wronowach jeden z Niemców, 32-letni Karol Würtz ze Sławska Dolnego - Kaisershöh podjął się próby ucieczki z konwoju. Zauważył to policjant polski i - do niereagującego na wezwania - oddał śmiertelny strzał. Zwłoki Würtza pochowano na cmentarzu we Wronowach. Drugim mieszkańcem Sławska Dolnego, który również zginął w tym konwoju był Hermann Gestalter. W pierwszych latach okupacji władze policyjne prowadziły śledztwo w sprawie o te, jak i dwa inne zgony internowanych strzeleńskich Niemców: Kleindorfa i Kurta Schulza. 

13 września 1939 roku żołnierze niemieccy wkroczyli do wsi. Szybko ustanowiono nowego sołtysa, którym oczywiście został tutejszy, od pokoleń mieszkający, Niemiec Paul Höpfner. Zarząd nad miastem został powierzony komisarzowi obwodowemu Gminy Strzelno-Północ, Helmutowi Würtzowi ze Sławska Dolnego, który komisarzem obwodowym Gminy pozostał do końca okupacji. Do końca roku wysiedlono polskich gospodarzy, sprowadzając na ich miejsca Niemców bałtyckich - Baltendeutschów. Pozostawiono tylko siłę roboczą, Polaków zatrudnionych w gospodarstwach niemieckich i ich rodziny.

Wydarzeniem tragicznym, które po wojnie upamiętnione zostało krzyżem przydrożnym, było rozstrzelanie we wsi Sławsko Małe nieznanego Polaka. Otóż, po zajęciu Strzelna i okolicy przez Wehrmacht, Niemcy urządzili w piwnicy budynku tutejszej szkoły więzienie. Po kilku tygodniach więźniów pochodzących ze Sławska Dolnego i Sławska Małego rozpuszczono do domów. Jednym z przetrzymywanych był obcy - niewiadomego nazwiska i pochodzenia, którego z szosy kruszwickiej przyprowadzili tutaj żołnierze Wehrmachtu. Wkrótce wyprowadzono go z budynku i kilkadziesiąt metrów od szkoły, na polu Niemca, sołtysa Paula Höpfnera, rozstrzelano i tam pochowano. Zwłoki jego spoczywały w tym miejscu do końca wojny i dopiero w październiku 1945 roku ekshumowano. Nieznany Polak,  4 listopada 1945 roku został pochowany we wspólnej mogile ofiar II wojny światowej na starym cmentarzu przy ul. Kolejowej w Strzelnie. 

Inna wersja tego wydarzenia mówi, że drogą ze Strzelna do Inowrocławia i od Kruszwicy wracali uciekinierzy, polscy cywile. Z grupy tej odłączył się pewien zegarmistrz z Bydgoszczy nieznanego nazwiska, kierując się ku Sławsku z zamiarem zdobycia prowiantu i mleka dla dziecka, które pozostało w kolumnie pod opieką jego małżonki. Przebywający w pobliżu patrol Wehrmachtu pochwycił zegarmistrza, oskarżając jednocześnie o szpiegostwo. Natychmiast wydano wyrok śmierci przez rozstrzelanie. Dwóch żołnierzy z patrolu odmówiło wykonania rozkazu. Wściekły dowódca sam dokonał mordu na uciekinierze. Zwłoki ofiary zostały zakopane przy płocie sołtysa Paula Höpfnera, a dokonali tego dróżnik Skonieczny oraz mieszkaniec Sławska, Jan Zalewski.

Krzyż w miejscu śmierci uciekiniera z Bydgoszczy.

We wrześniu 1939 roku, jednego wieczora, krótko po zajęciu tych ziem przez Wehrmacht, grupa miejscowych Niemców rozbiła kapliczkę Matki Bożej, która stała przy szosie Strzelno - Inowrocław. Ostał się jedynie krzyż,  z urwanym prawym ramieniem Ukrzyżowanego, porzucono w ogrodzie Niemca Bruno Brunka. Mieszkaniec Sławska Bolesław Jankowiak (brat Stefana) potajemnie zabrał zbezczeszczony wizerunek Chrystusa i przez całą wojnę przechowywał go w remizie strażackiej, w sienniku, na którym sypiał aż do wyzwolenia. 

Mniej więcej w tym samym czasie dokonał się los figury, która znajdowała się przy skrzyżowaniu dróg Strzelno - Inowrocław - Kruszwica. Kiedy z internowania powrócił do Sławska, z innymi Niemcami, Bruno Brunk nakazał Stefanowi Jankowiakowi zaorać pole przy figurze św. Wawrzyńca. W trakcie jego prac przyjechali żołnierze Wehrmachtu i ustawili zasieki oraz posterunek przy drodze do Kruszwicy, tuż obok figury. Jankowiak widział, jak drogami przemieszczali się powracający do swych domostw uciekinierzy. Jeden z żołnierzy z posterunku podjął próbę obalenia i zniszczenia figury św. Wawrzyńca. W tym celu zaczął wydawać polecenia pracującemu przy orce Jankowiakowi. Ten choć znał język niemiecki, udawał, że nic nie rozumie. Wówczas wtrącił się oficer i zakazał, by czyniono jakiekolwiek próby zniszczenia Świętego. Gdy pole zostało zaorane, pod koniec października 1939 roku Niemcy ze Sławska, pod osłoną nocy, rozbili figurę, a jej elementy przewieźli do Gospodarstwa Brunka, gdzie przeleżały do końca okupacji. Niestety, po wojnie mieszkańcy nie podjęli się prób odbudowania przydrożnego znaku wiary.

W czasie okupacji we wsi, poza gospodarstwami rolnymi, działalność gospodarczą - co odnotowano w Księdze adresowej z 1941 roku - prowadzili Niemcy: Kammerer - rzeźnik, Reich - szewc, Wener - kowal, Wiedemeyer - karczmarz i sklepikarz. Okres ten ciężko przeżyła tutejsza ludność polska. Ich los poznajemy z relacji mieszkańców, które zastały zebrane po wojnie przez nauczyciela Piotra Rewersa. Oto, co wynotował nauczyciel: - … wtenczas rozpoczęła się martyrologia ludności polskiej. Sołtys niemiecki Höpfner chodził tylko po wsi z biczem w ręku i mając powód lub nie, zatrzymywał Polaków, mszcząc się nad nimi w okropny sposób. Z piwnic szkolnych zrobili Niemcy więzienie, również znęcając się nad Polakami, sami nie wiedząc za co. Pracować musieli codziennie od świtu do nocy bez względu na niedzielę i święta. Jeżeli zimą trafiał się czasami dzień, że nie było pracy, to kazano im przerzucać w stodole słomę z jednego miejsca w drugie, aby tylko ich męczyć, a prócz tego za najmniejsze uchybienie - ich zdaniem - bito i kopano lub sprowadzano żandarmerię z pobliskiego Strzelna.

Pisząc o sobie Piotr Rewers zanotował: - Natomiast mnie niemiecki urząd gminny pismem z dnia 12 października 1939 roku poinformował, że mam natychmiast opuścić budynek szkoły. Wyprowadziłem się do Strzelna, a stamtąd zabrano mnie do więzienia strzeleńskiego. W więzieniu działy się okropne rzeczy. Żandarmeria i miejscowi Niemcy w okropny i bestialski sposób bili więźniów, że ci wracali do celi z połamanymi szczękami, a w najlepszym wypadku bez zębów. Po wydostaniu się z więzienia wyjechałem na podrobioną przepustkę do Generalnej Guberni i przez cały okres wojenny pracowałem w Warszawie… - zanotował Piotr Rewers.

CDN