środa, 4 kwietnia 2018

170. rocznica Wiosny Ludów. Epizod w Stodołach

Rozstrzelanie Piotra Brackiego 1848 r. w Stodołach wg. Edmunda Fiebiga.



W tym roku obok stuletnich rocznic odzyskania niepodległości i Powstania Wielkopolskiego obchodzimy niejako "cichaczem" 170 rocznicę Wiosny Ludów. 31 marca 2018 r., w Wielką Sobotę przypadło 170 lat od dnia, w którym śmierć poniósł z rąk barbarzyńskich Prusaków uczestnik tamtego zrywu, dzierżawca probostwa w Stodołach Piotr Bracki. Z tej to okazji członkowie TMMS Krzysztof Rymaszewski i Heliodor Ruciński - jeszcze przed święconką - udali się pod kościół św. Wojciecha w Stodołach i tam u grobu bohatera z 1848 r. złożyli wieniec i zapalili znicze o kolorach narodowych. Wydarzenia stodolskie stały się przed laty kanwą rekonstrukcyjnych manewrów w wykonaniu grupy pod kierownictwem dr. Alfreda Fiebiga oraz przyczynkiem do wykonania kilku rysunków i akwarel przez brata strzeleńskiego lekarza Edmunda Fiebiga.   

Pozwólcie, że tym tekstem przywołam tamte wydarzenia i przybliżę jeszcze jedną sylwetkę uczestnika Wiosny Ludów 1848 r. Piotra Brackiego ze Stodół. Na przypomnienie zasługuje więcej postaci z tamtych lat i może uda się ich przywołać w kolejnych moich opracowaniach. Dzisiaj niepublikowane jeszcze fragment mojej książki Z dziejów wsi Stodoły i Stodólno. Rys monograficzny:  
W latach trzydziestych XIX w. probostwo, czyli tak zwany folwark kościelny, został puszczony w dzierżawę. Tenutariuszem jego został Piotr Bracki z żoną Katarzyną. Z małżonkami tymi związany jest głośny epizod z okresu Wiosny Ludów 1848 r., który echem rozszedł się po całym Wielkim Księstwie Poznańskim. 20 marca rewolucja ogarnęła Poznań, paraliżując główny ośrodek administracyjny i wojskowy księstwa. Utworzony tam Polski Komitet Narodowy postawił sobie za pierwsze zadanie rozszerzenie powstania i objęcie władzy w całej prowincji. Tegoż dnia po południu wyruszyli z Poznania do wszystkich powiatów wysłannicy Komitetu z biało-czerwonymi kokardami u czapek i odezwami. Powstanie rozwijało się bez otwartego wystąpienia przeciw władzom pruskim. Wieść o poznańskich wypadkach dotarła do Inowrocławia dnia następnego. W nocy z 21 na 22 marca zerwano pruskie orły z przejeżdżającego przez Strzelno wozu pocztowego. Wydarzenia, jakie w pierwszych dniach rewolucji rozegrały się w Stodołach zostały szczegółowo opisane przez Katarzynę Bracką w liście skierowanym do redakcji „Gazety Polskiej” i opublikowanym na jej łamach 7 kwietnia 1848 r. Kilka dni wcześniej, bo 4 kwietnia na łamach tejże gazety strzeleński Komitet Narodowy podał informację:

Zawiadamiam Komitet Narodowy w Mogilnie o okropnym przypadku, który stał się u nas. Brackiego posesora w Stodołach chcieli żołnierze pruscy aresztować; nie dał się, a za to go natychmiast zastrzelili - Onę związaną tu przyprowadzili. Proszę tę okropną rzecz przez kuriera innym komitetom zakomunikować.

Katarzyna Bracka, tak oto, przedstawiła ostatnie dni z życia męża. Pisze ona, że w związku z kończącą się dzierżawą probostwa w Stodołach, która przypadała na św. Jana (24 czerwca), mąż jej Piotr rozpoczął starania około poszukania nowej tenuty. Z gazety dowiedział się, iż Konsystorz w Poznaniu wypuszcza w dzierżawę probostwo w Słomowie pod Rogoźnem. Dlatego też, dobrawszy sobie towarzystwo w osobie strzelnianina Antoniego Laskowskiego, wybrał się do Rogoźna by 22 marca uczestniczyć w przetargu. Wracając przez Mogilno, trafili tam na zrywanie orłów z urzędów pruskich, a gdy dotarli do Strzelna (23.03), oboje, usunęli godła również z urzędów miejscowych. Nic nie wskazywało na późniejszy tragiczny przebieg rewolucji. W świątyniach protestanckiej i katolickiej odbywały się nabożeństwa na żądanie ludu, aby wprowadzić braterską zgodę między obu narodami, polskim i niemieckim, poprzez święto religijne. Tego samego dnia zawiązał się w mieście, początkowo 15., potem 22. osobowy, lokalny Komitet Narodowy, w skład którego wchodził Piotr Bracki. Obok niego, zasiadali w nim późniejsi jego prześladowcy, Friedrich Kühne - dzierżawca domeny Strzelno i Jan Jamroski - kasjer domenalny. Ale i tegoż dnia poczęto zbroić ludność, szczególnie w kosy zebrane od miejscowych kupców i odpowiednio przystosowane.

Bitwa w Strzelnie 23 kwietnia 1848 r. wg. Edmunda Fiebiga.
Dalsze dni przyniosły zbrojne starcie pomiędzy oddziałem miejscowych Polaków dowodzonych przez Józefa Garczyńskiego a uzbrojonymi kolonistami wiedzionymi przez administratora domeny, naddzierżawcę Friedricha Kühne. Jak odnotowała Katarzyna Bracka, cała ta sytuacja rozgniewała Oberamtmana Kühne i intendenta Jana Jamroskiego ze Strzelna do tego stopnia, iż szukali oni (tekst oryginalny):

sposobności do odebrania mężowi życia. W tym celu wysłali niejakiego Szefra ze Strzelna z tem poleceniem, żeby ogłaszał ludowi, iż Polacy chcą wyrznąć Niemców i zrabować Amtmana. W tym czasie, Pan Oberamtman Kühne sprowadził wszystkich swoich ludzi z Młynów i Strzelna, Niemców, do dworu, powiadając im: „widzicie, co panowie robią; chcą znowu lud do poddaństwa przymusić, knutowć ich, i gospodarstwa im odebrać”.

Amtman Kühne i intendent Jamroski rozesłali powtórnie w nocy posłańców, Szefra i innych, do gospodarzy niemieckich, z tem poleceniem, że kto tylko kocha niemiecką krew, niech przychodzi z bronią jaką ma, do obrony. To wszystko działo się dnia 27 marca w nocy. Chłopiec niemiecki, krawieckiej professyi, nazwiskiem Rau, z kolonii Stodół, chodził po domach niemieckich i wzbudzał lud do buntu. Pochwycono go i do sołtysa miejscowego zaprowadzono i tam przy świadkach zeznał, że za dwie godziny wszyscy Polacy będą wyrznięci. - To się działo w nocy.



Trzeci Posłaniec przyjechał konno z oświadczeniem, ażeby tak polscy ludzie, jak i niemieccy przyjechali do obrony, że 70 szlachty uwięziono już u Laskowskiego, również, jako Oberamtman zabrał Polakom w nocy wszystkie kosy. Szefra wysłał Kühne do wszystkich leśniczych i borowych, żeby się jak najspieszniej stawili, ponieważ go Polacy chcą zrabować. Kazał zatem swoim ludziom na rynku w Strzelnie dobrą ucztę wyprawić i częstować wszystkich niemieckich gospodarzy. Rano przysłał znowu posłańca, oświadczając ludowi, żeby się jak najspieszniej stawili z bronią jaką kto ma. Mąż mój wybrał się do Strzelna wziąwszy ze sobą parę nabitych pistoletów do swej obrony, w tak niebezpiecznym czasie. Kiedy wchodził w bramę Amtmana, stał w niej chłop z kosą, krzycząc: „nie wolno wchodzić do miasta!” Natenczas pokazał mój mąż chłopu pistolet, powiadając mu, że idzie swój. Chłop położył kosę i pobiegł do intendenta, z oznajmieniem. Skoro tylko intendent spostrzegł męża mego na rynku w Strzelnie, zaraz go obtoczyli Niemcy i Żydzi z bronią z odwiedzionemi kurkami, wołając: „złóż broń!” - na co im odpowiedział: „na cóż ja mam broń składać, kiedyście kazali schodzić się z bronią nabitą, i wy nie składacie swojej”. Krzyknęli powtórnie: „złóż broń!”

Fragment artykułu z "Gazety Polskiej".
Natenczas mąż mój ukląkł, wzywając Boga na świadka, że nie przyszedł w złym zamiarze. Krzyknęli Niemcy i Żydzi po trzeci raz: „złóż broń!”, na co odpowiedział: „więc odbierzcie mi ją zarazem ze życiem!” W tem przyłożył sobie do piersi jeden pistolet, a drugim wymierzył w Amtmana Kühne, mówiąc: „kto chce rozlewu mej niewinnej krwi, niech występuje!” Kazał natenczas Pan Kühne złożyć broń do nogi i uściskał mego męża prosząc go, ażeby jak najprędzej z miasta wyszedł, co też ostatni uczynił. - Rozgniewany Amtman i rozjątrzony intendent ściągnął wojska, ogłaszając kłamliwie, że Polacy są niespokojni i chcą rabować i napadać. Komornica Marianna Waszbińska z miejsca, wracając z kościoła ze Strzelna, przysłuchała się rozmowie żołnierzy na cmentarzu (przykościelnym), którzy mówili: mogliście przynajmniej nazabijać cielaków i krwią posmarować bruk, bo wasz Amtman powiedział nam, że tutaj wielkie krwi rozlanie i wielki bunt panuje i dla tego przysłał po nas, a tutaj jest największa spokojność. ściągnąwszy tedy Amtman wojsko, przedstawił mu, że mój mąż jest wielki burzyciel. Uczęstował je jak najobficiej w tem przedsięwzięciu, ażeby mojemu mężowi wydarli życie. Ci opojeni przyjechali w podwórze do Stodół w 11 konnicy i 9 piechoty i obkroczyli dom. Służąca moja Michalina Daszkowska krzyknęła: „Pani! żołnierze idą pana zabić!” a ja wzięłam parę pistoletów i chciałam je wrzucić do kuchni, lecz już nie zdążyłam. Żołnierz jeden odebrał mi je i uderzył mnie kilka razy kolbą w piersi i w twarz, mówiąc po niemiecku: „Du Weib was machst du, du verfluchtes luder!” (kobieto, co porabiasz, ty przeklęte ścierwo). Na co ja mówiłam: „Żołnierze, co chcecie wszystko będzie wam dane!” Ale głosu mego nie usłuchali, zapalczywi i zajadli. Odepchnęli mnie kułakami, aż blisko do kościoła. Mąż mój był natenczas w stodole. Ja wołałam: poddaj się tym żołnierzom!” ale on głosu mego nie usłyszał przed krzykiem żołnierzy. Mąż mój boleścią zdjęty widząc mnię w tak smutnym położeniu, szedł spokojnie i z pokorą jak niewinny baranek ze złożonemi rękami , mając dwa małe pistolety nie nabite i zepsute w kieszeni. Żołnierz wymierzył do niego o dwa kroki. Widząc zapalczywość żołnierzy i nie mając żadnej obrony, ukląkł spoglądając oczyma gorzkiemi łzami zalanemi w niebo; a poleciwszy swą duszę Bogu, mówił im: „czyńcie teraz, co wam się podoba!” Żołnierz, który stał może jeszcze nie o dwa kroki, strzelił wtenczas do niego, i kula przeszła przez ramię i przez bok. Mąż mój chwycił się za ramię mówiąc z krwawemi łzami w oczach: „Jezus, Marya, Józefie święty, Amen! Podoficer wystrzelił do niego drugi raz, mówiąc: „Da hast du dein Amen!” (oto pośpieszne twoje Amen!) trafiwszy go w głowę. - oficera nie było przy tych żołnierzach.



Na dowód tej zbrodni, Katarzyna Bracka podała listę świadków, w której wymieniła ośmioro mieszkańców wsi Stodoły, a byli nimi: Franciszek Janczak - komornik, Tomasz Winiarski - komornik, Michalina Daszkowska - służąca, Józefa Barawąsówna - dziewka, Elżbieta Góralska - dziewka, Katarzyna Lewandowska - wychowanica, Tomasz Mikołajczak - parobek i Wojciech Warzbiński. Jednocześnie mieli oni zaprzeczyć oszczerstwu, jakie rzucili pruscy żołdacy na osobę Piotra Brackiego, jakoby on miał strzelać do żołnierzy.
            
Tymczasem, tuż po zamordowaniu Barckiego, żonę jego, znajdującą się w negliżu, aresztowano i związaną popędzono na powrozie do strzeleńskiego Amtu. W drodze, żołnierze naśmiewali się z niej, iż prowadzą „królową polską”. Już na miejscu, w Strzelnie, asystujący konwojowi orszak Niemców i Żydów, wydając okrzyki radości odprowadził ją do aresztu smrodliwego, gdzie przetrzymana została aż do 10-tej godziny nazajutrz. Stąd, następnie odtransportowano ją w asyście żandarma do Inowrocławia. Dnia następnego po spisaniu protokołu puszczono wdowę do domu, i jak sama relacjonowała:

...do mojego zabitego i opuszczonego męża, który pozostał rozciągniony na ziemi i krwią zbroczony nie mając żadnej pomocy. Ja powracałam do domu nie mając grosza pieniędzy, gdyż zabrali mi wszystkie pieniądze wraz z papierami i różnemi dowodami, i zatrzymując mi pieniądze jakoby kaucyą za osobę moją, pozwalając mi tylko wrócić się na krótki czas do domu, do zabitego mego męża na pogrzeb. Kończąc opis wydarzeń, jakie rozegrały się pod koniec marca 1848 r., Katarzyna Bracka podała dwóch kolejnych świadków, którzy widzieli, jak Amtman Kühne (zapewne przed akcją w Stodołach) ...poił wojsko nie tylko kieliszkami lecz dzbanami i garnkami. Świadkami tymi były, wdowa Michalina Smolińska i Magdalena Baszczak ze strzeleńskiego Amtu. Pod listem tym również podpisał się wikariusz katolicki ze Strzelna ks. Józef Westphal, który powyższy opis potwierdza, w części, jako świadek, w części, jako słuchacz relacji przekazanych przez wiarygodnych świadków.



Piotr Bracki był gorącym patriotą i obok zabitego 21 marca 1848 r. w Poznaniu woźnego Bazaru, Chilewskiego, kolejną ofiarą pruskiej soldateski w Poznańskiem. Jego zabójstwo niezmiernie wzburzyło całą okolicę, szczególnie poruszając masy ludowe, które skierowały teraz całą swoją nienawiść przeciw Niemcom. Wcześniej, 24-25 sierpnia 1845 r. Bracki znajdował się w grupie ziemian, którzy założyli Kasyno Polskie w Bydgoszczy. Celem powołania Kasyna było ożywienie polskiego życia narodowego w ramach dozwolonych przez władze pruskie. Przewidywano organizację balów i innych rozrywek towarzyskich, łączonych z koncertami, odczytami i działalnością oświatową. Przy Kasynie zorganizowano szkołę polską, oraz planowano powołanie towarzystwa dla wspierania rzemieślników.

Kilkadziesiąt lat później, już w wolnej Polsce na łamach "Piasta" (1935, Nr 15) przypomniano epizod stodolski, poprzedzając go informacją o uczestniku Wiosny Ludów z 1848 r. Karolu Wiśniewskim (tekst oryginalny):
(...) Wskutek zaginięcia dokumentów rodzinnych i z przyczyn cywilno-prawnych zmuszony był przybrać nowe nazwisko - Wiśniewski.

Porwany miłością Ojczyzny i z niezłomną, wiarą w odzyskanie Jej wolności, wstąpił w szeregi powstańców - kosynierów pod dowództwo „niezwyciężonego rewolucjonisty" Ludwika Mierosławskiego. Wiśniewki walczył w oddziale strzelców pod Miłosławiem, gdzie szczególnie zacięte toczyły się walki. Prusacy zajęli korzystną pozycję w zamku miłosławskim, skąd silnym ogniem prażyli powstańców polskich, rozrzuconych w tyralierce na około w parku i ostrzeliwujących Niemców w pałacu. W długiej i zaciętej walce Wiśniewski został ranny w okolicę serca. Lecz, co dziwne, kula jakby osunęła się po złotym medalionie z wizerunkiem Matki Boskiej Częstochowskiej, który Wiśniewski nosił na piersi, i utkwiła w boku. Ciężko ranny leczył się skrycie przez dłuższy okres czasu w domach prywatnych w Poznaniu, lecz wszelkie zabiegi lekarskie nie zdołały usunąć pruskiej kuli. I tak przeżył z nią długie lata, aż zabrał ją do grobu.

W późnym już wieku dosięgły powstańca Karola Wiśniewskiego znowu prześladowania pruskie, a mianowicie prawa Bismarcka, wydalające w roku 1885 z granic państwa pruskiego 40 000 Polaków, pochodzących z zaboru rosyjskiego (lastige Auslander). Wśród nich znajdował się również jedyny syn powstańca Jan, który wyemigrował do Ameryki i tam zmarł w młodym wieku na nostalgię. Wiśniewski stracił też wcześnie ukochaną żonę Eleonorę z Ulkowskich, również córkę uchodźcy polskiego spod zaboru rosyjskiego. Wszelkie ciosy życiowe, których było niemało, znosił z wielkim hartem, wykrzesanym
z głębokiej wiary. Dożył pięknego wieku 87 lat. Do ostatnich prawie chwil swego życia zachował pogodę ducha i piękną postać sarmacką. Odznaczał się niezwykłą w tak późnym wieku żywością i trzeźwością umysłu, służąc otoczeniu zawsze najlepszymi radami. W gronie swych dzieci i wnuków chętnie i z werwą opowiadał o krwawych starciach z Prusakami pod Miłosławiem. Wspomnienia z powstania zapalały zawsze w jego starczych oczach błyski młodzieńczego zapału. Wierzył niezachwianie w odzyskanie niepodległości Ojczyzny
i pragnął gorąco dożyć tego radosnego dla Polaków momentu dziejowego.

Nie doczekał... Umarł u zięcia swego Linetey‘a w Ostrowie pod Gębicami dnia 9.XI.1908 r., otoczony powszechnym szacunkiem i przywiązaniem.

Drugi grobowiec pomnik świadczący już nie tylko o ruchu powstańczym 1848 r., lecz także
o tragizmie jego i bohaterstwie, znajduje się na cmentarzu katolickim w Stodołach obok kościoła parafialnego z następującym napisem:
Tu
spoczywają zwłoki
śp. Piotra Brackiego
zamordowanego przez Prusaków w Stodołach dnia 31 marca 1848 r.
urodził się1804 r.

Miłował Ojczyznę nad życie.
Dla tego życie za Ojczyznę położył.
Im więcej ofiar, im więcej cierpienia,
Tym Polska bliższą swojego zbawienia.
Nie traćcie więc ducha, żywi bracia moi,
Przed sprawiedliwością Boską żaden zabójca się nie ostoi.
Boże, bądź miłościw duszy Jego.


Zasłużony lekarz i patriota dr Jakub Cieślewicz ze Strzelna, (...), tak opisuje ten mord w liście do ks. prob. Morkowskiego w Stodołach:
Dnia 27 marca 1848 r. otrzymał z poduszczenia dzierżawcy domeny strzelińskiej Kühna i intendenta Jamrowskiego ze Strzelna oddział, składający się z 11 jazdy dragonów i 9 piechoty, rozkaz aresztowania w Stodołach pod Strzelnem dzierżawcy probostwa
Piotra Brackiego, który wraz z obywatelem Laskowskim (Antonim ze Strzelna) zdjął był orła pruskiego w Strzelnie, ale zresztą żadnych nie dopuścił się wykroczeń. Oddział przybył do Stodół 31 marca o godz.  4 po południu. Gdy na wezwanie owych żołnierzy Bracki
wyszedł bezbronny ze stodoły, zastrzelono go, żonę jego bito kolbami w piersi, głowę, związano powrozem i wleczono przez kilka dni wśród poniewierań z miejsca na miejsce (Gazeta Polska Nr 14).

Odpis listu Dr. Cieślewicza otrzymał piszący od p. Walentego Kusza, nauczyciela w Stodołach. List posiadał dopisek lekarza „Z moich zapisków".

Niemcy nie przyznali się do popełnionego morderstwa na bezbronnym człowieku i zamieścili
w swoim czasie w „Kuiawischer Bote" artykuł, w którym podawali, że Bracki wyszedł do nich uzbrojony. Naoczni świadkowie stanowczo jednak temu zaprzeczyli. O przyznaniu się do winy oprawców najlepiej świadczy fakt, że okrutni zwycięzcy znani z nieubłagalnego tępienia przejawów życia polskiego a nawet zacierania śladów polskości, nie mieli odwagi usunąć hańbiącego ich w oczach całego kulturalnego świata napisu, który po dziś dzień jest pomnikiem hańby dla zbrodniarzy, a pomnikiem bohaterstwa po wszystkie czasy dla Narodu Polskiego.