niedziela, 9 kwietnia 2023

Wielkanocna opowieść - Ziemowity

Przed dworem na Ziemowitach - w środku Helena Przybyszewska z wnukami i rodziną

Okres świąteczny wywołuje w nas nostalgię i to nie jako odczucie negatywne, ale ze wszech miar pozytywne. Po prostu, pamięcią wracamy do lat minionych, lat opowiadanych przez rodziców, dziadków, przypominając sobie, jak to drzewiej ludzie żyli, pracowali i świętowali. Dzisiaj i ja chcę zabrać was w podróż w lata minione i opowiedzieć o miejscu leżącym na południe od miasta, które z przysiółka - folwarku (części wsi Łąkie) zmienia się w osiedle podmiejskie i niebawem stanie się częścią miasta.

Do Łąkiego zawsze mnie ciągło: do lasu, nad jezioro, a dawniej, kiedy byłem chłopcem do Jagodzińskich, do mojej rodziny. Mieszkali oni pod borem, w niewielkim gospodarstwie pamiętającym połowę XIX w. Tutaj urodziła się moja babcia Marianna z Jagodzińskich Przybylska, po pradziadkach mieszkali - jej szwagierka Anastazja i nasze wujostwo, ciocia Helena i wuj Franciszek. Co pewien czas - przed 1959 rokiem - w niedzielę po sumie odwiedzaliśmy ich rodzinnie. Wówczas wujek Franek przyjeżdżał po nas bryczką, a że było nas ośmioro (Hani wówczas nie było jeszcze na świecie), wycieczka odbywała się w dwóch turach. Pamiętam, że kilka razy podwoził nas znajomy ojca, pan Przybyszewski z Ziemowit, dużego gospodarstwa, na gruntach którego powstaje piękne, podmiejskie osiedle. Miał on parę pięknych koni o maści siwo-jabłkowitej (oszronionej) i do tego piękną bryczkę konną z siedziskami vis a vis. W niej mieściliśmy się wszyscy, a na koźle właściciel z ojcem.   

Sławetne szronki Przybyszewskiego w drodz z lasu. W tle zabudowania Ziemowit.

To wspomnienie i nieszczęsne drzewa przy drodze powiatowej do Łąkiego skłoniły mnie do napisania kilkudziesięciu zdań o Ziemowitach, części wsi Łąkie. Dzieje tego gospodarstwa - folwarku sięgają połowy XIX w. Wcześniej grunty tutejsze, tj. obszar na południe od miasta pomiędzy wsiami Łąkie i Młyny, onegdaj należące do klasztoru strzeleńskiego, po jego kasacie w 1837 roku zostały wchłonięte przez Domenę Waldau i nosiły nazwę Strzelnoer Stadt Feld - pola miejskie Strzelna. Około połowy XIX w. Całość podzielono na cztery duże parcele, na których powstały przyszłe folwarki: Thomaschewo - Tomaszewo, Wilhelmowo - Ziemowity, Sophienhof - Zofijówka i Laskowo. Trzy z tych folwarków miały powyżej 50 ha - Ziemowity 75 ha, Zofijówka 67 ha i Laskowo 64 ha. Nazwa miejscowa Ziemowity funkcjonowała do początku lat 90. XX w., po czym, jako przysiółek stał się częścią wsi Łąkie.

Rozmieszczenie zabudowań folwarku Ziemowity

Na pierwszą informację o tych folwarkach trafiamy pod rokiem 1853 i dotyczyła ona folwarku miejskiego (późniejszych Ziemowit). Wówczas wymieniony stąd został Niemiec Karl Strecker, którego sklasyfikowano w grupie zamożnych mieszczan strzeleńskich, utrzymujących się z rolnictwa - folwarku miejskiego, czyli Wilanowa (przechrzczonego po 1873 roku na Wilhelmowo i po 1919 roku na Ziemowity). Należy w tym miejscu zaznaczyć, że wszystkie wyżej wymienione cztery folwarki znajdowały się w strefie miejskiej, dlatego też ich mieszkańców zaliczano do mieszczan.       

Niemiec Strecker gospodarzył tutaj ok. 30 lat i to jemu należy przypisać pobudowanie dworu i pierwszych zabudowań folwarcznych. O sprzedaży folwarku Wilanowo (Wilamowo, Wilhelmowo) pod Strzelnem dowiadujemy się z „Gazety Toruńskiej“, 1883 Nr 244, na której łamach podano, że 13 października 1883 roku nabył go: - …pan Andrzej Baliński ze Strzelna, od Niemca (Karla - MP.) Strekera, wraz z odpowiednim ryczałtem na gruncie, za cenę 100 tysięcy marek. Powierzchnia jego wynosi 310 mórg areału, gleba przydatna na wszelkie rośliny. Jako katolik-Niemiec, dawniejszy właściciel, rządził się sprawiedliwym uczuciem dla Polaków i wolał aby posiadłość owa w ręce polskie i katolickie przeszła, a niżeli nam przeciwne. Chociaż tutejszy p. Würtz dawał mu 1500 marek więcej, nie ogarnęło go łakomstwo. Dodać mi wypada, iż teraźniejszy właściciel był poprzednio rzeźnikiem, rozpoczął swój zawód ze 180 talarami, obecnie ma tutaj w Strzelnie 150 mórg posiadłości, przy tym olejarnią. Początki miał bardzo trudne, gdyż jak mi powiadał, został sierotą opuszczonym w 10-tym roku przez rodziców (matka żyła i w rok później bogato ożeniła się po raz drugi), głód nieraz jego był towarzyszem(? nadinterpretacja redaktora), a bieda mistrzynią jego życia. Wśród tych przeciwności wyrósł Szanowny obywatel w cnoty, uczciwość, pilność, pracowitość, oszczędność i wszelkie cnoty wyryły piętno na sercu i charakterze jego. Jako gwiazda przyświeca nie tylko ziomkom, ale i naszym przeciwnikom. Doprawdy, żeby wszyscy Polacy tak pracowali, Ojczyzna nasza, dawno by stanęła na nogach.

Główna brama

A teraz co nieco o nowym polskim właścicielu Wilanowa - Wilhelmowa, Andrzeju Balińskim. Urodził się on w 1825 roku w Strzelnie i był synem Mikołaja i Franciszki z domu Krygier, córki Pawła i Wiktorii z domu Arkuszewskiej. Po wczesnej śmierci męża Mikołaja, matka Andrzeja, wdowa Franciszka Balińska z domu Krygier, w 1836 roku, w wieku 42 lat poślubiła Walentego Janiszewskiego syna Jana i Katarzyny z domu Musiałkiewicz. Podając te dość szczegółowe koligacje rodzinne pragnę zwrócić uwagę, że wszyscy wyżej wymienieni posiadali znaczny majątek w postaci nieruchomości miejskich, jak i gruntów rolnych. Nadto drugi małżonek Franciszki, Walenty był radnym miejskim. ten stan rzeczy daje niejako kłam stwierdzeniu, Andrzeja Balińskiego, że miał trudne, życie po śmierci ojca, nic nie wspominając, że matka bogato wyszła po raz drugi za mąż.  

Wyuczony w zawodzie rzeźnika uruchomił własny interes i wkrótce, bo w 1851 roku poślubił Franciszkę Janiszewska (22 lat) córkę Piotra i Józefy z domu Łoboziewicz. Panna młoda pochodziła ze znanego i majętnego, strzeleńskiego rodu mieszczańskiego - po prostu była bratanicą Andrzejowego ojczyma, czyli małżeństwo z rozsądku (a może z miłości?). Balińscy mieli dwie córki: Apolonię (ur. 1855) i Antoninę (ur. 1861). Pierwsza w 1881 roku wyszła za Emila Gustawa Neumana, a druga - już po zakupie folwarku Wilanowo - Wilhelmowo w 1886 roku za Józefa Lewandowicza z sąsiedniego Tomaszewa.

Obora ze stajnia i główna brama wjazdowa w podwórze folwarku

Stanisław Soliński właścicielem Wilhelmowa był już przed 1902 rokiem. Znajdujemy go jako właściciela ziemskiego w Kalendarzu na 1903 rok oraz w Spis ludności z 1910 roku. Jego rodzina składała się wówczas z 7 osób - 3 mężczyzn i 4 kobiet. Z tego samego spisu wynika, że na Wilhelmowie mieszkało poza Solińskimi 7 rodzin - 44 osoby (Dettkowie, Streichowie, Kosielniakowie, Haturscy, Jastrzembscy, Kwiatkowscy, Falikowscy). Syn Max Soliński ur. 2 września 1906 roku uczęszczał do Szkoły Wydziałowej w Strzelnie. W 1911 roku, wraz z idącym postępem w hodowli, Smoliński przebudował budynek obory i stajni, o czym świadczy data na wschodnim szczycie budynku.

Szczyt wschodni ibory i stajni z datą roczną 1911

W 1908 roku Solińskiego wymieniono wśród kandydatów na radnego miejskiego, jako zamożnego rolnika. Z danych pochodzących z 1913 roku dowiadujemy się, że folwark Solińskiego liczył 76 ha, w tym pola uprawne zajmowały 74 ha, a nieużytki 2 ha. Pogłowie inwentarza składało się z 12 koni, 36 sztuk bydła rogatego, w tym 16 krów oraz 30 sztuk świń. Po Powstaniu Wielkopolskim od czerwca 1919 roku zaczęto przywracać stare polskie nazwy miejscowościom oraz nadawać nowe. Nazwa miejscowa Wilhelmowo została zastąpione nazwą Ziemowity, nawiązującą do staropolskiego imienia Siemowit - głowa rodu. W 1928 roku Stanisław Soliński wszedł w skład Komitetu Honorowego Budowy Pomnika Najświętszego Serca Jezusowego w Strzelnie, który w październiku 1930 roku stanął przed budynkiem Szpitala Powiatowego.

Kaferek z wiatrowskazem 

O kilku wydarzeniach rozegranych na folwarku Ziemowity donosiła przedwojenna prasa. I tak, w dniu 17 stycznia 1935 roku wydarzył się w gospodarstwie Solińskiego Ziemowity nieszczęśliwy wypadek, któremu uległ 26-letni robotnik Bochat z Łąkiego. Podczas usuwania plew na strychu zarwał się sufit i przygniótł Bochata, który odniósł cięższe pokaleczenia na głowie. Nieszczęśliwego opatrzył dr. Łyczyński. Po udzieleniu rannemu pierwszej pomocy, odstawiono go w stanie beznadziejnym do szpitala. W kilka lat później, w styczniu 1938 roku wybuchł w majętności Ziemowity u Stanisława Solińskiego groźny pożar. Pastwą płomieni padła stodoła i część wielkiego chlewu. Wskutek mrozu i silnego wiatru akcja ratunkowa była bardzo utrudniona i spaliły się dalej: szopa, sieczkarnia, maneż, torf, 50 wozów koniczyny i siana oraz inne. Poza tym maszyna omłotowa i elewator, które były własnością p. Beineckiego (Böhlke) z Łąkiego. Ogólna strata wyniosła 17350 złotych.

W czasie okupacji folwark przeszedł w zarząd niemiecki. Po wojnie z przedwojennych dóbr ok. 50 ha nabył Jan Ludwik Przybyszewski i gospodarzył tutaj do 1964 roku. Jan Ludwik urodził się w 1909 roku w Giżewie jako syn Józefa i Heleny z domu Janiszewskiej. Giżewo koło Polanowic było 300-hektarowym majątkiem rodzinnym i po ojcu do 1939 roku gospodarzył na nim brat Zygmunt Przybyszewski. Obaj bracia byli myśliwymi i w 1933 roku otrzymali od starosty mogileńskiego karty łowieckie uprawniające ich do polowań w latach 1933-1936. Bratem ich był Komandor porucznik Zbigniew Przybyszewski (1907-1952), zasłużony obrońcy polskiego wybrzeża. Wielokrotnie odznaczanego, został później niesłusznie oskarżonego o szpiegostwo i skazanego przez komunistyczne władze na karę śmierci. Wyrok wykonano w 1952 roku - roku moich urodzin. Giżewo po wojnie zostało rozparcelowane.

Dwór Przybyszewskich w Giżewie

 

Jan Ludwik z małżonką utrzymywali bliskie kontakty z właścicielem Zofijówki dr. Andrzejem Stelmachowskim (późniejszym profesorem prawa, Honorowym Obywatelem Miasta Strzelna, marszałkiem Senatu pierwszej kadencji 1980-1991, ministrem oświaty...) i jego rodziną. Każdorazowe przyjazdy wakacyjne sąsiada Stelmachowskiego obfitowały we wzajemne odwiedziny, długie rozmowy przy kawie i cieście, przejażdżki rekreacyjne bryczkami po polach Ziemowit, Zofijówki oraz okolicznych lasach. Na dowód tej sąsiedzkiej zażyłości załączam kilka zdjęć, które udostępnił wnuk Jana Ludwika rodzinie obecnych właścicieli Ziemowit Państwu Mateńkom.

Prof. Andrzej Stelmachowski z matką - z wizytą u sąsiadów przed dworem na Ziemowitach
 
Jan Ludwik Przybyszewski z synem i stojącą obok matką Heleną i gośćmi

Z Janem Ludwikiem jego żoną Rozalią i dwoma synami mieszkała matka Helena z Janiszewskich Przybyszewska. Była to starsza, niezwykle dystyngowana - podobnie zresztą jak zarządzająca Zofijówką matka dr. Andrzeja Stelmachowskiego - kobieta, była dziedziczka na dobrach giżewskich. Jako chłopiec pamiętam obie panie, jak przyjeżdżały na niedzielne msze św. do strzeleńskiego kościoła. Później opowiadała mi o nich mieszkanka Ziemowit p. Rzetelna: - Były to bardzo eleganckie kobiety i choć „z wysoka się noszące“, to bardzo dobre dla ludzi. Latem, wyjeżdżając do miasta zakładały piękne letnie kapelusze i cieniutkie, jedwabne rękawiczki, długie aż po łokcie…    

Jan Ludwik Przybyszewski w środku z pracownikami

Właściciel Ziemowit - podobnie jak Zofijówki - zatrudniał u siebie ludzi do pracy na folwarku, przy zwierzętach i w polu. W obsadzie inwentarza folwarku Ziemowity bardzo ważną rolę pełniły konie, których było tutaj około 10 szt. Z nich dwa siwki nakrapiane - tzw. szronki były końmi paradnymi używanymi tylko do rekreacji, wyjazdów do kościoła i w odwiedziny sąsiedzkie. Był też koń do dwukółki, bryczki-dokardu używanego w polu i do wyjazdów w interesach do miasta. Nadto w oborze stało kilkanaście krów, w chlewie kilkadziesiąt sztuk trzody chlewnej i mnóstwo ptactwa. Jak na czasy powojenne w gospodarstwie było dość dobre usprzętowienie, w postaci narzędzi i maszyn uprawowych, siewnika, zestawu omłotowego i innych. Oczywiście, że o wiele lepszym sprzętem Przybyszewscy dysponowali w przedwojennym Giżewie. Już tam mieli pług parowy, traktor, garnitur omłotowy i inne zestawy uprawowe, a do tego samochód osobowy. Nie było pisane Przybyszewskiemu zbyt długo tutaj gospodarzyć. Pod koniec pobytu wydzielił z całego areały powierzchni gospodarstwa kilka działek i sprzedał je prywatnym nabywcom. Na nich powstało kilka siedlisk.

Wyprowadzka do Poznania - dzieci p. Przybyszewskich z kierowcą

W 1964 roku zabudowania i pozostałe po folwarku 30 ha nabył od Przybyszewskiego rolnik Jerzy Piszcz. Po kilku latach okazało się, iż dobry z niego gospodarz. Obora ze stajnią oraz chlewnia zapełniły się inwentarzem, a w polu, pod koniec lata stało kilka dużych stogów ze zbożem, czekających na jesienne i zimowe omłoty. Już w latach 70. XX w. na tyle usprzętowił gospodarstwo, zakupując m.in. ciągnik do prac polowych i transportu, iż pozbył się większości koni, pozostawiając do lat 90. tylko dwa. Zaś na przełomie lat 70. i 80 rozebrał stary dwór i w jego części południowej wystawił nowy, piętrowy dom. Po 1991 roku na części ziemi ok. 14 ha gospodarzyła córka Urszula z mężem, a na pozostałej ziemi syn Andrzej, który postawił dla swojej części nowe siedlisko. Dzisiaj spory fragment gruntów syna zajmuje osiedle domków jednorodzinnych. Zaś zabudowania pofolwarczne, z których część do dzisiaj pozostała i ziemię nabył w 2011 roku od córki Jerzego rolnik z Książa Grzegorz Mateńko. Od 2012 roku właścicielami tej części jest jego syn z żoną - Jakub i Katarzyna Mateńko. Jest to stare, z duszą siedlisko, którego położenie w połowie XIX w. wytyczono za pomocą różdżki. Świadczy o tym położenie na środku podwórza starej, już dzisiaj nieistniejącej studni, którą znajdujemy na mapce sytuacyjnej folwarku.  

Obora ze Stajnią, a na dole gołębnik na tle nowego domu

 

Opis starego folwarku na podstawie kart ewidencyjnych zabytków architektury i budownictwa Ośrodka Dokumentacji Zabytków w Warszawie:

Zespół folwarczny Ziemowity założony był na planie czworoboku. Swoimi dłuższymi bokami rozwinięty był na osi wschód-zachód. Podwórze folwarczne grupowało większość budynków, poza nim znajdował się jedynie dom robotników folwarcznych. Główny wjazd na podwórze znajdował się w jego północno-wschodnim narożu. Znajdowała się tu masywna brama z trzema murowanymi filarami-słupami. Na południowy-wschód od bramy położony był parterowy, z dwuspadowym dachem ceramicznym, zbudowany na planie prostokąta dom-dwór właścicieli, flankujący podwórze od wschodu. Była to najstarsza budowla, która powstała w 3/4 ćw. XIX w. Na początku XX w. był on przebudowany. W elewacji frontowej znajdował się ganek i wystawka w elewacji tylnej weranda i wystawka. Do południowej elewacji domu dostawiona była mała ceglano-drewniana komórka, schowek. Na południe od domu znajdowała się jeszcze murowana, zagłębiona w ziemi piwnica. Po rozebraniu domu, stanął w tym miejscu w latach 70/80. XX w. nowy, murowany dom piętrowy. Od północy podwórze folwarczne zamykała stajnia i obora. Obiekt ceglany, nieotynkowany, wzniesiony został w 4. ćw. XIX w. Stropy-sklepienia ceramiczne, odcinkowe na podciągach z dwuteowników wspartych na żeliwnych słupach. Więźba dachowa płatwiowo-kleszczowa na dwóch ścianach stolcowych, usztywniona rozporą i zastrzałami, ze ścianką kolankową częściowo zabudowaną. Połacie dachowe pokryte dachówką ceramiczną z dwoma kafarkami zwieńczonymi wiatrowskazami, na których widać metalowe sylwetki krowy i byka.

Drewutnia, kurnik i magazyn 

 

Chlewnia

W zachodniej części majdanu stała wielka wieloklepiskowa, jednokondygnacyjna, drewniana stodoła z murowanymi szczytami, przykryta dachem dwuspadowym o niewielkim pochyleniu połaci i o pokryciu papowym. Między stodołą a stajnią znajdował się ceglany mur z furtą. Od południa podwórze zamykało mieszkanie robotników folwarcznych, chlewnia z użytkowym poddaszem nakrytym dwuspadowym dachem ceramicznym, w którym znajdował się kaferek z drzwiczkami zrzutowymi oraz drewutnia, kurnik i magazyn - obiekt w przyziemiu murowany a w partii poddasza drewniany z użytkowym poddaszem, nakryty dwuspadowym dachem o niewielkim pochyleniu połaci i pokryciu papowym. Na środku podwórza stoi studnia - niegdyś z korytami do pojenia bydła i koni - a kilka metrów przed nią, na linii południowego szczytu dworu, na murowanym słupie gołębnik.