poniedziałek, 1 lipca 2019

Spacerkiem po Strzelnie - cz. 46 Ulica Świętego Ducha - cz. 2



Po krótkiej wakacyjnej przerwie wracamy do spacerków po naszym Strzelnie. Dzisiaj druga część opowieści o dziejach ulicy Świętego Ducha. Przypomnę, że znajdujemy się w obrębie średniowiecznego przedmieścia gnieźnieńskiego i placu, na którym zbudowany był kościół i szpital św. Ducha, który mieścił także cmentarz ogrodzony płotem drewnianym. Na nim stała również kostnica murowana gontami pokryta. Jak stwierdził wizytator biskupi, na cmentarzu dziady i grzesznicy egzekwowani chować się zwykli. Opis szpitala z pierwszych lat zaborów 1779-1780 zachował się i dzięki niemu, przy odrobinie wyobraźni, możemy zapoznać się z jego wyglądem. Otóż brzmi on tak: 
Szpital, nie wiedzieć którego roku, z drzewa, pod gontami, wystawiony, w którym po prawej ręce izba wielka o dwóch oknach. Piec z kaflów zielony. Kominki dwa murowane. Z niej drzwi czworo do komórek. Izbej tej bab sześć i dziadów trzech starych. Po lewej zaś ręce dwoje drzwi od dwóch izbów. W każdej kominek i z każdej drzwi do dwóch komórek. Piec jeden zielony obydwie grzeje izby. W każdej izbie okno. W jednej komornik mieszka a w drugiej dwie panny szlacheckie ubogie. Domostwo to choć stare, też jeszcze w całości.

Jak możemy wywnioskować z opisu, warunki bytowe pensjonariuszy przedstawiały się całkiem znośnie. Mało tego, nadwyżkę lokalową wynajęto komornikowi, który w zamian uiszczał opłaty na utrzymanie budynku. Co do szlachcianek ubogich tu przebywających, możemy się jeno domyśleć, że ich ubóstwo zapewne brało się z braku własnego lokum, i że za tę izbę musiały świadczyć jakieś opłaty. Tenże sam wizytator nakazał prepozytowi, by ten połączył fundusze i uposażenie kościoła i szpitala św. Ducha z funduszami kaplicy od św. Krzyża i kościoła konwentualnego. Zapewne ten zabieg doprowadził do zaniedbania świątyni i ostatecznej jej rozbiórki po 1815 r. z polecenia ostatniego prepozyta Fryderyka Bieleckiego. W miejscu kościoła prepozyt wystawił okazały krzyż. Od tego też czasu władze zakazały chowania na przyległym cmentarzu zmarłych, wytyczając do tego celu cmentarz przy drodze do Kwieciszewa, tuż za cmentarzem ewangelickim (współczesny Stary Cmentarz).

W latach 1809-1829 szpital zarządzany był przez prepozyta Bieleckiego. Nadal dochodami były te ustanowione w XV i XVI w. Wydatki obejmowały utrzymanie 5 ubogich etatowych i 13 ubogich nadetatowych. Największą pozycję dochodów stanowiły wpływy ze sprzedaży zboża. Dochody na ogół bilansowały się, a w niektórych latach były wyższe od wydatków. Po kasacie klasztoru, po 1837 r., pieczę nad szpitalem trzymali miejscowi proboszczowie. Od 1844 r. zarządzała nim Deputacja dla Spraw Ubogich (Die Armendeputation). Działała ona w oparciu o obowiązujący od tegoż roku statut miasta. W jej skład wchodzili przedstawiciele magistratu, jeden radny miejski, dwaj naczelnicy obwodów miejskich i dwaj mieszczanie, spośród których jeden miał być wyznania mojżeszowego. Nadto, administracją szpitala zajmował się każdorazowo katolicki proboszcz, który z racji swego urzędu również wchodził w skład Deputacji.


Po raz pierwszy z nazwą ulicy zapisaną w formie 'Świętoduski' spotykamy się w przywileju miasta Strzelna z dnia 10 listopada 1764 r. Została ona wymieniona jak ulica uprzywilejowana w produkcji piwa. Tak oto brzmi ten fragment dokumentu, który takowe prawo nadaje: ...Więc w imię Boskie ustanowiliśmy w tutejszym mieście kolej na robienie piwa i do tej kolejny naznaczamy tylko obywatelów w Rynku, w ulicy Świętoduski i w ulicy Kruszwickiej domostwa swoje mających.
           
Najstarszy opis ulicy Świętego Ducha pochodzi z 1800 r. Jest on na tyle szczegółowy, że po dzień dzisiejszy możemy się w nim rozeznać odnosząc go do poszczególnych parceli miejskich. Było ich tyleż samo, co współcześnie, może, dlatego i ta łatwość większa. Czytając artykuł zamieszczony, w „Nadgoplaninie“ z 6 lipca 1889 r., zatytułowany Strzelno przed 89 laty, dowiadujemy się, że naprzeciwko pana Latosińskiego (obecny numer 36 - Kuklińscy) znajduje się dziś szpital w obszernym, płotem sztachetowym otoczonym ogrodzie, w którym tuż przy płocie znajduje się piękny krzyż, dar naszego obywatela pana Bartoszewskiego ofiarowany w 1888 r. W tym miejscu gdzie szpital stał kościółek św. Ducha, stąd też nazwa ulicy, który na końcu zeszłego stulecia, jak się zdaje, już do nabożeństwa używany nie był. Kiedy Francuzi w swym pierwszym pochodzie do Prus w roku 1806 w Strzelnie byli, używali oni go za rodzaj koszar. Na cmentarzu otaczającym kościółek (dziś ogród szpitalny) stała kostnica, ale bez dachu, tylko same mury. Kościółek św. Ducha słynął z wielkich odpustów, na które przychodzili pobożni aż od Kalisza... Szpital ten był to dom drewniany, jak w owym czasie nieomal wszystkie mają od ulicy wystawkę opartą na trzech drewnianych filarach. Przy środkowym filarze znajdowały się dwie żelazne obręcze, które ludziom złym na szyję zakładano. Był to, więc rodzaj pręgierza (Schandpfahl). Żelazne te obręcze nosiły nazwę „kuny“ i zakładano je tędy owędy za karę jednemu z dziadów szpitalnych nazwiskiem Giemza, za pijaństwo. W szpitalu mieszkała nijaka Frąsia (Franciszka, nazwisko jej nie jest znane) utrzymywana przez PP Norbertanki z tutejszego klasztoru. Była to nieszczęśliwa kobieta, bo nie miała nóg. Ta Frąsia - pod tą nazwą miasto i okolica ją znała - uczyła za małym wynagrodzeniem dzieci obywatelskie czytać na owym staroświeckim elementarzu, na którego pierwszej stronie stały owe pamiętne słowa „Różczką Duch Święty dziateczki bić radzi“.
Z tegoż tekstu możemy dowiedzieć się, że w obrębie miasta niemalże wszystkie domy były drewniane i wystawione szczytem do ulicy. Każdy z nich posiadał rzeczone wystawki, czyli krużganki wsparte na trzech filarach. Przy zwartej zabudowie, w dni niepogodne można było pod nim przejść suchą stopą.

W miejsce drewnianego przed 1828 r. wystawiono nowy murowany budynek szpitala, który przetrwał do czasów II wojny światowej. Niemcy rozebrali go, zakładając w tym miejscu skwer zieleni, wystawili również kiosk drewniany, który stał tam do lat siedemdziesiątych XX w. Wcześniej, bo w II RP pobudowano na miejscu kościoła, tuż przy szpitalu katolickim nowoczesny budynek Powiatowej Kasy Chorych.

Ulica Świętego Ducha tuż po procesji Bożego Ciała. Fot. Heliodor Ruciński.
Zatem przejdźmy do spaceru ulicą Świętego Ducha, rozpoczynając rekreację od Rynku. Pamiętam bardzo dobrze, kiedy w letnie wakacje przyjeżdżał do Strzelna wujek Maryś Strzelecki, zawsze brał mnie na długi spacer. Kiedy przymknę oczy widzę go, niezwykle szarmanckiego, przy tym niskiego wzrostu, z lekką tuszą, z rękoma założonymi do tyłu, jak przemierza ulice swego miasta. Tuż przy nim kroczę ja, młody smark zasłuchany w nieustającą opowieść o Strzelnie, jego mieszkańcach i przeróżnych wydarzeniach. Do tego uczący się, jak kłaniać się paniom, osobom starszym i odpowiadać na powitanie koleżanek i kolegów. W owym czasie, gdybym pisał tę opowieść na pewno z większą łatwością by ona mi przychodziła. Otóż, wszystkie elewacje na wysokości parteru pokrywały stare, pamiętające przedwojnie i jeszcze starsze z okresu zaborów, szyldy reklamowe. Swoisty opis miasta i jego ulic. Solidną farbą musiały być wymalowane, gdyż mimo upływu półwiecza i więcej lat, były tak czytelne, jakby przed kilkoma zaledwie miesiącami były wymalowane. Dzięki Bogu zachowałem w swych zbiorach kilkadziesiąt wizerunków szyldów reklamowych, które dziś przypominają mi ulice miasta sprzed blisko pięćdziesięciu lat. Obecnie mam blisko 67 lat, a jako ośmio-dziesięcioletni berbeć chodziłem po mieście przyczepiony do wujowego boku i kodowałem w swej pamięci wywody starszego. Sam się dziwię, że aż tyle zapamiętałem.

Wuj opowiadał, która to z panien oparta na poduszce, ciągle wyglądając z mamusią przez okno, nigdy za mąż nie wyszła. Dlaczego doktor z ulicy Cegiełka pił na umór, do tego stopnia, że nie mógł swego zawodu wykonywać. O tym, jak ciotka Wanda Siemianowska w czasie okupacji odwiedziła z okazji imienin swoją znajomą, która nomen omen stała się Volksdeutschem i wyrecytowała jej na głos, z życzeniami, inwokację z „Pana Tadeusza", ostentacyjnie opuściła spotkanie.