niedziela, 28 listopada 2021

Broniewice i rodzina von Tschepe cz. 1

Zgłębiając wiedzę o regionie wyjechałem dzisiaj nieco dalej, bo do gminy Janikowo. Przez Bławaty - Bławatki - Strzelce - Głogówiec - Trląg dotarłem do Broniewic. Celem mojej podróży był znajdujący się w tej miejscowości dawny pałac niemieckiej rodziny von Tschepe, która przed 200-laty tutaj zamieszkała, u zachodniego brzegu Jeziora Pakoskiego, vis a vis Janikowa. Zachęcił mnie do tej wyprawy artykuł Damian o eklektycznym pałacu rodziny von Tschepe (nazwisko napisane błędnie - Tcheppe). Sięgnąłem do swoich notatek i stwierdziłem, że artykuł ma wiele luk, nieścisłości i napisany został dość pobieżnie. Zresztą podobne opisy tego miejsca znajduję na innych portalach.

W dzisiejszym artykule napiszę o tym wszystkim, co regionaliści pominęli, zbyt pobieżnie studiując dzieje Broniewic z ostatnich 250 lat. Gdyby poszperali po archiwach znaleźliby to do czego ja dotarłem. Zatem obalając wszelakie mity o Broniewicach zacznijmy od tego, jak rodzina von Tschepe znalazła się tutaj i kim był ich antena?

Linię broniewickiej rodziny von Tschepe zapoczątkował Samuel Ludwig nazywany wówczas Tschepius. Urodził się na ziemi działdowskiej w 1748 roku. Był zniemczonym Mazurem, którego przodkowie należeli do znakomitych obywateli tej ziemi z korzeniami polskimi. Zapewne był wnukiem polskiego kaznodziei, a następnie proboszcza polsko-ewangelickiej parafii w Działdowie Samuela Tschepiusa, po którym nosił imię i synem pastora Luwdiga Tschepiusa. Po skończeniu nauk wyższych w zakresie teologii i prawa na Uniwersytecie w Królewcu i odbyciu służby wojskowej, od 1775 roku był jednym z pięciu radców Królewskiej Zachodniopruskiej Deputacji Kamery Wojenno-Domenalnej na Obwód Nadnotecki z siedzibą w Bydgoszczy. Czyli był jednym z najwyższych i najważniejszych urzędników tworzącej się administracji pruskiej na ziemiach zagarniętych w wyniku I rozbioru Polski przez króla pruskiego Fryderyka II zwanego Wielkim.

 

22 maja 1777 roku Samuel Ludwig Tschepius poślubił Caroline Louise Redecker (ur. 1754 r.) z Gorczenicy w powiecie brodnickim. Małżonkowie mieli syna Ludwiga Edwarda (ur. ok. 1778 r.) i mieszkali w Bydgoszczy. W kilkanaście lat później nadarzyła się okazja, by nabyć dużą posiadłość ziemską nad Jeziorem Pakoskim w ówczesnym powiecie inowrocławskim - Broniewice wraz z przyległościami (Wierzejewice - Wierzeyki). Do transakcji doszło w 1793 roku. Prześledźmy w tym miejscu ostatnie 50 lat układu właścicielskiego Broniewic, by dokładnie dowiedzieć się od kogo Tschepius nabył te dobra.

W średniowieczu wieś należała do Rogalów, z których wywodzili się kolejni właściciele Broniewiccy - Broniewscy. W połowie XVII w. byli tutaj Ponętowscy, a następnie Złotniccy. Po 1742 roku (ok. 1745 r.) właścicielem Broniewic został Melchior Złotnicki z Mielżyna, podczaszy ziemski gostyński. W 1748 roku wymieniony jest w metrykaliach mogileńskich jako dziedzic Broniewic i Wierzejewic. Następnie Zygmunt Złotnicki, a po jego śmierci w spadku po nim od 1766 roku żona Elżbieta z Ostrowskich, która następnie - za zgodą drugiego męża Ignacego Łęskiego - w 1790 roku sprzedała Broniewice i Wierzejewice Antoniemu Rzeszotarskiemu. To od niego w 1793 roku dobra te nabył radca Tschepius. W tym czasie w Broniewicach znajdował się również młyn wodny, a Wierzejewice od centrum administracyjnego oddzielały połacie leśne wchodzące w skład posiadłości głównej oraz folwarku śródleśnego.   

Jedna z form herbu von Tschepe

W 1810 roku Samuel Ludwig Tschepius otrzymał tytuł szlachecki nadany przez Fryderyka Augusta króla saskiego i księcia warszawskiego, za zasługi położone na polu administracyjnym w czasie swego urzędowania na wyższych stanowiskach w Bydgoszczy. Od tego czasu mógł posługiwać się nazwiskiem von Tscheppe i herbem Łabędź. Według opisu heraldycznego - na czerwonej tarczy, w owalnym otoku wyznaczonym wąską błękitną krawędzią, srebrno-złoty łabędź, który pływa na srebrnych falach; na hełmie z koroną, złoty snop pszenicy, stojący pionowo między dwoma orlimi głowami; czarno-złoty orzeł stanowi tło dla całego herbu. 

Po przejściu Samuela Ludwiga von Tschepe w stan spoczynku zarząd nad majętnością przejął syn Ludwig Edward, pieczętujący się tym samym herbem co ojciec. Trafiamy na niego wielokrotnie w Amtsblattach z lat 20.XIX w., w których widnieje jego podpis pod ogłoszeniami o wydzierżawianiu majątków ziemskich w powiecie inowrocławskim, np.: Sukowy i Polanowice - …Broniewice, dnia 20 lutego 1827. Tschepe Deputowany Landszafty. Wynika z nich, że Ludwig Edward von Tschepe był urzędnikiem Rejencji Bydgoskiej i piastował funkcję deputowanego landszafty. Jednocześnie zarządzał rodzinną majętnością Broniewice i Wierzejewice. 

Wróćmy jeszcze do bydgoskich początków Samuela Ludwiga Tschepiusa. Otóż nasz bohater był członkiem pierwszej bydgoskiej loży masońskiej, będącej filią loży macierzystej w Berlinie. Samuel przeszedł w niej wszystkie stopnie wtajemniczenia wynikające z reguły Joannickieiej loży oraz Szkockiej kapituły. Nasz Tschepius po przejściu sześciu szczebli awansu w latach 1789-1790 piastował najwyższe stanowisko mistrza, dzierżąc symbol władzy młotek w loży bydgoskiej. W 1800 roku loża została rozwiązana. Rozproszonych masonów zgromadził ponownie Tschepius i udał się do Berlina do Wielkiego Wschodu Niemieckiego zabiegając o nową konstytucję dla loży bydgoskiej. Berlin zezwolił działać nowej loży nadając jej miano loży Janusa, która swą działalność rozpoczęła 5 sierpnia 1800 roku. Mistrzem katedralnym obrano Tschepiusa. Wiadomo, że Mazur Tschepius dzięki wpływom masonerii otrzymał szlachectwo. Po przejściu na emeryturę dojeżdżał z Broniewic do Bydgoszczy i tam kierował pracami loży. Wkrótce w Berlinie został wyświęcony na mistrza siódmego stopnia - z tytułem wtajemniczonego orła. Już jako von Tschepe wspólnie z Petersonem utworzyli niebawem w Bydgoszczy kapitułę szkocką, która funkcjonowała jeszcze w latach międzywojennych. Samuel Ludwig von Tschepe zwany Tschepiusem młotek mistrza dzierżył do 1822 roku. Cieszył się on opinią, że dzięki politycznemu sprytowi i energii potrafił utrzymać związek z Wielką Lożą Państwową Niemiec. 

Samuel, będąc w podeszłym wieku, zmarł 12 września 1831 roku w Broniewicach i tam został pochowany. Według ówczesnej tradycji masoni tak wysokiej rangi chowani byli w grobowcach na kształt piramidy. Stawiano je na uboczu z dala od dróg i zgiełku. Tak też pochowano Samuela na granicy parku przydworskiego z polami, z dala od uczęszczanych dróg i ścieżek. Miejsce to stało się rodzinną nekropolią von Tschepe. Na wielu starych mapach miejsce to oznaczone jest krzyżem, a znajdowało się na zachodnim skraju parku, na osi środkowej pałacu, 275 m od niego. Do dzisiaj rozpoznawalny jest kształt nieistniejącej kaplicy, która w przyziemiu miała 8x6 m (Lidar). Prowadziły do niego dwie aleje - pierwsza przez park i druga od strony południowej (aleja gospodarcza). Była to forma mauzoleum rodowego, gdzie chowano wszystkich członków rodziny, którzy mieszkali we dworze, a później pałacu broniewickim. Początkowo była to raczej skromna krypta - być może na kształt piramidy - zapewne opatrzona tajemniczą symboliką wolnomularską, odnoszącą się do wielkiego mistrza Tschepiusa - Samuela Ludwiga von Tschepe. Po śmierci ostatniego z męskiej linii na Broniewicach Hugona Ludwiga von Tschepe, nadano jej formę kaplicy rodowej. Hugon odszedł nagle z tego świata w 1888 roku nie pozostawiając testamentu. Sama krypta z kaplicą musiały być dość cenne, gdyż w latach międzywojennych zostały ubezpieczone i wyszacowane na kwotę 6600 zł. Pozostali ewangelicy z Broniewic chowani byli na swoim cmentarzu wyznaniowym, który usytuowany był na końcu wsi, przy drodze do Mogilna, vis a vis szkoły.

Już dzisiaj zapraszam do lektury kolejnej części opowieści o Broniewicach i rodzinie von Tschepe. A w niej będzie m.in. o feldmarszałku Wehrmachtu, którego żona była córką właścicieli Broniewic…

CDN


piątek, 26 listopada 2021

Spacerkiem po Strzelnie - cz. 165 Ulica Kolejowa cz. 5

Po zlikwidowaniu w 1933 roku Szkoły Wydziałowej wnętrze budynku adaptowano na nową siedzibę Sądu Grodzkiego. Roboty związane z przebudową gmachu szybko ukończono według projektu architekta Plucińskiego. Wykonawcą prac była firma budowniczego Józefa Pankowski, prace stolarskie wykonali, Kajewski i Mejer. Piękne meble w stylu nowoczesnym do sali rozpraw wykonał mistrz stolarski Kuliński, według projektu architekta Plucińskiego. 16 października 1933 roku przeniesiono biura z dotychczasowego gmachu sądowego przy ul. Inowrocławskiej, róg z Lipową do odrestaurowanych wnętrz. Poświęcenie nowej siedziby Sądu Grodzkiego dokonał prałat ks. Ignacy Czechowski 24 października 1933 roku. Uroczystość zaszczycił swą obecnością prezes Sądu Okręgowego w Bydgoszczy Mikołaj Żułkwa. Obecni byli również członkowie magistratu i rady miejskiej na czele z burmistrzem Stanisławem Radomskim oraz zaproszeni goście. Uroczyste posiedzenie zagaił naczelnik Sądu Grodzkiego sędzia Jan Kłumiński.

24 październik 1933 rok - oddanie do użytkowania i poświęcenie nowej siedziby Sądu Grodzkiego w Strzelnie.

Od 1 sierpnia 1935 roku posadę sędziego przy Sądzie Grodzkim w Strzelnie objął sędzia Stanisław Majcherkiewicz. Po tragicznej śmierci sędziego Jana Kłumińskiego, czyli po 19 kwietnia 1937 roku powierzono mu stanowisko naczelnika SG w Strzelnie. Z relacji prasowej dowiadujemy się jak doszło do tragicznej śmierci 33-letniego sędziego. Otóż w piątek 16 kwietnia 1937 roku w godzinach popołudniowych wypożyczył on  ziemianina Jana Pętkowskiego z Woli Kożuszkowej motocykl, chcąc nauczyć się jazdy. W czasie przejażdżki pomiędzy Strzelnem a Kwieciszewem motocykl ślizgnął się wlokąc nieszczęśliwego kierowcę około 15 metrów po szosie. W stanie ciężkim przewieziono sędziego Kłumińskiego do szpitala powiatowego, gdzie udzielił mu pierwszej pomocy dr Antoni Gościński, a po opatrunku przewieziono go do domu. W trzy dni po wypadku,19 kwietnia 1937 roku w godzinach rannych sędzia Kłumiński zmarł. Zwłoki zmarłego przewieziono do Poznania i złożono w rodzinnym grobowcu.

Międzywojenne sądy grodzkie zastąpiły sądy powiatowe i zaczęły działać od 1928 roku, będąc elementem modelu trójinstancyjnego. Rozpatrywały sprawy drobnych kradzieży, sporów międzysąsiedzkich, obrazy urzędników, a szczególnie tzw. szkodnictwa leśnego. Przedwojenna prasa pełna jest informacji o ukaraniu przez sąd strzeleński mieszkańców miasta i regionu. 

W czasie wojny i okupacji mieścił się tutaj sąd niemiecki (III Rzeszy) wchodzący w skład niemieckiej struktury wymiaru sprawiedliwości. Był to tzw. sąd lokalny - Amtsgerichte. Skazywał on strzelnian na ciężkie więzienia oraz obozy koncentracyjne. W okresie tzw. zarządu wojskowego w pierwszych miesiącach okupacji sąd ten jeszcze nie działał i wszystkie zbrodnie dokonane w okolicznych lasach nie były jego dziełem. W pierwszych latach powojennych tutejszy sąd grodzki był sądem I instancji. Orzekał w drobnych sprawach cywilnych i karnych. Wiele ówczesnych spraw dotyczyło uznania strzelnian, którzy zginęli w czasie II wojny światowej, za osoby nieżyjące. Pozwalało to wpisać te osoby do ksiąg aktów zgonu i taki akt wystawić - np. wdowie, która chciała ponownie wyjść za mąż. Sędzią Sądu Grodzkiego w Strzelnie był sędzia Maksymilian Łukowski. Rozprawy odbywały się w składzie jednoosobowym. Na mocy ustawy z dnia 20 lipca 1950 roku o zmianie prawa o ustroju sądów powszechnych sądy grodzkie przestały istnieć, w tym i nasz strzeleński. Jego kompetencje przejął nowo powołany Sąd Powiatowy w Mogilnie.

Pomieszczenia po sądzie zostały zaadoptowane na przedszkole. Jego powstanie miało być konkurencją dla ochronki prowadzonej przez strzeleńskie elżbietanki. Pierwszą dyrektorką powstałej w tym miejscu placówki przedszkolnej była Ludomiła Rucińska, a jego nieoficjalne otwarcie nastąpiło 1 maja 1951 roku, a działalność placówka rozpoczęła 1 września 1951 roku. Nie chodziłem do tego przedszkola (chodziłem do przyparafialnej ochronki), za to moje dzieci tutaj uczęszczały. Wieloletnimi dyrektorkami tej placówki były, panie - Jankowska i Fiebikowska. Obecnie Przedszkole nr 1 wchodzi w skład „kombinatu“ - Zespołu Szkolno-Przedszkolnego nr 1 w Strzelnie… Placówka ma swój ogród - plac zabaw przedszkolny, bogato wyposażony w przyrządy do ćwiczeń i zabaw na powietrzu. Obrzeża jego obsadzone są różnorodnymi krzewami i drzewami, pięknie kwitnącymi wiosną. W budynku znajduje się 6 sal do zajęć z dziećmi. Są one dobrze wyposażone w sprzęt i zabawki rozwijające dzieci w różnych dziedzinach.

 

I jeszcze kilkanaście zdań o parku sąsiadującym z przedszkolem, którego początki opisałem w pierwszej części artykułu, a dzisiaj przybliżę jego dzieje od 1919 roku. Po odzyskaniu niepodległości, mieszkańcy Strzelna miejsce to nadal nazywali parkiem Wilusia. W 130. rocznicę Bitwy pod Racławicami, 4 kwietnia 1924 roku władze miejskie chcąc zatrzeć stare pruskie ślady panowania, zmieniły nazwę parku nadając mu nową nazwę Parku im. Tadeusza Kościuszki. Miejsce to, podobnie jak Planty Miejskie (park przy Urzędzie Miejskim), Strzelnica Bractwa Kurkowego i skwer przy Placu Świętokrzyskim (nieistniejący już) były popularnymi miejscami spacerowymi strzelnian. W latach międzywojennych dbano o nie, podobnie i w latach okupacji, choć już rdzennym mieszkańcom one nie służyły. Za czasów okupacyjnego burmistrza Hermana Siemunda park Kościuszki przebudowano. Prace w nim polegały na przestawieniu fontanny w centralny punkt parku. Wodotrysk przybrał całkowicie nowy wygląd, co możemy zauważyć na ówczesnej fotografii. Umieszczono wokół niego ławki, ale co z tego, skoro Polacy nie mieli do niego wstępu, a napis u wejścia do parku ostrzegał Nur für Deutsche - tylko dla Niemców.

Po wojnie park popadł w niełaskę. Pod koniec lat 40. nie spuszczono na zimę z fontanny wody i lód ją rozsadził. W 1950 roku park uporządkowano, nasadzono sporo nowej zieleni, w tym popularne wówczas topole, wystawiono nową fontannę o całkowicie zmienionym kształcie. Była to niegłęboka niecka na poziomie gruntu, obłożona płytami z piaskowca i wymurowanym pośrodku z kamieni wodotryskiem. W tamtych czasach park, podobnie jak i inne zieleńce miejskie znajdował się pod bacznym dozorem Franciszka Ostrowskiego, który przycinał krzewy, sadził i pielęgnował kwiaty na rabatach, ciął trawniki, malował wapnem krawężniki itd. W tej powojennej formie park przetrwał do 1995 roku, kiedy to jesienią przeszedł kolejną przebudowę. Wówczas zlikwidowano fontannę, w pobliżu której wystawiono obelisk poświęcony lotnikowi kpt. pil. Grzegorzowi Falencie, który zginął śmiercią lotnika 31 maja 1995 roku wykonując moc obronną Ojczyzny, w pobliżu Strzelna pod wsią Młynice. Temu miejscu poświęcał wiele godzin pracy konserwator zieleni miejskiej Jan Szabunia, bardzo solidny, a do tego pracowity człowiek. 

Zawsze godnie utrzymane miejsce pamięci oraz sam park ostatnimi laty popadły w zapomnienie. Ludzie wówczas mawiali: - Brakuje Janka Szabuni, który niestety zmarł; a inni dodawali, że: - Władzy brakuje koncepcji i pomysłu na to miejsce. Przebudzenie nastąpiło wraz ze zmianą podejścia samorządowców, inspirowanych przez nowo obranego burmistrza Strzelna Dariusza Chudzińskiego. Rewitalizacja zapomnianego parku dała impuls do bardziej godnego uczczenia pamięci bohatera narodowego Tadeusza Kościuszki i pamięci kpt. pil. Grzegorza Falenty. Parkowi nadano trzy funkcje: zabawową dla dzieci, rekreacyjną dla starszych i patriotyczną z miejscem pamięci. Do parku włączono otoczenie wieży ciśnień z nią samą, wokół kładąc deptak spacerowy. Wieża - podobnie jak fontanna - zostały pięknie podświetlona, a efekty tej iluminacji można podziwiać o zmierzchu i w nocy.

Jak sam burmistrz Chudziński zaznaczył w dopisku do tabliczki z imieniem parku - Strzelno to wielka rzecz!

I tak musimy trzymać…

Relację z uroczystego oddania Parku im. Tadeusza Kościuszki znajdziecie pod tym oto linkiem:

https://strzelnomojemiasto.blogspot.com/2021/07/oddanie-spoeczenstwu-do-uzytku-parku-im.html

Foto.: Heliodor Ruciński, Konto Facebooka Strzelno w obiektywie - 5 zdjęć, w tym 4 nocne oraz archiwum bloga 

 

wtorek, 23 listopada 2021

Spacerkiem po Strzelnie - cz. 164 Ulica Kolejowa cz. 4

W kolejnej opowieści o ulicy Kolejowej zatrzymamy się przed budynkiem przedszkola. Choć przypisany jest on do ul. Michelsona, z racji leżącego przy niej wejścia głównego, to dzieje tego miejsca omówię przy okazji Kolejowej. Zwykliśmy o nim mówić stare przedszkole, nie przywołując określników - szkoła wydziałowa, czy sąd grodzki, które stosowano dawniej. Wspomnę, że szkoła miała tutaj swoją siedzibę do 1933 roku, a sąd do 1950 roku. W jeszcze dawniejszych czasach cała parcela pomiędzy ulicami: Kolejową, Michelsona i Kościuszki, czyli przedszkole i park stanowiła jedną całość. Od czasów późnego średniowiecz znajdował się na niej folwark klasztoru sióstr norbertanek, który nosił nazwę Naskrętny. Funkcjonował on nieprzerwanie aż do połowy XIX w. Od nazwy tego miejsca przypisane zostało również nazwisko mieszczanom strzeleńskim. Pośród nimi byli: Wojciech Naskrętny, mistrz cechu kuśnierzy występujący 9 maja 1723 roku oraz Andrzej Naskrętny, wójt strzeleński występujący z żoną, synem, trzema córkami i szóstką służby w spisie mieszkańców miasta sporządzonym 20 maja 1773 roku.

Ale przejdźmy do samego budynku, który pod względem architektonicznym jest bardzo ciekawy. Wybudowany on został w latach 1911-1912 na zlecenie magistratu strzeleńskiego przez inowrocławskiego budowniczego, projektanta i architekta Petera Hoenigsa, z przeznaczeniem na siedzibę ekskluzywnej szkoły. Budynek jest parterowy, sześcioosiowy z centralnie wkomponowanym piętrowym ryzalitem. Podobnie - sześć osi posiadają oba szczyty budynku, których architektura - zaokrąglone szczyty poddasza - daje wrażenie, iż jest to budowla piętrowa. Całość nakryta jest dwuspadowymi dachami. Od frontu, czyli strony południowej, w połaci dachowej, po obu stronach ryzalitu znajdują się dwie lukarny (niewielkie okienka w dachu). Ryzalit zwieńczony jest frontonem, w którym po środku znajduje się oculus, a po jego bokach i na szczycie umieszczone są ozdoby architektoniczne w postaci akantów. Zaokrąglone szczyty - wschodniego i zachodniego - zwieńczone są elementami architektonicznymi imitującymi warowną wieżę bramną. Po stronie zachodniej szczytu zachowano w formie obrysu miejsce po zamurowanym wejściu bocznym do dwóch klas szkolnych. Do budynku od strony północnej przypięta jest forma przybudówki z kolejnym wejściem bocznym, współcześnie zaadaptowanym na węzeł sanitarny.   

A teraz przejdźmy do najstarszych dziejów tego miejsca. Wspominałem wielokrotnie o folwarku Naskrętny, zatem czas by przybliżyć dzieje tego miejsca. Etymologia nazwy tego miejsca nie nastręcza większych trudności, gdyż wywodzi się od miejsca położenia folwarku - na zakręcie, stąd i Naskrętny. O istnieniu folwarku dowiadujemy się w czasach rządów prepozyta Marka Wendelera, który na przełomie lat 50. i 60. XIV w. stworzył podstawy pomyślności materialnej klasztoru strzeleńskiego. W jednym z dokumentów czternastowiecznych w stosunku do Strzelna posłużył się po raz pierwszy terminem suburbiis, czyli przedmieścia miasta. Wzmianka ta stwierdza fakt istnienia osiedli towarzyszących tworzącemu się w tym czasie miastu. Nazwy ich poznajemy w czasach późniejszych, a pośród nimi: Cestryjewo, Cegiełka i Naskrętny.

Na mapie katastralnej Strzelna z lat 1827-1828 odnajdujemy Naskrętny z zaznaczonymi w jego obszarze budowlami. Opis folwarku jak i położenie wszystkich gruntów folwarku znajdujemy w protokóle inwentaryzacyjnym z 13 i 14 maja 1830 roku. Był to jedyny folwark, jaki po 1773 roku Prusacy pozostawili strzeleńskiemu klasztorowi. Spis zaczyna się od starego domu mieszkalnego, stanowiącego zapewne mieszkanie dla zarządcy folwarku. Był on drewniany z murowanym kominem i pokryty strzechą słomianą. Składał się z trzech izb, komory i strychu, jego stan określono jako zły. Znajdował się tutaj również spichrz, w którym zapewne gromadzono ziarno, a był on podobnie jak dom, drewniany i kryty strzechą słomianą. Drewniana stajnia dla koni i bydła jak na folwark nie była imponujących rozmiarów i posiadała dwoje drzwi. Chlew dla świń jak wynika z opisu był znacznie większy od stajni. Na koniec opisu budynków folwarcznych znajdujemy stodołę, która znajdowała się w polu i podobnie jak pozostałe zabudowania folwarczne pokryta była strzechą słomianą, posiadała klepiska do omłotów.

 

W skład folwarku wchodziła również tzw. budowla ogrodowa z podwórzem. Była ona wygrodzona płotem zbudowanym z bel i desek, w którym znajdowały się wrota wjazdowe. Do tegoż - nazwijmy go ogrodnictwem - należały dwie włóki roli chełmińskiej (34 ha) i dwa ogrody zapewne obsadzone drzewami owocowymi, krzewami oraz kapustą i innymi warzywami. Trzeci ogród należący do tego folwarku znajdował się przy ulicy Cegiełka i zajmował powierzchnię 1,5 morgi miary chełmińskiej (0,84 ha). W dalszej części spisu znajdujemy opis gruntów wchodzących w skład folwarku. Na pierwszym miejscu wymieniona jest rola w polu ku Młynom, a następnie opisany jest takiż kawał zagonów leżący przy drodze do Wójcina. I ostatni takiż kawał w polu ku Kwieciszewu, przy którym znajdował się czwarty ogród usytuowany koło folwarku, o powierzchni 1 morgi chełmińskiej (0,56 ha). I tak oto, rysuje się nam najstarszy wygląd południowo-zachodniej części miasta rozciągającej się od przedmieścia gnieźnieńskiego wzdłuż drogi - ulicy ku Kwieciszewu.

Po likwidacji folwarku, która nastąpiła w II połowie XIX w., w związku z utratą funkcji gospodarczych tej przestrzeni miejskiej, urządzono w tym miejscu plac targowy, który potocznie zwano Świńskim Targiem. Nazwa Naskrętne powróciła w latach międzywojennych i określała gospodarstwa położone na tzw. Wybudowaniu ku Młynom. W latach 80. XIX w. plac targowy przeniesiono w miejsce zwane Glinica - w obszar współczesnej ul. Sportowej na wysokość budynku Remizy OSP. Na starych planach z 1900 roku plac na Glinicy nazwano Schweine Markt - Świński Rynek. 

Cały obszar po Świńskim Targu uporządkowano i nadano mu nazwę Wilhelms Platz, czyli Placem Wilhelma. Uczyniono ten gest oddając cześć zmarłemu w 1888 roku pierwszemu cesarzowi niemieckiemu Wilhelmowi I, współtwórcy II Rzeszy Niemieckiej. Nazwanie placu tym imieniem poprzedziło w Strzelnie wielką uroczystość odsłonięcia monumentalnego pomnika cesarza, które odbyło się 3 czerwca 1898 roku na Rynku miejskim. O tego czasu, zarówno do pomnika, jak i placu przylgnęła popularna nazwa, plac lub pomnik Wilusia. To zdrobniałe i ciepłe imię, które tak właściwie przypisane było do jego butnego i zarozumiałego następcy Wilhelma II, przylgnęło na dziesiątki lat do wszystkiego, co było wspomnieniem o mieście z lat rozbiorowych.

Po wybudowaniu w tym miejscu wieży ciśnień, czyli wieży wodociągowej w 1903 roku Plac Wilhelma przebudowano w uroczy skwer zieleni, czyli niewielką miejską formę parku z fontanną. Przypomnę, że w 1898 r. powołano w mieście komisję, która zajęła się budową sieci wodociągowej i gazowej. Sieć wodociągową wybudowano w latach 1901-1902. Wykonała ją na zlecenie firma Oskara Smrekera z Mannheim. Podwykonawcą tej firmy był strzeleński budowniczy Wacław Kornaszewski, który wystawił piękną pod względem architektonicznym, okrągłą wieżę ciśnień. Obok tegoż monumentu, u zbiegu ulic Kolejowej i Stodolnej (obecnie Michelsona) w latach 1911-1912 wystawiono tutaj opisany wyżej budynek szkolny - siedzibę Szkoły Wydziałowej, zabierając pod jego budowę część parku. To pomniejszenie parku możemy odczytać ze starych widokówek, na których stojącą niegdyś na linii środkowej fontanna widoczna jest blisko budynku szkolnego. W nomenklaturze miejskiej nazwa z placu przeszła również na park, który nadal nosił nazwę Wilhelmsplatz.

Organem prowadzącym Szkoły Wydziałowej w czasach pruskich, zwanej Die gehobene städttische Knaben und Mädchenschule in Strelno - Ekskluzywna miejska szkoła dla chłopców i dziewcząt w Strzelnie, były władze miejskie. Tak też było po odzyskaniu w 1919 roku niepodległości. Szkoła zaczęła funkcjonować od 1909 roku, początkowo w wynajmowanych lokalach w mieście. Później, po likwidacji tzw. ochronki ewangelickiej (współcześnie Środowiskowy Dom Samopomocowy) i w jej murach znalazły się klasy wydziałówki. Uczęszczała do niej młodzież: niemiecka, polska i żydowska. Dyrektorami jej byli dr Otto Dalchow (w czasach pruskich) i Jan Łyskawa (w czasach polskich). Natomiast nauczycielami byli tutaj m.in.: Jan Rychel, Tomaszewska, Sabina Miodowiczówna, Piotr Rewers, Irena Bąkówna, Helena Jabłońska, Kowalczyk, Pyżewka, Zygmunt Szymański, Mańdziejówna, Skrzypczak. Zajęcia muzyczne prowadził w niej również Alfons Ruciński.

W 1922 r. za sprawą kierownika Szkoły Wydziałowej Jana Łyskawy zawiązana została przy niej pierwsza Gromada Zuchów. Przewodził im w latach 1923-1926 dh Alfons Ruciński, a po nim dh Jan Wawrzyniak. Z przybyciem do Strzelna młodego nauczyciela phm. Alojzego Kozłowskiego „Sasanka” zintensyfikowała swoją działalność Drużyna im. Tadeusza Kościuszki. Nauczyciel ten zorganizował w 1928 r. Żeńską Drużynę Harcerską im. Marii Konopnickiej przy Szkole Wydziałowej. Jak donosiła w 1930 r. jedna z gazet wielkopolskich w artykule Ruch harcerski w Strzelnie, niezbyt prężnie działały miejscowe drużyny harcerskie:

Miasto w ruchu harcerskim stało do niedawna na szarym końcu. Obecnie jednak i tam budzi się silnie zdrowy ten ruch. Wszystko oczywiście zależy od tego czy znajdzie się w danym środowisku jakaś osoba starsza, która zna się należycie na pracy harcerskiej. Tak było więc i w Strzelnie. Dopóki nie było odpowiedniego kierownictwa wszelkie usiłowania w tym kierunku pełzły zazwyczaj na niczym. Dopiero przybycie do szkoły wydziałowej nauczyciela harcerza dha Wawrzyniaka odmieniło się wszystko z miejsca. Dalej czytamy, że od listopada 1929 r. pracowała w Szkole Wydziałowej jedna drużyna harcerska. 

Przy szkole działał również Związek Absolwentów Szkół Wydziałowych byłego zaboru pruskiego koło w Strzelnie. Związek urządzał zjazdy absolwentów, m.in. pod nazwą wieczorków. Jedno z takich spotkań odbyło się 1 lutego 1927 roku w sali Grześkowiaka (obecny Dom Kultury) pod protektoratem panów: burmistrza Tadeusza Buszy, dra radcy Jakuba Cieślewicza, ks. radcy Ignacego Czechowskiego, inspektora szkolnego Daszyńskiego, rektora Szkoły Wydziałowej w Strzelnie Jana Łyskawy oraz emerytowanego rektora Szkoły Wydziałowej im. Działyńskich w Poznaniu A. Marcinkowskiego. Czysty zysk z wieczorku przeznaczono na czytelnię Szkoły Wydziałowej w Strzelnie.

 

Jan Łyskawa (1887-1937)

Nauczyciel, podharcmistrz, działacz społeczny, kierownik Szkoły Wydziałowej w Strzelnie, a od 1933 r. Szkoły Powszechnej nr 2 w Trzemesznie. Komendant Hufca ZHP w Strzelnie do 1932 r. i w Mogilnie w latach 1936-1937.

Urodził się w 1887 r. po ukończeniu Seminarium Nauczycielskiego w zawodzie od 1907 r. W 1919 r. zamieszkał w Strzelnie i tutaj został kierownikiem Szkoły Wydziałowej. W 1922 r. założył w mieście pierwszą Gromadę Zuchową. Był aktywnym działaczem harcerskim i społecznikiem. Członek Komisji Rewizyjnej OSP w Strzelnie (1927), prezes Chóru „Harmonia” (1928), ojciec chrzestny wręczonego 27 maja 1927 r. sztandaru dla Placówki Związku Halerczyków w Strzelnie, członek Powiatowego Komitetu Budowy „Domu dla Starców i Wojaków” (1928), sekretarz Ligi Katolickiej (1929), członek Powiatowego Komitetu WFiWP w Strzelnie (1929). W 1932 r. obchodził srebrny jubileusz 25-lecia pracy w zawodzie nauczycielskim.

Po likwidacji Szkoły wydziałowej w Strzelnie, z dniem 16 sierpnia 1933 r. został przeniesiony na stanowisko kierownika Szkoły Powszechnej nr 2 w Trzemesznie. Tam również włączył się w wir życia społecznego. W listopadzie 1933 r. powołał do życia Koło Przyjaciół Harcerzy, był skarbnikiem Komitetu Obywatelskiego Pożyczki Narodowej (1933), członkiem Prezydium Komitetu Niesienia Pomocy Ofiarom Powodzi (1934), prezesem Ligi Obrony Powietrznej i Przeciwgazowej (1935), wiceprezesem Koła Ligi Morskiej i Kolonialnej (1936), członkiem Zarządu Komitetu uroczystości Narodowych (1936). 

Dzięki swojej aktywności na niwie harcerskiej w latach 1936-1937 pełnił funkcję komendanta Hufca ZHP w Mogilnie. Po ciężkiej chorobie zmarł 28 maja 1937 r. w Poznaniu.   

CDN  

Foto.: Heliodor Ruciński i archiwum bloga 


piątek, 19 listopada 2021

Uroczystości w Gaju Wymysłowickim z okazji 90. rocznic śmierci Ulryka von Wilamowitz-Möllendorffa

Na północ w niewielkiej odległości od Strzelna, w części bezleśnej równiny kujawskiej, znajduje się niewielka enklawa stanowiąca pozostałości średniowiecznych Królewskich Chrustów, zwanych później Lasem Kobylarz (Kobylorz), a współcześnie Gajem Wymysłowickim. To w tymże gaju właściciele rycerskich dóbr markowickich, małżonkowie Ulryka i Arnold von Wilamowitz-Möllendorffowie w 1864 roku założyli cmentarz rodzinny, na którym później spoczęli sami oraz ich najbliżsi. Tutaj również zezwolili chować swoich oficjalistów, służbę dworską, leśniczych i osoby związane z nimi.

W październiku 1931 roku pochowano tutaj doczesne szczątki światowej sławy filologa klasycznego Ulryka von Wilamowitz-Möllendorffa. Była to urna z prochami, która wcześniej wystawiona publicznie, zgodnie z ostatnią wolą zmarłego, spoczęła w kujawskiej ziemi u stóp wysokiej na ponad 2 metry czworokątnej steli. Ostatnie lata spędził w odosobnieniu, cierpiąc na poważne problemy z nerkami. Zmarł w Berlinie 25 września 1931 r., będąc przez krótki czas w śpiączce.





















Po latach, 18 listopada 2021 roku na tejże nekropoli, podczas uroczystości związanej z przywołaniem pamięci w 90. rocznicę śmierci światowej sławy niemieckiego naukowca zebrało się tutaj kilkadziesiąt osób. Pośród nimi była przewodnicząca Sejmiku WK-P Elżbieta Piniewska, która dowiedziawszy się od emerytowanego nauczyciel LO w Strzelnie Tomasza Kardasia o stanie wymysłowickiej nekropoli, zainicjowała dzisiejszą uroczystość. Kolejno, pod względem zaangażowania w dzieło przywracania pamięci o tym miejscu obecni byli: burmistrz Dariusz Chudziński, inicjator fundacji nowego pięknego drewnianego krzyża; nadleśniczy Wojciech Wojtasiński, którego nadleśnictwo ufundowało nową, stylową, kilkujęzyczna tablicę informacyjną; nauczyciele i uczniowie Szkoły Podstawowej z Markowic z pocztem sztandarowym - opiekunowie tego miejsca, nad którym pieczę sprawuje również ZAZ z Przyjezierza oraz Ryszard Panfil właściciel firmy, która wykonała krzyż i tablicę informacyjną. Nadto wśród uczestników uroczystości rocznicowej byli: starostowie mogileńscy - Bartosz Nowacki i Marian Mikołajczak, przewodniczący RM Piotr Dubicki z grupą radnych, ks. kan. Otton Szymków - honorowy obywatel naszego miasta i ks. dr Rafał Białek - proboszcz markowicki i kustosz tamtejszego sanktuarium oraz liczne delegacje szkół, instytucji i organizacji pozarządowych.

Po wystąpieniu, burmistrza, który w swojej wypowiedzi nawiązał do wspomnień z pierwszej bytności na tej nekropolii, głos zabrał Jacek Sech, przybliżając w krótkich słowach sylwetkę Ulricha Wilamowitz-Möllendorffa. Następnie odczytał przesłanie na ten uroczysty dzień prof. dra hab. Włodzimierza Appela z Katedry Filologii Klasycznej Instytutu Literaturoznawstwa UMK w Toruniu, który nie mógł uczestniczyć w rocznicowym spotkaniu. Następnie księża Szymków i Białek odmówili modlitwę ekumeniczną za zmarłego i jego bliskich oraz u stóp nowego krzyża, którą zakończyła wspólna modlitwa Ojcze Nasz… Na zakończenie odsłonięto tablicę informacyjną. Współorganizatorem uroczystości był strzeleński Dom Kultury, którego dyrektor Paweł Gębala prowadził całą uroczystość  

   

Dzisiaj wspominając wielkiego uczonego Ulryka von Wilamowitz-Möellendorffa, który sam siebie nazywał Origine Cujavus, należy przypomnieć, że urodził się on w Markowicach i tutaj spędził dzieciństwo aż do czternastego roku życia. Często, choć przeważnie na krótko powracał i tutaj, w tej ziemi, zgodnie z ostatnią wolą jego doczesne szczątki, po kremacji w Berlinie, zostały pochowane, pomimo że od 1919 r. jego rodzinne gniazdo na powrót należało do Polski. Warto zaznaczyć, że światowej sławy filolog od 1910 r. był członkiem Polskiej Akademii Umiejętności, która tym członkostwem uczciła nie tylko znakomitego uczonego, ale także nauczyciela kilku polskich filologów. Jak napisał Marian Plezia: Ze wszystkich wielkich synów ziemi kujawskiej, którzy znad Gopła wyszli w świat, aby wzbogacić kulturę narodową i ogólnoludzką, Wilamowitz jeden powrócił tu aby na zawsze spocząć w ziemi rodzinnej. W tym zapomnianym grobie w wymysłowickim lesie kryje się jakaś swoista tragedia: jeszcze za życia człowieka, który tam spoczął, upadła dynastia Hohenzollernów, do której całym sercem był przywiązany, a w piętnaście lat po jego śmierci znikły z mapy Europy Prusy, jego ukochana ojczyzna z wyboru. Pozostała mu tylko rodzinna ziemia kujawska, której powierzył swoje prochy, każąc się tutaj pochować. Wśród jego ulubionych tragedii greckich jest jedna opowiadająca o starym, oślepłym i złamanym nieszczęściami królu Teb Edypie, który ostatni spoczynek i ukojenie znajduje na sąsiedniej ziemi attyckiej w gaju pod miejscowością Klonos. Las wymysłowicki stał się z woli losu dla Wilamowitza takim gajem w Klonos.

 

U podstaw zorganizowania tej nekropolii znalazł się zamysł, by nie grzebać protestanckich właścicieli dóbr markowickich, jak i ich oficjalistów na markowickim cmentarzu przykościelnym. Ulryka wybrała miejsce szczególnie urokliwe w równinnym, prawie płaskim jak stół, krajobrazie tej części Kujaw Zachodnich, wskazując na skraj ich dóbr przy miejscowości Wymysłowice, nazwanej w drugiej połowie XIX w. Moellendorf, a wcześniej Gaj, gdzie znajdował się niewielki las. To właśnie na jego skraju, niedaleko leśniczówki, wrażliwa na piękno, żona pierwszego z pruskich właścicieli tych ziem, założyła rodzinną nekropolię. Z czasem miejsce to przekształciła w swoiste arboretum nasadzając różnorodne odmiany i gatunki drzew i krzewów ozdobnych, sprowadzonych specjalnie z różnych zakątków świata. Alejki wewnętrzne wysypano grubym jednorodnym żwirem, a porządek na nim utrzymywał dworski ogrodnik dojeżdżający tutaj raz w tygodniu z Markowic. Był to otoczony murem prawidłowy czworokąt, przez środek którego prowadziła aleja starych tuj amerykańskich. Jeszcze po 1945 roku nekropolia ta miał przedstawiać się całkiem okazale.

Ze starannie ongiś utrzymanego i pielęgnowanego cmentarza pozostały nieliczne i nadgryzione zębem czasu nagrobki. Wśród tych, które trzymają się dobrze, stoi wciąż jeszcze wysoka na ponad 2 metry czworokątna stela, z napisem w języku niemieckim głoszącym, iż spoczywają tutaj: Ulryk von Wilamowitz-Moellendorff, ur. 22 grudnia 1848 r., zm. 25 września 1931 r. oraz Maria von Wilamowitz-Moellendorff, z domu Mommsen, ur. 28 czerwca 1855 r., zm. 15 września 1936 r. Na innej stronie tej kamiennej steli widzimy płaskorzeźbę portretową upamiętniającą rysy młodego człowieka, którego nazwisko wyjawia napis. Był nim Tycho von Wilamowitz-Moellendorff, ur. 16 listopada 1885 r., poległy i pochowany pod Iwanogrodem (dzisiejszy Dęblin) 15 października 1914 r. Są to nazwiska głośne w nauce europejskiej. Ulryk był światowej sławy profesorem uniwersytetów w Gryfii, Getyndze i Berlinie, jego żona Maria była córką noblisty Thedora Mommsena, a syn ich Tycho również dał się już poznać jako badacz dramatu greckiego, kiedy to w młodym wieku poległ na I wojnie światowej. Przy steli pochowany jest również drugi syn Ulryka i Marii, Gottfried Hermann (*+2.05.1882) oraz trzeci syn Hermann, major Luftwaffe (21.05.1887-29.10.1938).

Spośród innych członków tego rodu wcześniej spoczęli tutaj rodzice Ulryka: Ulryka z domu von Calbo (5.06.1820-26.11.1874) i Arnold (28.06.1813-2.01.1888) oraz starszy brat Ulryka, Hugo (1840-30.08.1905), landrat inowrocławski, naczelny prezes prowincji poznańskiej, właściciel klucza dóbr Kobylniki, który wystawił malowniczy eklektyczny pałac - rezydencję rodową w tejże miejscowości. Pod ogromnym głazem spoczywa zięć Hugona, Claus von Heydebreck (1859-1935) ożeniony z córką Hildegardą, którzy byli przedostatnimi właścicielami dóbr markowickich, autor dziejów Markowic. Obok członków rodzin Wilamowitz-Moellendorff spoczywają tu liczni Niemcy, między innymi ośmiu mieszkańców Markowic, którzy zginęli podczas wypadków wrześniowych 1939 roku.

Filolog klasyczny prof. Tadeusz Zieliński w wygłoszonym16 lutego 1932 roku odczycie przeznaczonym dla rozgłośni warszawskiej polskiego radia, transmitowanym na wszystkie rozgłoście polskie, tak m.in. powiedział o Ulryku von Wilamowitz-Möllendorffie:

- Wilamowitz, który, choć w szkole już wiedział, że zostanie filologiem, wahał się jednak między germanistyką a filologia klasyczną. Z jego śmiercią zamknęła się epoka filologii, której był on najdoskonalszym wyrazicielem. Wilamowitz urodził się w Markowicach na Kujawach; nazwisko jego ma brzmienie polskie, co zmarły chętnie podkreślał. Dla Polaków usposobiony był na ogół przechylnie, marzył nawet o zgodnym współżyciu Polaków i Niemców w Poznańskiem, pod berłem Hohenzollernów.

Foto.: Heliodor Ruciński, Damian Rybak i archiwum bloga