piątek, 1 marca 2019

Żołnierz wyklęty Leon Wesołowski 1924-1945



1 marca obchodzimy Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych. Jak co roku pojawiają się kontrowersje wokół święta. Kogo tak naprawdę czcimy? Przedstawiając fakty historyczne, ocenę pozostawiam czytelnikowi. My strzelnianie mamy również swoich żołnierzy wyklętych, jak młodych gimnazjalistów z 1950 r., którzy ciężko doświadczyli więziennych cel i pracy przymusowej w ubeckich obozach - kopalniach. Przed laty pisałem o nich na starym blogu i do tematu zapewne jeszcze powrócę. Dzisiaj jednakże nie będzie o strzelnianach a żołnierzu wyklętym z ziemi wrzesińskiej, który został zabity w 1945 r. w naszym mieście.

To było w lutym 2014 r. W czasie mego chorobowego (przeziębienia) odwiedził mnie mieszkaniec Wrześni pan Tomasz Sypniewski. Skierowany do mnie został przez Marysię Nowak z Biura Parafialnego, w którym to poszukiwał śladów po zastrzelonym w Strzelnie jesienią 1945 r. żołnierzu organizacji podziemnej, Leonie Wesołowskim pseudonim "Wichura".

W aktach naszej parafii znalazł pewien ślad, pismo ówczesnego burmistrza Leona Ornatka bez wskazania adresata, w którym ów donosił, że: 
Zezwala się na pochowanie zwłok zabitego w dniu 21 listopada 1945 w Strzelnie nieznanego z nazwiska. Zapis w Urzędzie Stanu Cywilnego nie nastąpi, gdyż nie ma doniesienia urzędowego

Pismo opatrzone zostało datą dzienną 24 listopada 1945 r. i podpisem burmistrza, który występował w imieniu Zarządu Miejskiego Miasta Strzelna. Zaś na marginesie widoczna jest odręczna adnotacja wykonana zapewne ręką ówczesnego proboszcza ks. Józefa Jabłońskiego, że pochówku dokonano 24 listopada 1945 roku o godz. 16:30, czyli o zmroku. Żadnych danych o okolicznościach śmierci, tak, jakby zostały one gdzieś znalezione. Ale wówczas całe miasto wiedziało, co się stało i w jakich okolicznościach ów młody mężczyzna zginął.

Z danych jakimi dysponował mój gość okazało się, że żołnierzem podziemia zastrzelonym w Strzelnie był Leon Wesołowski pseudonim „Wichura”. Porozmawialiśmy o okolicznościach jego śmierci, o tym, kim on był i co robił w tym czasie w Strzelnie. Wiedza gościa, znaleziony dokument i moje uzupełnienia doprowadziły do wyjaśnienia tajemnicy sprzed lat, która wówczas po blisko 69 latach w pełni mogła ujrzeć światło dzienne. Swego czasu, w pierwszej części starego i nieistniejącego już bloga „Strzelno moje miasto”, opisując ulicę Inowrocławską - w cyklu Spacerkiem po Strzelnie - wspomniałem o tajemniczej śmierci, zastrzeleniu jednego z członków podziemia. Wówczas też wspomniałem, że w miejsce to chodziły regularnie, Stefania Przybylska i Dola Wróblewska, a przechodząc przez jezdnię wypuszczały spod płaszcza kwiaty. Podobnie czyniło wiele mieszkanek miasta.

Opowiadała mi o tym przed laty mama. Nie pamiętam skąd, od kogo dotarła do mnie wiedza, że postrzelonego wówczas nieznanego żołnierza podziemia dobił jeden z ubeków, który po prostu podszedł do rannego i z bliska strzelił. Był to mieszkaniec naszego miasta, który wkrótce zdezerterował z szeregów ubeckich. Ujawnił się w 1947 roku, lecz tego czynu z 21 listopada 1945 r. nigdzie nie odnotowano. Całość działa się na skrzyżowaniu ulic Inowrocławskiej ze Spichrzową i Cestryjewską, tuż pod oknami domu Jaroszewskich (później należącego do Jarlaczyków) i okien siedziby Gminy Strzelno-Północ, która znajdowała się na parterze domu Józefa Rutkowskiego.

Spotkałem się również z relacją, że Wesołowski poległ podczas ataku na więzienie UB, które mieściło się przy ulicy Lipowej 3. Z opracowania Tadeusza Janickiego i Władysława Roczka zamieszczonym w III tomie Studiów z dziejów Ziemi Mogileńskiej wynika, że na terenie gminy Strzelno-Południe i gminy Powidz „Wichura” działał już w maju 1945 roku. Jednakże ten temat wymaga dalszego badania i zgłębienia.
    
Memu gościowi najbardziej zależało na wiedzy, gdzie zastrzelony Leon Wesołowski został pochowany, zaś z różnych relacji, jakie przed laty do mnie dotarły wiem, że pochówek został dokonany na nowym cmentarzu i to w kwaterze południowo-zachodniej, w tzw. „ziemi nie poświęconej”. Dziś trudno te dane zweryfikować i pomimo mojego ówczesnego apelu, do strzelnian, którzy jakąkolwiek wiedzę w tym zakresie posiadają, by choć w przybliżeniu określili miejsce, w którym mogły spocząć szczątki doczesne żołnierza wyklętego, Leona Wesołowskiego pseudonim „Wichura”, nikt się nie zgłosił.
     
Z otrzymanych od Michała Sypniewskiego materiałów, które pozwoliłem sobie zweryfikować i poszerzyć o posiadaną przez siebie wiedzę na ten temat, dokonałem poniższe opracowanie, które przybliża nam strzelnianom sylwetkę żołnierza powojennego podziemia akowskiego. Był on żołnierzem organizacji niepodległościowej „Miech i Pług” w Sokołowie Podlaskim, którą kierował Franciszek Pliszka pseudonim „Marynarz” oraz żołnierzem „Zielonego Trójkąta”, tajnej organizacji która prowadziła działania przeciwko władzy ludowej i nowemu okupantowi sowieckiemu na terenach powiatu  wrzesińskiego, gnieźnieńskiego, konińskiego oraz mogileńskiego. 


Leon Wesołowski pseudonim "Wichura" 

Urodził się 6 kwietnia 1924 r. w Gutowie koło Wrześni jako syn Marcelego. Ukończył 6 klas szkoły podstawowej. Jego dalsza naukę przerwał wybuch II wojny światowej. W marcu 1945 r. na terenach Sokołowa Podlaskiego należał do tamtejszej organizacji podziemnej do której wstąpił na przełomie 1942/1943 r. W tejże organizacji występował pod nazwiskiem Eugeniusza Biernackiego pseudonim „Wichura”. Na terenie powiatu Sokołów Podlaski dokonywał wielu akcji dywersyjnych przeciwko Sowietom i powstającej władzy ludowej. Tam też nabierał szlifów walki partyzanckiej, którą przeniósł w szeregi „Zielonego Trójkąta”. 

Pod koniec Marca 1945 r. w wyniku akcji zbrojnej organów bezpieczeństwa rozbita została grupa Pliszki. W jej wyniku doszło do aresztowań, skutkujących rozpadem grupy. Wówczas dowódca polecił Wesołowskiemu aby ten udał się w swoje strony do Wielkopolski i tam utworzył nowy oddział partyzancki, który miał na tych terenach przygotowywać grunt pod ewentualne ogólnonarodowe powstanie przeciwko władzy ludowej.

W maju 1945 r. na terenach powiatu wrzesińskiego nawiązał kontakt z Lucjanem Najrzałem, który był w trakcie organizowania grupy oporu w duchu akowskiej konspiracji przeciwko ówczesnej władzy i ich sojusznikom ze wschodu na terenach powiatu wrzesińskiego. Po wspólnych rozmowach i ustaleniach wysłał swoje dwie siostry Krystynę oraz Marię do Białej Podlaski aby ściągnęły do rodzinnej wsi Gutowo Wielkie koło Wrześni swojego kompana z dawnej, tamtejszej partyzantki akowskiej, Mariana Kosieradzkiego używającego wówczas nazwiska Ryszard Osiński pseudonim „Dąb”. W nowo zorganizowanym oddziale „Zielony Trójkąt” dowódcą został Lucjan Najrzał, zaś jego zastępcami Leon Wesołowski jako pierwszy zastępca i Kosieradzki jako drugi zastępcą.

Wesołowski wsławił się w swej działalności podziemnej wieloma czynami i ponadprzeciętną odwagą. Między innymi w dniu 28 czerwca 1945 r we wsi Broniszewo w powiecie wrzesińskim dowodząc odziałem napadł na majątek Państwowych Nieruchomości Ziemskich, skąd zabrano maszynę do pisania oraz plik czystych kartek z pieczątką PNZ. Wykorzystano je między innymi do wytworzenia legitymacji członkowskich „ZT”. W połowie lipca 1945 we wsi Sobieszewo w powiecie wrzesińskim około 15 członków oddziału sterroryzowało sowieckiego oficera Armii Czerwonej, zabierając mu pistolet, pas, zegarek oraz 300 zł. Do spektakularnego wydarzenia doszło w dniu 13 lipca 1945 roku. Otóż, Wesołowski wspólnie z Najrzałem oraz Kosieradzkim przeprowadzili mała dywersję na pomnik bohaterów Armii Czerwonej, wniesiony we Wrześni przy dzisiejszej ul. Szkolnej. Z kolei 23 lipca 1945 roku we wsi Sokolniki koło Wrześni, według relacji PUBP we Wrześni, cały oddział „ZT” dokonał ataku na tamtejszą mleczarnię, skąd zabrano 3 600 zł, 5 kg masła i rower. Ponadto w tym samym czasie Leon, wraz z kilkoma kompanami zabrali naczelnikowi Sokolnickiego Urzędu Pocztowego 2 konie i rower. Na zabrane mienie „Wichura” wystawił pokwitowanie z emblematem „ZT”.


W dniu 28.07.1945 r. na szosie między Sędziwojewem a Gutowem Wielkim czteroosobowa grupka wrzesińskich akowców dowodzona przez „Wichurę” miała potyczkę z dwoma napotkanymi żołnierzami Armii Czerwonej, w wyniku której jeden żołnierz sowiecki został ranny. W drugiej połowie sierpnia 1945 r. wymknął się z obławy w Gorzykowie i Niechanowie, zabijając jednego z oficerów PUBP w Gnieźnie, również ciężko raniąc ubeckiego kierowcę.

Wesołowski dla zmylenia poszukujących go sił resortowych posługiwał się często dokumentami na nazwisko Tadeusz Ambroży wystawione przez UB we Wrześni, które wyniósł Mieczysław Małecki pseudonim „Huragan”, zbiegły z tej placówki funkcjonariusz, który za namową swojego brata Andrzeja przyłączył się do „ZT”, przekazując między innymi dokument z nową tożsamością Wesołowskiemu.

W Listopadzie 1945 r. Leon wraz z „Huraganem” i „Jeleniem” z „ZT” udali się rowerami do Strzelna w ówczesnym województwie poznańskim, a obecnie kujawsko-pomorskim, z oddalonej o parę kilometrów od miasta wioski, w której wcześniej zostawili u jednego z gospodarzy nie dające się uruchomić auto. Wyjęli z pojazdu akumulator w celu jego naładowania w młynie w Strzelnie. Po oddaniu owego akumulatora, cała trójka postanowiła odwiedzić kolegę „Desanta”, który przebywał w szpitalu w Strzelnie. Po wyjściu ze szpitala od grupy odłączyła się „Jeleń”, celem dokonania zakupów dla grupy min. jedzenia. Reszta miała czekać w umówionym miejscu koło młyna. Po powrocie z zakupów Wesołowski stwierdził, że można by zakupić jeszcze coś dodatkowo dla oddziału np. jakieś ubrania, więc z powrotem wysłał „Jelenia” do miasta na zakupy. Ten w nieznanych bliżej okolicznościach, tuż pod sklepem został zatrzymany przez funkcjonariuszy UB.

„Wichura” wraz z „Huraganem” czekali na próżno za „Jeleniem”. Po stwierdzeniu, że zapewne „Jeleń” musiał zostać aresztowany, odebrali już naładowany akumulator i wrócili z powrotem do gospodarza, u którego zostawili uszkodzone auto . Tam zebrawszy 14 osób i podzieliwszy się na dwie grupy dowodzone przez „Wiarusa” oraz samego „Wichurę” samochodem wrócili do miasta celem odbicia „Jelenia” z rąk UB. Najpierw rozpoczęli wywiad w mieście.

Według jednej z relacji, „Wichura” spotkał się w jednej z kamienic Strzelna celem zaciągnięcia języka. Gdy chciał opuścić budynek okazało się to nie możliwe, gdyż drzwi frontowe były już zamknięte, choć nie było jeszcze godz. 20. Normalnie  zamykano wejście do kamienicy właśnie o tej godzinie. Wrócił więc do odwiedzonego mieszkania i poprosił o otworzenie drzwi, po czym wyszedł na ulicę. Wydarzenia, które za chwile się rozegrały uniemożliwiły realizację obranego celu, usłyszał strzały. To była pułapka. Dom został otoczony przez UB i MO, zapewne też dlatego zamknięto drzwi wejściowe do kamienicy. 
W wyniku wymiany ognia „Wichura” postrzelił jednego z ubeków, sam zostając rannym w lewe ramię. Pomimo obrażeń dalej się ostrzeliwał. Jednakże na tyle był ciężko ranny, że nie dał rady dalej się bronić. Wówczas dopadł go jeden z funkcjonariuszy, oddając do niego strzał śmiertelny. Według kolejnej relacji ubowcy rannego i jeszcze żyjącego rozebrali, zostawiając go w samych kalesonach. Do konającego w takich upokarzających warunkach „Wichury” podszedł funkcjonariusz i kolbą karabiny bił go po twarzy.  Tak „Wichura” dokończył swego żywota.

Ponoć zwłoki jego zostały przeniesione o około pół kilometra dalej pod krzyż gdzie leżały jeszcze trzy dni. Czy były to rogatki Świętokrzyskie, gdzie znajdował się taki krzyż? Już po opublikowaniu artykułu w 2014 r. napisał do mnie nieżyjący już dzisiaj strzelnianin Edmund Pieszak, który w swojej pamięci zachował obraz martwego żołnierza, leżącego przez kilka dni pod krzyżem przy Magistracie, który wówczas mieścił się w byłym budynku Powiatowej Kasy Chorych (późniejsza przychodnia) u zbiegu ulic: Powstania Wielkopolskiego - Plac Daszyńskiego - Świętego Ducha. Obecnie w miejscu gdzie "porzucono" zwłoki stoi Apteka Romańska. Zwłoki te miały zwabić w to miejsce pozostałych żołnierzy zabitego. Podstęp się jednak nie udał, a ludność zaczęła znosić w to miejsce kwiaty. Już dla zatarcia śladów, funkcjonariusze, by zapobiec rozprzestrzenieniu się kultu tego miejsca, w ciszy i mrocznej ciemności postanowili ciało po cichu pogrzebać na miejscowym tzw. nowym cmentarzu za miastem.

Pogrzeb, jak wspomniałem, odbył się 24 listopada 1945 r. w skrytości i ciemności, był obstawiony przez funkcjonariuszy UB. Zaś z głębi lasu, gdzieś od strony Laskowa ponoć słychać było kilkanaście salw z broni palnej. Nadto na świeżej mogile miał pojawić się nawet krzyż z wypalonym pseudonimem „Wichura”, ale UB po kilku dniach usunęło wszelkie oznaki pochówku, zacierając jakiekolwiek ślady spoczynku por. Leona Wesołowskiego pseudonim „Wichura”.

Uwaga! 
Do opracowania powyższego artykułu wykorzystane zostały materiały archiwalne pochodzące z Instytutu Pamięci Narodowej w Poznaniu i Warszawie; Akta śledztwa prowadzonego przez Prokuraturę IPN Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Poznaniu; Księga Zgonów - z wklejonym pismem urzędowym - Parafii św. Trójcy w Strzelnie z 1945 roku; dokumenty ze zbiorów prywatnych Michała Sypniewskiego w postaci spisanych relacji ustnych od Krystyny Wesołowskiej - siostrzenicy Leona Wesołowskiego i od Jerzego Najrzała - bratanka Lucjana. Również posiłkowałem się wiedzą zasłyszaną od Stefanii Przybylskiej zamężnej Strzeleckiej, mojej mamy Ireny Przybylskiej i informacji przekazanej przez strzelnianina Telesfora Januszaka z Bielsko-Biała.