piątek, 26 maja 2023

Dzień Matki

Bez korekty - nasza Mama

Dzisiaj obchodzimy Międzynarodowy Dzień Matki. Każdy z nas wraca myślami do swojej Matki. W dniu tym ślemy życzenia, dajemy kwiaty, prezenty oraz siadamy ze swoimi Matkami przy stole, wspominając lata dzieciństwa i trud naszego wychowania. Szczególnie dziękujemy za ten wielki dar, dar życia i za opiekę nad nami, za chrzest, naukę bycia dobrym i kochającym, za wszystko, co nazywa się dobrym życiem.

Tak nachylona,
jakby szczęście niosła
w ramionach ciepłych i czułości pełnych.
Tak zapatrzona, jakby w oczach dziecka
odczytać chciała całą jego przyszłość.
I tak uśmiechem pragnąca zażegnać łzę jego każdą,
że wiesz:
to jest miłość -
siadła przy stole z synem na kolanach.
Taką ją widzę w czasu wielkich ramach

Żarliwość jej miłości.
Z nią najszczęśliwsze chwile,
które najwięksi poeci wielbili wspominając:
łagodne uciszenie wszelkich dziecięcych trosk
i najjaśniejsze światło
utraconego raju.

W lusterku się przegląda: żal jej, że lata lecą.
Że oczy coraz słabsze,
Choć blaskiem ciepłym świecą.
Że wkrótce minąć musi: zdrowie i uroda...
Chciałaby dla swych bliskich pozostać zawsze młoda.
"Życie rodzisz kwitnąc" (fragmenty), J. Brzozowska

Wielu spośród nas idzie również na cmentarze i staje przy grobach swoich Matek, czy z braku takiej możliwości w myślach modli się do Boga Ojca dziękując za wspaniałą tę jedyną Rodzicielkę. Po wielokroć wspominam Ją, przywołując z pamięci matczyny uśmiech i wspaniałe, wspólnie przeżyte lata.

Mama w środku z rodzeństwem: Pawłem, Ulką i Anią
Gdy rano wstałem, a było to bardzo wcześnie, podczas pacierza przypomniała mi się moja Mama. Gdyby żyła miałaby 97 lat. Czy mogłaby żyć? Gdyby nie choroba, zapewne tak. Przecież Jej starsza siostra Anna dożyła 98 lat. 
Moja Mama wychowała nas siedmioro, sześciu chłopaków i siostrę, która z naszego grona jest najmłodsza. Swoje życie dziecięce i młodzieńcze przeżyła radośnie, a było ono pełne miłości i sielanki. Dziadek, a ojciec Mamy był młynarzem i zawód ten kultywował od pięciu pokoleń - pierwsza wzmianka pisana o jego przodkach i zawodzie młynarskim pochodzi z przełomu XVII i XVIII w. Radość jej życia rodzinnego z dwiema siostrami - Anią, Ulką i bratem Pawłem przerwała wojna. Mama została wywieziona na roboty przymusowe. Jak sama wspominała trafiła na dobrych Niemców. Po powrocie zamieszkała w Strzelnie u swojej siostry Anny na młynie przy ul. Inowrocławskiej. Wkrótce wyszła za mąż, za starszego od siebie o 20 lat naszego Ojca Ignacego, który całą wojnę przesiedział w katorżni - obozie koncentracyjnym…

Mama po prawej, z koleżanką na Kawce przy młynie.
Od dzieciństwa pamiętam Mamę, jako osobę bardzo zapracowaną. Miała, co uwijać się przy powiększającej się, co dwa lata rodzinie. Po latach zastanawiam się, czy miała aby czas dla siebie? Kiedy zasypialiśmy, Ona przy włączonej lampce nocnej czytała książki, a było tego, co niemiara. Po prostu, połykała przepastne tomiska. Rano wstawała bardzo wcześnie, gotowała muskę - mleczną zalewajkę i budziła nas. Pacierz, mycie w zimnej wodzie, ubieranie, śniadanie, starsi do szkoły, drobiazg w domu. Tyle czynności, a tu dopiero początek dnia. Pierwszy wychodził ojciec - do pracy w szpitalu, gdzie był głównym księgowym. Mama pozostawała z najmłodszymi, szybkie zakupy, szykowanie obiadu, przepierka, sprzątanie, a po naszym powrocie dopilnowanie nas byśmy lekcje - pracę domową odrobili.

W narzeczeństwie z Ignacym
W niedzielę msza św. My starsi byliśmy ministrantami i z wypranymi oraz wyprasowanymi przez Mamę komżami biegliśmy już od rana służyć do mszy. Niedzielny obiad, a po nim obowiązkowy spacer rodzinny - wyjście za miasto, na Bławaty, Jeziorki, do Łąkiego, do lasu na Laskowo, Młyny… Przy tej okazji odwiedzaliśmy rodzinę: Jagodzińskich, Łojewskich, Kwiecińskich… Mama starała się utrzymywać bardzo serdeczne kontakty z familiantami.

Mama z Tatą
Mama większość swojego życia, w tygodniu niemalże sto procent dnia i duży odsetek nocy, poświęcała nam; byśmy nie byli głodni, oprani, zadbani i pełni wiedzy, zarówno tej szkolnej, jak i świata nas otaczającego. To na Nią spadł cały ciężar wprowadzania nas w dorosłość. Kiedy miałem 14 lat, Wojtek chodził do technikum, Antek zdał egzaminy na studia, Michał zaczął pracować, a młodsi: Tadziu, Grzesiu i Hania chodzili do podstawówki, po ciężkiej chorobie zmarł Ojciec…

Nocami słyszeliśmy, jak Mama płacze, szepcząc, - czy ja aby dam sobie radę? Dużo, czy wręcz bardzo dużo się modliła. Wpoiła w nas pamięć o Ojcu… Przez wiele lat, podczas Wigilii, kiedy łamaliśmy się opłatkiem, mamie łzy leciały - to na wspomnienie Ojca, a później z radości, że podołała, że udało się. Wszystkich nas wychowała na ludzi, jak mawiali najbliżsi, sąsiedzi, znajomi. Kiedy pozakładaliśmy rodziny, pozostała z najmłodszą latoroślą - siostrą Hanią i jej rodziną. Miała dobrze, przyszła choroba…

W odwiedzinach u koleżanki Sabinki - mama po prawej
Pamiętam, jak zgubiłem złotówkę, to mama mawiała: - Maryś, idź szukać, może znajdziesz, bo ja za złotówkę goniłabym psa do Markowic.
Kiedy sama coś zgubiła, zawsze modliła się do św. Antoniego - patrona rzeczy zagubionych. I co? Ano to, że zawsze znajdowała.

Mamo, dziękuję!