niedziela, 24 maja 2020

Spacerkiem po Strzelnie - cz. 86 Ulica Kościelna - cz. 2



Dzisiejszą opowieść rozpocznę od wyjaśnienia systemu numeracji posesji. Dotychczas opisując poszczególne kamienice i domy, do aktualnie obowiązującej numeracji przywoływałem stary tzw. numer policyjny, czyli porządkowy. Jak już wspominałem w Strzelnie i wszystkich miastach zaboru pruskiego obowiązywał system okrężny nadawania numerów porządkowych poszczególnym posesjom. Na czym on polegał? Otóż, numerem 1 rozpoczynała się ona w Rynku od pierzei wschodniej i jej narożnika północnego (róg z ul. Piekarską). Następnie w kierunku południowym dochodziła (do nr 6) do ul. Kościelnej i lewą stroną wchodziła w nią, a wracając do Rynku prawą stroną ciągła się pierzeją południową do ul. Świętego Ducha - wpadała w tę ulicę lewą strona, dochodziła do ul. Cegiełka i nią kontynuowana była okrężnie, dalej lewą stroną do Placu Daszyńskiego po czym wracała prawą - wpadała w ul. Styczniową i dalej do Rynku, gdzie kontynuowana był pierzeją zachodnią ku ul. Pocztowej (Inowrocławskiej). Zanim do tej ulicy dotarła obejmowała jeszcze okrężnie ul. Szkolną, a dopiero po niej lewą stroną ulicy Pocztowej dochodziła do ul. Lipowej i pozostawiając dalsze posesje (w kierunku Inowrocławia), prawą stroną wracała do Rynku. Kolejne numery kontynuowane były pierzeją północną, wpadały okrężnie w ul. Ślusarską, obejmując również swą numeracją współczesną ul. Spichrzową i wracała do Rynku. Kolejne numery nadane były innym istniejącym na początku XIX w. budynkom przy ulicach: Szerokiej (Gimnazjalnej), Młyńskiej (Powstania Wielkopolskiego), późniejszej Kolejowej, Cestryjewskiej z przyległościami, Lipowej z dalszym ciągiem Pocztowej (Inowrocławskiej), Stodolnej itd.

Ściana boczna kamienicy narożnikowej Rynek-Kościelna - w ul. Kościelnej
Od kiedy obowiązuje ten pierwszy, stary okrężny system numerowania posesji? Otóż, na długo przed 1838 r., czyli przed wprowadzeniem w Strzelnie nowego ustroju miejskiego. O tym, że przed 1838 r. funkcjonowała już numeracja dowiadujemy się z Amtsblattu z tegoż roku, w którym ogłoszono patent subhastacyjny na sprzedaż nieruchomości w Strzelnie oznaczonej numerem 92. Była to nieruchomość położona przy obecnej ulicy Inowrocławskiej, róg z ulicą Spichrzową. Należała ona dawniej do Jana Nepomucena Palińskiego i została przejęta przez Fiskusa, a następnie sprzedana miejscowej Gminie Żydowskiej. W 1844 r. wyznawcy judaizmu wystawili w tym miejscu synagogę. Od tego czasu w wykazach nieruchomości mieszkalnych numer 92 przestał występować. Zatem, wracając do sedna sprawy, stara numeracja tzw. policyjna zaprowadzona została w czasach Księstwa Warszawskiego, a konkretnie w 1809 r. dekret Fryderyka Augusta o tymczasowej organizacji dla gmin miejskich i wiejskich. Nową, do dziś obowiązującą numerację wprowadzono w oparciu o rozporządzenie Ministra Spraw Wewnętrznych z dnia 6 października 1930 r. o meldunkach i księgach ludności. Przepisy szczegółowe wydał Wojewoda Poznański w styczniu 1931 r. zaś ich wdrożenie w Strzelnie nastąpiło w 1932 r. Ten nowy system polegał na wprowadzeniu numeracji poszczególnych posesji oddzielnie dla każdej ulicy. Z tym, że numery parzyste znajdowały się po lewej stronie ulicy, a nieparzyste po prawej stronie - numeracja naprzemienna. Do czasów współczesnych numeracja posesji przy poszczególnych ulicach ulegała zmianom i dopiero w 1968 r. została znormalizowana. Wówczas numery nieparzyste znalazły się po stronie lewej a parzyste po stronie prawej. Ten system obowiązuje w mieście do dziś.


Tyle wyjaśnień, które chcąc przedstawić bardziej szczegółowo musiałbym zapisać na kilkunastu stronach. Ale rozpocznijmy dzisiejszy, niedzielny spacerek ul Kościelną od numeru 1 (dawniej policyjny nr 7). Niegdyś niewielki parterowy dom, a dzisiaj piętrowa kamieniczka, której piętro zostało nadbudowane na solidnych murach dziewiętnastowiecznego budynku usługowo-mieszkalnego. Po oddaniu do użytku „nowego“ domu na parterze mieściła się Pizzeria Laguna, a obok - niestety nie pamiętam. W każdym bądź razie, obecnie handluje się tutaj warzywami i świeżymi jajkami: małymi, średnimi i dużymi. Jednym słowem warzywniak.

Pierwotny wygląd domu poznajemy ze starych zdjęć i pocztówek. Był on nakryty dwuspadowym dachem ceramicznym z charakterystyczną silnie boniowaną elewacją frontową. Na osi głównej znajdowało się wejście główne do domostwa, a za nim korytarz przejściowy, wychodzący na ślepe podwórze. Po obu stronach wejścia głównego znajdowały się dwa lokale handlowo usługowe. W przeszłości dom należał do żydowskiej rodziny Twardygroszów, piszących się również z niemiecka - Twardigrosch. Pierwszym znanym przedstawicielem tej rodziny był Mateusz Marek Twardygrosz, żonaty z Karoliną Jochnas. Małżonkowie mieli syna Jonasza Juliusza ur. w 1855 r. Ów Juliusz w 1880 r. poślubił o 4 lata starszą od siebie Bertę Schlamm, z którą miał czterech synów. Zajmował się on handlem i tak został odnotowany w Księdze adresowej z 1903 r. W domu przy ul. Kościelnej prowadził sklep odzieżowy. Po nim interes trzymał syn Jehuda.

Rodzina Twardychgroszów na trwałe zapisała się w annałach dziedzictwa kulturowego Strzelna i okolicy. Zawdzięcza to Jerzemu Wojciechowi Szulczewskiemu, który uwiecznił to nazwisko w jednej ze swoich anegdot. A oto opowieść o tym:
    
Jak Jeitel Twardygrosz upolował wilka
Jeitel Twardygrosz według wszelkich oznak był kupcem i mieszkał w Strzelnie. Był on najbardziej znanym mężczyzną wśród młodych i starych w okolicy...
Jeitel nigdy nie pokazywał się sam. Zawsze miał przy sobie worek, a dla wielu ów worek był o wiele ważniejszy od niego, gdyż w nim znajdował się cały skład towarów. Jednobarwne wstążki i wełniane chustki, żelazne noże i mosiężne szpilki, korale i sznurowadła, jedwabne i lniane nici - białe, czerwone, różowe i jeszcze wiele innych rzeczy.
Jednak Jeitel umiał robić nie tylko interesy. Pośredniczył przy zakupach między chłopami, sprowadzał chłopców i dziewczęta do świętego związku małżeńskiego i łagodził spory między zwaśnionymi, a wszystko to za niewielką opłatą.
Najbardziej jednak lubiano go, ponieważ jak nikt inny potrafił pięknie opowiadać. A o czym on nie wiedział, o czym nie opowiadał: o pożarach, śmiertelnych wypadkach, strasznych zachorowaniach, nieszczęśliwych urodzeniach, o okropnych znakach na niebie, summa summarum - wszystkie wydarzenia w okolicy były mu znane i chętnie o nich ludziom opowiadał. I tak zaspakajał ciekawość swoich klientów, toteż w owym czasie zastępował „Strelnoer Kreisblatt” i „Kujawischen Boten”, „Kujawiaka”, „Gazetę Grudziądzką” i inne gazety, które dzisiaj w tej okolicy są czytane, najczęściej za darmo. Gdyby ktoś sam chciałby coś na temat Jeitla powiedzieć, powiedziałby: Jeitel jest kuty na cztery nogi”. Znaczy to tyle, co: „Jeitel wie wszystko”. I to się zgadzało. U starych Drewsów ze wsi Łąkie uwolnił bydło od złego spojrzenia, młodych Skowronów ze Sławska od „przedźwignięcia się”, a kiedyś w Młynach zastąpił położną, gdy bieda była już wielka.
Niewielu jednak dowiedziało się o tym, jak kiedyś z wilkiem sobie poradził, gdyż niechętnie o tym opowiadał, a było to tak:
Pewnego pięknego dnia Jeitel szedł z workiem na plecach do odległego Cienciska. Był wczesny ranek, toteż na drodze był zupełnie sam. Tego jednak sobie życzył. W samotności można przecież sobie tak ładnie rozmyślać. Jaki interesik mógłby zrobić z Kunklem, co i jaka nowość mógłby opowiedzieć staremu Körthowi, jaką dać radę Popiołkowi, który zachorował na klatter [kołtun - W. Ł.] i o wielu jeszcze innych rzeczach. I tak, pogrążony w myślach, dotarł do „wilczego bagna”, które jeszcze dzisiaj w lesie przy drodze do Cienciska można zobaczyć. Gdy podniósł oczy, zobaczył pośrodku drogi wielkiego wilka, który wyglądał jakby na niego czekał.
„Biada mi!” - wykrzyknął wystraszony i jak przykuty zatrzymał się. W tym samym momencie zapomniał o Kunklu, Körcie i Popiołku, i o wszystkich interesach, jakie chciał dzisiaj zrobić, a przypomniały mu się wszystkie historie o ludziach, którzy zostali pożarci przez wilki, a z pewnością nie mieli ochoty dostać się do wilczego brzucha. Jego myśli natychmiast zajęły się ratunkiem, a ponieważ dotychczas uważał, że taki znajdzie się zawsze, to spróbował i tym razem.
„Ty, wilku - powiedział - chciałbym ci doradzić, ażebyś poszedł”. Ale wilk nie pojmował, dlaczego ma posłuchać Jeitela. Siedział dalej i jeszcze dokładniej mu się przyglądał. „To nie idzie właściwa droga” - pomyślał Jeitel, zaczekał chwileczkę, a potem zawołał jeszcze raz: „Ty, wilku, czy nie słyszałeś mojej rady, że masz sobie iść!” Wtedy wilk wstał i ruszył ku niemu. Tego Jeitel nie przewidział. Opanował go strach, zadrżał na całym ciele jak liście osiki i obiema rękoma chwycił miarę łokciową, swego wiernego towarzysza od czterdziestu dwóch lat. Przyłożył łokieć jakby była to flinta i zawołał głosem podobnym do grzmotu: „Na Boga, radzę ci wilku ostatni raz byś poszedł, albo ja strzelam!” W tym samym momencie myśliwy, który stał za pobliskim drzewem z bronią gotową do strzału, widziawszy biedę Jeitela, strzelił. Rozległ się huk i Jeitel nie wiedział, co się stało. Czerwone i zielone kółka tańczyły przed jego oczyma. Zobaczył jeszcze jak wilk upadł na drodze, a potem do przydrożnego rowu wpadł nieprzytomny Jeitel. Po jakimś czasie przyszedł do siebie. Wstał, a gdy zobaczył leżącego przed nim w bezruchu wilka, podniósł z ziemi swój łokieć, który w momencie strzału daleko od siebie odrzucił i z wielką starannością obejrzał oba końce, a gdy niczego podejrzanego w nim nie zobaczył, z ulgą powiedział: „Czterdzieści dwa lata ciebie nosiłem, a nie wiedziałem, że byłeś naładowany”.


Władysław Trzecki (1873-1939)
Tyle o Twardychgroszach. Przejdźmy do kolejnej osoby, która tutaj mieszkała i prowadziła swój interes, a mianowicie do Władysława Trzeckiego (1873-1939). Pan Władysław z zawodu był szewcem i nauki brał u swego ojca obuwnika. Jako mistrz szewski prowadził tutaj warsztat obuwniczy. Później, bo w latach międzywojennych przeniósł swój interes w Rynek. Urodził się 19 maja 1873 r. jako syn Łukasza i Józefy z domu Konkiewicz. Ożenił się z Katarzyną Gertrudą Boesche, z którą miał czwórkę dzieci. Już w okresie zaborów był zastępcą naczelnika, naczelnikiem i prezesem strzeleńskiego TG „Sokół“ do 12 grudnia 1918 r. To on pod koniec 1918 r. włączył się w nurt przygotowań do Powstania Wielkopolskiego. We wspomnieniach z powstania Aleksander Lasocki wymienia braci Władysława, Stefana i Stanisława Trzeckich jako bardzo zaangażowanych w przygotowaniach do zrywu zbrojnego. Władysław brał udział 2 stycznia 1919 r. w walkach o Strzelno, a następnie - jak odnotował Zygmunt Czapla - wraz z braćmi, Tomaszem i Stanisław, czynnie uczestniczyli z bronią w ręku w walkach ulicznych o Inowrocław. Ba! Pan Władysław jest odnotowany w strzeleńskich annałach jako dowódca pododdziału powstańczego, walczącego o miasto.

Sztab Straży Ludowej na powiat strzeleński. Od l. Włodzimierz Wojciechowski, dr Zygmunt Zakrzewski, Stanisław Smoniewski i Władysław Trzecki.
Nazajutrz po wyzwoleniu miasta, 3 stycznia 1919 r. wszedł w skład sztabu Straży Ludowej na powiat strzeleński, piastując w nim funkcję naczelnika miasta Strzelna. 19 marca 1919 r. został zatwierdzony przez Naczelną Komendę Straży Ludowej w Poznaniu kwatermistrzem administracyjnym Straży Ludowej.


W latach międzywojennych był starszym Cechu Szewskiego, działaczem TG „Sokół“, a nade wszystko współzałożycielem i wiceprezesem, a następnie wieloletnim prezesem Koła Towarzystwa Powstańców i Byłych Wojaków w Strzelnie. Dzięki jego zabiegom i permanentnym działaniom w 1929 r. został wystawiony na starym cmentarzu w Strzelnie Pomnik Wdzięczności na mogiłach poległych powstańców wielkopolskich. Przez cały okres międzywojenny osobiście sprawował nad nim opiekę, organizując w tym miejscu uroczystości rocznicowe oraz różne jubileusze i święta patriotyczne. Regionalna prasa przedwojenna pełna jest informacji o prężnej pracy Władysława Trzeckiego, niezwykle aktywnego na niwie kombatanckiej i społeczno-oświatowej.

W kapeluszu przy Pomniku Wdzięczności stoi Władysław Trzecki
Za całokształt działalności został odznaczony: Brązowym Krzyżem Zasługi, Medalem Niepodległości, Medalem „Polska Swemu Obrońcy“ i Srebrnym Krzyżem Zasługi. Dnia 1 października 1939 r. został aresztowany przez Gestapo i osadzony w strzeleńskim więzieniu. Dziesięć dni później wywieziony do lasu na Kopcach i tam w zbiorowej egzekucji potajemnie rozstrzelany. Pod koniec wojny w 1944 r. Niemcy rozkopali mogiły i szczątki doczesne zamordowanych Polaków, w tym i Władysława Trzeckiego przewieźli do lasu pod Cienciskiem i tam spalono, chcąc tym samym zatrzeć ślady po zbrodniach wojennych.

Ciencisko, obelisk w miejscu straceń z wyrytym nazwiskiem Władysława Trzeckiego