Dzisiejszą opowieść rozpocznę od
wyjaśnienia systemu numeracji posesji. Dotychczas opisując poszczególne
kamienice i domy, do aktualnie obowiązującej numeracji przywoływałem stary tzw.
numer policyjny, czyli porządkowy. Jak już wspominałem w Strzelnie i wszystkich
miastach zaboru pruskiego obowiązywał system okrężny nadawania numerów
porządkowych poszczególnym posesjom. Na czym on polegał? Otóż, numerem 1
rozpoczynała się ona w Rynku od pierzei wschodniej i jej narożnika północnego
(róg z ul. Piekarską). Następnie w kierunku południowym dochodziła (do nr 6) do
ul. Kościelnej i lewą stroną wchodziła w nią, a wracając do Rynku prawą stroną
ciągła się pierzeją południową do ul. Świętego Ducha - wpadała w tę ulicę lewą
strona, dochodziła do ul. Cegiełka i nią kontynuowana była okrężnie, dalej lewą
stroną do Placu Daszyńskiego po czym wracała prawą - wpadała w ul. Styczniową i
dalej do Rynku, gdzie kontynuowana był pierzeją zachodnią ku ul. Pocztowej (Inowrocławskiej).
Zanim do tej ulicy dotarła obejmowała jeszcze okrężnie ul. Szkolną, a dopiero
po niej lewą stroną ulicy Pocztowej dochodziła do ul. Lipowej i pozostawiając
dalsze posesje (w kierunku Inowrocławia), prawą stroną wracała do Rynku. Kolejne
numery kontynuowane były pierzeją północną, wpadały okrężnie w ul. Ślusarską,
obejmując również swą numeracją współczesną ul. Spichrzową i wracała do Rynku.
Kolejne numery nadane były innym istniejącym na początku XIX w. budynkom przy
ulicach: Szerokiej (Gimnazjalnej), Młyńskiej (Powstania Wielkopolskiego),
późniejszej Kolejowej, Cestryjewskiej z przyległościami, Lipowej z dalszym
ciągiem Pocztowej (Inowrocławskiej), Stodolnej itd.
Ściana boczna kamienicy narożnikowej Rynek-Kościelna - w ul. Kościelnej |
Od kiedy obowiązuje ten pierwszy, stary
okrężny system numerowania posesji? Otóż, na długo przed 1838 r., czyli przed wprowadzeniem
w Strzelnie nowego ustroju miejskiego. O tym, że przed 1838 r. funkcjonowała
już numeracja dowiadujemy się z Amtsblattu z tegoż roku, w którym ogłoszono patent
subhastacyjny na sprzedaż nieruchomości w Strzelnie oznaczonej numerem 92. Była
to nieruchomość położona przy obecnej ulicy Inowrocławskiej, róg z ulicą
Spichrzową. Należała ona dawniej do Jana Nepomucena Palińskiego i została
przejęta przez Fiskusa, a następnie sprzedana miejscowej Gminie Żydowskiej. W
1844 r. wyznawcy judaizmu wystawili w tym miejscu synagogę. Od tego czasu w
wykazach nieruchomości mieszkalnych numer 92 przestał występować. Zatem,
wracając do sedna sprawy, stara numeracja tzw. policyjna zaprowadzona została w
czasach Księstwa Warszawskiego, a konkretnie w 1809 r. dekret Fryderyka Augusta
o tymczasowej organizacji dla gmin miejskich i wiejskich. Nową, do dziś
obowiązującą numerację wprowadzono w oparciu o rozporządzenie Ministra Spraw
Wewnętrznych z dnia 6 października 1930 r. o meldunkach i księgach ludności.
Przepisy szczegółowe wydał Wojewoda Poznański w styczniu 1931 r. zaś ich
wdrożenie w Strzelnie nastąpiło w 1932 r. Ten nowy system polegał na
wprowadzeniu numeracji poszczególnych posesji oddzielnie dla każdej ulicy. Z tym, że numery parzyste znajdowały
się po lewej stronie ulicy, a nieparzyste po prawej stronie - numeracja
naprzemienna. Do czasów współczesnych numeracja
posesji przy poszczególnych ulicach ulegała zmianom i dopiero w 1968 r. została
znormalizowana. Wówczas numery nieparzyste znalazły się po stronie lewej a
parzyste po stronie prawej. Ten system obowiązuje w mieście do dziś.
Tyle wyjaśnień, które chcąc przedstawić
bardziej szczegółowo musiałbym zapisać na kilkunastu stronach. Ale rozpocznijmy
dzisiejszy, niedzielny spacerek ul Kościelną od numeru 1 (dawniej policyjny nr
7). Niegdyś niewielki parterowy dom, a dzisiaj piętrowa kamieniczka, której
piętro zostało nadbudowane na solidnych murach dziewiętnastowiecznego budynku usługowo-mieszkalnego.
Po oddaniu do użytku „nowego“ domu na parterze mieściła się Pizzeria Laguna, a
obok - niestety nie pamiętam. W każdym bądź razie, obecnie handluje się tutaj
warzywami i świeżymi jajkami: małymi, średnimi i dużymi. Jednym słowem
warzywniak.
Pierwotny wygląd domu poznajemy ze
starych zdjęć i pocztówek. Był on nakryty dwuspadowym dachem ceramicznym z
charakterystyczną silnie boniowaną elewacją frontową. Na osi głównej znajdowało
się wejście główne do domostwa, a za nim korytarz przejściowy, wychodzący na
ślepe podwórze. Po obu stronach wejścia głównego znajdowały się dwa lokale
handlowo usługowe. W przeszłości dom należał do żydowskiej rodziny
Twardygroszów, piszących się również z niemiecka - Twardigrosch. Pierwszym
znanym przedstawicielem tej rodziny był Mateusz Marek Twardygrosz, żonaty z
Karoliną Jochnas. Małżonkowie mieli syna Jonasza Juliusza ur. w 1855 r. Ów
Juliusz w 1880 r. poślubił o 4 lata starszą od siebie Bertę Schlamm, z którą
miał czterech synów. Zajmował się on handlem i tak został odnotowany w Księdze
adresowej z 1903 r. W domu przy ul. Kościelnej prowadził sklep odzieżowy. Po
nim interes trzymał syn Jehuda.
Rodzina Twardychgroszów na trwałe
zapisała się w annałach dziedzictwa kulturowego Strzelna i okolicy. Zawdzięcza
to Jerzemu Wojciechowi Szulczewskiemu, który uwiecznił to nazwisko w jednej ze
swoich anegdot. A oto opowieść o tym:
Jak Jeitel Twardygrosz
upolował wilka
Jeitel Twardygrosz według wszelkich
oznak był kupcem i mieszkał w Strzelnie. Był on najbardziej znanym mężczyzną wśród
młodych i starych w okolicy...
Jeitel nigdy nie pokazywał się sam.
Zawsze miał przy sobie worek, a dla wielu ów worek był o wiele ważniejszy od
niego, gdyż w nim znajdował się cały skład towarów. Jednobarwne wstążki i
wełniane chustki, żelazne noże i mosiężne szpilki, korale i sznurowadła,
jedwabne i lniane nici - białe, czerwone, różowe i jeszcze wiele innych rzeczy.
Jednak Jeitel umiał robić nie tylko
interesy. Pośredniczył przy zakupach między chłopami, sprowadzał chłopców i
dziewczęta do świętego związku małżeńskiego i łagodził spory między
zwaśnionymi, a wszystko to za niewielką opłatą.
Najbardziej jednak lubiano go,
ponieważ jak nikt inny potrafił pięknie opowiadać. A o czym on nie wiedział, o
czym nie opowiadał: o pożarach, śmiertelnych wypadkach, strasznych
zachorowaniach, nieszczęśliwych urodzeniach, o okropnych znakach na niebie,
summa summarum - wszystkie wydarzenia w okolicy były mu znane i chętnie o nich
ludziom opowiadał. I tak zaspakajał ciekawość swoich klientów, toteż w owym
czasie zastępował „Strelnoer Kreisblatt” i „Kujawischen Boten”, „Kujawiaka”,
„Gazetę Grudziądzką” i inne gazety, które dzisiaj w tej okolicy są czytane,
najczęściej za darmo. Gdyby ktoś sam chciałby coś na temat Jeitla powiedzieć,
powiedziałby: Jeitel jest kuty na cztery nogi”. Znaczy to tyle, co: „Jeitel wie
wszystko”. I to się zgadzało. U starych Drewsów ze wsi Łąkie uwolnił bydło od
złego spojrzenia, młodych Skowronów ze Sławska od „przedźwignięcia się”, a
kiedyś w Młynach zastąpił położną, gdy bieda była już wielka.
Niewielu jednak dowiedziało się o
tym, jak kiedyś z wilkiem sobie poradził, gdyż niechętnie o tym opowiadał, a
było to tak:
Pewnego pięknego dnia Jeitel szedł
z workiem na plecach do odległego Cienciska. Był wczesny ranek, toteż na drodze
był zupełnie sam. Tego jednak sobie życzył. W samotności można przecież sobie
tak ładnie rozmyślać. Jaki interesik mógłby zrobić z Kunklem, co i jaka nowość
mógłby opowiedzieć staremu Körthowi, jaką dać radę Popiołkowi, który zachorował
na klatter [kołtun - W. Ł.] i o wielu jeszcze innych rzeczach. I tak, pogrążony
w myślach, dotarł do „wilczego bagna”, które jeszcze dzisiaj w lesie przy
drodze do Cienciska można zobaczyć. Gdy podniósł oczy, zobaczył pośrodku drogi
wielkiego wilka, który wyglądał jakby na niego czekał.
„Biada mi!” - wykrzyknął
wystraszony i jak przykuty zatrzymał się. W tym samym momencie zapomniał o
Kunklu, Körcie i Popiołku, i o wszystkich interesach, jakie chciał dzisiaj
zrobić, a przypomniały mu się wszystkie historie o ludziach, którzy zostali
pożarci przez wilki, a z pewnością nie mieli ochoty dostać się do wilczego
brzucha. Jego myśli natychmiast zajęły się ratunkiem, a ponieważ dotychczas
uważał, że taki znajdzie się zawsze, to spróbował i tym razem.
„Ty, wilku - powiedział - chciałbym
ci doradzić, ażebyś poszedł”. Ale wilk nie pojmował, dlaczego ma posłuchać
Jeitela. Siedział dalej i jeszcze dokładniej mu się przyglądał. „To nie idzie
właściwa droga” - pomyślał Jeitel, zaczekał chwileczkę, a potem zawołał jeszcze
raz: „Ty, wilku, czy nie słyszałeś mojej rady, że masz sobie iść!” Wtedy wilk
wstał i ruszył ku niemu. Tego Jeitel nie przewidział. Opanował go strach,
zadrżał na całym ciele jak liście osiki i obiema rękoma chwycił miarę łokciową,
swego wiernego towarzysza od czterdziestu dwóch lat. Przyłożył łokieć jakby
była to flinta i zawołał głosem podobnym do grzmotu: „Na Boga, radzę ci wilku
ostatni raz byś poszedł, albo ja strzelam!” W tym samym momencie myśliwy, który
stał za pobliskim drzewem z bronią gotową do strzału, widziawszy biedę Jeitela,
strzelił. Rozległ się huk i Jeitel nie wiedział, co się stało. Czerwone i
zielone kółka tańczyły przed jego oczyma. Zobaczył jeszcze jak wilk upadł na
drodze, a potem do przydrożnego rowu wpadł nieprzytomny Jeitel. Po jakimś
czasie przyszedł do siebie. Wstał, a gdy zobaczył leżącego przed nim w bezruchu
wilka, podniósł z ziemi swój łokieć, który w momencie strzału daleko od siebie
odrzucił i z wielką starannością obejrzał oba końce, a gdy niczego podejrzanego
w nim nie zobaczył, z ulgą powiedział: „Czterdzieści dwa lata ciebie nosiłem, a
nie wiedziałem, że byłeś naładowany”.
Władysław Trzecki
(1873-1939)
Tyle o Twardychgroszach. Przejdźmy
do kolejnej osoby, która tutaj mieszkała i prowadziła swój interes, a
mianowicie do Władysława Trzeckiego (1873-1939). Pan Władysław z zawodu był
szewcem i nauki brał u swego ojca obuwnika. Jako mistrz szewski prowadził tutaj
warsztat obuwniczy. Później, bo w latach międzywojennych przeniósł swój interes
w Rynek. Urodził się 19 maja 1873 r. jako syn Łukasza i Józefy z domu
Konkiewicz. Ożenił się z Katarzyną Gertrudą Boesche, z którą miał czwórkę
dzieci. Już w okresie zaborów był zastępcą naczelnika, naczelnikiem i prezesem
strzeleńskiego TG „Sokół“ do 12 grudnia 1918 r. To on pod koniec 1918 r.
włączył się w nurt przygotowań do Powstania Wielkopolskiego. We wspomnieniach z
powstania Aleksander Lasocki wymienia braci Władysława, Stefana i Stanisława
Trzeckich jako bardzo zaangażowanych w przygotowaniach do zrywu zbrojnego.
Władysław brał udział 2 stycznia 1919 r. w walkach o Strzelno, a następnie
- jak odnotował Zygmunt Czapla - wraz z braćmi, Tomaszem i Stanisław, czynnie
uczestniczyli z bronią w ręku w walkach ulicznych o Inowrocław. Ba! Pan
Władysław jest odnotowany w strzeleńskich annałach jako dowódca pododdziału
powstańczego, walczącego o miasto.
Sztab Straży Ludowej na powiat strzeleński. Od l. Włodzimierz Wojciechowski, dr Zygmunt Zakrzewski, Stanisław Smoniewski i Władysław Trzecki. |
Nazajutrz po wyzwoleniu miasta, 3
stycznia 1919 r. wszedł w skład sztabu Straży Ludowej na powiat strzeleński,
piastując w nim funkcję naczelnika miasta Strzelna. 19 marca 1919 r. został
zatwierdzony przez Naczelną Komendę Straży Ludowej w Poznaniu kwatermistrzem
administracyjnym Straży Ludowej.
W latach międzywojennych był
starszym Cechu Szewskiego, działaczem TG „Sokół“, a nade wszystko współzałożycielem
i wiceprezesem, a następnie wieloletnim prezesem Koła Towarzystwa Powstańców i Byłych
Wojaków w Strzelnie. Dzięki jego zabiegom i permanentnym działaniom w 1929 r.
został wystawiony na starym cmentarzu w Strzelnie Pomnik Wdzięczności na mogiłach
poległych powstańców wielkopolskich. Przez cały okres międzywojenny osobiście
sprawował nad nim opiekę, organizując w tym miejscu uroczystości rocznicowe
oraz różne jubileusze i święta patriotyczne. Regionalna prasa przedwojenna
pełna jest informacji o prężnej pracy Władysława Trzeckiego, niezwykle
aktywnego na niwie kombatanckiej i społeczno-oświatowej.
W kapeluszu przy Pomniku Wdzięczności stoi Władysław Trzecki |
Za całokształt działalności został
odznaczony: Brązowym Krzyżem Zasługi, Medalem Niepodległości, Medalem „Polska
Swemu Obrońcy“ i Srebrnym Krzyżem Zasługi. Dnia 1 października 1939 r. został
aresztowany przez Gestapo i osadzony w strzeleńskim więzieniu. Dziesięć dni
później wywieziony do lasu na Kopcach i tam w zbiorowej egzekucji potajemnie
rozstrzelany. Pod koniec wojny w 1944 r. Niemcy rozkopali mogiły i szczątki
doczesne zamordowanych Polaków, w tym i Władysława Trzeckiego przewieźli do
lasu pod Cienciskiem i tam spalono, chcąc tym samym zatrzeć ślady po zbrodniach
wojennych.
Ciencisko, obelisk w miejscu straceń z wyrytym nazwiskiem Władysława Trzeckiego |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz