środa, 30 listopada 2022

Ołdrzychowo - dawna strzeleńska wieś

Widok na Jezioro Pakoskie - olej, Harry Schultz 1943

Leżąca tuż za Rzadwinem, na wschodnim brzegu Jeziora Pakoskiego, w odległości ok. 9 km na północ od Strzelna (w prostej linii 8 km), wieś Ołdrzychowo administracyjnie związana była do 1975 roku z Gminą Strzelno. Od średniowiecza tereny tutejsze były częścią Kujaw, a z początkami kształtowania się administracji Ołdrzychowo znalazło się w granicach powiatu i województwa inowrocławskiego. W czasach zaborów, przyłączone do Prus, wchodziło w skład Obwodu Nadnoteckiego i powiatu inowrocławskiego. Po 1816 roku znalazło się w obszarze Wielkiego Księstwa Poznańskiego. Z kolei od 1836 roku po podzieleniu powiatów na obwody, w obwodzie Strzelno. Następnie z chwilą powstania w 1886 roku powiatu strzeleńskiego w obwodzie Strzelno II. W latach międzywojennych do 1955 roku Ołdrzychowo wchodziło w skład Gminy Strzelno-Północ; w latach 1955-1972 w skład Gromadzkiej Rady Narodowej w Ciechrzu i od 1972 do 1975 roku znajdowało się w granicach Gminy Strzelno. Z chwilą likwidacji powiatów w 1975 roku powstała nowa jednostka administracyjna - Gmina Janikowo, do której przyłączono m.in. kilka wsi z północnej części gminy Strzelno, w tym Ołdrzychowo. Od tego czasu Ołdrzychowo, jako wieś wchodząc w skład sołectwa Góry stała się częścią Gminy Janikowo.

Ołdrzychowo. Special Charte C IV 764 - ok. 1802

Nazwa wsi wywodzi się od imienia rycerza Oldrzycha, który został tymi dobrami uposażony w średniowieczu około XII w. Oldrzych to czeska forma imienia Udalryk, pod którą w polskiej literaturze historycznej występowali przedstawiciele dynastii Przemyślidów - była to czeska dynastia wywodząca się od legendarnego Przemysła. Początki wsi osadzić możemy w czasach kształtowania się państwowości polskiej. Dobra te z nadania książęcego stały się własnością rycerską. Najprawdopodobniej już na przełomie XIII i XIV wieku Ołdrzychowo stało się własnością Kapituły Katedralnej Gnieźnieńskiej, podobnie jak pobliskie rycerskie Górki i leżące po drugiej stronie jeziora Korytkowo. 

Kapituła w 1370 roku oddała sołectwo Ołdrzychowo w ręce Wawrzyńca Łysarza, nakazując mu osadzenie wsi na prawie niemieckim (magdeburskim). Wcześniej wieś rządziła się mniej korzystnym prawem polskim. Był to początek - jak na owe czasy - nowoczesnej organizacji wsi, której funkcjonowanie miało na celu zwiększenie z niej dochodów właścicielowi. W 1408 roku Ołdrzychowo zostało ponownie wymienione wśród dóbr Kapituły Katedralnej Gnieźnieńskiej i zapisane w formie Oldrzichowo. Dokumentem tym był sygnowany pod datą 18 lipca 1408 roku i opisany jako Dekret niektórych sędziów, rozstrzygający spór między Mikołajem Strosbergiem, prefektem gnieźnieńskim, a Kapitułą Katedralną Gnieźnieńską, dotyczący niektórych spornych miejscowości.

Obszar dawnego folwarku

Według Rejestru dochodów i rozchodów starostwa inowrocławskiego w 1489 roku w Ołdrzychowie były 4 łany, z których płacono poradlne, a nieco później bo w 1510-1511 były to 3 łany uprawne. To wyliczenie daje nam obraz wielkości wsi i obszaru powierzchni uprawnych, który wahał się pomiędzy 50. a 70. hektarami. Przeliczając tę powierzchnię na średnie pełne gospodarstwo feudalne mogło tu ich być od 3 do 4 - licząc, że było to gospodarstwa jednołanowe. Łan - 17,5 ha dzielił się na zagony, ten zaś na skiby. Większość ówczesnych wsi zorganizowana była w gospodarstwa półłanowe, które 5-6 osobowa rodzina była w stanie obrobić. Zatem, możemy przyjąć, że w średniowieczu mieszkać tu mogło 30-48 ludności. Ta proporcja nieco się zmieniła, kiedy przybyło łanów uprawnych i we wsi powstał, obok kilku gospodarstw półłanowych folwark pańszczyźniany. Początkowo taki folwark dzierżawił sołtys, a później okoliczna szlachta i krewni kanoników Kapituły.

Ołdrzychowo. Kapliczka przydrożna

Po raz kolejny Ołdrzychowo wymienione zostało w 1583 roku. Przez ponad 200 lat wieś przyznawana była jako uposażenie poszczególnym kanonikom, z których pierwszego poznajemy dopiero w 1638 roku. Był nim ks. Stanisław Sławiński, kanclerz gnieźnieński, poznański i łęczycki, kanonik Kapituły Gnieźnieńskiej i sekretarza Jego Królewskiej Mości. Formą dochodu ze wsi były wpływy z jej dzierżaw. W tymże roku przedłużył on kontrakt wartości 500 złp. na dzierżawę tej wsi małżonkom Wawrzyńcowi i Annie z domu Chlebowska Żydowskim. Przez pewien czas wieś była tzw. własnością kanclerzy gnieźnieńskich. W 1641 roku tenże sam ks. Stanisław skwitował z dzierżawy małżonków Żydowskich i zawarł na Ołdrzychowo kolejny kontrakt dzierżawy wartości 300 złp. ze swoimi krewnymi, Jerzym Greckim i jego żoną, a swoją siostrą Dorotą ze Sławińskich.

Ołdrzychowo. Mapa Schroettera 1795-1802

W 1709 roku wzmiankowani byli w Ołdrzychowie (Odrzychowie) Jan i Katarzyna Wolborska (Wolborscy?), którym w tymże roku urodził się w kwietniu syn Jan. W 1752 roku Ołdrzychowo (Odrzykowo) dzierżawili Antoni i Dorota Jęziorscy. W 1754 roku wieś trzymali w dzierżawie Adam i Petronela Janowscy, którym 16 lipca tegoż roku urodził się syn Apolinary Władysław Celestyn. Adam jako dzierżawca wymieniany jest również w roku następnym. W 1774 roku wieś trzymali w dzierżawie Fabian i Marianna Korytowscy, którym  15 sierpnia urodziła się córka Rozalia. Fabian w 1770 roku zapisał swoje dożywocie, które w 1787 roku przeszło na córkę Rozalię. W 1788 roku ich 14-letnia córka Rozalia w obecności matki zawarła kontrakt z mężem Karolem Skarbek Rudzkim.

Prosto do Skalmierowic, w prawo do Gór

Po I rozbiorze Polski Ołdrzychowo zostało odcięte od Gniezna i od Kapituły Gnieźnieńskiej oraz zawłaszczone przez króla pruskiego. Organizacyjnie weszło w skład dóbr Domeny Strzelno. W 1801 roku poznajemy dzierżawcę majątku Ołdrzychowo, którym był Antoni Grzywiński chorąży wojsk pruskich, który 4 września poślubił w kościele parafialnym w Ludzisku Teresę Niewieścińską chorążynę inowrocławską. W roku 1829 wymieniany jest jako dzierżawca dóbr Ołdrzychowo należących do Domeny Strzelno Tomasz Koźmiński. W 1833 roku Ołdrzychowo składało się z folwarku i wsi. Było tutaj 5 domów i 53 mieszkańców, z tego 5 ewangelików i 48 katolików.

Ołdrzychowo - Altenburg 1893 r.

19 września 1853 roku Sąd Powiatowy w Inowrocławiu ogłosił, iż folwark Ołdrzychowo przygotowany został do sprzedaży, którą wyznaczono na 7 kwietnia roku następnego. Folwark należał w tym czasie do Amtu - czyli Domeny Strzelno i znajdował się w zarządzie Emilii Augusty i Ferdynanda Augusta małżonków Weissów. Został on wyceniony na 17049 talarów 12 srebrnych groszy i 11 fenigów. Ogłoszeniem tym wzywano również do zgłoszenia się tych wszystkich, którzy mają jakieś roszczenia względem wymienionych osób. W 1865 roku majętność o areale 931 mórg dzierżył Niemiec Leopold Vossberg. W latach 80. XIX w. do oszacowania podatku gruntowego wykazywano 3278 marek dochodu, a gospodarstwo specjalizowało się głównie w uprawie buraków. Na terenie domeny znajdowało się 5 domów, zamieszkałych przez 75 osób, w tym 31 ewangelików i 44 katolików; na terenie wsi znajdowały się 2 domy z 17 mieszkańcami.

Obszar dawnego folwarku

9 maja 1883 roku rano o godzinie 3:00 w majętności Ołdrzychowo wybuchł pożar. Jak donosiła ówczesna prasa, jego pastwą - prócz domu mieszkalnego, małej stajni i owczarni - padły wszystkie zabudowania gospodarcze, a wewnątrz nich padło pastwą płomieni 20 sztuk bydła rogatego, 5 koni i 3 sztuki nierogacizny. Sprawcy pożaru, który powstał równocześnie w dwóch miejscach i był podłożony ręką zbrodniczą dotychczas nie odkryto. Z innej informacji prasowej dowiadujemy się, że w wyborach do parlamentu pruskiego w 1887 roku z Ołdrzychowa głosowało w lokalu wyborczym w Ciechrzu 11 uprawnionych mieszkańców. 

W latach 80. XIX w. Ołdrzychowo zostało przemianowane na tajemniczy w swej nazwie Altenburg - Stary Zamek. Na początku XX w. (1905) Ołdrzychowo należało do Hugo Krienki, który w 1908 roku opowiedział się przeciwko ustawie wywłaszczeniowej. W tym czasie majętność liczyła 237,87 ha w tym 191 ha gruntów rolnych, łąk 3,9 ha, infrastruktury 4,09 ha, wód 38,88 ha. W 1913 roku Ołdrzychowo nadal trzymał Krienke. Obsada inwentarza na folwarku wynosiła 16 szt. koni, 68 szt. bydła dorosłego i 12 szt. cieląt.

Ostatnie zabudowania pofolwarczne

W okresie międzywojennym właścicielem Ołdrzychowa był Otto Meister. Był to wówczas tzw. obszar dworski o powierzchni 238 ha w gminie Strzelno-Północ. W 1920 roku Meister przyjął obywatelstwo polskie, gdyż taki był warunek postawiony przez rząd Niemcom, którzy chcieli pozostać w granicach odrodzonego państwa polskiego i zachować swój majątek. Niestety, nie był on lojalnym obywatelem i wciąż optował na rzecz Niemiec. Przez cały czas pełnił funkcję łącznika pomiędzy tutejszą mniejszością niemiecką, a rządem berlińskim. Wcześniej Meister posiadał duże 79-hektarowe gospodarstwo rolne w Mokrem pod Dąbrową w powiecie mogileńskim. Kiedy je sprzedał nabył Ołdrzychowo od Hugo Krienke. 

W 1926 roku pod jego zarządem majątek liczył 278 ha gruntów, w tym 276,5 ha ziemi uprawnej. Czysty dochód gruntowy wynosił 1419 talarów (4257 marek). W 1930 roku wieś liczyła 69 mieszkańców. Właściciel Ołdrzychowa był myśliwym i w 1933 roku otrzymał kartę łowiecką uprawniającą go do polowań w obwodzie własnym do polowań z ważnością do 28 lutego 1935 roku. 23 listopada 1935 roku Otto Meister wniósł do Wójta Gminy Strzelno-Północ podanie o przeniesienie drogi Góry-Ołdrzychowo, wiodącej przez grunty jego majętności. Jak sprawa się zakończyła, nie zdołałem ustalić, w każdym bądź razie dzisiaj ta droga przebiega inaczej. Prowadzi ona prosto na cmentarz ewangelicki w Górach, gdzie chowano okolicznych ewangelików - również z Ołdrzychowa.

W latach okupacji niemieckiej majątek został ponownie przechrzczony na znaną z okresu zaborów nazwę Altenburg. Jego właścicielem nadal był Otto Meister, który do 1941 roku sprawował nadzór nad okolicznymi majątkami ziemskim, czyli do czasu obsadzenia ich niemiecko-bałtyckimi powiernikami. Dalsze losy Meistera nie są mi znane. Po wojnie majątek stał się własnością Skarbu Państwa Polskiego. Znalazł się on pod nadzorem Powiatowego Urzędu Ziemskiego w Mogilnie. Wkrótce po ustanowieniu wiejskiego pełnomocnika, PUZ majętność rozparcelował. Powstało w ten sposób kilkanaście niewielkich gospodarstw rolnych. Tzw. resztówkę w postaci budynków pofolwarcznych i niewielkiego areału ziemi przekazano Gminnej Spółdzielni „Samopomoc Chłopska“ w Strzelnie. Spółdzielnia budynki te wydzierżawiła parcelantom. We dworze zamieszkały rodziny, którym przydzielono pomajątkową ziemię. Dzierżawione obiekty były dewastowane i grabione przez najemców i osoby trzecie. Interwencje w organach MO nie dawały rezultatów. 6 kwietnia 1949 roku resztówkę tę GS zdał Gminie Strzelno Północ. Na jej bazie, przy silnej agitacji politycznej w latach 50. XX w. próbowano założyć tutaj spółdzielnię produkcyjną, co ostatecznie zakończyło się niepowodzeniem. Po opuszczeniu dworu przez dzierżawców, którzy w międzyczasie wystawili własne zabudowania gospodarcze i mieszkalne, zaczął on popadać w ruinę i ostatecznie został rozebrany. Do dzisiaj po dawnym folwarku zachował się jedynie budynek inwentarsko-magazynowy i dawny czworak. W 1975 roku wieś Ołdrzychowo została przekazana z Gminy Strzelno do nowo powstałej Gminy Janikowo.

Na tym kończę opowieść o wsi i majątku ziemskim Ołdrzychowo. Czasy współczesne to już inne dzieje, szczególnie po roku 1989, czyli po przemianach ustrojowych. Obok gospodarstw rolnych działa tutaj firma w branży przetwórstwa zbożowego - Kaszarnia Ołdrzychowo PPHU BOGDANO S.C. We wsi mieszka 105 mieszkańców, w 2002 roku było tutaj 26 gospodarstw domowych. Obecnie działa tutaj 11 podmiotów gospodarczych (mikro-przedsiębiorstw).

Foto.: Google-maps, archiwum bloga, Marek Kujawa - Polskie Zabytki.

 

niedziela, 27 listopada 2022

Wspaniali Kibice Kujawianki - 1971

Prezentowane zdjęcia otrzymałem wczoraj od Janka Smółki, zaś on od Zdzisia Białęckiego, a tenże od Czesia Wikaryczaka. I tak oto można byłoby ich historię zamknąć, ale nie my - wierni kibice strzeleńskiego KS Kujawianka. Oryginały są maleńkie 9x6 cm i nienajlepszej jakości, ot zrobione przez amatora. Ile się dało powiększyłem je i dzisiaj Wam przedstawiam. Rzecz się rozegrała 51 lat temu i pokazuje jak radowali się kibice ze Strzelna po zwycięskim meczu 3:1 z Pałuczanką Żnin - rozegranym w Inowrocławiu na Stadionie Goplanii - i awansie do Ligii Okręgowej…   

Działo się to w niedzielę 4 lipca 1971 roku, był początek wakacji… I ja tam byłem, i z wielką radością z meczu wracaliśmy piechotą do Strzelna. Po drodze minęły nas dwie „Nyski“ z naszą „Złotą Drużyną“. Kiedy dotarliśmy do miasta, na Rynku miała miejsce wielka feta na cześć „Złotej Drużyny“. Tak radosnej i spontanicznej manifestacji jeszcze nigdy Strzelno nie przeżyło i już chyba nie przeżyje.

Wielka radość w Strzelnie!

Na neutralnym boisku w Inowrocławiu [Stadion Goplanii przy ul. Orłowskiej] z udziałem ponad 2000 widzów rozegrany został decydujący mecz piłkarski o mistrzostwo klasy A (grupa II) pomiędzy Pałuczanką Żnin i Kujawianką Strzelno. W pełni zasłużone zwycięstwo odniosła drużyna Strzelna w stosunku bramek 3:1 (2:0), będąc w przekroju całego, spotkania, szczególnie w pierwszych 45 min. gry, zespołem zdecydowanie lepszym. Zwycięstwo Kujawianki zostało - rzecz jasna - bardzo owacyjnie przyjęte przez ich sympatyków, którzy po zakończonym spotkaniu na ramionach wynieśli swych pupilów do szatni, a po meczu liczna grupa kibiców z transparentami przeszła ulicami Inowrocławia, radując się z ogromnego sukcesu swojej drużyny. A to co się działo w niedzielę w Strzelnie trudno sobie wyobrazić.

Po zwycięskim meczu kibice dorwali kierownika drużyny Ludwika Woźnicę i z radości podrzucali: - w górę kierownika!!!
Przed wymarszem do domu po piwku: - na zdrowie Drużyny!!!

Na Orłowskiej - Orły idą!!!
A to już Poznańska...

Oto link do relacji z tego meczu:

 https://strzelnomojemiasto.blogspot.com/2021/05/zoty-jubileusz-zotej-druzyny-kujawianka.html

Pałuczanka nie była bynajmniej słaba, ale niewiele mogła zdziałać, mając przeciw sobie tak dobrze i skutecznie grającą Kujawiankę i tak wspaniałych Kibiców.

Zdjęcia z albumu Czesława Wikaryczaka


środa, 23 listopada 2022

Pałac i ogrody w Markowicach

Dobra rycerskie Markowice - co zostało odnotowane w księgach hipotecznych - od 1756 roku należały do sióstr Ludwiny z Trzebickich Malczewskiej i Katarzyny Trzebickiej. Od 1778 roku dzierżył je Adam Skarbek Malczewski, starosta kleszczewski, natomiast od 1801 roku Wincenty Kosmowski. Od niego w 1804 roku Markowice nabył Norbert Zieliński wraz ze szwagrem Ignacym Sumińskim, które z kolei utracili, w 1824 roku na tzw. subhaście, na rzecz banku berlińskiego. Tenże bank w 1836 roku odsprzedał majętność Arnoldowi von Wilamowitz-Möellendorff. Młody Arnold w 1839 roku poślubił Ulrykę von Calbo (1820-1874) i przywiózł ją do Markowic. Młodzi małżonkowie w 1841 roku wystawili neorenesansowy dwór, ona zaś sama go urządziła i założyła wokół niego park, sad i ogród warzywny. A oto jak zapamiętał - z opowieści matki - początki pobytu rodziców w Markowicach ich syn, światowej sławy filolog klasyczny Ulrich Wilamowitz-Möellendorff i opisał w swoich Wspomnieniach. Gdy tę niemieckojęzyczną książkę przeczytałem, posiłkując się oczywiście tłumaczeniem, moja wiedza o Markowicach i niemieckim ziemiaństwie pogłębiła się znacznie. 

(…) W 1839 roku mój ojciec zabrał swoją młodą żonę z Priegnitz do Markowic. Była to długa podróż. W konwoju jechała kareta, a za nią ciężkie tabory z meblami i przeróżnymi sprzętami domowymi i rolniczymi. Wyprawa ta przypominała podróż osadników ze wschodnich stanów Ameryki nad Wielkie Jeziora. Kiedy cel wydawał się w końcu osiągnięty, kareta utknął w głębokim błocie i młody mąż musiał nieść żonę na rękach do dworu. A jaki był ten dwór i jego wnętrze? Nieco większy, ale tego samego typu co chłopskie chaty, które dziś spotykamy jeszcze gdzieniegdzie. Jego dach był pokryty słomianą strzechą i słabo chronił przed deszczem, a do tego domostwo nie było podpiwniczone.

Kiedy na świat przyszedł mój najstarszy brat jego łóżeczko, trzeba było chronić przed szczurami. W niedalekiej odległości przed domem był staw, a za nim zrujnowany budynek gorzelni. Za żywopłotem z krzewów ligustru ciągnął się rów. Ten niby płot stanowił formą naturalnego wygrodzenia ogrodów od wiejskiej drogi. Widok jaki ukazał się mojej matce zrobił na niej złe wrażenie. Ojciec też zatrudnił kilku Niemców jako służbę oraz miejscowych robotników rolnych - prostych ludzi. Do pierwszego dziecka rodzice zatrudnili nianię z jednej z pobliskich, zamieszkałych przez Niemców wsi. Była to prosta dziewczyna i najpierw sama potrzebowała edukacji.

Nie brakowało w okolicy niemieckich właścicieli dworów. W Kruszwicy mieszkał - później nobilitowany - Amtsrat [Carl] Heyne, bardzo szanowany rolnik, którego liczna rodzina, tak jak większość innych kwitnących w tym czasie, już nie istnieje. Z żadnym z tych dworów nie nawiązano bliskich relacja - przyjaźni. Po drugiej stronie Jeziora Pakoskiego siedział [w Broniewicach] daleki krewny rodziny, von Tschepe, ale była to dość odległa koligacja. Schwanenfeldowie byli w pobliskich Kobylnikach - siostra ojca, która po śmierci rodziców wychowała go jako najmłodszego brata i to ona go do Markowic sprowadziła. Była kobietą chorobliwą, dlatego też większą część roku przebywała wraz z mężem na południu Europy.

Wbrew wszelkim przeciwnościom początek okazał się być bardzo szczęśliwy. Przygodowy charakter długiej podróży, perspektywa nowego wygodnego domu i towarzyszące mimo wszystko dobre samopoczucie pobudziły w młodości odwagę i wszystko wydawało się zmierzać w dobrym kierunku. Nadal dostępny był kapitał inwestycyjny na rozbudowę gospodarstwa i zbudowanie pięknego domu - pałacu powiedział ojciec służbie. Architektem i budowniczym dworu-pałacu był szanowany berliński architekt. Jego pierwotny wygląd pokazany został na rycinie - tak wyglądał w 1860 roku. Późniejsza przebudowa pałacu była pilnie potrzebna i skierowana była dla następnej generacji, ponieważ budowniczy lat 40-tych nie przewidział potrzeb współczesnych mieszkańców. Przy największej pieczołowitości udało się szczęśliwe zachować relacje między skrzydłami a centralną strukturą nie zostały całkowicie zachowane.

Piękny staw przed pałacem został specjalnie wykopany, a to w celu skomponowania sielankowego widoku. Został on obsadzony ozdobnymi krzewami tak, aby robił wrażenie większego zbiornika. Dzięki wysiłkom mojej matki i radom kochającego sztukę przyjaciela rodziny, Herr von Zedtwitza z Drezna, zaprojektowana i stworzona została urocza i piękna enklawa zieleni. Z wdzięcznością należy wspomnieć poprzedników na Markowicach, a zwłaszcza pana von Malczewskiego, który w XVIII w. założył pierwszy ogród park, który teraz rozciąga się za nowym domem, nieco powiększony na wszystkie strony. Z nowości przede wszystkim posadzono szpaler grabów jako nasadzenia graniczne. Niestety już ich nie ma, a pozostała z pierwotnego założenia altana, która prawie się nie zmieniła i służy czwartemu pokoleniu do pierwszych ćwiczeń wspinaczkowych.

Matka posadziła również rząd lip, w miejscu które kiedyś te drzewa również rosły i zostały ścięte. Obecnie rosną równolegle z przodu parku. Podobnych obiektów jak ten markowicki jest wiele na ziemiach polskich, aż po Bałtyk. Na osi parku zrobiono szpaler w formie alei, który otwierał widok na północny horyzont, tak, aby z domu zobaczyć wieże Inowrocławia. Taka kompozycja sprawiła, że lipy mogły swobodnie rosnąć. Zwisające niemal do ziemi gałęzie tworzyły formę zacienionego dachu, tak, iż spacerując pod nimi przeczytałem niejedną książkę. Przesiadywać lubiłem pod jedynym kasztanem, który oparł się pladze chrabąszczy i przetrwał. Ostatnią książką, którą przeczytałem pod tym kasztanem na pożegnanie przed moim wyjazdem była tragedia Orestes Eurypidesa.

 

W ogrodzie znajduje się wiele drzew, które zasługują na podziw; wiele, które rosły wraz ze mną i którzy, mam nadzieję, przeżyją również mnie, tak jak stara lipa przeżyła swojego nieznanego siewcę. Drzewa morwy, które kazał sadzić wzdłuż drogi Fryderyk Wielki, już dawno wymarły. Z hodowli jedwabników nic nie wyszło, a rosnące na nich białe jagody smakowały tylko wiejskim dzieciom, które włamywały się do ogrodu jak zaraza. Liczne były jeszcze grusze z okresu polskiego, zbyt wysokie i nigdy nie przycinane, stopniowo obumierały. Owoce były żółte i miały czerwone jak malowane policzki. Były mało przydatne i jeśli spadły na ziemię, pozostawiano je wiejskim dzieciom. Owoce, śliwki i dorodniejsze gruszki, rzadziej jabłka suszono w specjalnym piecu. Zwłaszcza gruszki uważane były przez nas za przysmak - dzisiaj, mniemam byłyby w pogardzie. Ledwo znaliśmy pomarańcze, a kiedy dostało się plasterek, nieśmiało przyznawaliśmy, że owoc ten jest kwaśny.

Winogrona rosły na południowej ścianie stajni i owczarni. Były tak pysznie, że mój brat Tello, który w tym czasie był w korpusie kadetów jako porucznik husarii w Trewirze, założył się z kolegami, że winogrona z ogrodu rodziców są smaczniejsze od tych trewirskich. W związku z tym poprosił o przesłanie skrzynki z owocami. Biorąc pod uwagę ówczesne połączenia kolejowe trwało dość długo - kiedy winogrono dotarło okazało się, że wygrał ów zakład. W czasach kiedy byłem już poza domem, w ogrodzie posadzono figi pochodzące z północnych Włoch, o długich brązowych owocach. Mało kto wierzył, że coś z nich wyrośnie, gdyż nie znajdowały się w cieplarni, ale na zewnątrz z innymi krzewami i drzewami. Drzewa figowe na zimę były okrywane słomą, a wiosną nawożono je obornikiem. Czym były figi przekonałem się raz jesienią w Grecji, a ostatnio również w Cymie i Cyrenie. Suszone na sznurkach jadano je z większym namaszczeniem niż przyjemnością: pochodziły ze słonecznej krainy, za którą nieświadoma tęsknota drzemała w moim sercu. Figa miała też tę zaletę, że miejscowi jej nie znali i nie lubili, więc też jej nie kradli.

Przebywający u nas jeńcy francuscy [1870-1871], którzy w przeciwieństwie do Anglików byli skądinąd bardzo porządni i pracowici, nauczyli nas sztuki łapania w sidła kuropatw, zajęcy i królików. Francuz jest wirtuozem sztuki braconnier - kłusowania. Tym sposobem szybko zmniejszyła się do minimum w naszym rejonie populacja dzikich królików, a szkoda. Warto też przypomnieć, że pomidor, który stał się obecnie podstawowym pożywieniem, wprowadzano powoli pod koniec lat 50. XIX wieku i jako „jabłko miłości” początkowo spotykał się z dość silnym oporem.

Ogród musiał być ciągle pielęgnowany i przekształcany, aby pozostawał piękny. Każdy, kto tym procesem zajmował się, zmieniał coś w nim według własnego upodobania. Za wyjątkiem kilka lip, które posadził polski właściciel, wszystko, co tu rosło pozostawało dziełem mojej mamy. Największą radość i pociechę czerpała ona z kwiatów i kwitnących krzewów. Gdy po kilku pierwszych latach nastały trudne czasy - polski spisek w 1846 roku - zerwane zostały kontakty z sąsiadami. W 1848 roku życie nasze i majątku zawisło na  włosku - rozprzestrzeniła się cholera. (…) 

Jeśli artykuł ten zaciekawi Was, to w dalszych odsłonach dowiecie się o polowaniach, życiu codziennym w pałacu - jego gościach, pięknym opisie urody Kujaw widzianych oczami zakochanego w nich Niemca i o wiele innych ciekawych wątkach.


sobota, 19 listopada 2022

Kobylniki jakich nie znacie

Eugen John - Pałac w Kobylnikach w 1919 r. 

Zbierając materiały do przygotowywanej książki o dziejach łowiectwa na ziemi strzeleńskiej trafiłem na dawno temu napisany artykuł o Kobylnikach. Swego czasu miałem przyjemność wygłosić go podczas spotkania w pałacu w Kobylnikach szkolonym tam energetykom spod znaku Grupa-Enea. Opowiedziałem im o dziejach wsi, Emmie von Schwanenfeld i pałacu Hugona von Wilamowitz-Möellendorffa, bazując na wspomnieniach jego brata Ulricha, światowej sławy filologa klasycznego. Skupiłem się wówczas na czasach panowania Emmy i jej małżonka Fryderyka. Dzisiaj nie wnikając w opis architektoniczny pałacu oraz życie towarzyskie ostatnich dwóch baronów kobylnickich zapraszam do tej lektury, wzbogaconej pięknymi obrazami namalowanymi w Kobylnikach w 1919 roku przez niemieckiego rysownika i pejzażystę Eugena Johna. Obrazy te wisiały onegdaj w pałacu…

Miejscowość Kobylniki pod Kruszwicą po raz pierwszy została odnotowana w dokumencie księcia Bolesława z 1271 roku i były tzw. dobrem królewskim leżącym w kasztelani kruszwickiej. Wówczas zapisano je w formie Kobilrath (Kobilnich). Wieś znajdowała się m.in. obok Łagiewnik, Sokolnik, Żernik w grupie osad służebnych należących niegdyś do grodu Kruszwica. Z dawnych rodów rycerskich przed wiekami występowali w Kobylnikach Role, czyli ród rycerski pieczętujący się herbem Rola. Pośród nich byli to m.in. Niemojewscy. W 1527 roku ze wsi Kobylniki zapisanej w formie Cobilnicza dochód z dziesięciny czerpali wikariusze kruszwiccy dzieląc się nią po połowie z kapitułą włocławską. We wsi był wiatrak, z którego dziesięcina szła na utrzymanie kościoła kolegiackiego pw. św. Piotra w Kruszwicy. W 1583 roku nazwę wsi zapisano w formie Kobelniki. W rok później odnotowane zostały w protokole wizytacyjnym parafii Sławsk Wielki. W 1597 roku przy wizytacji parafii brak informacji o wsi. Za to mamy informacje z 1636 roku o Włoszynowskich, którzy trzymali Rożniaty z przyległościami. Byli to Stefan, pisarz ziemski inowrocławski i jego syn Wojciech. Zapewne podczas potopu szwedzkiego, jak i wojny trzynastoletniej wieś silnie ucierpiała. Przy parafii sławskiej odnotowana została ponownie w latach 1729-1730. Od, co najmniej drugiej połowy XVII wieku Kobylniki wraz z przyległościami przeszły na własność Kossowskich herbu Dołęga, wysokich urzędników królewskich. W przykobylnickich Rożniatach w 1696 roku występował Andrzej Kosowski, syn Szymona i Jadwigi Wałdowskiej. Na połowie tejże wsi żonie swojej Barbarze Paruszewskiej oprawił część z jej posagu otrzymanego od ojca jej Marcina, miecznika wschowskiego. Z kolei w 1738 roku wymieniana jest z Rożniat wdowa Marianna Kossowska.

Eugen John - Park w Kobylnikach

Przed 1760 rokiem właścicielem Kobylnik i Rożniat został podskarbi wielki koronny i generał wojsk polskich Antoni z Głogowy Kossowski herbu Dołęga. To on w 1760 roku fundował nowy murowany kościół pw. św. Bartłomieja w Sławsku Wielkim, w której to parafii znajdowały się Kobylniki. W 1773 roku posesorami - dzierżawcami części Kobylnik byli Magdalena i Józef Fryczyńscy - stąd wymieniona została Magdalena Fryczyńska. Józef był pisarzem JKM-ci komór skarbowych rawickiej i bojanowskiej. Oboje małżonkowie występowali w metrykaliach katolickich parafii Chełmce w 1781 i 1782 roku jako rodzice chrzestni. Stąd wnioskować możemy, że wówczas trzymali jeszcze w dzierżawie od Rocha Kossowskiego jakieś działy w Kobylnikach. Zapewne drugą połowę Kobylnik już przed 1775 rokiem trzymał drugi dzierżawca Krzysztof Rostkowski s. Piotra podstolego winnickiego, co potwierdził zapisem testamentowym Piotr Rostkowski.

W 1775 roku Kobylniki wraz z Rożniatami, Łagiewnikami, Kraszycami, Lachmirowicami, Niemojewkiem i Wróblami dzierżył po ojcu Roch Kossowski (1737-1813) herbu Dołęga podskarbi wielki koronny, który jednakże tutaj nie mieszkał. Był on synem Antoniego z Głogowy, podskarbiego wielkiego koronnego i Zuzanny z Walewskich. Jego babcią była Barbara Paruszewska - bratanica Jakuba Paruszewskiego, z linii którego był Stanisław Paruszewski późniejszy dziedzic na Kobylnikach i Łagiewnikach wraz z przyległościami. W imieniu Rocha Kossowskiego homagium poddańcze królowi Fryderykowi II w Inowrocławiu 22 maja 1775 roku złożył Rafael Rostkowski - zarządca jego kujawskich dóbr.

Eugen John - Pałac w Kobylnikach

Pod koniec XVIII w. Kobylniki zostały rozdzielone na dwa działy i sprzedane. Większą część wsi z przyległościami trzymali Paruszewscy herbu Rogala z linii Jakuba, dziedzica na Myszkach i Sławnie. Jego syn, z małżeństwa z Zofią Skórzewską, Mikołaj poślubił Felicję Jaczyńską. Oboje byli dzierżawcami Niemojewka k. Markowic. Małżonkowie mieli m.in. Stanisława, dziedzica dóbr Kobylniki pod Kruszwicą (1811 r.). Ów żonaty był z Antoniną Trzebińską. Następcą ich na Kobylnikach był syn Sylwester, dziedzic wsi Kobylniki, Gniewkówiec i Obudno, który żonaty był z Marianną Jaczyńską.

Przed 1772 rokiem Mikołaj Paruszewski zmarł, a wdowa po nim Felicja z Jaczyńskich za dyspensą uzyskaną w 1772 roku od Konsystorza gnieźnieńskiego w 1775 roku poślubiła kuzyna mężowskiego Jana Paruszewskiego. Był on burgrabią grodzkim czerskim (1754 r.), regentem ziemi inowrocławskiej (1761 r.), pisarzem grodzkim kruszwickim i sędzią kapturowym (1764 r.), pisarzem ziemskim (1766 r.) i podsędkiem inowrocławskim (1777 r.).

Drugą niewielką część Kobylnik - prawdopodobnie od Rocha Kossowskiego - nabył Niemiec z Warszawy von Schwanenfeld. W tym miejscu oddajmy głos Ulrichowi von Wilamowitz-Möellendorff, światowej sławy filologowi klasycznemu, którego ciotką była żona właściciela Kobylnik. Opisał on we Wspomnieniach Kobylniki z czasów swoich pobytów, już po zakupie większej części od Paruszewskiego dlatego nazwał je dużym majątkiem; również opisał swoją ciotkę Emmę i wiele ciekawych wątków. Ja dodałem do tekstu kilka informacji znalezionych w innych źródłach, co niewątpliwie dopełni naszą wiedzę o tym majątku.  

Eugen John - Park w Kobylnikach. Widok z tarasów na zatoczkę i kanał ku Gopłu

Nazwa miejscowa Kobylniki - Stutendorf (Stuten - klacz, kobyła; dorf - wieś), wskazuje na dawną hodowlę koni. Położona jest wraz z rozległym parkiem u brzegu jeziora, do którego przylegają gęste szuwary trzcinowe uniemożliwiające zejście na brzeg, nawet pływakom. Kobylnik to siedziba dworska kilku majętności ziemskich. Dawniej zarządzane były przez Polaków, do czasu gdy zostały [w mniejszym dziale 3 domostwa i 18 ludności] nabyte w 1789 roku przez mieszkającego w Warszawie von Schwanenfelda. Jeden z jego potomków [Fryderyk - Fritz] von Schwanenfeld był pruskim szambelanem i poślubił najstarszą siostrę mojego ojca, Emmę; mój najstarszy brat Hugo odziedziczył po niej majątek i zbudował dla siebie nową rezydencję.

Niewielki majątek Kobylniki tuż przed nabyciem przez Schwanenfelda przynosił minimalne dochody netto. Z zachowanych danych warto porównać stan inwentarza jaki zastał szambelan kupując Kobylniki w 1789 roku do stanu z 1889 roku - w nawiasie [po zakupie reszty od Paruszewskiego]. Otóż, w chwili nabycia znajdowało się tutaj: 40 koni (165 ), bydła 92 (463), owiec 300 (3626) oraz świń 52 (211). Budynki w 1789 roku były całkowicie zaniedbane i popadały w ruinę. Z 1782 roku zachowała się informacja o chłopach tutejszych, którą spisali urzędnicy pruscy z Bydgoszczy, a mianowicie, że „chłopi tutejsi żyli w nędzy i normalnością było to, iż nie posiadali więcej niż to, czego potrzebowali do minimum egzystencji. Większość zarobku zamieniano im w alkohol“. Taki stan rzeczy wynikał z całkowitego braku praw tej warstwy społecznej, który panował pod rządami szlacheckiego dziedzica. 

Zagospodarowując nabytą część Kobylnik [i prawdopodobnie dzierżawiąc resztę od Paruszewskiego] Schwanenfeld postawił nowy dwór i wokół niego urządził park, sadząc rzadkie na Kujawach gatunki drzew i krzewów. Aleje jak i droga dojazdowa doń obsadzona była dużą ilością wiązów. Było to królestwo mojej cioci Emmy i dla nas stanowiło taką oazę: tylko tam oddychało się inną atmosferą. Ciotka była matką dla mojego ojca, a dla jego żony czymś w rodzaju teściowej, dla każdego osobą cieszącą się najwyższym szacunkiem. Na Kujawy przyjeżdżała tylko latem na kilkanaście tygodni lub na kilka miesiące i wówczas wszystko kręciło się wokół niej.

Eugen John - Park w Kobylnikach. Aleja wiązowa

Fryderyk von Schwanenfeld posiadał owczarnię którą po wojnach napoleońskich założył na bazie najlepszych wówczas owiec saskich i śląskich. W marcu 1827 roku oferował z niej sprzedaż: 200 maciorek i 150 baranów. Ogłaszając tę ofertę w Amtsblattcie informował, że ochotnicy kupna mogą każdego czasu oglądać owce i o kondycjach sprzedaży ich wywiedzieć się. W 1833 roku wymieniona jest Marianna Paruszewska z domu Jaczyńska dziedziczka Kobylnik. Marianna c. Adama Jana Jaczyńskiego i Anny z domu Trzebińskiej była żoną (ślub 1829 r.) Sylwestra Paruszewskiego (ur. ok. 1797 r.), dziedzica klucza Kobylniki. Z tego małżeństwa urodził się w 1835 roku w Kobylnikach syn Michał Paruszewski. W połowie XIX w. Sylwester sprzedał Kobylniki z przyległościami Schwanenfeldowi i kupił od Więckowskiego Obudno. Paruszewski wraz ze swoją częścią Kobylnik sprzedał również Schwanenfeldowi: Kraszyce, Łagiewniki i Rożniaty. Ten wcześniej dzierżawiąc te dobra dla lepszej organizacji prac polowych po zaprowadzeniu płodozmianu i separacji gruntów założył trzy kolonie przy Łagiewnikach: Emmowo (Emowo, na zachód od Ł., współ. Gustawowo) - nadając nazwę na cześć Emmy swojej małżonki oraz Frydrychowo (Friedrichsane, na południe od Ł., współ. Żepowo) - nadając nazwę od swego imienia Fryderyk i Szwanowice (Schwanwitz, na południowy-zachód od Ł., współ. Żwanowice) - nadając nazwę od swojego nazwiska Schwanenfeld.

W 1839 roku radca ziemski i właściciel dóbr w Kobylnikach w powiecie inowrocławskim Fryderyk von Schwanenfeld był członkiem Towarzystwa Polepszania Chowu Koni, rogacizny i owiec w Prowincji Poznańskiej. W 1843 roku szambelan był pełnomocnikiem na powiat inowrocławski funduszów departamentowo-komunalnych obwodu Rejencji Bydgoskiej. Ostatnia wzmianka o nim pochodzi z 1851 roku, z której dowiadujemy się, że szambelan Schwanenfeld z Kobylnik został odznaczony przez króla pruskiego orderem św. Jana. Zmarł przed 1855 rokiem (w tym roku jako właścicielkę Kobylnik wymienia się tylko Emmę) i został pochowany najprawdopodobniej na cmentarzu ewangelickim w Rożniatach.

Pałac w Kobylnikach ok. 1904 roku

 Jej mąż zmarł kiedy byłem jeszcze dzieckiem - miły dżentelmen, który zawsze nosił czekoladowe ciasteczka w kieszeni kamizelki obok tabakierki. Ciotka odziedziczyła całość po zmarłym mężu i rządziła się bardzo dobrze. Stylowe, klasycystyczne wyposażenie starego dworu imponowało szlachetnym bogactwem, obrazami, dywanami oraz marmurową kopią antycznej rzeźby Psyche z Kapui. 

Wychodząc przed dwór do ogrodów, spoglądało się na półokrąg tarasów, po ścianach których pnącza wspinały się po niskich kratach, otoczone jaskrawymi kwiatami. Jezioro, które w tym czasie posiadało wyższy poziom lustra wodnego, zostało doprowadzone do podnóża tarasów przez wykopanie we wrzosowisku kanału z zatoczką, a ładna gondola zapraszała gości na wycieczkę po tafli jeziora. Park rozciągał się daleko i szeroko - poprzecinany był licznymi kanałami. Z perspektywy wysoko usypanego płaskowyżu rozciągał się piękny widok ku brzegom jeziora. Całość sprawiała, że stary kościół w Kruszwicy  robił wrażenie jakby wyłaniał się z wody. Obraz ten przywoływał krajobrazy włoskie - był ich imitacją i została połączona z tym, co Kujawy mogły zaoferować, nie przeszkadzając sobie nawzajem.

Ciotka Emma spędzała zimę we Włoszech, do których należała wówczas Nicea, mieszkała także na Wyspach d'Hyères. Będąc w Rzymie spotykała się Walterem Goethe, wnukiem Johana Wolfganga. W jej kolekcji znajdowały się obrazy olejne przedstawiające jego i siostrę Almę. Później znalazłem wiersze Goethego w szafach biblioteki, która przyniosła mi wiele rzeczy dawno zapomnianych, jak chociażby Lessinga Karla Lehmanna. Ciotka nie była zwykłą kobietą, pragnącą uzupełnić braki swojej młodzieńczej edukacji. Była doskonale zdolna do konwersacji po francusku, ale jej biblioteka była niemieckojęzyczna. Podróże przyniosły jej licznych, czasem bardzo dziwnych znajomych, którzy pojawiali się i znikali jak meteory. Jej majątkiem zarządzał von Frankenberg-Ludwigsdorff, radca generalny, członek Domu Pańskiego. 

Ciotka Emma była niesamowicie żywotną, a do tego wątłą staruszką. Niepokoje jej wewnętrznej natury przeradzały się w przeróżne nastroje i doprowadzały do podejmowania nieprzewidywalnych decyzji, upodobań i niechęci. Potrafiła mieć pobożne usposobienie i równie dobrze szydzić z religii na sposób wolterowski, nadto dopuszczała do pewnego stopnia frywolność. Znała się z Idą hrabiną Hahn-Hahn, pisarką, która przeciwstawiała się konwencjom społecznym, m.in. żyjąc poza związkiem małżeńskim. Ciotka była otwarta na prawdziwą wielkość, wszelkimi drogami dążyła do współżycia z Polakami, zapraszając okoliczne ziemiaństwo do Kobylnik i w rewizycie odwiedzając polskie dwory.

Pałac w Kobylnikach ok. 1912 roku

Przykładem może być rodzina Kościelskich z Szarleja, z którą zaprzyjaźniła się do tego stopnia, że współorganizowała zaślubiny ich córki Michaliny z ppłk. [późniejszym generałem] Klemensem Kołaczkowskim. Emma Schwanenfeld odgrywała podczas ceremonii zaślubin rolę zastępczyni matki chrzestnej i świadka zaślubin. Wspominając te wydarzenie powiedziała mi ze satysfakcją, że prezent ślubny jaki dała Michalinie zawierał wyprawę w postaci sukienek, szali i koronek oraz batystowej, bogato haftowanej sukni ślubnej

Bardzo poważnie podchodziła do dobroczynności. Wielu, którzy zwrócili się do niej o pomoc, taką otrzymywali. Ufundowała dla kościoła ewangelickiego w Kruszwicy zegar i dzwony. Jej mąż zbudował szkołę dla wszystkich dzieci majątkowych, wystawiając budynek w pięknym dębowym gaju. Szkoła była utrzymywana przez zarządcę majętności kobylnickich. W tym samym lesie znajdowała się bażantarnia, a pani domu z radością zabierała swoich gości do obu. Czuła się kochanką, jak słońce, wokół którego wszystko inne musiało się kręcić. Sposób, w jaki postępowaliśmy, łącznie z wychowaniem dzieci, prawdopodobnie niezbyt jej się podobało, ale ona tego nie okazywała i ostatecznie zawsze je uznawała. Do końca pozostawała wierna swoim ideom. Ostatecznie nasze dla niej oddanie wynagrodziła, czyniąc mojego najstarszego brata pierwszym nadzorcą jej majątków, a potem jej spadkobiercą. 

Każdy wyjazd do Cioci Emmy do Kobylnik był dla nas dzieci trudnym testem. Poranna toaleta nie stanowiła dla nas przyjemności, jak i oswajanie się z wieloma nieznajomymi dla nas gośćmi dworu oraz picie słodzonego mleka - którego nie znosiłem - w cywilizowany sposób przy małym okrągłym stole. Potem wypuszczono nas do ogrodu; jak grać, kiedy spodnie muszą pozostać czyste. Czasem łowiliśmy w kanale - nie wiem co, bo żaby nie kumkały. Chcieliśmy zobaczyć szefa kuchni, ale on ciągle był zagoniony. Ten stary Kotarski był oryginałem, prawdziwym słowianinem, bardzo oddanym służbie, ciągle opowiadającym dowcipy i humoreski. Znał wiele niezrównanych sztuczek, które pokazywał tylko podczas krótkich wizyt w kuchni ochmistrzyni… Gdy Kotarski stawał się dla nas nieosiągalnym, jedynym pocieszeniem było stary Juliusz, który był myśliwym i służył za przewodnika wycieczek. Często opowiadał o Włoszech. Dom, w którym mieszkał, miał przedsionek, w którym na ścianie wisiał włoski pejzaż z kopułą Bazyliki św. Piotra w tle. Mówiąc krótko, opowiadał, że droga do Rzymu wiodła przez strasznie wysokie góry i że Rzym był wielkim miastem, w którym ani jedna osoba nie mówiła po niemiecku ani po polsku, a wszyscy strasznie krzyczeli i strasznie oszukiwali - Kujawy były milsze… O ile atmosfera w Kobylnikach była nieco kosmopolityczna, to w Markowicach była pruska, a dokładniej frycowska. Nad fortepianem wisiały wizerunki pary królewskiej…

Pałac w Kobylnikach ok. 1912 roku

Dobra kobylnickie w 1905 roku składały się z folwarków: Kraszyce, Łagiewniki, Kobylniki, Rożniaty i liczyły łącznie 1995 ha. Same Kobylniki w 1872 roku liczyły 2182 mórg, w tym: 1741 mórg ziemi uprawnej, 275 mórg łąk, 49 mórg lasów i 117 mórg wód (część Gopła); Kraszyce - 1289 mórg; Łagiewniki - 2447 mórg; Rożniaty - 1796 mórg. Emma z Wilamowitzów Schwanenfeld zmarła bezpotomnie w 1876 roku. W testamencie zapisała Kobylniki wraz z przyległościami najstarszemu synowi swojego brata Arnolda z Markowic, Hugonowi Wichardtowi Theodorowi Freiherrowi von Wilamowitz-Moellendorff (1840-1905). Już za czasów Hugona w Kobylnikach bywał również jego brat Ulrich, który tak wspominał swój pobyt: - W 1882 roku jesień była wyjątkowo piękna i mieszkaliśmy z dziećmi w Kobylnikach, całkowicie odizolowani od świata

Hugo Wilamowitz-Moellendorff był absolwentem gimnazjum w Bydgoszczy i Akademii Rycerskiej  w Brandenburgu nad Hawelą. Tutaj również studiował prawo i ekonomię. Później przeniósł się na uniwersytety w Heidelbergu i Berlinie. Po ukończeniu studiów odbył służbę wojskową, po której przeszedł do rezerwy (Landwehry). Następnie rozpoczął karierę w administracji, najpierw w sądzie okręgowym w Berlinie, a w 1867 roku został starostą (landratem) powiatu inowrocławskiego. W 1876 roku wraz ze spadłymi na niego po ciotce Emmie Kobylnikami przejął po ojcu zarząd nad dobrami markowickimi - łącznie ok. 5000 ha. Jego młodszy brat Ulrich w tym samym czasie został profesorem na Uniwersytecie w Greisfaldzie. Jako właściciel ziemski Hugo zaangażował się w politykę. Został posłem do parlamentu pruskiego, zasiadał w Radzie Państwa i Królewskiej Izbie Panów. W 1891 roku mianowany został naczelnym prezesem prowincji poznańskiej. Stronił od germanizacyjnej polityki Hakaty. W 1899 roku ustąpił z urzędu. W 1902 roku rozpoczął  budowę pałacu w Kobylnikach według projektu i pod nadzorem berlińskiego architekta Hansa Grisebacha. Budowę zakończono zimą 1903 roku. Ostatnie dwa lata spędził w nowej rezydencji, zmarł 30 sierpnia 1905 roku na skutek zawału serca podczas jazdy konnej.

Po śmierci Hugona Kobylniki przeszły w spadku na syna Fryderyka Wilhelma Hermana Wicharda Wilamowitz-Moellendorffa. W 1907 roku otrzymał on tytuł barona, a w 1913 roku został przyjęty w poczet Pruskiej Izby Panów. Fryderyk okazał się dobrym gospodarzem, który potrafił łączyć zarządzanie obszernym majątkiem z aktywnym życiem towarzyskim. W latach trzydziestych gospodarowanie w Kobylnikach przejął jedyny syn Fryderyka - Hugo, absolwent gimnazjum w Poznaniu, akademii rycerskiej oraz studiów rolniczych w Monachium i Gdańsku. Fryderyk zmarł w Kobylnikach 23 marca 1944 roku, a jego następca Hugo w 1970 roku w Mannheim.

 

poniedziałek, 14 listopada 2022

Powrót Stanisława Pijanowskiego do Orchowa…

W przeddzień Narodowego Święta Niepodległości, 10 listopada 2022 roku wybraliśmy się w czteroosobowym składzie członków Towarzystwa Miłośników Miasta Strzelna do Orchowa, by wziąć aktywny udział w uroczystości poświęconej 100-leciu urodzin Stanisława Pijanowskiego. Piękne i znakomite przedsięwzięcie zorganizowane przez Bibliotekę Publiczną w Orchowie i Towarzystwo Przyjaciół Gminy Orchowo, przy wsparciu wójta Jacka Misztala wywarło ogromne wrażenie na licznie przybyłych gościach. Dom Kultury i Strażaka w Orchowie był miejscem wernisażu wystawy „Stanisław Pijanowski - kolekcjoner, pasjonat. 100-rocznica urodzin“ oraz promocji książki autorstwa Marcina Krzepkowskiego Stanisław Pijanowski. Kolekcjoner, pasjonat z Głuchej Puszczy.

Na długo przed uroczystościami na zaproszenie dyrektor Magdaleny Pęczkowskiej w trzyosobowym składzie Zarządu TMMS dwukrotnie odwiedziliśmy orchowską Bibliotekę, by na miejscu porozmawiać około tematu związanego z 100-rocznicą urodzin Kolekcjonera. Wspominaliśmy przed 12 laty zmarłego Stanisława Pijanowskiego, przywołując dawne spotkania w leśniczówce w Głuchej Puszczy oraz liczne anegdoty związane z postacią pasjonata i goszczących u niego przyjaciół. Jego pasją było kolekcjonowanie wszystkiego, co wiązało się z historią i szeroko pojętą przyrodą. Te wieloletnie zainteresowania zaowocowało zgromadzeniem tysięcy bezcennych eksponatów z dziedziny archeologii, etnografii, geologii, leśnictwa i łowiectwa, a pomiędzy nimi kolekcje bibliofilskie, numizmatyczne i militaria.

Wystawę otworzyły Magdalena Pęczkowska oraz Magdalena Kasprowicz - inspektor ds. oświaty, kultury, sportu i organizacji pozarządowych. Panie przedstawiły w rysie biograficznym bohatera dnia leśniczego z ówczesnego Nadleśnictwa Miradz Stanisława Pijanowskiego. Uzupełnieniem ich wystąpienia było zaprezentowanie filmu z 1982 roku produkcji TVP zatytułowanego „Człowiek z Głuchej Puszczy“ oraz fragmenty filmu zrealizowanego przez - obecnie emerytowanego nauczyciela - Tadeusza Ciałkowskiego i Zygfryda Kubatę, w którym ukazane zostało zamiłowanie Strażnika Głuchej Puszczy do psów myśliwskich, których miał kilkadziesiąt. Był również czas na wspomnienia o Stanisławie Pijanowskim, i przytoczenie kilku anegdot którymi się podzieliłem wraz z Janem Harasimowiczem - strzeleńskim aptekarzem, artystą i częstym gościem w Głuchej Puszczy.

Na uroczystość dotarł również siostrzeniec Stanisława Pijanowskiego - Eugeniusz Rutkowski wraz z żoną Zdzisławą i córką. Opowiedział o rzekomo zaginionej monstrancji z Dachau, spuściźnie po ks. Józefie Staszaku - proboszczu z Ostrowa. Ale o niej napiszę nieco później w oddzielnym artykule. Nadto o Orchowie i leśniku z głuchopuszczańskich kniei opowiadał Stanisław Kaszyński, który nawiązał do wizyty w Orchowie Mieczysława Fogga i początków Zbiorów Regionalnych w Głuchej Puszczy. W przytoczonej anegdocie wójt Jacek Misztal wspomniał swoje, jeszcze dziecięce kontakty ze Stanisławem Pijanowskim.

Niezwykłym przeżyciem uczestników wernisażu był bezpośredni kontakt z częścią zbiorów, gromadzonych przez lata przez Stanisława Pijanowskiego, a udostępnionych na wystawie dzięki życzliwości dyrekcji Biblioteki Publicznej w Mieścisku. To dzięki nawiązanej współpracy orchowian z obecnym dyrektorem Włodzimierzem Naumczykiem, jak i jego poprzedniczką dyrektor Czesławą Wieczorek, możemy w Orchowie oglądać tę piękną wystawę. Instytucja kultury z Mieściska stała się po 2011 roku dysponentem przekazanych przez spadkobiercę Eugeniusza Rutkowskiego części zbiorów z Głuchej Puszczy.

Zaprezentowane na wystawie eksponaty pochodzą z różnych regionów Wielkopolski, Pałuk i Kujaw, a wśród nich min.: rzeźby sakralne i ludowe, kroniki pełne wycinków prasowych i opisów niemalże każdego dnia z życia Stanisława Pijanowskiego, pamiątki po Janie Kilińskim - rękopis i Tadeuszu Kościuszce - laska, którą naczelnik sam wyrzeźbił i używał będąc carskim więźniem. Pośród pamiątkami po samym Stanisławie jest jego portret namalowany przez strzeleńskiego artystę Jana Sulińskiego oraz ogromny zbiór przedstawiający bohatera wystawy na zdjęciach z różnych okresów jego działalności. Już z daleka wpadają w oko rogi tura oraz jedna ze stacji szesnastowiecznej Drogi Krzyżowej ze Strzelna. Jest również ten najcenniejszy w zbiorach z Głuchej Puszczy piękny szłom z czasów wczesnopiastowskich. Choć to kopia to robi wielkie wrażenie na zwiedzających wystawę.

Towarzystwo Przyjaciół Gminy Orchowo, by godnie uczcić 100-rocznicę urodzin Strażnika z Głuchej Puszczy wystąpiło z projektem i otrzymało dotację ze środków samorządu Województwa Wielkopolskiego w wysokości 10 tys. zł w ramach konkursu Nasza wieś, naszą wspólną sprawą  na realizację zadania Skarby Głuchej Puszczy - 100.rocznica urodzin kustosza Stanisława Pijanowskiego. Celem tegoż projektu było upamiętnienie honorowego członka TPGO Stanisława Pijanowskiego poprzez wydanie wspomnianej wyżej książki jemu poświęconej. Silnie w to dzieło zaangażowali się również Magdalena Pęczkowska oraz orchowianin, znawca dziejów tej ziemi Paweł Dragan. W trakcie wernisażu każdy z obecnych obdarowane został tą książką.

Wystawa w Domu Kultury i Strażaka w Orchowie dostępna jest dla zwiedzających od 12 do 25 listopada, w godzinach pracy biblioteki. Zwiedzanie w innych godzinach można umawiać telefonicznie pod numerem 608 680 561.

Foto.: Heliodor Ruciński