czwartek, 21 października 2021

Spacerkiem po Strzelnie - cz. 158 Ulica Powstania Wielkopolskiego cz. 10

Cofając się nieco przed „Lecznicę”, czyli ostatnio opisany wątek, wracamy na drugą stronę ulicy i zatrzymujemy się przed parcelą zabudowaną niepozornym, choć w latach swej świetności okazałym parterowym, z piętrowym korpusem, domem. Posiada on oficynę podwórzową i był mieszkaniem młynarza, którego warsztat pracy znajdował się obok. Budynek mieszkalny ma numer ewidencyjny 24 zaś młyn z przyklejonym doń budynkiem nr 26 i przez starszych strzelnian określane były po prostu jako Dom Młynarza i Młyn. Współcześnie za tą parcelą znajdują się ogrody działkowe mieszkańców Strzelna, byłych pracowników nieistniejącego już dzisiaj geesu. W okresie zaborów i międzywojnia całość należała do niemieckiej rodziny Gregerów.

Berlinek ok 1900 r. Wiatrak i karczma Gregerów oraz Grenzschutz przed posterunkiem w Berlinku 

Gregerowie pochodzili z okolic Łabiszyna i zamieszkali w Strzelnie po 1886 roku. Antenatem tej rodziny był młynarz Michael Greger, który w 1856 roku w Łabiszynie poślubił Justine Zinser. Małżonkowie przenieśli się do Berlinka (Neuberlin) w Dystrykcie Strzelno I (Strzelno-Południe) i tam w nowopowstałej po wycięciu lasów wsi - kolonii prowadzili gospodarstwo oraz wiatrak. W 1886 roku ich syn Gustaw Hermann ur. w 1859 roku poślubił w 1886 roku w Siedlimowie 20-latkę Emilie Auguste Friske i przeniósł się z małżonką do Strzelna, gdzie przy ul. Młyńskiej (Powstania Wielkopolskiego) 121 zakupił parcelę wraz z wiatrakiem. W Berlinku pozostali rodzice wraz z pozostałymi synami Ottonem - młynarzem i Rudolfem - restauratorem oraz córką Emilie Ernestine.

Strzelno 1832

Strzelno 1843

W dalekiej przeszłości przy ul. Młyńskiej współcześnie nazywanej Powstania Wielkopolskiego znajdowały się dwa wiatraki. Zlokalizowane one były na końcu ulicy. Pierwszy stał po lewej stronie szosy ku Młynom, w miejscu, w którym obecnie znajduje się krzyż. Drugi po prawej stronie tejże drogi, nieco wyżej od pierwszego, tuż za kirkutem, czyli cmentarzem żydowskim. Miejsce, w którym stały owe wiatraki nazywano oficjalnie Lindemanns. Nazwa pochodziła od nazwiska niemieckiej rodziny młynarskiej, Lindemannów. Osiedlili się oni w Strzelnie z pierwszą falą osadników fryderycjańskich po 1781 roku. Z najstarszych dokumentów dowiadujemy się, że już w średniowieczu znajdowały się przy tej ulicy dwa wiatraki (1453 rok). W dokumencie jest mowa, iż były one usytuowane przy drodze do wsi Młyny i wszystko wskazuje na to, że były to te same okolice które zostały zaznaczone na mapach z 1832 i 1843 roku. Nieco później bo na mapie z 1893 roku na owym Lindemanns już wiatraków nie było, za to znajdujemy je na nowym miejscu, a mianowicie z tyłu parceli leżących przy ul. Młyńskiej, na wysokości współczesnych posesji nr 16 i 24 (121 - Greger).

 

Gustaw Greger z początkiem XX w. poczynił liczne inwestycje. W 1905 roku wystawił dom mieszkalny, a w 1908 roku nowy murowany młyn parowy z kotłownią i wielkim ceglanym, okrągłym kominem. Młyn prowadził obrót zbożem i jego przetworami: mąką, kaszą, śrutą i otrębami i stał się ogromną konkurencją dla pozostałych wiatraków. Po zlikwidowanym wiatraku Greger w jego miejscu wystawił tartak, który był napędzany parą wytwarzaną w przymłyńskiej kotłowni. Wówczas też powstała oficyna mieszkalno-gospodarcza oraz duży budynek będący zapleczem magazynowo inwentarskim. Przy okazji dodam, że znaczenie gospodarczo-przemysłowe ulicy podkreślały funkcjonujące przy niej liczne zakłady, a szczególnie trzy tartaki należące do Niemców: Gregera, Küchla i Klompa. Młyn po Gustawie przejął jego syn Otto Greger i prowadził go do 1945 roku. W wolnej już Polsce, po przyjęciu obywatelstwa polskiego, w 1929 roku Otto był członkiem Komisji Wyborczej do Rady Miejskiej w Strzelnie.

 

Gwidon Trzecki, którego już wielokrotnie przywoływałem, opowiedział mi ciekawą, z pikantnym podtekstem historyjkę z czasów okupacji, której akcja toczyła się przy młynie. Kiedy wybuchła wojna Niemców ze Sowietami, młynarza Gregera wcielono do Wehrmachtu i wysłano na front wschodni. Całe jego przedsiębiorstwo pozostało na głowie jędrnej w biuście i dojrzałej, a do tego obdarzonej urodą żony. W tym czasie Gwidon jako nastolatek (ok. 15 lat) został zatrudniony do pomocy na tartaku. Jak sam wspominał: - Byłem inwalidą z drewnianą protezą nogi dlatego zostałem takim przyniś, wyniś, pozamiotej… W tym samym czasie trakowym były młody, a do tego jurny Polak, którego często przy pracy podglądała Niemka. Jej „rozgorączkowanie“ apogeum osiągało zawsze w sobotę pod wieczór, kiedy po skończonej pracy trakowy brał kąpiel, a po jej skończeniu suszył się na powietrzu - tak jak go Bóg stworzył. Za wyjątkiem zimy, wiosną i jesienią czynił to przy wystawionym na zewnątrz koksowniku, prężąc przy tym swoje okazałe bicepsy i inne części ciała. Ten higieniczny ceremoniał zawsze podglądała skryta za stosami desek majstrowa Gregerowa, o czym wiedział trakowy i Gwidon. Razu pewnego ni stąd, ni zowąd po jednym z takich sobotnich ceremoniałów Niemka zawezwała trakowego do mieszkania, by ten naprawił jej stół w kuchni. Po uprzątnięciu obejścia przytartacznego i zagaszeniu koksownika, wracający do domy Gwidon otarł się o okna sypialne młynarzowej i w półmroku lampy naftowej spostrzegł szefową, która niczym mitologiczna Wenus gimnastykuje się na leżącym w białej pościeli Herkulesie.     

 

Po zakończeniu II wojny światowej młyn z całym otoczeniem przejęty został przez państwo, jako mienie poniemieckie. W krótkim czasie wydzierżawiła obiekt spółka „KO-GUT”, czyli spółka młynarzy Konieczki z Młynów i Gutorskiego ze Strzelna. 21 października 1948 roku Urząd Wojewódzki w Poznaniu przekazał młyn Gminnej Spółdzielni „Samopomoc Chłopska” w Strzelnie. Z braku fachowców Walerian Konieczka współwłaściciel spółki „KO-GUT” kierował dalej tym młynem do 1951 roku. Był to wówczas młyn motorowy, napędzany silnikiem spalinowym. Wieloletnim kierownikiem Młyna geesowskiego był Jan Karpiński. Dziś z pozycji czasu możemy powiedzieć człowiek legenda, działacz społeczny, strażak ochotnik pełniący przez wiele lat funkcję komendanta Miejsko-Gminnego Związku OSP. Jan Karpiński urodził się 2 października 1926 roku w Świeżawach gmina Rypin jako syn Kazimierza i Władysławy z Witkowskich. Do Strzelna przybył w sierpniu 1957 roku. Wcześniej bo w 1952 roku poślubił w Golubiu-Dobrzyniu Halinę z Stachewiczów. Pod koniec lat 50. małżonkowie zamieszkali tuż przy młynie w mieszkaniu zaadoptowanym z byłego budynku maszynowni parowej młyna. Pan Jan był osobą bardzo towarzyską i posiadającą liczne kontakty. Wielu starszych strzelnian pamięta druha Jan w nieskazitelnie skrojonym mundurze strażaka, defilującego na czele drużyn niezwykle prężnie i zgodnie z obowiązującą musztrą wojskową. Tak też szkolił swoich podkomendnych i członków pocztu sztandarowego. Posiadał liczne odznaczenia branżowe-strażackie oraz państwowe. Po przejściu na emeryturę chorował i zmarł 14 kwietnia 1995 roku.

W sąsiadującym z młynem domem (nr 24), dawniej domem mieszkalnym młynarzy Gregerów, przez kilkadziesiąt lat znajdował się znany w Strzelnie Zakład Krawiecki mistrza Henryka Stachewicza. Był on niezwykle popularnym, a w latach 70. i 80. niezwykle modnym krawcem, gdyż szył niedostępne na rynku spodnie, garnitury, a także płaszcze z futrzanymi kołnierzami o najmodniejszych krojach. Mistrz Henryk był bratem żony młynarza Jana Karpińskiego, Haliny.

Pod koniec lat 90. młyn nabył od likwidatora spółdzielni miejscowy biznesmen, Lech Brukiewicz. Obiekt został wyremontowany i ruszyła na nowo w nim produkcja. Jednakże konkurencyjność młynów przemysłowych sprawiła, że po kilku latach zaniechano w nim przemiału. Dzisiaj stoi pusty i jest w bardzo dobrym stanie. Po rewitalizacji całego otoczenia mógłby służyć jako obiekt gastronomiczno-muzealny…

Foto.: Heliodor Ruciński oraz fragmenty map - 1832 Biblioteka Państwowa w Berlinie, 1843 archiwum bloga