czwartek, 30 grudnia 2021

Spacerkiem po Strzelnie - cz. 171 Ulica Kolejowa cz. 11

I tak oto w nadal panującym świątecznym nastroju dotarliśmy do uliczki, a właściwie łącznika, która dawniej prowadziła do nieistniejącego już dzisiaj dworca kolejowego. Obecnie po zachodniej stronie łącznika znajduje się tzw. dworzec autobusowy, a po południowej stronie niewielki plac parkingowy. Dawniej uliczka ta nosiła nazwę - Dworcowa i znajdował się przy niej jeden budynek, czyli kultowy już dzisiaj dworzec kolejowy. Dalej, w kierunku zachodnim, wzdłuż tzw. wyładowni kolejowej ciągnie się brukowana ulica Towarowa, która dochodzi do budynku starego dworca. Cały obszar byłego torowiska do dzisiaj stanowi własność PKP. Po dworcu ostały się jeno perony i rozjazdy kolejowe z bocznicą ku elewatorowi zbożowemu. Większość terenu, który stopniowo ulega naturalnej sukcesji ekologicznej porastają samosiejki w postaci drzew i krzewów.

Historię dworca, jak i całej linii kolejowej opisałem przed laty w pięcioczęściowym artykule - Kolej strzeleńska. Chętnych przypomnienia sobie tych dziejów oraz tych, którzy jeszcze ich nie znają zapraszam do lektury:

https://strzelnomojemiasto.blogspot.com/2018/10/kolej-strzelenska-cz-1.html

https://strzelnomojemiasto.blogspot.com/2018/10/kolej-strzelenska-cz-2.html

https://strzelnomojemiasto.blogspot.com/2020/03/kolej-strzelenska-cz-3.html

https://strzelnomojemiasto.blogspot.com/2020/03/kolej-strzelenska-cz-4.html

https://strzelnomojemiasto.blogspot.com/2020/03/kolej-strzelenska-cz-5-anegdoty-mity-i.html   

Odcinek linii kolejowej Mogilno-Kruszwica, został zamknięty dla ruchu pasażerskiego 1 czerwca 1996 roku, a 8 września tegoż roku dla ruchu towarowego. Decyzją ministra infrastruktury nr TK1-500-50/2004 z 26 kwietnia 2004 roku o likwidacji przedmiotowego odcinka linii kolejowej - została ona zlikwidowana. Likwidacja ta polegała na papierowej decyzji, a nie całkowitej rozbiórce, choć pewne fragmenty na odcinkach krzyżujących się z drogami zostały rozebrane, a ich miejsce pokrył asfalt. Dzisiaj możemy pokonać całą linię ze Strzelna w kierunkach - Mogilno i Kruszwica, w pieszej wycieczce wzdłuż zachowanych torów kolejowych.

Ciekawostką w dziejach strzeleńskiej kolei jest ostatni przejazd pociągu osobowego przez Strzelno, tzw. pociągu retro. Wyjechał on 11 maja 1996 roku z Poznania przez Gniezno, Mogilno, Inowrocław-Rąbinek do Kruszwicy i stąd na linią kolejową Kruszwica - Strzelno - Mogilno powrócił do Poznania. Dzięki uprzejmości Henryka Szymańskiego z Poznania otrzymałem plik zdjęć z tego przejazdu, którymi dzielę się z Państwem, zapraszając do wirtualnej podróży i przeniesienia się do tamtych lat. Pan Henryk przesyłając zdjęcia opatrzył je opisami i krótkim wspomnieniem:

- Jechaliśmy z synem Maciejem na całej tej trasie, pogoda była piękna, miejsca w pociągu zajęte do ostatniego. Na trasie przejazdu od Rąbinka przez Kruszwicę, Strzelno do Mogilna towarzyszyło nam kilka samochodów osobowych z Niemiec i Wielkiej Brytanii wyposażonych w kamery filmowe. Cały przejazd był filmowany zwłaszcza na tzw. foto stopach i na przejazdach gdzie linia kolejowa krzyżowała się z drogami

Gniezno

Kruszwica

Strzelno

Kunowo

 Foto.: Henryk Szymański oraz Heliodor Ruciński i archiwum bloga


środa, 22 grudnia 2021

Spacerkiem po Strzelnie - cz. 170 Ulica Kolejowa cz. 10

Dzisiejszy artykuł łączę ze świątecznymi życzeniami, gdyż te najpiękniejsze dni spędzamy w Bydgoszczy i zobaczymy się dopiero w przeddzień Sylwestra. Zatem Drodzy Czytelnicy bloga, życzę Wam zdrowych, spokojnych Świąt Bożego Narodzenia; niech wszystkie kolejne dni będą pogodnymi i radosnymi, pełnymi miłości i spokoju oraz wypełnione klimatem świątecznym i śpiewem kolęd: - Bóg się rodzi…    

Na jednej ze starych strzeleńskich pocztówek pamiętających czasy zaborów znajdujemy ulicę Kolejową, na której widzimy piękną pierzeję południową, począwszy od łącznika dworcowego po Planty Miejskie. Na jej pierwszym planie dostrzegamy dwie przyległe do siebie eleganckie w formie kamienice, których zarówno frontowe, jak i ogrodowe elewacje prezentują się niezwykle okazale. Po logiach i rozkładzie wewnętrznym zauważamy, że były to typowe apartamentowce, z mieszkaniami przeznaczonymi dla bogatych strzelnian: wyższych urzędników, przedstawicieli wolnych zawodów i przemysłowców. Obie kamienice robią wrażenie wielobryłowych budowli skrywających się pod ceramicznymi dwuspadowymi dachami. Pierwsza z kamienic nr 13 jest budowlą piętrową z ogromną kubaturą strychu. W centralnej połaci dachowej od strony ogrodów znajduje się mansarda - facjata, skrywająca część mieszkalną strychu. W elewacji frontowej budynek posiada jedną obszerną logię balkonową na I piętrze oraz bardzo wysoko osadzone i wystające nad poziom otoczenia piwnice z dużymi oknami w części ogrodowej. Ta najniższa część budynku skomunikowana była z poszczególnymi kondygnacjami wewnętrzną windą towarową, której szyb widoczny jest od szczytu wschodniego. Nadto kamienica jest budowlą siedmioosiową ze środkowo umieszczonym ryzalitem, posiadającym skośne boczne ściany, w których znajdują się po trzy okna. Wieńczy ją mansardowy, pięciopłaszczyznowy dach. Na prawo od niego w połaci dachowej znajduje się lukarna - gibel okolusowy wykończony blachą cynkową. Elewacja ogrodowa również nosi cechy reprezentacyjne. Szczególnego uroku przydają jej dwie arkadowe logie, z których parterowa skomunikowana jest schodami zewnętrznymi z przejściem do części ogrodowej.

Kamienica nr 15 o tej samej wysokości co jej sąsiadka posiada jedno piętro więcej, czyli jest dwupiętrowa. Najwyższa kondygnacja w części frontowej skryta jest w połaci mansardowego dachu, za to jej szczyt i elewacja ogrodowa odkrywają w całości tę kondygnację. Elementem charakterystycznym tej kamienicy jest wtopiona w bryłę półokrągła narożnikowa wieża nakryta szpiczastym, mansardowym dachem pokrytym blachą i zwieńczona szpicą z chorągiewką. Jej wnętrze skrywa klatkę schodową komunikującą poszczególne kondygnacje kamienicy. Wejście główne znajduje się w tejże wieży i poprzedza je murowana arkadowa altana nakryta szpiczastym zadaszeniem. Od strony sąsiedniej kamienicy rozmieszczone się dwie logie parteru oraz I piętra, zwieńczone balkonem najwyższej trzeciej kondygnacji. Na tej samej wysokości znajduje się również półokrągły balkon elewacji ogrodowej, który wieńczy półokrągły ryzalit. Masywne tralki balkonów i logi wykonane są z konglomeratu betonowego. 

Obydwie kamienica zostały wybudowane ok. 1912 roku, natomiast zdjęcie na pocztówkę mogło zostać zrobione ok. 1917 roku. Świadczy o tym nadruk na pierwszej jej wersji nazw niemieckich - Strelno i Bahnhofstrasse. Na drugiej wersji tej samej pocztówki niemieckie nazwy zostały pokryte farbą drukarską, a pod nimi wydrukowano nazwy polskie - Strzelno i Ul. Dworcowa. O tak brzmiącej nazwie ulicy, która obowiązywała do ok. 1930 r. pisałem w pierwszej części cyklu artykułów o ul. Kolejowej. Już polski nadruk został dokonany w 1919 roku, na wykonanych przed tym rokiem pocztówkach - kartach pocztowych.

Pierwsza z kamienic, oznaczona przedwojennym numerem porządkowym 8, a współcześnie 13 posiada na wschodnim nie otynkowanym szczycie zachowane ślady wskazujące na niedokończenie pierwotnie założonej architektonicznego, a mianowicie budowy kolejnej kamienicy. Tymi śladami są otwory na wysokości ścian nośnych, tzw. strzępia, które miały zespolić z już istniejącym kolejny budynek. O tym że takie plany miano realizować dowiedziałem się dawno temu od Pelagii Piweckiej, kuzynki właścicielki tejże kamienicy Joanny Kaźmierczak. Na przeszkodzie stanął wybuch I wojny światowej, a po wyzwoleniu, czyli po 1919 roku odstąpiono od tych ambitnych założeń. Impulsem do wystawienia na ówczesnych rogatkach Strzelna tych okazałych kamienic było oddanie w 1908 roku - po połączeniu Strzelna z Kruszwicą - nowego dworca kolejowego. Ówczesna kolej była motorem napędowym dla rozwoju miast, a co za tym idzie podnosiła ich rangę. Kto był pierwszym właścicielem tych kamienic i inwestorem? Niestety ale do dziś tego nie ustaliłem. Może ktoś z czytelników ma taką wiedzę? Jeżeli tak, proszę się nią podzielić.

Moja wiedza dotycząca właścicieli kamienicy ogranicza się do małżonków Franciszka i Joanny z domu Barczykowska Kaźmierczaków. Kamienicę nabył Michał Barczykowski i przekazał ją córce Joannie w latach 20. XX w. Wcześniej Franciszek i Joanna mieszkali przy ul. Inowrocławskiej 1 u rodziców Joanny - Michała i Praksedy z Piweckich Barczykowskich. Franciszek prowadził wówczas w posesji Wojciecha Rucińskiego przy Rynku 1, w wydzierżawionej od niego octowni wytwórnię wód gazowanych i rozlewnię piwa, zwaną szumnie Fabryką. Kiedy nabył kamienicę przy Kolejowej (Dworcowej) uruchomił tutaj również hurtownię piwa. W dziale przemysłowym miasta Strzelna był wymieniany jako właściciel hurtowni piwa, wytwórni wód gazowanych i rozlewni piwa. Dla usprawnienia prowadzonych interesów w swoim kantorze firmowym posiadał telefon nr 36. Nadto miał oddzielny aparat domowy o numerze 38. Kaźmierczak był kupcem i poza tą profesją nie parał się działalnością polityczną. W latach międzywojennych znajdujemy go jedynie jako członka Kurkowego Bractwa Strzeleckiego.

W latach powojennych już po śmierci Franciszka piętro kamienicy zajmowała wdowa Joanna Kaźmierczak z synem Marianem, jego małżonką oraz ich synem Januszem. Jako dziecko często chodziłem z naszą sąsiadką ciocią Pelą (Pelagią Piwecką) w odwiedziny do pani Joanny Kaźmierczak, która była jej kuzynką. Lubiłem te odwiedziny, a szczególnie owe herbatki z kruchymi, okrągłymi ciasteczkami, przeglądanie rodzinnych albumów i wsłuchiwanie się w opowieści dystyngowanych dam. Już wówczas chłonąłem zasłyszane opowieści o dawnym Strzelnie i liczne anegdoty z życia mieszkańców. Janusz Kaźmierczak (1945-2003) był serdecznym przyjacielem Jana Szarka. Kiedy dzisiaj spotykamy się za Żelazną Bramą często wspominamy Janula, jak zwykł nazywać go Janek. Janusz niestety już nie żyje, a był wieloletnim nauczycielem wychowania fizycznego w Bydgoszczy, Inowrocławiu, Wójcinie, a także w Siedlimowie. Nadto w okresie wakacji letnich, posiadając uprawnienia pełnił funkcję ratownika na plaży w Przyjezierzu. Jego odskocznią od codzienności były Lasy Miradzkie, a szczególnie leśny region pogranicza z Wielkopolską. Był również miłośnikiem zimowych górskich eskapad narciarskich. Dobrze zbudowany, nie rozstawał się ze swoim sportowym rowerem, którym pokonywał dziennie kilkadziesiąt kilometrów.

Do końca lat 50. na parterze kamienicy mieszkał Czesław Jankowski z rodziną. Był on znanym strzeleńskim nauczycielem, którego bardzo dobrze znałem, a to z racji dobrych relacji między naszymi rodzinami i jego pasji piłkarsko-myśliwskich, które również znajdowały wielbicieli wśród moich członków rodziny. Wielokrotnie przywoływałem Czesława Jankowskiego na tym blogu i czas, by tę postać bardziej przybliżyć. Z racji bogatych źródeł i przed laty zebranym materiałom poświęcę mu oddzielny artykuł, tuż po skończeniu tej opowieści. Nadto mieszkali w tej części również Franciszek i Eugenia Barczakowie oraz jeden z pierwszych powojennych taksówkarzy w Strzelnie Frelek - Frelka. 

Po Czesławie Jankowskim na parterze zamieszkała Jadwiga Śmiejkowska, która nabyła parter od właścicielki kamienicy Joanny Kaźmierczak i od tego czasu nastąpił podział budynku na dwóch właścicieli. Pani Jadwiga wcześniej mieszkała na tzw. stancji u cioci Peli i dzięki tej znajomości okazjonalnie nabyła tę część domu od jej kuzynki. Mieszkali z nią również jej rodzice. W latach 80. XX w. Jadwiga Śmiejkowska sprzedała swoją część kamienicy małżonkom Szarzyńskim, a ostatnio nabyli od nich tę część Sechowie. Połowę góry kamienicy zajmuje wdowa po Januszu Kaźmierczaku. Pozostała część stanowi własność spadkobierczyń, wnuczek po Joannie Kaźmierczak.

Przechodzimy teraz do kamienicy nr 15. Niestety moja wiedza o układzie właścicielskim tej posesji jest znikoma. Wiadomo jedynie, że inwestorem, który ją wystawił był Niemiec oraz to, że w latach 20. XX w. kupił ją Polak. Prawdopodobnie ostatni jej właściciel zmarł bezpotomnie i jej obecny status właścicielski oparty jest o zarząd Powiatu. Więcej wiedzy posiadam o powojennych mieszkańcach tego domu, rodzinach: Klejnów, Twarużków, Matuszaków. Głowy tych rodzin godne są przywołania, a to w związku z ich bogatymi biogramami i śladami pozostawionymi na strzeleńskiej ziemi. Pierwszym, którego wspomnę to Kazimierz Klejn rocznik 1920. Jako 18-latek zgłosił się w 1938 roku ochotniczo do służby w Wojsku Polskim. Brał udział w wojnie obronnej 1939 roku i został wzięty przez Rosjan do niewoli. Następnie zwolniony z niej wstąpił do formowanej w Związku Radzieckim Armii Andersa, z którą wydostał się z Rosji i przez Persję dostał się do Palestyny stamtąd wraz ze swoim 15. Pułkiem Ułanów Poznańskich przerzucony został do Włoch i wziął udział w wyzwalaniu kraju. W lipcu 1944 roku został ranny w Bitwie pod Ankoną. Po długim leczeniu został wysłany do Anglii i tam przebywał do 1947 roku. Po powrocie do kraju założył rodzinę i mieszkał z nią w tejże kamienicy. Był inwalidą wojennym i pracował w Spółdzielni Mleczarskiej w Strzelnie. Zmarł w 1979 roku. Za udział w walkach zbrojnych odznaczony został: Krzyżem za Męstwo, Honorową Odznaką za Rany, Medalem Armii oraz odznaczeniami brytyjskimi: Gwiazdą za Wojnę 1939-1945, Gwiazdą Italii, Medalem za Obronę.

 

Kolejną rodziną, która zamieszkała w tej kamienicy byli Twarużkowie. Głowa rodziny Stanisław rocznik 1925 był wieloletnim pracownikiem Zarządu MPGKiM w Strzelnie, a następnie Spółdzielni Kółek Rolniczych w Jeziorach Wielkich, gdzie pełnił obowiązki zastępcy dyrektora spółdzielni. Syn Tadeusz Stanisław przez wiele lat piastował funkcję zastępcy a następnie dyrektora Gimnazjum i Szkoły Podstawowej z Oddziałami dwujęzycznymi im. Jana Dałkowskiego w Strzelnie. Córka Elżbieta Wikaryczak całe swoje dorosłe życie związała ze strzeleńską gminną oświatą, w której przez ostatnie kilkadziesiąt lat była główną księgową. To Lusia pogłębiła moją wiedzę, wzbogacając ją zdjęciami o słynnych przedwojennych lwach z Woli Kożuszkowej, z którymi bezpośredni kontakt miała jej babcia. Stanisław Twarużek zmarł w sędziwym wieku w 2017 roku.

Bardzo zacną rodziną, która zamieszkiwała w tej kamienicy byli państwo Sarnowscy. Mieszkała tutaj moja koleżanka z pracy w Urzędzie Miejskim Basia z Sarnowskich Radomska. Głową rodziny był Stefan Sarnowski (1921-1995), działacz spółdzielczy i społeczny. Był on podczas II wojny światowej członkiem „Szarych Szeregów“. Po ukończeniu Pierwszej Oficerskiej Szkoły Piechoty Przemyśl - Kraków wstąpił w szeregi Wojska Polskiego. Rodowity łodzianin do Strzelna przeprowadził się w 1949 roku. Pracował na etatach umysłowych w PGR-ach, PZZ-etach i od 1957 roku w PSS "Społem". W strzeleńskiej spółdzielni piastował stanowisko wiceprezesa. Przez szereg lat udzielał się aktywnie w ZHP - będąc w kadrze obozów letnich pełnił funkcję kwatermistrza. Pełnił również funkcję prezesa Związku kombatantów w Strzelnie. 

I już na zakończenie opowieści o tej kamienicy przywołam głowę rodziny Matuszaków, Ignacego rocznik 1920. Przed wojną był on pracownikiem strzeleńskich firm zbożowych. W czasie okupacji został wysiedlony do Generalnej Guberni. W 1943 roku wstąpił do krakowskiej grupy AK „Harnaś“, w której pełnił funkcję zaopatrzeniowca. W tej samej grupie była jego przyszła żona Maria. Po powrocie do Strzelna pracował w Spółdzielni Rolnik Kujawski, a następnie w pionie bankowym - Banku Ludowym, przekształconym później w Spółdzielnię Oszczędnościowo-Pożyczkową (SOP). Już w okresie międzywojennym był członkiem ZHP, a po wojnie członkiem Chóru Harmonia. Ignacy Matuszak zmarł w 1990 roku.

Foto.: Heliodor Ruciński i archiwum bloga

 

poniedziałek, 20 grudnia 2021

Strzeleńskie jarmarki - dziś i ich historyczne korzenie

W tych ciężkich czasach, w których Polacy setkami umierają codziennie na koronawirusa, ceny galopują niczym konie na Służewcu, politykom rosną nosy jakby je sam Dżepetto wystrugał, a chcącym wiedzieć więcej zabiera się wolne media trudno być radosnym i cieszącym się z fajnych rzeczy. A przecież w ostatnich dniach w naszym mieście było tyle fajnych rzeczy, że trudno było przejść obok nich obojętnie i ze spuszczoną głową. Ogrom z nas na trzy dni wyłączyło się z tej codzienności jaką zgotował i gotuje człowiek człowiekowi, a to za sprawą Wielkiego Jarmarku Bożonarodzeniowego w Strzelnie. Również i ja zresetowałem się, by dobrze przeżyć te dni razem z rodziną. Przybyły do nas wnuczęta z rodzicami i było bardzo radośnie, choć z dozą smutku kiedy przyszło nam oglądać kolejne wnuczęta przez szybę okienną, gdyż kwarantanna zatrzymała je w domu. Tegoroczny jarmark po rocznej przerwie był równie udany jak ten sprzed dwóch lat. Przez Rynek przewinęło się kilka tysięcy strzelnian i gości, również tych naszych z Bydgoszczy i Poznania. Pomimo chłodu i wiaterku było super, po prostu fantastycznie, bo takowy klimat nam wszystkim towarzyszył.

Z tej trzydniowej imprezy kulturalno-rekreacyjnej wykonano tysiące zdjęć, nagrano godziny filmów i filmików, wydano z siebie niebotyczną liczbę dźwięków zadowolenia i radosnych uśmiechów, w mediach ukazało się wiele relacji, a na Facebooku niezliczona liczba postów i zdjęć z tysiącami lajków; o kolejny tom urosła kronika strzeleńskiego Domu Kultury. Pomysł na strzeleńskie teatralne jarmarki to strzał w dziesiątkę, który wymierzył burmistrz Dariusz Chudziński, a wystrzelił dyrektor Paweł Gębala. Ogrom zaangażowanych w to wielkie przedsięwzięcie ludzi był tak wielki, że zmierzyć go mogły jedynie nasze zmysły, a te w ocenie sięgnęły zenitu.

 

Nie chcąc wpływać na Wasze odczucia, bo jak to bywa w społeczeństwach demokratycznych są one różne i posiadają skalę podobną gamie muzycznej przejdę do historii. Czy wiecie, że jarmarki towarzyszyły naszemu miastu już od 1447 roku? Oczywiście, że posiadały one inny wymiar niż te nasze Wielkie Jarmarki Bożonarodzeniowe. Pierwszy przywilej nadał Strzelnu król Kazimierz Jagiellończyk, wyznaczając jego termin na ósmy tydzień po Wielkanocy. Do połowy XVII w. liczba jarmarków doszła do czterech rocznie, a najważniejszym był ten, który przypadał bezpośrednio po niedzieli św. Krzyża. Prawo do czwartego jarmarku miasto uzyskało od Zygmunta III. Handlowano głównie zbożem, wieprzami, końmi, solą, a także skórami, wełną i innymi produktami. Był czas, że jarmarki odbywały się również w Markowicach (XVII w.) i Ostrowie (pod koniec XVIII w.)

W połowie XVIII w. jarmarki zaspakajały potrzeby okolicznych mieszkańców wsi i zaopatrywały mieszczan w artykuły rolne. Oferowany asortyment towarów był różnorodny. Podstawowym przedmiotem wymiany towarowej były zboża. W Strzelnie handlowano również solą i śledziami, miodem, piwem i winem oraz żelazem, a także wieloma innymi towarami. W okresie zaborów w mieście odbywały się w ciągu roku cztery jarmarki: 12 kwietnia, 5 lipca, 20 września i 8 listopada. Handlowano głównie bydłem, a także szerokim asortymentem produktów rolnych i artykułów przemysłowych. Zwierzętami handlowano na tzw. Świńskim Targu w obrębie Przedmieścia Gnieźnieńskiego, natomiast innymi artykułami w obrębie Rynku. 

W latach międzywojennych odbywało się jedenaście jarmarków rocznie, których liczbę i terminy uchwalała corocznie Rada Miejska w Strzelnie. I tak np. na 1938 rok RM uchwaliła dni odbycia jarmarków w dniach: 4 stycznia - ogólny, 8 lutego - bydlęcy, 8 marca - ogólny, 5 kwietnia - bydlęcy, 31 maja - ogólny, 5 lipca - ogólny, 2 sierpnia - bydlęcy, 6 wrześnią - ogólny, 4 października  bydlęcy, 8 listopada - ogólny i 6 grudnia - bydlęcy. Z tych jarmarków zachowało się wiele relacji, z których dowiadujemy się o niezbyt przychylnym nastroju miejscowych polskich kupców handlujących ubraniami i obuwiem. Wytykano, że zbyt dużo na jarmarki przyjeżdża kupców żydowskich oferujących tani i byle jaki jakościowo towar. Za to zadowoleni byli właściciele wszelakich lokali z wyszynkiem. W tych dniach wszystkie lokale w mieście były przepełnione, piwo i trunki lały się hektolitrami, a do tego i sporo jadła schodziło. Knajpki były również miejscami zawierania transakcji kupna i sprzedaży. 

Podczas trwania ówczesnego festiwalu handlu była również muzyka w wykonaniu miejscowych i przyjezdnych instrumentalistów. Było wesoło, ale również kryminalnie, gdyż ówczesnym jarmarkom towarzyszyli kieszonkowcy i  przeróżny element złodziejski. Na przykład, jak donosiła ówczesna prasa: - W październiku 1934 roku podczas jarmarku w Strzelnie usiłowało kilku robotników wywołać zamieszki, które miały umożliwić dokonanie kradzieży. Przywódca awanturników znany w okolicy złodziej Wojciech Patulski, został przytrzymany przez policję, w chwili gdy zabierał się do wywrócenia straganu. Drugą awanturę wywołał złodziej Michał Skrobecki z Mierucina, symulując atak szału i drąc na sobie ubranie. Czym tu nie handlowano? Dosłownie wszystkim, a i ceny towarów kusiły strzelnian do zakupów. Poza kupcami z odległych stron, kobiety ze wsi obstawiały się koszykami, a z nich oferowały przeróżne produkty mieszczuchom. Królował w ofercie nabiał, a więc: mleko i śmietana, maślanka na polewkę, masło, biały ser twarogowy, jaja oraz wszelaki drób żywy i obrobiony: kury, gęsi i indyki oraz kaczki w zestawie z krwią w buteleczce i podrobami na czerninę. Przyjeżdżali tu także rybacy z Gopła, proponując całą gamę ryb. Również do miasta docierali handlarze dewocjonaliami, laczkami domowymi, chustami i chusteczkami, torbami i torebkami, zabawkami struganymi z drewna itp.

 

W latach powojennych jedynie okazjonalnie jarmarki organizowała Gminna Spółdzielnia „Samopomoc Chłopska“. Jeden z takich jarmarków odbył się jesienią 1965 roku na strzeleńskim Rynku. Starsi mieszkańcy, tacy np. jak ja pamiętają te dni, a nadto w moich zbiorach zachowało się jedno ze zdjęć z 1965 roku. Przedstawia ono słynne jarmarki organizowane w tamtej, gomułkowskiej epoce na przykościelnym placu przy nieistniejącym kościele ewangelickim. Współcześnie owe handlowe jarmarki wróciły do łaski za sprawą burmistrza Ewarysta Iwińskiego, który zaczął je organizować od 1991 roku. Początkowo w podwórzu byłego majątku Strzelno Klasztorne, przy ul. Parkowej, a następnie na placu przy pekaesie - przy ul. Towarowej i Kolejowej. Przez pewien okres w ramach tzw. Dni Norbertańskich organizowano na Wzgórzu Świętego Wojciecha Średniowieczne Jarmarki Norbertańskie, które oferowały piękne wyrobów rękodzieła malarzy i rzeźbiarzy, portrecistów, artystów ludowych; a nadto kupców, rzemieślników, domów pomocy społecznej, warsztatów terapii zajęciowej oraz przedszkoli (np. 2011 r.).

Od 2019 roku na scenę handlowo-kulturalną wkroczyła nowość - Wielki Jarmark Bożonarodzeniowy. Impreza ze wszech miar kulturalna z towarzyszącym jej handlem dziesiątkami artykułów, których na co dzień nie doświadczymy w naszych miejscowych sklepach. Ta inicjatywa, jak wynika z powyższego artykułu ma swoje korzenie głęboko zatopione w dziejach naszego miasto. Po raz kolejny również takimi działaniami udowadniamy, że Strzelno to wielka rzecz! 

Foto.: Heliodor Ruciński i archiwum bloga


środa, 15 grudnia 2021

Tajemniczy grobowiec pod Młynami

Wielką zagadką ostatnich dni jest znaleziona przeze mnie lakoniczna informacja, która została zamieszczona w jednym z letnich numerów „Dziennika Bydgoskiego“ w 1908 roku. Owa gazeta donosiła, iż przy pracach nad torem kolejowym z Kruszwicy do Strzelna pod wsią Młyny robotnicy natrafili na jakiś tajemniczy pochówek zbiorowy w postaci grobowca. Ta jednozdaniowa informacja zadała mi swoistego kuksańca i zmobilizowała do kwerendy. Jak na razie na nic, co mogłoby rozszerzyć tę informację nie trafiłem. Moja ciekawość i poszukiwania nie rozwiały mgły tajemnicy, a wręcz ją zagęściła. Mało tego, ta prasowa informacja kończyła się domniemaniem, że prawdopodobnie owe znalezisko pochodziło z czasów ostatnich powstań.

Czyżby chodziło o Wiosnę Ludów, bo jedynie w jej czasie walki miały miejsca w samym Strzelnie i okolicy? A może jeszcze wcześniejsze wydarzenia z okresu kampanii napoleońskiej i Księstwa Warszawskiego. Nigdzie nie trafiłem na żadne bardziej szczegółowe  dane, które pozwoliłyby zlokalizować współcześnie to miejsce. Przewertowałem dostępne opracowania z zakresu archeologii i historii pierwotnej społeczeństw tej części Kujaw i nic. W końcu pomyślałem, że skoro znawcom tematu niemalże nic nie było wiadomo o megalitach w obrębie nieczynnej już teraz linii kolejowej i tzw. Lasu Szyszki, to i znalezisko z 1908 roku zostało po macoszemu potraktowane. Zapewne uczyniono tak, by nie spowolnić kończącej się wówczas budowy strategicznej pod względem gospodarczym i militarnym nowej linii kolejowej z Kruszwicy do Strzelna. Po 113 latach od czasu tegoż odkrycia przypuszczam, że jedynym miejscem, gdzie mógł znajdować się ów grobowiec był właśnie Las Szyszki.

Kamień spod kapliczki w Młynach z wyrytą datą roczną grasującej w okolicy cholery

Skąd to moje domniemanie? Otóż przecinając ów las dokonano przekopu w zboczu wyniesienia i być może to wówczas natrafiono na jakiś grób, który znajdował się w pobliżu neolitycznej nekropoli, o której już wcześniej pisałem. Nie był to również cmentarz choleryczny, gdyż jak mówią podania cholera z 1873 roku ominęła Młyny. A może w tym miejscu znajdował się cmentarz choleryczny z okresu wcześniejszej fala zarazy, a mianowicie z 1848-49 roku, kiedy to w jednej dużej wspólnej mogile chowano ofiary cholery pochodzące z Młynów. I już na zakończenie cofając się jeszcze do XVII w. gdyż przypomnę takie oto zdarzenie: - Był kwiecień 1656 roku, wówczas wojska polskie pod wodzą Stefana Czarnieckiego wyprawiły się do Wielkopolski, by stąd przegnać Szwedów. W trakcie tej wyprawy dopadli zamorski oddział pod wsią Młyny na Kujawach i tu stoczyli zwycięski, lecz krwawy bój. Mieszkańcy Młynów zebrali poległych rycerzy polskich oraz szwedzkich i pochowali ich w miejscu potyczki. Gdy wojna zakończyła się upamiętniono miejsce pochówku krzyżem.

Lidarowy obraz cmentarzyska neolitycznego z megalitami i kurhanami oraz linią kolejową w Lesie Szyszki
Odcinek nieczynnej linii kolejowej pomiędzy Wronowami a Młynami

I również tak mogło być, że po stoczonym boju Szwedów pochowano w lesie, a polskich żołnierzy pod samą wsią, czyli w miejscu, w którym obecnie stoi krzyż przy gospodarstwie Zabłockich. Więcej o tym znaku wiary dowiecie się z książki, którą właśnie ukończyłem, a która drukiem ukaże się w przyszłym roku. A my pozostajemy w niepewności i z wielkim znakiem zapytania - czyja to była mogiła na którą trafiono w lipcu 1908 roku podczas budowy linii kolejowej pod wsią Młyny? Kilka miesięcy później pierwsze pociągi z Inowrocławia - Kruszwicy do Strzelna, a stąd do Mogilna i z powrotem przejechały tą linią… 

Foto.: Heliodor Ruciński; z drona Paweł Kaczorowski 

 

piątek, 10 grudnia 2021

Spacerkiem po Strzelnie - cz. 169 Ulica Kolejowa cz. 9


Dzisiaj stajemy przed piękną przedwojenną willą oznaczoną numerem 9. Pamiętam, że jako dzieci mówiliśmy na ten budynek willa liliputów, a to za sprawą starszych, którzy opowiadali, iż tutaj mieszkały bardzo niskiego wzrostu dwie siostry - Agnieszka i Zofia Fredykówne, które występowały w przedwojennych cyrkach w tzw. trupie liliputów. Później, kiedy nawiązałem kontakt ze śp. Ryszardem Fredykiem, strzelnianinem mieszkającym w Mogilnie zdobyłem więcej informacji o siostrach, które były jego ciotkami. Ten kontakt i ogromna ilość zdjęć jakie otrzymałem od rodziny Fredyków (szczególnie od strzelnianina Zbigniewa) zaowocowały przed laty napisaniem serii artykułów o niezwykłych właścicielkach willi, do których odsyłam:

https://strzelnomojemiasto.blogspot.com/2019/08/o-siostrach-co-strzelno-w-swiecie.html

https://strzelnomojemiasto.blogspot.com/2019/08/o-siostrach-co-strzelno-w-swiecie_23.html

https://strzelnomojemiasto.blogspot.com/2019/08/o-siostrach-co-strzelno-w-swiecie_26.html

 

Ale wracamy do willi na ulicę Kolejową 9. Siostry Fredyk swoimi występami za oceanem w największych cyrkach amerykańskich zarobiły znaczne środki i w rozsądny sposób część z nich zainwestowały w kraju, w budowę domu. W tym celu kupiły w Strzelnie działkę i zleciły swojemu bratu Wacławowi Fredykowi, który był budowlańcem jego wystawienie. Dom szybko stanął i już na przełomie lat 20. i 30. minionego stulecia był gotowy do zamieszkania. Willa była budowlą parterową z poddaszowym - mansardowym  piętrem, trzyosiową z charakterystyczną loggią wejściową na osi środkowej z dwoma kolumnami. Nad wejściem głównym (obecnie nieczynnym) znajduje się facjata balkonowa. Na bokach piętra od południa znajdowały się dwa tarasy rozdzielone facjatą, które współcześnie zostały zabudowane, zniekształcając piękną bryłę budynku. Podobnie stało się z bocznym zachodnim wejściem do budynku, które również zostało obudowane. Cały budynek - za wyjątkiem zabudowanych tarasów - nakryty jest ceramicznymi połaciami dachowymi dwuspadowymi.

Siostry Agnieszka i Zofia korzystały z tego domu w przerwach od występów. Faktem jest, że czyniły to sporadycznie, kilkanaście razy w roku. Natomiast pieczę nad całością w ich imieniu sprawował brat Wacław. Do jego obowiązków należało utrzymanie pięknego dużego ogrodu, który ciągnął się aż do linii kolejowej. Przed II wojną światową siostry zamieszkały w Niemczech. Wcześniej w Królewcu w Prusach Wschodnich Zofia wyszła za mąż za Niemca Hatschera, również liliputa, który w Dusznikach Zdroju miał własny dom. Ich willę przy  ul. Kolejowej 9 - w czasie wojny Von Colersstrasse 8 - zajął okupacyjny burmistrz Strzelna Hermann Siemund. Jego małżonką była Elsbeth Golze. Siemundowie mieli siedmioro dzieci. Żona, jak przystało rasowej Niemce, należała do NSF - organizacji kobiecej afiliowanej przy NSDAP oraz Deutschs Frauenwerk - Niemieckiej Organizacji Kobiecej.

Wojna rozdzieliła siostry Zofia zamieszkała w Dusznikach Zdroju, zaś o losie Agnieszki niewiele udało się ustalić. Wiadomo jedynie, że już pod koniec wojny Agnieszka, mieszkająca w Cottbus została aresztowana i osadzona w niemieckim obozie koncentracyjnym w Auschwitz. Na krótko przed zakończeniem wojny zmarła. Natomiast Zofia wraz z mężem po wojnie przenieśli się do Niemiec i tam osiedlili się na stałe. Zarząd nad strzeleńską posesją przejął miejscowy Zarząd Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej. Później dom wrócił w ręce Wacława Fredyka, który ze wspólnikiem odkupił willę, a następnie sprzedał kolejnemu właścicielowi - rodzinie Podraza. W mojej pamięci zapisała się jedna z rodzin, które tutaj mieszkały, a byli to p. Hebiszowie. Głowa rodziny Stanisław Hebisz był w latach powojennych jednym z czołowych zawodników piłkarskiej drużyny Kujawianka Strzelno - wówczas drużyna nosiła nazwę Strzeliński Klub Sportowy. W zapiskach prasowych i kronikarskich wymieniany był m.in. w latach 1947-1948. Jego małżonka przez wiele lat była urzędniczką pocztową i wielu starszych strzelnian pamięta ją z tzw. okienka pocztowego.

 

Przechodząc dalej zatrzymujemy się pod numerem 11. Z wyglądu zewnętrznego zdaje się zauważyć, że dom ten jest chyba najmłodszą budowlą w tej części ulicy. I tak rzeczywiście na pierwszy rzut oka jest, choć fundamenty tej budowli są o wiele starsze, niż by się zdawało. Otóż współczesny dom został wybudowany na fundamentach willi pamiętającej jeszcze czasy rozbiorowe, a uległa ona zniszczeniu we wrześniu 1939 roku, kiedy trafiła w nią bomba lotnicza zrzucona przez Niemców niecelnie na dworzec. Po wojnie, w latach 50. ruinę wraz z parcelą wykupił p. Rosiński i wykorzystując częściowo stare fundamenty postawił nowy dom. Później z Rosińskimi zamieszkał zięć Stanisław Kasza wraz z rodziną. Na początku lat 80. pracowałem z panem Stanisławem w SKR - siedzieliśmy we dwoje w jednym biurze. Wcześniej, przez wiele lat był on agronomem przy GRN w Ciechrzu. To z tego okresu dowiedziałem się od niego wiele ciekawostek z życia ówczesnych rolników - m.in. o próbach zakładania w latach 50. spółdzielń produkcyjnych. Przekazał mi on sporo informacji, anegdot i humoresek, które towarzyszyły jemu w codziennej pracy na niwie rolniczej. Obecnie mieszka tutaj córka Stanisław p. Grażyna Kasza, uznana artystka ludowa, uczennica znanej artystki Marii Patyk.

Cofając się w lata zamierzchłe dodam kilka zdań o początkach tego miejsca. Otóż willa została wystawiona została na surowym korzeniu ok. lat 1895-1896 o czym świadczy nadany jej wówczas w tzw. ewidencji policyjnej kolejny numer 212. Był to w tej części ulicy drugi z wystawionych budynków po tzw. starym dworcu. Dopiero później powstały wcześniej opisane posesje nr 5 i 7. Budynek na wzór willi powstał z funduszy państwowych jako mieszkanie służbowe dla Werkführera - przodownika, kierownika ówczesnych struktur policyjno-porządkowych. Mieszkał tutaj były wojskowy Friedrich Konopka wraz z małżonką Therese Amalie Meiler i córką, którzy przybyli do Strzelna z Torunia. Później willa stała się służbowym domem miejscowych sędziów grodzkich. Tutaj w 1935 roku zamieszkał sędzia Stanisław Majcherkiewicz, którego z racji zasług jakie położył na niwie społecznej naszego miasta pozwolę sobie przywołać.

 

O sędzim pisałem już kilkakrotnie, m.in. przedstawiłem go w obszernych artykułach na starym blogu oraz w „Roczniku Genealogicznym“ WTG Gniazdo (2010, s. 68), do którego odsyłam za pośrednictwem wydania papierowego oraz internetowego. Oto link do tego drugiego:     http://www.wtg-gniazdo.org/upload/rocznik/wtg_rocznik_2010.pdf  

Dzisiaj natomiast kilka zdań o panu sędzim z czasów pobytu w Strzelnie. Zanim tutaj trafił ukończył studia na Wydziale Prawa Uniwersytetu Poznańskiego. Pierwszą aplikaturę odbył w sądzie Powiatowym w Brodnicy, następnie w Delegaturze Prokuratury w Brodnicy, w Sądzie Okręgowym w Toruniu i w Sądzie powiatowym w Działdowie. Tuż przed jej zakończeniem 23 kwietnia 1926 roku złożył egzamin sędziowski. Od 10 maja 1926 roku był asesorem przy Sądzie Powiatowym w Starogardzie. Pierwszą nominację sędziowską postanowieniem Ministra Sprawiedliwości otrzymał z dniem 7 października 1926 roku na stanowisko sędziego powiatowego w Starogardzie. Kolejnym postanowieniem z dnia 13 stycznia 1927 roku został powołany na naczelnika Sądu Powiatowego w Czersku. Wreszcie postanowieniem z dnia 12 czerwca 1935 r. został przeniesiony na stanowisko sędziego Sądu Grodzkiego w Strzelnie.

 

Tutaj od 1937 roku pełnił funkcję naczelnika Sądu Grodzkiego oraz od 1939 roku również sędziego w Sądzie Okręgowym w Gnieźnie, pozostając nadal mieszkańcem Strzelna. Prezes Sądu Apelacyjnego w Poznaniu wyróżnił sędziego Stanisława Majcherkiewicza w 1938 roku Brązowym Medalem za Długoletnią Służbę. W międzyczasie, od 14 maja do 7 lipca 1928 roku przeszedł szkolenie w Szkole Podchorążych Rezerwy Piechoty nr 7 w Śremie i na jego zakończenie mianowanym został podporucznikiem rezerwy. Dalsza przygoda z wojskiem to dwukrotne ćwiczenia w 65 pp. i dwukrotne ćwiczenia aplikacyjne odbyte w Centrum Wyszkolenia Łączności w Zgierzu - wszystkie odbyte w przeciągu trzech lat.

W Strzelnie mieszkał vis a vis starego cmentarza, w opisanej wyżej willi. Tutaj poświęcił się również działalności społecznej. Był członkiem Związku Hallerczyków, ostatnim prezesem Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół” oraz działaczem kościelnych organizacji charytatywnych, m.in. prezesem Akcji Katolickiej. Po wybuchu II wojny światowej, wraz z sędzią Eugeniuszem Sekułowiczem otrzymał zadanie ewakuacji najważniejszych sądowych dokumentów z Gniezna do Brzeżan pod Lwowem. Na Kresach Wschodnich natychmiast podejmuje pracę w Sądzie Okręgowym w Stanisławowie. Pod koniec listopada 1939 r. zostaje aresztowany przez NKWD przy próbie przekroczenia granicy z Rumunia. Przebywał w więzieniach w Stanisławowie, Równem, Czortkowie i Bałcie. W 1940 roku został bestialsko zamordowany przez zbirów z NKWD. Do tej chwili nie jest znane miejsce jego pochówku. Nazwisko Stanisława Majcherkiewicza znajduje się na tzw. „Liście ukraińskiej”, która została przekazana Polsce w 1994 roku (lista dyspozycyjna nr 042, kwiecień 1940 r., liczba zgładzonych z listy - 418). W 2010 roku strzelnianie upamiętnili Stanisława Majcherkiewicza wykuwając jego nazwisko na epitafium miejscowego Pomnika Katyńskiego, stojącego po drugiej stronie ulicy jego byłego domu na starej strzeleńskiej nekropoli.