niedziela, 29 lipca 2018

Archeolodzy na grodzisku w Kołudzie Wielkiej



W ciepły, czwartkowy, słoneczny poranek melodyjny dźwięk telefonu rozwiał moje skupienie około pisarskie nad kolejnymi stronami opowieści o powstańcach... Dzwonił Mirek Możdżeń z Sielca z informacją, że archeolodzy z UMK prowadzą od kilku dni badania odkrywkowe na grodzisku w Kołudzie Wielkiej. Jednocześnie zaproponował byśmy razem z Heliodorem przyjrzeli się z bliska tym badaniom. Po godzinie Mirek był już po nas w Strzelnie i w trójkę udaliśmy się kilkanaście kilometrów za Strzelno, w miejsce zwane 'Okopami Szwedzkimi'. Dla niewtajemniczonych dodam, że w dziewiętnastym wieku tak nazywano pozostałości po średniowiecznych grodziskach, które w czasie potopu Szwedzi wykorzystywali jako miejsca na warowne obozowiska. Pruski kartograf Schroetter jako pierwszy oznaczył to miejsce na mapie z przełomu XVIII i XIX w. opisując je jako 'Alte Schanze' - Stare Wzgórze. W Słowniku geograficznym Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich to miejsce nie zostało opisane.

Alte Schanze - Fragment mapySchroetter z przełomu XVIII i XIX w.
Gdy przybyliśmy na pogranicze Kołudy Wielkiej i Sielca (gm. Janikowo) było już bardzo gorąco. Samochód zostawiliśmy przy Mirkowej kukurydzy i hajda ku 'Starej Noteci'. Po przejściu kilkuset metrów, polami Instytutu Zootechniki Państwowego Instytutu Badawczego Zakładu Doświadczalnego Kołuda Wielka dotarliśmy do doliny Starej Noteci, bujnie porośniętej drzewami i krzewami, cały czas idąc świeżo wydeptaną ścieżką. Nagle wyrosły przed nami wysokie równie porośnięte wały, poprzedzone głębokim rowem-fosą. Wdrapaliśmy się na nie i oczom naszym ukazało wnętrze z trzema odkrywkami archeologicznymi i kręcącymi się przy nich ludźmi. Nie była to dla mnie pierwszyzna, gdyż w przeszłości kilkanaście podobnych odkrywek odwiedziłem.





W grupie zapracowanych młodych ludzi szybko wyłuskaliśmy dwie nieco starsze postaci, ku którym skierowaliśmy nasze kroki. Po kurtuazyjnym powitaniu i przedstawienia się oraz z krótkim info, co nas tu sprowadza, rozpoczęliśmy kilkudziesięciominutową rozmowę. Jak się okazało trafiliśmy na obóz naukowy pracowników, doktorantów i studentów UMK w Toruniu z Wydziału Nauk Historycznych. Pracami tej grupy kierują dwaj naukowcy z Instytutu Archeologii dr Jacek Bojarski adiunkt z Zakład Archeologii Wczesnego Średniowiecza oraz dr Ryszard Kaźmierczak adiunkt z Pracowni Dokumentacji i Konserwacji.  

Archeolodzy pracują w ramach programu, którego celem jest przebadanie fragmentów grodziska w części bramy grodowej i ewentualne odsłonięcie fragmentu drewnianych konstrukcji umocnienia brzegu i przyczółka mostowego u wylotu bramy grodu, by ostatecznie odtworzyć przeprawę przez Starą Noteć. Jak dotychczas udało się znaleźć ślady spalenizny w bramie grodowej, ,ości zwierzęce i fragmenty ceramiki.

Informację o grodzie pierścieniowym w Kołudzie Wielkiej znajdujemy w wydanym w 1933 r. przewodniku po Inowrocławiu i Kujawach. Autor, Karol Kopeć pisze, że w Kołudzie Wielkiej znajduje się przedhistoryczne grodzisko ziemne, tzw. wał szwedzki, zwany również okopem szwedzkim.





W latach 1967 i 1969 przeprowadzono na jego obszarze badania sondażowe i pomiary oraz badania powierzchniowe. Grodzisko to znajduje się wśród łąk zwanych „Okolem”, 750 m na północny wschód od dworu i 50 m na zachód od Starej Noteci. Jego kształt jest pierścieniowy, otacza go szeroka fosa, liczy sobie w obwodzie 240 m i ma średnicę 50x85 m. Wały jego dochodzą do wysokości 8 m.




W jego obrębie znaleziono ułamki naczyń o czernionej powierzchni, bogato ornamentowane motywami jodełkowymi oraz grupami skośnych kresek. Nadto ułamki naczyń pozbawione ornamentu o gładzonej powierzchni oraz fragmenty naczyń o powierzchniach obmazywanych. Z kompletnych naczyń odkryto czerpak barwy brunatnej, nie zdobiony, wysokości 5 cm, średnicy wylewu 9,5 cm i dna 5 cm oraz naczynie jajowate o obmazywanej powierzchni, wysokie na 24 cm, średnicy wylewu 24 cm i dna 10 cm. Pochodzenie tych znalezisk określa się na podokres halsztacki D.

Datowanie znalezisk zdaje się utwierdzać w mniemaniu, iż gród w Kołudzie Wielkiej funkcjonował już w V stuleciu p.n.e. Zapewne i w okresie kształtowania się lokalnej kujawskiej formy kulturowej, tzw. grupy kruszańskiej (I w. p.n.e.), jak i w okresie późniejszym region kołudzki musiał odgrywać znaczącą rolę. Podobnie dziać się musiało w okresie wpływów rzymskich (I do III w. n.e.), ale, by w tym domniemaniu tkwić należałoby oprzeć się o głębsze badania archeologiczne regionu kołudzkiego. Najpewniej prowadzona na tym obszarze, przez wieki, intensywna uprawa gleby spowodowała zatarcie wielu nawarstwiających się na siebie śladów osadnictwa. Może aktualnie trwające badania rozjaśnią te domniemania.






Powierzchniowe badania archeologiczne prowadzone w 1969 r. wykazały, że gród halsztacki z V stulecia p.n.e. w okresie wczesnego średniowiecz zastąpiony został nową bardziej zmodyfikowaną budowlą. Pozostałością tej warowni są wały ziemne, których rozmiary zostały opisane już wyżej. O tym jakże znikomo udokumentowanym okresie nie posiadamy zbytniej wiedzy. Jedynym źródłem mówiącym o tych czasach jest dokument zwany „Geografem Bawarskim”. Z badań nad tym okresem dowiedzieć się możemy o funkcjonowaniu tzw. strefy kruszwickiej, która w okresie przedpiastowskim od VII do IX w. funkcjonowała wokół Gopła. Penetrujący te ziemie w połowie IX w. zachodni podróżni stworzyli dokument, nazwany Geografem Bawarskim, opisane zostało w nim m.in. potężne plemię Goplan, którego potęga opierała się o 400 civitates. Pod tym łacińskim słowem kryły się zapewne grody i ufortyfikowane osady służebne, jak również inne niewielkie skupiska poddanych kruszwickiego władcy. Najpewniej w tej liczbie znajdowały się również: osada i gród kołudzki. Odległość czasowa wydarzeń, jakie tu się rozegrały, jest tak daleką, iż obecnie jest prawie niemożliwe ustalenie przyczyn upadku grodziska w Kołudzie.

Na pewien trop naprowadza nas Kronika Galla Anonima i opisane w niej wydarzenia roku 1096. Z niej to dowiadujemy się o bogactwie i o rycerstwie w jakie opływała  Kruszwica oraz jej grody i o tym, że w ostatnich latach XI stulecia nastąpiła katastrofa. Wówczas gród nadgoplański wciągnięty został w spory dynastyczne między panującym Władysławem Hermanem a popieranym przez możnowładztwo synem jego Zbigniewem, w wyniku których doszło do zbrojnych starć. Pierwszy etap walki rozegrał się na Śląsku, skąd Zbigniew, nie znalazłszy dostatecznego oparcia, zbiegł na Kujawy i schronił się - chętnie przyjęty przez mieszkańców - w grodzie kruszwickim. Tutaj zdołał sobie zapewnić pomoc miejscowego rycerstwa. Dalsze wypadki z relacji Galla wyglądały następująco: Ojciec wszakże bolejąc, że Zbigniew tak bezkarnie uszedł oraz że go kruszwiczanie przyjęli, występując w ten sposób przeciw niemu samemu, z tymże samym wojskiem udał się w pościg za uciekającym Zbigniewem i z wszystkimi swymi siłami podstępuje pod gród kruszwicki. Zbigniew zaś, wezwawszy na pomoc cudze siły pogan i mając siedem szyków kruszwiczan, wyszedł z grodu i stoczył walkę z księciem Władysławem... tam też Bóg wszechmogący księciu Władysławowi tak wielkie okazał miłosierdzie, że wytępił nieprzeliczone mnóstwo przeciwników, a z jego żołnierzy poległo tylko bardzo niewiele. Tak wiele zaś rozlano ludzkiej krwi i taka masa trupów wpadła do przyległego grodowi jeziora, że od tego czasu wzdrygał się każdy dobry chrześcijanin jeść ryby z owej wody. W ten sposób Kruszwica, opływająca w bogactwo i rycerstwo, doprowadzona została prawie do wyglądu pustkowia. Zbigniew zaś ocalony, z nieliczną garstką uciekając do grodu, nie był pewien czy życie stracił, czy który z członków.





W zakończeniu opisu krwawej bitwy z 1096 r. Gall wyraźnie stwierdza, że Kruszwica z dawnego bogatego ośrodka stała się niemal pustkowiem. Jeszcze silniej rozmiary klęski uwypukla w swojej kronice Jan Długosz, dodając, iż miasto za sprzyjanie Zbigniewowi oddane zostało na łup wojskom i odarte z bogactwa i ozdób. Zapewne skutki wydarzeń 1096 r. były jeszcze bardziej poważne. Równie silnie musiały ucierpieć wszystkie okoliczne warownie, w tym gród w Kołudzie. Zdobyty przez wojów Władysława Hermana został zapewne złupiony i spalony, a broniąca go załoga wycięta w pień. Po tych spustoszeniach na wiele lat zamarło tu życie. Tereny nad Notecią porosły drzewami i krzewami, zamieniając obszar w jeden wielki nieużytek. Tracąc, za Kruszwicą, na znaczeniu strategicznym, gród nigdy już nie został odbudowany. Jednakże w pobliżu miejsca tego, życie się z czasem odrodziło.

Od lewej Mirek Możdżeń, główny inicjator naszych archeologicznych peregrynacji i ja, mówiący Wam do zobaczenia i usłyszenia.
Dodam jeszcze, że dzień rozpoczął się uroczo i nic nie zapowiadało zdarzenia niezbyt przyjemnego. Odnowiła mi się kontuzja sprzed dwóch lat. W lewej łydce coś strzyknęło i masz babo placek. Już czwarty dzień, dwa razy dziennie smaruję łydkę specjalną maścią żelową otrzymaną od Mirka. Wielu już ona pomogła, choć przeznaczona na "końskie dolegliwości", czuję, że i mi pomaga. Na razie rower w odstawce... 

Zdjęcia autorstwa Heliodora Rucińskiego