piątek, 10 stycznia 2020

Spacerkiem po Strzelnie - cz. 67 Ulica Świętego Ducha - cz. 22



Początki dziejów posesji oznaczonej dawniej numerem policyjnym 51, a obecnie 34, przybliżyłem opisując historię poprzedniej, gdyż stanowiła ona od 1800 r. własność tych samych mieszczan, czyli: szewca Poradzińskiego, następnie jego syna Walentego i wnuka Ignacego. Przed 1889 r. obie posesje nabyli Łowiccy i wystawili na nich dwie okazałe, piętrowe kamienice. Pierwszą wynajął pruskiemu urzędowi pocztowemu, a drugą, w której jeszcze przed dwudziestu laty mieściła się restauracja „Piastowska“, piętro sam zajmował, a parter wynajmował na cele gastronomiczno-hotelarskie. Pierwszym znanym dzierżawcą parteru był Niemiec Adalbert (Wojciech) Morawietz, późniejszy właściciel posesji przy Rynku 3. Prowadził on tu restaurację i hotel. Corocznie w lokalu odbywała się stawka poborowych młodego rocznika oraz przeglądy Landszturmu. Na początku lat 90. XIX w. znajdujemy tutaj kolejnego dzierżawcę, hotelarza, Niemca Adolf Schulz. Po nim interes trzymał syn Herman. Prowadzony przez niego interes nosił szumną i przyciągającą dzięki ogromnemu szyldowi nazwę: Hotel Stadt Posen - Hotel Miejski Poznań.


W okresie międzywojennym posesję nabył Edmund Boruszkiewicz i kontynuował w nim aż do początku lat 50. XX w. działalność restauracyjo-hotelarską. Pochodził on z Witkowa w powiecie gnieźnieńskim (wcześniejszym witkowskim), gdzie urodził się 16 listopada 1885 r. Był on powstańcem wielkopolskim i w Strzelnie należał do Koła Związku Weteranów Powstań Narodowych RP. 6 lutego 1934 r. został zweryfikowany w stopniu plutonowego, jako powstaniec przez Zarząd ZWPN RP w Poznaniu.  

W lokalu spotykało się okoliczne ziemiaństwo, przybywające do Strzelna w różnych interesach. Odbywające się posiedzenia rad nadzorczych instytucji gospodarczych, czy zebrania całej gamy stowarzyszeń, zawsze przeprowadzane były w godzinach wieczornych, co powodowało, iż zamiejscowi działacze pozostawali na noclegach w licznych, acz niewielkich hotelach miejskich, w tym i u Boruszkiewicza. Restauracja składała się z kilku pomieszczeń zlokalizowanych na parterze, a były to: sala ogólna z bufetem, sala narad, uroczystości i przyjęć, pokoje dla małych kilkuosobowych towarzystw i zaplecze kuchenne. Na piętrze znajdowało się mieszkanie właściciela oraz hotel. Z 28 grudnia 1938 r. zachowała się informacja, że w lokalu p. Boruszkiewicza odbyło się zebranie ,,Sokoła”, połączone z łamaniem się opłatkiem. Prezes Towarzystwa sędzia Stanisław Majcherkiewicz zagaił zebranie i wygłosił okolicznościowe przemówienie, po czym nastąpiło łamanie się opłatkiem. Kilka druhen i druhów zostało wyróżnionych okolicznościowymi upominkami, a na zakończenie odśpiewano kolędy.


W czasie okupacji restauracja została zabrana Boruszkiewiczowi - podobnie jak inne obiekty hotelarsko-gastronomiczne w mieście należące do Polaków - zaś on z rodziną zostali wysiedleni do Generalnej Guberni. Działalność hotelardko-gastronomiczną prowadził w jego obiektach Niemiec Kurt Philipp, a lokal nosił szumną nazwę: Hotel Deutsches Haus - Hotel Dom Niemiecki.


Z nastaniem pierwszych dni wolności, Boruszkiewicz powrócił i kontynuował przedwojenną profesję. Bufet w restauracji, na zasadach wspólnika prowadziła do czasu wyjścia za mąż moja mama. Z tego okresu, a konkretnie od 1945 do 1946 r. zapamiętałem wiele anegdot opowiedzianych przez mamę, a które tyczyły się tego miejsca.

Po wielokroć, w późnych godzinach wieczornych, pod osłoną nocy, restaurację odwiedzali żołnierze podziemia, w dzień ukrywający się w okolicznych lasach. Dziwnym zbiegiem okoliczności zawsze przybywali, kiedy w kuchni kotły były pełne jedzenia. Świadczyło to o tym, że właściciele byli uprzedzani o wizycie leśnych ludzi. Z opowieści mamy wynikało, że i ona wtajemniczana był w te odwiedziny. Generalnie nie znała mieszkańców Strzelna, kiedy do miasta przybyła w styczniu 1945 r. idąc na pieszo z Konina, tuż za Armią Czerwoną. Przed wojną mieszkała na Kawce, koło Goryszewa, gdzie dziadek był kierownikiem młyna. Natomiast, tuż po wojnie zamieszkała u swej siostry „na młynie" przy ulicy Inowrocławskiej. Tak więc, poznawała mieszkańców Strzelna i okolicy dopiero w trakcie ich odwiedzin w restauracji. Wspominając ten okres mówiła, że nocni goście byli jej znani z widzenia, ale nazwisk nie pamiętała. Dopiero później, kiedy ja byłem już dorosły, wspomniała, że przywódcą oddziału był Glasner ze Strzelna.

W pierwszym półroczu 1945 r. restaurację nawiedzało kilku okolicznych ziemian, którzy swe troski związane z reformą rolną topili w kieliszku. Wielu z nich, w czerwcu, otrzymało rozkazy z UB o natychmiastowym opuszczeniu swych dotychczasowych gniazd rodowych. Z bezprawnych przepisów również wynikało, iż zobowiązani byli oni do opuszczenia powiatu i zamieszkania za ich granicami. Podczas pożegnalnych spotkań, w których udział brała miejscowa inteligencja, kupcy zbożowi i młynarze, często gęsto pito znaczne ilości alkoholu. Towarzysząca temu aktowi celebra, która w fazie pożegnania toastami, kończyła się piciem z pantofelków pani bufetowej. W celu jego spełnienia mama miała przygotowane pod ladą bufetową, nie noszone obuwie. Kiedy padało hasło: Panno Irko pijemy panny zdrowie z najpiękniejszych kieliszków, nachylała się i niby zdejmując swoje czółenka, wyciągała buciki na ladę i napełniała je alkoholem. Jak się później okazało, zwyczaj ten przeszedł na co zamożniejszych obywateli Strzelna, którzy piciem z damskich pantofli próbowali dorównać ziemiaństwu. Ale gdzie im było do fantazji i szarmanckich zachowań panów ziemian.

Zdarzały się również chwile grozy, kiedy podchmieleni goście próbowali wyegzekwować swoje racje pięściami. Lekarstwem na awanturników był wilczy bilet wystawiany przez pana Boruszkiewicza. Odnotowany w ten sposób delikwent nie miał prawa wstępu do lokalu i być w jakikolwiek sposób obsłużonym. W niektóre wieczory w pobliżu restauracji dawało się słyszeć strzały i odgłosy potyczek pomiędzy tzw. „bandami" a oddziałami milicji. Kilka razy pociski wpadły do pomieszczeń bufetowo-restauracyjnych, na szczęście nie wyrządzając nikomu krzywdy.

  1. Zebranie członków PSS "Społem" w Strzelnie na świetlicy, na poddaszu kamienicy przy św. Ducha 34
 Ale i wówczas restauracja była miejscem zawierania wszelkiego rodzaju transakcji handlowych. Tutaj obracano towarem deficytowym kupowanym „z rączki do rączki", jak również można było zamówić potrzebne urządzenia, maszyny, wyposażenie gabinetów, a wszystko pochodzące z tzw. Ziem Odzyskanych, czyli z popularnie zwanego szabru. Co ciekawe, po dziś dzień możemy w strzeleńskich mieszkaniach napotkać wiele dzieł sztuki pochodzących z Wrocławia, czy Gdańska. Z braku sklepów antykwarycznych dokonywano transakcji kupna-sprzedaży biżuterii, bibelotów, cennej porcelany, złotych monet itp. Mamie udało się zawrzeć korzystną transakcję sprzedaży obrazu olejnego jednego z Kossaków, który przywiozła z Konina, a który otrzymała w zapłacie za wieloletnią pracę u rodziny Brunotte. Sumę, jaką otrzymała za obraz starczyła jej na wyprawienie wesela, zakup kompletu mebli sypialnych i całej wyprawy panieńskiej. Obraz nabył jeden z miejscowych kupców zbożowych.

W tym lokalu poznali się moi rodzice. Przychodzący po powrocie z obozu, z kolegami na przysłowiowego sznapsa, ojciec był pełen podziwu dla urody młodziutkiej bufetowej. Sam, starszy był od Mamy o 18 lat i dopiero co przeszedł rekonwalescencję poobozową. Dlatego też był szczupły - żeby nie powiedzieć chudy - do tego z maleńkim wąsikiem pod samym nosem, a do tego bardzo przystojny. Starał się wieczorami odprowadzać wybrankę swego serca do domu przy młynie, który prowadził jego przyszły szwagier Zygmunt Jaśkowiak. Nie bacząc na różnicę wieku, po rocznej znajomości oboje zawarli związek małżeński, którego efektem było urodzenie przez mamę siedmiorga potomków Ignacowych - sześciu synów i jedną córkę.

Restauracja "Piastowska" w latach 60. XX w.
Restauracja została w 1950 r. upaństwowiona. W pomieszczeniach działalność kontynuowała miejscowa PSS „Społem“. Lokal, choć został przejęty przez spółdzielnię i nadano mu nazwę „Restauracja Piastowska“, zachował klimat dawnego lokalu Boruszkiewicza. Jeszcze przez wiele lat bywalcy restauracji dla określenia tego miejsca nie mówili inaczej, jak „U Boruszkiewicza“. Stan ten zmienił się dopiero pod koniec lat sześćdziesiątych minionego stulecia. PSS wykupiła kamienicę z rąk Boroszkiewiczów i przeprowadziła w niej remont adaptacyjny pod biura oraz rozbudowę. Parter przebudowano. Zmianie uległa elewacja frontowa, do której na osi przybudowano niekomponujący z otoczeniem przedsionek - wejście główne do lokalu. W podwórzu dobudowano duże zaplecze kuchenno-magazynowe. Na piętrze uruchomiono przeniesione z Placu Daszyńskiego biura, czyniąc z tego miejsca siedzibę PSS. Na zaadaptowanym poddaszu uruchomiono świetlicę, która później przez pewien czas pełniła funkcję Miejskiego Domu Kultury. Lokal restauracji zwany „Piastowska“ stał się reprezentacyjny dla miasta i cieszył się dobrą opinią.

Wówczas, spółdzielnia przeżywała swój rozkwit. W Strzelnie posiadała własną piekarnię, ciastkarnię, rozlewnię wód gazowanych, ubojnię z zakładem masarskim, 2 kawiarnie („Danusia" i „Kolorowa"), 2 bary („Popularny" i „Bufet dworcowy"), restaurację, wypożyczalnię sprzętu AGD, 2 sklepy samoobsługowe, 4 pawilony spożywcze wolno stojące, 2 kioski, 2 sklepy nabiałowe, 3 sklepy wędliniarskie, 1 sklep z AGD, 1 sklep metalowo-narzędziowy, 1 sklep monopolowy oraz 4 sklepy spożywcze. Sieć sklepów odzieżowych i obuwniczych dotychczas posiadanych przez spółdzielnię przejęło wówczas WPHW, osłabiając nieco kondycję rozwijającej się spółdzielni.

Restauracja "Piastowska" po przebudowie - widok z lat jej świetności, kiedy kierownikiem był Józef Konieczny.
Warto dodać, że członkostwo w spółdzielni posiadał prawie każdy dorosły przedstawiciel rodziny mieszczańskiej. Jeszcze w 1990 r. spółdzielnia liczyła 1522 członków. Był okres, kiedy w wyniku gigantomanii wchłonięto strzeleńską spółdzielnię w struktury wojewódzkie tzw. WSS „Społem" - jednostkę, w której placówki terenowe stały się filiami giganta. Wówczas stanowiska prezesów spadły do rangi kierowników oddziałów. W 1976 r. zabrano spółdzielni najbardziej dochodowe sklepy przemysłowe i przyłączono je do WPHW. Z początkiem lat osiemdziesiątych „Społem" miało na terenie Strzelna 25 placówek handlowych i 4 usługowe, a WPHW 11. W jej dziejach kierownikami, czyli prezesami byli: Władysław Namieśnik, Mieczysław Zieliński, Aleksander Mizerek, Ryszard Pietrzak, Henryk Pieczyński, Stefan Płócienniczak, Jan Pietrzak oraz Tomasz Kasprowicz, po którym rządy nad spółdzielnią przejął likwidator. Dla dopełnienia opisu dodam, że pierwszym prezesem Rady Nadzorczej PSS „Społem" był Wiktor Piątkowski, a sekretarzem Filip Klemiński. Osobami wspierającymi prezesa Namieśnika w dziele założenia spółdzielni byli: Wiśniewski, Winkowski i Skornia. 

W dziejach PSS "Społem" zaistniał również mój ojciec Ignacy Przybylski, który po powrocie z obozu koncentracyjnego, od 1 września 1945 r. włączył się w nurt organizacyjny tworzącej się firmy i został wiceprezesem ds. księgowo-bilansowych, czyli głównym księgowym. Pracował tutaj do 31 stycznia 1954 r. W mych zbiorach, z których część zachowałem po ojcu, znajduje się kilka ciekawych dokumentów z pierwszych lat funkcjonowania spółdzielni. Wśród nich jest kilka mówiących o wypaczeniach w idei spółdzielczości dokonanych już w 1946 r.

Na początku obecnego stulecia spółdzielnia została zlikwidowana, a jej majątek w sposób nieprzemyślany sprzedany na pokrycie długów. Kamienica, wcześniej odremontowana w części elewacyjnej, dostała się w ręce prywatne, restauracja, którą w tym okresie prowadzili dzierżawcy, została zlikwidowana. Od kilkunastu lat budynek wraz z zapleczem ulega dekapitalizacji. Robiąc wrażenie opuszczonego i zaniedbanego, stał się ulubionym miejscem przesiadywania na nim setek gołębi. Cała elewacja frontowa pokryta jest gołębimi odchodami.