Początki dziejów posesji oznaczonej
dawniej numerem policyjnym 51, a obecnie 34, przybliżyłem opisując historię
poprzedniej, gdyż stanowiła ona od 1800 r. własność tych samych mieszczan,
czyli: szewca Poradzińskiego, następnie jego syna Walentego i wnuka Ignacego. Przed
1889 r. obie posesje nabyli Łowiccy i wystawili na nich dwie okazałe, piętrowe
kamienice. Pierwszą wynajął pruskiemu urzędowi pocztowemu, a drugą, w której
jeszcze przed dwudziestu laty mieściła się restauracja „Piastowska“, piętro sam zajmował, a parter wynajmował na cele gastronomiczno-hotelarskie.
Pierwszym znanym dzierżawcą parteru był Niemiec Adalbert (Wojciech) Morawietz,
późniejszy właściciel posesji przy Rynku 3. Prowadził on tu restaurację i
hotel. Corocznie w lokalu odbywała się stawka poborowych młodego rocznika oraz
przeglądy Landszturmu. Na początku lat 90. XIX w. znajdujemy tutaj kolejnego
dzierżawcę, hotelarza, Niemca Adolf Schulz. Po nim interes trzymał syn Herman.
Prowadzony przez niego interes nosił szumną i przyciągającą dzięki ogromnemu
szyldowi nazwę: Hotel Stadt Posen - Hotel
Miejski Poznań.
W okresie międzywojennym posesję
nabył Edmund Boruszkiewicz i kontynuował w nim aż do początku lat 50. XX w. działalność
restauracyjo-hotelarską. Pochodził on z Witkowa w powiecie gnieźnieńskim
(wcześniejszym witkowskim), gdzie urodził się 16 listopada 1885 r. Był on
powstańcem wielkopolskim i w Strzelnie należał do Koła Związku Weteranów
Powstań Narodowych RP. 6 lutego 1934 r. został zweryfikowany w stopniu
plutonowego, jako powstaniec przez Zarząd ZWPN RP w Poznaniu.
W lokalu spotykało się okoliczne
ziemiaństwo, przybywające do Strzelna w różnych interesach. Odbywające się
posiedzenia rad nadzorczych instytucji gospodarczych, czy zebrania całej gamy
stowarzyszeń, zawsze przeprowadzane były w godzinach wieczornych, co
powodowało, iż zamiejscowi działacze pozostawali na noclegach w licznych, acz
niewielkich hotelach miejskich, w tym i u Boruszkiewicza. Restauracja składała
się z kilku pomieszczeń zlokalizowanych na parterze, a były to: sala ogólna z
bufetem, sala narad, uroczystości i przyjęć, pokoje dla małych kilkuosobowych
towarzystw i zaplecze kuchenne. Na piętrze znajdowało się mieszkanie
właściciela oraz hotel. Z 28 grudnia 1938 r. zachowała się informacja, że w
lokalu p. Boruszkiewicza odbyło się zebranie ,,Sokoła”, połączone z łamaniem
się opłatkiem. Prezes Towarzystwa sędzia Stanisław Majcherkiewicz zagaił
zebranie i wygłosił okolicznościowe przemówienie, po czym nastąpiło łamanie się
opłatkiem. Kilka druhen i druhów zostało wyróżnionych okolicznościowymi
upominkami, a na zakończenie odśpiewano kolędy.
W czasie okupacji restauracja
została zabrana Boruszkiewiczowi - podobnie jak inne obiekty
hotelarsko-gastronomiczne w mieście należące do Polaków - zaś on z rodziną zostali
wysiedleni do Generalnej Guberni. Działalność hotelardko-gastronomiczną
prowadził w jego obiektach Niemiec Kurt Philipp, a lokal nosił szumną nazwę: Hotel Deutsches Haus - Hotel Dom
Niemiecki.
Z nastaniem pierwszych dni
wolności, Boruszkiewicz powrócił i kontynuował przedwojenną profesję. Bufet w
restauracji, na zasadach wspólnika prowadziła do czasu wyjścia za mąż moja
mama. Z tego okresu, a konkretnie od 1945 do 1946 r. zapamiętałem wiele anegdot
opowiedzianych przez mamę, a które tyczyły się tego miejsca.
Po wielokroć, w późnych godzinach
wieczornych, pod osłoną nocy, restaurację odwiedzali żołnierze podziemia, w
dzień ukrywający się w okolicznych lasach. Dziwnym zbiegiem okoliczności zawsze
przybywali, kiedy w kuchni kotły były pełne jedzenia. Świadczyło to o tym, że
właściciele byli uprzedzani o wizycie leśnych ludzi. Z opowieści mamy wynikało,
że i ona wtajemniczana był w te odwiedziny. Generalnie nie znała mieszkańców
Strzelna, kiedy do miasta przybyła w styczniu 1945 r. idąc na pieszo z Konina,
tuż za Armią Czerwoną. Przed wojną mieszkała na Kawce, koło Goryszewa, gdzie
dziadek był kierownikiem młyna. Natomiast, tuż po wojnie zamieszkała u swej siostry
„na młynie" przy ulicy Inowrocławskiej. Tak więc, poznawała mieszkańców
Strzelna i okolicy dopiero w trakcie ich odwiedzin w restauracji. Wspominając
ten okres mówiła, że nocni goście byli jej znani z widzenia, ale nazwisk nie
pamiętała. Dopiero później, kiedy ja byłem już dorosły, wspomniała, że
przywódcą oddziału był Glasner ze Strzelna.
W pierwszym półroczu 1945 r.
restaurację nawiedzało kilku okolicznych ziemian, którzy swe troski związane z
reformą rolną topili w kieliszku. Wielu z nich, w czerwcu, otrzymało rozkazy z
UB o natychmiastowym opuszczeniu swych dotychczasowych gniazd rodowych. Z
bezprawnych przepisów również wynikało, iż zobowiązani byli oni do opuszczenia
powiatu i zamieszkania za ich granicami. Podczas pożegnalnych spotkań, w których
udział brała miejscowa inteligencja, kupcy zbożowi i młynarze, często gęsto
pito znaczne ilości alkoholu. Towarzysząca temu aktowi celebra, która w fazie
pożegnania toastami, kończyła się piciem z pantofelków pani bufetowej. W celu
jego spełnienia mama miała przygotowane pod ladą bufetową, nie noszone obuwie.
Kiedy padało hasło: Panno Irko pijemy panny zdrowie z najpiękniejszych
kieliszków, nachylała się i niby zdejmując swoje czółenka, wyciągała buciki na
ladę i napełniała je alkoholem. Jak się później okazało, zwyczaj ten przeszedł
na co zamożniejszych obywateli Strzelna, którzy piciem z damskich pantofli
próbowali dorównać ziemiaństwu. Ale gdzie im było do fantazji i szarmanckich
zachowań panów ziemian.
Zdarzały się również chwile
grozy, kiedy podchmieleni goście próbowali wyegzekwować swoje racje pięściami.
Lekarstwem na awanturników był wilczy bilet wystawiany przez pana
Boruszkiewicza. Odnotowany w ten sposób delikwent nie miał prawa wstępu do
lokalu i być w jakikolwiek sposób obsłużonym. W niektóre wieczory w pobliżu
restauracji dawało się słyszeć strzały i odgłosy potyczek pomiędzy tzw.
„bandami" a oddziałami milicji. Kilka razy pociski wpadły do pomieszczeń
bufetowo-restauracyjnych, na szczęście nie wyrządzając nikomu krzywdy.
|
Ale i wówczas restauracja była
miejscem zawierania wszelkiego rodzaju transakcji handlowych. Tutaj obracano
towarem deficytowym kupowanym „z rączki do rączki", jak również można było
zamówić potrzebne urządzenia, maszyny, wyposażenie gabinetów, a wszystko pochodzące
z tzw. Ziem Odzyskanych, czyli z popularnie zwanego szabru. Co ciekawe, po dziś
dzień możemy w strzeleńskich mieszkaniach napotkać wiele dzieł sztuki
pochodzących z Wrocławia, czy Gdańska. Z braku sklepów antykwarycznych
dokonywano transakcji kupna-sprzedaży biżuterii, bibelotów, cennej porcelany,
złotych monet itp. Mamie udało się zawrzeć korzystną transakcję sprzedaży
obrazu olejnego jednego z Kossaków, który przywiozła z Konina, a który
otrzymała w zapłacie za wieloletnią pracę u rodziny Brunotte. Sumę, jaką
otrzymała za obraz starczyła jej na wyprawienie wesela, zakup kompletu mebli
sypialnych i całej wyprawy panieńskiej. Obraz nabył jeden z miejscowych kupców
zbożowych.
W tym lokalu poznali się moi
rodzice. Przychodzący po powrocie z obozu, z kolegami na przysłowiowego sznapsa,
ojciec był pełen podziwu dla urody młodziutkiej bufetowej. Sam, starszy był od
Mamy o 18 lat i dopiero co przeszedł rekonwalescencję poobozową. Dlatego też
był szczupły - żeby nie powiedzieć chudy - do tego z maleńkim wąsikiem pod samym
nosem, a do tego bardzo przystojny. Starał się wieczorami odprowadzać wybrankę
swego serca do domu przy młynie, który prowadził jego przyszły szwagier Zygmunt
Jaśkowiak. Nie bacząc na różnicę wieku, po rocznej znajomości oboje zawarli
związek małżeński, którego efektem było urodzenie przez mamę siedmiorga
potomków Ignacowych - sześciu synów i jedną córkę.
Restauracja "Piastowska" w latach 60. XX w. |
Restauracja została w 1950 r.
upaństwowiona. W pomieszczeniach działalność kontynuowała miejscowa PSS
„Społem“. Lokal, choć został przejęty przez spółdzielnię i nadano mu nazwę
„Restauracja Piastowska“, zachował klimat dawnego lokalu Boruszkiewicza.
Jeszcze przez wiele lat bywalcy restauracji dla określenia tego miejsca nie
mówili inaczej, jak „U Boruszkiewicza“. Stan ten zmienił się dopiero pod koniec
lat sześćdziesiątych minionego stulecia. PSS wykupiła kamienicę z rąk
Boroszkiewiczów i przeprowadziła w niej remont adaptacyjny pod biura oraz
rozbudowę. Parter przebudowano. Zmianie uległa elewacja frontowa, do której na
osi przybudowano niekomponujący z otoczeniem przedsionek - wejście główne do
lokalu. W podwórzu dobudowano duże zaplecze kuchenno-magazynowe. Na piętrze
uruchomiono przeniesione z Placu Daszyńskiego biura, czyniąc z tego miejsca
siedzibę PSS. Na zaadaptowanym poddaszu uruchomiono świetlicę, która później
przez pewien czas pełniła funkcję Miejskiego Domu Kultury. Lokal restauracji
zwany „Piastowska“ stał się reprezentacyjny dla miasta i cieszył się dobrą opinią.
Wówczas, spółdzielnia przeżywała
swój rozkwit. W Strzelnie posiadała własną piekarnię, ciastkarnię, rozlewnię
wód gazowanych, ubojnię z zakładem masarskim, 2 kawiarnie („Danusia" i
„Kolorowa"), 2 bary („Popularny" i „Bufet dworcowy"),
restaurację, wypożyczalnię sprzętu AGD, 2 sklepy samoobsługowe, 4 pawilony
spożywcze wolno stojące, 2 kioski, 2 sklepy nabiałowe, 3 sklepy wędliniarskie,
1 sklep z AGD, 1 sklep metalowo-narzędziowy, 1 sklep monopolowy oraz 4 sklepy
spożywcze. Sieć sklepów odzieżowych i obuwniczych dotychczas posiadanych przez
spółdzielnię przejęło wówczas WPHW, osłabiając nieco kondycję rozwijającej się
spółdzielni.
Restauracja "Piastowska" po przebudowie - widok z lat jej świetności, kiedy kierownikiem był Józef Konieczny. |
Warto dodać, że członkostwo w
spółdzielni posiadał prawie każdy dorosły przedstawiciel rodziny
mieszczańskiej. Jeszcze w 1990 r. spółdzielnia liczyła 1522 członków. Był
okres, kiedy w wyniku gigantomanii wchłonięto strzeleńską spółdzielnię w
struktury wojewódzkie tzw. WSS „Społem" - jednostkę, w której placówki
terenowe stały się filiami giganta. Wówczas stanowiska prezesów spadły do rangi
kierowników oddziałów. W 1976 r. zabrano spółdzielni najbardziej dochodowe
sklepy przemysłowe i przyłączono je do WPHW. Z początkiem lat osiemdziesiątych
„Społem" miało na terenie Strzelna 25 placówek handlowych i 4 usługowe, a
WPHW 11. W jej dziejach kierownikami, czyli prezesami byli: Władysław
Namieśnik, Mieczysław Zieliński, Aleksander Mizerek, Ryszard Pietrzak, Henryk
Pieczyński, Stefan Płócienniczak, Jan Pietrzak oraz Tomasz Kasprowicz, po
którym rządy nad spółdzielnią przejął likwidator. Dla dopełnienia opisu dodam,
że pierwszym prezesem Rady Nadzorczej PSS „Społem" był Wiktor Piątkowski,
a sekretarzem Filip Klemiński. Osobami wspierającymi prezesa Namieśnika w
dziele założenia spółdzielni byli: Wiśniewski, Winkowski i Skornia.
W dziejach PSS "Społem" zaistniał również mój ojciec Ignacy Przybylski, który po powrocie z obozu koncentracyjnego, od 1 września 1945 r. włączył się w nurt organizacyjny tworzącej się firmy i został wiceprezesem ds. księgowo-bilansowych, czyli głównym księgowym. Pracował tutaj do 31 stycznia 1954 r. W mych zbiorach, z których część zachowałem po ojcu, znajduje się kilka ciekawych dokumentów z pierwszych lat funkcjonowania spółdzielni. Wśród nich jest kilka mówiących o wypaczeniach w idei spółdzielczości dokonanych już w 1946 r.
Na początku obecnego stulecia spółdzielnia
została zlikwidowana, a jej majątek w sposób nieprzemyślany sprzedany na
pokrycie długów. Kamienica, wcześniej odremontowana w części elewacyjnej,
dostała się w ręce prywatne, restauracja, którą w tym okresie prowadzili
dzierżawcy, została zlikwidowana. Od kilkunastu lat budynek wraz z zapleczem
ulega dekapitalizacji. Robiąc wrażenie opuszczonego i zaniedbanego, stał się
ulubionym miejscem przesiadywania na nim setek gołębi. Cała elewacja frontowa
pokryta jest gołębimi odchodami.
biegało sie na glaretki za dzieciaka do piastowskiej
OdpowiedzUsuńKto jest odpowiedzialny za sprzedanie w niewłaściwe ręce jedynej restauracji w Strzelnie? Przykre, ze nie może piękne Strzelno doczekać się lokalu restauracyjnego.
OdpowiedzUsuń