poniedziałek, 22 lutego 2021

Spacerkiem po Strzelnie - cz. 122 Ulica Inowrocławska - cz. 18

Piękna pogoda nastraja do spacerów, jednakże roztopy nie pozwalają nam zajrzeć do parków, bo tam mokro. Zatem, pozostaje miasto i nadal zatłoczone ulice. Gdyby była obwodnica moglibyśmy pochodzić nawet jezdnią. Potrwa to jeszcze kilka, być może kilkanaście lat, dlatego nie czekając ruszamy i to najbardziej zatłoczoną - Inowrocławską. Podczas dzisiejszego spacerku, idąc ku Rynkowi poznamy dzieje dwóch domostw, w tym jednego, które niestety już nie istnieje. Zacznijmy od domu nr 12, który dawniej, jeszcze przed wprowadzeniem obecnie obowiązującego porządku nosił numer 88. Sięgnijmy po stary, pochodzący z 1898 roku opis opatrzony tytułem Ulica Pocztowa. Z niego dowiadujemy się, że przed 200-laty posesja należała do szewca Wawrzyńca Jarłowskiego. Do Strzelna przybył on z Gniezna w 1817 roku wraz ze swoją nowo poślubioną małżonką Katarzyną Tykocińską. W domu, który tutaj wystawili mieszkały jeszcze ich dwa pokolenia. Około 1870 roku nieruchomość nabył przybyły do miasta właściciel firmy budowlanej Jan Kriewald, Niemiec wyznania ewangelickiego. W 1883 roku wymieniony został jako budowniczy stawiający nową owczarnię na folwarku w Maszenicach należącym do majątku Głębokie pod Kruszwicą. W grudniu 1886 roku został on wybrany do Sejmiku nowo powstałego powiatu strzelińskiego i z jego ramienia został członkiem komisji ds. taksowania padłych na zarazę zwierząt oraz zabitych na rozkaz policji.

Po Kriewaldzie właścicielem posesji został Maks Wiedemayer, który prowadził tutaj gościniec. Wymieniony został w 1903 roku jako restaurator. Po nim nieruchomość nabył Niemiec Bernard Schufheiss, który prowadził tutaj tak jak poprzednik restaurację i kolonialkę. W 1927 roku po sprzedaży młyna Jaśkowiakowi całość nabył w drodze kupna od Niemca Józef Ogiński. On także był kontynuatorem tej samej działalności gospodarczej. Po nim działalność przejął syn Jan, który był członkiem strzeleńskiego Koła Związku Hallerczyków i sekretarzem Towarzystwa Hodowców Gołębi Pocztowych. Oba stowarzyszenia odbywały w salce restauracyjnej Ogińskich swoje zebrania. Nadto był sekretarzem Koła Chrześcijańskiej Demokracji. Józef miał jeszcze synów: Władysława, który prowadził sklep galanteryjny przy ul. św. Ducha oraz Bronisława członka Koła Związku Hallerczyków.

Stosunkowo późno Józef uregulował ostateczne scedowanie praw własności swojej sprzedanej Jaśkowiakowi firmy „Młyn Parowy J. Ogiński w Strzelnie“. Dopiero 16 lutego 1929 roku doprowadził do zmiany zapisów w rejestrze handlowym prowadzonym przez miejscowy Sąd Grodzki, z których wynikało, iż Bronisław Ogiński jako właściciel do 1/4 części tej firmy, sprzedał swoją część Józefowi Ogińskiemu kontraktem notarialnym z dnia 26 maja 1925 roku, a zatem Józef Ogiński jest jedynym właścicielem. W latach 30. minionego stulecia Ogińscy sprzedali dom Wziętkom. W latach powojennych w lokalu po kolonialce działalność usługową prowadziła PSS „Społem“. Tutaj znajdował się punkt szklarski. Już w latach przemian gospodarczych po szklarzu otworzył swój pierwszy sklep spożywczy Tadeusz Skonieczny z Łąkiego. Po pewnej przerwie placówka powróciła w to miejsce i funkcjonuje pod szyldem sklepu ogólnospożywczego.

Przechodząc dalej zatrzymujemy się przed wyrwą w zabudowie pierzei - pustą parcelą. Niegdyś oznaczone to miejsce było numerem policyjnym 89, a współcześnie numerem porządkowym 10. Wystające z ziemi  końcówki łączy gazu i energii elektrycznej oraz resztki murów dawnej zabudowy, spełniających rolę opłotowania zdają się mówić, że stał tu jeszcze do niedawna dom… Ta wolna przestrzeń odsłania przed nami obraz sąsiednich zabudowań podwórzowych oraz głębię sięgającą końcówki ulicy Magazynowej, z ostatnim w mieście kominem przemysłowym stojącym przy byłej rzeźni miejskiej. Najstarsze zapiski wskazują, że przed 200-laty stał już tutaj dom należący do rodziny Usorowskich - jednej z najstarszych w mieście. Co ciekawe, to poznajemy tę rodzinę w tragicznych dla niej okolicznościach. Otóż działo się to 19 marca 1698 roku, co odnotowano w Kruszwickich grodzkich relacjach, pożar strawił dobytek czterech mieszczan, w tym Usorowskiego. O tym pożarze pisałem przy okazji ul. Świętego Ducha 21, gdyż tam mieszkał w 1800 roku kolejny Usorowski, jak również trzeci przedstawiciel tej rodziny pod numerem 11 tej samej ulicy.

Gdyby ów z 1698 roku pożar dotyczył domostwa dziś omawianego, moglibyśmy powiedzieć, iż 300 lat temu historia tego domu od pożaru się zaczęła i współcześnie w 2011 roku pożarem się zakończyła. Ale zanim do tego tragicznego finału doszło, miejsce to kilka razy przechodziło przemiany. W 1800 roku Usorowski prowadził w tym miejscu szynk, czyli karczmę, która z racji swego położenia zapewne służyła podróżnym przybywającym do miasta. Interes rodzinny mogły prowadzić tutaj co najmniej cztery pokolenia Usorowskich. Około lat 70. XIX w. interes przejął po nich Żyd Schwalbe, kontynuując tzw. wyszynk. Z kolei w latach 90. starą karczmę odkupił od Schwalbego sąsiad, budowniczy Jan Kriewald i po rozebraniu starych zabudowań wystawił w ich miejsce okazały piętrowy dom, który miał być dla niego formą lokaty kapitału na chudsze lata.

Budynek został wystawiony w stylu eklektycznym pod koniec XIX w. i był typową jednopiętrową, podpiwniczoną, sześcioosiową kamienicą, nakrytą dwuspadowym dachem papowym, ze strychem użytkowym, o niezwykle bogato zdobiony frontonie, szczególnie w pasie okiennym pierwszego piętra. Na trzeciej osi od północy znajdowało się wejście główne do kamienicy. Posiadała ona jedno duże i jak na owe czasy luksusowe mieszkanie na pierwszym piętrze oraz cztery mieszkania na parterze. Część mieszkalna parteru pełniła funkcję gabinetowo-kancelaryjną. Parter zdobiły silne boniowania międzyokienne, solidne, murowane parapety oraz wnęki podokienne wypełnione girlandami. Podobnie przedstawiał się pas podokienny pierwszego piętra, z bogato zdobionymi otworami okiennymi, które wieńczyły dwa rodzaje pięknych, murowanych, kształtem naprzemiennych frontonów - surbaissé i sans retoure. Kondygnacje rozdzielał gładki fryz, a nad nim murowany gzyms. Górę zamykał kolejny fryz ze ślepymi płycinami okienkowymi oraz wielki drewniany, zdobny gzyms okapowy wsparty na równie zdobnych stiukowych wspornikach. W latach 60. minionego stulecia, boniowania parteru wyrównano tynkiem, zacierając urok tego rodzaju zdobienia.

Z początkiem XX w. przybył do Strzelna adwokat i notariusz dr Paul Eugen Bändel. Był on osobą samotną i zakupił od budowniczego Kriewalda nową, okazałą, a do tego elegancką kamienicę. Jak wynika ze spisu ludności miasta Strzelna w 1910 roku zamieszkiwał w niej sam. Znajdując się w grupie bogatych mieszczan wcześniej, bo w 1909 roku został wybrany na członka magistratu Strzeleńskiego. Funkcję tę sprawował 6 lat i po upływie kadencji, 16 marca 1915 roku ponownie został wybór na tę samą funkcję i ten sam sześcioletni okres. 22 kwietnia adwokat, notariusz dr Bändel został uroczyście wprowadzony do swojego biura magistrackiego. Funkcję tę sprawował do 1919 r. W międzyczasie był on jednym z członków grupy Niemców reprezentujących ugodowy stosunek do Polaków. Na jej czele stał dziedzic Markowic Claus von Heydebreck. To on w 1911 roku w specjalnym oświadczeniu wystąpił przeciwko strzeleńskiemu kierownictwu sławetnego Towarzystwa Hakata (HKT). Dr Bändel osobiście docierał do przedstawicieli narodowości niemieckiej w powiecie mogileńskim, zbierając podpisy pod protestacyjnym oświadczeniem dziedzica Markowic. W 1920 roku - już w spolszczonej formie imion - dr Paweł Eugeniusz Bändel zamieszkiwał w Bydgoszczy przy Nowym Rynku 11, gdzie był notariuszem Sądu Apelacyjnego w Poznaniu.   

 

W okresie międzywojennym mieszkał tutaj do 1929 r. lekarz dr Czesław Bydałek, który stąd przeniósł się do Inowrocławia.  Jak wieść miejska niesie, przed II wojną światową, w domu tym mieściło się ustronne miejsce szyldowane przysłowiową czerwoną latarnią. Jednym słowem burdel, lub, jak kto woli agencja towarzyska, o której usługach szeptali, przy kufelku miejscowego piwa, niespełnieni w małżeństwie mężczyźni. Ale i trzeba powiedzieć, że w okolicy, jak i samym Strzelnie, sporo mieszkało okrzepłych w stanie wolnym kawalerów, którym nie pilno było myśleć o zamążpójściu. I to generalnie oni zdobywali tutaj pierwsze szczeble wtajemniczenia w sztuce uprawiania poletka rozkoszy. Ile w tym prawdy? Dzisiaj nie sposób ustalić…

Od około 20 lat kamienica zaczęła popadać w ruinę. Jej oficjalny administrator i współwłaściciel Paweł Wiśniewski z niewiadomych przyczyn - zapewne z braku środków - przestał o nią dbać. Wszyscy lokatorzy się wyprowadzili, pozostał tylko on sam. Z roku na rok było coraz gorzej i nagle 25 lipca 2011 r. o godz. 5:30 strzelnian wybudziły wyjące syreny. Gro zaspanych, spod kołdry słyszało sygnały alarmowe pędzących w oddali samochodów. Pierwsza myśl – wypadek i u wielu tak pozostało, aż do spotkania sąsiadów, po wyjściu z domów do pracy, na ranne zakupy i na poranną modlitwę do kościoła. Szczęście w nieszczęściu w wyniku pożaru nikt na zdrowiu i życiu nie ucierpiał. Była początkowo taka obawa, nawet została sprowadzona kamera termowizyjna, jednakże okazało się, że właściciela tej kamienicy w czasie pożaru nie przebywał na miejscu. Co ciekawe kamienica przeznaczona była do rozbiórki, na co były podjęte przez właściwe organy stosowne decyzje. Jedynie odwołanie się właściciela opóźniało wykonanie tego, co niechybnie tę kamieniczkę czekało. Problem poniekąd rozwiązał pożar, choć słów tych - zasłyszanych od gapiów - bym nie powiedział. W sprawnej akcji gaśniczej udział brało kilka jednostek ratunkowo-gaśniczych. Oczywiście pierwsi zjawili się nasi druhowie od św. Floriana, których wspierali i dowodzenie akcją przejęli zawodowcy z PSP z Mogilna i Inowrocławia. Nadto na pomoc przybyły zastępy z Gębic o Ostrowa. Nie pierwsze i ostatnie to zdarzenie, które wspomagają druhowie z sąsiednich PSP i OSP. Ale najczarniejsza robota przypadła naszej braci strażackiej - zabezpieczyć pogorzelisko i udrożnić komunikację miejską. Tego dnia po pracy i ja w tym miejscu byłem i rzewną łezkę nad znikającym świadkiem historii miasta uroniłem.

Tej kamienicy media poświeciły kilkanaście artykułów, a to w związku z zagrożeniem jaki jej stan techniczny niósł dla przechodniów i przejeżdżających samochodów. Na portalach internetowych trwała nieustanna i zażarta dyskusja. Wieszano wszystko, co najgorsze na ówczesnej władzy i dopiero po zmianach ostatecznie problem rozwiązał nowy burmistrz Strzelna Dariusz Chudziński. W sierpnia 2019 roku kamienicę rozebrano… 

Foto.: Heliodor Ruciński