sobota, 20 kwietnia 2024

Z dziejów wsi Łąkie - opowieść pierwsza [1]

W końcu przyszedł czas na moją rodzinną wieś Łąkie, a wszystko to za sprawą kuzynki Krysi Nowak. Po przeczytaniu opowieści o wiatraku i cmentarzu ewangelickim w Łąkiem - a było to w maju ubiegłego roku - przedzwoniła do mnie i długo rozmawialiśmy o wsi, rodzinie i naszych przeżyciach: u krewnych Jagodzińskich na Hubach pod Borym, u wujostwa Łojewskich, rodzinnych odwiedzinach itd., itp. Przyznałem Krysi, że dzieje wsi to spisałem już przed wieloma laty, a Jej telefon sprawił, że złożyłem obietnicę, iż niebawem dzieje Łąkiego ukażą się w odcinkach na blogu. Sentyment przeważył, odłożyłem inne tematy i oto dzisiaj prezentuję 1. część opowieści. Ale za nim do niej przejdziemy wspomnę, że po wiatraku i cmentarzu, pisałem już również o Badeanstalt - czyli o „Łazienkach Łąkiewskich” oraz o Ziemowitach - części wsi Łąkie i dawnym folwarku. 

Jest wiele miejscowości w naszej gminie, które z racji swego położenia możemy opisać jako wyjątkowe, czy piękne. O tych przymiotach w ogromnej mierze decyduje wkomponowanie całej zabudowy w otaczający ją krajobraz. To nasi przodkowie wybierając miejsce na założenie tego pierwszego siedliska, czy osady, obierali zawsze miejsca im sprzyjające, szczególnie urokliwe, a do tego obdarzone niewidzialną mocą. To dzięki owemu urokowi i dziwnej mocy po wyjeździe stąd tak bardzo tęsknimy, by powrócić choć na chwilę i podładować swoje moce witalne. Korespondując ze mną ludzie piszą, że tęsknią i wyliczają dziesiątki przymiotów, które w nich tę nostalgię wywołują - tak chciałabym wrócić, poczuć raz jeszcze, dotknąć, upoić się zapachem i widokiem… Zapewne każdy z nas ma to jedno, jedyne miejsce, które po wyjeździe z niego chciałby jeszcze raz odwiedzić, czy wręcz do niego powrócić. Wyjątkiem są ci, którzy nie znają pojęcia tęsknoty, lub do niej się nie przyznają - uważam, że są oni nieszczęśliwi. Miłość tkwi w każdym z nas i aby być szczęśliwym, trzeba ją okazywać, dzielić się nią i uczyć jej innych. Tęsknota i miłość w jednej chodzą parze, dlatego też wszystkim tym, którzy przymioty owe posiadają dedykuję te swoje spacerki po naszym mieście i naszych wsiach.

Łąkie na mapie z 1832 r.

Urokliwe położenie Łąkie zawdzięcza dwóm jeziorom i otulającym je lasom, które dawniej należały do klasztoru sióstr norbertanek w Strzelnie. Stanowiły one swoistą bazę zaopatrzeniową w budulec, opał i dary natury mieszkańców Strzelna oraz okolicznych miejscowości. Dzisiejsze Łąkie w niczym nie przypomina dawnej osady, tej sięgającej korzeniami średniowiecza. Położone na południowy zachód od miasta swymi gruntami graniczy z wsiami: Strzelnem Klasztornym - na wschodzie, Cienciskiem - na styku południowym, Zbytowem w gminie Mogilno na zachodzie oraz Jeziorkami i miastem Strzelnem - na północy. Wieś w częściach południowej i zachodniej oraz fragmencie północnym dotyka granic kompleksu Lasów Miradzkich. W skład sołectwa Łąkie wchodzą poza wsią właściwą jej integralne części: Zofijówka, Tomaszewo, Ziemowity, Kurzebiela i osada leśna Miradz. W latach 70. XX w. wykreślono dwie części wsi, a mianowicie: Wybudowanie Łąkie oraz Huby. Sołectwo przecięte jest trzema drogami powiatowymi, wychodzącymi ze Strzelna w kierunkach do Wilczyna, Orchowa, i Gębic oraz licznymi drogami gminnymi. Tu przebiega również dobrze oznakowany odcinek Szlaku im. Jerzego Wojciecha Szulczewskiego. Część najstarsza wsi stanowi niewielki obszar o typowej dla średniowiecza zabudowie ulicowej. Pozostałe części wsi świadczą o ich późniejszym rodowodzie, sięgającym XIX i początków XX w., w części o cechach poparcelacyjnych oraz folwarcznych (Ziemowity i Zofijówka). Udając się do Łąkiego wyjeżdżamy ze Strzelna w kierunku południowym, kierując się na Gębice. Mamy do wyboru dwie drogi: powiatową i gminną - tzw. Szlak im. J. W. Szulczewskiego. Po drodze mijamy zabudowania gospodarskie typowe dla osadnictwa pruskiego z przełomu XIX i XX w., przeplatane budownictwem nowoczesnym.

Czy tak mogła przed wiekami wyglądać wieś Łąkie?

Pierwotne i dziewicze siedlisko Łąkie, które w miarę upływającego czasu przeistaczało się w osadę, a następnie wieś, lokowane zostało nad jeziorem, w części północno-zachodniego brzegu, otoczonego praborami nadnoteckimi, pokrywającymi w odległych czasach niemalże całą tutejszą krainę. Pierwszy zasadźca, któremu pan dominialny zezwolił tu zamieszkać, zapewne wraz z najbliższymi czerpał z obfitości jeziora i zasobów puszczańskich. Z upływem czasu, kiedy córki i synowie pozakładali rodziny, zaczęto uprawiać tutejsze wydarte puszczy grunty, dzieląc tę pracę z połowami w jeziorze, łowami w borach, zbieractwem i hodowlą zwierzyny zagrodowej. W późniejszym podziale pracy w osadzie, najmądrzejszy z tutejszych parał się bartnictwem i zielarstwem. Tak doczekano czasów, kiedy do pobliskiej wsi Strzelno zajechały wozy z siostrami od św. Norberta - zakonnicami, które w krótkim czasie zostały obdarowane licznymi dobrami przez możnowładcę - Piotra Włostowica z rodu Łabędziów.

Początki wsi owiane są mgłą tajemnicy, którą skrywa tutejsza ziemia i co jakiś czas wyrzuca na swoją powierzchnię. Miejscowi rolnicy znajdowali w trakcie prac uprawowych wyorane na powierzchnię skorupy gliniane oraz różne kamienne artefakty. Ta tajemnicza mgła, w ogromnej części rozwiana, dotyczy również dokumentu uznanego za falsyfikat, w którym wymienia się Łąkie wśród uposażenia klasztoru sióstr norbertanek ze Strzelna. Cofa ona nas do 1231 roku i podfałszowania w przywileju Kazimierza Wielkiego z 1356 roku. Owe fałszerstwo spłodzone zostało w klasztornym skryptorium, a poznajemy je dopiero z transumptu Kazimierza Jagiellończyka z 1459 roku i transumptu tegoż, dokonanego w 1461 roku.

Edmund Callier opisując w swojej książce Kruszwica (1894) starostwo kruszwickie i wchodzącą w jego skład wieś Łąkie, podał, że z tej wsi w 1377 roku miał się pisać Maciej. Tę krótką informację oparł o dokument spisany 24 sierpnia 1377 roku w Trzemesznie, a który zawarty został w Kodeksie Dyplomatycznym Wielkopolskim (Nr 1742). Światkiem jego spisania był Maciej i w tymże dokumencie miejsce jego pochodzenia zostało zapisane w brzmieniu - Lyoncz oraz zinterpretowane przez XIX-wiecznych badaczy jako 'Łonkie' - nasze współczesne Łąkie. Czy możemy uznać, że Maciej pochodził z podstrzeleńskiego Łąkiego? Możemy domniemywać, że tak, na co wskazywać może późniejszy dokument. Zatem, byłaby to pierwsza autentyczna informacja o Łąkiem.

Bezdyskusyjną, autentycznie pisaną wiadomość o wsi Łąkie, będącej własnością norbertanek strzeleńskich znajdujemy pod rokiem 1439. Najciekawszym w rzeczonym dokumencie jest to, że wieś została w nim opisana, jako w pełni zorganizowana i ciesząca się licznymi wcześniejszymi przywilejami i prawami. Ale o szczegółach opowiem nieco później, a teraz przejdźmy do zapisanych na tymże pergaminie nazw miejscowych: wieś Łąkie i jezioro Głębokie w brzmieniu: Lankie [Lankye - 1443] i Glamboke.  

Nazwy te Zdają się być łatwe do zinterpretowania i ich etymologicznego pochodzenia. Zatem, przejdźmy do wyjaśnienia nazwy wsi Łąkie, wywodząc ją od łąki - zbiorowiska roślinnego tworzonego przez byliny ze znacznym udziałem traw. Aleksander Brückner słowo „łąka”, łączka, łąkowy, łączny odnosi do dawnej nazwy krajowej określającej ‘nizinę nad skrętem rzecznym’. Kierując się tym wskazaniem, szczególnie w dawnym układzie topograficznym wsi, znajdujemy takie skręty, które cechowały linię brzegową tutejszego jeziora, nad którym lokowana była pierwotna osada Łąkie. We wczesnym średniowieczu jezioro to było o wiele większe, o nieregularnej linii brzegowej z widocznymi skrętami jego wydłużonego kształtu. Z czasem, przy stopniowym obniżaniu się lustra wodnego, po ustępującej wodzie wykształciły się niziny nad tymi skrętami, a samo jezioro zostało rozdzielone groblą na dwa jeziora: Głębokie i Małe. Grobla ta powstała w najwęższym i najpłytszym przesmyku, w środkowej części jeziora - na wysokości późniejszej karczmy. To właśnie od tych przybrzeżnych nizin, które zamieniły się w łąki, zaczerpnięto nazwę wsi Łąkie.

Natomiast nazwa jeziora Głębokie została utrwalona przez miejscową ludność, dla odróżnienia głębokiej odnogi południowej od płytszej, tej za groblą odnogi północnej, którą zaczęto nazywać jeziorem Małym. Z czasem nazwę wsi przeniesiono także na jezioro, które od połowy XIX w. zaczęto przemiennie nazywać, raz jeziorem Łonki - a po niemiecku Lonke, innym razem jeziorem Głębokie. Pamiętam, że w latach 60. XX w. starsi mieszkańcy nazywali jeszcze to jezioro - Głębokim, choć u mieszczuchów funkcjonowała nazwa Łąkie. 

Pierwsza, znana z dokumentów, średniowieczna nazwa wsi brzmiała Lankie i wielokrotnie powtarzana była w innych, późniejszych dokumentach i zapiskach metrykalnych. W XVIII w. pojawia się forma Łąkie w metrykaliach katolickich parafii Strzelno, przy odnotowaniu zgonu szlachetnie urodzonej Marii Chrzanowskiej z Łąkiego, która w tejże wsi zmarła w wieku 40 lat - 20 lutego 1757 roku. W pierwszej połowie XIX w. pojawia się nazwa Łonki. 

Z początkiem XIX w. pojawia się forma Lonk, która w połowie tegoż samego stulecia przybrała formę Lonki - podobnie jak jezioro i również pisaną jako Łąki. Swoją współczesną nazwę - Łąkie utrwaliło w drugiej połowie XIX w. i trwa ona do dzisiaj. Niemieccy osadnicy w XIX w. nazywali wieś Lonke i jako urzędowa, przetrwała do 1919 roku.

CDN

 

czwartek, 18 kwietnia 2024

Prof. Jan Miodek w Strzelnie i o Strzelnie

Od lewej: Inka Dubicka, prof. Jan Miodek z małżonką Teresą i autor Marian Przybylski. W tle pod rotundą kościelny Radtke.

Wczorajsze przywołanie prof. Jana Miodka przez Damiana Rybaka skłoniło mnie, by napisać o pamiętnej wizycie, znawcy języka polskiego, prof. Jana Miodka w Strzelnie. Sięgnąłem do swojego archiwum, z którego wydobyłem kopertę ze zdjęciami, listem i opisem wizyty znawcy języka polskiego. Cała rzecz miała miejsce przed 29. latami z okazji cyklicznych „Dni Strzelna” i tzw. „Krakowskich Prezentacji”. Profesor wraz z małżonką zawitał na zaproszenie Stanisława Kaszyńskiego i krakowskiego środowiska twórczego. Oboje niezwykle sympatyczni, promieniujący swym radosnym i ciepłym usposobieniem wywarli na nas ogromne wrażenie. Na nas, mam na myśli ówczesnych pracowników strzeleńskiego Domu Kultury. Prawie po czterech miesiącach od wizyty otrzymałem z Wrocławia przesyłkę. Liścik od Profesora z kilkoma zdjęciami dokumentującymi nasze spotkanie. Oto i one:

Wykorzystując wizytę tak znakomitej osobowości, zorganizowaliśmy spotkanie strzelnian z Profesorem w ówczesnej sali kina „Kujawianka”. Była niedziela 28 maja 1995 roku o godzinie 10,00 spotkała się dość spora grupa mieszkańców z Janem Miodkiem - profesorem Uniwersytetu Wrocławskiego, twórcą i głównym aktorem telewizyjnej „Ojczyzny - Polszczyzny”, niezwykle popularnej w owym czasie, jak i obecnie, postaci świata nauki. W sali nie wszystkie rzędy były wypełnione. Gro znygusiałych mieszkańców zapewne przekręcało się w pieleszach domowych z boku na bok, ale znacząca, bo w 70-ciu procentach wypełniająca salę grupa inteligencji pozaoświatowej przybyła, by posłuchać, co do powiedzenia strzelnianom ma pan Profesor.

 

Specjalnie zaznaczyłem, pozaoświatowej, gdyż faktycznie na sali było zaledwie trzech przedstawicieli zawodu nauczycielskiego. Pozostali, którzy według listy płac mogliby wypełnić sami salę kina, uznali, że nie dla nich ten „numer”. Mnie osobiście było bardzo głupio i próbując usprawiedliwić inteligencję strzeleńską, usłyszałem z ust Profesora, bym się nie frasował tą grupą zawodową. A padło pytanie ze sali, tyczące się dopiero, co skończonych matur: - Co by pan Profesor zrobił gdyby w pracy maturalnej napotkał taki, a taki błąd? Znawca tematu dał wówczas tak znakomitą odpowiedź, że weszłaby ona polonistom w przysłowiowe pięty. Adresatów odpowiedzi na spotkaniu niestety nie było, niemniej jednak dotarła ona do nich i wywołała ogromne zażenowanie.

Od lewej: Piotr Dubicki z żoną Inką, prof. Jan Miodek oraz autor Marian Przybylski

Wówczas też prof. Jan Miodek ustosunkował się do etymologii nazwy miejscowej, Strzelno, którą dla wierności zacytuję za jego wypowiedzią prezentowaną później w audycji telewizyjnej „Ojczyzna - Polszczyzna”, nadanej 27 lipca 1995 roku w programie II TVP. Otóż, pan Profesor powiedział:

…I wreszcie bardzo stare, kujawskie Strzelno, z pięknymi świątyniami, które odwiedziłem w ostatnim dniu swojego odczytowego objazdu. Strzelno jest tak jak nasz dolnośląski Strzelin najprawdopodobniej etymologicznie związane z prasłowiańską bazą nazewniczą „strel”, tkwiącą np. w wyrazie przestrzeń. Proszę Strzelno i Strzelin związać etymologicznie z przestrzenią. A zarazem etymologicznie Strzelno czy Strzelin to rozległa równina, szerokie pole - a przyrostek „no” był typowym przyrostkiem topograficznym

Po spotkaniu, razem z Piotrem Dubickim i jego małżonką, zaprosiliśmy gości do zwiedzania Strzelna, szczególnie zabytków rozsianych na Wzgórzu Świętego Wojciecha. Była właśnie msza św., dlatego gro czasu spędziliśmy na zewnątrz. Snułem państwu Profesorstwu opowieść, o Strzelnie i zabytkach, o św. Wojciechu i jego kamieniach, o kolumnach, tympanonach i relikwiach, a kiedy msza dobiegała końca, nierozpoznany przez nikogo, wsunął się Profesor do świątyni, by okiem rzucić na jej skarb - kolumny romańskie. Strzelno ze swoimi perłami sztuki romańskiej zrobiło ogromne wrażenie na przemiłych gościach. Po zakończeniu zwiedzania pożegnałem Profesorstwo Miodków i udałem się do swoich zajęć, związanych z kontynuacją programu „Dni Strzelna”, zaś Piotr odwiózł gości na kolejne spotkanie z mieszkańcami ziemi mogileńskiej.

Zdjęcia i liścik ze zbiorów Mariana Przybylskiego


niedziela, 14 kwietnia 2024

Spacerkiem po Strzelnie - cz. 208, ul. Cegiełka - cz. 2

Zaprawdę opowieść o Cegiełce, to niekończąca się historia. We wspomnieniach setek licealistów, którzy uczęszczali do miejscowego Liceum Ogólnokształcącego przewija się ta ulica niczym korytarz szkolny. Po ukazaniu się części 1. opowieści o Cegiełce wielu do mnie napisało, wspominając że: - …przez 6 dni w tygodniu w tą i z powrotem przemierzaliśmy tę ulicę; …biegałem nią, by nie spóźnić się na lekcje, a z powrotem, by zdążyć na autobus; …była okazja, by właśnie nią chodzić z dziewczyną za rękę; …za węgłem wysuniętego domu, odpalaliśmy się z kolegami. O żadnej innej ulicy tak ciepło się nie wyrażano. Osobiście - kiedy mieszkałem na Kościelnej - przez wiele lat chodziłem tą ulicą do pracy… Pomimo niezbyt ciekawej zabudowy, ma ona swój małomiasteczkowy urok.

Komańcza 1956 r. Ks. biskup Michał Klepacz (z lewej) i ks. Hieronim Goździewicz na werandzie domu SS. Nazaretanek w dniu imienin ks. Prymasa.

Z miejscem ostatnio opisywanym, czyli starym numerem policyjnym 40a - współczesnym nr 10 - związana jest jeszcze jedna ciekawa postać, a mianowicie ks. Hieronim Goździewicz. Śmiem twierdzić, że dotychczas nikt ze strzelnian tej informacji nie posiadał, nawet współcześni mieszkańcy tego domu. Przyszły kapłan urodził się tutaj 21 lipca 1911 roku i w swoim dorosłym życiu był sekretarzem trzech prymasów Polski, m.in. wieloletnim osobistym sekretarzem Prymasa Polski kard. Stefana Wyszyńskiego. Hieronim był synem najstarszej siostry inż. arch. Aleksandra Plucińskiego, Ludwiki i jej męża Józefa Goździewicza. Przyszły kapłan został ochrzczony w strzeleńskim kościele, jednakże wraz z rodzicami niezbyt długo tutaj zamieszkiwał. Przed laty postać ks. Goździewicza odkurzył z zapomnienia proboszcz strzeleński ks. kan. Alojzy Święciochowski, fundując jemu poświęconą niewielką tablicę epitafijną, która obecnie znajduje się na południowo-zachodniej ścianie transeptu strzeleńskiej bazyliki.

 

Ksiądz prałat Hieronim Goździewicz

Urodził się 21 lipca 1911 roku w Strzelnie i był synem Józefa Goździewicza i Ludwiki Plucińskiej. Małżonkowie mieli jeszcze siedmioro dzieci w tym Jerzego Witolda, ofiarę Zbrodni Katyńskiej. Wkrótce po urodzeniu się Hieronima rodzice opuścili Strzelno i udali się w głąb Niemiec i zamieszkali w miejscowości Grünberg (Hesja). Po przyłączeniu w 1920 roku Bydgoszczy do Polski rodzina wróciła i tamże zamieszkała. Hieronim uczęszczał do Państwowego Gimnazjum Klasycznego w Bydgoszczy, a po maturze podjął studia filozoficzno-teologiczne, które odbył w seminariach diecezjalnym w Gnieźnie i Poznaniu.

Święcenia kapłańskie przyjął w katedrze poznańskiej 17 czerwca 1934 roku z rąk kard. Augusta Hlonda, Prymasa Polski. Mszę prymicyjną odprawił 20 czerwca 1934 roku w kościele Najświętszego Pana Jezusa w Bydgoszczy. 1 lipca 1934 roku został skierowany do Żnina na wikariat w parafii farnej, gdzie m.in. prezesował Chórowi Kościelnemu. Pozostawał tutaj przez trzy lata. 

W 1937 roku został skierowany na dalsze studia do Rzymu, gdzie na Papieskim Uniwersytecie Gregoriańskim (Gregorianum) w Rzymie studiował prawo kanoniczne. Po wybuchu wojny zmuszony został do opuszczenia Rzymu i naukę ukończył 1941 roku na Uniwersytecie w Salamance, gdzie otrzymał doktorat. Na wzmiankę z tego czasu zasługuje fakt zorganizowania przez kardynała Hlonda audiencji u Ojca św. Piusa XII dla siedmiu polskich księży, między innymi i ks. Hieronima Plucińskiego, którym udało się na przełomie grudnia i stycznia 1939-1940 powrócić z wakacji letnich z okupowanej Polski, by osobiście przedstawić Papieżowi szczegóły okrutnego prześladowania Narodu i Kościoła przez okupantów. Zeznania naocznych świadków miały niewątpliwie duże znaczenie i de facto przyczyniły się do podania do wiadomości przez Watykan nieludzkich metod, stosowanych przez hitlerowców.

Komańcza 1956 r. Ks. kard. Stefan Wyszyński (w środku) w towarzystwie ks. biskupa Zygmunta Choromańskiego (1. z lewej), swojego sekretarza, ks. Hieronima Goździewicza (2. z prawej) i ks. biskupa Michała Klepacza (1. z prawej) na werandzie domu SS. Nazaretanek w dniu swoich imienin.

Komańcza 1956 r. Ordynariusz diecezji łódzkiej ks. biskup Michał Klepacz (z lewej), ks. Hieronim Goździewicz (z prawej) i sufragan diecezji warszawskiej ks. biskup Zygmunt Choromański (czyta gazetę) na werandzie domu SS. Nazaretanek w dniu imienin ks. Prymasa.

Komańcza 1956 r. Imieniny ks. Prymasa - goście przed wyjazdem. Widoczni przy samochodzie od prawej: kleryk Włodzimierz Sułek i ks. kard. Stefan Wyszyński, ks. dr Hieronim Goździewicz (z lewej, wsiada do samochodu), kierowca p. Antoni (z prawej, w samochodzie).


Komańcza 1956 r. Imieniny ks. Prymasa - goście przed wyjazdem. Widoczni od lewej: ks. biskup Zygmunt Choromański, ks. kard. Stefan Wyszyński, ks. biskup Michał Klepacz, kleryk Włodzimierz Sułek, ks. dr Hieronim Goździewicz.

W latach 1941-1946 pracował w archidiecezji Concepción (Chile), m.in. wykładając w tamtejszym seminarium diecezjalnym oraz współdziałając z polskimi ośrodkami duszpasterskimi. W 1947 roku na wezwanie kard. Augusta Hlonda wrócił do kraju i podjął pracę w Sekretariacie Prymasa Polski, gdzie w latach 1947-1961 pełnił obowiązki referenta-audytora, a w latach 1961-1984 kierownika sekretariatu. W tym czasie był najbliższym współpracownikiem 3 prymasów: Augusta Hlonda, Stefana Wyszyńskiego i Józefa Glempa.

Obchody Tysiąclecia Chrztu Polski w Gdańsku. Uroczysta Msza Św. Liturgia Słowa. Wśród biskupów zgromadzonych przy ołtarzu widoczni od lewej: biskup pomocniczy poznański ks. Franciszek Jedwabski, ks. bp Józef Drzazga z Olsztyna, ks. biskup Franciszek Jop z Opola, ordynariusz diecezji siedleckiej ks. bp Ignacy Świrski, ordynariusz diecezji gdańskiej ks. bp Edmund Nowicki, ks. bp Wilhelm Pluta, biskup częstochowski ks. Stefan Bareła, biskup pomocniczy przemyski ks. Bolesław Taborski, ks. kard. Stefan Wyszyński (siedzi pod baldachimem, przy klęczniku) oraz ks. Heronim Goździewicz (siedzi na prawo od ks. Prymasa).


Obchody Tysiąclecia Chrztu Polski w Gdańsku. Prymas Polski ks. kard. Stefan Wyszyński błogosławi uczestników uroczystości. Widoczny m.in. ks. Hieronim Goździewicz (na lewo za ks. Prymasem).


Obchody Tysiąclecia Chrztu Polski w Gdańsku. Powitanie ks. prymasa kard. Stefana Wyszyńskiego przez ordynariusza gdańskiego ks. biskupa Edmunda Nowickiego, duchowieństwo i wiernych. Widoczni także m.in.: ks. Hieronim Goździewicz (na lewo za ks. prymasem St. Wyszyńskim), ks. Andrzej Żebrowski (w okularach, na lewo za ks. biskupem E. Nowickim), rektor Biskupiego Seminarium Duchownego w Gdańsku-Oliwie, ks. Antoni Baciński (stoi bokiem, na prawo za ks. A. Żebrowskim).

W 1950 roku zorganizował w Warszawie (na mocy uprawnień Stolicy Apostolskiej) Prymasowski Trybunał do Spraw Małżeństw (zawartych, lecz niedopełnionych). W 1975 roku  został członkiem Komisji Episkopatu do Spraw Rewizji Kodeksu Prawa Kanonicznego. Opublikował z zakresu prawa kanonicznego: Principia catholica de potestate atąue obligatione status in re matrimoniali in praxím deducía (Concepción 1946) i ok. 60 artykułów (w czasopismach polskich i chilijskich); wydał także broszurę: Święty Jerzy. Chrobra postać patrona wojska i harcerzy (Żnin 1933).

Zmarł 20 września 1984 roku w Warszawie.

Foto.: Narodowe Archiwum Cyfrowe, archiwum bloga


środa, 10 kwietnia 2024

Strzeleńska Grupa Rekonstrukcyjna dr. Alfreda Fiebiga

 

Ułani z epoki Księstwa Warszawskiego - bracia Ruszkiewicze

Dzisiaj prezentuję rewelacyjne zdjęcia z lat ok. 1930-1980 Strzeleńskiej Grupy Rekonstrukcyjnej dr. Alfreda Fiebiga, który stworzył ją jako student w latach 30. XX w. Już od młodzieńczych lat był on gorącego zwolennikiem sportu konnego i kawalerii. 3 maja 1937 roku w ramach Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół” utworzył oddział konny. Ta końska pasja i kultywowanie przedwojennych manewrów kawaleryjskich towarzyszyło doktorowi niemalże do jego ostatnich dni. 

Po wojnie kontynuował pasję do koni, która zaowocowała w latach pięćdziesiątych zorganizowaniem przez dr. Fiebiga nieformalnej grupy rekonstrukcyjnej, którą tworzyli okoliczni rolnicy. Od wiosny do jesieni, z wyłączeniem żniw oraz prac wykopkowych, spotykali się miłośnicy jeździectwa w obrębie Laskowa i tam przebrani w mundury z epoki księstwa warszawskiego, zaboru pruskiego, legii cudzoziemskiej czy halerczyków, potykali się w ramach tzw. manewrów sobotnio-niedzielnych. Każda taka rejterada kończyła się biesiadą ułańską, podczas której śpiewano pieśni patriotyczne, racząc się przy tym napojem żołnierskim i kiełbasą z pęta.

Nieodłącznym towarzyszem jego ułańskiej pasji był miejscowy lekarz weterynarii Antoni Kacperski, posiadający podobnie jak Doktor konia pod wierzch. Statystami ich byli członkowie rodziny Ruszkiewiczów z Laskowa, a także rolnicy z Młynów, Strzelna Klasztornego oraz Władysław Staśkowiak ze Strzelna. Przetrwanie wiedzy o doktorowych pasjach zawdzięczamy dwóm strzeleńskim fotografom, a mianowicie Francuzowi Louisowi Sivanowi i Florianowi Kupce. Kiedy panowie w plenerze odgrywali sceny historyczne w strojach żołnierskich z epoki napoleońskiej i z innych okresów obaj - Louis przed wojną, a Florian po wojnie - dokumentowali te wydarzenia. Po dziś dzień zachowało się w zbiorach francuskich jedno z takich zdjęć, które pokazuje nam dragona napoleońskiego (dr A. Fiebig) w rozmowie z Turkiem (L. Sivan), pieszego sanitariusza w mundurze żołnierskim oraz dwóch konnych ułanów. Zdjęcie to, wykonane 3 maja 1935 r. pod Wronowami, zostało zatytułowane „Fantazja militarna dragona dr. A. Fiebiga”.  Daje ono świadectwo, że kontynuowane przez dra Fiebiga powojenne hobby ułańskie, swoje korzenie miało już na długo przed wojną.

Foto. Louis Sivan grupa rekonstrukcyjna Wronowy 3 maja 1935 r.






Lata ok. 1960-1980

Lek. wet. Antoni Kacperski-Oficer dragonów i Turczyn spahis

A. Kacperski na Cytacie, dr A. Fiebig na Kubicu i Władysław Staśkowiak na Nytku

Dr A. Fiebig i lek. wet. A. Kacperski

Dr A. Fiebig

Florian Kupka lato 1964 r.

Gid ks. Józefa Poniatowskiego z epoki Księstwa Warszawskiego 1809 r. - Rajmund Ruszkiewicz



Kirasjer francuski 1870 r.-w przebraniu Rajmund Ruszkiewicz

Od lewej Aleksander Ruszkiewicz i dr Alfred Fiebig - Księstwo Warszawskie

Ułan i dziewczyna, A. Kacperski

Ułan Ks. W. dr Alfred Fiebig, dragon lek. wet. Antoni Kacperski i nn.

Ułani z epoki Księstwa Warszawskiego - bracia Ruszkiewicze



sobota, 6 kwietnia 2024

Strzelno w latach 90. XX w. - cz. 6

 

Sobota przedwyborcza jak na razie zapowiada się pogodnie. Zapewne wszyscy podjęli już odpowiednie decyzje, Facebook przestał być okupowany, a tym samym stał się bardziej czytelny. Zatem dzisiaj zapraszam wszystkich na wirtualny spacer śladami niemieckiego turysty Klausa Mantheya, który wielokrotnie odwiedzał nasze miasto na przełomie XX i XXI w. Dzisiaj poznamy ulice Świętego Ducha i Powstania Wielkopolskiego, jak wyglądały w latach 1996-2002. Zapraszam!

Ulica Świętego Ducha















Ulica Powstania Wielkopolskiego