Po kamienicy zlokalizowanej przy
Rynku 1, dziś czas na historię kamienicy - "apteki" spod Rynku 2. Pierwszą
wersję artykułu o tej posesji opublikowałem 5 sierpnia 2009 r., też był to
czwartek. W międzyczasie niewiele zmieniło się w jej dziejach, niemniej wiedzę
o niej przez ten czas bardziej zgłębiłem. Odkryłem, że jest ona nieco młodsza
od swojej poprzedniczki, a to z prostej przyczyny. Sąsiednia kamienica
Rucińskich do dzisiaj ma widoczne otwory okienne w piwnicy i na strychu
zamurowane z chwilą kiedy postawiono lub rozbudowano sąsiadującą z nią "aptekę"
- późniejszy budynek Stęczniewskich.
Wieść niesie, że z tym miejscem tradycje
apteczne zapoczątkowane zostały przed ponad 200-laty, a może i w jeszcze odleglejszych
czasach. W 1816 r. Strzelno liczyło 1183 mieszkańców, w tym katolików - 769,
ewangelików - 340, wyznania mojżeszowego - 74. Doliczając mieszkańców
okolicznych wsi łatwo zauważyć, że już wówczas zapotrzebowanie na świadczenie
usług farmaceutycznych było znaczne. Po prostu, w mieście mógł utrzymać się aptekarz,
zielarka i lekarz. Zapewne byli strzelnianie, którzy tymi zawodami się parali,
choć pierwszą informację o lekarzu czerpiemy dopiero z "Gazety
Urzędowej", tzw. Amtsblattu z
1827 r. Dowiadujemy się z niej, że w Strzelnie osiedlił się Doctor medicinae et chirurdiae Zygmunt
Zabulon Dembicz, jako praktyczny lekarz i chirurg aprobowany i przysięgły. Skoro osiadł tu lekarz, to musiał tu już wcześniej
działać zielarz-aptekarz.
I w tym miejscu cofnijmy się jeszcze
o około cztery stulecia do roku 1453 kiedy to w Strzelnie ufundowano szpital-przytułek
p.w. św. Ducha. W tym miejscu możemy domniemywać, że skoro była już wtedy taka
instytucja, choć działająca opiekuńczo, a nie medycznie, musiał w mieście być
ktoś kto zajmował się aptekarstwem, czy raczej zielarstwem - ziołolecznictwem.
Z pochodzącej z przełom XVII/XVIII w. rękopiśmiennej księdze strzeleńskich
norbertanek, zwanej Księgą Ordinarium,
możemy doczytać się o siostrze chorych (pielęgniarce), jej posługaczce (konwersce)
oraz o medyku. A ów medyk zapewne mieszkał w mieście i parał się również przyrządzaniem
medykamentów.
Ale wróćmy do naszego Rynku 2, gdyż
dzieje tej kamienicy są przedmiotem naszych dzisiejszych rozważań. Zapewne
wybudowana (lub przebudowana - rozbudowana) została ona pod koniec pierwszej
połowy XIX w. W ewidencji policyjnej do 1919 r. zapisana była pod numerem policyjnym
95. Jest to budynek jednopiętrowy z parterem użytkowym oraz piętrem
mieszkalnym, oraz oficyną, będący własnością rodziny Stęczniewskich. Do końca
2007 r. prowadzona w niej była apteka „Pod Orłem", której korzenie ponoć
sięgają początków XIX w. Jeszcze na początku obecnego stulecia poza apteką znajdowały
się tutaj również gabinety lekarskie, tzw. praktyk prywatnych, ale ich żywotność
z braku pacjentów i ówczesnej organizacji służby zdrowia szybko się skończyła.
Pierwszym aptekarzem, na którego
trafiłem był w Strzelnie Schulze, który swoją profesję uprawiał w aptece „Pod Czarnym
Orłem” w latach 1822–1834. W okresie od 1 maja 1834 r. do 1 stycznia 1835 r.
apteka zatrudniała aż czterech pomocników. W tym czasie często się oni
zmieniali, a od 19 lipca 1835 r. był już tylko jeden pomocnik aptekarski. Kolejnym aptekarzem, na którego trafiłem w
Strzelnie był aptekarz pierwszej klasy Fryderyk Klamroth, który w
1840 r. nabył sposobem kupna aptekę w
Strzelnie i został zatem jako tameczny aptekarz koncessyonowany - ogłoszono
w Amtsblattcie Królewskiej Pruskiej Regencji Bydgoskiej. W rok później aptekarz
pierwszej klasy Karol Hoffmann ze Strasburga nabył sposobem kupna aptekę
Klamrotha w Strzelnie. Jest on do utrzymywania
jej koncesjonowanym i złożył według przepisów przysięgę. Hoffmann był radnym
powiatowym, czyli radcą Sejmiku nowo powstałego w 1886 r. Powiatu
Strzelińskiego. Wymieniony w grudniu 1886 r. w komisji do
zbadania reklamacji podatku klasowego, komisji do załatwiania sporów w
sprawach domicilium (mieszkaniowych) i komisji wyboru ławników i sędziów
przysięgłych. W 1890 r. aptekarzem odnotowany został w mieście niejaki Życki,
który był członkiem Dozoru Kościelnego i Reprezentacji Gminnej. W drugiej połowie
XIX w. dom przy Rynku 2 stanowił własność Alfonsa Amrogowicza. Był on
aptekarzem i prowadził na parterze aptekę. Amrogowicz w swej profesji zaistniał
po Życkim. W księdze adresowej z 1903 r. wymienia się Amrogowicza, jako
aptekarza. Profesją tą zajmowali się na mniejszą skalę również
miejscowi lekarze oraz zielarze. Ci ostatni sami wytwarzali specyfiki na różne dolegliwości. Formę działalności aptekarskiej w zaopatrzeniu
ludności w przeróżne medykamenty uzupełniał również prowadzeniem drogerii.
W budynku tym, późniejsza posłanka
do Sejmu Dzielnicowego i przywódczyni Narodowej Organizacji Kobiet w Strzelnie,
Wanda Siemianowska, wynajmowała lokal, który pełnił funkcje pracowni
marszandzkiej i sklepu galanteryjnego. Wanda była ciocią wujka Mariana, siostrą
jego mamy. Po wielokroć z ust wuja słyszałem opowieści o ciotce, które spisał
na początku lat osiemdziesiątych XX w., a maszynopis mi przekazał. Więcej o
niej przy okazji ul. Kościelnej. A oto fragment wspomnień zacnej pani Wandy
spisany piórem jej siostrzeńca Mariana Strzeleckiego:
Działo się to w lokalu przy Rynku 2. Gdzieś
pomiędzy 1893 a
1895 r. Strzelno odwiedził, nadprezydent prowincji poznańskiej Hugon von
Wilamowitz-Möllandorff. Po zlustrowaniu miasta zauważył, że w sieci sklepów
niemieckich i żydowskich brakuje jakby jakiejś branży. By przekonać
magistrackich urzędników, której to specjalności brakuje, napomknął gospodarzom
oprowadzającym go po mieście, ż chętnie nabyłby modny wówczas cylinder, ale
zdaje mu się, że żaden ze sklepów takiego artykułu nie posiada. Gdy w
odpowiedzi usłyszał informację, że i owszem, można go nabyć tyle, że w sklepie
prowadzonym przez Polkę, wyraził życzenie wejścia do tego sklepu. Zamiar ten
zaawizowano Wandzie Siemianowskiej. Oczekiwała przybycia tego niezwykłego
klienta z dużym niepokojem, wyczuwając, że coś się za tym kryje. Władała
wprawdzie językiem niemieckim, jednak posługiwała się nim rzadko i niechętnie,
do tego nie była przygotowana do obsługi tej rangi klienta. Nadprezydent okazał
się, jak na Niemca na tak eksponowanym stanowisku, a może właśnie, dlatego
człowiekiem niezwykle uprzejmym. Zamieniwszy kilka zdań na temat prosperowania
tej placówki, faktycznie cylinder ten nabył. Nie był to zapewne gest w stronę
przedsiębiorczej Polki. Zdumionym ojcom miasta zwrócił po prostu delikatnie
uwagę, na to, jak wielka istnieje jeszcze sfera usług i handlu, w której żywioł
niemiecki nie jest reprezentowany. W następstwie tej wizyty podobna placówka,
ale już niemiecka powstała później w Rynku. Sprawę tę załatwiono, jak się to potocznie
mówiło, w rękawiczkach. Wanda Siemianowska, przeniosła swój warsztat pracy
w nieco ustronniejsze miejsce, bo do domu rodzinnego, przy ulicy Kościelnej 9.
miejsce to stało się szczęśliwsze w dalszym prowadzeniu interesu.
W pomieszczeniach po działalności Wandy Siemianowskiej została uruchomiona
później drogeria, która funkcjonowała do końca lat czterdziestych XX w. Przez
szereg lat lokal po niej oraz meble stały niewykorzystane i kiedy aptekę
przeniesiono w latach 70-tych do tych pomieszczeń część wyposażenia
drogeryjnego zmodyfikowano i zaadaptowano do nowej funkcji.
Wracając do początku XX w., po
Amrogowiczu właścicielem posesji został od 1913 r. przybyły do Strzelna z
Poznania aptekarz Michał Stęczniewski, który formalnie przejął działalność po swoim poprzedniku ("Orędownik", 1913, Nr. 215). Urodził się on 7 września 1885 r. w
Sulmierzycach w powiecie odolanowskim, a rodzicami jego byli Władysław i
Pelagia. Stęczniewscy zamieszkiwali tamtą miejscowość od kilku pokoleń i to
dość licznie. Młody Michał po gimnazjalnej maturze studiował farmację, po
ukończeniu której oraz odbyciu praktyk w 1910 r. zdał na Uniwersytecie w Lipsku
na Wydziale Farmacji egzamin państwowy i został samodzielnym dyplomowanym
aptekarzem. W międzyczasie, bo w 1907 r., odbył przeszkolenie i przygotowanie
wojskowe w 47. Pułku Poznańskim. Ponowne szkolenie przeszedł w 1913 r., po czym
w sierpniu został awansowany do stopnia podporucznika. W trakcie działań
wojennych w latach 1914-1918 nie brał w nich udziału, gdyż był uznany przez
starostę, jako niezbędny tutaj na miejscu, a to w związku z tym, że był jedynym
aptekarzem w mieście powiatowym Strzelnie. Od 1919 r. został członkiem zarządu
miejskiego i trzykrotnie pełnił obowiązki burmistrza (po śmierci Pińkowskiego i Ciesielskiego oraz po przejściu Buszy do Poznania) był wiceburmistrzem po powołaniu burmistrzem Radomskiego, radny do Sejmiku i Rady Miejskiej w Strzelnie, oficerem Wojska Polskiego - porucznikiem rezerwy,
zapalonym myśliwym, członkiem spółki łowieckiej. Zmobilizowany w sierpniu 1939 r. wziął
udział w wojnie obronnej, a następnie przedostał się na Kresy Wschodnie. Tam
wzięty przez Rosjan do niewoli umieszczony został w obozie w Kozielsku. Został bestialsko
zamordowany 30 kwietnia 1940 r. w Katyniu. Ekshumowany przez komisję niemiecką (ekshumacja
opisana w raporcie z dnia 21.04.1943). Przy zwłokach zamordowanego znaleziono
następujące dokumenty: Książeczkę wojskową, naramiennik (porucznik),
kartkę z adresem, list, modlitewnik, bibułkę papierosową, lusterko, portfel. Upamiętniony
został na Pomniku Katyńskim, na starym cmentarzu w Strzelnie.
W czasie okupacji aptekę przejęła niemiecka sieć farmaceutyczna Adler-Apotheke. Od tego czasu utrwaliła się nazwa Apteka pod Orłem. Po 1945 r. aptekę prowadził syn
Michała, Gwidon Stęczniewski (1914-1970) wraz z małżonką Aleksandrą z
Brodniewiczów (1917-1999). Pan Gwidon był również aptekarzem w Szpitalu
Rejonowym im. Tytusa Chałubińskiego w Strzelnie. Małżonkowie wychowali dwóch
synów w zawodzie farmaceutycznym, Jerzego i Marka. Dziś posesja ta stanowi
własność Jerzego Stęczniewskiego zamieszkałego w Warszawie, właściciela firmy
farmaceutycznej.
Ale z tym miejscem, nam starszym strzelnianom, szczególnie kojarzy się osoba aptekarza
Jana Harasimowicza. Do Strzelna przybył on w 1973 r. i od razu dał się poznać,
jako niezwykle sympatyczny i miły człowiek. Mawiano: Wilnus, zaciągający tą
jakże miłą dla ucha melodią. W bardzo krótkim czasie inaczej nie mówiono o
nowym strzelnianinie jak Magister. Często słyszało się: byłem u Magistra,
Magister zlecił, Magister kazał odstawić, Magister mi pomógł, idźcie sąsiadko
do Magistra, tylko on wam pomoże. Ta opinia o cudownym dotyku [w domyśle
znakomicie dobranym specyfiku] utrzymuje się po dzień dzisiejszy, bo nasz
aptekarz już taki jest, że ludziom pomaga.
|
Rzeźba Jana Harasimowicza - w aptece. |
Poza profesją aptekarską Jan
Harasimowicz rozsławił Strzelno rzeźbą. Sztukę tę opanował do perfekcji i
zasłynął szczególnie z przeniesienia motywów romańskich na płaskorzeźbę
drewnianą. Maluje również obrazy, ale myślę, że więcej o jego pasji napiszę
spacerując ulicą Świętego Ducha i przy okazji Apteki Romańskiej. Dopowiem
jedynie, bo z tym miejscem najbardziej ta działalność Magistra się wiąże, że
Jan Harasimowicz to nie tylko apteka i sztuka. My strzelnianie postrzegamy go
również, jako nieustraszonego bojownika ruchu „Solidarnościowego",
postrzegamy w nim ojca „Solidarności" strzeleńskiej, zarówno tej
robotniczej, jak i chłopskiej oraz inteligenckiej. Ta karta biogramu mistrza
Jana zapisana została złotymi zgłoskami w dziejach naszej małej ojczyzny.
|
Rzeźba Jana Harasimowicza - Łukasiewicz. |
W tajemnicy przed komunistami, od
1980 r., na zapleczu Apteki pod Orłem spotykali się działacze niezależnego
ruchu związkowego. Tu rodziły się pomysły na inną Polskę, tutaj też padły
pomysły na tworzenie struktur „Solidarności" w poszczególnych zakładach strzeleńskich
oraz wśród rzemiosła i chłopów. Przy okazji wspomnę nazwiska: Stanisława
Lewickiego, Włodzimierza Wdowiaka, Kazimierza Halaka, Tadeusza Mateńki,
Zygmunta Belińskiego i wielu innych, którzy w stanie wojennym konspirację
przenieśli do Głuchej Puszczy do leśniczówki Stanisław Pijarowskiego.
Dzisiaj, chociaż apteka już nie
istnieje, dom nadal znajduję się w rękach Jerzego Stęczniewskiego. Jest zadbany,
choć na stałe niezamieszkany. Opiekę nad całą posesją sprawują małżonkowie
Brzezicha, których często można spotkać wchodzących lub wychodzących z tegoż
domostwa.
CDN
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz