piątek, 13 lipca 2018

Spacerkiem po Strzelnie - cz. 19 Rynek - cz. 16



I tak oto w letnich upałach nastąpiła przerwa. Oczekiwany deszcz poprawił kondycję upraw polowych, zazieleniły się ponownie trawniki. Temperatura pozwala na dłuższe spacery i rowerowe wypady. Wczoraj byłem w Kruszwicy. Na jazdę bocznymi drogami przez: Starczewo - Młynice - Rechtę - Sukowy - Łagiewniki, krótki relaks na Rynku i nad Jeziorem Gopło oraz powrót, poświęciłem 4 godziny. Wiele wrażeń estetycznych, a szczególnie pięknie prezentujący się plac centralny miasta, że nie wspomnę Półwyspu Rzępowskiego, wywołują obrazy kruszwickie.


Ale przenieśmy się na Rynek w Strzelnie, gdyż dzisiaj przy tym siąpiącym deszczyku jest nieco czasu na kolejny spacerek. A zatrzymujemy się przy ostatnim po stronie pierzei północnej od jej strony wschodniej budynku oznaczonym numerem 7. W wydanych w 1974 r. przez Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków Zabytkach architektury województwa bydgoskiego pod hasłem Strzelno czytamy, że dom ten jest prawdopodobnie najstarszym z miejskich. Jego rodowód sięga końca XVIII w. Charakterystycznym elementem architektonicznym tego piętrowego domu jest potężny czterospadowy dach. Niegdyś pokryty dachówką ceramiczną prezentował się okazalej. Przed laty, w dobie mody na eternit, ów zastąpił dostojną karpiówkę.


Jeszcze przed kilkudziesięcioma laty elewacja frontowa prezentowała się nieco inaczej niż obecnie. Otóż, po stronie zachodniej parteru znajdowało się pomieszczenie handlowo usługowe z witryną i drzwiami wejściowymi., co możecie zobaczyć na starych zdjęciach. Dom ów należał już w pierwszej połowie  XIX w. do rodziny Vollertów. Odnotowani oni zostali w ewangelickich księgach metrykalnych i byli Niemcami, choć śmiem przypuszczać, iż pierwsi strzeleńscy Vollertowie byli małżeństwem mieszanym. Otóż antenat tego rodu Eduardus Vollert w 1838 r. poślubił katoliczkę Nepomucenę Pawłowską. Ceremonia zaślubin odbyła się w kościele św. Trójcy w Strzelnie. On miał wówczas 28 lat i był synem Ernesta i Christiny Ellert, zaś wybranka 22 lata i córką Michała i Apolonii z Bilickich. Małżonkowie mieli trzech synów Antona ur. w 1845 r., Josepha Johana ur. w 1849 r. i Gustawa Rudolfa ur. w 1855 r. Dzieci wychowane zostały w wierze ojca i czuli się Niemcami.

Najstarszy z braci Anton przejął po ojcu interes zegarmistrzowski, który kontynuował w rodzinnej posesji przy Rynku 7. W 1874 r. zawarł związek małżeński z 20-letnią Niemką Huldą Zinser, córką Emanuela. Po ojcu również był aktywistą miejskim i zasiadał w radzie miejskiej. Tyle, co udało mi się ustalić o właścicielach tej kamieniczki. Już po wojnie w domu tym zamieszkała rodzina Urbaniaków. Bardzo dobrze znałem Andrzeja, późniejszego męża Zofii i ojca ks. Krzysztofa. W latach młodości byliśmy razem ministrantami. Oczywiście Andrzej z racji wieku był w tej grupie starszych kiedy ja zaczynałem posługę. Z jego żoną - a wtedy mieszkali już przy ul. Inowrocławskiej - pracowałem w geesie. Była ona kierownikiem działu transportowego. Bardzo dużo czasu zajmowało nam sprawne operowanie środkami transportowymi - rozładunki wagonów, akcja żniwna itd., itp. Również przez pewien czas - zanim wyprowadził się do Jastrowia - mieszkał tutaj ze swoją rodziną mój młodszy brat śp. Tadziu. Przypominam sobie niejedną u niego nasiadówkę i niedzielne odwiedziny... Ale to już było i nie wróci więcej...

Jeszcze dziś z nieco innej beczki. Od kilku lat uprawiam również poezję, którą tak po prawdzie rozpocząłem 50 lat temu będąc jeszcze uczniem technikum. Napisałem kilkadziesiąt wierszy okolicznościowych z okazji, urodzin, imienin, rocznic, odwiedzin przyjaciół, wierszy z podtekstem politycznym, a także wierszy o moim mieście. Dziś prezentuję pierwszy z cyklu miejskiego, Strzeleńskie szyldy. 


Strzeleńskie szyldy 
Proste ulice z piękną historią
Przemierzam co dzień z wielką radością.
Spod starej farby szyld się przebija,
Nikt go nie czyta, z dala omija. 
     Ja zaś znajduję w literach starych,
     Że tu sprzedawał Skowroński Marych.
     Dalej w narożnym dużym budynku
     Był sklep z ciuchami, tuż obok szynku. 
Szukając w murach starych kamienic,
Znajduję wszystko, co da się wymienić.
Rzeźnika, co stawał rano przed sklepem,
Kusząc przechodniów kiszką, kotletem. 
     Piekarza, co nocą chleby wypiekał,
     Krawca, co z rana klienta już czekał.
     W butikach wielu ubrań dostatek,
     Zaś w kolonialkach co przywiózł statek.
Śledzie, kapustę, Masło i sery twarde
Sprzedawał Żyd, dodając musztardę.
Cynamon, kawę, cukier i żółte cytryny,
Kupiłeś w sklepie u ryżej Maryny.
     Tak to uważny przechodniu drogi,
     Idąc ulicą nie patrz pod nogi.
     Rzuć swoim okiem na stare napisy,
     Poznasz historię prosto z ulicy.