I tak oto w letnich upałach
nastąpiła przerwa. Oczekiwany deszcz poprawił kondycję upraw polowych,
zazieleniły się ponownie trawniki. Temperatura pozwala na dłuższe spacery i
rowerowe wypady. Wczoraj byłem w Kruszwicy. Na jazdę bocznymi drogami przez:
Starczewo - Młynice - Rechtę - Sukowy - Łagiewniki, krótki relaks na Rynku i
nad Jeziorem Gopło oraz powrót, poświęciłem 4 godziny. Wiele wrażeń
estetycznych, a szczególnie pięknie prezentujący się plac centralny miasta, że
nie wspomnę Półwyspu Rzępowskiego, wywołują obrazy kruszwickie.
Ale przenieśmy się na Rynek w
Strzelnie, gdyż dzisiaj przy tym siąpiącym deszczyku jest nieco czasu na kolejny
spacerek. A zatrzymujemy się przy ostatnim po stronie pierzei północnej od jej
strony wschodniej budynku oznaczonym numerem 7. W wydanych w 1974 r. przez
Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków Zabytkach
architektury województwa bydgoskiego pod hasłem Strzelno czytamy, że dom
ten jest prawdopodobnie najstarszym z miejskich. Jego rodowód sięga końca XVIII
w. Charakterystycznym elementem architektonicznym tego piętrowego domu jest
potężny czterospadowy dach. Niegdyś pokryty dachówką ceramiczną prezentował się
okazalej. Przed laty, w dobie mody na eternit, ów zastąpił dostojną karpiówkę.
Jeszcze przed kilkudziesięcioma
laty elewacja frontowa prezentowała się nieco inaczej niż obecnie. Otóż, po
stronie zachodniej parteru znajdowało się pomieszczenie handlowo usługowe z
witryną i drzwiami wejściowymi., co możecie zobaczyć na starych zdjęciach. Dom
ów należał już w pierwszej połowie XIX
w. do rodziny Vollertów. Odnotowani oni zostali w ewangelickich księgach
metrykalnych i byli Niemcami, choć śmiem przypuszczać, iż pierwsi strzeleńscy
Vollertowie byli małżeństwem mieszanym. Otóż antenat tego rodu Eduardus Vollert
w 1838 r. poślubił katoliczkę Nepomucenę Pawłowską. Ceremonia zaślubin odbyła
się w kościele św. Trójcy w Strzelnie. On miał wówczas 28 lat i był synem
Ernesta i Christiny Ellert, zaś wybranka 22 lata i córką Michała i Apolonii z
Bilickich. Małżonkowie mieli trzech synów Antona ur. w 1845 r., Josepha Johana
ur. w 1849 r. i Gustawa Rudolfa ur. w 1855 r. Dzieci wychowane zostały w wierze
ojca i czuli się Niemcami.
Najstarszy z braci Anton przejął po
ojcu interes zegarmistrzowski, który kontynuował w rodzinnej posesji przy Rynku
7. W 1874 r. zawarł związek małżeński z 20-letnią Niemką Huldą Zinser, córką
Emanuela. Po ojcu również był aktywistą miejskim i zasiadał w radzie miejskiej.
Tyle, co udało mi się ustalić o właścicielach tej kamieniczki. Już po wojnie w
domu tym zamieszkała rodzina Urbaniaków. Bardzo dobrze znałem Andrzeja,
późniejszego męża Zofii i ojca ks. Krzysztofa. W latach młodości byliśmy razem
ministrantami. Oczywiście Andrzej z racji wieku był w tej grupie starszych
kiedy ja zaczynałem posługę. Z jego żoną - a wtedy mieszkali już przy ul.
Inowrocławskiej - pracowałem w geesie. Była ona kierownikiem działu
transportowego. Bardzo dużo czasu zajmowało nam sprawne operowanie środkami
transportowymi - rozładunki wagonów, akcja żniwna itd., itp. Również przez
pewien czas - zanim wyprowadził się do Jastrowia - mieszkał tutaj ze swoją
rodziną mój młodszy brat śp. Tadziu. Przypominam sobie niejedną u niego
nasiadówkę i niedzielne odwiedziny... Ale to już było i nie wróci więcej...
Jeszcze dziś z nieco innej beczki.
Od kilku lat uprawiam również poezję, którą tak po prawdzie rozpocząłem 50 lat
temu będąc jeszcze uczniem technikum. Napisałem kilkadziesiąt wierszy
okolicznościowych z okazji, urodzin, imienin, rocznic, odwiedzin przyjaciół,
wierszy z podtekstem politycznym, a także wierszy o moim mieście. Dziś
prezentuję pierwszy z cyklu miejskiego, Strzeleńskie szyldy.
Strzeleńskie szyldy
Proste ulice z piękną historią
Przemierzam co dzień z wielką
radością.
Spod starej farby szyld się
przebija,
Nikt go nie czyta, z dala
omija.
Ja zaś
znajduję w literach starych,
Że tu
sprzedawał Skowroński Marych.
Dalej w
narożnym dużym budynku
Był sklep z
ciuchami, tuż obok szynku.
Szukając w murach starych
kamienic,
Znajduję wszystko, co da się
wymienić.
Rzeźnika, co stawał rano przed
sklepem,
Kusząc przechodniów kiszką,
kotletem.
Piekarza,
co nocą chleby wypiekał,
Krawca, co
z rana klienta już czekał.
W butikach
wielu ubrań dostatek,
Zaś w
kolonialkach co przywiózł statek.
Śledzie, kapustę, Masło i sery
twarde
Sprzedawał Żyd, dodając
musztardę.
Cynamon, kawę, cukier i żółte
cytryny,
Kupiłeś w sklepie u ryżej
Maryny.
Tak to
uważny przechodniu drogi,
Idąc ulicą
nie patrz pod nogi.
Rzuć swoim
okiem na stare napisy,
Poznasz
historię prosto z ulicy.
W Strzelnie mieszkałam lat temu czterdzieści
OdpowiedzUsuńJeszcze pamiętam , gdzie się mój blok mieści
Pamiętam miejsca, słowa i twarze
Ale się tutaj wcale nie rozmażę (w sensie:nie rozbeczę)
Nie będę płakać , Panie Marianie
Jak jest niech będzie
Niech tak zostanie
Pewien anonim skrytykował ów wiersz pisząc, że jak się go czyta, to aż boli...
OdpowiedzUsuńCiekaw nie jestem co go boli,
gdyż zapewne koło loli...
Anonimie, napisz cokolwiek sensownego, gdyż zaprezentowaną krytykę nie da się czytać. A w ogóle, to cóż zrobiłeś dla innych, ot tak od siebie...
Witam, przejrzałam całego bloga i nie znalazłam odpowiedzi na pytanie, które ostatnio zadał mi syn mianowicie jak wyglądał dworzec kolejowy w Strzelnie? Czy jest szansa na jakąś publikację w tym temacie? Druga sprawa kamienica "rynkowa" nr 9. Tam mieszkała moja babcia ciekawi mnie jaka jest historia tego miejsca.
OdpowiedzUsuńJuż niebawem będzie o dworcu i o kamienicy przy Rynku 9.
Usuń