niedziela, 6 czerwca 2021

Spacerkiem po Strzelnie - cz. 142 Ulica Gimnazjalna cz. 18

To już ostatnia część opowieści o budynku Kina „Kujawianka”, a obecnie siedzibie Domu Kultury. Przypomnę, że wybudowany w 1904 roku dla niemieckich organizacji społecznych, realizujących przeróżne cele, nosił wówczas nazwę niemiecką Vereinhaus. W latach międzywojnia pełnił podobną funkcję, tym razem dla licznych polskich organizacji pozarządowych. Po wojnie zostało tutaj zorganizowane stałe kino, które nosiło nazwę „Kujawianka”. W obiekcie odbywały się: zjazdy, zebrania, akademie, wiece polityczne, przedstawienia teatralne i przeróżne występy. Sala, a właściwie jej scena były miejscem prób zespołów wokalnych, estradowych i rockowych. Odbywały się one późnymi popołudniami i wieczorami. Wówczas działało przy Domu Kultury - MGOKiR kilkanaście różnych zespołów, których historię możecie poznać z bloga „Zapiski muzyczne…” prowadzonego przez Rafała Budnego.

Ciekawostką z tamtego okresu są dreszczowce, czyli zjawiskowe doświadczenia niektórych członków grup, a także instruktorów związane z zaświatem, czyli duchami - przedziwnym zjawiskiem, którego doświadczyli instruktorzy i członkowie zespołów we wnętrzu Vereinhausu. W kinie zamieszkał duch, a wraz z nim zapanował w jego wnętrzu klimat towarzyszący filmowym horrorom. Byli pracownicy kina mówili, że i im zdarzało się być świadkiem wydarzeń z pogranicza magii.

Według jednej z relacji, którą usłyszałem z ust Piotra Lewandowskiego i Ireneusza Jackowskiego instruktorów-muzyków MGOKiR, podczas prób miał ich odwiedzać jegomość w kapeluszu. Siadał pod arkadami i wsłuchiwał się w głośno graną muzykę. Pewnego razu, ktoś ze sceny rzucił w kierunku nieznajomego pytanie:

- Jak pan tu wszedł, przecież kino jest zamknięte? I w ogóle podczas prób tu niewolno przebywać.

Po krótkiej chwili ów jegomość wstał i rozpłynął się bezszelestnie, ku przerażeniu młodych muzyków.

- Co jest grane? Gdzie jest facet? Gdzie on się podział? - dało się słyszeć bezładnie rzucane pytania.

- Co, gdzie, jaki facet? – dodał inny uczestnik próby, tyłem ustawiony do widowni.

Muzyków ogarnął dziwny strach i szybko zwinęli się z próby. Nazajutrz, po mieście poszła fama: w kinie kusi, jakiś duch w kapeluszu ukazuje się i znika.

Podczas innej próby, do grupy muzyków, podczas próby zespołu dołączył instruktor Irek. Wchodząc do kina nie zamknął za sobą, jak to zwykle czynił, drzwi głównych. Wkraczając na salę przezornie omiótł ją wzrokiem - była puściutka. Na scenie młodzi chłopcy realizowali program próby, przygotowując się do planowanego koncertu. Jeden z uczestników zwrócił się do wchodzącego Irka słowami:

- Drzwi nie zamknąłeś, przeciąg się zrobił.

- Nie, nie zamknąłem, bo zaraz wychodzę, to was zamknę - odparł Irek.

W tym samym momencie muzyk ze sceny dodał:

- A po co wpuściłeś tego faceta w kapeluszu?

W tym momencie wszyscy spojrzeli po sobie i na siedzącego w kapeluszu pod arkadami faceta. Nastąpiła chwila konsternacji i wszyscy gruchnęli ze sceny, w popłochu kierując się ku wyjściu głównemu. Pierwszy do drzwi dopadł Irek. Okazało się, że one były zamknięte. Chwycił za klamkę i zaczął szarpać, drzwi nie ustępowały. Po chwili ktoś z drugiej strony złapał za klamkę i z łatwością otworzył przepastne wrota, wchodząc do wnętrza. Wypchnęli go wypadający ze środka na chodnik muzycy.

- Co jest grane do cholery! – krzyknął do nich kolega, który chciał odwiedzić muzyków podczas próby.

- W środku jest ten duch w kapeluszu! – zaczęli przekrzykiwać się wzajemnie muzycy.

Ów kolega puknął się w czoło i wszedł do wnętrza. Po chwili wrócił i rzekł do przestraszonych kumpli:

- Jaki duch, jaki nieznajomy w kapeluszu, chyba się szaleju nażarliście, albo się czegoś nachlaliście! Tam nikogo nie ma! – dwukrotnie powtórzył ostatnie słowa.

Po chwili, muzycy nieufni słowom kumpla weszli wolno do kina, rozświetlając salę i wszystkie pomieszczenia. W środku nikogo nie było.              

Opowieść ta (nieco fabularyzowana) znalazła się nawet na łamach lokalnej prasy. Niestety mi nigdy nie udało się spotkać owego nieznajomego, choć przez 10 lat tam pracowałem. Niemniej jednak uznałem ja za godną odnotowania, gdyż, jak się okazuje wielu wówczas młodych strzelnian miało z owym duchem do czynienia…

 

Z upływem lat, przy braku środków, kino zbyt intensywnie eksploatowane zaczęło chylić się ku upadkowi. Film już nie przyciągał, tak jak dawniej. W Strzelnie znajdowała się konkurencja w postaci wypożyczalni kaset wideo. Prawie w każdym domu mieszkańcy mieli własne odtwarzacze kaset. Zaledwie kilka najnowszych filmów kasowych mogło przyciągnąć kilkaset osób. To było za mało. Kino umarło śmiercią naturalną i brakiem środków na jego unowocześnienie i remont kapitalny, którego obiekt wymagał. W końcu strażacy zamknęli nam budynek.

Pod koniec lat dziewięćdziesiątych wysupłaliśmy trochę grosza i firma z Łodzi zrobiła nam inwentaryzację projektową do remontu kina oraz koncepcję jego zagospodarowania. Tak dokumenty przeleżały kilka lat i dopiero z początkiem nowego tysiąclecia władze miejskie przystąpiły do wieloetapowego remontu obiektu. W pierwszym etapie pracami objęto całe zaplecze parterowe kina. Wygospodarowano dwie sale i zaplecze sanitarne, szybko przekazując je miejscowemu Gimnazjum, które użytkowało wnętrza do roku 2010. Po kilku latach wyremontowano salę widowiskową, a w 2013 roku zaadaptowano wielkie poddasze na cele biurowe i pracownie tematyczne, oddając obiekt we władanie MGOKiR. W 2014 roku do pomieszczeń parterowych przeniesiono Bibliotekę Miejską, po której w 2015 roku dół zajął Posterunek Policji Państwowej. Obie jednostki przeniesiono do „kina” (do dzisiaj potocznie tak nazywa się ten obiekt) na czas remontu ich siedzib.

Takie postępowanie władz sprawiło że w tych dwóch latach kultura została zepchnięta na tor boczny. W 2016 roku obiekt chwilowo ożył stając się Domem Kultury z prawdziwego zdarzenia. Aż tu nagle w niedzielę 27 listopada 2016 roku, krótko po godzinie 13:00, gdy wracaliśmy z południowej mszy św. dało się słyszeć w Strzelnie ryk syren - właśnie wchodziliśmy z małżonką do klatki schodowej. Po ok. półgodzinie zadzwonił telefon, to wnuk Dawid informował nas o pożarze „Kina“ - Domu Kultury, czyli siedziby Miejsko-Gminnego Ośrodka Kultury i Rekreacji w Strzelnie. Wybiegłem na balkon. Widok przerażający, paliło się całe poddasze skrzydła południowego budynku, czyli ta część piętrowa - mieszkalna. 

Dawid już tam był i relacjonował, że pali się cały dach od ul. Powstania Wielkopolskiego, że dachówki strzelają, sypiąc się odłamkami na kilka metrów od budynku. Jego relacja pokrywała się z makabrycznym widokiem - języki ognia wyskakiwały oknami poddasza, szczelinami po skruszonych temperaturą dachówkach. Dym kotłował się niemiłosiernie, a on krzyczy przez telefon, że chyba niedługo runie wieżyczka narożnikowa, którą jęzory czerwonego ognia pożerają w strasznym tempie. Zjechały z wyciem syren wozy strażackie i strażacy próbują odciąć ścianą wody płomienie pełzające po dachu części parterowej skrzydła wschodniego (od ul. Gimnazjalnej), od ściany ogniowej oddzielającej część publiczną MGOKiR od płonącej części mieszkalnej. Udało się ogień przygasza, walą się kłęby dymu, przeganiane przez wiatr odkrywają obraz pogorzeliska. Na dachu części piętrowej nie ma już dachówek, sterczą jedynie krokwie więźby dachowej. Widok bardzo smutny, jeden z najpiękniejszych budynków naszego miasta o mały włos uległ by unicestwieniu.

Serce mi wówczas bardzo waliło, myśli obiegały pytania z licznymi: dlaczego? dlaczego? dlaczego? Wiele lat byłem związany z tym budynkiem. Moje zabiegi przyczyniły się do rozpoczęcia jego remontu. W końcu, po blisko 15 latach udało się, budynek miał służyć strzeleńskiej kulturze. Żal serce ściskał, współczucia wylewają się pod adresem mieszkańców, których żywioł dopadł, ale i pod adresem władz, które zbyt często podobne sytuacje przeżywają. W ostatnich latach część północną miasta pięciokrotnie trawił żywioł. Pod koniec roku przerzucił się na część południową śródmieścia i zaczął od najpiękniejszego budynku, ponad 110 letniego Verejeinhausu, czyli byłego domu stowarzyszeń, a obecnie siedziby MGOKiR. Można powiedzieć, że ogniu i wodzie uległa była część restauracyjno-hotelowa, a wówczas część mieszkalna. Jak wynika z komunikatu ucierpiało 5 rodzin, które w tej części mieszkały - stracono dobytek...

Po zabezpieczeniu strawionej części dachowej i ponad rocznym przygotowaniu do remontu, w 2018 roku położono nową konstrukcję dachu z zachowaniem jego pierwotnego wyglądu i pokryto całość dachówką ceramiczną. Od tego czasu cała część południowa, za wyjątkiem jednego mieszkania, które znajduje się w rękach prywatnych, obiekt czeka za ukończeniem remontu wnętrz pomieszkalnych. Od pożaru niebawem minie pięć lat… Ale przez cały ten czas Dom Kultury w swoich pomieszczeniach działał i działa. Z początkiem 2019 roku nastąpiła zmiana na stanowisku dyrektora. Po wieloletnim dyrektorze Andrzeju Belińskim, od 1 stycznia nowym szefem został młody, ambitny i pełen pomysłów Paweł Gębala. Burmistrza Dariusz Chudzińskiński powołał go na to stanowisko na zasadzie przeniesienia z innej jednostki, tj. z Mogileńskiego Domu Kultury.

Zaczęło się dziać, kultura eksplodowała. Największą imprezą 2019 roku były obchody 100-lecia Powstania Wielkopolskiego i wyzwolenia Strzelna z jarzma niewoli pruskiej. Na siedzibie Domu Kultury 2 stycznia została uroczyście odsłonięta tablica poświęcona bohaterom tamtych wydarzeń: Wacławowi Wieczorkiewiczowi i Józefowi Hanaszowi. Po drodze było wiele imprez i wydarzeń, które zamykał plenerowy, grudniowy Wielki Jarmark Bożonarodzeniowy - niezwykle udana impreza kulturalno-rekreacyjna. Niestety, w 2020 roku wybuchła pandemia koronawirusa, co ograniczyło realizację pięknych planów kulturalnych, wiele imprez zostało odwołanych...

Foto.: Heliodor Ruciński

Koniec