wtorek, 28 maja 2019

Spacerkiem po Strzelnie - cz. 41 Rynek - cz. 38




Rynek 22
Dzisiejszy wygląd kamienicy numer 22 w niczym nie przypomina budowli sprzed 100 lat. Jeszcze w latach 30. minionego stulecia stał tu dom parterowy, który w tamtej dekadzie został zastąpiony trzykondygnacyjną kamienicą, stojącą do dziś. Na przełomie XIX i XX w. posesja ta należała do szynkarza, Niemca Johana Karsta. Tutaj mieszkał również szewc Władysław Musiałkiewicz. Do Strzelna przybył z terenu zaboru rosyjskiego, z Kleczewa, gdzie urodził się w 1848 r. Był synem Szymona i Julianny z domu Piotrowska. W 1875 r. zawarł związek małżeński ze strzelnianką Józefą Balińską, córką Tomasza i Barbary z Janiszewskich.


W latach 30. XX w. posesję dzierżyli Bolesław i Franciszka Glanc. Bolesław pochodził z Wójcina i był synem Antoniego i Marianny. Miał on jeszcze dwie siostry i dwóch braci, z których Bronisław (1906-1986) był znanym zakonnikiem ze Zgromadzenia Księży Misjonarzy Saletynów, nazywanym Samarytaninem z Dębowca. Jego piękny biogram wraz z zdjęciami znajdziecie pod linkiem - https://saletyni.pl/2016/10/16/samarytanin-z-debowca/


Bolesław Glanc pod koniec lat 30. nadbudował na fundamentach murach parteru dwa piętra, wprowadzając tzw. funkcję czynszową tejże kamieniczki. Bolesław z zawodu krawcem i ten fach uprawiał, prowadząc jednocześnie na parterze kamienicy sklep odzieżowy. Obok, Drogerzysta z Raszkowa Roman Worsztynowicz prowadził swój interes chemiczny Już po wojnie na parterze tegoż budynku prowadzono dwa sklepy. Po prawej stronie głównego wejścia, właściciel posesji Bolesław Glanc prowadził sklep odzieżowy, zaś po lewej, brat Romana drogerzysta Władysław Worsztynowicz „Drogerię Centralną". Roman od 1948 r. prowadził drogerię w Kruszwicy. W latach pięćdziesiątych oba sklepy przejęła PSS „Społem", zatrudniając w obu placówkach dotychczasowych właścicieli. Zapamiętałem szczególnie drogerię. Ten niewielki sklepik posiadał stare wyposażenie sklepowe po przedwojennej jeszcze drogerii. Szuflady posiadały opisy składowanych w nich towarów, a na górnych półkach stały pojemniki i słoje z łacińskimi nazwami zawartości. Później w sklepie tym pracował Stefan Adamski, znany działacz OSP oraz myśliwy. Z lat jeszcze międzywojennych, kiedy mieszkał w Strzelcach (gm. Mogilno), myśliwym był również Worsztynowicz, który w 1949 r. współorganizował Koło Łowieckie „Szarakˮ w Strzelnie.

Również pamięcią sięgam pana Bolesława Glanca. Był to niesamowity handlowiec, nie wypuścił ze sklepu, jeżeli czegoś nie sprzedał, a można było tu nabyć garnitury i inną odzież męską. Pamiętam, jak z kolegą kupowaliśmy garnitury i gdyby nie nasza upartość, wtryniłby je nam, choć były o dwa rozmiary za duże. W owym czasie nikt nie mówił inaczej, jak: kupiłem u Worsztynowicza, u Glanca, a to z racji starych przyzwyczajeń. Generalnie uległy zmianie szyldy i układy właścicielskie, kultura obsługi i fachowość sprzedawców w niczym nie odbiegała od tej przedwojennej.

Pod koniec lat 80-tych, w pomieszczeniach podrogeryjnych, został uruchomiony pierwszy prywatny w Strzelnie i cieszący się po dziś dzień powodzeniem, niewielki lokal gastronomiczny, bar „Smakosz". Prowadzą go obecnie państwo Remblewscy. Oczywiście równie smacznie przygotowując różne dania na wynos i do konsumpcji na miejscu. W latach 90-tych minionego stulecia, po sklepie odzieżowym, państwo Pieczakowie uruchomili prywatny sklep obuwniczy, który z kolei przenieśli do własnych pomieszczeń obok, pod nr 21. Do pomieszczenia sklepowego powróciła branża odzieżowa, a po niej bieliźniarstwo.


Kiedy tylko sięgam pamiętam, to zawsze w dzień Bożego Ciała owa kamienica pysznie się stroiła. Na jej frontonie państwo Glancowie wraz z sąsiadami budowali duży ołtarz, który swym niezmiennym kształtem stawiany jest po dzisiejsze czasy. W części balkonowej pierwszego piętra ustawiane były w przebraniach aniołów dzieci sypiące kwiaty pod stopy kapłana niosącego monstrancję ze Świętym Ciałem. Później zwyczaj ten kontynuował Rafał Konieczka wraz ze swoją rodziną i znajomymi, a dzisiaj jego córka. Przypomnę, że przed wojną ołtarz na Boże Ciało stawiano obok na sąsiedniej kamieniczce.


Rynek 23
Pod numerem 23, znajdujemy niewielką piętrową kamieniczkę należącą onegdaj do kupca Jana Kowalskiego. Wystawiona została pod koniec XIX w. i mieszkał tu również nauczyciel Bronisław Orłowski. W części parterowej znajdował się jeden sklep, w którym właściciel prowadził skład towarów kolonialnych, herbat, win, tabaki, cygar, farb, pokostu i lakierów. Natomiast w podwórzu urządzoną miał destylację alkoholi: rumu, araku, koniaku i wybornych likierów oraz własną palarnię kawy. Po śmierci Jana, kolonialkę prowadziła w latach międzywojennym, jego żona Zofia Kowalska, która następnie wydzierżawiła ten sklep Kledzikowi, o którym pisałem przy okazji numeru 21. Przed wojną dom ten nabyli państwo Lechowscy i urządzili w części parterowej sklep rzeźnicki. Po dzień dzisiejszy, choć pełni on inną funkcję, znajdują się w nim przedwojenne płytki ceramiczne i miejsca po hakach rzeźnickich.


Po wojnie rzeźnictwo w tym miejscu prowadził Borowiak, po którym z kolei działalność kontynuowała, na zasadzie przejęcia branży, PSS „Społem". Spółdzielcze „Mięso wędliny", bo tak informował szyld, prowadzili małżonkowie Wiśniewscy, Melania i Ewaryst. Pan Ewaryst podczas II wojny światowej służył w Polskich Siłach Zbrojnych na Zachodzie, był żołnierzem w armii gen. Andersa i walczył pod Monte Cassino.


Nawiązując do szyldów reklamowych przypomniał mi się dowcip z czasów PRL-u. Otóż, bezskutecznie próbujący zakupić dobrą suchą kiełbasę i przysłowiowego schaboszczaka mężczyzna, pyta się niemniej strudzonego w poszukiwaniach kiełbasy krakowskiej i wołowiny bez kości podobnego siebie klienta.


- Panie szanowny! A czy wie pan, czym różnił się przedwojenny sklep z szyldem „Rzeźnik" od dzisiejszego sklepu oszyldowanego reklamą „Mięso wędliny"?
- No cóż - odpowiada zapytany, dodając - diametralnie łaskawco wielce się różni, a mianowicie, przed wojną rzeźnik stał przed sklepem i zapraszał przechodniów by nawiedzili jego lokal, a przy okazji nabyli wiszące na hakach sztuki mięsa i którąś z 15 oferowanych wędlin. Dzisiaj zaś, mięso i wędliny są na szyldzie, a w sklepie pomiędzy ladą i pustymi hakami stoi rzeźnik.
- No i kumu to panie przeszkodzało?


Legendą tego miejsca i sklepu w okresie PRL-u, była pani mieszkająca po sąsiedzku. Otóż wykorzystywała ona owo miejsce zamieszkania do tego, by zawsze być pierwszą w przepastnej kolejce, jaka ustawiała się kilka razy w tygodniu pod drzwiami wędliniarsko-mięsnego przybytku. Już z chwilą zamknięcia sklepu, pani S wykładała poduszkę w oknie swego mieszkania i pilnie strzegła osób, które próbowały zająć miejsce w kolejce. Kiedy taka klientka stawała przed sklepem owa sąsiadka, niczym czujnik na podczerwień, wychylała się za firany i oznajmiała: - Pani jest druga, zaraz pomnie, gdyż ja nie mogę stać, jedynie kolejki pilnuję, no oczywiście, by ład i porządek w niej panował.

 
Jakiś niepisany przepis obowiązywał, że kiedy tłum napierał, wypychając panią S z kolejki, to i tak była ona zawsze pierwszą obsłużona. Swoją drogą, lubiła ona rozprawiać o tym, co się wydarzyło, co ma się wydarzyć i co raczej się nie wydarzy. Słynęła z tego, że zawsze wszystko pierwsza w Strzelnie wiedziała, a co powiedziała, to kolejkowe kobiety uważały za samą prawdę i tylko prawdę. Te „sroty pierdoty" stojącym po nocach paniom pozwalały przetrwać ciągnące się godzinami kolejkowe nudy.

Po Wiśniewskich sklep z mięsem i wędlinami prowadzili małżonkowie Kasprzykowie, a w 1989 r. własną działalność gospodarczą uruchomili w nim Teresa z Kordylaków i Włodzimierz Rejniakowie. Mieścił się w tym miejscu popularny na przełomie wieków sklep spożywczo-warzywniczy. Osobiście byłem jego częstym klientem. Wspomnę, że w latach 60-tych dom ten nabyli rodzice pani Teresy. Po ich śmierci właścicielem został syn Marek Kordylak. Po przjściu na emeryturę pani Teresy sklep został wynajęty kolejnym handlowcom z branży spożywczo-warzywniczej.

Z bardziej znanych ludzi, w domu tym mieszkał pan Władysław Drgas. Od 1961 r. był on wiceprezesem GS „SCh" w Strzelnie ds. obrotu rolnego. Był to niezwykle przedsiębiorczy człowiek, jemu spółdzielnia zawdzięcza wykreowanie jej na potęgę skupową w regionie, szczególnie zbóż. To on uratował potężny budynek pomajątkowy w Wymysłowicach i przystosował go do skupu zbóż (niestety, dzisiaj nie ma po nim śladu). W czasie jego prezesowania przystąpiono do budowy wielkiej bazy składowo-magazynowo-usługowej, która została zlokalizowana za Elewatorem PZZ. Był to rok 1969, a prezes Drgas swą funkcję piastował do 1971 r.