poniedziałek, 4 października 2021

Spacerkiem po Strzelnie - cz. 155 Ulica Powstania Wielkopolskiego cz. 7

Dzisiejszy odcinek spacerku - podobnie, jak ostatni - ograniczę do jednej kamienicy, chyba najokazalszej pod względem wielkości i niegdysiejszych standardów jej mieszkań. Znajduje się ona w sąsiedztwie ostatnio opisywanej posesji Wawrzyńca Szudy i jest oznaczona numerem 12, a przed wojną numerem 9. Jej okazałość i dawne dostojeństwo podkreślają wysokie piwnice, trzy kondygnacje oraz frontowy pas poddasza z ceramicznym, mansardowym zadaszeniem i tkwiącymi w nim pięcioma lukarnami. Jest to budowla 10-cio osiowa i już na pierwszy rzut oka można zauważyć, że wystawiona została w zaczynającym wówczas dominować w budownictwie stylu modernistycznym. Zrodził się on na przełomie stuleci XIX i XX w., kiedy jeszcze kwitła secesja, pod wpływem krytyki nadmiaru zdobień i zastosowania ornamentu w architekturze. Obecnie kamienica znajduje się w zarządzie ADM-u, stanowiąc mienie Gminy Strzelno. Jej wygląd estetyczny ma wiele do życzenia, niemniej jednak to dawne dostojeństwo budynku nadal w nim tkwi. Ta swoista okazałość budowli, to wysokie kondygnacje, trzy logie balkonowe i wysunięty nad masywnym portalem wejścia głównego - frontowego balkon na trzeciej kondygnacji oraz o dużej powierzchni rozkład wnętrz mieszkalnych. Oko przykuwają dwa narożne ryzality. Bardziej wysunięty wschodni, skrywa w swym wnętrzu logie balkonowe, zaś zachodni ukazuje perspektywę skrywanych za trzema oknami dużych pokoi salonowych. Nadto robi wrażenie trzykondygnacyjna oficyna podwórzowa.

Kamienica została wybudowana w 1910 roku, a jej inwestorem był bogaty Żyd Moritz Baschwitz. Usytuowana została na części parceli należącej niegdyś do Schudy, którą budowniczy odsprzedał i wystawił na niej na zlecenie Baschwitza ową kamienicę. Zamieszkała w niej rodzina Moritza oraz lokatorzy o bardziej zasobnym portfelu. Wśród tych ostatnich był Wincenty Szklarski, w latach międzywojennych inspektor skarbowy na powiat strzeleński, a następnie wysoki rangą urzędnik skarbowy w powiecie mogileńskim. Rodzina Baschwitzów była wyznania mojżeszowego i pochodziła z Wójcina. Antenat wilczyńskiej gałęzi rodu Aron, prowadził karczmę z zajazdem, wyszynkiem oraz szeroko pojęty handel. Warto zaznaczyć, że Wójcin był miejscowością graniczną i tutaj znajdowało się przejście graniczne z zaborem rosyjskim, tzw. „cło”. Zapewne usytuowanie przygranicznego interesu sprzyjało pomnażaniu zasobów finansowych Baschwitzów i ostatecznie sprawiło, iż Moritz przeniósł się do Strzelna. Od początku ich pozycja społeczna była ugruntowana, zaś oni sami - podobnie jak pozostali miejscowi Żydzi - dalecy byli zachowaniom ortodoksyjnym.

Wójcin - lokale Baschwitzów

Baschwitzowie pochodzili z Witkowa. Tam głowa rodziny Aron w wieku 28 lat poślubił w 1874 roku swoją rówieśniczkę Frommet Fuchs. Był on synem Osche Baschwitza i Peroli Koinskiej. Aron był restauratorem i kupcem w Wójcinie. Z tego co udało mi się ustalić to małżonkowie mieli synów Richarda i Moritza oraz córki Paule i Emme. Interesujący nas kupiec Moritz Baschwitz z Wójcina żonaty był z Julie Fischer z Pleszewa. Małżonkowie mieli syna Martina (Marcina). Mieszkając w Wójcinie Moritz w 1906 roku został wybrany do dozoru szkolnego, co wywołało poruszenie w prasie inowrocławskiej i regionalnej. W jego obronie stanął sam dziedzic Ignacy Skrzydlewski, który napisał: …znam go od dziecka, jest to prawy człowiek, wychowany w tutejszej szkole. Ojciec Jego i On płacą do tutejszej szkoły podatki szkolne i ponoszą ciężary, a biorą towary obydwoje i robią zakupy u kupca, znanego Polaka [Pińkowskiego – MP.] w Strzelnie. 

W rok później dowiadujemy się, że z tą nagonką na Baschwitza było trochę przesadzone, gdyż jedna z córek Arona Baschwitza, a siostra Moritza, Paula przeszła na katolicyzm, przybierając imię Helena i wyszła za syna miejscowego włościanina, Polaka Henryka Hęclewskiego syna Stanisława. Jednakże, zastanawiającym dla ówczesnych było, jak to możliwe, że w dozorze szkoły katolickiej znajduje się Żyd? Dodając przy tym, że tak się dziać może tylko w Prusach. Moritz Baschwitz wśród mieszkańców Wójcina należał do nielicznych, którzy posiadali umiejętność biegłego posługiwania się rachunkami i porozumiewania się w językach: hebrajskim - jidysz, niemieckim, polskim i rosyjskim. Zaznaczyć należy, że byli to jedyni Żydzi w Wójcinie. Uzupełniając wiedzę o Baschitzach dodam, że Siostra Moritza, Emma ur. w 1875 roku poślubiła w Strzelnie w 1897 roku starszego o 7 lat Carla Barucha syna Lewina i Rossali Koppel. Emma zginęła w obozie - getcie Terezin na terenie Protektoratu Czech i Moraw.    

Osiedlając się w Strzelnie, Moritz Baschwitz kontynuował już wcześniej rozpoczętą działalność handlową w zakresie handlu żywcem wołowym. Tu na miejscu rozwinął ją do znacznych rozmiarów. Skupował bydło, szczególnie z majątków ziemskich i dostarczał je do ubojni wielkomiejskich, skąd tzw. ćwierci wołowe trafiały do dużych zakładów mięsnych, łącznie z eksportem. W okresie międzywojennym taki eksport prowadzony był również do Niemiec, min. do Berlina. Później doszło pośrednictwo w handlu nieruchomościami i czerpanie korzyści z papierów wartościowych oraz z dywidend od akcji wielkich spółek kapitałowo-przemysłowych. Wynajmowali również apartamenty, jakie znajdowały się w ich nieruchomościach oraz mieszkania czynszowe w oficynie.

Prasa przedwojenna była pełna ogłoszeń o pośrednictwie, jakim parał się Moritz. W 1927 rok miał na dogodnych warunkach do zbycia dobre gospodarstwa od 40 do 400 mórg w dobrej okolicy przy szosie i stacji. Ogłoszenia te opatrywał podpisem: M. Baschwitz. Strzelno, Młyńska 125. Telefon 62. W 1928 roku oferował gospodarstwo 50 morgowe, przy szosie, 5 km od stacji, ziemia pszenno-żytnia, z żywym i martwym inwentarzem za cenę 30 tys. zł. Zdarzało się, że na to jego pośrednictwo patrzano spod przysłowiowego oka. Na przykład, kiedy w 1933 roku pośredniczył w sprzedaży w Chełmcach w pow. mogileńskim gospodarstwa, które z rąk polskich przeszło w ręce niemieckie. Tak tę transakcję opisała ówczesna prasa: Sprzedawczykiem okazał się właściciel zagrody 60-morgowej Kotwica w Chełmcach. Za pośrednictwem żyda ze Strzelna, Baschwitza sprzedał Niemcowi Herterowi z Kobylnicy jedno z najpiękniejszych gospodarstw w tej wiosce. W 1937 roku posiadał w ofercie 300 mórg ziemia pszenno-buraczanej z dobrymi zabudowaniami i kompletnym inwentarzem. Za całość żądał przedpłaty w wysokości 50 tys. zł., a pozostała kwota miała być rozłożona w ratach.  

O rodzinie Baschwitzów w międzywojennym Strzelnie zbyt wiele nie wiemy, a to za sprawą ich wojennych tragicznych losów. Szczątkowe informacje dotyczą udziału Baschwitza w życiu społecznym miasta wskazują, że był on członkiem Klubu Kręglarzy w Strzelnie i w rankingu sportowym dość dobrze notowanym. Na ten przykład w 1928 roku po dwutygodniowym kulaniu zajął 3 miejsce. Z innej informacji dowiadujemy się, o incydencie polegającym na wrzuceniu kamienia przez zamknięte okno do biura Baschwitza, znajdującego się na parterze kamienicy od strony ulicy. Ów zranił handlarza i naraził go na szkody: wybicia szyby i uszkodzenia mebli.

Syn Moritza, Marcin (Martin) Baschwitz urodził się w 1909 roku w Wójcinie. Parał się kupiectwem, współpracując z ojcem. Żonaty był z córką Ludwika Lippmanna, Teą urodzoną w 1909 roku i jak wieść niesie, nadzwyczajnej urody kobietą. Jedna z informacji jaką przed laty uzyskałem głosiła, że rodzice obojga doprowadzili do połączenia dwóch fortun. Po ich ślubie, uznawano tę parę za najbogatszą w Strzelnie. Młodzi ponoć zamieszkali w okazałej kamienicy, przy obecnej ulicy Powstania Wielkopolskiego 12. Zaś ostatnio uzyskałem informację od jednego z sędziwych mieszkańców Strzelna, że młodzi Baschwitzowie mieszkali w domu rodziców Tei przy ulicy Szkolnej, narożnik ze Ściankami na I piętrze. Mieli oni dwójkę dzieci: Manfreda ur. w 1933 roku i Ewę ur. w 1935 roku.

27 grudnia 1933 roku w strzeleńskim rejestrze handlowym prowadzonym przez miejscowy Sąd Grodzki w dziale B. strona 5 wpisano kontraktem spółkowym zawartym w Kancelarii Notarialnej Dra Koehlera spółkę: „Ludwik Lippmann spółka z ograniczoną poręką z siedzibą w Strzelnie”. Przedmiotem przedsiębiorstwa był handel (zakup i sprzedaż) ziemiopłodami, zbożem, sztucznymi nawozami, nasionami, paszą, opałem i wszelkimi zapotrzebowaniami rolniczymi. Kapitał zakładowy spółki wynosił 20 000 zł. Kierownikami spółki byli Ludwik Lippmann kupiec w Strzelnie i jego zięć Martin Baschwitz kupiec w Strzelnie, którzy niezależnie jeden od drugiego firmę podpisują. Zapis ten świadczył, że to zięć, a nie dzieci był potencjalnym spadkobiercom interesów Lippmanna.

Żywot Baschwitzów z linii strzeleńskich ze wszech miar zakończył się bardzo tragicznie. Po raz pierwszy o ich istnieniu dowiedziałem się w latach 70. minionego stulecia, z rozmów z wujkiem Marianem Strzeleckim. Ale tym dotychczas nieznanym źródłem dotyczącym Żydów strzeleńskich są przypiski metrykalne pochodzące z lat sześćdziesiątych a dotyczące umiejscowienia zgonu rodziny Baschwitzów w aktach USC Strzelno. Na ten trop naprowadziła mnie w latach osiemdziesiątych ówczesna kierowniczka USC Krystyna Wikaryczak. W aktach tych jest mowa o śmierci całej rodziny Marcina Baschwitza. 

Tragiczny los jaki ich spotkał dotyczył również wszystkich Żydów strzeleńskich. Po wybuchu II wojny światowej wszyscy Żydzi, którzy zostali w mieście zginęli. Jak dotychczas to udało się ustalić los zaledwie 5 przedstawicieli tej narodowości. Marcin oraz jego dzieci: Manfred i Ewa zginęli w zagładzie, w bliżej nieznanych okolicznościach już w 1939 roku.  Thea (Tea) Baschwitz, żona Marcina, została zamordowana w Treblince w 1942 roku (według zeznań brata Maxa Lippmanna). 

Wiadomym jest również, że Leo Lippmann urodzony w Strzelnie w 1873 roku, syn Abrahama i Dorotey, miejscowy kupiec ożeniony z Selmą, został zamordowany w 1944 roku w Buchenwaldzie. Miał wówczas 71 lat. Był on bratem Ludwika - ojca Tei i Maxa. Z kolei Ludwik Lippmann urodzony w Strzelnie w 1880 roku brat Leo, również miejscowy kupiec, żonaty z Martą z domu Krushka został zamordowany w 1941 roku w Piotrkowie. Zaś żona Ludwika Marta Lippmann urodzona w Powidzu w 1882 roku, córka  Izydora Krushki i matka Tei i Maxa została zamordowana w Treblince w 1942 roku. Dodam jeszcze, że ofiarą holokaustu był również Izydor Lewin, urodzony w Strzelnie w 1875 roku, maż Rozalii. Był on kupcem i został zamordowany w KL Auschwitz, w wieku 75 lat.

W czasie okupacji kamienica zasiedlona była przez Niemców i Polaków. Jedną z rodzin było młode małżeństwo, Teresa z Michalaków i Alfons Rucińscy. Zawarli oni związek małżeński 5 kwietnia 1942 roku. Tuż po ślubie wynajęli mieszkanie przy ulicy Młyńskiej w kamienicy po Baschwitzach. Pan młody w tym czasie pracował, jako księgowy w Krochmalni w Bronisławie. Ciekawostką przekazaną przez Heliodora Rucińskiego, syna ówczesnych nowożeńców jest wydarzenie jakie miało miejsce na strychu tejże kamienicy. Otóż małżonka Alfonsa poprosiła męża, by ten udał się na strych i przyniósł stamtąd słoik z kompotem. Gdy ten był już na poddaszu i przeglądał półkę z zaprawami, dostrzegł na dole regału kompoty z wiśniami, o które prosiła małżonka. Schylił się, by sięgnąć słoik i w tym samym czasie usłyszał nad głową świst kuli i trzask pękających szkieł na górnych półkach. Oniemiał, a gdy się wyprostował i rozejrzał, zobaczył zbitych kilka słoików i dziurkę w szybie okienka. Opaczność Boska czuwała nad przedwojennym i powojennym dyrygentem Chóru „Harmonia”. To w ogrodach przy ulicy Cegiełka podpici Niemcy strzelali do wróbli, a schylenie Alfonsa było tak szczęśliwe, że kula nie trafiła go w pierś, tylko świsnęła nad schyloną głową, rozbijając słoje. A co stałoby się, gdyby żona poprosiła go o kompot śliwkowy, który stał na górnej półce? Zginąłby młody Alfons, zaś we współczesnym krajobrazie miasta i okolicy nie dopatrzylibyśmy się sylwetki pana w okularach i czapce z przewieszonym przez szyję aparatem fotograficznym.  Opaczności zawdzięczamy, że dzisiaj możemy cieszyć oko Heliodorem i zdjęciami w jego wykonaniu. No i co najważniejsze, rozkoszować się bogatą ikonografią blogu „Strzelno moje miasto”.   

Powojenne losy kamienicy, to obraz przedwojnia i współczesności. Budowla nadal pełni funkcje mieszkalne i nadal robi wrażenie. Oczywiście potrzebuje remontu o czym utwierdza nas stan łuszczącej się elewacji. Jedną z osób, która utkwiła w mej pamięci, a która tutaj mieszkała był wieloletni pracownik administracji samorządowej, były sekretarz w Urzędzie Gminy Jeziora Wielkie Florian Sobkowiak. I już na zakończenie dopowiem, że w podwórzu znajdowała się wolno stojąca stolarnia należąca onegdaj do szpitala strzeleńskiego, później stała się stolarnią komunalną. Ostatecznie budynek został adaptowany na mieszkania i taką funkcję pełni do dziś.

Foto.: Heliodor Ruciński