Widok z lotu ptaka na Wzgórze i Plac Świętego Wojciecha oraz ulicę Ogrodową |
Opowieść z części pierwszej o ulicy Klasztornej i kościelnym Szczepanie Kowalskim znalazła wśród czytelników bloga duże zainteresowanie. Przedstawiając kościelnego opuściłem wiele ciekawych wątków, do których wrócę przy innej okazji. A teraz czas na krótką opowieść o ul. Ogrodowej.
Swoją nazwę ulica wzięła od zlokalizowanych przy niej ogrodów należących do folwarku klasztornego (zamkowego). Według protokołu z 14 maja 1830 r. teren ten nazwany został budowlą ogrodową, składającą się z podwórza ogrodzonego płotem o długości 208 stóp i wysokości 6 stóp, z wrotami wjazdowymi. Całość zbudowana była z belów i desek. Ogrody te zajmowały powierzchnię dwóch włók chełmińskich, tj. ok. 60 mórg (15 ha). Był to cały kwartał pomiędzy współczesnymi ulicami: Ogrodową, Gimnazjalną, Powstania Wielkopolskiego i Topolową włącznie do Brzozowej. Po kasacie klasztoru i zabraniu ogrodów norbertankom, czyli po 1837 r. wytyczono ulicę, która dotychczas był drogą gospodarczą, a przy niej wyznaczono parcele - działki. Generalnie zamieszkali przy niej rzemieślnicy, którzy świadczyli różne usługi mieszkańcom (krawcy, szewcy), a także drobni kupcy.
Ciekawostką jest to, że wszystkie domy i działki, których początkowo było osiem znajdują się po jednej stronie ulicy - południowej. Zaś cała strona północna przypisana jest do parcel przy Placu Świętego Wojciecha i ul. Gimnazjalnej. Późniejsze ukształtowanie parceli nr 1 zorientowało ją do ul. Gimnazjalnej. Granicę południową parceli stanowił ciek wodny, który swój początek brał na zboczach wyniesienia po stronie zachodniej miasta, powyżej współczesnej ul. Tadeusza Kościuszki i biegł ku wschodowi granicą parcel przy ul. Świętego Ducha pomiędzy posesjami 10 i 12 oraz 7 i 9. Dalej przecinał parcele w kierunku wschodnim ku ulicy Ogrodowej, przecinając ul. Gimnazjalną pomiędzy posesjami pierzei zachodniej nr 6 i 8. Dalszy bieg cieku docierał do stawów przy współczesnej ul. Topolowej (obręb dawnego folwarku proboszczowskiego) i dalej przez stawy parku do bagien na tzw. Błotach.
Miejsce dawnego cieku wodnego przechodzącego w dalszym biegu południowymi granicami parcel ul. Ogrodowej |
Dzisiejsza ul. Ogrodowa to 6 domostw i jedna pusta parcela po rozebranych budynkach (nr 4), wszystkie usytuowane po jednej południowej stronie, z których tylko trzy pamiętają lata przedwojenne. Domy pod numerami: 2, 6 i 14 zostały wybudowane współcześnie (nr 2 - początek lat 90.; nr 6 - lata 60. oraz nr 14 w ostatnich latach). Pozostałe pochodzą z końca XIX w. Najstarszy widok ulicy pochodzi z lat 30. XX w. i widocznych jest na nim wszystkich siedem parceli zabudowanych domami parterowymi, oficynami i budyneczkami gospodarczymi.
Przy ul. Ogrodowej nr 8 mieszkał mój ojciec chrzestny Ewaryst Kulse. Wujek do początku lat 70. minionego stulecia był sekretarzem miejskim i urzędnikiem stanu cywilnego, a od połowy lat 70. urzędnikiem w ZGKiM. Pamiętam, że często popołudniami chodził odstrzelony w garnitur i pod krawatem do USC, gdzie udzielał ślubów strzelniankom i strzelnianom. Obecnie w domu tym mieszka jego syn, a mój kuzyn Ewaryst (imię po ojcu). Jako chłopiec często tam biegałem do mojego rówieśnika Macieja - mój ojciec Ignacy był jego ojcem chrzestnym. Razem z Maćkiem przyjmowaliśmy Pierwszą Komunię Świętą. W prezencie do pamiątki kuzyn dostał aparat fotograficzny Druh, którym wuja zrobił nam zdjęcia pamiątkowe - mam je do dziś. Pamiętam niedzielne wycieczki naszych rodzin na Laskowo, do lasu nad Kanał Ostrowo - Gopło (zwanym przez nas kanałem młyńskim), gdzie po sam wieczór zażywaliśmy rozkosznej sjesty. Oczywiście w kanale kąpaliśmy się, tyle w nim wówczas było wody. Nasze powiązania rodzinne to nasze matki - ciocia Urszula Kulse z domu Woźna i mama Irena Przybylska z domu Woźna, były siostrami, córkami młynarza z Kawki Władysława Woźnego. Z innych wspomnień pamiętam ciotkę moich kuzynów Anielę Zielińską, która mieszkała w oficynie razem z babcią Kulsową. To z nią w okresie wakacji chodziliśmy, ciągnąc mały, drabiniasty wózek do lasu na Szyszkach (las na Młynach przy torze kolejowym). Tam zbieraliśmy konwalie, jagody, grzyby, a także suche drewno, którym zimą ciotka Aniela rozpalała w piecu.
Wspomnień związanych z rodziną Kulse mam tak wiele, że mógłbym napisać oddzielną opowieść. Ciocia Ula przychodziła do nas do domu, co sobotę i pomagała mamie w kąpieli (było nas 6 chłopaków i siostra). Oj działo się wówczas - bardzo, ale to bardzo lubiliśmy naszą ciocię. Jak mój syn Marcin był mały i wyjeżdżaliśmy do rodziny, to podrzucaliśmy go na kilka godzin ciotce - bardzo jej w tym względzie ufaliśmy. Wujostwo miało czwórkę dzieci, wspomnianych Macieja i Ewarysta oraz nieżyjących już Kamilę i Józefa (Jótka).
Dobrze jest wspominać najbliższych, dobrze jest pisać o rodzinie… Boże ile to wspomnień przychodzi mi na myśl - dobrych wspomnień z ulicy Ogrodowej…