Tadeusz Pętkowski (brat Jana) z Simbo Cymbałem) i Lady. |
Temat lwów z Woli Kożuszkowej gmina
Jeziora Wielkie drążyłem przez wiele lat. Po raz pierwszy dowiedziałem się o
tych egzotycznych zwierzętach z opowieści mojej mamy, która z kolei dowiedziała
się o nich z opowiadań mego ojca. Niestety, ja nie zdążyłem zapytać się rodzica
o „bestyje”, gdyż zmarł jak miałem 14 lat. Później w moich kontaktach z tym
terenem wspominali o nich mieszkańcy Woli Kożuszkowej i Kuśnierza, a
wspomnienia te były lakoniczne i do końca nie wyjaśniały tematu. Przed kilku
laty na forum WTG „Gniazdo” skreśliłem kilka zdań o lwie nawiązując do maminej
opowieści. Niestety wkradły się wówczas błędy, co do imienia właściciela i
majątku. Wymieniłem Władysława Izydora Pętkowskiego i Kuśnierz, a chodziło o
jego syna Jana i majątek Wolę Kożuszkową, które zresztą stanowiły jedno
dominium. Dotychczasowe opowieści i bajania o owych lwach znalazły
potwierdzenie źródłowe. Otóż, przed siedmioma laty trafiłem na dwa artykułu ze
zdjęciami, z których jeden znalazł się w prasie przedwojennej, zaś drugi w
prasie emigracyjnej. Oba są tego samego autora, mianowicie Aleksandra
Janta-Połczyńskiego. A sam Jan Pętkowski to znana postać w przedwojennych
kręgach łowieckich Wielkopolski.
Ów przedwojenny artykuł nosi
znamienity tytuł: Lwy na wsi polskiej. Sam autor na wstępie próbuje
wyjaśnić, że zobaczyć lwy to nie żadna przesada, gdyż można je oglądać w
zwierzyńcach, czyli ZOO i w cyrkach. Ale na wsi polskiej, na Kujawach, w
województwie poznańskim to coś niesamowitego, do tego spacerujące beztrosko i
swobodnie. Autor załączył do artykułu kilka zdjęć z owymi „bestyjami” i już na
wstępie zadał czytelnikom pytanie: Przyglądacie się podejrzliwie i mrugając
porozumiewawczo, powiecie: -Hm... dobre. Przez kratę, co? Albo wypchane?
W dalszej części artykułu autor
próbuje wyjaśnić, że trzymanie dzikiej zwierzyny to nic nadzwyczajnego, gdyż
każde dzikie zwierzę z czasem przywyknie do człowieka i pozwala się oswoić.
Uznaje, że jest to tradycyjne zamiłowanie i nie było przecież dworu wiejskiego,
żeby nie trzymano w jego otoczeniu - parku sarny, jelenia, żurawi, albo zgoła
niedźwiedzi, dzików czy wilków. Dla przykładu podaje wydrę Imć Pana Paska,
uzasadniając, że wszystkie wymienione zwierzęta żyją w naszym klimacie i u nas
zostały schwytane. Ale lwy? Chyba to jakiś kawał?
Aleksander Janta-Połczyński z lwem w parku przydworskim w Woli Kożuszkowej. |
Zamieszkały na wsi. Towarzyszka
ich nieodstępna, srebrnowłosa małpa, nie przetrwała ostrej zimy, którą lwy
zniosły doskonale, zamknięte w budynku gospodarczym. Urosły od czasu przyjazdu
tak bardzo, że są dziś nie do poznania. Simbo tylko zmienił imię – spolszczyła
murzyńską nazwę wieś polska. Tutejsi ludzie nie wołają go inaczej, jak Cymbał!
Zresztą są łagodne, lew nawet milszy niż lwica, to też we wsi cieszy się ogólną
sympatią. Chodzi swobodnie po ogrodzie, wychodzą często w pole, na łańcuchu
wprawdzie, ale poza ogród, gdzieś blisko i bez uwięzi, z panem i jednym psem,
którego respektują. Jest to niewielki, ale bardzo zły wilk, wabi się Kubek.
Ogrodniczki, chłopcy stajenni, cała służba żyje z lwami w największej
przyjaźni. Syn urzędnika gospodarczego jeździ na nim „konno”.
Piękna Lady jest przymilna jak kociak. |
Przygodę z lwami przeżył i sam
autor artykułu, który napisał: Poznałem lwy, jako się rzeko, niedawno.
Leżały pięknie na trawniku, mruczeć poczęły chrapliwie, gdyśmy się do nich
zbliżyli. Nie jest to zbyt zachęcające dla niewtajemniczonych. Przekonuję się
jednak natychmiast, że pomruk jest ten objawem najwyższego zadowolenia, Lwy
łaszą się jak koty, próbują skoczyć na ramiona, rozdziawiając paszczęki, pełne
groźnych kłów.
Simbo, czy raczej Cymbał, wygląda groźnie, nikomu jednak nie uczynił krzywdy? |
Autor kończy artykuł stwierdzeniem,
że dziwnie to wszystko wygląda. Afrykański zwierz na tle bujnej, wiosennej
zieleni wsi polskiej. Raczej wszyscy przywykli do widoku tych zwierząt za
kratami ogrodu zoologicznego. Choć uległ człowiekowi, żyje tutaj wesoło i
swobodnie, choć inaczej niż w swej ojczyźnie, gdzie postrzegany jest o wiele
wspanialej, godny królewskiego miana.
Kilkadziesiąt lat później, bo w
1974 r. w emigracyjnych londyńskich Wiadomościach znajdujemy kolejny
artykuł tego samego autora, wspominający przedwojenną sielankę dworską.
Aleksander Janta-Połczyński nieco uzupełnia przedwojenny artykuł opisując
szczegółowo perypetie celne Jana Pętkowskiego z przewozem lwów. Pisze o
sensacji jaką wywoływała przed wojną hodowla lwiej pary na wsi kujawskiej, w
ogromnym parku majątku Wola Kożuszkowa. Przywóz lwów do kraju przeszedł po
całej przedwojennej Polsce głośnym echem, odbijając się tu i ówdzie, a
szczególnie w kręgach ziemiańskich. Celnicy nie znaleźli w przepisach ani słowa
o wwozie do kraju lwów. Postanowili je wobec tego zatrzymać na granicy – do
wyjaśnienia. Jaś, któremu nigdy nie brakowało konceptu, obruszył się na ten
nonsens biurokratyczny i zaaplikował celnikom argument, z którego nie łatwo im
było się pozbierać. Powiedział mianowicie, że lewki są darem Polonii afrykańskiej dla marszałka Piłsudskiego i że ktokolwiek naraziłby je na najmniejszą
szkodę, czy chorobę, odpowiadać będzie przed Marszałkiem. Nie mógł się w
rezultacie opędzić prośbom, aby swoje lwy zabrał, bo nikt tu nie wie naprawdę,
jak się z nimi obchodzić.
Lwica Lady. |
U Władysława Janta-Połczyńskiego,
krewnego redaktora Aleksandra, znajdujemy również wątek lwów z Woli
Kożuszkowej. Władysław był ziemianinem i twórcą łowiectwa wielkopolskiego oraz
znakomitym myśliwym. Jak tylko dowiedział się o lwach na wsi kujawskiej przybył
do Woli Kożuszkowej, by zobaczyć je na własne oczy. Podczas niewinnej zabawy z
Simbo został nieszczęśliwie drapnięty jego pazurem. Wypadek ten pozostawił
trwały ślad w postaci nieznacznego przykurczu ramienia. Później, kiedy lwy znalazły
się w poznańskim ZOO, za każdym razem kiedy gościł w stolicy Wielkopolski
odwiedzał zwierzęta i nawet był wpuszczany przez dozorcę do ich klatki.
Ochmistrzyni dworska z Kuśnierza Maria Luwańska z lwicą Lady. |
Dodam, że 6 listopada 2012 r.
artykuł ukazał się na starym i nieistniejącym już blogu Strzelno moje miasto
(cz. 3). Link do niego przyozdobiony zdjęciem został umieszczony przez redakcję
Wirtualnej Polski na stronie głównej portalu. Spowodowało to, że wszyscy
spragnieni ciekawostek z łatwością mogli dotrzeć do artykułu i zapoznać się z
jego treścią. Przez dwa dni kilkadziesiąt tysięcy internautów wpadło wirtualnie
do mojego Strzelna i poznało niezwykłą i prawdziwą historię kujawskich lwów.
Takiej „okupacji” mój blog jeszcze nigdy nie przeżył. Wątek z lwami został
również opublikowany w "Gazecie Pomorskiej" i "Zachodnim
Poradniku Łowieckim". Był to temat roku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz