Ludwik Lippmann pod koniec funkcjonowania gminy żydowskiej w Strzelnie został,
obok brata Leo, wybrany do jej zarządu, lecz wkrótce (1932 r.) została ona
zlikwidowana i przyłączona, podobnie jak wiele okolicznych gmin do gminy
inowrocławskiej. Zbożowiec Lippmann miał córkę: Teę oraz syna Maksa
[Max Moshe]. O dalszych losach Maksa i pozostałych Żydów strzeleńskich do chwili ich
zagłady, a także o rzezaku, szkole talmudycznej, synagodze, kirkucie i o Teii,
siostrze Maksa, a żonie Marcina Baschwitza z ul. Powstania Wielkopolskiego,
przy okazji spacerku pozostałymi ulicami miasta.
Rolniczy Dom Towarowy GS "SCh". Okno wystawowe w dniach obchodów 750-lecia nadania Strzelnu praw miejskich. |
Postacią, wręcz legendarną, związaną z tym miejscem był sprzedawca, Michał
Dziadura. Początkowo mieszkał on w Stodólnie i gdzieś na przełomie lat 70. i
80. minionego stulecia przeniósł się do Strzelna. Poza handlem znany był jako
wytrawny hodowca róż. Stało się, iż plantacja z roku na rok rozrastała się, a
do tego nadarzyła się okazja powiększenia jej poprzez zakup gminnego gruntu.
Pan Michał złożył w miejscowym urzędzie stosowny wniosek i przeprowadził
rozmowy celem sfinalizowania transakcji. Jednakże trafił na przeszkodę. By
„gmina" mogła sprzedać ziemię, musiała uzyskać akceptację mieszkańców wsi.
W międzyczasie osobie, która decydowała o sprawach rolnych w urzędzie, pękł
piec od centralnego ogrzewania, a że był to towar ze wszech miar deficytowy,
należało po zapisaniu się na stosowną listę kilka miesięcy czekać. Zima za
pasem, w związku z tym urzędnik pobiegł do sklepu pana Michała z błagalną
petycją, by ten coś zrobił w kwestii otrzymania nowego pieca. Tu muszę zdradzić
tajemnicę, że pan Michał należał do osób, dla których nie było rzeczy
niemożliwych w ówczesnym kartkowo-rozdzielczym systemie zaopatrywania ludności
w towary. Miał on takie wejścia w hurtowniach, że niemożliwe stawało się dla
niego przysłowiową pestką. Zawdzięczał to swoim różom, których całe naręcze
trafiały do pań wypisujących zlecenia i żon dyrektorów hurtowni. Zaś część
męska rozdzielaczy i decydentów karmiona była przez niego przepastnymi zapasami
jego niewysychającego źródełka piwnicznego.
Kiedy urzędnik poprosił go o pomoc, ten rzekł do niego:-będzie ziemia, będzie piec.
-Ale panie Michale zima biegnie ku nam, a zebranie za miesiąc - odpowiada urzędnik.
-Co do tak wysokiego urzędnika zwołać zebranie za tydzień, kiedy ja nazajutrz jadę po jego piec - odparł sklepowy.
I stało się, że po dwóch dniach piec trafił na zaplecze magazynowe Erdetu, jak w skrócie nazywano Rolniczy Dom Towarowy. Wiadomość ta dotarła do urzędnika i ten w tri miga dotarł do sklepu i już od drzwi radośnie anonsował:
-Słyszałem panie Michale, że jest piec - ten zaś podstępnie mu odpowiedział - a i owszem, ale bez przepustnicy, którą pojutrze mają dowieść. A zebranie w sprawie mego gruntu to, kiedy? -dodał od niechcenia sprzedawca.
-Jutro panie Michale, jutro - to dobrze, bo komplet będzie pojutrze - dodał pan Michał.
I stało się, że zebranie sprzeciwiło się sprzedaży ziemi Dziadurze, uzasadniając odmowę, iż ma on dosyć dochodów, że więcej to mu nie trzeba.
Nazajutrz wiadomość o odmownym potraktowaniu jego wniosku dotarła do sklepu. Tuż po niej zjawił się urzędnik z zapytaniem:
-I co komplet do mego pieca dotarł - a dotarł, tylko nie do pańskiego jeno Józkowego, który wszystko przed godziną zabrał i uczciwie za to zapłacił - rzekł spokojnie sprzedawca.
Urzędnik nie wytrzymał i wrzasnął - przecież to był mój piec! - tak jak moja była ziemia, niema ziemi to i niema pieca - nerwowo warknął pan Michał.
Urzędnik wybiegł ze sklepu i pobiegł ze skargą do prezesa. Ten z kolei spokojnie go wysłuchał i posłał rewidenta, by ten sprawdził, co jest na rzeczy. Rewident po godzinie wrócił i pokazał prezesowi zeszyt z wpisem Józka „X" na pierwszym miejscu i uwagą, że dziś piec otrzymał i urzędnika na 39 miejscu z możliwością otrzymania pieca za 3 lata.
Wnętrze Rolniczego Domu Towarowego. Stoisko po lewej stronie od wejścia głównego -AGD i motoryzacyjne. |
Inna anegdota nawiązuje do czasów, kiedy prezesem GS-u był znakomity jego
gospodarz Stanisław Maniecki.
Otóż, przyszedł do prezesa rolnik
ze skargą, iż sklepowy Dziadura odmówił obsługi, gdyż towar, który on chce
nabyć znajduje się w kościele [poewangelickiej świątyni, która znajdowała się
na środku rynku i stanowiła zaplecze magazynowe stoiska Dziadury], a on jest
zmęczony. Prezes przedzwonił do sklepowego i nakazał mu natychmiastową obsługę
rolnika. Oboje, rolnik i prezes udali się do kościoła. Był on już otwarty i
pierwszy do środka wszedł rolnik. Zauważył go pan Michał i ryknął:
-A prezes Maniecka to, co sobie uważa, że Michał ma w dupie wiertolot i bedzie po kostiele latał niczym halichopter! Niech sobie prezes śmige zamontuje i lata, wtedy zobaczy jak trudno być sprzedawcą.
W trakcie wypowiadania tych słów w kościele-magazynie zjawił się prezes Maniecki i mimo woli usłyszał co Michał wygaduje pod jego adresem. Głośno chrząkając rzekł:
- Michale! Co to każecie prezesowi zamontować? No powtórzcie, co, bo niedosłyszałem? - na co przestraszony sprzedawca potulnie odpowiedział - e tam panie prezes, to nie ja mówił, to moje nerwy, które od rana mną szarpią.
-A prezes Maniecka to, co sobie uważa, że Michał ma w dupie wiertolot i bedzie po kostiele latał niczym halichopter! Niech sobie prezes śmige zamontuje i lata, wtedy zobaczy jak trudno być sprzedawcą.
W trakcie wypowiadania tych słów w kościele-magazynie zjawił się prezes Maniecki i mimo woli usłyszał co Michał wygaduje pod jego adresem. Głośno chrząkając rzekł:
- Michale! Co to każecie prezesowi zamontować? No powtórzcie, co, bo niedosłyszałem? - na co przestraszony sprzedawca potulnie odpowiedział - e tam panie prezes, to nie ja mówił, to moje nerwy, które od rana mną szarpią.
- Pewnie żeście Michale ich nie
posmarowali - rzecze do niego prezes - ano nie, bo „Bar" te nieroby
malarze od zeszłego tygodnia malują.
Gwoli wyjaśnienia, pan Michał zawsze z rana przed otwarciem sklepu wchodził do „Baru" w Rynku pod „Trójką", gdzie oczekiwała na niego „setka", w południe druga „setka", po południu trzecia „setka" i po zamknięciu sklepu czwarta „setka". Kiedy tego rytuału nie dopiął, był bardzo nerwowy.
Po roku 2000 i zlikwidowaniu Spółdzielni Zaopatrzenia i Zbytu sklep został wynajęty na działalność handlową, którą prowadził p. Koszal. Był to duży sklep spożywczo-przemysłowy, którego jednak żywot nie był zbyt długi. Przez kilka lat prowadzona była tutaj działalność handlowa w branży zabawkowej, artykułów zdobniczych, przyborów szkolnych, kosmetyków, itp. Od strony ul. Ścianki prowadzi swój punkt usługowy jedyny w Strzelnie szewc - usługi szewskie w szerokim zakresie napraw. Niestety i ta placówka zamknęła swoje podwoje.
Gwoli wyjaśnienia, pan Michał zawsze z rana przed otwarciem sklepu wchodził do „Baru" w Rynku pod „Trójką", gdzie oczekiwała na niego „setka", w południe druga „setka", po południu trzecia „setka" i po zamknięciu sklepu czwarta „setka". Kiedy tego rytuału nie dopiął, był bardzo nerwowy.
Po roku 2000 i zlikwidowaniu Spółdzielni Zaopatrzenia i Zbytu sklep został wynajęty na działalność handlową, którą prowadził p. Koszal. Był to duży sklep spożywczo-przemysłowy, którego jednak żywot nie był zbyt długi. Przez kilka lat prowadzona była tutaj działalność handlowa w branży zabawkowej, artykułów zdobniczych, przyborów szkolnych, kosmetyków, itp. Od strony ul. Ścianki prowadzi swój punkt usługowy jedyny w Strzelnie szewc - usługi szewskie w szerokim zakresie napraw. Niestety i ta placówka zamknęła swoje podwoje.
Od kilku lat parter budynku
będącego niegdyś w zasobach Powiatu Mogileńskiego znajduje się w rękach
prywatnych. W 2017 r. mieszkaniec Strzelna Mariusz Kulse uruchomił tutaj
markowy sklep American Dream Strzelno
Moda Męska & Damska. Wcześniej prowadził on w mieście dwa inne sklepy
odzieżowe, które połączył, przenosząc je do nowoczesnych i pięknych - po
gruntownym remoncie - dwukondygnacyjnych wnętrz nowoczesnej placówki handlowej.
American dream to w dosłownym tłumaczeniu: amerykańskie marzenie
(sen). Faktycznie, tutaj każdy może spełnić swoje marzenia o pięknym ubiorze i
to od stóp do głowy - wszystko, co do ubrania i modne można tutaj nabyć. Do
sklepu na zakupy zjeżdża się cały region i to nawet z dalszych stron. Jako
ojciec chrzestny Mariusza i bliski, bo z pierwszego kuzynostwa krewny jego ojca
polecam tę najpiękniejszą placówkę handlową w Strzelnie i regionie. Wystarczy
tutaj raz zajrzeć, by stać się fanem American
Dream…
Sam Mariusz to wytrawny handlowiec,
który dawno temu zaczął od straganu na targowisku przy hotelu. Ciężka i
wytrwale prowadzona przez cały rok kalendarzowy tego typu działalność zaowocowała po latach pierwszym
sklepem stałym przy ulicy Kościelnej, a następnie kolejnymi sklepami w Rynku. Warto zajrzeć do tego sklepu i niedrogo, a do tego bardzo gustownie się ubrać. U Mariusz - popularnie wszyscy Go tak nazywają - znajdziesz fachową poradę i uprzejmą obsługę. Do zobaczenia w sklepie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz