czwartek, 29 kwietnia 2021

Strzeleńskie Pogotowie Ratunkowe i przygoda z armatą

Ostatnio osobiste korzystanie z usług medycznych - wizyty, badania, rehabilitacja - oraz namowa strzelnianina, ratownika medycznego, kierownika Działu Usług Medycznych i Szkoleń z Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Bydgoszczy Krzysztofa Wiśniewskiego, sprawiły, że dzisiaj przywołam nieco historii strzeleńskiego Pogotowia Ratunkowego. Dodam, że Krzysztof był sąsiadem z Osiedla Piastowskiego, z którego ojcem, mistrzem cukiernikiem onegdaj pracowałem w nieistniejącym już dzisiaj geesie. Jest On absolwentem Collegium Medicum w Bydgoszczy, UMK w Toruniu i jest kolegą naszych dzieci. Przechodząc zaś do meritum sprawy dodam, że nie będzie to pełna historia pogotowia, gdyż ją można napisać dopiero po ustaniu pandemii i związanych z nią obostrzeń - ograniczenia dostępów do zasobów archiwalnych. Niemniej jednak, wywołując temat może uda mi się przy Waszej pomocy przywołać więcej faktów historycznych z działalności strzeleńskiej stacji Pogotowia Ratunkowego. To, co ja wiem to zaledwie kropla w morzu, wiedzy skrytej w przepastnych tomach archiwalnych, dlatego też dysponując kilkoma fajnymi zdjęciami, funkcjonującą w miarę sprawnie pamięcią i kilkoma anegdotami zacznę od historii najdawniejszej.

Remiza OSP Strzelno - pierwsza siedziba Pogotowia Ratunkowego

Pierwszą informację o funkcjonowaniu w Strzelnie zinstytucjonalizowanego Pogotowia Ratunkowego znajdujemy pod datą 2 czerwca 1927 roku. Choć jest to informacja prasowa i nie posiada znamion dokumentu, to jednak jest źródłem, jak dotychczas najstarszym. Znajdujemy w niej przekaz, że tegoż właśnie dnia o godz. 22:00 z niewiadomych przyczyn wybuchł pożar w majętności Górki. Ogień powstał na strychu domostwa, które pokryte było słomianą strzechą. To też budynek w jednej chwili stanął w płomieniach, a zerwani alarmem ze snu mieszkańcy domu poczęli uciekać w popłochu. Dwie okropnie poparzone osoby, przywołane pogotowie ratunkowe odwiozło do miejscowego [strzeleńskiego] szpitala. Dwie lżej poparzone opatrzono na miejscu. Mimo energicznych starań ognia nie udało się zlikwidować, wskutek czego cały dom spłonął. Przyczyn pożaru nie wykryto.

Powojenna siedziba Pogotowia Ratunkowego - była Kasa Chorych, Ośrodek Zdrowia w Strzelnie (Przychodnia Rejonowa)

Nie wiadomo, czy owe pogotowie ratunkowe to była karetka samochodowa, czy może konna? Ale, gdy dwa lata później oddawano do użytku nowoczesny, modernistyczny budynek Powiatowej Kasy Chorych oddano z nim również do użytku dwa garaże samochodowe, które aż do czasów współczesnych były bazą garażową powojennego Pogotowia Ratunkowego. Wiadomym jest, że w latach międzywojennych w Strzelnie działało zinstytucjonalizowane Pogotowie Ratunkowe, które ulokowane było przy Ochotniczej Straży Pożarnej, przy ul. Targowisko (współczesnej ul. Sportowej). Tam znajdowała się wybudowana w 1925 roku nowa murowana Strażnica OSP z sześcioma garażami. Obie jednostki posiadały wspólny telefon alarmowy Nr 7. Utrzymaniem pogotowia zajmowała się Powiatowa Kasa Chorych, którą środkami finansowymi wspierało miejscowe społeczeństwo za pośrednictwem tutejszej placówki Polskiego Czerwonego Krzyża oraz instytucje samorządowe. 

Ekipa karetki Dodge WC 54 w 1 Maja 1950 roku

Kiedy w Strzelnie mieliśmy szpital, towarzyszyły mu popularne w owym czasie karetki, nazywane również sanitarkami, zgrupowane w Wojewódzkiej Kolumnie Transportu Sanitarnego. Myśmy nazywali tę instytucję ratunkowo-pomocową po prostu Pogotowiem Ratunkowym. To powojenne Pogotowie Ratunkowe zmieniło swoją siedzibę, przenosząc się z Remizy OSP do byłej siedziby Powiatowej Kasy Chorych, w której uruchomiono również Ośrodek Zdrowia - Przychodnię Rejonową. Pierwszą samochodową karetkę otrzymało strzeleńskie pogotowie z demobilu wojskowego. Był to samochód wojskowy marki Dodge WC 54. Zachowało się zdjęcie tego samochodu, które zostało wykonane w 1950 roku podczas wielkiej manifestacji Pierwszomajowej. Kolejnymi samochodami, o ile pamiętam była Skoda, a po niej cała seria Warszaw. Były Fiaty oraz już bardziej nowoczesne marki zachodnie.

Karetki pogotowia marki Warszawa przed siedzibą i hotelem

Pamiętam specyficzny transport sanitarny, jakim była powózka transportowa dra Alfreda Fiebiga. Zaprzężona do doktorowego konia i z kuczerem Michałem Sz

afrańskim, a później p. Wieczorkiem woziła lekarza od chałupy do chałupy, przemierzając drogi i przysłowiowe bezdroża gmin Strzelno i Jeziora Wielkie. Z kierowców jakich przywołuje moja pamięć, a którzy pracowali w Kolumnie Transportu Sanitarnego w Mogilnie i w Pogotowiu Ratunkowym w Strzelnie byli: Bernard Janecki, moi kuzynowie Stanisław i Kazimierz Łojewscy, Bernard Radtke, Marian Romblewski, (…) Dzięgielewski, Leszek Radtke…

Przygoda karetki z armatą, Strzelno-Głucha Puszcza

W pamięci zapisaną mam anegdotę o karetce i armacie. Otóż w zbiorach regionalnych inż. Stanisława Pijanowskiego w Głuchej Puszczy pod Orchowem znajdowała się XVIII-wieczna Armata. Niegdyś stanowiła ona własność strzeleńskiego kolekcjonera i pasjonata rekonstrukcji militarnych dra Alfred Fiebig, który podarował ją przyjacielowi. Często używana podczas manewrów na Laskowie uległa uszkodzeniu w części lawety - podwozia. Doktor postanowił dorobić nowe podwozie armatnie i podarować militarium przyjacielowi spod Orchowa. W tym celu zabrał lufę na swoją bryczkę i dostarczył ją do strzeleńskiego rzemieślnika - kowala Zygmunta Błażejczaka. Ten wraz z kołodziejem Olejnikiem i stolarzem Barteckim dorobili armacie solidne podwozie. Wówczas stanął przed nimi dylemat, jak „harmatę“ dostarczyć do Głuchej Puszczy. Rozwiązanie znalazł dr Fiebig. Pewnego pięknego dnia, a było to w połowie lat 60. minionego stulecia, zajechał pod kuźnię karetką i kazał armatę zaczepić do haka holowniczego. W taki sposób zajechano pod leśniczówkę w Głuchej Puszczy, a że wszystkim poczynaniom towarzyszył strzeleński fotograf Florian Kupka wydarzenie utrwalono na kliszy fotograficznej.

Dzisiaj w Strzelnie już nie mamy ani pogotowia ani szpital. Pozostały nam jedynie wspomnienia. Myślę, że jeżeli nie ja, to ktoś młodszy dopełni tę historię i dopełni dzieje Pogotowia Ratunkowego w Strzelnie. A póki co, jeśli przeczytacie ten artykuł, to mam prośbę byście włączyli się podpowiedzieli co nieco, np. o lekarzach, felczerach, pielęgniarkach pracujących w pogotowiu, obsłudze, sanitariuszach - pamiętam tylko Renia Radtke i Marian Derendę…

wtorek, 27 kwietnia 2021

Spacerkiem po Strzelnie - cz. 135 Ulica Gimnazjalna cz. 11

Budynek Szkoły Podstawowej Nr 1 widziany z lotu ptaka - 2004 rok

Przypomnę, że w ramach cyklu artykułów Spacerkiem po Strzelnie znalazło się wiele biogramów zasłużonych strzelnian. Dzisiaj kontynuując opowiadanie o Szkole Podstawowej nr 1 przybliżę biogram patrona tejże szkoły Jana Dałkowskiego. Wzbogacony wątkiem rodzinnym i informacjami z czasów Powstania Wielkopolskiego 1918-1919 dopełnia wiedzę o życiu zasłużonego społecznika i nauczyciela.

Jan Dałkowski

Patron byłego Gimnazjum z Oddziałami Dwujęzycznymi o obecnie Szkoły Podstawowej Nr 2 w Strzelnie 

W poczcie zasłużonych strzelnian na poczesnym miejscu znajdujemy osobę szczególną, Jana Dałkowskiego, ostatniego przedwojennego kierownika Publicznej Szkoły Powszechnej nr 1 w Strzelnie. Nie był strzelnianinem z urodzenia. Przybył do miasta jako dojrzały mężczyzna, mając 27 lat. Tutaj ześrodkował swoje życie rodzinne, tutaj urodzili się jego dwaj synowie. Dość powiedzieć, że był nauczycielem wielce zaangażowanym w życie publiczne i społeczne naszego miasta. W okresie międzywojennym był członkiem niemalże wszystkich organizacji, jakie działały na terenie miasta. Mieszkańcy liczyli się z jego głosem i darzyli kierownika wielką estymą. On sam zajmował wysokie stanowiska we władzach miejskich, będąc radnym miejskim i członkiem Zarządu Miejskiego – społecznym wiceburmistrzem. 

Jan Dałkowski urodził się 20 maja 1899 roku w Wielichowie w powiecie śmigielskim w Wielkim Księstwie Poznańskim, tzw. Prowincji Poznańskiej, obecnie województwie wielkopolskim. Jego rodzicami byli Andrzej Dałkowski (ur. w 1865 r.) syn Jana i Katarzyny Sobkowiak oraz Józefa Bzyl (ur. w 1869 r.) córka Stanisława i Angeli Sibilskiej. Rodzice związek małżeński zawarli w 1889 roku w Wielichowie. Ojciec, wraz z teściem Józefem Bzylem prowadzili wytwórnię wyrobów tytoniowych.

Edukację swą rozpoczął w wieku 6 lat w szkole katolickiej w Wielichowie. Po jej ukończeniu naukę kontynuował w Szkole Wydziałowej w Międzyrzeczu, a następnie w pilskim seminarium nauczycielskim. W 1917 roku przerwał naukę w związku z powołaniem do armii niemieckiej. W listopadzie 1918 roku wrócił do Wielichowa i zaangażował się w działalności podziemia narodowego. W grudni wstąpił do wielkopolskich wojsk powstańczych, tak zwanej kompani wielichowskiej i wziął udział w oswobodzeniu Wielichowa i okolicy. Oto fragmenty opracowania o powstańcach z Wielichowa, z którymi nasz bohater brał udział w walkach wyzwoleńczych:

Jan Dałkowski

(…) Ogółem stan kompanii wielichowskiej wynosił 300 powstańców w tym 236 w kompanii frontowej i 64 w garnizonowej. Broń i zaopatrzenie zdobywano i uzupełniano poprzez walkę, rozbrajanie Niemców oraz dostawy organizowane przez dowództwo powstania. Dowódcy kompanii wielichowskiej podlegała także pod względem taktycznym kompania wilkowska w sile 95 powstańców. W późniejszym okresie stan kompanii wielichowskiej uległ powiększeniu. Wielichowo stało się garnizonem powstańczym.

8 stycznia pod wieczór, zgodnie z rozkazem, stanęło na rynku wielichowskim ok. 400 powstańców. Tego samego wieczora kompania jako alarmowa wyruszyła do Wolsztyna, gdzie została zakwaterowana.

9 stycznia na patrolu zwiadowczym pod Kopanicą został ciężko ranny Stanisław Karczmarek z Gradowic (zmarł 11 stycznia).

(…)

30 stycznia po ogłoszonym alarmie oddział wyruszył do Kopanicy w celu wzmocnienia obrony i odparcia ataku Niemców na miasto. Po walce miasto pozostało w rękach powstańców.

Następnego dnia kompania zajęła pozycje w rejonie Kargowy. Wyznaczono posterunki rozpoczęto patrolowanie okolicy i wykonywanie zwiadów. Na jednym ze zwiadów dostał się do niewoli Franciszek Nijaki z Wielichowa.

Od 31 stycznia kompania wielichowska została włączona w skład 11 kompanii IV batalionu Grupy Zachodniej. Dowódcą kompanii został podporucznik Wojciech Eckert.

12 lutego rozpoczął się bój o Kargowę z liczniejszymi, regularnymi oddziałami niemieckimi. Do walki stanęło 314 powstańców z kompanii wielichowskiej i wilkowskiej. Z powodu przewagi Niemców i silnego ostrzału artyleryjskiego powstańcy zaczęli się wycofywać w stronę Kopanicy, do której częściowo zdołał wtargnąć nieprzyjaciel. Jednak dzięki ściągniętym posiłkom w sile kompanii z Wolsztyna, Niemcy zostali odrzuceni, a Kopanica utrzymana. W nocy 13 lutego nieprzyjaciel uderzył ponownie, używając tym razem gazów bojowych. Atak nie powiódł się. Powstańcy wykazali się bohaterstwem i ogromnym poświęceniem. Mimo wielokrotnej przewagi wroga nie chcieli opuszczać stanowisk. Woleli ginąć niż oddać nieprzyjacielowi wyzwoloną, polską ziemię. Wielu z nich walczyło do ostatniego naboju. W walce poległo 8 powstańców z Wielichowa, 1 z Gradowic i 1 z Łubnicy. (…) 

W czasie Powstania Wielkopolskiego Jan Dałkowski walczył między innymi pod: Kargową, Kopanicą, Rakoniewicami, Rostarzewem, Wielkim Grójcem i Wolsztynem. W powstaniu udział brali krewni matki, Bzylowie z Wielichowa, z których, Kazimierz poległ 12 lutego 1919 roku pod Kargową. Jan Dałkowski został pośmiertnie Uchwałą Rady Państwa nr 12.31-0.1063 z dnia 31 grudnia 1958 roku odznaczony Wielkopolskim Krzyżem Powstańczym. 

Po zakończeniu walk kontynuował naukę w Poznaniu na kursach seminaryjnych. Ukończył je złożeniem pierwszego egzaminu nauczycielskiego 12 lutego 1920 roku. Później dokształcał się na Wyższych Kursach Nauczycielskich, składając egzaminy: nauczycielski i wydziałowy. W zawodzie nauczycielskim pracował do sierpnia 1922 roku w Publicznej Szkole Powszechnej w Trzuskołoniu (obecnie gmina Niechanowo w powiecie gnieźnieńskim), a następnie od 1 września 1922 roku w Państwowej Szkole Wydziałowej w Mogilnie. Ukończył kurs instruktorski Przysposobienia Wojskowego (PW) oraz Szkołę Podchorążych Rezerwy Piechoty w Śremie. Była to koedukacyjna placówka oświatowa, działająca w latach 1921-1929 i kształciła młodzież na poziomie średnim. 1 września 1926 roku został przeniesiony do Strzelna, gdzie objął posadę pierwszego nauczyciela i tymczasowego kierownika Publicznej Szkoły Powszechnej. Po okresie próbnym 1 stycznia 1927 roku Kuratorium w Poznaniu powierzyło mu stałą posadę kierownika PSP w Strzelnie. Kierował pracą 12 nauczycieli, którzy uczyli 508 dzieci. W pierwszym roku pracy w Strzelnie organizuje liczne uroczystości rocznicowe oraz wycieczkę szkolną klas VI i VII do Gniezna. Jedną z uroczystości, w której udział wzięli reprezentanci władz miejskich i powiatowych były obchody 25-lecia strajku szkolnego we Wrześni. Tę aktywną pracę kontynuował również w latach następnych.

Za jego staraniem w 1930 roku przeprowadzono gruntowny remont obiektów szkolnych przy placu Świętego Wojciecha. Wówczas też pobudowano nowe ogrodzenie szkoły wg projektu architekta Wróblewskiego z Inowrocławia. Kolejny remont miał miejsce w 1932 roku. W trakcie jego trwania urządzono w szkole trzy pracownie: geograficzną, przyrody żywej i historyczną.

Rozwijając współpracę z organizacjami społecznymi takimi jak Związek Pracy Obywatelskiej Kobiet, Związek Strzelecki i Sodalicja Marjańska sprawił, iż organizacje te objęły patronatem ok. 250 ubogimi dziećmi. 22 grudnia 1932 roku Jan Dałkowski został odznaczony Medalem Niepodległości. Ciekawą inicjatywą było dobrowolne opodatkowanie się w 1933 roku grona nauczycielskiego na rzecz bezrobotnych nauczycieli. W II półroczu tegoż roku zaprowadzono w szkole samorząd klasowy. Jan Dałkowski był jednocześnie kierownikiem Przemysłowej Szkoły Dokształcającej w Strzelnie, która swą siedzibę miała również w budynku przy ulicy Szerokiej (Gimnazjalnej).

Jan Dałkowski

W wydanej w 1933 roku jednodniówce Publicznej Szkoły Powszechnej pt. „Z Życia Naszej Szkoły“, a przygotowanej przez Jana Dałkowskiego i grono uczniów klas VI i VII-mych, autor stwierdził m.in.: Szkoła nie tylko uczy, ale i wychowuje. Wychowujemy młodzież w duchu religijnym i państwowym (...) Młodzież szkolna to przyszli obywatele Polski, to nasza polska przyszłość. Muszą to być jednostki jak najwięcej świadome swych obowiązków wobec Państwa, które będą codziennie pracowały, a w czasie walki będą gotowe każdej chwili chwycić za broń (...). W owym czasie w szkole prężnie działały dwie drużyny harcerskie, Kółko historyczne przy Pracowni historycznej, Biblioteka uczniowska, Koło Młodzieży PCK, Pracownia geograficzna i Pracownia przyrodnicza, Kółko Miłośników Radia, Kółko Szkolne Ligi Morskiej i Kolonijnej, Kółko Misyjne, Sklepik szkolny oraz Kółko Ligi Obrony Powietrznej i Przeciwgazowej. Poza pracą zawodową prowadził rozległą działalność społeczną. 

Liczba dziatwy szkolnej rosła z roku na rok, szkoła przy ul. Gimnazjalnej robiła się co raz ciaśniejsza. Przez szereg lat zabiegał o jej rozbudowę. W końcu udało się zdobyć środki i w 1938 roku rozpoczął budowę piętrowego skrzydła południowego wraz z wieżą i zapleczem. Budynek w surowym stanie i z wykończonym parterem gotowy był w sierpniu 1939 roku do częściowego zasiedlenia. Wybuch II wojny światowej przeszkodził tym planom.

Jan Dałkowski prowadził również ożywioną pozaszkolną działalność publiczną. W 1928 roku został mianowany asystentem prokuratury przy strzeleńskim Sądzie Powiatowym, a trzy lata później ławnikiem tegoż sądu. W latach 1937-1939 był zastępcą Burmistrza Strzelna. Ponadto był wiceprezesem Zarządu Ogniska ZNP, przewodniczył miejscowemu Związkowi Strzeleckiemu i był członkiem Ochotniczej Straży Pożarnej. W latach 1930-1933 sprawował funkcję redaktora naczelnego strzeleńskiej gazety „Nadgoplanin“. O1934 roku był członkiem zarządu Związku Weteranów. Był stałym prelegentem niemalże wszystkich uroczystości miejskich.

Za swą działalność został uhonorowany: Medalem Niepodległości, Odznaką Pamiątkową Wojsk Wielkopolskich, Brązowym Medalem za Długoletnią Służbę, Srebrnym Krzyżem Zasługi oraz pośmiertnie Wielkopolskim Krzyżem Powstańczym. W Strzelnie założył rodzinę. Poślubił Wandę Annę Popławską ur. 31 maja 1909 roku w Dębnie, córkę Ignacego i Pelagii z Trampoczyńskich. Małżonkowie mieli dwóch synów: Macieja Jana (ur. 19.01.1933 r. w Strzelnie – zm. 17.10.1986 r.) i Bartłomieja Jana (ur. 01.10. 1937 r. w Strzelnie – zm. 20.07.1981 r.). 

W 1939 roku został aresztowany przez Niemców i osadzony, w urządzonym na strzelnicy Bractwa Kurkowego (tereny niedaleko dzisiejszego Stadionu Miejskiego), obozie zwanym „Bereza”. Po kilku dniach zwolniono go, jednak wkrótce ponownie aresztowano. Dnia 25 listopada 1939 roku, wraz z innymi więźniami, został rozstrzelany w Lasach Miradzkich. Jego ciało spoczęło w zbiorowej mogile pod Cienciskiem.

CDN


niedziela, 25 kwietnia 2021

Markowicka tragedia. Mistrz Polski Ewald Reich

Ewald Reich był Niemcem urodzonym w Markowicach. W 1920 roku jego rodzina przyjęła obywatelstwo polskie i żyli tutaj w pełnej zgodzie i dobrym sąsiedztwie z miejscową ludnością. On sam oddał się pasji wioślarskiej, trenując w bydgoskim, o orientacji niemieckiej, Klubie Wioślarskim Frithjof. Startował w 1938 roku w polskich barwach narodowych, odnosząc zwycięstwa, m.in. w meczu międzypaństwowym Polska-Węgry oraz zdobywając w tym samym roku tytuł mistrza Polski. W tym też roku znalazł się w dziesiątce najlepszych sportowców Pomorza.  Reprezentował barwy polskie na międzynarodowych regatach w Kopenhadze w 1939 roku.

Ojciec Ewalda, Karl Adolf Reich był ogrodnikiem, zatrudnionym w dobrach markowickich Wilamowitzów-Möellendorff, które dzierżył w tym czasie ich zięć Claus von Heydebreck, a po nim wnuk Jochen Laczi August von Egan-Krieger. Karl Adolf pochodził z miejscowości Labiau w ówczesnym powiecie Damin w Prusach Zachodnich, gdzie urodził się 1 stycznia 1875 roku. Był synem Adolfa i Amalie z domu Bewer, Reichów. W 1912 roku poślubił w Nieżychowie w ówczesnym powiecie wyrzyskim Anne Karoline Bettig, urodzoną 23 sierpnia 1877 roku w Bydgoszczy. Była ona córką Wilhelma i Emilie z domu Breitenfeld, Bettigów. Małżonkowie zamieszkali w Markowicach i z tą miejscowością związali swoje rodzinne życie.

Reichowie byli ewangelikami, mieli trójkę dzieci: najstarszego syna Ewalda urodzonego w 1912 roku w Markowicach, córkę Gertrud Elisabeth (później zamężną Schilling), urodzoną 23 października 1913 roku w Markowicach oraz syna Waltera Ericha, urodzonego 24 listopada 1919 roku w Markowicach, późniejszego praktykanta ogrodniczego. Była to przykładna i zgodna rodzina, która miała wielu przyjaciół wśród miejscowych Polaków. W 1920 roku wszyscy przyjęli obywatelstwo polskie i nic nie zapowiadało tragedii jaka ich dotknęła we wrześniu 1939 roku.

Wioślarscy skifiści od lewej: Ewald Reich, Roger Verey i Henzels. Bydgoszcz lipiec 1937 rok

Ewald Reich Był członkiem niemieckiego Klubu Wioślarskiego Frithjof w Bydgoszczy. Zawodnikami, którzy odnieśli największe sukcesy w historii klubu byli: Werner Böhme i Ewald Reich w dwójce podwójnej. Startowali oni w 1938 w polskich barwach narodowych, odnosząc zwycięstwa w meczu międzypaństwowym Polska-Węgry oraz zdobywając w tym samym roku tytuł mistrza Polski. W 1940 zdobyli brązowy medal w mistrzostwach Niemiec. W rywalizacji sportowej Polskiego Związku Towarzystw Wioślarskich klub uczestniczył od roku 1935 i należał do czołówki.

A oto kilka informacji z przedwojennej prasy o Ewaldzie Reichu i jego startach w zawodach wioślarskich. Ewald podczas XVI regat związkowych w Bydgoszczy odbytych w dniach 3 i 4 sierpnia 1935 r. startował w czwórce II klasy; ósemce II klasy; ósemce młodszej; czwórce bez sternika i czwórce młodszych.

W jedynkach nowicjuszy z czasem 8.15 zajął I miejsce  w regatach międzyklubowych w Kruszwicy odbytych 25 lipca 1937 roku.

31 lipca i 1 sierpnia 1937 roku w Łęgnowie pod Bydgoszczą w XVIII regatach o mistrzostwo Polski pod protektoratem Marszałka Polski Edwarda Śmigłego-Rydza w jedynkach młodszych z czasem 6.44.4 zajął I miejsce i w jedynkach nowicjuszy z czasem 5.53.2 również I miejsce zdobywając mistrzostwo Polski. Tak opisano go w „Tygodniku Sportowym“ Dwukrotnie startował wczoraj świetny skiffista Ewald Reich z „Frithjofu“ w jedynkach nowicjuszy i w jedynkach młodszych, odnosząc wspaniałe zwycięstwa. Na sam przód pokonał łatwo Waśkowskiego z AZS Kraków w czasie 6:53,2, a później Gałkowskiego z WKS Poznań w czasie 6:44,4. Młoda ta gwiazda w wioślarstwie rokuje bardzo wielką przyszłość. Reich odniósł w tym roku już 12 zwycięstw.

18 lipca 1938 roku podczas międzynarodowych regat w Gdański i tym razem świetnie sobie radził Ewald Reich. Oto relacja za „Dziennikiem Bydgoskim“:

W jedynkach Jerzy Kepel (AZS Warszawa) i Ewald Reich (RC „ Frithjof “ Bydgoszcz) stoczyli ze Sobą bratobójczą walkę. Reich znacznie poprawił się od Bydgoszczy i zjechał tor walcząc o każdy centymetr. Od startu wysunął się lekko na czoło Reich, który miał na swoim torze zupełnie spokojną wodę. Kepel miał z 400 m niezłej fali i dopiero na 500 m na wolnych długich uderzeniach objął prowadzenie. Na 800 m nastąpił ostry atak Reicha, który Kepel skutecznie odpiera. Na 1500 m Reich rozpoczyna ponownie atak zwiększając tempo do 30-32 uderzeń i atakuje aż do samej mety: Kepel jednak, mając długość wolnej wody, zapewnia sobie wydłużonym finiszem zwycięstwo. Na eliminacjach w Kruszwicy oraz w Bydgoszczy możemy być świadkami jeszcze jednego spotkania naszych jedynkarzy

Podsumowując sport pomorski za 1938 rok odnotowano: Za wyczyny indywidualne na wyróżnienie zasługuje Reich (RC Frithjof). W tym też roku znalazł się w dziesiątce najlepszych sportowców Pomorza z uzasadnieniem: Reich (Frithjof Bydgoszcz) mistrz Polski w dwójkach podwójnych wraz z Bohmem, 3 miejsce w jedynkach, zwycięzca w rozgrywkach Polska-Węgry.

 W lipcu 1939 roku wziął udział w międzynarodowych zawodach wioślarskich w Kopenhadze. A oto fragment relacji z zawodów:

aż wreszcie przyszła kolejna bieg jedynek, w którym startował Ewald Reich z R.C. Frithjof, Bydgoszcz. Tutaj poszło początkowo lepiej. Po starcie Reich objął prowadzenie i ambitnie utrzymał je do połowy toru. Tutaj jednak dało się zauważyć zmęczenie i Reich dał się minąć znanemu skifiście duńskiemu Viggo Olsenowi, a pod koniec biegu doszedł go także i minął Niemiec Mannchen z Lubeki. Na czwartym miejscu został Krause z Danske Studenters Roklub

Ewald Reich z małżonką na cmentarzu ewangelickim w Gaju Wymysłowickim, w miejscu pochówku ofiar tragedii markowickiej, przy złożonej wiązance i szarfie (opis zdjęcia Klaus Manthey)

22 i 23 sierpnia 1939 roku odbyły się w Bydgoszczy międzynarodowe regaty wioślarskie o Puchar Bałtyku w ramach Tygodnia Bydgoszczy, w których startował również Ewald Reich. Po tych zawodach nie powrócił do Markowic, pozostając w mieście. Dzięki temu też nie stał się ofiarą wydarzeń, jakie rozegrały się w dniu 8 września w jego rodzinnej wsi. Ale zanim o tym opowiem przeczytajcie fragment relacji z tych zawodów, opublikowanej w „Tygodniku Sportowym“:

Jedynki nowicjuszy. Startowały trzy osady: Koschowitz (Grudziądz), Kostrzewski (AZS Kraków) i Reich II (Frithjof). Przez pewien czas prowadził Kostrzewski, ale po 1000 m opadł ze sił i prowadzenie objął Koschowitz, który też znalazł się pierwszy na mecie w czasie 7:29.1, drugi Reich II 7:30.4 i trzeci  Kostrzewski 7:42.4

A teraz przejdźmy do krwawych wydarzeń, które w dziejach wsi Markowice odnotowane zostały jako Bitwa Markowicka.

W majętności oraz w dworze zatrudnieni byli zarówno Niemcy, jak i Polacy, a niemieccy właściciele bardzo dobrze traktowali swoich pracowników. Objęci byli ubezpieczeniem, mieli bezpłatną opiekę lekarską, wolne mieszkanie, darmowe bilety na kilka dojazdów miesięcznie do Strzelna i Inowrocławia, deputaty: węgiel, ziemniaki, mleko. Z okazji świąt dostawali paczki żywnościowe, naftę i inne produkty. Mogli też korzystać z księgozbioru zgromadzonego we dworze. Sam Ewald Reich, który był bardzo blisko z dziećmi kamerdynera Stanisława Kalety, mieszkającego z rodziną we dworze, traktowany był jak ich kolejny syn. Reichowie uczestniczyli w uroczystościach rodzinnych Kaletów i vice versa, a nawet zapraszani bywali na polskie wesela. 

Wszystko prysło jak mydlana bańka z wybuchem wojny, gdy 8 września 1939 roku do opuszczonego przez właścicieli majątku wjechał patrol rowerowy niemieckich żołnierzy z 5. Kompanii 68. Pułku Pionierów. Z relacji niemieckich wynika, że dotarli oni do wsi od strony Mątew. Na ich widok do ataku przystąpili uciekinierzy z terenów północnych oraz miejscowi Polacy. Doszło do prawdziwej bitwy. Wkrótce do Markowic dotarł ze Strzelna zbrojny oddział, który zlikwidował zagrożenie. W efekcie walk zginęło siedmiu niemieckich żołnierzy. Ofiarami padli również niemal wszyscy niemieccy mieszkańcy wioski. Uratował się tylko kasjer dworski Robert Jaschik, który zdążył ukryć się u Ojców Oblatów w miejscowym klasztorze.

Niemiecki dokument wyliczający Niemców, którzy zginęli we września 1939 roku w Markowicach i Wronowach, sporządzony przez Gminę Strzelno-Północ i podpisany przez wójta Hellmutha Wurtza. AP Poznań.

Wśród ofiar byli wszyscy bliscy Ewalda Reicha: ojciec Adolf, matka Anna, siostra Gertruda, która miesiąc wcześniej 29 lipca 1939 roku w Strzelnie zawarła związek małżeński oraz brat Walther. Ewald w jednym dniu stracił całą swoją rodzinę. Z korespondencji z Klausem Mantheyem dowiedziałem się, że przez całe swoje życie Ewald nie mógł zrozumieć, dlaczego Polacy tak okrutnie obeszli się ze swymi niemieckimi sąsiadami, z którymi przykładnie współżyli w okresie przedwojennym. Przecież oni wszyscy przez cały czas pozostawali lojalni wobec państwa polskiego, o czym świadczyło, chociażby jego reprezentowanie Polski w zawodach sportowych. Poza Reichami śmierć ponieśli również: inspektor majątkowy Hans Gerhard Pladek, urodzony 19 lipca 1905 roku w Łodzi; księgowy Willi Wiesner, urodzony 19 kwietnia 1908 roku w miejscowości Koninko; 17-letni uczeń ogrodniczy Hugo Schmidt oraz praktykant ślusarski Fritz Witt, urodzony 16 listopada 1919 roku w Rybnie Wielkim w powiecie gnieźnieńskim. Wszyscy zostali pochowani 10 września 1939 roku na prywatnym cmentarzu właścicieli dóbr Markowice w Gaju Wymysłowickim. 

Nic nie zapowiadało tragedii jaka rozegrała się w Markowicach 8 września 1939 roku. Tragedią rodziny Reichów, a szczególnie dla ocalałego Ewalda była śmierć jego najbliższych, którzy zginęli 8 września 1939 roku w Markowicach. On w tym czasie przebywał w Bydgoszczy. Jak wykazało śledztwo przeprowadzone przez władze okupacyjne, zostali oni zabici podczas walk w Markowicach. W ich aktach zgonów odnotowano: Von Polen ermordet - zostali zamordowani przez Polaków. W jednym z dokumentów wręcz napisano, że dokonali tego polscy bandyci.

Ewald Reich z małżonką po przemianach ustrojowych odwiedził Markowice i cmentarz w Gaju Wymysłowickim. Po latach przybył z niemieckiego Belm, by złożyć kwiaty z pamiątkową szarfą w miejscu, w którym przed laty pochowani zostali członkowie jego rodziny. Opisane zdjęcia z jego pobytu na Kujawach przesłał mi przed laty śp. Klaus Manthey, rodowity strzelnianin, mieszkaniec Drezna. 

W 1993 roku ukazał się w Kronice Bydgoskiej, w tomie XV jego artykuł: Przed stu laty powstał bydgoski Klub Wioślarski „Frithjof”. [w.] Kronika Bydgoska XV 1993.

Zdjęcia ze zbiorów Klausa Mantheya, Archiwum Państwowego w Poznaniu oraz Narodowego Archiwum Cyfrowego

 

piątek, 23 kwietnia 2021

O pomniku św. Wojciecha w imieniny. Jak monument budowano...

Dzisiaj imieniny Wojciecha. Nosi je mój Brat oraz przyjaciele i wielu znajomych. Tą drogą wszystkim Wojciechom, a szczególnie Bratu, składam najserdeczniejsze życzenia zdrowia, zdrowia i jeszcze raz zdrowia! Nie spotkamy się, by solenizantom złożyć życzenia - pandemia… Zatem, w miejsce toastów, kwiatów itp. prezent ode mnie, a jest nim rzecz o strzeleńskim Pomniku Świętego Wojciecha - monumencie patrona dzisiejszych solenizantów.

Zabiegi około wystawienia pomnika czynił już ks. dr Antoni Kantecki proboszcz strzeleński, który w tym celu zmobilizował do działań bractwa i stowarzyszenia, m.in. Wincentego a Paulo i św. Rocha. Po jego śmierci dzieło to kontynuował ks. proboszcz Władysław Woliński, który sfinalizował budowę, czcząc w ten sposób 900. rocznicę śmierci Patrona Polski. Zawsze 23 kwietnia, od 1897 roku do miejsca, w którym wystawiono pomnik, po nieszporach odbywała się uroczysta procesja z chorągwiami do stóp monumentu, śpiewając Bogurodzicę i pienia do św. Wojciecha. Tradycję tę kultywowano aż do 1939 roku, kiedy to 28 października tegoż roku Niemcy figurę strącili. Od czasu wystawienia pomnika, już z początkiem XX w. zaczęto ten plac nazywać Świętowojciechowym - Świętego Wojciecha. Jego oficjalną nazwę zaprowadzono w 1919 r. w nowej już niepodległej Polsce.

Nowy pomnik św. Wojciecha ufundowany został przez społeczeństwo miasta i dekanatu strzeleńskiego na 1000-lecie męczeńskiej śmierci Patrona Polski w kwietniu 1997 roku. Głównym inicjatorem tego dzieła był proboszcz miejscowy ks. kanonik Alojzy Święciechowski, którego wspierał w tym dziele Społeczny Komitet Ochrony Zabytków i Odbudowy Pomnika Św. Wojciecha. Komitet zawiązał się 11 kwietnia 1994 roku. W jego skład weszli: ks. kan. A. Święciechowski, dr Ryszard Cyba - przewodniczący, Ewaryst Iwiński, Marian Kasprzyk, Stanisław Lewicki, Kazimierz Chudziński, Edmund Filipczak, Leszek Boesche - skarbnik, Jan Stiller, Stanisław Skorupka, Franciszek Pruczkowski, Jan Harasimowicz. Później dokooptowano: Wojciecha Rutkowskiego, którego firma była wykonawcą prac budowlanych i montażowych; Jana Sulińskiego - plastyka, na którego barkach spoczęła oprawa plastyczna przedsięwzięcia i Mariana Przybylskiego organizatora uroczystości okolicznościowych około realizowanego programu promocyjnego. Choć społeczny komitet w swych założeniach programowych stawiał sobie liczne cele, to generalnie skupił się na odbudowie pomnika. Pamiętam, jak razem z Marianem Kasprzykiem jeździliśmy w 1995 i 1996 roku na niedzielne msze św. do Wójcina, Strzelec i Rzadkwina, za kwestą i ze sprzedażą cegiełek.

22 kwietnia 1997 roku w przeddzień 1000 letniej rocznicy męczeńskiej śmierci św. Wojciecha w Strzelnie miała miejsce wielka uroczystość odsłonięcia pomnika Patrona Polski. Poprzedziła ją kampania informacyjna z licznymi imprezami okolicznościowymi, koncertami i konkursami wiedzy o św. Wojciechu. Ale o tej uroczystości napiszę w oddzielnym artykule. Dodam jeszcze, że pomnik zaprojektował Józef  Fukś z Gdańska-Oliwy, natomiast odlew wykonała Firma Art-Product Autorska Pracownia Rzeźby i Odlewania Brązu Roberta Sobocińskiego w Śremie. Odlew Świętego ma 2,60m.

Foto: Marian Przybylski; zbliżenie sylwetki Świętego - Heliodor Ruciński

środa, 21 kwietnia 2021

Spacerkiem po Strzelnie - cz. 134 Ulica Gimnazjalna cz. 10

I tak zbliżamy się do końca pierzei wschodniej ulicy Gimnazjalnej. Pozostały dwie posesje, z których ta ostatnia zajmie nam więcej czasu. Zatrzymajmy się na krótko pod numerem 15. Dawniej był to numer policyjny 17 i cała parcela przypisana była do  tzw. Amtsgrundu, czyli obszaru amtowskiego - Domeny Państwowej Waldau (Strzelno Klasztorne). Należała ona do starej strzeleńskiej rodziny Zmudowiczów, która od XVII w. zamieszkiwała nasze miasto. Pierwszy z przedstawicieli tego znamienitego rodu Bartłomiej Zmudowicz został wymieniony 9 maja 1723 roku jako burmistrz Strzelna. Z kolei w sporządzonym 20 maja 1773 roku przez zaborcę pruskiego spisie mieszkańców znajdujemy aż trzech przedstawicieli tego rodu, a mianowicie: Paula Zmudowicza - kuśnierza, Walentinusa Zmudowicza - Krawca i bezimiennego Zmudowicza stojącego na czele siedmioosobowej rodziny i zatrudniającego do pomocy domowej dziewkę dziewczynę. Zapewne jego synem był urodzony ok. 1767 roku syn Piotr, który będąc wdowcem w 1810 roku poślubił w Ostrowie k. Pakości Mariannę Hulisz.

Kolejnym przedstawicielem tego rodu, którego spotykamy w strzeleńskich aktach metrykalnych jest Jan Nepomucen Zmudowicz i jego małżonka Franciszka Wąsowska. Ich córka Marianna urodzona ok. 1820 roku poślubiła Augustyna Wegnera, natomiast ich syn Vincentus - Wincenty urodzony ok. 1830 roku poślubił w 1855 roku Marcjannę Balińska. Ciekawostką z życia tej rodziny jest proces jaki toczył się w latach 1843-44 pomiędzy Janem, a Andrzejem Kalinowskim organistą o zniewagę. Akta tego procesu znajdują się w Archiwum Archidiecezjalnym w Gnieźnie i po pandemii zapewne do nich dotrę. Wincenty był osobą wymienianą w Księdze adresowej z 1895 roku jako cieśla-stolarz i był tym, który po rodzicach mieszkał przy ul. Szerokiej (Amtsgrund nr 17). Jego synami był m.in. Franciszek i Andrzej. Franciszek urodzony w 1858 roku poślubił w 1884 roku Apolonię Antoninę Białęcką. Małżonkowie mieli córkę Elżbietę urodzoną 19 sierpnia 1886 roku. Niestety, Franciszek zmarł po kilku latach, a wdowa po nim wyszła w 1895 roku po raz drugi za mąż za Leona Wojciechowskiego. Zmudowicze zajmowali się również handlem meblami. Z Kalendarza Przemysłowego na Rok Pański 1889 dowiadujemy się, że Andrzej Zmudowicz był sekretarzem Towarzystwa Przemysłowców w Strzelnie, a Franciszek Zmudowicz bibliotekarzem oraz członkiem Koła Śpiewaczego i amatorskiej grupy teatralnej - 1880, 1883.

W jednym ze sprawozdań Towarzystwa Przemysłowców odnotowano, że Pan Franciszek Zmudowicz przyczyniał się na każdym zebraniu do odczytania niektórych ważniejszych artykułów z Tygodnika Przemysłowego. W spisie ludności miasta Strzelna z 1910 roku w przedmiotowej posesji zamieszkiwało siedmioro członków rodziny Zmudowiczów.

Gimnazjalna 17

Pamiętam z dzieciństwa, że stare tutejsze zabudowania popadły w ruinę i stały bezpańsko. Siedlisko niewątpliwie pamiętało czasy z początków zaborów. Budynki były z pecy i nie remontowane, a być może po jakimś pożarze przybrały obraz ruiny. I tę parcelę  w latach 60. minionego stulecia nabył znany strzeleński kamieniarz Stanisław Pułkownik. Pozostałości budynków rozebrał i wystawił na ich miejscu nowy dom piętrowy wraz z zakładem kamieniarskim. Tutaj przeniósł wcześniejszą działalność, którą dotychczas prowadził w narożniku ulicy Klasztornej z Placem Świętego Wojciecha. Mistrz Stanisław specjalizował się w produkcji pomników nagrobnych. Po dzień dzisiejszy wiele jego rzemieślniczych dzieł znajdujemy na strzeleńskich, jak i okolicznych cmentarzach. Zmarł w 2003 roku i został pochowany na starej strzeleńskiej nekropolii przy ul. Kolejowej. Obecnie mieszka tutaj jego córka Dorota z małżonkiem Andrzejem, Repulakowie. Pani Dorota była nauczycielką i wieloletnią radną miejską. Później była radną powiatową i członkiem Zarządu Powiatu Mogileńskiego.

Kolejna posesja oznaczona numerem 17 to budynek szkolny, w którym dawniej mieściły się: Szkoła Ewangelicka, Publiczna Szkoła Powszechna, Publiczna Szkoła Doksztatcająco-Zawodowa, Szkoły Podstawowe nr 1 i 2, Gimnazjum z Oddziałami Dwujęzycznymi i ponownie Szkoła Podstawowa nr 1 z Oddziałami Dwujęzycznymi. Budynek został wystawiony pod koniec XIX w., a po jego numerze policyjnym 207 możemy przyjąć, że było to ok. 1895 roku. Wystawiły go władze miejskie z przeznaczeniem na cele edukacyjne. Uczyły się tutaj dzieci mieszkańców Strzelna narodowości niemieckiej. Pierwotny wygląd budynku był o wiele skromniejszy, niż to, co widzimy dzisiaj. Piętrowe skrzydło północne, przystawione było do również piętrowego, ku zachodowi wysuniętego ryzalitu, zwieńczonego trójkątnym szczytem. Całość pokryta była dachami dwuspadowymi ceramicznymi. Budynek był typową budowlą z przeznaczenie na cele szkolne, z cegły nieotynkowanej z czteroma klasami i dwoma mieszkaniami dla nauczycieli. W 1910 roku część mieszkalną zajmował dyrektor szkoły Albert Hoffmann i nauczyciel Franz Janetzky.  

Dopiero w 1938 roku szkołę rozbudowano, dodając doń skrzydło południowe, wraz z wieżą obserwacyjną i obecnym wejściem głównym. Prace budowlane zakończono w sierpniu 1939 roku. Wnętrza na parterze były gotowe na przyjęcie dzieci już we wrześniu. Do wykończenia pozostały klasy na piętrze, których w nowym skrzydle było osiem. Łącznie Publiczna Szkoła Powszechna nr 1 miała 12 klas, w budynku przy ul. Szerokiej (Gimnazjalnej). Dzieci polskie naukę w nowej części rozpoczęły dopiero w 1945 roku.

Grono pedagogiczne PSP 1 Czesława Wolsztyniakówna, Bylicka, Kamińska, Józef Buchwald, Filip Klemiński, Edward Igliński, Stefan Osiński, Uhlówna, Kozłowski, siedz. Maria Fiebiżanka, kier. Jan Dałkowski, Pietrzyńska, Zellmer, Haniszówna - 1932 rok

Początek nauki w języku polskim w obecnym budynku szkolnym rozpoczęto 1 listopada 1926 roku. Wówczas to Publiczna Szkoła Powszechna - katolicka w Strzelnie otrzymała  jedno pomieszczenie w tymże budynku, czyli szkole ewangelickiej przy ul. Szerokiej (Gimnazjalnej). Wcześniej pomieszczenie to zajmowała Szkoła Wydziałowa. W związku ze spadkiem ilości dzieci wyznania ewangelickiego w następnym 1927 roku szkole katolickiej przydzielono dwa kolejne pomieszczenia klasowe, tak, że szkoła katolicka dysponowała w tym budynku już trzema klasami. Dzieci ewangelickie uczęszczał wówczas do jednoklasowej szkoły o liczbie 66 uczniów z miasta i najbliższej okolicy, w której uczył jeden nauczyciel – kierownik tej szkoły Bilau.

Strona tytułowa Kroniki szkolnej

1 września 1931 roku jednoklasowa szkoła ewangelicka została zlikwidowana. Dzieci ewangelickie od tego dnia pobierały naukę w siedmioklasowej szkole polskiej – Publicznej Szkole Powszechnej, w odrębnej czterooddziałowej klasie z językiem wykładowym niemieckim. Uczęszczało do tej klasy 32 dzieci z gminy szkolnej Strzelno oraz z Łąkiego, Ciechrza Górnego, Sławska Małego i Strzelec. Na początku kwietnia 1933 roku, przy byłej szkole ewangelickiej przy ulicy Szerokiej (obecna Gimnazjalna), założono ogródek szkolny. Grunt na ten cel przekazał kierownik szkoły, który areał wygospodarzył ze swojego służbowego ogrodu.

Jasełka - 1932 rok PSP nr 1.

Próba teatrzyku kukiełkowego - PSP nr 1 1932 rok. 

Do 1933 roku siedziba Publicznej Szkoły Powszechnej w Strzelnie – katolickiej mieściła się przy Placu Świętego Wojciecha. Tam znajdowały się dwa budynki szkolne: parterowy i piętrowy. Nadto dzierżawiono jedno pomieszczenie od Sipiorskiego, obok Rzeźni Miejskiej. Z chwilą otrzymania pomieszczenia - klasy w szkole ewangelickiej z dzierżawy zrezygnowano. Nawet po przejęciu całego budynku po szkole ewangelickiej siedziba Publicznej Szkoły Powszechnej mieściła się nadal przy Placu Świętego Wojciecha. Od 1926 do 1933 roku szkołą kierował Jan Dałkowski, nauczyciel z tzw. kursami wyższymi.

Nauczycielki PSP nr 1 w jednolitych fartuszkach - 1932 rok.
Szkolne przedstawienie teatralne - 1932 rok.

Z nowym rokiem szkolnym 1933/1934 została wprowadzona nowa ustawa szkolna reformująca dotychczasowe szkolnictwo podstawowe i średnie. Wówczas też rozdzielono szkoły na dwie placówki oświatowe: Publiczną Szkołę Powszechna nr 1 i Publiczną Szkołę Powszechną nr 2. „Jedynka”, na której czele stanął Jan Dałkowski swoją siedzibę miała przy ulicy Szerokiej (Gimnazjalnej). Nadto korzystała z dwóch sali w małym budynku przy Placu Świętego Wojciecha i dwóch sali przy ul. Kolejowej, po zlikwidowanej szkole wydziałowej. „Dwójka” miała swoją siedzibę przy Placu Świętego Wojciecha, w piętrowym budynku szkolnym, a kierował nią Mieczysław Barański.

Szkolne przedstawienie teatralne - 1932 rok. 
 

Pierwszy pełny skład grona nauczycielskiego „Jedynki” to Jan Dałkowski – kierownik oraz nauczyciele: Filip Klemiński, Tomasz Grząbka, który dotychczas był nauczycielem w szkole wydziałowej, Jan Wawrzyniak, Karolina Uklówna, Helena Haniszówna, Magdalena Witczakówna, Janina Barańska, Bogdan Boesche, Jan Szczepański, Niemka Zellmer – w klasie ewangelickiej.

W lewej górnej części zdjęcia widać więźbę dachową dobudowywanego skrzydła PSP nr 1 w Strzelnie - wiosna 1939 roku. 

Jak już wspomniałem, w 1938 roku staraniem kierownika Jana Dałkowskiego przystąpiono do rozbudowy obiektu szkolnego. Niestety wybuch wojny przerwał prace wykończeniowe na piętrze dobudowanego południowego skrzydła szkolnego. Wcześniej na zapleczu szkoły zorganizowano boisko sportowe, zarówno szkolne, jaki i dla Strzeleńskiego Klubu Sportowego (późniejszej „Kujawianki”). W czasie wojny i okupacji niemieckiej w części starej budynku zorganizowano szkołę dla dzieci niemieckich. Nauczycielem w niej był Niemiec Willy Deylitz, przedwojenny nauczyciel klasy ewangelickiej.

Zdjęcia: wykonał Heliodor Ruciński; pochodzą z Kroniki szkolnej ze zbiorów Iwony i Waldemara Woźniaków oraz Przemysława Majcherkiewicza

CDN 

niedziela, 18 kwietnia 2021

Spacerkiem po Strzelnie - cz. 133 Ulica Gimnazjalna cz. 9

W oczekiwaniu za lepszymi czasami

Po wojnie Gąsiorowscy nadal prowadzili mleczarnię, borykając się z ogromnymi trudnościami, szczególnie w zaopatrzeniu w węgiel. Pierwsza ewidencja powojennych zakładów przemysłowych z czerwca 1945 roku wykazuje istnienie w Strzelnie m.in. mleczarni. Jeszcze w sierpniu 1948 roku wymieniając kilka zakładów produkcyjnych w Strzelnie wspomniano na łamach prasy poznańskiej, że w Strzelnie działa mleczarnia. 1 października 1948 roku mleczarnia została wydzierżawiona przez spadkobierców Wiktora Gąsiorowskiego Gminnej Spółdzielni „Samopomoc Chłopska” w Strzelnie, stając się Mleczarnią Spółdzielczą GS „SCh” w Strzelnie. Jak podają statystyki do końca roku mleczarnia skupiła 468 500 litrów mleka pełnego z 1 498 511 jednostkami tłuszczowymi. Z tej ilości sprzedano ludności na konsumpcję 34 134 litry mleka, a z pozostałości wyprodukowano 17 565 kg masła oraz 7 436 kg twarogu i 4 492 kg kazeiny. Wśród dostawców mleka rozprowadzono 110 ton otrębów. 

Była mleczarnia w Myślątkowie k. Orchowa, która do 1957 roku była Oddziałem Zakładu Mleczarskiego w Strzelnie 

1 stycznia 1951 roku na bazie byłych mleczarni spółdzielczych, w tym zakładu dzierżawionego przez GS „SCh” w Strzelnie, decyzją rządową powstał Centralny Zarząd Przemysłu Mleczarskiego w Warszawie, którego agendą wojewódzką było Zjednoczenie Przemysłu Mleczarskiego w Bydgoszczy, pod które z kolei podlegał powołany wówczas Powiatowy Zakład Mleczarski w Mogilnie. Wchłonął on wszystkie dotychczasowe mleczarnie spółdzielcze, a mianowicie w Mogilnie, Trzemesznie, Mokrym, Myślątkowie i Strzelnie, które odtąd stanowiły oddziały produkcyjne Powiatowego Zakładu Mleczarskiego w Mogilnie. Kolejna reorganizacja spowodowała, że z dniem 1 października 1956 roku zlikwidowano powiatowe zakłady, a w ich miejsce powstały Zakłady Mleczarskie. Na terenie powiatu mogileńskiego były dwa takie zakłady, jeden w Mogilnie, drugi w Strzelnie. Pod Zakład Mleczarski w Strzelnie podlegał Oddział w Myślątkowie – były zakład Spółdzielni Mleczarskiej w tej miejscowości.

Zniesienie z dniem 31 grudnia 1956 roku obowiązkowych dostaw mleka sprawiło, że w połowie 1957 roku zawiązała się na bazie Zakładu Mleczarskiego w Strzelnie Okręgowa Spółdzielnia Mleczarska z odpowiedzialnością udziałami w Strzelnie. Jej terenem działania stały się gromady: Włostowo, Jeziora Wielkie, Wójcin, Wronowy, Strzelno Klasztorne, Ostrowo, Ciechrz i Markowice, czyli obszar byłych gmin zbiorowych Strzelno Południe i Strzelno Północ. Niemalże wszyscy dostawcy mleka stali się członkami nowopowstałej Spółdzielni Mleczarskiej w Strzelnie. Mleczarnia strzeleńska nadal specjalizowała się w produkcji masła, które w postaci solonej, w specjalnych drewnianych beczkach było wysyłane na eksport, a w latach 60. XX wieku nawet do Australii. Beczki te składano z klepek i drewnianych obręczy w posesji państwa Rucińskich, przy Rynku 1, zajmował się tym pan Szewczykowski. Wjazd do wytwórni beczek znajdował się od ulicy Spichrzowej.

1973 rok. Mleczarnia i podległe jej zlewnie pracowały w przysłowiowy świątek, piątek i niedzielę. Tutaj nie było dnia wolnego. Oto pochód pierwszomajowy, a na rampie mleczarni ruch jak w każdy inny dzień

Samodzielny żywot strzeleńskiej spółdzielni nie był zbyt długi. W 1968 roku OSM w Strzelnie została przyłączona do OSM w Mogilnie i zdegradowana do roli Oddziału Produkcyjnego. W Strzelnie zaniechano produkcji masła. Produkowano tutaj jedynie śmietanę, którą wysyłano do Mogilna i tam z niej produkowano masło. W Strzelnie rozszerzono produkcję sera twarogowego, później tzw. twarogu „Klinka”, którego kształt przypominał klin. Produkcją uboczną była kazeina, którą uzyskiwano z wytrącenia białka z serwatki. Po wysuszeniu, kazeina wysyłana była do specjalnego młyna w Murowanej Gośliny, a stamtąd na eksport do Japonii. Dostawy mleka do mleczarni odbywały się za pośrednictwem zlewni mleka rozsianych po okolicznych wsiach. Zbierane ono było z poszczególnych gospodarstw przez tzw. wozaków i dostarczane do tych punktów zlewnych. Podobnie działo się z mlekiem z okolic Strzelna, które zebrane przez wozaków trafiało bezpośrednio do miejscowej mleczarni. Nowo wybudowane zlewnie mieściły się w Jeziorach Wielkich, Wronowych, Ciechrzu i Rzadkwinie, a inne w obiektach dzierżawionych: Włostowie, Wójcinie, Bielsku i Ciencisku.

Z okresu prosperity zapamiętałem wielu pracowników, ponieważ od 1 marca 1973 roku do 31 maja 1976 roku pracowałem w OSM w Mogilnie, jaki instruktor surowcowy, a później samodzielny ekonomista. Początkowo, do 26 października tegoż roku miałem swoje biuro w strzeleńskiej mleczarni. Moim terenem działania były wówczas gminy Jeziora Wielkie i Orchowo. Dokonywałem kontraktacji mleka, prowadziłem instruktarz agronomiczno-hodowlany oraz kontrolowałem zlewnie mleka w Jeziorach Wielkich, Bielsku, Słowikowie i Myślątkowie. Teren Strzelna miał mój starszy kolega Włodzimierz Janowski. W późniejszym czasie zajmowałem się również archiwum zakładowym i udało mi się wówczas co nieco wynotować. Faktem jest, że ogrom dokumentacji został zniszczony, zanim trafiłem do Mogilna. Z tego co wychwyciłem, to za czasów samodzielnego OSM w Strzelnie kierownikiem spółdzielni był Kazimierz Jabłoński, który mieszkał również w mieszkaniu po Gąsiorowskich na piętrze. Po nim był Jan Leszczyński, który przeszedł do Spółdzielni „Synteza” w Strzelnie na zastępcę kierownika. Po Leszczyńskim kierownikiem został Leon Wiśniewski, który wcześniej kierował mleczarnią gdzieś w radziejowskim. Po jego śmierci na powrót kierownikiem został Kazimierz Jabłoński. W okresie samodzielności, czyli OSM Strzelno głównym księgowym był Felicja Skarbiński, absolwent Wyższej Szkoły Ekonomicznej w Poznaniu. Pan Felicjan po połączeniu pełnił w OSM Mogilno funkcję zastępcy głównego księgowego. Z nim w Strzelnie, a później w Mogilnie pracowała jako kasjerka Ludomira Słowińska. Instruktorem surowcowym był wówczas Kazimierz Klein. Wieloletnim pracownikiem i brygadzistą był Jan Piotrowiak z Bronisławia, a laborantem Maciej Graczyk, który przeszedł do OSM Inowrocław, kiedy mleczarnia spadła w latach 80. do rangi zlewni.

Budynek byłej mleczarni łapie świeży oddech

Wieloletnim pracownikiem byli nadto; Marian Kalaczyński – aparatowy-palacz i Seweryn Pieczonka, który był również stróżem. Za moich czasów sprawy biurowe prowadziła Czesława Zagórska, zaś kierowcami byli: Tadeusz Leszczyński, Stanisław Pietrzak, Ryszard Guziołowski. Funkcje konwojentów pełnili: Kazimierz Wiśniewski, Roman Jaśkowiak – zginął 9 września 1979 roku, spadając z skrzyni ładunkowej na bruk w m. Młynice i Bogdan Kowalski. Pamiętam dwie wspaniałe serowarki. Panie te produkowały znakomity twaróg klinki, który słynął jakością i smakiem na całą okolicę, a były to: Joanna Szczepaniak i Barbara Nowak. Bardzo lubiłem Panią Szczepaniak, opowiadał mi wiele o ciężkiej pracy w mleczarni, której efektem były te wszystkie wspaniałości, jakie stąd wychodziły i trafiały na półki sklepowe. Wieloletnim wozakiem zwożącym mleko z gospodarstw z okolic Strzelna był Jan Hałupka i Lech Kosiński, a barwną postacią strażak ochotnik Józef Baranowski, konwojent i pracownik zlewni. Zaś samą zlewnią przy mleczarni przez szereg lat zawiadywał Bogdan Jeske.   

W 1977 roku Oddział Produkcyjny w Strzelnie został wydzielony z OSM Mogilno i wraz z terenem gmin Strzelno i Jeziora Wielkie przyłączony do Okręgowej Spółdzielni Mleczarskiej w Inowrocławiu. W 1982 roku w Inowrocławiu oddano do użytku nowoczesny zakład przerobu mleka wraz z proszkownią mleka. Ranga Oddziału Produkcyjnego w Strzelnie zaczęła spadać. Ostatecznie pod koniec lat 80. XX wieku zaniechano produkcji w Strzelnie i zakład został zamknięty. Budynek wrócił do spadkobierców dawnych właścicieli. W niedługim czasie znalazł się chętny na wykorzystanie tego obiektu na cele produkcyjne. W okresie przemian ustrojowych działała tutaj tłocznia oleju rzepakowego. Uruchomił ją w sierpniu 1993 roku inż. Leon Zienowicz. Produkcja trwała do czerwca 1995 roku. Następnie kilka lat mieściła się tutaj Hurtownia Napojów. Przez wiele lat parter mleczarni stał niewykorzystany. Jedynie część piętrowa, poddasza użytkowana była na cele mieszkalne. Dziś pełni on funkcję handlowo-mieszkalną i należy do rodziny Czobot, która prowadzi w nim działalność handlową – zaopatrzenie w szeroko pojęte materiały budowlane i remontowe. 

Foto.: Heliodor Ruciński, archiwum LO, Myślątkowo znalezione w sieci...   


piątek, 16 kwietnia 2021

Spacerkiem po Strzelnie - cz. 132 Ulica Gimnazjalna cz. 8

Walenty Gąsiorowski z pracownikiem mleczarni w Strzelnie i synem Edwardem - od prawej.

W poprzedniej części opisałem skąd się wzięli Rouss,owie i Gąsiorowscy na Kujawach i początki ich działalności gospodarczej. Możemy śmiało powiedzieć, że Józef Ruoss (1848-1902) i jego małżonka Jadwiga z domu Sommer (1850-1887) to udokumentowani prekursorzy nowoczesnego strzeleńskiego mleczarstwa, wywodzącego się swoimi korzeniami z samej Szwajcarii. Współcześnie, niestety ta gałąź przemysłu spożywczego w regionie całkowicie zamarła. 

Dziś tę opowieść kontynuuję, przywołując wspomnienia Rajmunda, syn Walentego Gąsiorowskiego. Według niego, podjęcie działalności przetwórczej w Wójcinie: podyktowane było bliskością granicy z Kongresówką i możliwością pozyskania dostawców mleka z tamtych terenów, gospodarczo zacofanych, na których nie rozwijały się jeszcze wówczas mleczarnie. Oba państwa zaborcze (Prusy i Rosja) stosowały dość liberalną politykę, jeśli chodzi o wymianę handlową nadgranicznych miejscowości. Tak więc majątki położone blisko Wójcina dostarczały mleko wprost do mleczarni Walentego Gąsiorowskiego. Dla tych dalej położonych Walenty założył filie w Skulsku i Ślesinie, a nawet wydzierżawił mleczarnię od Stanisława Kromkowskiego w Nieborzynie, nastawione na produkcję śmietany, którą co drugi dzień dowożono do Wójcina. Przerabiano wówczas około 8000 litrów mleka, z czego powstawało około 300 kilogramów masła. Po niespełna 2 latach Walenty odkupuje mleczarnię Kromkowskiego i zakłada tam filię. W 1898 roku zakłada następną filię w Rosji i to w dobrach kazimierzowskich. Mleko do Wójcina dostarczała też mleczarnia Leona Ruoss,a (syna Józefa) ze Ślesina. 

Walenty Gąsiorowski z najbliższą rodziną w Wójcinie 

W osiem lat po ślubie Marii z Rouss i Walentego Gąsiorowskich, w 1902 roku zmarł Józef Ruoss, będący w tym czasie właściciel mleczarni w Strzelnie przy ul. Ślusarskiej. Po nim mleczarnię objął syn, Leon. W tym czasie syn Karol był właścicielem mleczarni pod Gnieznem. Nie radził sobie Leon, więc w 1909 roku przedsiębiorstwo odkupił od niego Walenty Gąsiorowski z Wójcina. Ponieważ Gąsiorowscy z dziećmi nadal mieszkali w Wójcinie, Walenty powierzył prowadzenie mleczarni w Strzelnie szwagierce Marcie Ruoss oraz zatrudnionemu w niej fachowcowi, niejakiemu panu Bachora. Produkcja we wszystkich placówkach prowadzonych przez Walentego była na tyle duża, że dodatkowo, poza Wójcinem i Strzelnem uruchomił sklep w Poznaniu.

Sklep nabiałowy Walentego Gąsiorowskiego w Poznaniu

Otworzył go w 1911 roku przy ul. Św. Marcin. Był to pierwszy polski sklep przetworów mlecznych – masła i serów. Kierownictwo nad nim powierzył kuzynowi żony, Józefowi Ruoss, wcześniej pracującemu w mleczarni w Wójcinie. Później Józef tenże sklep odkupił od Walentego. Co jest niezwykle ciekawe, Walenty dostarczał również wyroby mleczarskie do Londynu. Podobno był także sędzią w konkursach na wyroby mleczarskie, organizowanych na późniejszych Targach Poznańskich. 

Wybuch I wojny zakończył okres prosperity mleczarni Walentego Gąsiorowskiego. Główną tego przyczyną było wyłączenie przez władze artykułów spożywczych, w tym mleka i jego przetworów z wolnego handlu. Zaczęły obowiązywać urzędowe ceny na mleko, bardzo nieopłacalne dla dostawców. Walenty Gąsiorowski był zmuszony zamykać filie mleczarni w okolicy Wójcina.

Podczas I wojny światowej. W mundurze żołnierza armii pruskiej. Stoi w środku, piąty od lewej strony Marian Gąsiorowski.

 Jak wspominał syn Walentego, Rajmund: Wyłączenie mleka z wolnego obrotu towarowego zmusiło Walentego Gąsiorowskiego do zamknięcia mleczarni w Wójcinie. Chcąc zapewnić warunki bytowe rodzinie, wydzierżawia gospodarstwo proboszczowskie. Mleczarnia wójcińska przerabiała tylko mleko miejscowe, a w 1917 została całkiem unieruchomiona. Filie w Rosji uległy likwidacji. Mleczarnia w Strzelnie odczuwała słabnące dostawy mleka, tak że właściwie stała się już tylko placówką handlową, jednak utrzymała się do końca wojny, co zawdzięczała upadkowi konkurencyjnej spółdzielczej, niemieckiej mleczarni, która już w 1915 roku została unieruchomiona.

Walenty Gąsiorowski z synami

Już po wojnie i powstaniu oraz nabyciu poniemieckiej mleczarni, jakiś czas Walenty prowadzi oba zakłady, potem ten po teściu Józefie Rouss’o odsprzedał. Nowy właściciel Franciszek Wiśniewski dość szybko zaprzestał w niej produkcji, jednakże wkrótce na powrót ją uruchomił. W 1921 roku Walenty z rodziną przeniósł się do Strzelna. Na probostwie w Wójcinie pozostał najstarszy syn, Marian. W Strzelnie Walenty również wydzierżawił gospodarstwo proboszczowskie. Gąsiorowscy zamieszkali na probostwie. Tam cała rodzina spędzała wakacje i święta, dzieci zjeżdżały się ze studiów, a przy tym i dalsza rodzina Marii i Walentego.  Częstym gościem bywał proboszcz ks. prałat Ignacy Czechowski z siostrą.

U Gąsiorowskich w ogrodzie - Walenty i Maria Gąsiorowscy, ks. prałat Ignacy Czechowski oraz rodzina

Gospodarstwo proboszczowskie dochodów nie przynosiło, raczej względy ambicjonalne Walentego decydowały o tej dzierżawie. Gospodarzem rolniczym nie był, miał ludzi, a on tylko zarządzał. Gdy nadarzył się chętny do dzierżawy, Józef Czub, przejął od Walentego proboszczowską posiadłość. Walenty przeniósł się do mleczarni, gdzie wraz z rodziną zamieszkał, mając bezpośrednio interes na oku.

Marian Gąsiorowski w mundurze podporucznika po odznaczeniu Krzyżem Walecznych za bitwę radzymińską przez gen. Hallera, który również awansował go z sierżanta na podporucznika. Później Marian był sołtysem w Trlągu, podczas wojny wyrugowany ze swojego majątku. Wrócił nań po wojnie na kilka miesięcy, gdyż okazało się, że ma za dużo ziemi!

W Strzelnie Walenty należał do Stowarzyszenia Upiększania Miasta, Spółki Melioracyjnej Strzelno-Łąkie, której prezesował oraz do Bractwa Kurkowego. Prowadził mleczarnię aż do wybuchu II wojny i zajęcia Strzelna przez Niemców. Mleczarnia otrzymała wówczas niemieckiego nadzorcę,  tzw. Trojchendera, który nazywał się Rataj. Rodzina Walentego została z mieszkania eksmitowana. Zamieszkali przy tej samej ulicy, lecz wkrótce przyszli Niemcy i powiedzieli „Zu scheine (za ładne) dla Polaka’’. Walenty był znanym obywatelem w mieście, z Niemcami żadnego zatargu nie miał, dlatego też, jeden z miejscowych Niemców Julius Küchel, budowniczy z ul. Powstania Wielkopolskiego zdecydował ich osadzić w swojej nieruchomości, niewielkiej chałupce tuż przy ulicy, z dwoma – trzema pokojami, dużą kuchnią i ogródkiem.

Maria Walenty Gąsiorowscy

Walenty nadal nadzorował pracę mleczarni, szwagier Feliks Ruoss i Edward Gąsiorowski zajmowali się produkcją. Zimą 1940 roku Niemcy wywozili Polaków, kazali się też spakować Gąsiorowskim. Uratował ich Feliks Ruoss. Trojchender widząc, że Feliks też się pakuje, kazał mu zostać, gdyż mleczarnia musiała działać, ale ten odmówił, twierdząc, że musi jechać z chorą siostrą i jej rodziną. W obawie przed konsekwencjami przestojów w mleczarni Trojchender Rataj załatwił, że cała rodzina została w Strzelnie. Maria z Ruoss Gąsiorowska zmarła w 1944 roku, tuż po 50 rocznicy ślubu.

W rocznicę 50-lecia małżeństwa. Walenty i Maria Gąsiorowscy.

Według wspomnień wnuczki Walentego, Ireny dowiadujemy się, że: - 21 stycznia 1945 roku weszli do Strzelna Rosjanie, mieszkali u nas. O Jezu, jaka bieda. Zaraz zrabowali całą mleczarnię, pączki piekli na maśle. Urzędowali w mleczarni. U nas mieszkał taki pułkownik, starszyna. Był chory, kaszlał. Mówił: „Jak w doma, jak w doma”. I jeszcze, że Polska będzie ,,bolszaja” (po rosyjsku – duża). Myśmy się bali, że bolszewicka, człowiek ich języka nie rozumiał. Cztery miesiące po wejściu Rosjan do Strzelna zmarł 26 maja 1945 roku Walenty Gąsiorowski, właściciel strzeleńskiej mleczarni.

CDN