niedziela, 12 sierpnia 2018

Opowiedziane w Prokopie - cz. 3



Siedząc na twardej dębowej ławeczce w świątyni poświęconej św. Prokopowi, zacząłem przypominać sobie fragmenty - w poprzedniej części przytoczonej - książki o Klasztorze i kobiecie Stanisława Wasylewskiego. Autor wspominając rolę kobiety w średniowiecznej posłudze klasztornej rozpoczął opowieść od czasów pogańskich. Zdziwi was, że nagle o kobiecie zacznę opowiadać, ale w dziejach Strzelna to właśnie kobieta pierwszoplanową, choć murami klasztoru opasana, rolę odgrywała. Zadając sobie pytanie, kim jest kobieta, nie zdajemy sobie sprawy, iż tyczy się ono połowy całego rodzaju ludzkiego i było aż do przyjścia Jezusa Chrystusa pełną zagadką, nad której rozwiązaniem najznakomitsze mędrców rozumy potykały się nadaremnie.

W wyniku filozoficznych dociekań uznano, że powołaniem kobiety jest bycie niewolnicą albo nierządnicą. Mało tego, że jest ona tylko stworzona po to, aby służyć wygodom lub rozpuście. Do tego niektórzy z tych, na których dogmatach uczymy się filozofii zaprzeczali godności człowieczeństwa tej płci i poniżali kobietę ustawiając ją w hierarchii poniżej zwierzęcia. Jedynym prawem i przywilejem, jakim cieszyła się niewiasta to tylko macierzyństwo. Tak też i było, gdyż niewiasta musiała dźwigać przekleństwo, które pierwsza matka - Ewa - na ród ludzki ściągnęła i znosić niewolę, której stała się przyczyną, aż do chwili, gdy spełniło się proroctwo, które zapowiedziało, że dziewica zetrze głowę węża piekielnego.

Wczytując się w słowa inkaustem utrwalone przez Stanisława Wasylewskiego dowiadujemy się, że już w wiekach najdawniejszych jeszcze przed nastaniem chrześcijaństwa, w Polsce pogańskiej kobieta zwana niewiastą związana była ze światem czarów, magii i zbrodni, klątwą i krwawą rozpustą. Uważano ją za taką, gdyż była tą, która dawała życie i służyła ku pociesze wojów strudzonych. Była na wskroś cudna i biała, była pokorna, owczą okutana skórą. Miała bicepsy olbrzyma i stopy wielkoluda, spętane wolą mężczyzny. Hodowana była po społu ze zwierzem, traktowana okrutnie, nadawano jej imienia po bydlęcemu: Śniegulą lub Czarnuchą, kładziono je wszystkie rzędem z poucinanymi głowami na stosie, na którym płonął zmarły lub zabity pan - mąż, lecz przecież darzono je jakimś trwożnym szacunkiem.

„Kobi" znaczyło wróżenie, a ona była kobietą. Widziała jasno rzeczy przyszłe z trzew bydlęcych i płomienia. Wróżyła urodzaj, na czele wojów, ciągnących w potrzebę, gnała z zielskiem zapalonym, by rzucić urok na wroga. Nad białą wodą biała pani przysięgę składała na słońce, wiosnę witała klaskaniem w dłoń, lato sobótkowym pląsem, do szkoły chodziła z pszczołami w barci.

Kapłanka w świętych gajach, wróżka na uroczyskach, czarownica wylegająca się pod starymi świętymi dębami, zielarka zbierająca mech i wody z zagłębień w świętych ofiarnych głazach, z jednej strony a z drugiej jedna z wielu żon walecznego woja, matka dzieci, synów i cór rolnika, ciężko harująca w roli i przy karczowaniu i wypalaniu nieprzebytych puszcz.

Te cytaty zdają się rysować nam obraz kobiety czasów najdawniejszych. Że cierpienie i boleść jest częścią istotną kobiety, to pierwszy przykład mamy w pierwszej matce naszej, Ewie, do której z popełnieniem przez nią grzechu Bóg powiedział, że w boleści będziesz rodzić dzieci swoje. Takową była kobieta nadgoplańska żyjąca po grodach i osadach służebnych; po gajach i uroczyskach; w miejscach świętych, w chramach, kącinach i kupisztach. Obraz jej spotykamy na kartach Starej baśni fantastycznie opisany przez Józefa Ignacego Kraszewskiego: Leży kontyna na wyspie zewsząd wodą otoczonej jak Lednica nasza, długa hać i mosty prowadzą do niej, a gdyś już na ląd wszedł, dziewięć bram przebywać musisz, a do każdej z nich pukać i prosić się, bo u każdej stróż stoi czujny dniem i nocą, a pyta cię i opatruje. Nie puszczają zaś więcej jak trzech naraz do chramu. Kontyna stoi na podwyższeniu z trojgiem wrót w tynach, co ją otaczają, z których dwoje się tylko otwiera, a trzecie tajemne do wody prowadzą... Bóstwo stoi całe złocone w koronie na głowie, na rogach jeleni i kozłów, misternie wywyższone pod dachem purpurowym ze słupy malowanymi, a obok niego łoże jego królewskie purpurą zasłane...


Aż w końcu i los kobiety odmienił się. Jednakże z pozycji współczesnego człowieka ta odmiana nie przydała kobiecie splendoru. Ziemie te nawiedził człowiek obcy z krzyżem w ręku i z mieczem w dłoniach. Był to mnich misjonarz i zbrojny nawrócony hen w stolicy Piastów; zwracając się do niewiasty pogańskiej rzekł jej: - Poniechaj pląsów i klaskania, poniechaj wróżb i kobienia. Jesteś tworem szatana. Będziesz się kłaniać jedynemu Bogu, pójdziesz w łożnicę jednego mężczyzny. Tak, odtąd popadła kobieta w sroższą niż wprzódy niewolę. Zaś jeno księżniczki i córy nobilów nosiły szaty futrem podbite i cieszyły się przywilejami oraz wiedzą pozwalającą korzystać z woli swej. Jednakże z minionych lat pozostała w nich nadal dzikość i okrucieństwo.

Pierwszy wiek kobiecej służby u mnicha niosącego nową wiarę pozbawił ją radosnego bytu w snochactwie i poliandrii i osadził za przegrodą z cierni. Nie wywiódł jej przeto z niewoli wprowadził raczej d nowej. Idąc do pustelni zmieniła tylko pana z woja na mnicha. Tak więc pierwsza kobieca służba w klasztorach za czasów Chrobrego i Odnowiciela była jej pierwszą szkołą.

Podówczas w Polsce słabej i rozszarpanej na dzielnice, w krakowskiej stolicy królów gnuśnych i dojutrków, rozkwitała najmocniej sława Piotra Włostowica, którego różnie zwano, ale najdostojniej Duninem ze Skrzynna. Pan był to wielki ze starej krwi słowiańskiej, alti sanguinis priceps vir famae celeberrimae. Mieszkał na górze świętej czczonej od wieków w Śląskiej ziemi, lecz włości miał też w Polsce całej rozsiane. Jak kroniki i podania przekazywały, ponoć nie było nadeń bogatszego. Jedni mówi, że Piotr Dunin ma w swym władaniu skarb królów duńskich, który przodkowie jego złupili, inni, że zagarnął majątki korsarzy pomorskich, co Wikingów grabili. Swe początkowe skąpstwo z czasem obrócił w hojność. Nie czas by sylwetkę Duninową przybliżać. Starczy powiedzieć, iż z otchłani piekielnych wyrwany, trwożny Piotr każe stawiać kościółki, a miało ich być siedem raz po siedem i jeszcze raz siedem z kamienia i ciosu. Jako, że miał i dobra swoje wokół Gopła, o czym świadczy wieś Włostowo po dziś dzień nad jego brzegiem zachodnim rozłożona, takowo i w Strzelnie umyślił kościół z ciosów wystawić.

Podróże w czasie zdają się być na równi fascynujące jak te turystyczne. Podczas tych pierwszych odkrywamy świat, w jakim żyli nasi przodkowie, a robimy to po to, by w trakcie tych drugich, eskapad turystycznych, dotknąć tego świata, który poznaliśmy z historii, a który przetrwał wieki, a nawet tysiąclecia. Jedną z rzeczy, której podczas tych wypraw nie możemy uczynić to dotknięcie ludzi żyjących w przeszłości, w zamian tego możemy podziwiać wszystko to, co po sobie pozostawili i co do naszych czasów przetrwało. Dlatego też wszystkich tych, którzy pragną zwiedzić w przyszłości romańskie zabytki Strzelna pragnąłbym przenieść w czasy początkujące dzieje kamiennych świątyń.


Budowa świątyń strzeleńskich przypadła na czwartą ćwierć XII i początek XIII w. Były to czasy, kiedy w całej ówczesnej Polsce budowle z kamienia i cegły, a generalnie murowane, były rzadkością. Istniały już takowe w Mogilnie, Trzemesznie, Gnieźnie, Poznaniu, Kruszwicy i w kilkudziesięciu jeszcze miejscach na ziemi Polan. Powszechnym natomiast w budownictwie było drewno, którego w okolicy każdej osady ludzkiej był dostatek.

Sprowadzone do Strzelna pierwsze zakonnice od św. Norberta, około 1170 r., zamieszkały w drewnianym monasterze wystawionym przy pierwszym, również drewnianym kościele Świętego Krzyża i Najświętszej Marii Panny, wymienionym przez Długosza pod datą roczną 1133. Zlokalizowany on był w nieznanym nam dzisiaj miejscu, gdzieś w obrębie dzisiejszej ulicy Klasztornej. Siostry, sowicie uposażone w dobra ziemskie, natychmiast przystąpiły do budowy, jednocześnie dwóch kamiennych świątyń, obecnej rotundy Św. Prokopa, którą to jako pierwszą ukończono oraz bazyliki Św. Trójcy, której budowa trwała do początku XIII w. Zapewne prace te nadzorowała pierwsza przeorysza, o której nie zachowała się żadna wzmianka, a którą domniemają niektórzy historycy. Zapewne to ona była nauczycielką pierwszej znanej nam z przekazów historycznych przeoryszy noszącej imię Beatrycze. To w jej czasy przeniesiemy się, by poznać żywot tej świątobliwej ksieni.
(...)
CDN