wtorek, 27 listopada 2018

Spacerkiem po Strzelnie - cz. 22 Rynek - cz. 19



Za oknami mamy jesień ze znikomą dawką słońca. Dziś 27 listopada, a pogoda jak na tę porę roku "taka se" - mawiali niegdyś strzelnianie. Z tęsknoty za byciem na łonie natury, skoro świt wybrałem się na spacer, podczas którego nie po lesie, nie po polach, a po naszym pięknym strzeleńskim Rynku, spacerując opowiem o kolejnej posesji. Otóż za opisanymi wcześniej Lesserami, pod obecnym numerem 11 rozłożyła się szerokim frontonem, wypełnionym oknami wystawowymi trzech sklepów, bardzo stara, bo licząca sobie ok. 150 lat piętrowa kamieniczka. Domostwo zadbane i po ostatnim remoncie już nie przypomina kamienicy z prezentowanego poniżej zdjęcia. Minęło 100 lat i nie dziwota, jak mawiali staży strzelnianie, że się ona zmieniła.  

Przed 1910 r.
Po prawej fryzjer z niemiecka brzmiącą reklamą Friseur. Przed 1910 r.


Kamienica należała w XIX w. do bliżej nieznanych mi strzelnian. Jej właścicielem na początku XX w. został Ludwik Szmańda ur. 15 sierpnia 1877 r. w Strzelnie. Żonaty był z Marią Kierblewską ur. 28 stycznia 1877 r. Małżonkowie mieli trójkę dzieci, m.in. córkę Irenę (1905-1989) zamężną Piasecką, mieszkającą w Poznaniu i syna Michała. To nie jedyna rodzina o tym nazwisku, w naszym mieście, gdyż był jeszcze kupiec Szmańda Stanisław, o którym przy okazji spacerku ulicą Kościelną, a także rodzina rolników z ul. Stodolnej (współczesna ul. Michelsona).


Zachowały się dwie reklamy umieszczone w Kalendarzu informacyjnym miasta Strzelna z 1910 r., wydanym nakładem Ignacego Maciejewskiego, z których dowiadujemy się o prowadzonej w tej posesji działalności handlowej. Pierwsza z nich zachęca do skorzystania z oferty handlowej Marii Szmańdy, żony Ludwika. Druga Wojciecha Rucińskiego, który poza handlem towarami kolonialnymi prowadził również własną fabrykę likierów i destylację, czyli małą gorzelnię. Ruciński szeroką działalność gospodarczą prowadził do 1919 r. którą następnie przeniósł się do nabytej od Rittera posesji przy Rynku 1.


Przed Rucińskim, co widać na prezentowanym powyżej zdjęciu, działalność handlową prowadził tutaj W. Pilichowski, a w latach trzydziestych XX w handlowano w jednym ze sklepów meblami i trumnami. Poza prowadzoną tutaj działalnością gospodarczą kamienica zamieszkała była przez 6 rodzin. W oficynie tejże posesji, mieszkała uboga rodzina Ajżyków. Sprowadzili się oni do Strzelna z początkiem lat dwudziestych XX w., tuż po zaborach. Przybyli oni z byłego zaboru rosyjskiego z myślą poprawienia swojego bytu. Głową rodziny był kamasznik, w hierarchii rzemiosła szewskiego początkujący rękodzielnik w tej branży. W 1931 r. w metrykaliach strzeleńskich odnotowany on został jako katolik, gdy tymczasem jego żonę zapisano, jako wyznawczynię wiary mojżeszowej. Ale już w 1933 r. w dokumentach związanych z urodzeniem się ich potomka, Mauasze Ajżyka, oboje rodzice odnotowani zostali jako wyznawcy judaizmu. W tym też roku głowa rodziny awansowała w szewskiej hierarchii rzemieślniczej do wysokiego już stopnia w tej branży fachu cholewkarza. Jednakże jak wspominali starzy mieszkańcy naszego grodu, z braku klienteli, Ajżykom nie wiodło się dzieło pogrubiania portfela.



Po wojnie, po latach 40. prowadził tutaj działalność w branży odzieżowej jeden z nielicznych przedstawicieli prywatnego handlu Tadeusz Grzegorczyk, który nie poddał się komunistycznemu fiskusowi. Dziś w kamieniczce tej kontynuują działalność jego potomkowie: córka Maria i jej synowa oraz bratanek Mariusz Grzegorczyk. Znajdują się tutaj 3 sklepy branży odzieżowej. Dopowiem, że w bardzo miłej i sympatycznej atmosferze w Sklepie Odzieżowy Katarzyny Lipieńskiej skorzystać można z niezwykle rozległego zakresu produktów - jak czytamy w reklamie - modnych ubiorów spełniających wymogi wszystkich klientów. Korzystając z oferty sklepu, klienci mogą liczyć na liczne ciekawe promocje, a także kompleksową pomoc w trakcie wybierania odpowiednich produktów... Osobiście z oferty tego sklepu korzystam - jest miło i są dostępne ceny.

Jeszcze na przełomie lat 80/90-tych przed dom wystawiał swój ruchomy stragan Roman Puchała, który przez kilkadziesiąt lat parał się sprzedażą wszelakich owoców wyprodukowanych w okolicznych sadach, szczególnie z rejonu Skulska i Wilczyna. U niego można było nabyć w grupie porzeczek: białe świętojanki, czerwone porzeczki, czarne smrodyny; oraz: truskawki, czereśnie, wiśnie i słynne już glaski; a także pyszne gruszki z klapsami na czele. Oddzielną ofertę stanowiły jabłka, z których najbardziej pamiętam smakowo: popularne papierówki, zajączki, złotą renetę, mekintosze, kosztele, malinówki i wiele innych odmian.

Zdjęcie współczesne: Heliodor Ruciński