piątek, 27 grudnia 2019

Bożonarodzeniowa opowieść. Amrogowicze z Rzeszynka - cz. 3



I tak zbliżyliśmy się do końca opowieści o Amrogowiczach z Rzeszynka. Zaprezentowany materiał nie wyczerpuje wiedzy o tym rodzie, jak i o samym Rzeszynku. Szereg informacji, czy rozbudowanie zaledwie zasygnalizowanych treści z racji formy artykułu zostało ograniczone do minimum. Myślę jednak, że i tak sporo wiadomości ujrzało po raz pierwszy światło dzienne i sprawiło, że dotychczasowa wiedza o Rzeszynku została przeze mnie poszerzona i skorygowana. Zapraszam do lektury:
    
Czasy dra Bogdana Amrogowicza

Majętność Rzeszynek i Lubstówek po przejęciu jej w 1903 r. przez dopiero co „upieczonego“ doktora Bogdana Amrogowicza liczyła 981 ha. W latach międzywojennych na ten areał składało się 540 ha roli, 40 ha łąk, 40 ha pastwisk, 13 ha ogrodu i parku, 231 ha toni Jeziora Gopło oraz 80 ha lasów. 350 ha roli było zmeliorowanych, a 30 ha łąk odwodniane były kanałami otwartymi. W Lubstówku znajdowała się gorzelnia wybudowana w 1906 r. oraz płatkarnia, którą oddano do użytku w 1917 r. Na potrzeby tych zakładów obsadzano rocznie areał o powierzchni 90-112 ha ziemniakami. Nadto w majętności prowadzono intensywną uprawę buraka cukrowego, produkcję kwalifikowanego materiału siewnego i hodowlę konia remontowego od 16 klaczy oraz cieląt od 40 krów. Pod kontrolą znajdowało się 10 koni zarodowych. Na potrzeby wojska majętność przeciętnie sprzedawał 5 koni rocznie. Również prowadzony był tutaj chów bydła mlecznego, wołów i koni pociągowych, owiec oraz trzody chlewnej na zaopatrzenie rzeźni wielkomiejskich.


Gospodarstwo posiadało własną bocznicę kolejową na stacji Kościeszki. Skomunikowana ona była z gorzelnią i płatkarnią stałą linią kolejki polnej o długości 5,5 km. Dodatkowo linia ta poprzez rozjazdy skomunikowana była z leżącymi przy niej polami uprawnymi. Na wyposażeniu znajdowały się dwa garnitur pługów parowych Fowlera, zakupione w 1913 r.; garnitur omłotowy składający się z lokomobili, młocarni i podajnika taśmowego; piła parowa tartaczna do cięcia drewna - trak; ciągniki rolnicze.




Archiwum Państwowe w Poznaniu - akta majętności Rzeszynek (fragmenty dokumentów)
 Lasy majętności składały się z trzech oddzielnie leżących kompleksów. Dopiero od 1930 r. gospodarka leśna objęta została planem i programem gospodarstwa leśnego. Panującym gatunkiem były tutaj: olsza czarna i olsza szara, sosna pospolita oraz brzoza, która występuje grupowo i pojedynczo. Poszczególne kompleksy podzielone były na oddziały i pododdziały.  

Dwór

Stary dwór w Rzeszynku stał jeszcze w 1903 r. Przedstawiony on został na fotografii, która opublikowana została w majowym numerze „Wsi Ilustrowanej“ z 1911 r., miesięczniku wydawanym w Warszawie. Zapewne otrzymał ją od dra Bogdana Amrogowicza podróżujący po Kujawach prawnik i literat Ludwik Romocki, autor artykułu Nad Gopłem. W nim znajdujemy opisy tych terenów: Wokoło, przez szyby wagonu, ukazują nam się, w pędzie pociągu, niby w migawkowych wycinkach kinematografu, ziemie, jakich w całej Polsce chyba w Hrubieszowie lub na owej, mlekiem płynącej, Ukrainie najdziesz. (…) Wysiadamy na małej stacyjce, skąd najbliższy dojazd do jednego z obywatelskich domów polskich nad samym Gopłem, celu naszej podróży.
Droga wysadzona drzewami owocowymi: poszanowanie cudzej własności weszło tu już w krew i nie czeka tych drzewek los, który jest zbyt często spotykany w innych częściach naszej ojczyzny, wyrwanie, czy złamanie swawolną, karygodną ręką.
 Obok drogi kolejka polna, ułatwiająca dowóz produktów do stacji. (…)
Oryginalnym jest położenie wielu majątków, dotykających do Gopła. Mają one figurę podłużnego kwadratu, który jedną ze swych węższych stron dopiera do jeziora. Snać cennym był zawsze dostęp do wody i dzielono się nim na ,małe kawałki. Dawał on przecież też prawo do rybołówstwa. Obsiadły to centrum w koło, w bliższym lub dalszym dystansie, liczne dwory polskie…


Wypada zastanowić się, kiedy i przez kogo ów stary rzeszynecki dwór został wystawiony. Osobiście uważam, że początki tej modrzewiowej budowli sięgały II połowy XVIII w. Jego fundatorem mógł być pierwszy z rzeszyneckiej linii Wodzińskich, Ignacy, cześnik i sędzia kruszwicki, który dobra Rzeszynek nabył 8 lipca 1760 r. W dworze tym mieszkał Ignacy z żoną Anną z Dobrskich. Po ich bezpotomnej śmierci dobrami zarządzali kolejni spadkobiercy z linii Wodzińskich, jednakże sami tutaj nie zamieszkując. Dwór modrzewiowy stał się mieszkaniem dla często zmieniających się tutaj dzierżawców.

Proponuję zagłębić się w opis starego dworu i otoczenia, dokonany ręką Izabelli z Amrogowiczów zamężnej Drwęskiej. Pisała ona o nim z wielką nostalgią, co zostało później, już po jej śmierci opublikowane na łamach „Gazety Wyborczej“ w 2001 r. w cyklu artykułów Album Wielkopolski.
Dom był z drewna dębowego czy modrzewia, biały, tynkowany, podmurowany, z wysokim dachem krytym papą. Był długi i niski, trochę wrosły w ziemię. Przed wejściem do sieni znajdowała się weranda obrosła winem. Na tej werandzie, chłodnej i wygodnej, całe lato koncentrowało się życie nasze - zanotowała w pamiętniku Izabella Z Amrogowiczów Drwęska.

W gałęziach wina żyły tysiące wróbli, ku utrapieniu mej matki. O świcie już ta czereda wrzeszczała że nadszedł dzień, znosiła różne śmieci na swe byle jak ułożone gniazda, a wieczorem, jak przynoszono lampę, zrywała się i leciała na pobliski bez, by po chwili po kilka wracać na gałęzie. Matka walczyła z tym drobiazgiem, który bezczelnie zjadał wiktuały podwieczorkowe, brudził na stole, piszczał dzień cały w gniazdach ciągle wypełnionych pisklętami. Dla nas dzieci wróble to była część domu, jak to wino, co go obrastało.


Z werandy wchodziło się przez duże drzwi do sieni, wielkiej i dość mrocznej. Całe dwie ściany zajmowały duże szafy dębowe sięgające prawie do sufitu, bo dom był niski. (...) W kącie była szafa kryjąca dla mnie i Hali obrzydłą zawartość. Było tam wszystko, co się może przydać. Mej babki z Bukowskich Józefy Grossmanowej adamaszkowe i morowe suknie, stare balowe suknie matki, niemodna już odzież, płaszcze, peleryny i wyrośnięte ubrania starszego rodzeństwa, Maryni i Bogdana. Na jesieni i wiosną przyjeżdżała ze Strzelna krawcowa i z tego lamusa wybierano dla nas rzeczy do przerobienia. Ku wielkiemu naszemu zmartwieniu. Byłyśmy najmłodsze i po domu nosiłyśmy przedziwne szaty. Co prawda tylko na terenie parafii ubierano nas przedpotopowo. Na wyjazd do miasta i na przyjęcia były nowe suknie. Do kościoła w Kościeszkach musiałyśmy jednak jeździć w kreacjach strzelińskiej krawcowej.

Izabella wspominała, mając wówczas 72 lata. Pisała w szpitalu, ciężko chora, tylko dla najbliższych. Opisała dom, rodziców i swoje rodzeństwo, ukochaną służbę, gospodarstwo, wydarzenia dla dzieci tak niezwykłe, jak zimowe, pod lodem, połowy ryb na jeziorze, od których dwóch urodzonych rok po roku sióstr Izabelli i Haliny nie można było oderwać. Opisywała łąkę Sierotki Marysi, rów Sindbada Żeglarza, lipę Zagłoby.
- Nadawałyśmy nazwy wszystkim miejscom zabaw - wspominała Izabella.
Gdy ma 15 lat, nagle umarł jej ojciec, bardzo kochany przez Izę. Rzeszynek otrzymał w spadku Bogdan; córki i matka - wysokie pieniężne odprawy. Świat dzieciństwa się skończył.

Po roku spędzonym w szkole sióstr urszulanek w Krakowie dziewczynki ostatni raz wracają na wakacje do Rzeszynka.
- Zastałyśmy zmiany kolosalne. Inna służba, inni goście, pełno planów na budowę nowego domu, sterty cegieł i desek. Zamieszkałyśmy w małej oficynce. Stary dom jeszcze stał, ale jaki! Lipę i jesion przy domu ścięto. Bogdan spraszał gości, byśmy się bawiły: niczego nam nie brakowało, ani koni do wyjazdów, ani smakołyków. Było przyjemnie, ale w gościnie, nie w domu. A dom umierał. To było straszne. Stare mahonie, co nie zmieściły się w pokojach poznańskiego mieszkania matki, szły na opał, rąbano stare piękne ramy do kanap, stare szafy. Przyjaciele Bogdana, Mikuś Czapski i Stefan Waszyński, późniejszy narzeczony Maryni, powiedzieli mu: szalejesz jak smarkaty. Stary dom nie miał wodociągów i innych udogodnień, ale po co niszczyć taki obiekt pięknej, starej kultury? Tu ludzie żyli szczęśliwi. Po co ten gwałt nieprzemyślany?

Pewnego dnia przyszli robotnicy, weszli na dach i zaczęli rozrywać papę, zdzierać wino z werandy. Małe pisklęta rozbijały się o bruk. Matka płakała bezradnie, cicho. Uradziłyśmy z Halą, że wracamy do Poznania. Nie mogłyśmy słuchać walących się belek i patrzeć na matkę. Przy kolacji powiedziałyśmy, że prosimy o konie na ranny pociąg do Strzelna. Matka przytaknęła. Obudził nas rano stuk walących się belek, zwalanych murów. Dom stał na górce, daleko goniły nas te odgłosy. Miałam szesnaście lat, chowałam do trumny szczęśliwe lata dzieciństwa, wyjazdy w pole z ojcem, który tak nas kochał i wychowywał, i tyle, tyle jasnych dni, ile mieściło się w tych latach życia spędzonych w naszym starym, polskim, modrzewiowym domu
.

I jeszcze jeden fragment wspomnienia młodziutkiej wówczas Izabelli:
W maju, gdy trawa była wysoka i dzikie goździki, łzy Matki Boskiej, miodowce były w pełni rozkwitu, urządzałyśmy z Halą zabawę w umarłe. Kładłyśmy się na łące, a źdźbła trawy i wszelkie zioła nas zakrywały. A jak pachniały. Były tak wysokie jak las i dźwięczały brzękiem wszelkich owadów. Cała łąka była cudem. Tajemnicze obłoki płynęły spokojnie po niebie. Nad strumieniem szumiały wierzby.
- Tak powinno być w niebie - powiedziała kiedyś Hala - ale chodźmy już, mnie jest bardzo smutno.


W latach 1903-1904, na miejscu barokowego dworu, wzniesiony został dla młodego dziedzica Bogdana Amrogowicza i jego przyszłej żony pyszny dwór nawiązujący swymi cechami do willi włoskiej. Jego budowniczym był Maksymilian Wilczewski z Wronek. Nadał mu on eklektyczny wygląd, z przewagą cech klasycystycznych. Była to budowla piętrowa, na rzucie prostokąta z parterową przybudówką z jednej strony i trzykondygnacyjną wieżą z drugiej. Lekko zryzalitowana część środkowa fasady frontowej zwieńczona została trójkątnym frontonem i poprzedzona gankiem, nad którym znalazł się przestronny balkon. Dach korpusu jest niski, czterospadowy, w części środkowej dwuspadowy.

Do dworu często zjeżdżali goście z bliższych i dalszych stron. Bywało tutaj wielu przyjaciół Bogdana z czasów nauki szkolnej i studiów. Bogdan 14 stycznia 1906 r. poślubił w Konojadzie Izabelę Kościelską (ur. 29 lipca 1883 r. w Sępnie) c. Adama właściciela Sępna (435 ha) i Zofii Marii Nieżychowskiej. Świadkami ich ślubu byli Adam Kościelski i Antonina Krzyżańska. 3 września 1906 r. małżonkom urodził się w Rzeszynku syn Stefan Bogdan. W 1937 r. Stefan jest wymieniony jako dzierżawca ojcowskiego Lubstówka. Był podporucznikiem Wojska Polskiego. Zasiadał w gronie członków Wielkopolskiego Związku Ziemian. W 1939 r. podczas wojny obronnej służył jako dowódca 1. Plutonu w 2. Szwadronie 16. Pułku Ułanów Wielkopolskich im. Generała Dywizji Gustawa Orlicz-Dreszera z Bydgoszczy. Pułk walczył z jednostką pancerną Guderiana 3 września 1939 r. pod Bukowcem. Awansował na stopień porucznika. Dostał się do niewoli i był więźniem oflagu w Woldenbergu (Dobiegniew) o numerze 450/X.A.

Dr Bogdan Amrogowicz 

Bogdan Amrogowicz (1877-1951), doktor ekonomi społecznej, ziemianin, właściciel majętności Rzeszynek w powiecie strzeleńskim, działacz społeczno-gospodarczy i samorządowy, delegat na Polski Sejm Dzielnicowy w Poznaniu.
 
Ur. 27 lipca 1877 r. w Bągarciku w powiecie sztumskim w Prusach Zachodnich. Był synem Ferdynanda i Anny z domu Grossman. Pierwsze nauki pobierał w domu. Lekcje udzielał mu zatrudniony przez rodziców prywatny nauczyciel. Tak przygotowany został przyjęty do Królewskiego Gimnazjum w Inowrocławiu. Po zdaniu matury studiował agronomię. W 1900 r. znajdujemy go wśród studentów Wydziału Filozoficznego Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie, a następnie na Wydziale Nauk Społecznych Uniwersytetu Ludwika i Maksymiliana w Monachium. W 1903 r. obronił pracę doktorską Die Zuckerindustrie in der Provinz Posen (Przemysł cukrowniczy w Prowincji Poznańskiej). Praca ta doczekała się wydania drukiem. Rok wcześniej zmarł ojciec, po którym w 1903 r. objął spadłą mu majętność Rzeszynek z przyległościami. W latach 1903-1904 wystawił nowy murowany dwór oraz rozpoczął inwestycje gospodarcze.

Przejawem patriotyzmu młodego duchem Bogdana było korzystanie z uroków polskich gór. Już jako student agronomi w 1900 r. przebywał na letnisku w Zakopanem. Od 1903 r. znajdujemy go w poczcie członków zwyczajnych Towarzystwa Tatrzańskiego. Po ojcu przejął pałeczkę i został członkiem Towarzystwa Rolniczego Inowrocławsko-Strzelińskiego. W ramach Towarzystwa prowadził wykłady z zakresu ekonomii rolnej i nowoczesnego rolnictwa. Był wielkim propagatorem produkcji buraka cukrowego i rozwoju cukrownictwa. Jako członek Towarzystwa Przyjaciół Nauk w ramach wydziału prawno-ekonomicznego poprzez swoje wykłady o przemyśle cukrowniczym zapoznawał członków z tą problematyką. W 1910 r. z grupą światłych Wielkopolan podpisał odezwę do Polaków w Wielkim Księstwie Poznańskim o jednoczenie się w organicznikowskich działaniach pod jednym wspólnym szyldem. Ostro przeciwstawiał się wywłaszczaniu polskich majątków ziemskich przez władze pruskie, dlatego też w 1912 r. podpisał odezwę przeciw takim działaniom, będąc wówczas członkiem rady nadzorczej Związku Ziemian w Poznaniu. W 1917 r. był członkiem Komitetu Jubileuszowego 100. rocznicy śmierci Tadeusza Kościuszki w Poznaniu.


Będąc członkiem Wielkopolskiej Izby Rolniczej, w jej ramach działał w sekcji ekonomii społecznej, polityki gospodarczej, przemysłu rolnego, handlu, kredytu, dochodowości. Współorganizował wystawy, m.in. w 1923 r. Wystawę Rolniczo-Przemysłową w Poznaniu. Aktywnie działał w komitecie powiatowym Towarzystwa Pomocy Naukowej im. Karola Marcinkowskiego, prezesował powiatowemu komitetowi Towarzystwa Czytelni Ludowych w Strzelnie oraz był członkiem i delegatem TCL z powiatu strzeleńskiego. Parał się również publicystyką. M.in. w 1909 r. na łamach „Ziemianina“ zamieścił artykuł O nowych paszach kupnych i w 1919 r. O stadninach rządowych w Gnieźnie i Sierakowie. Współpracę na niwie publicystycznej z „Ziemianinem: Miesięcznikiem Naukowo-Rolniczym“ kontynuował w latach międzywojennych. W latach 1911-1912 wchodził w skład polskiego komitetu wyborczego na powiat strzeleński, był również wiceprezesem Rady Nadzorczej Poznańskiego Banku Ziemian Spółki Akcyjnej w Poznaniu, a w latach 1928-1939 prezesem RN.

26 listopada 1918 r. podczas wiecu wyborczego w Strzelnie wybrany został z terenu powiatu strzeleńskiego delegatem na Polski Sejm Dzielnicowy, który odbył się w dniach 3-5 grudnia 1918 r. w Poznaniu. Uczestniczył z bronią w ręku w walkach powstańczych 1918-1919 na terenie powiatu strzeleńskiego, dostarczał żywność i finansował poczynania zbrojne. Był członkiem Koła Towarzystwa Powstańców i Wojaków w Strzelnie. 7 sierpnia 1927 r. z okazji 5-lecia Koła został udekorowany odznaką Powstańca Broni.


Osiemnastowieczny spichlerz w Rzeszynku
 W okresie międzywojennym piastował funkcje prezesa Kółka Rolniczego w Kościeszkach,
członka zarządu powiatowego Związku Obrony Kresów Zachodnich w Strzelnie oraz należał do Wielkopolskiego Związku Ziemian w Mogilnie. Przewodniczył komisjom wyborczym w obwodzie Rzeszyn w wyborach do Sejmu i Senatu RP. Wspierał finansowo działalność Powiatowego Komitetu Przysposobienia Wojskowego i Wychowania Fizycznego w Strzelnie. Politycznie udzielał się w Crześcijańsko-Narodowym Stronnictwie Rolniczym. Jako członek Sejmiku Powiatowego w Strzelnie reprezentował Powiat Strzeleński w Poznańskim Sejmiku Wojewódzkim, w którym był przewodniczącym Komisji Budowlano-Drogowej. Z pasją uprawiał myślistwo i był członkiem Zarządu Powiatowego Polskiego Związku łowieckiego w Mogilnie oraz jeździectwo, uczestnicząc m.in. w licznych zawodach konnych. Wchodził w skład Komitetu Obywatelskiego Pożyczki Narodowej na Powiat Mogileński.

Okres okupacji hitlerowskiej Amrogowicz spędził w okolicach Brześcia Kujawskiego. Majątek przywłaszczony został przez Powiernictwo III Rzeszy, a po zakończeniu wojny, w ramach reformy rolnej rozparcelowany. Dominium stało się wsią gminną. W dworze po Amrogowiczach zorganizowano Szkołę Podstawową. Już współcześnie nadano jej imię płk. Stanisława Wyskoty-Zakrzewskiego. Dzisiaj jest filią Publicznej Szkoły Podstawowej w Jeziorach Wielkich.
Po II wojnie światowej dr Bogdan Amrogowicz pracował w przemyśle cukrowniczym we Wrzeszczu. Zmarł 12 listopada 1951 r. w Sopocie.

Koniec

środa, 25 grudnia 2019

Bożonarodzeniowa opowieść. Amrogowicze z Rzeszynka - cz. 2




Wigilia Świąt Bożego Narodzenia, trzeci dzień zimy, a tu ani widu, ani słychu o śniegu, ani mrozie. 90 lat temu „Dziennik Kujawski“ donosił, że zima od Bożego Narodzenia nie ustępuje, a mrozy w Inowrocławiu dochodzą do -32° Celsjusza. Już wówczas pisano, że zachodzą stopniowe zmiany w klimacie, co szczególnie uwidacznia się w niewidocznym gołym okiem, ale ciągłym opadaniu lustra wodnego Gopła: Ubywa go co roku, jak obliczono - pisał w relacji z podróży nad Gopło Ludwik Romacki w 1911 r. Obok naszych osobistych rozważań: - co nam przyszłość gotuje? proponuję dziś drugą część Bożonarodzeniowej opowieści i wraz z nią przenieść się do Rzeszynka, by bliżej poznać dziedzica Ferdynanda Amrogowicza jego czasy i najbliższych. Zatem:

Czasy Ferdynanda Amrogowicza

Nasz bohater urodził się 25 września 1844 r. na Pomorzu Zachodnim. Rodzicami jego byli Leonard i Katarzyna z domu Goszczyńska Amrogowicze. Jako niemowlę na chrzcie otrzymał imiona Kleofas Ferdynand. Przez całe swoje życie używał tylko imienia Ferdynand. Gdy miał 9 lat zmarli jego rodzice. W bliżej nieznanych okolicznościach, ale zapewne wynikłych z jakiś powiązań rodzinnych, względnie majątkowych, przygarnął chłopca i zajął się jego edukacją Konstanty Koschembahr-Łyskowski (1816-1889), s. Konstantego i Anny Rutkowskiej. Był on dziedzicem Lekart, później Krzemieniewic k/ Lubawy oraz Bągarcika. Opiekun nie żałował grosza i dobrze wyedukował Ferdynanda na poziomie podstawowym, a następnie średnim. Tak oto wspominano ten okres po jego śmierci ...Wychowany pod troskliwem okiem i czułą ręką Konstantego Łyskowskiego, wykształcił się w zawodzie swym w ówczesnej Akademii Rolniczej w Prószkowie.

Ferdynand Amrogowicz
 Rozwijając wątek edukacyjny dopowiem, po zdaniu egzaminów studiował Rolnictwo w założonej w 1847 r. Królewskiej Akademii Rolniczej w Prószkowie koło Opola. Tutaj nauki pobierało ok. 20% młodzieży polskiej z Wielkiego Księstwa Poznańskiego, Królestwa Polskiego, Prus Zachodnich i innych prowincji. Akademia Rolnicza w Prószkowie należała do I ligi uczelni rolniczych w Europie. Wykładali tu znakomici uczeni agraryści i profesorowie weterynarii. Swoją renomą uczelnia zapisała się złotymi zgłoskami w dziejach europejskiego szkolnictwa wyższego. W 1881 r. władze pruskie zdecydowały, aby przenieść ją do Berlina i włączyć jako jeden z wydziałów do Uniwersytetu im. Wilhelma Humboldta.

Po skończonych studiach Ferdynand zawarł ze swoim dobroczyńcą układ, wedle którego Łyskowski puścił mu w dzierżawę swój folwark Bągarcik w powiecie sztumskim w Prusach Zachodnich. W krótkim czasie zaowocowała wiedza jaką wyniósł z Akademii Prószkowskiej. Dzięki wprowadzeniu nowoczesnych metod upraw i hodowli zwierząt majętność w krótkim czasie zaczęła przynosić wysokie dochody. Wzorowe prowadzenie majętności przysporzyło mu zwolenników postępu, dlatego też by ich edukować w postępie rolniczym w 1870 r. założył Towarzystwo Rolnicze w pobliskich Pierzchowicach i kierował nim z powodzeniem przez kilka lat aż do swego wyprowadzenia się na Kujawy. W tym czasie ściśle współpracował na niwie gospodarczej z członkami Zarządu Centralnego Towarzystwa Gospodarczego dla Prus Zachodnich: Leonem Czarlińskim, majorem Stanisławem Radkiewiczem, Michałem Sczanieckim, Władysławem Radkiewiczem oraz Ignacym  Łyskowskim.

Działalność na niwie społecznej zaowocowała wyborem w 1870 r. Amrogowicza z Bągarciku na członka Komitetu Wyborczego w Starym Targu oraz zastępcą delegata na powiat sztumski w ramach tegoż komitetu. Uczestniczył jako delegat w Sejmikach Gospodarczych w Toruniu.

Mając 32 lata i dobrą pozycję w środowisku polskiego ziemiaństwa w Prusach Zachodnich Ferdynand Amrogowicz poślubił Annę Grossmann. Ślub odbył się 10 października 1876 r. w Poznaniu, w kościele pod wezwaniem św. Marcina. Małżonkowie zamieszkali w dzierżawionej majętności Bągarcik. W następnym 1877 roku, 27 lipca urodził się im syn Bogdan, późniejszy następca na dobrach rzeszyneckich. Prawdopodobnie za wniesione przez małżonkę Annę wiano i własne oszczędności Ferdynand nabył majątek Studa ok. 286 ha w powiecie lubawskim, który wykupił z rąk niemieckich.


Wkrótce po urodzeniu się syna nadarzyła się okazja zakupu dużej, blisko tysiąchektarowej posiadłości ziemskiej na Kujawach, nad Gopłem w ówczesnym powiecie inowrocławskim. Długo nie zastanawiał się i za sprzedaż Study, którą ponownie kupił Niemiec oraz z korzystnego kredytu wykupił z rąk niemieckiej rodziny Lauterbachów majętność Rzeszynek z leśnictwem Lubstówek. Transakcja zawarta została w 1878 r. o czym donosił poznański „Goniec Wielkopolski“. Trzeba pamiętać, że Lauterbachowie mieszkali na Śląsku, a w Rzeszynku mieli dzierżawcę, któremu należało wypowiedzieć z rocznym wyprzedzeniem dzierżawę. Tu na Kujawach Ferdynand szybko zasymilował się z miejscowym środowiskiem ziemiańskim i postępową większością włościaństwa.

Małżonkowie Amrogowicze mieli piątkę dzieci. Wspomnianego już syna Bogdana, o którym będzie niżej i cztery córki, które na świat przyszły w starym modrzewiowym dworze w Rzeszynku. Najstarsza z córek Janinka zmarła jako dziecko 16 czerwca 1882 r. i została pochowana na cmentarzu przykościelnym w Kościeszkach. Drugą z kolei córką była Karolina Maria (ur. 1880-) zamężna za Antoniego Dembińskiego (1851-1920) z Węgierc. Niestety, nie miała z nim dzieci, a on zmarł w 1920 r. i Karolina Maria została wdową. Trzecią córką była Izabella Bogumiła (ur. 9 czerwca1886 - zm. 31 grudnia 1964) zamężną za Jarogniewa Drwęskiego (1875-1921), prawnika, polskiego działacza narodowego i społecznego w Wielkopolsce, pierwszego prezydenta miasta Poznania. Czwartą córką była Halina (ur. 20 stycznia 1888-) zamężną za Jana Zygmunta Artwińskiego właściciela Kliszowa koło Mielca. Ślub z nim zawarła 16 kwietnia 1907 r. w Poznaniu. 


Izabella należała do najlepiej wykształconych kobiet swoich czasów. Jej nauczycielką była sama Urszula Ledóchowska, późniejsza święta. Ukończyła szkołę pensjonatową sióstr urszulanek czarnych w Krakowie, a następnie jako jedna z trzech uczennic złożyła maturę w tamtejszym Gimnazjum św. Jacka. Zdała tak dobrze, że uhonorowano ją specjalną wstęgą, po czym ruszyła na studia do Fryburga, gdzie podjęła studia przyrodnicze na tamtejszym Uniwersytecie. Naukę jednak przerwała i poślubiła Jarogniewa. Ślub ich odbył się 20 kwietnia 1907 r. w Poznaniu. Na studia już nie powróciła. Małżonkowie mieli trzech synów.

Izabella z Amrogowiczów Drwęska
 Jej wielkie dni nastają jesienią 1918 r., kiedy kończy się wojna. Działała w Służbie Kobiet. Izabella z gronem poznańskich pań założyła na Dworcu Głównym w Poznaniu Ognisko - świetlicę i kuchnię polową służące wracającym z frontów żołnierzom - Polakom. Podczas powstania wielkopolskiego ciepła strawa, chleb i papierosy już nie wystarczają - panie organizują więc pomoc sanitarną. Tak powstał zalążek późniejszego oddziału PCK w wolnym Poznaniu. Izabella z Amrogowiczów Drwęska zostaje jego pierwszą prezeską. Aktywnie działa. I nagle... wszystko się wali. W 1921 roku umiera Jarogniew. Izabella rodzi jeszcze ich trzeciego syna, Jarogniewa Aleksandra, pogrobowca - i przenosi się na wieś, do Karnówka, gdzie wydzierżawia od Skarbu Państwa majątek. Musi wychować dzieci.
 
Jarogniew Drwęski
Jarogniew Drwęski z synami

Z małżeństwa z Jarogniewem miała trzech synów Antoniego Józefa, Jerzego i Jarogniewa Aleksandra - zmarłego w wieku szesnastu lat. Po śmierci męża odrzuca propozycję małżeństwa ze strony pułkownika Władysława Andersa.
Wraz z mężem uczczona została przez Poznaniaków Parkiem Izabeli i Jarogniewa Drwęskich, który zlokalizowany jest na Północnej Wildzie w Poznaniu, w bezpośrednim sąsiedztwie Pomnika Powstańców Wielkopolskich.

W korespondencji z 4 stycznia 1881 r. ze Strzelna do "Gońca Wielkopolskiego" ks. Dionizy Strybel, wikariusz strzeleński pisał w odpowiedzi na fałszywe informacje podsumowujące działalność Kółka Rolniczego w Strzelnie za 1880 r., a zamieszczone w 8. numerze gazety:
Nie mogąc milczeniem pominąć kilka punktów, jakich dotknął korespondent z ujmą dla tych, którzy i tego roku niemało się zasłużyli około dobra kółka, przesyłam niniejsze sprostowanie tyczące się tych panów. (...) Również i p. Amrogowicz nie opuścił kółka, a nawet czynny brał udział w posiedzeniach miesięcznych. Kółko bardzo wiele zawdzięcza p. Amrogowiczowi, i jeśli dzisiaj już u gospodarzy widzimy lepsze gatunki inwentarza żywego, zasługa to szczególniej p. Amrogowicza. Nadto przemawiał p. Amrogowicz na 6 posiedzeniach, o czym korespondent zdaje się wcale nie wiedzieć. Ważne tylko sprawy osobiste były mu przeszkodą, iż nie mógł na wszystkich posiedzeniach być obecnym. Wszakże zawiadomiony przeze mnie listownie, że na posiedzeniu dnia 21-go grudnia dwie ważne kwestie będą rozbierane, tj. o majoratach włościańskich i kwestia wekslowa, przy czym zdanie jego byłoby nam
bardzo pożądane, przybył p. Amrogowicz mimo niepogody i bardzo złej drogi, mając przeszło dwie mile do Strzelna, i wielce przyczynił się do ożywienia rozpraw. Z wdzięcznością też wielką ocenia kółko trudy, jakie p. Amrogowicz dla dobra jego podejmuje i publicznie składa mu podziękowanie.

Jedną z wielu jego pasji było szkółkarstwo i promowanie sadownictwa, poprzez zakładanie sadów przydomowych, czy obsadzanie dróg drzewkami owocowymi. W tym celu założył towarzystwo sadownicze w Kruszwicy ze szkółką drzew, którego zadaniem było niesienie oświaty i kultury rolnej w najdalsze zakamarki powiatu.

W 1887 r. w nowo utworzonym powiecie strzeleńskim Ferdynand Amrogowicz, jako właściciel dóbr rycerskich - z niem. Rittergut, i w związku z tym posiadając stały mandat w sejmiku krajowym, wszedł w skład Sejmiku Powiatowego w Strzelnie. Od 13 grudnia wybrany został w skład sejmikowych komisji: Normowania Podatku Budowlanego, Wyboru Ławników i Sędziów Przysięgłych, Taksowania Padłych na Zarazę i Zabitych na Rozkaz Policji Zwierząt oraz Stanowienia Klaczy. Również został wybrany pierwszym prezesem polskiego powiatowego komitetu wyborczego. Funkcje te, z racji swojej politycznej i społecznej nieskazitelności i ogromnemu doświadczeniu piastował aż do swojej śmierci w 1902 r. W tym też czasie blisko współpracował z Bolesławem Pińkowskim ze Strzelna, ks. prob. Leonem Kittlem ze Stodół, a także z całym ziemiaństwem powiatu strzeleńskiego.

W 1888 r. został członkiem biura Wieców w Strzelnie i Kruszwicy w sprawie obrony języka polskiego i nauki religii w szkołach ludowych oraz członkiem zarządu sądu polubownego dla rolniczych stowarzyszeń zawodowych w Strzelnie. Przewodniczył niemal wszystkim odbywającym się w powiecie wiecom polsko-katolickim. Przez szereg lat piastował funkcję deputowanego Towarzystwa Ziemstwa Zachodnio-Pruskiego na obwód inowrocławski. Od chwili osiedlenia się na Kujawach był członkiem Towarzystwa Rolniczego Inowrocławskiego, a następnie Inowrocławsko-Strzeleńskiego.

W kwietniu 1890 r. Ferdynand Amrogowicz został powołany w skład Wydziału Powiatowego oraz wybrany do Poznańskiego Rolniczego Stowarzyszenia Zawodowego. W lipcu tegoż roku złożył urząd wicepatrona Kółek Rolniczych powiatu inowrocławskiego i strzeleńskiego. Trzeba zaznaczyć, że od chwili przybycia na Kujawy zaczął ciągłą i niestrudzoną, a do tego bogatą w plony pracę na niwie patriotycznej, narodowej i gospodarczej. Można o nim bez przesady powiedzieć, że nie było na Kujawach dobrego dzieła, którego on radą, czynem lub wsparciem finansowym by nie poparł. Nie było prawie w Księstwie instytucji społecznej, do której by nie należał. Szczególnie oddanie działał na niwie Towarzystwa Pomocy Naukowej, prezesował Kółku Rolniczemu w Kościeszkach. Będąc gorącym patriotą z werwą swojego młodzieńczego serca umiał zjednać i nakierować na właściwy tor najgorętsze dążenia młodzieży i co dobrego w nich pozytywnie oceniać. Jako spokojny i rozważny obywatel potrafił zaprząż się do żmudnej pracy w nowoutworzonym powiecie strzeleńskim i w Wydziale Powiatowym wraz z Niemcami dla dobra ogółu efektywnie pracować.


Ferdynand Amrogowicz zmarł 6 sierpnia 1902 r. Pochowany został na cmentarzu przykościelnym w Kościeszkach. Na łamach „Dziennika Poznańskiego“ w relacji z pogrzebu napisano:
Z chwilą przybycia na Kujawy zaczyna się ta ciągła i niestrudzona a bogata w plony praca jego w tym zakresie, jaki sobie zaznaczył. Można o nim bez przesady powiedzieć, że nie było na Kujawach dobrego dzieła, którego on radą, czynem lub mieniem nie był poparł, nie ma prawie w Księstwie naszym instytucji społecznej, do której by on nie należał. Straciło go i to najrozleglej na Księstwo działające Towarzystwo Pomocy Naukowej, straciło w nim prezesa swego najbliższe jemu Kółko Rolnicze w Kościeszkach, w jego parafii. Gorący Polak każdym tętnem zawsze młodzieńczego serca swego umiał on uznać i najgorętsze dążenia dzisiejszej młodzieży naszej i co dobrego w nich jest ocenić; jako spokojny a rozważny obywatel umiał się przecież i zaprząż do żmudnej pracy w powiecie i tam we wydziale powiatowym wraz z Niemcami dla dobra powiatu swego pracować. Niech sobie Kujawy całe, niech sobie powiat strzeleński w szczególności sam dopowie, ile my tutaj, ile społeczeństwo nasze w nim straciło.

- I płakał po nim naród przez dni wiele płaczem wielkim - powiedział o nim mówca pogrzebowy. I dziwna rzecz, kiedy jechałem na pogrzeb, Żyd-handlarz, który po drodze się nadarzył, rzekł do mnie: - Das ist ein ausgezeichneter Mann gefallen, um ihn weinen viele Menschen - [To doskonały człowiek, wielu ludzi płacze z jego powodu - tłumaczenie M.P.]. Te same niemal słowa z ust tak różnych, jakże dobrze streszczają powszechny żal i smutek, jaki zgasły mąż po sobie zostawił. Zjechało się na pogrzeb jego rozliczne obywatelstwo Księstwa, Prus Zachodnich, Kujaw z tej i tamtej strony granicy [z zaboru rosyjskiego - M.P], zjechało się i wielu przedstawicieli inteligencji z miast bliższych i dalszych, by się pożegnać z tym, który już nigdy nie wróci, a po którym żal i wspomnienie i wyłom na długo zostanie.

W tak ciężkich jak dzisiejsze czasach, w których najboleśniejsze na swoich robimy doświadczenia, patrząc, jak ziemię i mienie zaprzepaszczają i wydają we wrogie ręce, - przywykliśmy już za zasługę rzecz najprostszą poczytywać: za zasługę, jeżeli kto odziedziczone po ojcach mienie utrzyma. O ile zasługa rzeczywistszą i większą jest, jeżeli kto, jak nieboszczyk, kawał ziemi z rąk niemieckich nabył, a przez dwadzieścia pięć lat ustawicznej nad ukochanym łanem pracy do wysokiej kultury go doprowadził, i bogate z wdzięcznej ziemi i pracy swej zbierając plony, fortuny dużej się dorobił po to, by ją za część mienia nie osobistego, lecz społecznego używać. Prawdziwy wzór obywatela-ziemianina!
Potykaniem dobrem potykałeś się, wiaryś dochował, zawoduś dopełnił - niechże ci zgotowany będzie wieniec sprawiedliwości.


Z tym życzeniem zegnaliśmy świeżą mogiłę, a mimo woli gdzieś na dnie serca dołączyło się do niego jeszcze i drugie. Oby syn ś. p. Ferdynanda, który do najwyższych uprawnia nas nadziei, brzemię pracy z ojca teraz na młode jego barki spadłe, ochoczo dźwigał, a ten łan ziemi pracą ojca uświęcony, potem jego zroszony nie tylko sam utrzymał, ale i kiedyś dzieciom dzieci swych w najdalsze pokolenia przekazał i tym trwalszy pomnik ś. p. ojcu swemu i zbożnej jego pracy wystawił!

Na eksportacji i pogrzebie przemawiali: sąsiad i współobywatel p. [dr Tadeusz] Trzciński z Popowa, od Kółek Rolniczych p. Szmuda z Chrosna, a duchowne mowy wypowiedzieli proboszcz parafialny ks. [Adam] Józewicz i ks. prałat [Roman] Goebel z Kruszwicy.
 Sto powozów naliczono w orszaku żałobnym

CDN

poniedziałek, 23 grudnia 2019

Bożonarodzeniowa opowieść. Amrogowicze z Rzeszynka - cz. 1



Rzeszynek to niewielka miejscowość położona w powiecie mogileńskim w gminie Jeziora Wielkie, na zachodnim brzegiem Jeziora Gopło. Dawniej było to dominium, czyli posiadłość ziemska, a po 1945 r. wieś poparcelacyjna powstała w wyniku reformy rolnej. Do dzisiaj po świetności majętności ziemskiej, której ostatnimi właścicielami był ród Amrogowiczów, pozostał murowany dwór z początku XX w. (około 500 m. od linii brzegowej) wraz z parkiem dotykającym brzegu Gopła (ok. 8 ha) oraz drewniany o zrębowej konstrukcji spichlerz z 1709 r., pamiętający jeszcze czasy Konstancji z Dąmbskich i jej męża Jan Kadzidłowskich.

W wielu opracowaniach historycznych mylnie podaje się, iż rezydencja Amrogowiczów w postaci eklektycznego dworu powstała w drugiej połowie XIX w. Jeszcze w 2015 r. Bolesław Krzyślak i Zofia Kurzawa w artykule: Fasada kościoła „na Łazarzu" w Poznaniu. Projekt Maksymiliana Wilczewskiego, opublikowanym w Ecclesia. Studia z Dziejów Wielkopolski, Tom 10, 2015, odnotowali: Najwcześniejszą znaną realizacją [Maksymiliana Wilczewskiego - M.P.] jest zbudowany w 1870 r. dwór w Rzeszynku, w pow. mogileńskim, dla Ferdynanda Amrogowicza.

Jest to błędna teza. Po pierwsze, Ferdynand Amrogowicz zakupił Rzeszynek dopiero w 1878 r., co zostało odnotowane w „Gońcu Wielkopolskim“ w lutym 1879 r., zatem nie mógł ten nowy dwór powstać dla niego. Po drugie, stary dwór modrzewiowy z II połowy XVIII w. stał jeszcze w 1903 r., co opisywała Izabella z Amrogowiczów Drwęska córka Ferdynanda w swoim pamiętniku. Po trzecie, z danych rodzinnych Amrogowiczów wynika, że nowy, eklektyczny dwór, oczywiście projektu i wykonawstwa Maksymiliana Wilczewskiego z Wronek, został wystawiony w latach 1903-1904, czyli po śmierci Ferdynanda, sumptem spadkobiercy, jego syna dra Bogdana Amrogowicza. Tak więc, wszelkie dotychczasowe domniemania są błędne i należy je sprostować opierając się na powyższym dowodzie.  

Po raz pierwszy o Amrogowiczach z Rzeszynka pisałem 8 grudnia 2017 r. Dzisiaj wracam do nieskończonego wówczas tematu. Czynię to z kilku powodów, m.in., po ostatnio przedstawionych dziejach Siemionek i rodu Jaruzelskich poproszony zostałem przez czytelników bloga, by tę konwencję przybliżania dziejów naszej małej ojczyzny kontynuować, opisując również dzieje tutejszego ziemiaństwa. Kolejnym powodem opisywania dziejów poszczególnych miejscowości jest chęć urozmaicenia moich miejskich opowieści i powrotu do programu ideowego bloga. Tym samym chcę zachować dla potomnych dzieje miejsc i ludzi zasłużonego dla powiatów: inowrocławskiego, strzeleńskiego, a później i mogileńskiego.

Moją świąteczną opowieść zacznę od dziejów Rzeszynka, po czym przejdę do przybliżenia dziejów rodziny Amrogowiczów i ich majętności ziemskiej. Zatem, zapraszam do lektury, a na zachętę publikuję powyżej zdjęcie dworu w Rzeszynku wykonane ok. 1910 r., zaś poniżej unikatowe zdjęcie nieistniejącego już dzisiaj XVIII-wiecznego dworu, w miejsce którego syn Ferdynanda, Bogdan wystawił tuż po śmierci ojca nowy okazały dwór, stojący do dziś.


Rzeszynek

Nadgoplańskie miejscowości Rzeszyn i Rzeszynek położone są u zachodniego brzegu jeziora. W pobliżu Rzeszynka odkryto ogromne grobowce kujawskie, świadczące o tym, iż już przed 5-tys. lat kwitło w tym miejscu osadnictwo związane z ludnością kultury naczyń lejkowatych i amfor kulistych. Ze sprawozdania z czynności Poznańskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk (PTPN) dowiadujemy się, że już w 1860 r. Towarzystwo zainteresowało się doniesieniami o cennych historycznie miejscach nad Gopłem, a mianowicie: Kościeszkach (terytorium Pocieszyna), Rzeszynku, Sierakowie i Dobskach.

Dr Władysław Łebiński
W 1887 r. z polecenia PTPN oraz na zaproszenie właściciela Rzeszynka i Lubstówka, ziemianina Ferdynanda Amrogowicza i sąsiada z Kościeszek Bolesława Żakowskiego przybył nad Gopło dr Władysław Łebiński. Zadaniem jego było przeprowadzenie badań archeologicznych w obrębie Rzeszynka, Żakowa i sąsiedniego Nożyczyna. W trakcie tych badań pomiędzy Rzeszynkiem a Lubstówkiem w miejscu zwanym od dawien dawna Sarkawy dr Łebiński odsłonił 2 kurhany i pojedynczy grób skrzynkowy, jak sam je określił: ludności kultury amfor kulistych.





Zawierały one dwa szkielety ludzkie i stłuczoną amforę kulistą z 4 małymi uchami, ozdobioną bogato rytym ornamentem. W grobie skrzynkowym znalazł dr Łebiński jeden szkielet, obok czaszki którego leżały 2 siekierki krzemienne, wielki płaski krążek bursztynowy, przedziurawiony i zdobiony liniami kropkowanymi w kształcie leżącego krzyża oraz kieł dzika. Relację z badań dr Łebiński złożył 27 czerwca 1887 r. na posiedzeniu Sekcji Archeologicznej PTPN w Poznaniu. Wyniki zostały opublikowane w roku następnym 1888 w zeszycie III Zapisków Archeologicznych Poznańskich.

Jednakże pierwsze zapisy na starych pergaminach, wymieniające wieś macierzystą dla późniejszego Rzeszynka, sięgają XV w. Była to wieś Rzeszyn, a zapisano ją jako 'Ryszyn'. W tamtych czasach stanowił on własność Lewinów z Wilczyna. W 1479 r. Rzeszyn trzymała Pietrusza wdowa po Lewinie z 'Ryszyna'. W 1511 r. spotykamy tutaj Jana Lewina i jego córkę Katarzynę, którą nazywano 'Ryszyńską' - Rzeszyńską. Od 1533 r. wymienia się, jako właścicieli Rzeszyna (Wielki Rzeszyn) i Rzeszynka (Małego Rzeszyna) braci Lewinów: ks. Feliksa - kanonika kruszwickiego i plebana w Wilczynie; Macieja i Stanisława. Przyjęli oni na początku XVI w. nazwisko Rzeszyńscy. Ich dobra składały się nadto z Kościeszek i boru w tzw. Pustej Woli należącego do Rzeszynka. W 1546 r. część dóbr tutejszych trzymała Agnieszka Buszkowska z Lewinów, dając je mężowi Wojciechowi Ruchockiemu.

W 1644 r. Rzeszynek należał do Adama Dąmbskiego kasztelana słońskiego. W 1700 i 1738 r. dobrami Rzeszyn i Rzeszynek władali Konstancja z Dąmbskich Kadzidłowska i jej mąż Jan Kadzidłowski, podkomorzy inowrocławski. W 1744 r. z Rzeszynka wymieniona została Katarzyna Wysocka. Wysoccy, Franciszek - skarbnik bydgoski i jego żona Katarzyna z Kobielskich trzymali również sąsiednie Kościeszki. Franciszek umarł bezpotomnie.

Rzeszynek z końca XVIII w. w/g mapy Schroettera
 Przed 1760 r. Rzeszyn i Rzeszynek należały do Rafała Stefana Zboży-Radojewskiego. 8 lipca 1760 r. dobra kupił Ignacy Wodziński h. Jastrzębiec, cześnik i sędzia kruszwicki. W 1768, 1782 i 1785 r. w Rzeszynku wymieniany był Ignacy (ur. przed 1745-1815), podczaszy i sędzia grodzki kruszwicki. Jego żoną była Anna z Dobrskich (ślub około 1762 r. - zmarła przed 15 maja 1804 r.). Wymieniana w 1775 r. i 1785 r. jako mieszkanka dworu w Rzeszynku. W tym czasie jej małżonek Ignacy od 1777 r. był adiutantem Stanisława Augusta Poniatowskiego i towarzyszem jego wygnania do Grodna. Już po powrocie na Kujawy, 18 kwietnia 1782 r. Ignacy z małżonką Anną zapisani zostali w matrykaliach parafii w Polanowicach, jako rodzice chrzestni Wincentego Nagórskiego syna Jana i Joanny z Markowskich, dziedziców Giżewa. Od 1791 r. Ignacy w stopniu generała-majora, a od 1793 r. generała-lejtnanta. W latach 1793-1794 piastował funkcję komendanta Szkoły Rycerskiej. Uczestniczył w insurekcji kościuszkowskiej. Odznaczony został Orderem Świętego Stanisława i Orderem Orła Białego. Jeszcze przed śmiercią bezpotomnych Ignacego i jego małżonki Anny, 7 marca 1787 r. dobra przeszły w formie darowizny na chorążego Stanisława Antoniego Wodzińskiego, z zachowkiem dożywotniego zamieszkiwania we dworze. W 1798 r. Ignacy był ojcem chrzestnym Wincentego Ignacego, syna Ignacego i Antoniny z Mieczkowskich Rakowskich dziedziców Sukowych.

Wojewoda Maciej Wodziński
 Stanisław żonaty był z Kasyldą Orsetti i miał z nią dwóch synów, Macieja i Wincentego oraz trzy córki. Córka Józefa poślubiła przed 1859 r. Augustyna Kościelskiego z Karczyna. Na mocy atestu sądu w Strzelnie z 22 stycznia 1830 r. Rzeszynek przeszedł na syna Stanisława, Macieja Aleksandra Ignacego Wodzińskiego (ur. 23 lutego 1782 r. - zm. 16 lipca 1848 r. w Dreźnie). Maciej był posłem na sejmy Księstwa Warszawskiego z powiatu brzeskiego w departamencie bydgoskim. Brał udział w kampaniach napoleońskich, był członkiem deputacji Rady Generalnej Konfederacji Generalnej Królestwa Polskiego do Napoleona w 1812 r. Służył pod gen. Janem Henrykiem Dąbrowskim, był adiutantem Karola Kniaziewicza, a w 1813 r. służył przy ks. Józefie Poniatowskim. Został kawalerem Krzyża Złotego Orderu Virtuti Militari i Legii Honorowej. Od 1817 r. senator-kasztelan Królestwa Polskiego, a od 1824 r. senator. W czasie powstania listopadowego pełnił funkcję prezesa Senatu, a następnie senatora-wojewody. Żonaty był z Konstancją Łuszczewską - jako wdowa mieszkała w Dreźnie (1855 r.). Od 1848 r. dobra trzymał Wincenty Szymon Wodziński, otrzymując je jako legat - po śmierci brata Macieja. 

Wodzińscy od czasów Stanisława nie mieszkali w Rzeszynku, a majętność w całości była wypuszczana w trzyletnią dzierżawę. W 1833 r. Rzeszynek stanowiły: folwark, wieś i wiatrak koźlak. Mieszkało tutaj w 15 domach 112 katolików. Lubstówek to zaledwie jeden dom i 6 katolików. Majętność dzierżawił wówczas Kazimierz Ignacy Jaczyński. Tutaj urodził się 14 marca 1836 r. jego najstarszy syn Gabriel Władysław oraz kolejne dzieci, a 14 lipca 1846 r. Czesław Felicjan, późniejszy dziedzic Piasków, Marcinkowa, Gozdanina i Bielic.

Przed 1859 r. Rzeszynek przeszedł w ręce Niemieckiej rodziny Klawitterów. Pochodzili oni ze Słabęcina, którego właścicielem był Dionizy Klawitter. Jego syn Carl wraz z żoną Emilią Markert trzymali tutejsze dobra w połowie XIX w. W Rzeszynku urodziła się ich córka Luiza Emilia Justyna Klawitter (ur. 3 sierpnia 1859 r. - zm. 25 maja 1928 r. w Rathstock). W 1860 r. majątek liczył 3805 mórg, w tym gruntów ornych 859 mórg, lasów 1448 mórg, wód 979 mórg, pastwisk 159 mórg, łąk 287 mórg, ogrodów 66 mórg, dróg palców i innych 12 mórg

Po 1860, a przed 1865 r. dobra rycerskie Rzeszynek - 3853 morgi nabył Niemiec pochodzący z Dolnego Śląska Ernst Lauterbach - z Wilxen (Wilczyn - śląski) koło Trebnitz (Trzebnicy). Od 1861 r. był właścicielem posiadłości w Wilczynie (śląskim), gdzie mieszkał w okazałym XVIII-wiecznym pałacu. Tam też w 1867 r. ufundował mauzoleum rodzinne, w którym po śmierci (po 1877 r.) został pochowany. W 1877 r. wymieniany był jeszcze jako dziedzic Rzeszynka 2306 mórg - 585 ha i Lubstówka leśnictwa (Forstwirtschaft) 1561 mórg - 398 ha. Niestety, nigdy w Rzeszynku nie zamieszkał. W 1878 r. majętność Rzeszynek z przyległościami nabył Ferdynand Amrogowicz. Przez trzy pokolenia gospodarzyli tutaj Amrogowicze.

Ród ziemiański Amrogowiczów przez ponad 60 lat w trzech pokoleniach gospodarzył na Kujawach w majętności Rzeszynek. W 1878 r. Ferdynand Amrogowicz wykupił z rąk pruskich tutejsze dobra, których kulturę agrarną oraz uprzemysłowienie folwarków podniósł na bardzo wysoki poziom. Niestety w 1939 r. okupant niemiecki wyrzucił stąd syna Ferdynanda, dra Bogdana Amrogowicza. Ustanowiono zarząd komisaryczny nad Rzeszynkiem i Lubstówkie, a następnie podporządkował Głównemu Urzędowi Powierniczemu Wschód. W przedziale czasowym 1878-1939 Amrogowicze zapisali się złotymi zgłoskami w dziejach powiatów: inowrocławskiego, strzeleńskiego oraz mogileńskiego, Kujaw i Wielkopolski. Dopełnieniem końca ziemiańskiego gospodarowania na rzeszyńskich dobrach był rok 1946 i wdrożenie reformy rolnej - parcelacja.

Amrogowicze byli Polakami, katolikami osiadłymi w Prusach Zachodnich. Poszukując przodków Ferdynanda Amrogowicza z Rzeszynka natrafiamy na szereg przeszkód w prawidłowym ich ustaleniu. Amrogowicze zapewne byli szlachtą herbu nieznanego i są wymieniani przez prof. Włodzimierza Dworzaczka w źródłach do genealogii szlachty wielkopolskiej. Przeszkodą w ich rozpoznaniu jest brak XVIII wiecznych danych dokumentujących ich korzenie, chociażby wywodem przodków. To jedna z głównych przyczyn trudności w poznania przodków rodziców Ferdynanda, natomiast inną to brak śladu o nich w zachowanych dokumentach. Kiedy nasz późniejszy kujawski bohater miał zaledwie 9 lat jego rodzice: Leonard i Katarzyna z domu Goszczyńska poumierali. Dowiadujemy się o tym z jego biogramu: Urodzony w Prusach Zachodnich 1844 roku, stracił jako chłopię dziewięcioletnie rodziców...

Na pewien ślad, zapewne przodków, trafiamy w Archiwum Głównym Akt Dawnych w Warszawie, gdzie znajduje się odpis aktu urodzenia Ferdynanda Macieja Amrogowicza opatrzony datą roczną 1789. Mógł to być prawdopodobnie krewny Ferdynanda z Rzeszynka, na którego trafiamy również w latach 1823 i 1825 w Wąbrzeźnie w Liber Baptisatorum parafii św. Apostołów Szymona i Judy Tadeusza. W księdze tej zostały odnotowane narodziny bliźniąt Jana i Ignacego Franciszka pod datą 3 listopada 1823 r. oraz Ksawerego Aleksandra - 3 grudnia 1825 r., dzieci Ferdynanda Amrogowicza i Anny Świderskiej.

CDN

sobota, 21 grudnia 2019

Życzenia radosnych świąt Bożego Narodzenia




Wiersz staroświecki

Pomódlmy się w noc betlejemską,
W Noc Szczęśliwego Rozwiązania
By wszystko nam się rozplątało,
Węzły, konflikty, powikłania.
Oby się wszystkie trudne sprawy
Porozkręcały jak supełki
Własne ambicje i urazy
Zaczęły śmieszyć jak kukiełki
I oby w nas złośliwe jędze
Pozamieniały jak owieczki
A w oczach mądre łzy stanęły
Jak na choince barwnej świeczki
By anioł podarł każdy dramat
Aż do rozdziału ostatniego
Kładąc na serce pogmatwane
Jak na osiołka – kompres śniegu
Aby się wszystko uprościło,
Było zwyczajne, proste sobie,
By szpak pstrokaty, zagrypiony
Fikał koziołki nam na grobie.
Aby wątpiący się rozpłakał
Na cud czekając w swej kolejce,
A Matka Boska cichych, ufnych,
Jak ciepły pled wzięła na ręce.
ks. Jan Twardowski

piątek, 20 grudnia 2019

Nie matura lecz chęć szczera…

Józef Chełmoński - Napad wilków.

 Mimo woli, wsłuchując się w wiadomości z kraju zbyt często słyszę głosy zajadle szczekających wilków. Pora jesienno-zimowa ku temu sprzyja. Dotychczas pojedynczo biegające po borach i lasach psiaki połączyły się w watahę i stadnie zaczęły polować. W rozmowie z myśliwymi, czyli osobami, które znają się na wilkach, a także ofiarach ich łowów, dowiedziałem się, że polujące watahy to same młode wilczki.
- Ba panie, te stare cwaniaki rozłożyli się w swych gniazdach i obserwują, jak młode sobie poczynają. A poczynają sobie, poczynają. Raz po raz wychyli się z barłogu stary hipis i oznajmia, że gdyby on polował, to bez ujadania rozszarpywałby upolowane zwierzaki. Panie, a młode udają, że staruchów nie słyszą i dalej polują, polują, a przy tym ujadają niemiłosiernie - prawił mi doświadczony myśliwy.

No i faktycznie. I ja, będący ostatnio z dala od lasu, zwróciłem uwagę na poczynania tych młodych wilczków, ledwo co liżących, czy wręcz smakujących życie.

Przechodząc zaś w realia codzienności i przenosząc te leśne sceny do życia, łatwo odgadnąć, że to wszystko odgrywa się w scenerii naszego parlamentu. Są wilczki, czyli młodzi niedoświadczeni posłowie, którzy głosy profesorskie mają w głębokim poszanowaniu. Ich poglądy i wizja przyszłości zawarta jest w tezie: - My rządzący i nasi zwolennicy, a reszta to pomiot. Po prostu, gdzieś mają świat nauki, a w jeszcze większej odległości tych, którzy powinni być dla wszystkich, bez wyjątku, autorytetami - na przykład Noblistów. Na naszych oczach zaczynają być powielane dawne wzory, które przyświecały słusznie minionej epoce. Z oddali zaczynają na nowo majaczyć, przyciągane na linach: epoka peerelowska, chińskiej rewolucji kulturalnej, czy ciągle trwającej kimirsenowska wizja świata. To nieposzanowanie Konstytucji, wiedzy i nauki, Noblistów, przywraca w nowym otwarciu wyświechtane hasło - Nie matura, lecz chęć szczera zrobi z ciebie oficera!

Ludzie tak właśnie pojmujący wizję przyszłości naszej Ojczyzny, niestety, są tolerowani i wręcz popierani przez szeroko pojęty kler, począwszy od hierarchów, a skończywszy na najniższych szczeblach. Przysłowiowi pasterze, tak jak politycy, podzielili swoje stada owieczek na te słusznie beczące oraz te, których umysły przepojone wiedzą o demokracji beczą na melodię konstytucyjną. Na naszych oczach te stada rozchodzą się i puszczone na samopas, inaczej beczące owieczki odeszły od owczarń, których mury zaczynają ziać pustkami.

Nie sposób, z dnia na dzień, stać się samotnikiem, osobą stojącą z boku, czy wręcz wyłączoną ze społeczności. Życie codzienne i normalność sprawiają, że nawet bezwiednie uczestniczymy w stadnym życiu. A skoro tak, to i chłoniemy wszyscy bez wyjątku dobro i zło. Zdrowo myślący i posiadający wiedzę oraz doświadczenie życiowe potrafią oddzielić zło i odrzucić je hen daleko. Mało tego, pomagają młodym i mniej doświadczonym posługiwać się sitem które przesiewa zło, a dobro pozostawia.

Narodzie katolicki, dokąd my dzisiaj zmierzamy!?!?!?

czwartek, 19 grudnia 2019

Spacerkiem po Strzelnie - cz. 65 Ulica Świętego Ducha - cz. 20



Święta coraz bliżej, a tu ani grama śniegu. Temperatury panujące na zewnątrz ciągle przypominają nam o złowieszczym ocieplaniu się klimatu. Jest to chyba zjawisko nieuchronne i zapowiadane od niepamiętnych już lat. Ostatnio przygotowując Bożonarodzeniowe artykuły, czyli opowieść o rodzie Amrogowiczów z nadgoplańskiego dworu w Rzeszynku, trafiłem na opis jeziora, który zdaje się nieuchronnie potwierdzać zjawisko ocieplania się. Otóż podróżujący na początku XX w. po Kujawach warszawski dziennikarz, tak napisał w miesięczniku „Wieś Ilustrowana“:
Ukazuje się naszym oczom Gopło. Na przestrzeń nie byle jakie to jeziorko, jak sobie to ludzie, którzy go nie widzieli nigdy, czasami wyobrażają. Gdy wiatr silny, ma bałwany zdolne łódkę przewrócić. Ubywa go co roku, jak obliczono. Ale nie wystraszcie się. Tak, a raczej mniej, niż ubywa ziemi nad brzegami Bałtyku.
I co wy na to? Ta wówczas zasygnalizowana czarna wizja, jakby naprawdę ziszczała się w tempie zastraszającym już w naszych czasach.

Ale dość tego krakania. Kolej na spacerek po mieście i opowieść o posesji oznaczonej numerem 30, dawniej policyjnym 53. Należy on od kilku pokoleń do rodziny Osińskich. Dom ten darzę swoistym sentymentem sięgającym lat sześćdziesiątych, kiedy to często odwiedzałem mieszkającego tutaj Zbyszka Osińskiego. Razem uczęszczaliśmy do tej samej klasy w podstawówce. Zbyszek był bardzo dobrym uczniem i nadzwyczaj oczytanym. Korzystałem z jego bogatego zbioru lektur i książek przygodowych. W tym względzie rodzice nie szczędzili na edukację dobrze zapowiadającego się przyszłego inżyniera. Zbyszek był bardzo inteligentnym i ułożonym chłopcem, w szkole wszyscy go lubili, a wielu rówieśników przyjaźniło się z nim, nie wykluczając dziewcząt. Nasza przyjaźń zrodziła się za przyczyną wspólnego przemierzania drogi z domu do szkoły, a szczególnie długich powrotów, po skończonych zajęciach lekcyjnych.

Drugi od lewej dom Osińskich.
 Każdorazowo powroty przedłużały się o kolejne rozdziały przeczytanych i opowiadanych przez Zbyszka książek przygodowych. Wyprzedzał mnie w przeczytanej ilości woluminów, a zachęcając do sięgnięcia po tę lub inną książkę, opowiadał mi zawsze pierwsze rozdziały. Potrafił to robić, był znakomitym narratorem, dlatego też po wielokroć słuchałem tych opowiadań z rozdziawioną gębą. Były to jak pamiętam do dzisiaj powieści Karla Maya: „Winnetou“, „Old Surehand“, „Skarb w Srebrnym Jeziorze“; Aleksandra Dumasa: „Trzej muszkieterowie“", „Hrabia Monte Christo“, „Wicehrabia de Bragelonne“; Howarda Pyle „Robin Hood“ oraz kilkutomowe przygody Tomka, Alfreda Szklarskiego.
Nasze kontakty ograniczyły się do minimum, kiedy i nasze szkolne drogi się rozeszły. Ja poszedłem do Technikum Rolniczego w Bielicach, zaś Zbyszek do Technikum Drogowego w Mogilnie. Raz po raz spotykaliśmy się, ale spotkanie ty były coraz rzadsze. Później poszedł na studia, a po ich ukończeniu osiadł w Iławie. Rozmawiałem o Zbyszku kilkakrotnie z Jego szwagierką Panią doktor Joanną podczas wizyt w gabinecie stomatologicznym. Nie widziałem kolegi kilkadziesiąt lat…

Wracając do dziejów tej nieruchomości, sięgnijmy do roku 1800, czyli pierwszego spisu mieszkańców ulicy Świętego Ducha. W tymże roku zabudowana domem mieszkalnym i budynkami gospodarczymi posesja należała do obywatela miejskiego Kołodziejskiego. Jego córka Kunegunda Kołodziejska poślubiła przed 1808 r. Wojciecha Wegnera z którym miała czterech synów: Karola ur. w 1808 r., Józefa ur. 1811 r., Norberta ur. 1815 r. i  Walentego ur. w 1818 r.


Wojciech (Adalbertus) Wegner był obywatelem miejskim a zarazem rolnikiem. Znajdował się w grupie światłych obywateli Strzelna i w marcu 1848 r. spotykamy go wśród członków miejscowego Komitetu Narodowego Polskiego. Uczestniczył w wydarzeniach Wiosny Ludów, jakie rozegrały się w mieście. Później został obrany rozjemcą, czyli sędzią polubownym dla obwodu Strzelno i po złożeniu przysięgi 28 czerwca 1849 r. przed Królewskim Sądem Apelacyjnym w Bydgoszczy począł funkcję tę pełnić. Wojciecha Wegnera w 1864 r. spotykamy jako nieetatowego burmistrza Strzelna. Musiał już wówczas liczyć ok. 75 lat. Najmłodszy z jego synów, Walenty Wegner poślubił w 1842 r. 24 letnią Teofilę Kulinowską. To on po teściach odziedziczył schedę przy Ducha. Był wdowcem, kiedy mając 59 lat w 1877 r. poślubił 49 letnią Mariannę Towyłowską. Parał się krawiectwem, gdy w 1889 r. wymieniony został na łamach „Nadgoplanina“, właścicielem tejże nieruchomości.

W 1884 r. córka Wegnerów, Apolonia poślubiła mistrza szewskiego Wincentego Osińskiego ur. w 1858 r. Oboje w dniu zawarcia ślubu mieli po 26 lat. W 1891 r. teść już nie żył, kiedy zięć jego Wincenty Osiński podawał do publicznej wiadomości, iż przenosi swą działalność do domu wdowy Wegnerównej - teściowej. Od tego momentu Osińscy zaczęli dzierżyć tę posesję, a o bogactwie oferty prowadzonej przez Wincentego działalności może świadczyć reklama, jaką zamieścił w „Nadgoplaninie“ 6 maja 1891 r. Zapewne wówczas stał się właścicielem - spadkobiercą rzeczonej posesji.

Małżonkowie Osińscy mieli syna Franciszka, który poślubił Juliannę Skolasińską, wnuczkę Jana Skolasińskiego. Ten ostatni, jak donosiła prasa, w dniu 3 lutego 1891 r. zmarł, przeżywszy 76 lat. Był on członkiem Dozoru Kościelnego i Szkolnego oraz członkiem reprezentacji miejskiej. Powierzone obowiązki wypełniał gorliwie i sumiennie. Przez całe swoje życie był dobrym Polakiem i katolikiem, a jego postawa może służyć za wzór dla młodzieży wstępującej w dorosłe życie - odnotowano na łamach „Nadgoplanina“.

Przemarsz leśników w 1951 r. przed posesją państwa Osińskich.
Franciszek Osiński z zawodu był kupcem i prowadził w podwórzu swej posesji Wytwórnię wód gazowanych i rozlewnię piwa. Syn Franciszka i Julianny, Jan Zdzisław Osiński po 1950 r. ze względów polityczno-ustrojowych nie mógł kontynuować ojcowskiej profesji. Zmienił swój zawód i zaczął pracować w uspołecznionych zakładach, jako księgowy. Pełnił funkcję głównego księgowego w Przedsiębiorstwie Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej w  Mogilnie. W 1951 r. poślubił Irenę z Chełmińskich, pochodzącą z Mokrego k/Dąbrowy. Pani Osińska przez szereg lat parała się skupem surowców wtórnych. Jan Osiński zmarł w 1980 r.

W okresie przemian ustrojowo-społecznych, w domu państwa Osińskich został uruchomiony przez synową pani Ireny, Joannę - małżonkę Lecha, prywatny gabinet stomatologiczny, z którego usług kilkakrotnie korzystałem. Wówczas, w rozmowach z panią doktor wspominałem moje młodzieńcze przygody z jej szwagrem Zbyszkiem, czyniąc z tych wspominek balsam na złagodzenie bólu zęba. Od 2009 r. gabinet zmienił swą lokalizację z ulicy Świętego Ducha do nowych pomieszczeń prywatnej przychodni stomatologicznej na ulicę Kościuszki 13a. Pełna nazwa tejże przychodni brzmi: „Omega“ Niepubliczny Zakład Opieki Zdrowotnej - Joanna Osińska. W miejscu starego gabinetu powstała placówka handlowa jednej z sieci komórkowych. W starym, dobrze utrzymanym, pełnym uroku domu, w jego części oficynowej nadal mieszkała właścicielka nieruchomości pani Irena Osińska. Niestety, przed kilku laty zmarła. Obecnie w pomieszczeniach po gabinecie stomatologicznym znajduje się sklep sieci „Trafika“.

Z tegoż domu wywodził się Bogdan Osiński, o którym swego czasu pisał na łamach „Wieści ze Strzelna“ jego bratanek Lech Osiński [1995.11, nr 17(21)]. Bogdan był żołnierzem września 1939 r. a następnie w Polskich Siłach Zbrojnych na Zachodzie. Początkowo w RAF-ie, skąd trafił do polskiego dywizjonu 304 i 307. Walczył we Włoszech. Po zakończeniu działań wojennych osiadł w Melbourne. Tam zmarł w 1980 r.