Święta coraz bliżej, a tu ani grama
śniegu. Temperatury panujące na zewnątrz ciągle przypominają nam o złowieszczym
ocieplaniu się klimatu. Jest to chyba zjawisko nieuchronne i zapowiadane od
niepamiętnych już lat. Ostatnio przygotowując Bożonarodzeniowe artykuły, czyli
opowieść o rodzie Amrogowiczów z nadgoplańskiego dworu w Rzeszynku, trafiłem na
opis jeziora, który zdaje się nieuchronnie potwierdzać zjawisko ocieplania się.
Otóż podróżujący na początku XX w. po Kujawach warszawski dziennikarz, tak
napisał w miesięczniku „Wieś Ilustrowana“:
Ukazuje
się naszym oczom Gopło. Na przestrzeń nie byle jakie to jeziorko, jak sobie to
ludzie, którzy go nie widzieli nigdy, czasami wyobrażają. Gdy wiatr silny, ma
bałwany zdolne łódkę przewrócić. Ubywa go co roku, jak obliczono. Ale nie
wystraszcie się. Tak, a raczej mniej, niż ubywa ziemi nad brzegami Bałtyku.
I co wy na to? Ta wówczas
zasygnalizowana czarna wizja, jakby naprawdę ziszczała się w tempie
zastraszającym już w naszych czasach.
Ale dość tego krakania. Kolej na spacerek
po mieście i opowieść o posesji oznaczonej numerem 30, dawniej policyjnym 53. Należy
on od kilku pokoleń do rodziny Osińskich. Dom ten darzę swoistym sentymentem
sięgającym lat sześćdziesiątych, kiedy to często odwiedzałem mieszkającego
tutaj Zbyszka Osińskiego. Razem uczęszczaliśmy do tej samej klasy w
podstawówce. Zbyszek był bardzo dobrym uczniem i nadzwyczaj oczytanym.
Korzystałem z jego bogatego zbioru lektur i książek przygodowych. W tym
względzie rodzice nie szczędzili na edukację dobrze zapowiadającego się
przyszłego inżyniera. Zbyszek był bardzo inteligentnym i ułożonym chłopcem, w
szkole wszyscy go lubili, a wielu rówieśników przyjaźniło się z nim, nie
wykluczając dziewcząt. Nasza przyjaźń zrodziła się za przyczyną wspólnego
przemierzania drogi z domu do szkoły, a szczególnie długich powrotów, po
skończonych zajęciach lekcyjnych.
Drugi od lewej dom Osińskich. |
Każdorazowo powroty przedłużały się
o kolejne rozdziały przeczytanych i opowiadanych przez Zbyszka książek
przygodowych. Wyprzedzał mnie w przeczytanej ilości woluminów, a zachęcając do
sięgnięcia po tę lub inną książkę, opowiadał mi zawsze pierwsze rozdziały.
Potrafił to robić, był znakomitym narratorem, dlatego też po wielokroć
słuchałem tych opowiadań z rozdziawioną gębą. Były to jak pamiętam do dzisiaj powieści
Karla Maya: „Winnetou“, „Old Surehand“, „Skarb w Srebrnym Jeziorze“; Aleksandra
Dumasa: „Trzej muszkieterowie“", „Hrabia Monte Christo“, „Wicehrabia de
Bragelonne“; Howarda Pyle „Robin Hood“ oraz kilkutomowe przygody Tomka, Alfreda
Szklarskiego.
Nasze kontakty ograniczyły się do
minimum, kiedy i nasze szkolne drogi się rozeszły. Ja poszedłem do Technikum
Rolniczego w Bielicach, zaś Zbyszek do Technikum Drogowego w Mogilnie. Raz po
raz spotykaliśmy się, ale spotkanie ty były coraz rzadsze. Później poszedł na
studia, a po ich ukończeniu osiadł w Iławie. Rozmawiałem o Zbyszku kilkakrotnie
z Jego szwagierką Panią doktor Joanną podczas wizyt w gabinecie
stomatologicznym. Nie widziałem kolegi kilkadziesiąt lat…
Wracając do dziejów tej
nieruchomości, sięgnijmy do roku 1800, czyli pierwszego spisu mieszkańców ulicy
Świętego Ducha. W tymże roku zabudowana domem mieszkalnym i budynkami
gospodarczymi posesja należała do obywatela miejskiego Kołodziejskiego. Jego
córka Kunegunda Kołodziejska poślubiła przed 1808 r. Wojciecha Wegnera z którym
miała czterech synów: Karola ur. w 1808 r., Józefa ur. 1811 r., Norberta ur.
1815 r. i Walentego ur. w 1818 r.
Wojciech (Adalbertus) Wegner był
obywatelem miejskim a zarazem rolnikiem. Znajdował się w grupie światłych
obywateli Strzelna i w marcu 1848 r. spotykamy go wśród członków miejscowego
Komitetu Narodowego Polskiego. Uczestniczył w wydarzeniach Wiosny Ludów, jakie
rozegrały się w mieście. Później został obrany rozjemcą, czyli sędzią
polubownym dla obwodu Strzelno i po złożeniu przysięgi 28 czerwca 1849 r. przed
Królewskim Sądem Apelacyjnym w Bydgoszczy począł funkcję tę pełnić. Wojciecha
Wegnera w 1864 r. spotykamy jako nieetatowego burmistrza Strzelna. Musiał już
wówczas liczyć ok. 75 lat. Najmłodszy z jego synów, Walenty Wegner poślubił w
1842 r. 24 letnią Teofilę Kulinowską. To on po teściach odziedziczył schedę
przy Ducha. Był wdowcem, kiedy mając 59 lat w 1877 r. poślubił 49 letnią
Mariannę Towyłowską. Parał się krawiectwem, gdy w 1889 r. wymieniony został na
łamach „Nadgoplanina“, właścicielem tejże nieruchomości.
W 1884 r. córka Wegnerów, Apolonia
poślubiła mistrza szewskiego Wincentego Osińskiego ur. w 1858 r. Oboje w dniu
zawarcia ślubu mieli po 26 lat. W 1891 r. teść już nie żył, kiedy zięć jego
Wincenty Osiński podawał do publicznej wiadomości, iż przenosi swą działalność
do domu wdowy Wegnerównej - teściowej. Od tego momentu Osińscy zaczęli dzierżyć
tę posesję, a o bogactwie oferty prowadzonej przez Wincentego działalności może
świadczyć reklama, jaką zamieścił w „Nadgoplaninie“ 6 maja 1891 r. Zapewne
wówczas stał się właścicielem - spadkobiercą rzeczonej posesji.
Małżonkowie Osińscy mieli syna
Franciszka, który poślubił Juliannę Skolasińską, wnuczkę Jana Skolasińskiego.
Ten ostatni, jak donosiła prasa, w dniu 3 lutego 1891 r. zmarł, przeżywszy 76
lat. Był on członkiem Dozoru Kościelnego i Szkolnego oraz członkiem
reprezentacji miejskiej. Powierzone obowiązki wypełniał gorliwie i sumiennie.
Przez całe swoje życie był dobrym Polakiem i katolikiem, a jego postawa może
służyć za wzór dla młodzieży wstępującej w dorosłe życie - odnotowano na
łamach „Nadgoplanina“.
Przemarsz leśników w 1951 r. przed posesją państwa Osińskich. |
Franciszek Osiński z zawodu był
kupcem i prowadził w podwórzu swej posesji Wytwórnię wód gazowanych i rozlewnię
piwa. Syn Franciszka i Julianny, Jan Zdzisław Osiński po 1950 r. ze względów
polityczno-ustrojowych nie mógł kontynuować ojcowskiej profesji. Zmienił swój
zawód i zaczął pracować w uspołecznionych zakładach, jako księgowy. Pełnił
funkcję głównego księgowego w Przedsiębiorstwie Gospodarki Komunalnej i
Mieszkaniowej w Mogilnie. W 1951 r. poślubił Irenę z Chełmińskich,
pochodzącą z Mokrego k/Dąbrowy. Pani Osińska przez szereg lat parała się skupem
surowców wtórnych. Jan Osiński zmarł w 1980 r.
W okresie przemian
ustrojowo-społecznych, w domu państwa Osińskich został uruchomiony przez synową
pani Ireny, Joannę - małżonkę Lecha, prywatny gabinet stomatologiczny, z
którego usług kilkakrotnie korzystałem. Wówczas, w rozmowach z panią doktor
wspominałem moje młodzieńcze przygody z jej szwagrem Zbyszkiem, czyniąc z tych
wspominek balsam na złagodzenie bólu zęba. Od 2009 r. gabinet zmienił swą
lokalizację z ulicy Świętego Ducha do nowych pomieszczeń prywatnej przychodni
stomatologicznej na ulicę Kościuszki 13a. Pełna nazwa tejże przychodni brzmi:
„Omega“ Niepubliczny Zakład Opieki Zdrowotnej - Joanna Osińska. W miejscu
starego gabinetu powstała placówka handlowa jednej z sieci komórkowych. W
starym, dobrze utrzymanym, pełnym uroku domu, w jego części oficynowej nadal
mieszkała właścicielka nieruchomości pani Irena Osińska. Niestety, przed kilku
laty zmarła. Obecnie w pomieszczeniach po gabinecie stomatologicznym znajduje
się sklep sieci „Trafika“.
Z tegoż domu wywodził się Bogdan Osiński, o którym swego czasu pisał na łamach „Wieści ze Strzelna“ jego bratanek Lech Osiński [1995.11, nr 17(21)]. Bogdan był żołnierzem września 1939 r. a następnie w Polskich Siłach Zbrojnych na Zachodzie. Początkowo w RAF-ie, skąd trafił do polskiego dywizjonu 304 i 307. Walczył we Włoszech. Po zakończeniu działań wojennych osiadł w Melbourne. Tam zmarł w 1980 r.
Z tegoż domu wywodził się Bogdan Osiński, o którym swego czasu pisał na łamach „Wieści ze Strzelna“ jego bratanek Lech Osiński [1995.11, nr 17(21)]. Bogdan był żołnierzem września 1939 r. a następnie w Polskich Siłach Zbrojnych na Zachodzie. Początkowo w RAF-ie, skąd trafił do polskiego dywizjonu 304 i 307. Walczył we Włoszech. Po zakończeniu działań wojennych osiadł w Melbourne. Tam zmarł w 1980 r.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz