piątek, 30 sierpnia 2019

Przed 5000 lat w Stodołach kwitło życie

Jest nadzieja, że po 12 latach sfinalizowane zostanie wydanie dawno temu napisanej książki o wsiach Stodoły i Stodóno. Znalazł się krąg osób zainteresowanych tym tematem i mniemam, że w przyszłym roku, a najpóźniej za dwa lata książka ujrzy światło dzienne. Ale te 12 lat w czasoprzestrzeni to nie był absolutnie czas stracony. W międzyczasie powstawały i drukowały się inne moje dzieła. W trakcie ich pisania i przy okazji kwerend trafiałem na kolejne informacje o Stodołach i Stodólnie, które wzbogaciły już zebrany materiał. Przykładem mogą być ostatnio wydobyte rewelacyjne informacje o początkach kolonizacji fryderycjańskiej, o funkcjonowaniu szkoły ewangelickiej, życiu kolonistów, ich zwyczajach i tradycjach oraz o widocznych i zapomnianych elementach wczesno-średniowiecznego i neolitycznego osadnictwa na tych ziemiach.

Mieszkańcy Königsbrunn przed karczmą Carla Hidebrandta, w czasach podróży Fritza Kempffa. 

Spisane one zostały w III ćwierci XIX w. (między latami 1853-1875) w kronice wsi i szkoły przez nauczyciela szkoły ewangelickiej Jana Bogumiła Schünke. Schünke zanim trafił do Koloni Stodoły (późniejszego Königsbrunn) był nauczycielem w Mierucinie, następnie od 1845 r. nauczycielem w szkole ewangelickiej w Kruszwicy, później w Rojewie. Tutaj trafił w 1853 r. Z jego zapisków dowiadujemy się m.in., że w obrębie dawnej Koloni Stodoły, na pograniczu z wsią Żegotki, a dokładniej w północno-zachodniej części Koloni Stodoły (współczesnego Stodólna) znajdował się Schwedenschanze - szwedzki okop, czyli pozostałość starego grodziska. Opisując to miejsce nauczyciel nadmienił, ze w okopie schronienie miały lisy i inne dzikie zwierzęta. Trawiaste i ozdobione wieloma kwiatami polnymi wnętrze ziemnego okola, latem stawało się pełnym wdzięku miejscem rekreacyjnym. Młodzi mieszkańcy koloni odwiedzali je, by tutaj bawić się i tańczyć. Podczas tych swawolnych zabaw koloniści śpiewali stare szwabskie pieśni ludowe. Jak pisał w kronice Schünke, nieco dalej na północ od grodziska znajdował się wielki megalityczny grobowiec, zwany przez miejscowych Kamiennym Garbem.

Zaplecze karczmy Hildebrandta - plac zabaw z świetlicą
 
Te informacje są dowodem na to, że w obrębie dawnej wsi Stodoły, w okresie funkcjonowania państwa Goplan znajdował się gród - miejsce warowne strzegące tutejszą ludność przed niecnymi zakusami ich wrogów. Mało tego, informując o megalicie przesuwa czas osadnictwa w obrębie wsi do neolitu, czasów kultury pucharów lejkowatych. Jej pozostałością był, niestety nieistniejący  już dzisiaj potężny grobowiec, zwany kopcem kujawskim (piramidą kujawską). Był to długi, bezkomorowy kopiec ziemny. Miał on kształt wydłużonego trapezu zbliżonego do trójkąta o szerokość podstawy od 6-15 metrów, długość od 40 do 150 metrów, a wysokość jego dochodziła do ok. 3 m. Obstawa grobowca zrobiona była z dużych głazów. W najszerszej części budowli, zwanej podstawą lub czołem grobowca, znajdował się pojedynczy zazwyczaj grób. Między grobem a kamieniami podstawy znajdowało się niekiedy sanktuarium - świątynia grobowa. Możemy domniemywać, że wzniesiony on został około IV-III tysiąclecia p.n.e. Zatem, śmiało możemy przypuszczać, że życie w obrębie wsi tętniło już co najmniej 5000 lat temu.

Gdzieś w zawierusze wojennej stara kronika wsi i szkoły, założona przez Schünkego, przepadła. W myśl starego powiedzenia, które mówi, że nic w przyrodzie nie ginie i po tej kronice ostał się ślad, w postaci skrupulatnie spisanego sprawozdania. A stało się to za przyczyną królewskiego inspektora okręgu szkolnego z Kępna Fritza Kempffa. Mianowicie, w 1906 r. trafił on do ówczesnego Königsbrunn, podróżujący po Kraju Nadnoteckim. Tę eskapadę odbywał powozem i jadąc ze Strzelna do Kruszwicy jego oczom ukazała się piękna, zadbana i wzorowo zorganizowana wieś kolonistów szwabskich. Zatrzymał się przed szkołą i poproszony w gościnę zabawił tutaj kilka dni. Przeczytał zapiski kronikarskie i zrobił z nich szczegółowe sprawozdanie, które następnie opublikował w niemieckojęzycznej prasie poznańskiej…

środa, 28 sierpnia 2019

Wielkie wydarzenia w maleńkim Książu




Wieś sołecka Książ w gminie Strzelno to zaledwie 12 posesji, z których 8 to gospodarstwa rolne. Mieszka tutaj zaledwie 41 ludzi i jest to najmniejsza wieś sołecka w gminie. Wjeżdżając do niej od strony Stodół trafiamy na krzyż przydrożny, który stoi w tym miejscu od niepamiętnych lat i po wielokroć był odnawiany. Ostatnia odnowa to zamiana z drewnianego na bardziej trwały metalowy znak wiary. Ci, którzy docierają tutaj - lub tylko przejeżdżają - z kierunków Sukowy i Rechta trafiają u skrzyżowania tych dróg, na gruntach wsi Książ na murowaną i ostatnio przebudowaną kapliczkę przydrożną. W obrębie gruntów wsi jest jeszcze jeden ciąg śródpolnych dróg, którego pierwszy odcinek łączy Książ przez wieś Janikowo z byłą parafią Polanowice oraz drugi - przez Starczewo z miastem Strzelnem. Te niby bez znaczenia drogi polne wpisane zostały w sieć największego pątniczego szlaku europejskiego Camino de Santiago - Drogi św. Jakuba. Prowadzi on do miasta św. Jakuba - Santiago de Compostela w północno-zachodniej Hiszpanii.

Drogi jakubowe, czyli odcinki szlaku, biegną niemal przez całą Europę. W Polsce istnieje kilka tras. Jedną z nich jest Drogę Polską, określaną również jako Camino Polaco, która przechodzi przez nasze województwo. Polska - począwszy od 2005 r. - wrócił do sieci pątniczych szlaków prowadzących do Santiago de Compostela. Nasz odcinek Camino Polaco swój początek bierze u granicy polsko-litewskiej w Ogrodnikach i przez Sejny, Suwałki, Olsztyn, Toruń, Gniewkowo, Parchanie, Kruszwicę, Polanowice dochodzi do Książa. Stąd przez Strzelno do Trzemeszna. Od tego miejsca zaczyna się Wielkopolska Droga św. Jakuba...

Widomymi znakami dawnego pielgrzymowania przez Strzelno są XVIII wieczne ślady jakubowe w mieście, a mianowicie: ulica św. Jakuba, relikwie Świętego w ołtarzu św. Krzyża i wielka rzeźba świętego umieszczona w południowej niszy fasady bazyliki św. Trójcy.





Ta maleńka miejscowość wraz z mieszkańcami parafii pw. św. Wojciecha w Stodołach i mieszkańcami okolicznych miejscowości przeżywała w sobotę 24 sierpnia doniosłą uroczystość. Związana ona była z upamiętnieniem bł. ks. Stanisława Kubskiego, którego biogram opublikowałem przed trzema tygodniami na blogu: 
https://strzelnomojemiasto.blogspot.com/2019/08/meczennik-spod-strzelna-bogosawiony-ks.html






Początek uroczystości miała miejsce w Książu, przy posesji nr 10. To w tym miejscu stoi dom, w którym urodził się 13 sierpnia 1872 r. bł. ks. Stanisław Kubski. Pomysł uczczenia błogosławionego kapłana tablicą pamiątkową zrodził się przed dwoma laty, podczas rozmowy sołtysa wsi Ryszarda Bednarskiego z mieszkańcem Grzegorzem Mateńko. Ciepło i z pełną aprobatą poparł to dzieło proboszcz stodolski ks. Robert Różański. Od pomysłu do czynu i wiosną tego roku zawiązał się komitet organizacyjny, w którego skład weszli: ks. Różański, sołtys Bednarski, członek RS Mateńko oraz pozostali członkowie rady sołeckiej. Jego skład poszerzony został o dyr. MGOKiR Pawła Gębalę, przewodniczącego RM Piotra Dubickiego i o mnie. Ogromne wsparcie sponsorskie sprawiło, że dzieło zostało sfinalizowane i można było uroczystość odbyć. Organizatorami wydarzenia byli burmistrz Strzelna Dariusz Chudziński, parafia pw. św. Wojciecha w Stodołach, sołectwo Książ oraz Miejsko-Gminny Ośrodek Kultury i Rekreacji w Strzelnie.

Ulicę przed domem, w którym na świat przyszedł błogosławiony kapłan i przed którym umieszczono wielki głaz narzutowy wraz z tablicą pamiątkową, a także granitowy znak informujący o szlaku Jakubowym wypełnili mieszkańcy Książa oraz zaproszeni goście. Wśród nich byli: gospodarz gminy burmistrz Dariusz Chudziński, przewodniczący RM Piotr Dubicki, dziekan strzeleński ks. kan. Otton Szymków, proboszcz ks. Robert Różański oraz wicemarszałek Dariusz Kurzawa, wicestarosta Marian Mikołajczak; radni, Emilia Walkowiak, Ryszard Chudziński, Remigiusz Koprowski; sołtysi i delegacje okolicznych szkół i instytucji.




W środku stoi sołtys wsi Książ, główny organizator i motor napędowy dzieła upamiętnienia bł. ks. Stanisława Kubskiego.
Przy dźwiękach Orkiestry Dętej ze Strzelna, w asyście warty honorowej wystawionej przez druhów z OSP Stodoły tablicę pamiątkową odsłonił sołtys Ryszard Bednarski, po czym poświęcenia jej dokonał ks. kan. Otton Szymków. Następnie ja przybliżyłem sylwetkę błogosławionego oraz przekazałem informację o szlaku Jakubowym. Podczas uroczystości wicemarszałek Dariusz Kurzawa odsłonił też kamień Szlaku św. Jakuba. Po złożeniu wiązanek kwiatów pod obeliskiem z pamiątkową tablicą przez licznie zgromadzone delegacje, w parafialnym kościele pw. św. Wojciecha w Stodołach odprawiona została msza św. koncelebrowana, po której uczestnicy wydarzenia zaproszeni zostali przez organizatorów uroczystości na poczęstunek.


Zdjęcia zostały udostępnione przez Dom Kultury w Strzelnie (MGOKiR)


poniedziałek, 26 sierpnia 2019

O siostrach, co Strzelno w świecie rozsławiały - cz. 3



Już na zakończenie opowieści o siostrach, które Strzelno w świecie rozsławiały dopowiem, że zanim wyjechały na tourne do Stanów Zjednoczonych zawojowały Polskę i Europę. Z wielkiej niegdyś kolekcji zdjęć - jak wspominał mi bratanek sióstr śp. Ryszard Fredyk - pozostało u niego zaledwie kilka. Dwa mi udostępnił, zanim trafiły do mnie zdjęcia z kolekcji jego brata Zbigniewa. Jedno przedstawia dziesięcioosobową trupę liliputów z ich dyrektorem na tle taboru cyrkowego. Drugie, ośmiu członków zespołu po występach w Lipsku – wówczas grupa zrobiła sobie zdjęcie pod potężnym Pomnikiem Bitwy Narodów znajdującym się na polach słynnej bitwy Napoleona pod Lipskiem w 1813 r. Jedną z ciekawostek przekazanych przez bratanka sióstr Ryszarda jest informacja, iż pieniądze sióstr Fredyk, pomogły dokończyć budowę odcinka drogi brukowej z Cienciska do Ostrowa. To sponsorowanie rodzinnej wsi uczyniły na apel miejscowego proboszcza ks. Kazimierza Lapisa, jako byłe parafianki.


Zofia, od prawej z bratem, bratową i bratankiem. Po lewej stronie widoczny narożnik willi - strzeleńskiego domu sióstr Fredyk przy ul. Kolejowej 9.

II połowa lat 30. Konigsberg - Królewiec w Prusach Wschodnich. Ślub Zofii Fredyk z Niemcem Hatscherem. Panna młoda 5. od lewej, 3. od lewek siostra Agnieszka. Zdjęcie wykonane w scenerii cyrkowej.

Zofia 5. od lewek przed wkroczeniem na ślubny kobierzec. 4. od lewej Agnieszka.

Agnieszka Fredyk.

Młoda Agnieszka Fredyk.

Agnieszka Fredyk.

Zofia Fredyk przed namiotem cyrkowym.

Zofia podczas przejażdżki lasami miradzkimi.
 Siostry Fredyk przed II wojną światową, w związku z wykonywanym zawodem większość czasu przebywały na terytorium Niemiec. W Królewcu w Prusach Wschodnich Zofia wyszła za mąż za Niemca Hatschera z Dusznik Zdroju, również liliputa. Jak podaje pasjonat Ziemi Kłodzkiej i właściciel prywatnego muzeum Dariusz Giemza z Kudowy Zdroju, małżonkowie w czasie wojny mieszkali w domu rodzinnym Hatschera przy ul. Słowackiego w Dusznikach Zdroju - Bad Reinerz. Ich willę przy  ul. Kolejowej 9 - w czasie wojny Von Colersstrasse 8 - zajął okupacyjny burmistrz Strzelna Hermann Siemund. Ciekawostką jest, iż willę przy Kolejowej wybudował mistrz murarski Wacław Fredyk, brat sióstr i mieszkającego w Strzelnie brata Franciszka. 



Pierwsza od prawek Agnieszka, obok niej Zofia.

3. od lewej Zofia, 5. Agnieszka.

2. od lewej Zofia, 4. Agnieszka.
 Wojna rozdzieliła siostry Zofia, jak wspomniałem zamieszkała w Dusznikach Zdroju, zaś o losie Agnieszki niewiele udało się ustalić. Wiadomo jedynie, że już pod koniec wojny Agnieszka, mieszkająca w Cottbus została aresztowana i osadzona w niemieckim obozie koncentracyjnym w Auschwitz. Na krótko przed zakończeniem wojny zmarła. Natomiast Zofia wraz z mężem po wojnie przenieśli się do Niemiec i tam osiedlili się na stałe. Zarząd nad strzeleńską posesją przejął miejscowy Zarząd Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej. Później dom wrócił w ręce Wacława Fredyka, który ze wspólnikiem odkupił willę, a następnie sprzedał kolejnemu właścicielowi.
Koniec opowieści

piątek, 23 sierpnia 2019

O siostrach, co Strzelno w świecie rozsławiały - cz. 2

W grupie kobiet, od lewej, pierwsza Zofia, trzecia Agnieszka Fredykówne.
To już kolejna, bo druga odsłona historii sióstr Fredyk. Dzisiaj nieco o rodzinie i korzeniach, o drodze do kariery cyrkowej oraz amerykańskiej przygodzie.





Zacznę od sagi rodzinnej, oczywiście krótszej niż te znane z literatury o Palliser’ach, czy Forsyte’ach. Przodkowie sióstr żyli w zaborze rosyjskim i jak głosi opowieść rodzinna nosili nazwisko Lewandowscy. Antenat rodu z rodziną przedostał się do zaboru pruskiego. W międzyczasie, by nie zostać rozpoznanym i wydalonym z Prus, zmienił nazwisko na Fredyk. Od tego czasu zaczęły się nowe dzieje współczesnego rodu Fredyków. Z czasem potomkowie obrali sobie za miejsce docelowe Ostrowo koło Strzelna, miejscowość ślicznie położoną wśród lasów, nad pięknym jeziorem, niedaleko od granicy.
  
Nazwisko, które przybrał przodek Fredyk, choć w brzmieniu niemieckie, to w pisowni było czysto polskie, na dowód czego znajdujemy je w zapisach metrykalnych w niezmienionej pisowni. Nie była to jedyna rodzina, która uciekła z zaboru rosyjskiego do pruskiego. Wystarczy, że wspomnę rodzinę Szulczewskich z Cienciska, czy samego Aleksandra Jacoba z Bożejewic, a później ze Strzelna. Wiadomym jest, gdzie Fredykowie mieszkali. Otóż posiadali oni niewielkie gospodarstwo przy drodze z Jaworowa do Ostrowa. Dziś posesja ta oznaczona jest numerem 4 i stanowi własność Jerzego Ziółkowskiego. Stąd Fredykowie rozprzestrzenili się do Bielska i Cienciska, Strzelna i Gniezna, a także w odleglejsze strony Wielkopolski.   

Siostry Fredyk, Zofia i  Agnieszka były córkami Walentego, z drugiego pokolenia osiadłych w Ostrowie Fredyków. Podstawy edukacyjne wyniosły z domu, a następnie uczęszczały do miejscowej szkoły Ludowej. Ich niski wzrost od samego początku budził zaciekawienie zarówno miejscowej ludności, jak i przyjezdnej. Pozostałe ośmioro rodzeństwa nie odbiegało wzrostem od przeciętnego. Szczególną ciekawość zaczęły wywoływać kiedy stały się pełnoletnimi kobietami. Starsza siostra Zofia była wyższa od młodszej Agnieszki, choć obie wzrostem nie przekraczały 1,5 metra.




Helena Montana - rozbijanie obozowiska cyrkowego.





Ich filigranowa budowa, a przy tym niezwykłe zdolności taneczne, aktorskie i akrobatyczne zwróciły uwagę miejscowego proboszcza ks. Lapisa. Był on przyjacielem domu Walentego Fredyka i często go odwiedzał. Dziewczęta udzielały się początkowo w teatrzykach szkolnych, a następnie w Młodych Polkach. Wpadł wówczas ks. proboszcz na pomysł, by skontaktować miejscowe artystki, które władały również językiem niemieckim z cyrkiem. W taki oto sposób siostry za protekcją swego proboszcza trafiły do jednej z polskich trup, a następnie do słynnego niemieckiego cyrku liliputów Schippersa i Villego, który właśnie gościł w Polsce. Występowały min. w słynnym lokalu Alkazar w Lubece, Magdeburgu, Królewcu, Berlinie i wielu innych miastach niemieckich. Odbyły również tournèe po Anglii.
















Kiedy już okrzepły w swoim nowym aktorskim fachu nadarzyła się okazja wyjazdu za ocean do Stanów Zjednoczonych Ameryki. Był rok 1925, kiedy stanęły na kontynencie amerykańskim. Tam podpisały wieloletni kontrakt z największym na świecie cyrkiem Al. G. Barnes Circus (nazwa cyrku od nazwiska założyciela cyrku Alfeusza Georga Barnesa Stonehouse). Wielkość tego cyrku przekraczała wszelkie wyobrażenia wśród Europejczyków. Posiadał on własne ZOO z 1200 dzikimi zwierzętami. Jednorazowo w pokazie musztry konnej występowało 550 koni. Całość obsługiwało 1050 ludzi. Cyrk składał się z pięciu aren od siebie niezależnych, które jednocześnie dawały przedstawienia w różnych częściach Stanów Zjednoczonych i Kanady. Największą atrakcją cyrku był największy słoń świata „Tusko” oraz potężny hipopotam „Lotus”. Głównym środkiem lokomocji była kolej, której składy były własnością cyrku, łącznie 100 wagonów.



Kilkakrotnie cyrk dotknęły katastrofy kolejowe. W niedzielę 20 lipca 1930 roku doszło do jednej z większych katastrof kolejowych. Miała ona miejsce w drodze z Newcastle do Charlottetown. Pociąg składał się z 29 wagonów. W wyniku wykolejenia się, zniszczonych zostało około połowy wagonów cyrkowych. Dwie osoby zginęły na miejscu zaś dwie kolejne zmarły w szpitalu. 17 innych osób zostało rannych i przewiezionych do szpitala. Ze zwierząt żadne nie odniosło poważniejszych obrażeń.

W takim oto cyrku, przemieszczając się z miasta do miasta, siostry Fredyk przemierzyły Stany Zjednoczone i Kanadę niemalże wzdłuż i wszerz. Wraz z liliputami na scenach cyrkowych pojawiały się postacie niezwykłe, typu najwyższy, najgrubsza, zrośnięte bliźniaki, kobieta z czterema nogami itp.
CDN