czwartek, 28 stycznia 2021

Bez obrazy - Czy strzelnianie byli „pijokami“?

Gorzelnia w Strzelnie - akwarela

Pytanie to towarzyszyło mi od zawsze. Wagi nabrało, kiedy sam popróbowałem trunków wszelakich - no bo jak mogło być inaczej, kiedy widziało się onegdaj tylu nadmuchanych. Picie alkoholu i wznoszenie toastów było czymś normalnym - kto nie pił ten był podejrzany o wszelakie bezeceństwa, no chyba, że był chory. Piło się w pracy, uważając by się nie uchlać, po pomyślnie zawartej transakcji, po zebraniach i na czynach społecznych, piło się przy każdej okazji: na zdrowie, na pomyślność, na odrzucenie ponuractwa i złego samopoczucia, na kaca, z okazji urodzin, imienin, ślubu, kłótni i na zgodę, na chrzcinach, weselach i pogrzebach. Piło się również bez okazji, ot tak, na stojąco w barze przy wysokim stoliku, w parku na ławeczce, w krzakach, w garażu i szopce, w korytarzu, w piwnicy i na strychu, na plaży, w lesie podczas grzybobrania, w polu, i na rowie, pod stogiem, itd., itp. Normalnością było chodzenie na tzw. sznapsa do licznie rozsianych w mieście knajpek. Pili robotnicy i dyrektorzy, urzędnicy i ich zwierzchnicy, partyjni i bezpartyjni, księża i zakonnicy, młodzież i kobiety. Wódka była przedmiotem pożądania i to jako prezent i jako łapówka - tzw. dowód wdzięczności. Ba, były lata, że bez wódki nic się nie załatwiło.

 

Dzisiaj jest inaczej, a jak to sami wiecie - w każdym bądź razie wódę i piwo oferują niemalże wszystkie sklepy spożywcze. Jako, że zadałem pytanie w czasie przeszłym, przejdę zatem do historii, a w niej Strzelno piwem i gorzałką stało. Wszystko zaczęło się dawno i to bardzo dawno temu. Strzelno jako miasto kościelne, należące o klasztoru norbertańskiego otrzymywało od swych dobrodziei liczne przywileje. Jednym z nich był przywilej warzenia piwa, który uregulowany został z dawnych praw od pierwszej fundacyi miast nadaną wolność robienia piwa i palenia wodek. Odtworzony on został 10 listopada 1764 r. jako pierwszy z dokumentów po wielkim pożarze, który w 1761 r. doszczętnie strawił miasto i ratusz. Z niego dowiadujemy się, że mieszczanie prowadzący rzemiosło i zatrudniający czeladników oraz posiadający domostwa w Rynku, a także ulicach Świętego Ducha i Kruszwickiej (Inowrocławskiej) posiadali prawo do warzenia piwa. Jednorazowo każdy z tych mieszczan w wyznaczonej kolejności mógł nastawić 3 wary, a na jarmarki po 5 warów. Możliwość większej produkcji poza kolejnością mieli: burmistrz, wójt oraz ich asesorowie (rajcowie, ławnicy i pisarz miejski). Kiedy w mieście zostawało na zapasie z trzech warów 12 beczek piwa, do produkcji mógł przystępować kolejny mieszczanin.

Mieszczan parających się destylacją, czyli fabrykacją gorzałek było kilku, gdyż produkcja była bardziej skomplikowana i wymagała większych nakładów. Już wówczas piwo było powszechnym napojem. Na co dzień nie pito wody, nie znano herbaty, a wywary z ziół traktowano li tylko jako lekarstwa. Piwo jako napój spożywano od rana do wieczora, a jako surowiec - bazę używano do przygotowanie zup: gramatki podawanej na śniadanie, chlebowej z grzybami, chłodnika piwnego z mlekiem, owocowej, warzywnej (marchwiowej) oraz najbardziej popularne polewki piwne. Kto ciężej pracował, bardziej się pocił, ten wypijał więcej piwa. Najświeższe piwo trafiało na wzgórze, w mury klasztorne. Tam jedną z funkcyjnych była siostra piwniczna, która piwo, jako pospolity napój do stołu podawała. W swojej powinności nakaz miała :

się starać, aby zawsze dla konwentu miała wystałe piwo, z którego nic nie powinna za furtę wydawać, bez wyraźnego pozwolenia przełożonej swojej. Tegoż napoju siostrom wszystkim zwyczajną mensurę niech udziela, nad miarę żadnej niech nie przydaje bez konsensusu przełożonej.

 

Już w średniowieczu w mieście było kilka karczm, m.in. słynna klasztorna „taberna“, która stała przy placu współcześnie nazwanym Placem Świętego Wojciecha, druga klasztorna karczma była w mieście, niemniej słynną była karczma „Raj“ na Przedmieściu Gnieźnieńskim oraz karczmy przy Rynku i ul. Świętego Ducha. Oblegali je przyjezdni kupcy, pielgrzymi i podróżujący, a także, co tu dużo gadać zakonnicy norbertańscy na czele z prepozytem. Siostry objęte klauzulą również w rzekomej skrytości do nich zaglądały. Jeden z prepozytów strzeleńskich - najwyższy rangą zwierzchnik klasztoru i miasta - zasłynął z częstego nawiedzania szynków miejskich. Czynił to, jak po wstępnym uraczeniu się trunkami we dworze swoim, zwoływał orkiestrę bracką i z muzyką wyruszał w miasto, hałasu przy tym robiąc, co niemiara. Jego pijackie zachowanie wywołało sprzeciw zakonnic, które na trunkowego przełożonego doniosły biskupowi włocławskiemu. Ten wysłał do Strzelna lustratora, który w swoim sprawozdaniu potwierdził - ba, nawet opisał - skłonności alkoholowe i miejskie wypady prepozyta.

Gorzelnia w Strzelnie (Klasztornym)

Nie lepiej było i później, czyli bliżej naszych czasów. Jednym z pierwszych starostów nowopowstałego powiatu strzeleńskiego był po prostu pijak, którego usunięto z urzędu, gdy okazało się, że ów nadużywa trunków, odwiedzając mieszkańców miasta i powiatu. Co tutaj się dziwić, skoro trunkowanie było powszechne i wówczas. O jednym z dobrze urodzonych strzelnian - szlachcicu tak napisano - … jak żył, tak też umarł! W końcówce XIX w. w mieście był jeden duży browar (Giese), dwie fabryki destylacyjne i dwie wytwórnie likierów (Ritter i Pińkowski). Z początkiem XX wieku doszła kolejna wytwórnia likierów (Ruciński) oraz cztery gorzelnie przymajątkowe. W latach międzywojennych w mieście funkcjonował dwie rozlewnie piwa, 11 restauracji, 17 sklepów kolonialnych z alkoholami i jedna kawiarnia. Zatem, było gdzie alkohol kupić i gdzie pod zagryzkę go wypić. Lokale gastronomiczne czynne były tak długo jak klient siedział i zamawiał, często bywało, że do północy, a nawet do rana. Odrębnym tematem było pędzenie bimbru i domowy wyrób wina i nalewek, ale o tym przy innej okazji. W owym czasie było wielu, którzy alkohol nadużywali, byli tacy, którzy w niewielkich ilościach konsumowali go niemalże codziennie, tacy, co uważali, że kieliszek nie zaszkodzi - pijąc na zdrowie (dla zdrowotności). Przed wojną znanym w mieście był lekarz, który w związku z nadużywaniem alkoholu stracił uprawnienia medyczne. Było wielu rzemieślników, którzy pili jak ów przysłowiowy szewc. 

Gorzelnia w Górkach

Nie lepiej działo się po wojnie, a jak było każdy może się dowiedzieć pytając swoich bliskich, którzy te czasy pamiętają. Do 1950 r. wyszynki i sklepy kolonialne były prywatne. W międzyczasie zaczęły powstawać sklepy spółdzielcze. Sklepem sprzedającym li tylko alkohol był jeden - u Pelasi w Rynku. Początkowo PSS założyła bar, później była jedna kawiarnia „Danusia“, do której dołączyła druga „Kolorowa“. Po sprywatyzowaniu restauracji Boruszkiewicza na jej bazie PSS założyła restaurację „Piastowską“, a w Rynku uruchomiła „Bar Popularny“. To m.in. dla jego klientów na Rynku pobudowano słynny „kibel“, czyli szalet miejski. Na dworcu kolejowym cały czas funkcjonował bar dworcowy z piwem beczkowym i butelkowym. Ograniczenie ilości lokali gastronomicznych sprawiło, ze pito wszędzie - o czym pisałem na wstępie. Diametralnie sytuacja zmieniła się po roku 1989, ale o tym napiszę przy okazji kolejnego artykułu.

Reasumując, wśród mieszkańców było wielu abstynentów, którzy stanowili tzw. mniejszość kulturową. Byli i tacy, którzy pili i nagle przestali nadużywać trunków. Niestety, nie udzielę odpowiedzi na zadane w tytule artykułu pytanie. Namawiam Was byście sami spuentowali tę moją opowieść, a dowiecie się, czy strzelnianie byli „pijokami“? Kto zaś w swoim życiu nie pił alkoholu niechaj jak pierwszy rzuci w piszącego butelką - może ją złapię…