wtorek, 31 marca 2020

Dzieje strzeleńskich dzwonów - cz. 1




Po raz pierwszy temat ten poruszyłem przed pięcioma laty. Dziś do niego wracam i to z prostej przyczyny. Koronawirus sprawił, że zatęskniłem za głosem dzwonów. Faktem jest, że to, co współcześnie słyszymy i to z bliskiej odległości, gdyż tak jak dawniej już głos nie niesie, jest dźwięk imitujący dzwony, odtwarzany elektronicznie. Od trzech tygodni za sprawą pandemii nie chodzimy do kościoła. W zamian spędzamy ten niedzielny czas modlitwy przed monitorem komputera, uczestnicząc we mszach św. wirtualnie - za pośrednictwem transmisji internetowych nadawanych z bazyliki św. Trójcy. Owszem telewizja transmituje i to kilka razy w ten święty dzień msze św., ale my wolimy tę nieco gorszej jakości transmisje z naszej parafialnej świątyni. Po prostu, czujemy się jakbyśmy byli wewnątrz naszej bazyliki z naszymi księżmi. Właśnie po ostatniej niedzielnej transmisji mszy św. postanowiłem przypomnieć temat.

Dzwony są szczególnymi dziełami, które od dawien dawna odgrywały niezwykle ważną rolę w życiu człowieka. Były zegarami i informatorami głoszącymi ważne wydarzenia w życiu miasta i parafii. Zwykle wiszą w trudno dostępnych wieżach, wysoko, kilkanaście, czy nawet kilkadziesiąt metrów ponad naszymi głowami i są poza zasięgiem naszego wzroku. Onegdaj słyszane były na kilka kilometrów, dzisiaj niestety, hałas miejski i inne zakłócenia stawiają ścianę dla ich pięknych, melodyjnych, acz powtarzalnych głosów nie do pokonania. Jeżeli ich głos zostanie przez nas wyłapany, wówczas staramy się przykuć naszą uwagę dla wsłuchania się w ich łagodny dźwięk. Wówczas też, głos bicia dzwonów zdradza nam ich istnienie.



…prócz zwoływania ludu do kościoła, służą dla tych, którzy w nim się znajdować nie mogą, na znak łączenia uczuć i serc dla uwielbienia Boga z tymi, którzy tam są obecni. One w publicznych procesjach pobudzają wszystek lud obecny i nieobecny do oddawania czci Bogu i korzenia się przed Jego Majestatem. One oznajmiają śmierć naszych współbraci i wzywają wiernych do modlitwy za duszę jego, pocieszając nas tą myślą, że jak ich głos, tak i dusza zmarłego wzniesie się do Boga, do chwały wiekuistej - pisał w swoim wykładzie ks. Jan Junkiewicz w Wilnie w 1869 roku.

Dzwony znane były już w starożytności (Chiny, Babilon, Egipt), pojawiły się w Europie na przełomie VI i VII wieku. Na całym świecie powszechne stało się przypisywanie głosom dzwonów znaczenia mistycznego, ich dźwięk urasta tu do symbolu Bożej Opatrzności. Dzwony są instrumentami muzycznymi. Każdy z nich ma swoją tonację i barwę głosu. Od wieków wprawiane były w ruch ręką człowieka, którego umiejętności w tym względzie niekiedy stawiały go w rzędzie artystów. Trudne to zadanie i nie każdy potrafi wydobyć z nich najpiękniejsze dźwięki. Proces budowania dzwonów i sporządzania stosownego stopu został opisany przez benedyktyna Teofila w 1110 roku. Z niewielkimi zmianami jest on stosowany po dzień dzisiejszy, zaś samo ludwisarstwo jest z jednej strony rzemiosłem, z drugiej zaś sztuką. Te najsłynniejsze, największe i zajmujące szczególne miejsce w historii, wywołują nasze ogromne emocje. Potęgą głosu budzą podziw, który kierujemy ku nim samym, jak i ku ich twórcom, ku fundatorom. Ale i te nasze prowincjonalne, niewielkie dzwony swym z rzadka słyszanym biciem podkreślają rangę i uświetniają ważne i doniosłe wydarzenia w życiu naszej małej ojczyzny.


Co mnie przed pięcioma laty zainspirowało do podjęcia tematu strzeleńskich dzwonów? Otóż. napisany i opublikowany w 2013 roku w jednym z regionalnych tygodników artykuł o dzwonach z wieży rotundy św. Prokopa w Strzelnie zawiera tyle nieścisłości i przekłamań, że postanowiłem do tematu powrócić i rzecz naprostować. Na początek zadam pytania. Skąd w wielu artykułach i opracowaniach znajdujemy tak wiele nieścisłości tyczących dziejów naszej małej ojczyzny, w odniesieniu do dat, nazwisk i konkretnych zdarzeń? Jaką na dziś dysponujemy wiedzą, która pozwoli nam na usystematyzowanie dziejów strzeleńskich dzwonów?

Otóż, z zachowanych inskrypcji na trzech dzwonach, które przetrwały zawieruchę dziejową i wiszą w wieży rotundy św. Prokopa dowiadujemy się, że odlane zostały w 1716 roku przez ludwisarza toruńskiego Henryka Wredena. Ale o tym nieco później, gdyż dzwony zawierają więcej inskrypcji, które niestety dotychczas nie zostały odczytane, a to dlatego, że znajdowały się po niewidocznej i trudno dostępnej ich stronie. Udało się to dopiero, kiedy dotarł do nich obiektyw Heliodorowego aparatu i utrwalił obraz w wersji cyfrowej.

Zacznijmy od fantastycznego opisu, jaki został odnotowany przez Stanisława Wasylewskiego w książce Klasztor i kobieta. Autor przywołuje początki strzeleńskiego klasztoru, pisząc: Stał się tedy rzecz niesłychana. Do istot, którym odmawiano duszy nieśmiertelnej, do białogłów, polskich białogłów, którym nawet przeczono prawa dziedziczenia, raczył przysłać pisanie namiestnik Chrystusowy! …Norbertanki strzeleńskie otrzymały pierwsze wśród kobiet privilegium bezcenne: prawo bycia sobą. …Klęczący wśród dzwonów i mirry prepozyt czytał dalej z pergaminu: „Atoli stanowimy, by i zakon norbertanów posiadał się w Strzelnie na zawsze bez nijakich przeszkód ni trudności”.


W tym fragmencie znajdujemy wzmiankę o tym, że rzecz się działa wśród dzwonów bicia - zapewne dzwonu, który wisiał hen wysoko na szczycie wieży rotundy, tuż pod jej dachem. O używaniu dzwonów i mniejszych dzwonków informacje znajdujemy w XV-wiecznych klasztornych statutach i księgach ordynaryjnych. Sam Wasylewski pisał, że w klasztorze była dzwonniczka, czyli muskularna dzieweczka, która każdej chwili nieszpornej do dzwonnicy biegła… Zapewne była nią niższego stanu siostra konwerska.

W rękopiśmiennej Księdze Ordynarius z przełomu XVII i XVIII stulecia odnotowano, że na dormitarzu i refektarzu były dzwonki, które używała siostra przełożona lub zakrystianka, do zwoływani zakonnic. W refektarzu taki dzwonek wisiał nad stołem większym. Służył one również do budzenia rannego (5:00 lub 5:30) oraz wzywania na Kapitułę. Półgodziny po pobudce dzwon kościelny wzywał siostry na medytację i Prymę - pierwszą poranną mszę świętą. O godz. 9:30 dzwoniono na tercję. Około godz. 11:00 dzwoniono na obiad - pierwszy posiłek w klasztorze. O godz. 13:00 lub 14:00 dzwoniono na Nieszpory, zaś o godz. 17:00 na wieczerzę i na dziękczynienie. O godz. 19:00 dzwoniono na Komplete, a o 20:00  ogłaszano ciszę. Na obiad i wieczerzę dzwoniono na dormitarzu i refektarzu, a także w dzwon kościelny. Małymi dzwonkami dzwoniła również zakrystianka, aby po wszystkim klasztorze był słyszany, kilkakroć razy zabrząkawszy niech dzwoni, aby się wszystkie siostry gdziekolwiek będą, bez omieszkania zeszły - odnotowano w strzeleńskiej Księdze Ordynarius. Na trzykrotne dzwonienie myto ręce, zaś wstawano od stołu na kolejne dzwonienie.

Na przełomie XV i XVI stulecia zespół klasztorny sióstr norbertanek dotknął wielki pożar. Ogień zniszczył dachy rotundy i wypalił drewniane wnętrze wieży. Zapewne całkowitemu zniszczeniu uległ dzwon, który prawdopodobnie został przelany na nowy. Wiek XVII i przełom stuleci to ciągłe niepowodzenia gospodarcze wywołane Potopem szwedzkim oraz wojną północną 1701-1709. Około roku 1713 lub 1714 prepozytem i proboszczem strzeleńskim został Paweł Józef Wolski, pierwszy z trzech znakomitych gospodarzy na strzeleńskim wzgórzu klasztornym. Zapoczątkował prowadzone przez szereg lat prace budowlane i był tym dobrodziejem, który ufundował, do dziś wiszące w wieży rotundy św. Prokopa, trzy dzwony.


Na samym początku zachodzi pytanie: czy te dzwony od początku fundacji zawisły w tejże wieży? Najpewniej, na co wskazuje imię największego dzwonu, został on ufundowany dla bazyliki św. Trójcy i z racji wielkości zawisł w wieży św. Prokopa. Pozostałe dwa dzwony najprawdopodobniej zostały odlane do dzwonnicy kościoła św. Ducha i w św. Prokopie zawisły dopiero po zaprzestaniu kultu w tymże kościółku pod koniec XVIII wieku.

Skąd ta teza? Otóż, w Archiwum Archidiecezjalnym w Gnieźnie znajduje się protokół wizytacji Strzelna dokonany w 1779 roku przez biskupa kujawsko-pomorskiego Józefa Rybińskiego. Przypomnę, że do 20 listopada 1818 roku znajdowaliśmy się w granicach diecezji kujawsko-pomorskiej, zaś po tej dacie weszliśmy w skład diecezji gnieźnieńskiej. W tym to dokumencie - przekazanym 15 stycznia 1821 roku wraz z innymi dokumentami strzeleńskimi z Włocławka do Gniezna - znajdujemy informację, że przy kościele św. Ducha znajdowała się drewniana dzwonnica pokryta gontem z dwoma dzwonami. Z racji jej oddzielnego wymieniania możemy uznać, że była ona wolnostojąca, na wzór dzwonnic ze Strzelec, czy fary mogileńskiej.  

To domniemanie, że dzwon mały i średni były wykonane do kościoła św. Ducha i po jego rozbiórce zawieszone zostały w wieży rotundy zdaje się uwiarygodniać fakt, że za prepozytury Józefa Łukowskiego w 1732 roku ufundowany został dla furty klasztornej mniejszy dzwon, który zawisł na szczycie wieży rotundy. Jego wykonawcą był toruński ludwisarz Fryderyk Beck. Po czasy dzisiejsze zachowała się o nim jedynie informacja o ufundowaniu, zaś o jego późniejszych dziejach tak naprawdę nic nie wiemy. Więcej informacji przetrwało o samym wykonawcy. Pochodził on z Norymbergii i w 1722 roku uzyskał prawo obywatelstwa w Toruniu. Był w swoim zawodzie czynny przynajmniej od 1722 do 1737 roku. Wykonał dzwony m.in. dla Kowalewa, Dźwierzna, Grążaw i Strzelna.

Gdyby wcześniej w wieży rotundy znajdowały się wszystkie trzy dzwony z 1716 roku zapewne ów czwarty z 1732 roku nie zmieściłby się, mając na względzie wielkość pozostałych dzwonów. Co stało się z dzwonem odlanym i zawieszonym na szczycie dzwonnicy rotundy? Niestety, nie trafiłem na źródła, które mogłyby naprowadzić na jakikolwiek ślad. Zapewne żywot jego był krótki i jego miejsce, gdzieś na przełomie XVIII i XIX wieku zajęły dwa dzwony od św. Ducha? - rozebranego wraz z dzwonnicą w 1815 roku. Zawieszenie dzwonów w wieży rotundy mogło nastąpić w 1820 roku. To wówczas specjalnym dekretem z 20 września przystąpiono do remontu zespołu kościelno-klasztornego. Na rotundzie założono nowy dach i w tym momencie najprawdopodobniej wciągnięto owe dwa dzwony.

Ciąg dalszy opowieści w cz. 2

niedziela, 29 marca 2020

Spacerkiem po Strzelnie - cz. 78 Ulica Świętego Ducha - cz. 31



Narożnik ulic św. Ducha i Cegiełka z niewielkim parterowym domem i oficyną - pozostałością po byłej piekarni, to nr 21. Dawniej, a tego już nikt z nas nie pamięta był to numer policyjny 45. W latach 80. minionego stulecia mieściła się tutaj siedziba Towarzystwa Miłośników Miasta Strzelna. Stąd miłośnicy miasta przenieśli się do byłego hotelu przy Placu Daszyńskiego. Wróciliśmy tutaj przed kilkunastoma laty i ponownie spotykamy się w gronie zarządu, nieformalnie, choć twórczo, u właściciela Jana Szarka, wiceprezesa Zarządu TMMS. Miejsce spotkań to mieszkanie w oficynie i kiedy skrzykujemy się tutaj pada hasło, spotykamy się o 17:00 za „Żelazną Bramą“ - brama wjazdowa od strony ul. Cegiełka.

Dzisiejszy przedmiot naszego zainteresowania liczy sobie blisko 150 lat. Pierwszego ze znanych właścicieli tej parceli spotykamy już pod rokiem 1800. Był nim Polak, mieszczanin Ussorowski. Pochodził on ze znanej rodziny mieszczańskiej. Ussorowskich poznajemy już w XVII wieku i możemy śmiało powiedzieć, iż są oni przedstawicielami jednego z najstarszych rodów mieszczańskich Strzelna. Pierwsza pisana wzmianka o Ussorowskich zachowała się w kruszwickich aktach grodzkich zwanych relacjami. Jedna z takich relacji donosi nam, że 19 marca 1698 r. wybuchł w mieście Strzelnie pożar, którego pastwą padł dobytek czterech mieszczan, w tym Ussorowskiego (Usorowskiego). Jak zapisano w tejże relacji: (…) jedni ze sprzętami domowymi, zbożami, drudzy z bydłem tak rogatym, jako i nierogatym, tak ze sprzętami domowymi funditus (radykalnie, doszczętnie) pogorzeli, że tylko ledwie z ognia pouciekali.


Na podstawie miejscowych akt metrykalnych możemy prześledzić późniejsze losy tej rodziny. Antenatem tegoż rodu znanym z imienia był Karol Ussorowski, który około 1750 r. poślubił Mariannę Berdzińską. Z małżeństwa tegoż w ok. 1760 r. zrodził się Tomasz Ussorowski. Według imiennego wykazu mieszczan z 1773 r., sporządzonego przez urzędników pruskiego fiskusa, jego rodzina składała się z obojga małżonków oraz trzech synów do lat 12 - razem z pięciu osób.

Tomasz żonaty był trzykrotnie. Z pierwszego małżeństwa miał córkę Katarzynę, która na świat przyszła w 1811 r. Z drugiego małżeństwa z Józefą Opasińską miał syna Wincentego, który na świat przyszedł w 1812 r. Tomasz kolejny raz owdowiał i mając 72 lata w 1832 r. poślubił 52-letnią wdowę Józefę z Rutkowskich. Z tegoż małżeństwa w tym samym roku na świat przyszła kolejna córka, Teofila.

Schedę po ojcu i interesującą nas parcelę przy św. Ducha 21 przejął Wincenty Ussorowski, który parał się rolnictwem, podobnie, jak większość strzeleńskich mieszczan. W 1835 r. poślubił on 21-letnią Franciszkę Rymarkiewicz. Z małżeństwa tego było dwoje dzieci: córka Franciszka ur. w 1841 r. i syn Ludwik ur. w 1846 r. Wincenty Ussorowski znajdował się w grupie światłych mieszczan strzeleńskich, czego dowodem jest wybranie go w marcu 1848 r. w czasie Wiosny Ludów do lokalnego Komitetu Narodowego w Wielkopolsce. Najprawdopodobniej to Wincenty wystawił tutaj obecny dom i w nim zamieszkał. Zaznaczyć należy, że od strony ul. Cegiełka kilkanaście lat wcześniej wystawiono pierwszy dom, po którym pozostał jedynie fundament, na którym postawiony został mur odgradzający posesję od ulicy. Po Wincentym posesję przejął syn Ludwik Ussorowski, który w 1876 r. poślubił przedstawicielkę znanej strzeleńskiej rodziny mieszczańskiej, wówczas 18-letnią Anielę Janiszewską. 


W latach osiemdziesiątych XIX w. posesja przechodzi w ręce bednarza Władysława Węglikowskiego, który w 1874 r. poślubił 20-letnią Juliannę Lewandowicz. Węglikowskiego znajdujemy w zestawieniu mieszczan, właścicieli nieruchomości przy ulicy Świętego Ducha w roku 1889 r. Z kolei w księdze adresowej z 1895 r. znajdujemy bednarza. M. Węglikowskiego. Od bednarza nieruchomość kupił piekarz Antoni Springer syn Jana i Franciszki z domu Borucka. Nowy nabywca wystawił w podwórzu piekarnię i otworzył dobrze prosperujący interes. W 1899 r. poślubił Ludwikę Gilewską córkę Marcelego i Zuzanny z domu Przybyłowska. Jednakże biedak umiera i po nim przejmuje działalność małżonka Ludwika, która prowadzi interes w dalszym ciągu, o czym świadczy reklama z Kalendarza Strzelna z 1910 r. Piekarnię prowadziła do końca lat dwudziestych XX wieku. Zaś po wojnie interes piekarski otwiera tutaj Kazimierz Szpulecki i prowadzi go do 1950 r., to jest do czasu wprowadzenia bariery fiskalnej przez komunistów. Wówczas niemalże wszystkie placówki handlowe, gastronomiczne i produkcyjne zostały w grudniu tegoż roku zamknięte i w części przejęte przez monopol spółdzielczy PSS „Społem” i GS „SCh”. 

Wkrótce nieruchomość nabywa Kazimierz Drgas, rolnik ze Strzeleńskiego Wybudowania ku Młynom. W drugiej połowie lat 80-tych XX w. w budynku tym mieściła się pierwsza siedziba Towarzystwa Miłośników Miasta Strzelna. Dziś niestety towarzystwo jest „bezdomne“ i przygarnięte zostało przez Miejską Bibliotekę Publiczną, a tutaj spotyka się jedynie zarząd i to okazjonalnie, o czy wspomniałem na wstępie. Ale nie to jest ważne, ważne jest, że działamy i jesteśmy przez wielu spoza Strzelna doceniani, o czym świadczy chociażby wyróżnienie towarzystwa nagrodą Marszałka Województwa Kujawsko-Pomorskiego.

Za "Żelazną Bramą"
Kontynuując opowieść wspomnę, że w latach dziewięćdziesiątych strzelnianin Jan Szarek uruchomia w tym miejscu sklep przemysłowy. Wrócił on po wielu latach w rodzinne strony i poza działalnością gospodarczą podjął się również działań społecznikowskich. Przez ostatnie lata był radnym. Początkowo radnym Rady Miejskiej w Strzelnie, a w kadencji 2006-2010 radnym Rady Powiatu Mogileńskiego. W latach 2010-2014 na powrót piastował godność radnego miejskiego i jest członkiem TMMS-u. To on wykupił całą nieruchomość z rąk Drgasów i przemienił ją w lokale handlowo-usługowe. Tutaj od połowy lat 90. minionego stulecia prowadził sklep przemysłowy w branży budowlno-remontowej. Drugą połowę domu prowadził sklep spożywczy, który przekazał w zarząd bratu. Obecnie oba pomieszczenia są dzierżawione. Pierwsze na działalność handlową - były tutaj Sklep Metalowo-Przemysłowy i Centrum Odzieży Używanej. W drugiej połowie domu świadczone są usługi - optyk i okulista. Sam właściciel od 2011 r. korzysta ze świadczeń emerytalnych i nadal aktywnie uczestniczy w życiu naszego miasta. 

Foto: Heliodor Ruciński, Google Maps

piątek, 27 marca 2020

Spacerkiem po Strzelnie - cz. 77 Ulica Świętego Ducha - cz. 30



Po wielokroć spotykam się z dziwnymi tezami mówiącymi, że Strzelno to miasto emerytów, że nie posiada przyszłości, że żyje się tutaj z dnia na dzień itd., itp. Zgodnie z prawidłami w parze z nimi sypią się uzasadnienia, które mają być dowodami na ich autentyczność i mają świadczyć o słuszności tak konstruowanych twierdzeń. Tak formułowane kolokwializmy zmuszają mnie do myślenia i zadawania sobie pytania:
- Czy faktycznie nasze miasto zasługuje na takie opinie?
Osobiście uważam, że daleko nam do takiego formułowania tez. Faktem jest, że od lat obserwujemy spadek urodzeń, a co za tym idzie pomniejsza się liczba mieszkańców. Jednocześnie należy zaznaczyć, że spadek taki obserwujemy niemalże we wszystkich małych miasteczkach, również w jeszcze raz tak dużym powiatowym Mogilnie i jest on bardziej złożony niżby nam się wydawało. Obecnie miasto liczy 5701 mieszkańców i w ciągu ćwierćwiecza (25 lat) ubyło nas ok. pół tysiąca (500). Ale czy to uprawnia kogokolwiek do nazywania Strzelna miastem emerytów?
- Nie, po wielokroć nie…



Nie rozwijając tematu, przejdźmy do kolejnej posesji, która skrywa się pod numerem 23, dawnym policyjnym 46. Kamienica, mimo złego pod względem estetycznym wyglądu wzbudza zainteresowanie swym niepowtarzalnym, jak na warunki strzeleńskie wyglądem. Wystawiona została na przełomie XIX i XX w. w miejscu stojącego wcześniej domu parterowego i najprawdopodobniej z wykorzystaniem starych fundamentów. Posiada ona typowe cechy historyzmu z elementami wystroju klasycystycznego, szczególnie w obrębie okien pierwszego piętra. W okresie międzywojnia cztery facjaty z osiowo usytuowaną mansardą, na wysokości poddasza zabudowane zostały ścianami, tworząc kolejne, drugie piętro i charakterystyczną pozostałością mansardy na drugim piętrze. Elementem charakterystycznym elewacji frontowej jest centralnie usytuowany, na wysokości pierwszego piętra uroczy balkon z kutą, metalową balustradą. W podwórzy znajdują się dwie piętrowe oficyny mieszkalne z przybudówkami gospodarczymi.


Posesja stanowi własność prywatną, której obecny właściciel zamieszkuje w południowo-zachodniej części Polski. Może dlatego stan elewacji frontowej, jak i pozostałych części i wnętrz budzi wiele zastrzeżeń estetycznych. Na parterze znajdują się dwa lokale użytkowe, często zmieniające najemców, a co za tym idzie, również branże prowadzonej w nich działalności gospodarczej. Z tą kamienicą związane są losy żydowskiej rodziny Happów, po części tragiczne, po części pomyślnie zakończone na kontynencie amerykańskim. Dzięki przekazom i śladom pozostawionym w Berlinie przy Babelsberger Strasse 6, poznajemy je stosunkowo dokładnie. Happowie mieszkali w Strzelnie już w połowie XIX w. Pierwszym znanym przedstawicielem tego rodu był Joseph, którego żoną była Johanna Markowitz. Mieli oni piątkę dzieci, z których córkę Idę żonatą za Josepha Danzigera i syna Richarda udało się poznać bliżej. Zatem, czas na opowiadanie…


Pierwszymi znanymi właścicielami parceli, na której stanęła kamienica byli w 1800 r. wyrobnik Tomasz Okolewski i jego małżonka Dorota z domu Markiewicz. Po nich nieruchomość dziedziczył syn Tadeusz, który w 1843 r. poślubił w Kwieciszewie Marię Kowalską. Wnet musiał zostać wdowcem, gdyż w 1855 r., tym razem w Strzelnie poślubił również wdowę Magdalenę Dolińską z domu Zielińską. W 1889 r. dom, wówczas parterowy, znajdował się we władaniu rymarza Kowalewskiego. Wkrótce posesję nabyła żydowska rodzina Happów. Senior tego rodu Joseph prowadził tartak ze składem drewna i należał do zamożniejszych strzelnian, to też na przełomie stuleci rozbudował posesję, stawiając na fundamentach parterowego domu opisaną wyżej kamieniczkę wraz z dwiema oficynami.

Rodzina Happów ze Strzelna. W środku senior rodu Joseph z żoną Johanną.
Jego syn Richard pobierał nauki kupieckie w Poznaniu i tam też, po ich ukończeniu podjął pracę w branży drzewnej. W międzyczasie poznał Margarete córkę rabina i nauczyciela Benjamina Sterna i Pauliny z domu Glass. Sternowie wcześniej mieszkali w Szczecinie skąd w latach 80. XIX w. przeniósł się do stolicy Prowincji Poznańskiej. Po zawarciu przez Richarda i Margarete związku małżeńskiego 10 maja 1906 r., młoda para przeprowadziła się do Strzelna i zamieszkali wraz z rodzicami Happami. W Strzelnie urodzili się im synowie, Hans (19 lutego 1907) i Walter (11 grudnia 1908), późniejsi uczniowie koedukacyjnej szkoły wydziałowej oraz w 1909 r. córka Margarete. Strzelno w owym czasie było kwitnącym gospodarczo miastem powiatowym, w którym mieszkało około 5000 mieszkańców, z czego około 3% stanowili Żydzi. Richard Happ pracował tutaj w tartaku ojca i zajmował się handlem drewnem.

Po Powstaniu Wielkopolskim 1918-1919, Józef i Richard Happowie sprzedali kamienicę Polakowi Józefowi Olejnikowi i przeprowadził się z rodziną oraz rodzicami do niezajętej jeszcze przez Wojsko Polskie Bydgoszczy. Prawdopodobnie uczynili to z racji czucia się obywatelami niemieckimi. Tam znajdujemy Richarda w książce adresowej w 1922 r. jako właściciela tartaku przy ulicy Gdańskiej 48. Prowadzona przez niego firma napotkała prawdopodobnie na jakieś trudności, ponieważ rok później Richard i Joseph Happ zostali wpisani do berlińskiej książki adresowej przy Lützowstrasse 78, gdzie prowadzili hurtownię drewna.

Rodzina Happów mieszkała tu do wczesnych lat 30. XX w. Obaj synowie uczęszczali do Hindenburg-Oberrealschule i odbyli praktyki zawodową w sektorze tekstylnym. Następnie Hans pracował w dziale eksportu firmy odzieżowej Graumann & Stern, Walter początkowo jako sprzedawca w swojej firmie, a następnie jako sprzedawca futer u braci Peiser. W 1932 r. Cała rodzina przeniosła się na Jenaer Strasse 3, gdzie Richard Happ nabył fabrykę, prawdopodobnie w branży drzewnej.

Po tym, jak narodowi socjaliści przejęli rząd w 1933 r., oficjalnie usankcjonowano środki dyskryminacyjne wobec Żydów. Firmy żydowskie borykały się z coraz większymi trudnościami. Już wcześniej zanim ustawowo wyeliminowano Żydów z niemieckiego życia gospodarczego w listopadzie 1938 r., byli oni zmuszeni sprzedawać swoje firmy Niemcom. Widząc co się dzieje bracia Happ postanowili opuścić Niemcy. Walter wyjechał do Brazylii w grudniu 1935 r., Hans podążył za nim w 1936 r.

Richard Happ zmarł 11 maja 1936 r., dzień po 30. rocznicy ślubu. Została mu oszczędzona większości upokorzeń jakie dotknęły Żydów, a szczególnie tych po listopadzie 1938 r. Bracia Happ w związku z tym, że wyjechali na podstawie wiz turystycznych, które nie zostały im przedłużone, w 1938 r. wrócili do Europy, początkowo pozostając we Francji, w Marsylii. W końcu udało im się uzyskać nowe wizy imigracyjną do Argentyny. Hans osiadł w Buenos Aires, Walter osiedlił się w Rio de Janeiro. Margarete pozostała w Berlinie na Jenaer Strasse 3.

Tabliczka inskrypcyjna w chodniku przed posesją przy Babelsberger Strasse 6 w Berlinie poświęcona pamięci Margarete Happ.
Na początku 1939 r. została wyrzucona z pięknego mieszkania i przeniosła się do jednopokojowego mieszkania przy Babelsberger Strasse 6. W ten sposób podzieliła losy Żydów, uwalniając tzw. przestrzeń życiową dla Niemców. Niemcy zawłaszczyli cały majątek Happów, zablokowano pokaźne konto w Deutsche Bank, z którego Margarete mogła początkowo pobierać kwotę wystarczającą jedynie na skromne życie. Ostatecznie deportowana 12 stycznia 1943 r. i wysłana do niemieckiego obozu koncentracyjnego w Auschwitz, została tam zamordowana.



My zaś wracamy do opisu kamienicy w Strzelnie. I tak, w 1910 r. w oficynach zamieszkiwały cztery rodziny. Tam również zlokalizowany był warsztat stolarski Franciszka Boesche - członka polskiego stowarzyszenia patriotycznego „Straż”, założonego przez Józefa Kościelskiego z Miłosławia w 1905 r. Nadto mieszkał tu również cieśla Antoni Twardowski, również członek „Straży”. 


W 1923 r. w lokalu na parterze otworzył działalność gospodarczą Ignacy Latosiński. Ignacy prowadził tutaj sklep i warsztat, zegarmistrzowski. To u niego nauki pobierał Jan Strzelecki, toruński zegarmistrz i złotnik, o którym wspominałem na początku spacerów po ul. Świętego Ducha. Reklamą zakładu zegarmistrzowskiego był duży dwustronny zegar uliczny wystający ze ściany przysklepowej. Na tarczach zegara widniał inicjał Ignacego Latosińskiego. W okresie międzywojennym obok niego sklep rymarsko-siodlarski prowadził Józef Olejnik. Okres powojenny zachował się w mojej pamięci jedynie w obrazie funkcjonowania w tym miejscu zakładu rymarskiego p. Lutkowskiego, a po nim punktu sprzedaży trumien prowadzonego przez Zarząd Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej oraz sklep sąsiedniego GS „SCh”. Jeżeli państwo pamiętacie, co jeszcze tutaj się mieściło, to proszę opisać w komentarzach. Już później z początkiem lat osiemdziesiątych działalność handlową prowadziła tutaj Daria Sieradzka i jej ojciec Stanisław Lewicki. Tutaj też znajdowało się biuro Federacyjnego Towarzystwa Szlaku Piastowskiego, którego Stanisław Lewicki był założycielem i wieloletnim prezesem. Po jego śmierci w 1999 r. stowarzyszenie to zaprzestało swą działalność.


W tym miejscu warto przywołać biogram Stanisława Lewickiego, który wyszedł spod pióra honorowego obywatela miasta Strzelna Kazimierza Chudzińskiego:

Stanisław Lewicki, założyciel i prezes Towarzystwa Szlaku Piastowskiego, aktywny działacz społeczno-kulturalny. Urodził się 26 października 1932 r. w Niewolnie koło Trzemeszna. Jego rodzicami byli Franciszek i Julianna z domu Krauze. Do szkoły podstawowej uczęszczał w latach 1945-1949, a następnie po zamieszkaniu rodziny w Strzelnie uczęszczał do tutejszego Liceum Ogólnokształcącego przez trzy lata, które ukończył systemem wieczorowym w Gnieźnie. 
Związek małżeński zawarł z Klarą Stempowską 11 lutego 1956 r. w Gnieźnie. Oboje wychowali piątkę dzieci. 

Początkowo pracował w wytwórni papierosów w Poznaniu, następnie był kontrolerem biletowym PKS, a później kasjerem na stacji PKP w Inowrocławiu. W Strzelnie prowadził zakład malarsko-szyldowniczy, a w ostatnich latach życia był właściciele sklepu ogólnobranżowego. 
Już od 1946 r. należał do Związku Harcerstwa Polskiego, aktywnie uczestniczył w zbiórkach drużyny, wyjeżdżał z rówieśnikami na obozy. W 1975 r. wstąpił do Stronnictwa Demokratycznego. Udzielał się społecznie w wielu organizacjach i stowarzyszeniach. Był członkiem Cechu Rzemiosł Różnych w Mogilnie (od 1979 r.), członkiem Federacji Kujawsko-Pomorskiego Towarzystwa Kulturalnego (od 1987 r.), członkiem Harcerskiego Kręgu Seniorów (od 1997 r.), w tym samym roku wstąpił do Chrześcijańskiej Demokracji III RP. Aktywnie uczestniczył w pracach Towarzystwa Miłośników Miasta Strzelna. Pełnił w Strzelnie funkcję przewodniczącego Oddziału Niezależnego Związku Samorządowego „Solidarność” na region bydgoski (od 1989 r.). 


Odrębną, a jakże spójną działalnością społeczną Stanisława było zaangażowanie się w 1980 r. w  ruchu „Solidarność”. Jako prywatny pracodawca nie mógł należeć do związku, jednakże silnie włączył się w jego prace, jako społecznik i sympatyk. Współpracował z Międzyzakładową Komisją NSZZ „Solidarność” w Strzelnie, z regionami Inowrocław i Bydgoszcz, jeździł do Gdańska gdzie spotykał się osobiście z Lechem Wałęsą. Czynnie wspierał NSZZ RI „Solidarność” i jego struktury kujawsko-pomorskie. W stanie wojennym podjął wraz z małżonką Klarą działalność w strukturach podziemnej „Solidarności” o czym pisałem przy okazji 30 rocznicy powstania ruchu związkowego. Uczestniczył w tajnych spotkaniach w Głuchej Puszczy. Kolportował prasę podziemną i dostarczał do Strzelna „bibułę”. Uczestniczył wraz z małżonką w mszach św. „Za Ojczyznę” odprawianych przez ks. Jerzego Popiełuszkę, a po jego śmierci organizował pielgrzymki do Jego grobu. 

Był jednym z inicjatorów i czołowym organizatorem Towarzystwa Szlaku Piastowskiego. Zapewnił odpowiednie oznakowanie Szlaku tablicami z wizerunkiem orła piastowskiego. Z jego inicjatywy zaszczytny tytuł Honorowego Członka TSP otrzymali m.in.: Papież Jan Paweł II, prezydent Lech Wałęsa, marszałek Sejmu Wiesław Chrzanowski, prof. Andrzej Stelmachowski, ks. prof. Andrzej Szostek, Konsul Generalny RP we Lwowie Piotr Konowrocki. 
Wspólnie z TMMS organizował Ogólnopolskie Plenery Malarzy i Rzeźbiarzy, które ożywczo wpłynęły na życie kulturalne Strzelna. Pozostawione po tych przedsięwzięciach obrazy mogą stanowić piękną ekspozycję muzealną. Przez kilka lat pełnił z zaangażowaniem funkcję redaktora technicznego „Wieści ze Strzelna”, był autorem artykułów pisanych zawsze w wyważonym tonie. W ostatnich latach mocno zaangażował się w akcję niesienia pomocy Polakom mieszkającym na Wschodzie. Ściśle współpracował ze Stowarzyszeniem „Wspólnota Polska”. Organizował wycieczki, zwłaszcza do Lwowa i Wilna, autobus był zawsze wypełniony po brzegi darami, które otrzymywał od strzeleńskich sponsorów. Podejmował działania na rzecz renowacji nekropolii Orląt Lwowskich. W ostatnim okresie życia przygotował do druku album pt. „Kościoły drewniane na Szlaku Piastowskim”. 
Za całokształt działalności został odznaczony m.in.: Złotym Krzyżem Zasługi, Medalem 40-lecia PRL, Honorową Odznaką Rzemiosła. 
25 grudnia 1999 r. odszedł na zawsze „Dziedzic Szlaku Piastowskiego”, a taki tytuł niejako honorowo otrzymał od wybitnego historyka mediewisty prof. Gerarda Labudy.

wtorek, 24 marca 2020

Spacerkiem po Strzelnie - cz. 76 Ulica Świętego Ducha - cz. 29



Materiałów gromadzę coraz więcej. Jest tego tak dużo, że nie jestem w stanie umieszczać wszystkiego na blogu. Wiele ciekawych historii czeka w kolejce, a ja tymczasem dopinam i opracowuję go w miarę na tyle czytelny, by mógł być przyswojonym szczególnie przez ludzi młodych. Wiem, że blog „Strzelno moje miasto” pilnie studiują również starsi, o czym świadczy ilość otrzymywanych lajków, e-maili i pytań. Kochani wybaczcie, na niektóre odpowiedzi musicie trochę poczekać.

Kontynuując spacer ulicą Świętego Ducha zatrzymaliśmy się przy posesji należącej do „Rolnika”, a później GS „SCh”, współcześnie oznaczonej numerem 25. Koleje losu tej instytucji w końcowej fazie istnienia były dla wielu jej pracowników niepomyślne. Wielu straciło pracę inni przeszli do innych firm i zakładów pracy, po wielokroć na gorszych warunkach, niż te, z których onegdaj korzystali. Dziś pokrótce przedstawiam dzieje tej jednej z największych strzeleńskich firm, jakie funkcjonowały w czasach peerelowskich. Wspominałem, że przed blisko trzydziestu laty opracowałem monografię GS „SCh”. Dzięki wydaniu jej drukiem w 1984 r. zachowane zostały dzieje, tej jednej z najstarszych spółdzielni typu rolniczo-handlowego w Polsce. Sama kamienica przez wiele lat odstraszała swym wyglądem. Przedostatni remont zewnętrzny przeszła w 1984 r. Mieszkania na drugim piętrz zajmowały do lat 90-tych osoby związane ze spółdzielnią. Mieszkała tam pani Zofia Rakoczy (do 1994 r.), wdowa po wieloletnim kierowniku Stanisławie Rakoczym oraz Jerzy Kubiak (do 1992 r.), wieloletni główny księgowy. 

"Rolnik Kujawski" - lata czterdzieste XX w. Po prawej siedzi Stanisław Rakoczy. Za nim od prawej: 2. Kubiak, 4. Celina Hertmanowska, 5. Edmund Kmieć, 7. Barbara Radomska, 10. Janusz Basiński.

Zaraz po wojnie do połowy marca czyniono starania o uruchomienie na bazie wojennego „Konzumu” nowej spółdzielni rolniczo-handlowej „Rolnik Kujawski”. 21 marca 1945 zwołano zgromadzenie organizacyjne i założono nową spółdzielnię. Skład pierwszej rady nadzorczej stanowili: Czesław Benedykciński z Ciechrza, Władysław Graczyk z Jezior Wielkich, Marcin Dopierała z Młynów, Jan Łożyński z Młynic, Jan Jędraszczak z Jezior Wielkich, Józef Kotas z Bronisławia, Antoni Łada z Kruszy Duchownej, Włodzimierz Dąbski z Żółwin, Marian Głowacki Witkowa; oraz trzej zastępcy członków: Piotr Sucharski z Sierakowa, Jan Czub ze Strzelna, Stanisław Dobrzyński z Sławska Dolnego. Przewodniczącym RN był Benedykciński, jego zastępcą Łada, a sekretarzem Dąbski. Rada Nadzorcza  powołała trzyosobowy zarząd.

Szybko spółdzielnia rozwinęła skrzydła i stała się największą w Wielkopolsce. Jej świetną prosperitę przerwały przemiany gospodarczo-ustrojowe. Wówczas powstała, również w 1945 r. Gminna Spółdzielnia „SCh” przejęła „Rolnika Kujawskiego” i od 1 stycznia 1948 r. Obie spółdzielnie połączyły się i rozpoczęły pracę jako GS „SCh” w Strzelnie. Obszerny materiał o tej spółdzielni przedstawię niebawem, a obecnie przybliżę postać wieloletniego kierownika tej firmy pana Stanisława Rakoczego. Nadmienię jeszcze, że w latach 1982-1990 również ja pracowałem w GS „SCh” pełniąc funkcję wiceprezesa ds. obrotu rolnego.

Spółdzielnia „Rolnik Kujawski” pod kierownictwem Stanisława Rakoczego pomyślnie rozwijała się do 31 grudnia 1947 r. Ten krótki powojenny i pracowity okres pozwolił jej twardo stanąć na nogach. Wkrótce stała się jedną z najsilniejszych w województwie poznańskim (Strzelno do 1950 r. znajdowało się w granicach poznańskiego). Spółdzielnia swą działalność prowadziła w pomieszczeniach własnych, jak i mieniu poniemieckim i pożydowskim, również w obiektach przedwojennych firm zbożowych. Pierwszy Zarząd „Rolnika Kujawskiego” Stanowili: Tadeusz Pętkowski – przewodniczący i Stanisław Rakoczy i Marian Schnaider – członkowie. Od 28 kwietnia 1945 r. Schnaidera zastąpił działacz ludowy Franciszek Maj, a od 1 maja 1946 zaczął zarządem kierować Stanisław Rakoczy. Od 6 grudnia 1947 r. Maja zastąpił Józef Kociołł. Głównymi działami spółdzielni były, skup płodów rolnych i zaopatrzenie rolnictwa w środki do produkcji rolnej. Jej obszar działania obejmował gminy Strzelno-Południe i Strzelno-Północ oraz samo miasto. Był to teren współczesnych gmin Strzelno i Jeziora Wielkie oraz część gminy Janikowo.

Uroczystość 50-lecia Spółdzielczości Rolniczo-Handlowej i 10-lecia Spółdzielczości Zaopatrzenia i Zbytu - sala Kina "Kujawianka", uroczystość otwiera przewodniczący Rady Nadzorczej GS "SCh" Leon Olszewski. II od prawej Stanisław Rakoczy. I od lewej prezes Józef Białęcki.


Przemawia prezes Zarządu GS "SCh" w Strzelnie Józef Białęcki
W tym samym czasie obok „Rolnika Kujawskiego” funkcjonował całkowicie nowy twór spółdzielczy, jakim była Gminna Spółdzielnia „Samopomoc-Chłopska”. Idea funkcjonowania tego typu spółdzielni wywodziła się z pokongresowego orędzia, które głosiło: ...Stwórzmy wielką sieć spółdzielni na wsi, które przejmą w swe posiadanie wszystkie resztówki pozostałe po parcelacji, majątek pozostały po dworach i wspólnymi siłami obrócą to dla dobra chłopów i dobra państwa. W każdej gminie musi powstać spółdzielnia gminna „Samopomocy Chłopskiej”... To w oparciu o te hasło 30 maja 1945 r. zawiązała się w Strzelnie taka spółdzielnia. Dziewięcioosobową radą nadzorczą kierował Stefan Wiśniewski. Praktycznie w 1945 r. spółdzielnia nie podjęła działalności gospodarczej. Jedyne co udało się  zrobić zarządowi kierowanemu przez Władysława Wawrzyniaka było zarejestrowanie spółdzielni 26 czerwca 1945 r. w Sądzie Okręgowym w Gnieźnie. Zmiana władz 20 lutego 1946 r. spowodowała stopniowe pobudzenie do działania. Prezesem RN został Marian Głowacki, zaś pięcioosobowym zarządem kierował Konstanty Raczkowski. Pierwszym kierownikiem spółdzielni został Ignacy Matuszak, któremu pomagał Alfons Ruciński, delegowany przez władze miejskie do zarządzania finansami. Spółdzielnia przejęła liczne resztówki po rozparcelowanych majątkach ziemskich i rozpoczęła działalność przemysłową w gorzelniach. Od 28 marca 1947 r. radą nadzorczą począł kierować Aleksander Mizerek. Jednakże spółdzielnia nie przynosiła spodziewanych zysków. W maju ustąpił z zarządu Alfons Ruciński. Rok gospodarczy 1947 zakończono stratami sięgającymi 620,600,00 zł.


1974 r. Walne Zgromadzenie GS "SCh", odbyte w Przyjezierzu w sali POSTiW
Od 1 stycznia 1948 r. pod naciskiem sił politycznych i odgórnych zarządzeń obie spółdzielnie zjednoczyły się, z tym, że przejmującą był „Rolnik Kujawski”, zaś GS „SCh” udzieliła swej nazwy. Kierownikiem nowej spółdzielni został Stanisław Rakoczy, przewodniczącym RN Aleksander Mizerek, zaś przewodniczącym zarządy Tadeusz Pętkowski. 21 grudnia spółdzielnia poddana została reorganizacji. Zarząd został organem kierującym i zarządzającym, a jednocześnie wykonawczym. Na jego czele stanął Stanisław Rakoczy, zastępcą Tadeusz Leitgeber i członkiem Edmund Ruszkiewicz. Spółdzielnia zaczęła osiągać coraz większe obroty i stała się wiodącym pracodawcą na terenie miasta i gmin strzeleńskich. 

Stary magazyn zbożowy, później magazyn administracyjny. Po lewej Ośrodek Nowoczesna Gospodynia w podwórzu przy ul. św. Ducha 25.

Wytwórnia Wód Gazowanych i Rozlewnia Piwa w podwórzu przy ul. Świętego Ducha 25

Młyn Zbożowy GS "SCh" w Strzelnie przy ul. Powstania Wielkopolskiego

Największy magazyn zbożowy GS "SCh" w Strzelnie - w Wymysłowicach
 W tym czasie spółdzielnia prowadziła: Mleczarnię, Młyn Parowy, Gorzelnie w Lubstówku i Strzelnie Klasztornym, Piekarnię, resztówki pomajątkowe, Spółdzielczy Ośrodek Maszynowy oraz sieć punktów skupu płodów rolnych, magazyny zaopatrzenia w środki do produkcji rolnej oraz sieć sklepów detalicznych. Z biegiem lat GS „SCh” uległa przekształceniom i rozbudowie o dziesiątki nowych obiektów. Kolejno prezesami po Stanisławie Rakoczym byli: Edmund Banach (1951-1953, Marian Sadowski (1953-1954), Józef Kośmicki (1954), Marian Paluczyński (1954-1956), Józef Białęcki (1956-1961), Stanisław Maniecki (1961-1971), Jerzy Paternoga (1971- 1982), Leszek Boesche (1982-1994). Już w latach 90-tych XX w., po przemianach ustrojowych spółdzielnia zmienia nazwę na Spółdzielnię Zaopatrzenia i Zbytu, którą kierował Czesław Bukowski, po nim Zofia Smółka, a kończył Leszek Kawczyński, który jednocześnie likwiduje spółdzielnię - z początkiem nowego tysiąclecia.

Obiekty na Bazie Magazynowej przy ul. Zbożowej




Największy bum gospodarczy spółdzielnia przeżyła za czasów prezesów: Manieckiego, Paternogi i Boesche'go. W tym czasie powstało pięć baz magazynowo-skupowych: w Jeziorach Wielkich, Wójcinie, Wymysłowicach, Strzelnie - skupu żywca przy szosie konińskiej oraz największa, której budowę od podstaw na obszarze 4,59 ha rozpoczęto w 1969 r. w Strzelnie, za Elewatorem PZZ. Rozbudowano sieć sklepów własnych, z dużym pawilonem handlowym, barem z klubokawiarnią - oba w Wójcinie oraz restaurację i pawilon handlowy w Przyjezierzu. W dekadzie lat 80. wybudowanych zostało od podstaw kilka nowych placówek handlowych i duży magazyn zbożowy w Jeziorach Wielkich, w pełni zmechanizowano magazyn zbożowy w Wymysłowicach. W tej dekadzie pracowałem w spółdzielni jako wiceprezes ds. obrotu rolnego, wspólnie zasiadając w zarządzie z Leszkiem Boesche i Mieczysławem Jaroszewskim. Główną księgową wówczas była Henryka Szarzyńska, a dyrektorem filii w Jeziorach Wielkich Czesław Bukowski. W tym też czasie przewodniczącym Rady Nadzorczej był Franciszek Pruczkowski. 

Obiekty gastronomiczno-handlowe 




Ze Spółdzielni odszedłem w 1990 r. Niestety nie znalazły wówczas uznania w oczach Rady Nadzorczej moje innowacje wynikające z przemian gospodarczych i mimo propozycji pozostania, przeszedłem do pracy w branży drzewnej, do nowopowstałej spółki PPHU „Despol“. Ale to nie był koniec mojej działalności w spółdzielni, po przemianach i reformie Balcerowicza zostałem przewodniczącym Rady Nadzorczej GS „SCh“ w Strzelnie i po wyborze mnie na członka Zarządu Powiatu Mogileńskiego w 1999 r. zrezygnowałem z przewodniczenia. W tym czasie w spółdzielni zaczęło dziać się coraz gorzej. Wielu pracowników bardziej zabiegała wokół własnych interesów, niż pochylała się nad utrzymaniem w znośnej kondycji firmy. Spółdzielnia nie umiała znaleźć się w nowych uwarunkowaniach ekonomicznych i ustrojowych. Poddała się konkurencji, która w dużej mierze została wytworzona przez byłych jej pracowników, którzy w większości wykupili majątek po firmie i na jego bazie otworzyli własną działalność.

Pracownicy GS "SCh" w Strzelnie

Róża Bartecka

Halina Leszczyńska

Edmund Filipczak

Ignacy Śmigielski

Leon Malinowski
Ryszard Nowak



Najbardziej przykra w dziejach spółdzielni była sama jej likwidacja, którą przeprowadzono byle jak. Od 2011 r. policja prowadziła dochodzenie w sprawie sterty dokumentów, które
znaleziono w piwnicy, choć powinny się znajdować w archiwum. Dotyczyły one dwóch
działających tutaj spółdzielni, słynnego geesu i jej spadkobierczyni, spółdzielni zaopatrzenia i zbytu. W podziemiach byłego biurowca leżały spakowane w workach dokumenty, w tym przeszło 1350 teczek osobowych byłych pracowników spółdzielni oraz blisko 4000 innych dokumentów wytworzonych w czasach ich działalności…



Te teczki to biogramy ludzi przez lata szczególnie zatrudnianych w geesie. Nie sposób o nich zapomnieć, gdyż byli to dziadkowie, rodzice, bracia i siostry, kuzynostwa, koledzy i koleżanki, w końcu znajomi setek strzelnian. W pierwszej kolejności moja pamięć przywołuje nieżyjących już prezesów: Józefa Białęckiego, Stanisława Manieckiego, Jerzego Paternogę; wiceprezesów: Władysława Drgasa, Feliksa Lewandowskiego, Ryszarda Chwiłkę, Kazimierza Badynę; dyrektora Czesława Bukowskiego; głównych księgowych: Jerzego Kubiaka, Jadwigę Śmiejkowską; kierowników: Jana Wiśniewskiego - cukiernika, Stanisław Wojtczaka z Wytwórni i Rozlewni WGiP; Jana Karpińskiego z młyna, Alojzego Linettej, Wojciecha Śliwińskiego, Jana Starynowicza, seniora Brukiewicza, Jacka Jankowskiego; magazynierów: Jerzego Podolskiego, Stanisława Kaszaka, Rajmunda Zientarę, Edmunda Konieczkę i Leonarda Kowalskiego z Jezior Wielkich, Zenona Lewandowicza, Wojciecha Posłusznego; kierowników sklepów: Michała Dziadurę, Ignacego Śmigielskiego; zaopatrzeniowca Zbigniewa Zielińskiego… Również z wielką estymą wspominam dyrektora Edmunda Kmiecia z Zakładu Handlu WZGS w Mogilnie, a szczególnie kierownika Działu Skupu i Kontraktacji WZGS w Bydgoszczy Leszka Jarzębińskiego…
Oczywiście, to nie wszyscy. Żyje nas jeszcze sporo, widzimy się na mieście, zagadujemy do siebie, niekiedy wspominamy; spotykamy się również wirtualnie, na fejsie…     

niedziela, 22 marca 2020

Spacerkiem po Strzelnie - cz. 75 Ulica Świętego Ducha - cz. 28



Kolejna posesja, obok której przechodzimy w drodze do Rynku to była siedziba „Rolnika”. Materiał ogromny, gdybym chciał opisać dzieje tej instytucji i ludzi z nią związanych na blogu zająłby on kilkanaście części. Całą wiedzę o tejże spółdzielni rolniczo-handlowej zawarłem w pierwszej książce monograficznej mojego autorstwa, jaka została opublikowana przed blisko 40 laty. 

Równe 9 lat temu 25 lutego 2011 r. po raz pierwszy podjąłem temat „Rolnika“, czyli kamienicy i posesji oznaczonej numerem 25, lub starym policyjnym 47 na nieistniejącej już pierwszej wersji bloga Strzelno moje miasto. Wówczas umknęła mi posesja Józefa Howila, która była wciśnięta pomiędzy Wegnerami, a późniejszą siedzibą „Rolnika“. Dawniej była częścią składową większej parceli należącej do Amrogowiczów, a później Wegnerów i oznaczona była numerem policyjnym 48A. Dzisiaj w tym miejscu stoi pawilon mini-kawiarenki - lodziarni, która w okresie wiosenno-letnim oferuje bogatą gamę lody. Lokal ten nosi nazwę „Lodowa Kraina“ i prowadzony jest przez państwo Romblewskich. Wcześniej w miejscu tym prowadzono sklepik odzieżowy, a następnie wielobranżowy z krzykliwą nazwą „ttt - tanio, taniej, najtaniej“.

Ale przejdźmy do dziejów najstarszych i rodziny Howilów. Wspomniany Józef Howil urodził się w 1861 r. i był synem Franciszka i Katarzyny Romanowicz. W 1891 r. poślubił starszą od siebie o trzy lata Praxedę Tetzlaff. Ich synem był Wojciech Howil z zawodu rzeźnik, piastujący w Cechu Rzeźnickim funkcję zastępcy członka Zarządu Cechu. Wziął udział w Powstaniu Wielkopolskim i z tej racji w Związku Wojaków i Powstańców Koło Strzelno pełnił funkcję członka Komisji Rewizyjnej. Był nadto sekretarzem Koła Związku Inwalidów Wojennych w Strzelnie. Na niwie sportowej z pasją uprawiał kręglarstwo, będąc członkiem strzeleńskiego Klubu Kręglarzy „8“. Członkowie Klubu powierzyli mu funkcję zastępcy sekretarza. Był również członkiem Chóru „Harmonia“, w którym prowadził biblioteczkę klubową. Parterowy dom mieszkalny po Howilach stojący szczytem do ulicy został rozebrany. Kiedy to nastąpiło? Prawdopodobnie w czasie okupacji.

W dzisiejszym spacerku nieco dłużej zatrzymamy się przy okazałej i pięknie wyremontowanej kamienicy, dawnej siedziby Spółdzielni Rolniczo-Handlowej „Rolnik“ oraz późniejszej, bo powojennej siedziby niemniej słynnej Gminnej Spółdzielni „Samopomoc Chłopska“. Kamienica dość okazała, dzisiaj pięknie się prezentuje, choć jeszcze nie tak dawno w niczym nie przypominała dawnej świetności. W 1984 r. napisałem dzieje firm, które tutaj znalazły swoje siedzibę. Materiał wówczas zebrany udokumentował kolejno dzieje „Rolnika”, spółki „Rakoczy & Olszak”, „Rolnika Kujawskiego” i GS „SCh”. Później jeszcze, w okresie przemian ustrojowo-gospodarczych funkcjonowała tutaj na bazie tej ostatniej Spółdzielnia Zaopatrzenia i Zbytu. Po niej jeszcze przez wiele lat od likwidacji pozostawał na szczycie kamienicy łuszczący się szyld reklamowy.



Dziś obiekty przy ulicy Świętego Ducha 25 należą do kilku właścicieli prywatnych. Część posesji oznaczonej numerem 25b należy do państwa Smółka. W części tej prowadzone jest Biuro Rachunkowe, a przed laty był tu jeszcze lokal gastronomiczny „Bajka”, który po wybudowaniu przez właścicieli nowego obiektu przy ul. Topolowej został tam przeniesiony. W budynku głównym (25a), który został podzielony na mieszkania i lokale użytkowe, a następnie rozprzedane, znajduje się na parterze sklep Firmy Handlowo-Usługowej „Joanna“ z firanami i pościelami oraz Zakład Fryzjersko-Kosmetyczny „U Ewy“. W podwórzu (25c) w byłej oficynie mieści się sklep - firma Centrum Grzewcze, oferujący urządzenia i podzespoły grzewcze oraz znajdują się w niej mieszkania. 


I już przechodząc do tematu właściwego, zacznę od „Rolnika“. Pierwszą tego typu spółdzielnię w Prowincji Poznańskiej (Wielkim Księstwie Poznańskim), która miała charakter rolniczo-handlowy założył ks. Piotr Wawrzyniak w Mogilnie wespół z Kazimierzem Jaczyńskim z Marcinkowa i Bielic. Strzeleński „Rolnik” był piątą z kolei spółdzielnia założoną na pograniczu Kujaw i Wielkopolski po Mogilnie (1901), Barcinie, Pakości i Żninie (1904). Dopiero w 1909 r. „Rolnika” doczekał się Inowrocław. Zarejestrowana została w tutejszym rejestrze spółkowym pod numerem 13, dnia 6 lipca 1905 r., jako „Rolnik“ Einkaufs und Absatzverein Eingetragene Genossenschaft mit beschrankter Haftpfiicht - czyli, spółdzielnia rolniczo-handlowa z ograniczoną odpowiedzialnością w Strzelnie. Członkami pierwszego Zarządu byli: ks. Józef Prądzyński - dyrektor, Jan Cichocki - kontroler, Franciszek Wegner - podskarbi. Natomiast w skład Rady Nadzorczej wchodzili: W. Szuda - prezes, B. Kierski - wiceprezes, J. Głowacki - sekretarz; J. Lewandowicz, J. Baliński, M. Burzyński, W. Szyper. J. Olszak, F. Waligóra. Spółdzielnię tworzyło 56 członków, w tym związanych z rolnictwem 52 i innymi zawodami 4. W roku następnym 1906 - było już 117 członków. W 1907 r. Radę Nadzorczą wzmocnił Władysław Pętkowski z Kuśnierza, a w 1908 Stanisław Mukułowski z Czerniaka. Z kolei w 1909 r. do składu RN dołączyli dr Zygmunt Zakrzewski z Mirosławic i ks. Romuald Sołtysiński z Siedlimowa. W 1910 r. do Zarządu dokooptowano czwartego członka, którym był etatowy kierownik „Rolnika“ Włodzimierz Junk. W kolejnym 1911 r. spółdzielnia liczyła już 189 członków. W 1913 r. nastąpiła zmiana w składzie Zarządu - prezesem został dr Zygmunt Zakrzewski, a to w związku z przeniesieniem do innej parafii ks. Prądzyńskiego, który zrezygnował z funkcji. Członkiem Rady Nadzorczej przez szereg lat był również dr Jakub Cieślewicz. Ostatni skład Zarządu w 1932 r. stanowili: Stanisław Rakoczy - prezes i kierownik spółdzielni, Mieczysław Olszak i Jan Głowacki, natomiast skład Rady Nadzorczej: Józef Zabłocki - prezes, Franciszek Wegner, ks. Romuald Sołtysiński, S. Watta-Skrzydlewski, St. Paluszak, W. Janowski, J. Krawczyk, M. Dopierała, Fr. Stanek.  


Już u początku działalności, „Rolnik“ szybko wybił się na czoło, twardo stając na gruncie obrony polskiego żywiołu przed spekulacją i wyzyskiem. Założenia jej szły w parze, ekonomiczne z myślą o skutecznej samoobronie przed naporem germanizacyjnym rządu pruskiego. Mimom początkowo olbrzymich trudności stwarzanych przez nieprzebierającą w środkach konkurencję miejscowego niemieckiego, żydowskiego, jak i rodzimego kapitału, nowo powstała spółdzielnia potrafiła szybko zorganizować skup zboża i innych ziemiopłodów, jak również zaopatrzyć rolnictwo w nawozy sztuczne, nasiona, zboże siewne, węgiel i pasze treściwe. Chcąc zachęcić do korzystania ze swych usług w zaopatrzeniu wprowadzono ceny niższe niż w handlu konkurencyjnym. Pod względem liczby członków, których spółdzielnia w 1914 r. liczyła 234 oraz kapitału członkowskiego, który wynosił w 1915 r. 37.756 marek, była największą spółdzielnią rolniczo-handlową na pograniczu kujawsko-wielkopolskim. 


Nowa siedziba "Rolnika" tuż po jej wybudowaniu. Szczyt dwupiętrowej kamienicy jeszcze nie otynkowany.



Dobra pozycja finansowo-ekonomiczna sprawiła, że szybko uporano się z wykupem z rąk prywatnych dzierżawionej parceli i już w 1909 r. oddano do użytku nową, piękną siedzibę. Oto informacja prasowa zamieszczona 3 lipca 1909 r. w „Gazecie Toruńskiej“ o tejże kamienicy:
„Rolnik“ w Strzelnie pobudował tu dom, który się bardzo pięknie przedstawia. Ale wszystko w życiu ludzkim ma swoje „ale“; nieszczęsna fasada tego domu, która się prezentuje w kolorach białym i czerwonym podziałała na nerwy tutejszych hakatystów, i zaczęto intrygować, iż zagraża to „faterlandowi“, choć coś podobnego nie ma tu miejsca. Kto wie, co się obecnie stanie, prawdopodobnie kolor będzie zmieniony, a już co najmniej usunięta „wielkopolska agitacja“.

Rada nadzorcza i Zarząd "Rolnika". Rok 1930 - uroczyste posiedzenie z okazji jubileuszu pracy i nadania tytułu Honorowego Obywatela Miasta Strzelna doktorowi Jakubowi Cieślewiczowi. Siedzą od lewej: Jan Paluszak z Sokolnik, Józef Zabłocki z Golejewa, dr. Cieślewicz, ks. Romuald Sołtysiński - przew. RN. Włodzimierz Wata-Skrzydlewski z Wójcina, Franciszek Wegner, Józef Krawczak z Rzadkwina. Stoją od lewej: Marian Sznajder, Jan Głowacki z Witkowa, Stanisław Rakoczy - kier. "Rolnika", Wawrzyn Janowski z Cienciska, Marcin Dopierała z Młynów.

Parter kamienicy zajmowały biura „Rolnika“ oraz Izby Rolniczej i Powiatowego Związku Kółek Rolniczych. Piętra przeznaczone były na mieszkania. Pierwsze piętro zajmował etatowy kierownik spółdzielni. Do 1925 r. mieszkał tutaj Włodzimierz Junk, a po nim Stanisław Rakoczy. Pomyślny rozwój spółdzielni przerwany został wielkim kryzysem gospodarczym, który w 1933 r. doprowadził do objęcia spółdzielni nadzorem sądowym. Jednakże i to nie pomogło i w 1934 r. doprowadziło do upadłości spółdzielni. W tej sytuacji 19 lipca 1934 r. w Dzienniku Kujawskim nr 162 ogłoszona została upadłość spółdzielni „Rolnik”. Nadzorcami masy mianowani zostali panowie dr Kochler - miejscowy sędzia i urzędnik skarbowy Szklarski ze Strzelna. W komentarzu do informacji zamieszczonej również w „Gazecie Powszechnej“ z 19 lipca 1934 r. podano, że charakterystycznym dla tej upadłości był fakt, że „Rolnik“ posiada więcej wierzytelności aniżeli długów. Jednakowoż niewypłacalność zadłużonych gospodarzy spowodowała katastrofę tej tak poważnej spółdzielni.



Szybko też na bazie „Rolnika“ działalność gospodarczą rozpoczęła spółka założona przez byłych członków zarządu spółdzielni, Stanisława Rakoczego i Mieczysława Olszaka. Spółka cieszyła się poparciem Józefa Zabłockiego, dziedzica z Golejewa i okolicznych ziemian. Jej działalność był identyczna z tą jaką prowadził „Rolnik“, a jej powstanie uchroniło majątek po „Rolniku”, który w całości został zachowany. 

Z wybuchem wojny na bazie byłego „Rolnika” i spółki „Rakoczy i Olszak” oraz obiektów po prywatnej firmie zbożowej Juliana Schulze, działalność rozwinęła niemiecka spółdzielnia „Konzum”, która w Strzelnie działała już od 1893 r. Po scentralizowaniu swojej rozproszonej działalności w obiektach przy ul. Świętego Ducha (w czasie okupacji Hermann Goering Strasse)  i zatrudnieniu przedwojennego fachowca Stanisława Rakoczego, firma przemianowana została na „Bezugs und Absatzgenossenschaft  e.G.m.b.H Strelno”. Przez całą okupację prowadziła skup płodów, zaopatrzenie w nawozy, środki ochrony roślin, pasze oraz prowadziła wymianę poprzez młyny zboża na mąkę i otręby, ze szczególnym przywilejem dla niemieckich rolników i majątków.

W czasie okupacji w „Konzumie“. Siedzi od lewej Stanisław Rakoczy, obok stoi żona Zofia. 
 Ciekawostką dla badaczy dziejów okupacyjnych Strzelna jest fakt, iż w lokalu na parterze, od strony ulicy Św. Ducha swój posterunek miała policja niemiecka. W podwórzu przy magazynie zbożowym ci właśnie policjanci rozstrzelali mieszkańca Młynów Kowalskiego. Zarzucono mu kłusownictwo i bez wyroku sądowego, po prostu rozstrzelano. Miejsce to nigdy nie zostało upamiętnione, a o tym wydarzeniu opowiedziała mi w 1983 r. pani Zofia Rakoczy. 

Rada nadzorcza i Zarząd "Rolnika". Rok 1930 - uroczyste posiedzenie z okazji jubileuszu pracy i nadania tytułu Honorowego Obywatela Miasta Strzelna doktorowi Jakubowi Cieślewiczowi. Siedzą od lewej: Jan Paluszak z Sokolnik, Józef Zabłocki z Golejewa, dr. Cieślewicz, ks. Romuald Sołtysiński - przew. RN. Włodzimierz Wata-Skrzydlewski z Wójcina, Franciszek Wegner, Józef Krawczak z Rzadkwina. Stoją od lewej: Marian Sznajder, Jan Głowacki z Witkowa, Stanisław Rakoczy - kier. "Rolnika", Wawrzyn Janowski z Cienciska, Marcin Dopierała z Młynów.

Stanisław Rakoczy. 

Stanisław Rakoczy był handlowcem, którego znajomość zagadnień fachowych miała zasadniczy wpływ na działalność i rozwój „Rolnika” i firm po nim następujących. Urodził się on 30 kwietnia 1901 r. w Arcugowie w powiecie gnieźnieńskim. Rodzicami jego byli Karol i Henryka z domu Kroll. W latach 1907-1913 uczęszczał do szkoły w Witkowie, a po jej ukończeniu zamieszkał przez rok u swego stryja Władysława w Berlinie. Pobyt ten przyczynił się do opanowania języka niemieckiego, tym samym ułatwił mu dalszą naukę. W latach 1915-1918 pracował jako uczeń w firmie „Roman Stan” w Chojnicach oraz w firmie „Kurowski” w Stargardzie. Na przełomie lat 1918-1919 pracował w firmie „Rosenfeld i syn” w Schwersenz. Przerwał pracę aby jako ochotnik zgłosić się do Powstania Wielkopolskiego. Ponieważ nie miał ukończone 18 lat ojciec wydał pisemną zgodę, co pozwoliło mu zostać powstańcem. Bezpośrednio po powstaniu odbył trzyletnią służbę wojskową w Gnieźnie w 2. pułku artylerii polowej. W latach 1921-1922 pracował jako praktykant w spółce zbożowej Hanasz i Wysocki w Strzelnie, a następnie w Mogilnie. W latach 1922-1925 poświęcił się pracy kolejno, jako księgowy bilansista, później jako pomocnik handlowy, wreszcie jako zastępca właściciela firmy „Sędzierski i Kazowski” w Mogilnie.


10 lutego 1925 r. podjął pracę w spółdzielni „Rolnik” w Strzelnie piastują stanowisko kierownika do 1 kwietnia 1934 r. Po upadku „Rolnika” zakłada spółkę „Rakoczy i Olszak”, która istniała do wybuchu wojny. W sierpniu 1939 r. został zmobilizowany i udał się zgodnie z przydziałem w okolice Wilna do miejscowości Mała Wilejka. W wyniku działań wojennych dostał się do niewoli. Przebywał w Stalagu IV B pod nr 5502 w Meinhaim k. Targen do sierpnia 1940 r. Ze względu na stan zdrowia zwolniony przybył do Strzelna i podjął pracę w „Konsumie“. Pracował jako handlowiec do zakończenia wojny.

Tuż po wyzwoleniu stał się inspiratorem odbudowy spółdzielczości rolniczo-handlowej, zakładając „Rolnika Kujawskiego” w Strzelnie - jednej z największych spółdzielni tego typu w Wielkopolsce. Piastował w niej funkcję prezesa, a następnie wiceprezesa w połączonej Gminnej Spółdzielni „SCh”. 31 maja 1955 r. z przyczyn politycznych odszedł do pracy w Inowrocławskiej spółdzielni Pracy „Remont”. Nadzorował między innymi remont i rozbudowę szpitala w Strzelnie o oddział pulmonologiczny. Zmarł 2 stycznia 1968 r. i jest pochowany na starym cmentarzu w Strzelnie przy ul. Kolejowej. 

Małżonkowie Stanisław i Zofia Rakoczy. W środku Maria Tetzlaff - matka Zofii. 
Osobiście poznałem małżonkę pana Rakoczego Zofię, która opowiedziała mi wiele ciekawych wątków z życia męża, jego zmagań z tępotą rządzących w latach powojennych, a także o przyjaźni z mym ojcem Ignacym, którego pan Stanisław bardzo poważał z racji fachowości w prowadzeniu ksiąg rachunkowych oraz korzystania z jego porad bilansowych. Pani Zofia była rodowitą strzelnianką pochodzącą z zacnej mieszczańskiej rodziny Tetzlaffów. Należała do Towarzystwa Gimnastycznego "Sokół" w Strzelnie. Małżonkowie byli bezdzietni.

CDN