czwartek, 25 stycznia 2018

Spacerkiem po Strzelnie - cz. 1


Tak, to my, bracia bliźniacy. Jeden pisze, drugi fotografuje i stare zdjęcia poddaje renowacji.


Wstęp, czyli o spacerowaniu słów kilka...

Tym artykułem wracamy do opowieści o naszym Strzelnie. Postanowiłem prezentowaną, nową blogową wersję Spacerków po Strzelnie kontynuować nieco innymi ścieżkami, niż to miało miejsce w pierwotnej wersji. Będzie ona bardziej uporządkowana i zbliżona do wersji, jaką w 2014 r. zaproponował Krzysztof Łuczak. Otóż przesłał on mi w wersji PDF skład elektroniczny propozycji ewentualnego wydania części I Spacerków... w wersji papierowej. To uporządkowanie sprawi, że biogramy strzelnian dotychczas wpinane w Spacerki znajdą się w oddzielnym cyklu artykułów występujących pod wspólnym tytułem Strzeleńskiego Słownika Biograficznego. Również pominę inne wtrącenia, które znajdą swoją nową "zakładkę". Zdjęcia sformatowane zostaną do jednej wielkości i mniemam, że w ogóle będzie bardziej czytelnie.

A zatem, rozpoczynamy Spacerek... od wprowadzenia:

Już od najmłodszych dziecięcych lat, wraz z niezapomnianym wujkiem Marianem Strzeleckim uprawialiśmy długie letnie spacery ulicami naszego miasta. Wuj z urodzenia był strzelnianinem, mieszkał w Sarzynie w obecnym województwie podkarpackim i niemalże, co roku miesiąc wakacyjny spędzał w naszym mieście. Jego przodkowie to wielcy patrioci. Dziadkowie po kądzieli to powstańcy styczniowi z 1863 r., zaś w linii po mieczu znajdujemy samego Pawła Edmunda Strzeleckiego.

Mój mentor spacerowy wuj Marian Strzelecki.
Foto ok. 1938 r. zrobione w zakładzie Euzebiusza Norwida w Strzelnie.

Wujek z wykształcenia był bankowcem i swą karierę zawodową rozpoczął przed wojną w Banku Ludowym w Strzelnie, a skończył, jako wicedyrektor NBP oddział w Leżajsku. Po śmierci mojego ojca Ignacego, a oboje byli szwagrami, wujek bywał w Strzelnie kilka razy do roku, nadzorując swoimi wizytami czy aby liczna dzieciarnia należycie się sprawuje i osiąga postępy w nauce. A było, czego pilnować, gdyż mama miała nas siedmioro, w tym tylko jedyną córeczkę, Hanię - najmłodszą 
z całej "paki". To dzięki niemu, jako młody chłopiec po raz pierwszy w swym życiu zwiedziłem pyszne wnętrza rezydencji Potockich w Łańcucie. Tam też zaintrygował mnie urok angielskich parków krajobrazowych, a także ogrodów włoskich i francuskich.

Codziennie dla poprawienia swej kondycji wujek uprawiał spacery, pokonując w raźnym tempie 
z góry wyznaczony odcinek. Zatrzymywał się jedynie dla złożenia uszanowanie napotkanej znajomej osobie, a czynił to w sposób niezwykle elegancki. To on brał mnie na popołudniowe peregrynacje 
i czynił to zawsze po krótkiej poobiedniej drzemce. W trakcie tych przechadzek malował przede mną opowieści o dawnym Strzelnie. Zaś z całą naszą gromadą, w okresie wakacji chadzał nad jezioro do Łąkiego. Obowiązywał szyk marszowy, gęsiego z radosnym śpiewem piosenek harcerskich na ustach. On na herbatce - tuż przy plaży - u krewniaków Jagodzińskich, a my we wodzie... Te waśnie legendarne już dzisiaj spacery najbardziej zakodowały się w mej pamięci, a to dlatego, że wuj przy tej okazji niezwykle barwnie opowiadał dzieje niemalże każdej miejskiej posesji. Do dzisiaj mi to pozostało. Dla zdrowia i na cześć wujka - jak tylko pogoda pozwala - ja również łażę z kijkami za miasto, hen w kujawskie pola i lasy. Wujek w swoich opowieściach szczególny akcent kład na ludzi tutaj mieszkających, zwracając przy tym uwagę na koligacje rodzinne, narodowość [Żydzi, Niemcy, Ukraińcy] i profesje wykonywane przez głowy mieszkających tu rodzin. Wychowany w klimacie patriotyczno-narodowym, posiadał ustabilizowany pogląd na nacje tu osiadłe. Słowo Żyd zawsze pisał z małej litery i przedstawiciele tej narodowości byli w jego oczach gorszymi od Polaków. Niemiec, to był ten, który od zawsze, począwszy od Wandy, gnębił nas. A mimo to, często powtarzał: - No tak, ale żeby nie Niemcy, nie byłoby Strzelna takiego, jakie jest. Wystarczy pojechać do Skulska czy Wilczyna, by o tym się przekonać. Wypowiadając te słowa sięgał myślami do okresu przedrozbiorowego, kiedy to te trzy miejscowości nie różniły się zbyt wiele od siebie. To stamtąd, przez cały okres zaborów, napływała tutaj ludność, by poprzez pracę u „naszych” uchronić się od panującej tam biedy. W tym czasie Strzelno rozwinęło się bardzo, natomiast sąsiedzi za miedzą [granicą] pod carskim basiorem wiedli żywoty w tzw. „kozich mieścinach”. Dzisiaj te miejscowości, dzięki swoim gospodarzom daleko wyprzedziły nasze Strzelno, doskonale rewitalizując swoje zabytkowe centra.

Spaceruję z małżonką...

Wracając do wujka i spacerów, muszę powiedzieć, że to on wpoił mi, iż spacer to relaks, podczas którego przemierzamy z góry wyznaczony obszar. Używać należy przy tym do woli świeżego powietrza i napawać się pięknymi widokami, dla których obejrzenia, tenże spacer zaplanowaliśmy. Ale spacer to także forma aktywnego wypoczynku, zwanego rekreacją. Wówczas, choć forsownym marszem, z wielką uwagą obserwujemy przemierzaną drogę. Wyruszając za miasto przypatrujemy się rzeczom wyróżniającym krajobraz, przy czym, w zakamarkach swej pamięci szukamy skrytych informacji o obiektach, które mijamy, jeżeli w ogóle takową wiedzę o nich posiadamy. Przy niektórych zatrzymujemy się na dłużej. Oglądamy je z zaciekawieniem i wytężając umysł, staramy się przypomnieć sobie, co nieco o ich funkcji, czy przeznaczeniu.

To wujek mówił mi po wielokroć, że spacer, to również zwiedzanie. A właściwie to niema zwiedzania bez spaceru. I właśnie, zwiedzając obiekty zabytkowe, całe przestrzenie zabudowy miejskiej, czy krajobraz nas otaczający, chcąc przy tym zachować w swej pamięci najwięcej szczegółów, dokonujemy tego przedsięwzięcia właśnie przy pomocy spaceru – powolnego przemierzania danej przestrzeni. Spacerując wolno z zachowaniem uwagi dostrzegamy wiele detali, których nigdy nie zauważymy uprawiając tzw. formę szybkiego zwiedzania. Wówczas, to prędkość pojazdu, jakim przyszło nam poruszać się, decyduje ile wrażeń estetycznych zachowamy w swojej pamięci.

Spaceruję z wnuczkami, Zosią i Wikusią.

Dziś po tak odległym już czasie, kiedy to z wujkiem przemierzałem przestrzeń miejską, Lasy Miradzkie i okoliczne wioski, zastanawiam się, czy można spacerować i zwiedzać nie ruszając się 
z własnego mieszkania. Wielu powiedziałoby, że jest to niemożliwe. A jednak, wykorzystując słowo drukowane, audycję radiową, czy dokument telewizyjny możemy podróżować, używając tzw. świata wirtualnego, pod warunkiem, że ktoś napisze przewodnik, zrobi audycję, czy nakręci film. Ale czy ta forma spaceru – zwiedzania może nas zadowolić? Nie czujemy przecież specyficznego klimatu otaczającego poszczególne fragmenty zwiedzanej przestrzeni. Nie możemy „dotknąć” obiektów, 
w końcu nie słyszymy tego prawdziwego hałasu, czy spokoju, jaki towarzyszy danemu miejscu i nie możemy zajrzeć w najgłębsze zakamarki, by odkryć przy tym - skryte, gdzieś tam tajemnice. Nie możemy poczuć tego miejsca, nawąchać się nim - jego zapachem.

Jedną z metod namówienia ludzi do uprawiania spaceru jest ukazanie, chociaż w części tego, co mogą napotkać na drodze udając się w miasto, w krajobraz, czy przestrzeń wirtualną. Dlatego też, to namawianie realizujemy za pomocą słowa drukowanego, filmu lub fotografii. Wujek Marian uważał, że spacer jest również idealną formą nawiązywania kontaktów i znajomości, które mogą przerodzić się w przyjaźń, a nawet coś więcej.

Osobiście chciałbym namówić wszystkich, którym bliskie jest Strzelno, by spacerując po mieście poznali przy okazji przeróżne historie tego kujawskiego zakątka, a służyć temu ma opowieść wujka Mariana, uzupełniona moją - jego imiennika - wiedzą o dziejach naszego miasta. Zacząć chciałbym ją od naszego dziedzictw, symbolu miejskości jakim jest herb, a następnie serca grodu, zwanego Rynkiem.