sobota, 30 czerwca 2018

Spacerkiem po Strzelnie - cz. 18 Rynek - cz. 15



Pomimo wielu obowiązków związanych z moimi tegorocznymi planami wydawniczymi, co rusz dopisuję do kalendarza dodatkowe prośby i zlecenia o pomoc w opracowaniu kolejnych tematów. Czy temu wszystkiemu podołam? Myślę, że jak będę się trzymał terminów i narzuconego rygoru, to wszystko się uda. Ostatnio bardzo intensywnie pracuję nad biogramami zamordowanych przez oprawców hitlerowskich księży z Diecezji Bydgoskiej. Przyjąłem to zadanie już w minionym roku i początkowo dotyczyło jednego biogramu, a ostatnio dopisałem do niego cztery kolejne. Będąc ostatnio w Archiwum Archidiecezjalnym w Gnieźnie przeliczyłem swoje siły na zamiary i w związku z ogromem materiału dzienną normę wykonałem zaledwie w 50%. Trzeba będzie jeszcze kilka razy odwiedzić archiwum i to w najbliższym czasie, by te biogramy były pełne i zasługiwały na ich umieszczenie w wydawnictwie jubileuszowym Diecezji Bydgoskiej.

Dzisiejsza sobota to luzik, zatem czas na kolejną opowieść o naszym mieście. Spacerując Rynkiem zatrzymujemy się pod numerem 6. Widok szczególny, gdyż w całej wielopiętrowej zabudowie nasza uwagę przykuwa swoista perełka, parterowe niewielkie domostwo. Jest to jeden z dwóch parterowych budynków w ciągu zabudowy Rynku. Co ciekawe jedyny, jaki w niezmienionym kształcie przetrwał do dzisiaj i liczy około 150, a może i więcej lat. Ten niewielki dom z witryną sklepową ma równie bogatą historię, co stare strzeleńskie kamieniczki.

O tyle budzi on naszą ciekawość, że zamieszkiwali go przedstawiciele nieistniejącej już strzeleńskiej społeczności żydowskiej. Pod koniec XIX w. dom należał do Abrahama Nanny, a następnie do jego zięcia Abrahama Cohna. Przedstawicieli tegoż rodu znajdujemy w Strzelnie więcej, a pośród nimi Gersona, który był kupcem i jego brat Hermana parającego się szklarstwem. Najbardziej nas interesujący Abraham z Rynku 6 był ostatnim miejscowym rabinem strzeleńskiej gminy wyznaniowej. Stał on na czele kahału oraz parał się handlem zwierzętami, która to profesja tak właściwie stanowiła główne źródło utrzymania jego licznej rodziny. Miał same córki. Cohnowie w latach 30-tych XX w. sprzedali posesję Polakowi, Antoniemu Ruszkiewiczowi i opuścili Strzelno. W okresie międzywojennym byli jedyną rodziną ortodoksyjną. Sam Abraham był autentycznym Żydem posługujący się częściej niż pozostali Żydzi językiem jidysz, a tradycyjny strój, długa broda i pejsy oraz tradycyjne nakrycie głowy (mycka podobna do piuski i cylinder) wyróżniały go wśród współwyznawców. Tu warto zaznaczyć, iż najstarsi miejscowi Żydzi jak i niektórzy młodzi chłopcy nosili także charakterystyczne pejsy oraz mycki na głowach. Pozostali współplemieńcy zarówno w ubiorze jak i wyglądzie zewnętrznym nie wyróżniali się pośród pozostałymi mieszkańcami Strzelna.


Antoni Ruszkiewicz, nabywając posesje od Cohna uruchomił w niej interes rzeźnicki, wcześniej prowadzony u Nyki przy ul. Inowrocławskiej 1. Również po wojnie realizował się w tej profesji, jednakże szybko działalność tą upaństwowiono, zakazując prywatnego obrotu mięsem i jego przetworami. Sklep przejęła PSS „Społem", zatrudniając w nim małżonków Ruszkiewiczów. Z chwilą przemian ustrojowych na własny rachunek działalność gospodarczą w branży wędliniarskiej podjęli małżonkowie Edward i Ewa z Filipiaków Ruszkiewiczowie. Kontynuowali ją do czasu przejścia na emeryturę podtrzymując tym samym starą tradycję rodzinną Ruszkiewiczów. Po nich sklep dzierżawiony był jako butik, salon gier, a obecnie działa w nim lodziarnia.

Z Ewą uczęszczałem przez pięć lat do Państwowego Technikum Rolniczego w Bielicach. Pochodzi Ona ze znakomitej rodziny Filipiaków z Ośniszczewka. Ostatnio zapraszała nas na kawę, a my do dzisiaj z tej gościny jeszcze nie skorzystaliśmy... Podczas tych spotkań wytwarza się autentycznie domowa atmosfera, którą wypełniają nasze wspomnienia, rozmowy o dniu dzisiejszym i o wszystkim co ludzkie i co przystoi naszemu wiekowi. W trakcie jednego z takich spotkań kiedy już komplet koleżeństwa wypełnił pokój gościnny wsłuchaliśmy się we wspomnienia Ewy, która w nawiązaniu do rodzinnych wspomnień przywołała rodziców, swych braci i siostry, wspaniałą rodzinę i stryja.

Wiedzieliśmy, że za sprawą wujka kardynała Bolesława Filipiaka, Ewa kila razy wyjeżdżała do Rzymu. Przypomniała nam jak poznała Marcello Mastroianni, wielkiego włoskiego aktora, który razu pewnego odwiedził rezydencję wujka. Opowiedziała o wielkim przeżyciu, jakim było zaproszenie wujka z Ewą na popołudniową kawę do pałacu papieskiego. Gospodarz ówczesny, papież Paweł VI darzył wielką przyjaźnią monsignore Filipiaka. Młodziutka wówczas Ewa bardzo przeżyła spotkanie z Ojcem Świętym, choć wcześniej kilkakrotnie spotykała się z papieżem w Ogrodach Watykańskich, do których przylegała również rezydencja wujka.

Pamiętam razu pewnego, jak Ewa wróciła po wakacjach do szkoły z przepastnymi albumami pełnymi kolorowych zdjęć z podróży i pobytu we Włoszech. Wiele z nich zrobionych było w Ogrodach Watykańskich i to z samym papieżem Pawłem VI, a także z monsignore Bolesławem Filipiakiem – wujkiem, bratem jej ojca. Ewa z Filipiaków Ruszkiewicz jest bardzo skromną osobą i wielu strzelnian zna ją z okresu, kiedy podtrzymując tradycje rodzinne małżonka, prowadziła wespół z nim sklep rzeźnicki. Zapewne niewielu wie z jak znakomitej rodziny wywodzi się. Piękny opis jej rodzinnego domu dał sam wujek, opisując w jednej ze swych książek dom rodzinny Filipiaków w Ośniszczewku, przygotowujący się do Wigilii i podczas samej Wigilii. To mi przyszło w zaszczycie odczytać ten fragment książki, podczas pamiętnego spotkania.
  
Stoi od lewej sekretarz prymasa ks. dr Bolesław Filipiak. W środku Prymas Polski ks. kardynał August Hlond.
Kardynał Bolesław Filipiak urodził się 1 września 1901 r. w Ośniszczewku. Uczęszczał do Gimnazjum Królewskiego w Inowrocławiu, dzisiejszego I LO im. Jana Kasprowicza. Studiował w Seminarium Duchownym w Poznaniu i Gnięźnie. 29 maja 1926 roku przyjął święcenia kapłańskie z rąk bp. Antoniego Laubitza w Gnieźnie. Przez następne cztery lata pełnił funkcję wikariusza, najpierw krótko w Jarocinie, a następnie przy Farze w Bydgoszczy. Przez krótki okres czasu był też na zastępstwie w Panigrodziu oraz Ostrowie Wielkopolskim. Następnie od 1930 r. studiował w Papieskim Instytucie Świętego Apolinarego w Rzymie, gdzie w 1935 r. uzyskał tytuł naukowy doktora obojga praw. W latach 1935–1946 był sekretarzem kardynała Augusta Hlonda, prymasa Polski.

Izba Pamięci kard. Bolesława Filipiaka w Brudni.
 Po wojnie był członkiem trybunału archidiecezjalnego i kanonikiem kapituły katedralnej w Gnieźnie i prezydentem trybunału trzeciej instancji ds. małżeństw Od 1947 r. zasiadał on w Rocie Rzymskiej, a od 1967 był jej dziekanem. Pełnił funkcję prezydenta Trybunału Apelacyjnego Państwa Watykańskiego. Po latach wspominał: Przyjechałem tu, by jako reprezentant Polski – z woli ówczesnych kardynałów Prymasa Hlonda i Sapiehy – zająć fotel polski w najwyższym trybunale papieskim. Zacząłem skromnie – jako ostatni z sędziów, by z biegiem lat po drabinie starszeństwa dojść do szczytu. W 1976 r. została mu udzielona sakra biskupia przez papieża Pawła VI. Następnie 24 maja został wyniesiony przez papieża Pawła VI do godności kardynała. Ze względu na zły stan zdrowia nie uczestniczył w konklawe po śmierci Pawła VI. Zmarł 12 października 1978 roku w Poznaniu, w pierwszym dniu konklawe po śmierci Jana Pawła I. Jego pogrzeb odbył się w dniu wyboru papieża z Polski. Pochowany został obok przyjaciela abp. Antoniego Baraniaka w Katedrze Poznańskiej.
  
Ciekawostką jest to, że kilkakrotnie nawiedził Kujawską Częstochowę - Sanktuarium Matki Boskiej Markowickiej. 30 kwietnia 2013 r. w rodzinnej parafii św. Michała Archanioła w Brudni z udziałem rodziny i dostojników kościelnych została otwarta sala poświęcona pamięci kardynała Bolesława Filipiaka. Znalazły się tam pamiątki po śp. kardynale Filipiaku przekazane przez rodzinę.