Pomimo wielu obowiązków związanych
z moimi tegorocznymi planami wydawniczymi, co rusz dopisuję do kalendarza
dodatkowe prośby i zlecenia o pomoc w opracowaniu kolejnych tematów. Czy temu
wszystkiemu podołam? Myślę, że jak będę się trzymał terminów i narzuconego
rygoru, to wszystko się uda. Ostatnio bardzo intensywnie pracuję nad biogramami
zamordowanych przez oprawców hitlerowskich księży z Diecezji Bydgoskiej.
Przyjąłem to zadanie już w minionym roku i początkowo dotyczyło jednego
biogramu, a ostatnio dopisałem do niego cztery kolejne. Będąc ostatnio w
Archiwum Archidiecezjalnym w Gnieźnie przeliczyłem swoje siły na zamiary i w
związku z ogromem materiału dzienną normę wykonałem zaledwie w 50%. Trzeba
będzie jeszcze kilka razy odwiedzić archiwum i to w najbliższym czasie, by te
biogramy były pełne i zasługiwały na ich umieszczenie w wydawnictwie
jubileuszowym Diecezji Bydgoskiej.
Dzisiejsza sobota to luzik, zatem
czas na kolejną opowieść o naszym mieście. Spacerując Rynkiem zatrzymujemy się pod
numerem 6. Widok szczególny, gdyż w całej wielopiętrowej zabudowie nasza uwagę
przykuwa swoista perełka, parterowe niewielkie domostwo. Jest to jeden z dwóch
parterowych budynków w ciągu zabudowy Rynku. Co ciekawe jedyny, jaki w
niezmienionym kształcie przetrwał do dzisiaj i liczy około 150, a może i więcej lat.
Ten niewielki dom z witryną sklepową ma równie bogatą historię, co stare
strzeleńskie kamieniczki.
O tyle budzi on naszą ciekawość, że
zamieszkiwali go przedstawiciele nieistniejącej już strzeleńskiej społeczności
żydowskiej. Pod koniec XIX w. dom należał do Abrahama Nanny, a następnie do
jego zięcia Abrahama Cohna. Przedstawicieli tegoż rodu znajdujemy w Strzelnie
więcej, a pośród nimi Gersona, który był kupcem i jego brat Hermana parającego
się szklarstwem. Najbardziej nas interesujący Abraham z Rynku 6 był ostatnim
miejscowym rabinem strzeleńskiej gminy wyznaniowej. Stał on na czele kahału
oraz parał się handlem zwierzętami, która to profesja tak właściwie stanowiła
główne źródło utrzymania jego licznej rodziny. Miał same córki. Cohnowie w
latach 30-tych XX w. sprzedali posesję Polakowi, Antoniemu Ruszkiewiczowi i
opuścili Strzelno. W okresie międzywojennym byli jedyną rodziną ortodoksyjną.
Sam Abraham był autentycznym Żydem posługujący się częściej niż pozostali Żydzi
językiem jidysz, a tradycyjny strój, długa broda i pejsy oraz tradycyjne
nakrycie głowy (mycka podobna do piuski i cylinder) wyróżniały go wśród
współwyznawców. Tu warto zaznaczyć, iż najstarsi miejscowi Żydzi jak i
niektórzy młodzi chłopcy nosili także charakterystyczne pejsy oraz mycki na
głowach. Pozostali współplemieńcy zarówno w ubiorze jak i wyglądzie zewnętrznym
nie wyróżniali się pośród pozostałymi mieszkańcami Strzelna.
Antoni Ruszkiewicz, nabywając
posesje od Cohna uruchomił w niej interes rzeźnicki, wcześniej prowadzony u
Nyki przy ul. Inowrocławskiej 1. Również po wojnie realizował się w tej
profesji, jednakże szybko działalność tą upaństwowiono, zakazując prywatnego
obrotu mięsem i jego przetworami. Sklep przejęła PSS „Społem",
zatrudniając w nim małżonków Ruszkiewiczów. Z chwilą przemian ustrojowych na
własny rachunek działalność gospodarczą w branży wędliniarskiej podjęli
małżonkowie Edward i Ewa z Filipiaków Ruszkiewiczowie. Kontynuowali ją do czasu
przejścia na emeryturę podtrzymując tym samym starą tradycję rodzinną
Ruszkiewiczów. Po nich sklep dzierżawiony był jako butik, salon gier, a obecnie
działa w nim lodziarnia.
Z Ewą uczęszczałem przez pięć lat
do Państwowego Technikum Rolniczego w Bielicach. Pochodzi Ona ze znakomitej
rodziny Filipiaków z Ośniszczewka. Ostatnio zapraszała nas na kawę, a my do
dzisiaj z tej gościny jeszcze nie skorzystaliśmy... Podczas tych spotkań wytwarza
się autentycznie domowa atmosfera, którą wypełniają nasze wspomnienia, rozmowy
o dniu dzisiejszym i o wszystkim co ludzkie i co przystoi naszemu wiekowi. W
trakcie jednego z takich spotkań kiedy już komplet koleżeństwa wypełnił pokój
gościnny wsłuchaliśmy się we wspomnienia Ewy, która w nawiązaniu do rodzinnych
wspomnień przywołała rodziców, swych braci i siostry, wspaniałą rodzinę i
stryja.
Wiedzieliśmy, że za sprawą wujka
kardynała Bolesława Filipiaka, Ewa kila razy wyjeżdżała do Rzymu. Przypomniała
nam jak poznała Marcello Mastroianni, wielkiego włoskiego aktora, który razu
pewnego odwiedził rezydencję wujka. Opowiedziała o wielkim przeżyciu, jakim
było zaproszenie wujka z Ewą na popołudniową kawę do pałacu papieskiego.
Gospodarz ówczesny, papież Paweł VI darzył wielką przyjaźnią monsignore
Filipiaka. Młodziutka wówczas Ewa bardzo przeżyła spotkanie z Ojcem Świętym,
choć wcześniej kilkakrotnie spotykała się z papieżem w Ogrodach Watykańskich,
do których przylegała również rezydencja wujka.
Pamiętam razu pewnego, jak Ewa
wróciła po wakacjach do szkoły z przepastnymi albumami pełnymi kolorowych zdjęć
z podróży i pobytu we Włoszech. Wiele z nich zrobionych było w Ogrodach
Watykańskich i to z samym papieżem Pawłem VI, a także z monsignore Bolesławem
Filipiakiem – wujkiem, bratem jej ojca. Ewa z Filipiaków Ruszkiewicz jest
bardzo skromną osobą i wielu strzelnian zna ją z okresu, kiedy podtrzymując
tradycje rodzinne małżonka, prowadziła wespół z nim sklep rzeźnicki. Zapewne
niewielu wie z jak znakomitej rodziny wywodzi się. Piękny opis jej rodzinnego
domu dał sam wujek, opisując w jednej ze swych książek dom rodzinny Filipiaków
w Ośniszczewku, przygotowujący się do Wigilii i podczas samej Wigilii. To mi
przyszło w zaszczycie odczytać ten fragment książki, podczas pamiętnego
spotkania.
Stoi od lewej sekretarz prymasa ks. dr Bolesław Filipiak. W środku Prymas Polski ks. kardynał August Hlond. |
Kardynał Bolesław Filipiak urodził
się 1 września 1901 r. w Ośniszczewku. Uczęszczał do Gimnazjum Królewskiego w
Inowrocławiu, dzisiejszego I LO im. Jana Kasprowicza. Studiował w Seminarium
Duchownym w Poznaniu i Gnięźnie. 29 maja 1926 roku przyjął święcenia kapłańskie
z rąk bp. Antoniego Laubitza w Gnieźnie. Przez następne cztery lata pełnił
funkcję wikariusza, najpierw krótko w Jarocinie, a następnie przy Farze w Bydgoszczy.
Przez krótki okres czasu był też na zastępstwie w Panigrodziu oraz Ostrowie Wielkopolskim.
Następnie od 1930 r. studiował w Papieskim Instytucie Świętego Apolinarego w
Rzymie, gdzie w 1935 r. uzyskał tytuł naukowy doktora obojga praw. W latach
1935–1946 był sekretarzem kardynała Augusta Hlonda, prymasa Polski.
Izba Pamięci kard. Bolesława Filipiaka w Brudni. |
Po wojnie był członkiem trybunału
archidiecezjalnego i kanonikiem kapituły katedralnej w Gnieźnie i prezydentem
trybunału trzeciej instancji ds. małżeństw Od 1947 r. zasiadał on w Rocie
Rzymskiej, a od 1967 był jej dziekanem. Pełnił funkcję prezydenta Trybunału
Apelacyjnego Państwa Watykańskiego. Po latach wspominał: Przyjechałem tu,
by jako reprezentant Polski – z woli ówczesnych kardynałów Prymasa Hlonda i
Sapiehy – zająć fotel polski w najwyższym trybunale papieskim. Zacząłem
skromnie – jako ostatni z sędziów, by z biegiem lat po drabinie
starszeństwa dojść do szczytu. W 1976 r. została mu udzielona sakra biskupia
przez papieża Pawła VI. Następnie 24 maja został wyniesiony przez papieża Pawła
VI do godności kardynała. Ze względu na zły stan zdrowia nie uczestniczył w konklawe
po śmierci Pawła VI. Zmarł 12 października 1978 roku w Poznaniu, w pierwszym
dniu konklawe po śmierci Jana Pawła I. Jego pogrzeb odbył się w dniu wyboru
papieża z Polski. Pochowany został obok przyjaciela abp. Antoniego Baraniaka w
Katedrze Poznańskiej.
Ciekawostką jest to, że
kilkakrotnie nawiedził Kujawską Częstochowę - Sanktuarium Matki Boskiej
Markowickiej. 30 kwietnia 2013 r. w rodzinnej parafii św. Michała Archanioła w
Brudni z udziałem rodziny i dostojników kościelnych została otwarta sala
poświęcona pamięci kardynała Bolesława Filipiaka. Znalazły się tam pamiątki po
śp. kardynale Filipiaku przekazane przez rodzinę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz