środa, 10 kwietnia 2019

O. Jan Nawrat Dzieje Częstochowy Kujawskiej - cz. 2


Markowice 1934 r.

Przypomnę, że jest to tekst, który wyszedł spod pióra Ojca Jana Nawrata Oblata Maryi Niepokalanej, pierwszego proboszcza markowickiego w latach 1921-1929 i został opublikowany w "Piaście" w 1934 r.

II
W poprzedniej części omówiłem pokrótce dzieje Markowic i historię cudownej figury Matki Boskiej Markowickiej. Teraz zobaczymy, co mówi:

HISTORIA KOŚCIOŁA KLASZTORNEGO
Wielce łaskawa okazała się Najświętsza Maryja Panna dla Markowic i całych Kujaw, hojnie darząc łaskami tych wszystkich, co do Jej cudownego obrazu się uciekali. Lud okoliczny zaś odpłacał się Jej coraz tkliwszym nabożeństwem i iście dziecięcą ufnością. Nie szczędził też darów i ofiar, kiedy zabrano się do budowy godnej i przystojnej świątyni Matki Boskiej na tym cudownym miejscu. Kto dziś zwiedza Kujawy, z daleka spostrzega ten pomnik ich ofiarności. Wysmukła wieża, unosząc się nad równiną kujawską, samą postawą swoją głosi chwałę swych twórców i zapewne przez wieki jeszcze opowiadać będzie przyszłym pokoleniom o żywej wierze naszych przodków. Widziany z bliska, kościół markowicki przedstawia się jako staruszek zgrzybiały, na którym lata przeżyte wyraźnie wypisały swe znaki: wieża nieznacznie pochylona, ściany obdarte z tynku, po części popękane i wspierane z boków szpecącymi filarami. Kto nie zna jego dziejów, gotów wyczytać w tych rażących śladach zniszczenia ostry zarzut dla ostatnich pokoleń Kujawiaków, że ich stać nie było na to by utrzymać i zachować, co ofiarność przodków zbudowała. Ku ich obronie jednak muszę zaznaczyć już na samym wstępie, że rozbiór i upadek Polski jak kraj i naród ciężkie nawiedziły cierpieniem, tak też i na tych zabytkach markowickich jako klęska się zapisały. Pokolenie Zmartwychwstałej Polski powinno zatem dawniejszą świetność im przywrócić. Nie taję się też z myślą, że pisząc historię tego kościoła, chciałbym przemówić do sumień żyjącego pokolenia i przypomnieć mu jego obowiązek wobec przyszłości.

Helena Bardzka, fundatorka markowicka.
W akcie fundacyjnym tutejszego klasztoru pisze jego założycielka, Helena Bardzka, że pod budowę przyszłego kościoła i klasztoru daruje grunt, na którym stoi kapliczka, przez przodków jej wystawiona. Zamiar wybudowania tamże kościółka obszerniejszego powziął jej ojciec, Szymon Markowski, właściciel Markowic. Pamięci jego kronikarz z roku 1635 tak piękne poświęca słowa, że ku zbudowaniu czytelników w całości je przytaczam. Oto co pisze:

Boski Zbawiciel nigdy nie przestał się troszczyć o rozszerzenie i podniesienie czci do Boskiej Swej Matki. Albowiem jak w niemal wszystkich częściach świata pewne miejsca szczególniejszymi łaskami wyróżnił, tak też i w tych czasach, nie bez cudownych upomnień poprzedzających, nakłonił pewnego dostojnego i zacnego męża pana Szymona Markowskiego, by z dochodów, jakich mu Bóg udzielił, wystawił na dobrach swoich kościół na cześć Najświętszej Panny. Posłuszny temu wezwaniu, niezwłocznie zabrał się do dzieła, zaczął gromadzić fundusze i zwozić drewno na budowę. Z swym zamiarem zwierzył się swemu spowiednikowi. Zasięgnął też rady najprzewielebniejszego X. biskupa włocławskiego i prosił go o pozwolenie na budowę. Bóg jednak, chcąc tym wyraźniej ludziom pokazać Swą moc, sprawił, że dla ciężkiej choroby zamiaru swego nie mógł wykonać. Kiedy zwolna nadchodziła godzina, w której go czekał wspólny nam los, ułożył testament, zwołał córki swoje do siebie i na Przenajświętszy Sakrament je zobowiązał do zbudowania kościoła. Po takim zarządzeniu bogobojny starzec z życiem się pożegnał.

Dobra markowickie odziedziczyła po nim jego najmłodsza córka Helena, zaślubiona Andrzejowi Bardzkiemu. Ta zaś, niepomna na testament ojca i jego ostatnią wolę, niewiele myślała o budowie Kościoła. To jej nie uszło bezkarnie. Około roku 1630 zaniemogła ciężko jedyna jej córka Marianna. Środki ludzkie okazały się bezskuteczne. Nic nie pomogły pielgrzymki do Częstochowy, na Kalwarię i inne miejsca cudowne.


W tymże czasie O. Michał Widzyński przyniósł do Markowic cudowną figurę Matki Boskiej. Stroskani rodzice zobowiązali się ślubem do budowy kościoła, a córka natychmiast wyzdrowiała. Barscy jednak niezbyt gorliwie się brali do spełnienia ślubu. Ponowną chorobą córki za to ich Bóg ukarał. Zdrowie jej wróciło, kiedy rodzice odnowili swój ślub.

Po takich doświadczeniach matka już nie miała spokoju i nalegała na męża, by budową się zajął. Ten jednak i teraz okazał się opieszały. Za to jego samego nawiedziła ciężka choroba. Przypomniał sobie ślub uczyniony, przyrzekł ponownie jego wykonanie i w nagrodę odzyskał zdrowie.

Teraz już nie zwlekali ze spełnieniem ślubu. Zwołano do Markowic starsze siostry Heleny Bardzkiej wraz z ich mężami, by wspólnie radzić nad wykonaniem ostatniej woli zmarłego ojca. One jednak o tym ani słyszeć nie chciały. Bóg je za to ukarał różnymi chorobami, z których wyzdrowiały, kiedy do Matki Boskiej się uciekły i budowę kościoła ślubowały. Jedna z nich, która najbardziej była oporna, umarła. Tym przerażone wszystkie siostry gorliwie zajęły się sprawą. Pobudził je do tego także rozgłos cudów, jakie się działy przed cudownym obrazem, wciąż jeszcze przechowywanym w jednym pokoju pałacu, na kapliczkę zamienionym. Budową gorliwie się zajął O. Michał Widzyński, który osiem lat spędził w Marklowicach. Poświęcenia kościoła dokonał Aleksander Sokołowski, biskup kijowski, który też przeniósł cudowny obraz do nowego kościoła pod wezwaniem Zwiastowania Najświętszej Marii Panny roku 1636. Pozwolenia na poświęcenie udzielił X. biskup Lipski z Włocławka. W dniu poświęcenia pięć osób cudownie zostało uzdrowionych.

Epitafium na wieczne czasy pamięci fundatorki Heleny Bardzkiej.
 Kronikarz podaje jeszcze trzy fakty, którymi niebo samo wskazało miejsce dla nowej świątyni. Helena Bardzka zeznała przed komisją biskupią, że dnia pewnego modląc się na grobli, gdzie stała dawniejsza kapliczka, usłyszała jakieś cudowne śpiewy, nie wiedząc, skąd pochodziły. Zwołała siostry i szwagrów, bawiących w Markowicach. Lecz oni nic nie słyszeli.

Pewien pięćdziesięcioletni szlachcic, mąż o szczerej pobożności, p. Albert Goliszewski ze Strzałkowa, widział na tymże miejscu dwie palące się pochodnie, po wybudowaniu zaś kościoła nad nim dwanaście świec, które mimo burzy i wiatru nie zgasły. Przyjaciel X. proboszcza Sierakowskiego ze Strzelna, X. Pabiański, wikariusz generalny włocławski, przybył do Markowic, by z rodziną Bardzkich plan budowy omówić. Jak tylko przybył, nic nie wiedząc o zajściach przeszłych, jakby z wyższego natchnienia, na to samo miejsce wskazał.

Przytaczam te fakty za kronikarzem, chociaż czytelnik krytyczny naszych dni nie przypisze im wielkiej wagi. Ale one są dowodem, że dla ludu wierzącego przypadek nie istnieje; w drobnych nawet szczegółach widzi działanie boskie.

Z dotychczasowego opowiadania i to jeszcze wynika, że Bóg przyjął ślub pobożnego Szymona Markowskiego i doprowadził do jego wykonania, mimo przejściowego oporu własnych dzieci. Ileż razy zaś chciwość i obojętność spadkobierców niweczy najpiękniejsze zamiary pobożnych przodków?!

Kościółek w Markowicach zbudowany z takim trudem, okazał się wnet za szczupły, by pomieścić napływające rzesze pątników. Wykonany z drzewa nie był też dość okazały dla licznych czcicieli Matki Boskiej Markowickiej. Czasy jednak były trudne. Najazdy nieprzyjacielskie i ciągłe wojny, nieurodzaje i zaraźliwe choroby nawiedzały Polskę i Kujawy. Toteż po osiemdziesięciu latach dopiero można było przenieść cudowny obraz do nowej, dzisiejszej świątyni.

Budowę jej rozpoczęto z końcem siedemnastego wieku. Roku 1700 mury stanęły aż do samych gzymsów. Dla różnych zamieszek w kraju musiano jednak budowy zaniechać.
CDN