Teks ten napisałem 30 lipca 2009 r.
Był on pierwszym z ponad tysiąca artykułów jakie opublikowałem na blogu Strzelno
moje miasto. Automatycznie stał się wstępem do cyklu opowiadań występujących
pod wspólnym tytułem Spacerkiem po Strzelnie. To właśnie nim wracamy do starej
- nowej historii. Ruszamy!
Strzelno jest niewielkim miastem
leżącym na pograniczu kujawsko-wielkopolskim. Administracyjnie położone jest w
województwie kujawsko-pomorskim i wchodzi w skład powiatu mogileńskiego.
Mieszka tutaj niespełna 6 tys. ludności, natomiast miasto i gmina liczą łącznie
ok. 12,4 tys. mieszkańców. Zatem, jest to małe miasteczko i pomimo swego
sędziwego wieku trzymające się w miarę dość dobrze. Długo, by tak statystycznie
wyliczać, a wiem, że to zazwyczaj nudzi, dlatego też pokrótce jeszcze o jego szczególnych
walorach.
To, czym Strzelno stoi, to
znakomitymi, na miarę europejską, romańskimi zabytkami, powiem wręcz, perłami
sztuki romańskiej, które sławią nasze miasteczko na całą Polskę, Europę i świat
romański. Już na samym wstępie chciałbym dużo ciepła wylać, by zachwalać, głaskać
i pieścić to moje miasto. Ale rzeczywistość jest taka a nie inna, więc pozwolę
sobie na stopniowe dawkowanie moich emocji, by nie zapeszyć.
Zdałoby się napisać coś jeszcze na
wzór folderów reklamowych, ale nie, zrobię to w nieco odmienny sposób, że tak
powiem na swój sposób, czyli opiszę moje Strzelno malując obraz ulic i
stojących przy nich kamieniczek i domów, wtrącając przy tym nieco dat, wydarzeń historycznych, anegdot
i opowieści zasłyszanych dawno temu od najstarszych mieszkańców, a szczególnie mego wujka śp. Mariana Strzeleckiego, o którym nieco więcej – później. Uf, tak długiego zdania to chyba jeszcze nie napisałem. Przepraszam i przyrzekam, że będę się starał pisać zdania krótsze.
i opowieści zasłyszanych dawno temu od najstarszych mieszkańców, a szczególnie mego wujka śp. Mariana Strzeleckiego, o którym nieco więcej – później. Uf, tak długiego zdania to chyba jeszcze nie napisałem. Przepraszam i przyrzekam, że będę się starał pisać zdania krótsze.
Wówczas też napisałem, że stukanie
w klawiaturę przerwał mi telefon, i że dzwonił kolega, z którym umówiony byłem
na spotkanie z burmistrzem Strzelna. Mieliśmy rozmawiać w temacie miejsc
pamięci, generalnie pomników i grobów, pamięcią związanych z II wojną światową.
Temat ten kujemy po dzień dzisiejszy, z większym lub mniejszym skutkiem, a bez
skutku jak dotychczas, gdy chodzi o Pomnik Nagrobny Powstańców Wielkopolskich.
W tej kwestii rękę społecznikom podał proboszcz ks. kan. Otton Szymków - wielki
patriota oraz potomkowie powstańców.
(...) Zasiadłem ponownie do
komputera i przy muzyce Vangelisa zacząłem pisać. Z początku miało to być takie
od sobie postrzeganie mego miasta, świata nas otaczającego, ale kiedy
usłyszałem pierwsze takty „Conquest of Paradise” serce jakby szybciej poczęło
pracować, a dusza ma unosić się niczym uskrzydlona istota. Ależ ten świat
naprawdę jest piękny. A wszystko to zawdzięczamy Bogu. Te myśli atakowały mnie
ze wszystkich stron. Człowiek potrafi: nie tylko zdobył Świat, ale i
skomponował przepiękne dźwięki.
W myślach urodziło mi się, że
Najwyższemu tworzącemu świat musiała towarzyszyć niezwykła muzyka, iż takim
pięknym go uczynił. Podobnie Kolumbowi, kiedy w euforii uniesień płynąc
oceanem zastanawiał się: – dopłynę do tych Indii, czy nie dopłynę? Tak po
prawdzie ten wspaniały utwór, „Conquest Of Paradise”, Vangelis musiał
komponować pod wpływem przemożnego Boskiego tchnienia i w skrytej obecności ducha
Kolumbowego. - Wypływamy świat zdobywać, po sławę, złoto i dla potęgi przyszłego
hen odległego Świata. Bóg z nami, opaczność nad nami czuwa, a my płyniemy,
płyniemy, płyniemy na chwałę króla i królowej, na Boską chwałę!
Ej, gdyby ten świat był tak łatwy i
prosty w zrozumieniu jego zawiłości jak ta muzyka. Ale póki, co cieszmy się
tym, co mamy, co sobie sami stworzyliśmy i na co sobie zasłużyliśmy, gdyż ci
odkrywcy Ameryki pomimo wielkiego odkrycia, w ogromne nieszczęście popadli.
Lecą kolejne utwory tegoż
kompozytora, a ja piszę i piszę – „Memories Of Blue”. Jakże i on na mój nastrój
wpływa? Morze, fale i ich szum, odgłosy ptaków, zapewne mewy? Powiem wprost –
znakomicie! Dlatego też słucham, słucham, słucham, a do tego rozkoszuję się,
rozkoszuję, rozkoszuję… piszę, piszę...
Podobnie rozpływam się słuchając
„Islands Of The Orient”. Fajna męska muza, te dźwięki znakomicie brzmiącego
fortepianu, przechodzące w dźwięki harfy, stukot bębna, wibracje i jakieś
niepojęte dźwięki syntetyzatora oraz te końcowe tu, tu, tu, tu… z syntetycznie
wytworzonym chórem wspartym dźwiękami kobzy, fletu i dzwoneczków oraz fale,
fale, fale…, oczywiście bijące w skały.
Nagle mych uszów dochodzą dźwięki
„Ask The Mountains” - a ja piszę i piszę. Co za cud dziewczyna śpiewa tę
piosenkę, opowiadającą o pięknie i nadzwyczajnej urodzie otaczającego nas
Świata, ale tego dziewiczego, jeszcze niesplugawionego! Fe – niepodbitego?
Interpretacją „Hymnu” z 1969 r. zakończę to moje opowiadanie: tiu, tiu, tiu,
tiu, ta, ta, ta, ta… Nie! Tego nie da się przelać słownie na papier, tego
trzeba posłuchać, dlatego też zapraszam, posłuchajcie Vangelisa! Idealny balsam
na odskoczenie od szarości, monotonii i nudy. Przy tej muzyce można tworzyć
dziełka i dzieła. Przy tej muzyce najtwardszy zatwardzialec pomiędzy
największymi chamami przestanie chamieć, a jego krzywa inteligencji zacznie
rosnąć ku górze. Przepraszam za te ostatnie zdanie, ale ono mi tak się jakoś
„wymkło”, jakby powiedziała moja śp. Mama.