niedziela, 14 stycznia 2018

Stary - nowy początek



Teks ten napisałem 30 lipca 2009 r. Był on pierwszym z ponad tysiąca artykułów jakie opublikowałem na blogu Strzelno moje miasto. Automatycznie stał się wstępem do cyklu opowiadań występujących pod wspólnym tytułem Spacerkiem po Strzelnie. To właśnie nim wracamy do starej - nowej historii. Ruszamy!

Strzelno jest niewielkim miastem leżącym na pograniczu kujawsko-wielkopolskim. Administracyjnie położone jest w województwie kujawsko-pomorskim i wchodzi w skład powiatu mogileńskiego. Mieszka tutaj niespełna 6 tys. ludności, natomiast miasto i gmina liczą łącznie ok. 12,4 tys. mieszkańców. Zatem, jest to małe miasteczko i pomimo swego sędziwego wieku trzymające się w miarę dość dobrze. Długo, by tak statystycznie wyliczać, a wiem, że to zazwyczaj nudzi, dlatego też pokrótce jeszcze o jego szczególnych walorach.

To, czym Strzelno stoi, to znakomitymi, na miarę europejską, romańskimi zabytkami, powiem wręcz, perłami sztuki romańskiej, które sławią nasze miasteczko na całą Polskę, Europę i świat romański. Już na samym wstępie chciałbym dużo ciepła wylać, by zachwalać, głaskać i pieścić to moje miasto. Ale rzeczywistość jest taka a nie inna, więc pozwolę sobie na stopniowe dawkowanie moich emocji, by nie zapeszyć.

Zdałoby się napisać coś jeszcze na wzór folderów reklamowych, ale nie, zrobię to w nieco odmienny sposób, że tak powiem na swój sposób, czyli opiszę moje Strzelno malując obraz ulic i stojących przy nich  kamieniczek i domów,   wtrącając   przy   tym   nieco   dat,   wydarzeń  historycznych,   anegdot 
i opowieści zasłyszanych dawno temu od najstarszych mieszkańców, a szczególnie mego wujka śp. Mariana Strzeleckiego, o którym nieco więcej – później. Uf, tak długiego zdania to chyba jeszcze nie napisałem. Przepraszam i przyrzekam, że będę się starał pisać zdania krótsze.

Wówczas też napisałem, że stukanie w klawiaturę przerwał mi telefon, i że dzwonił kolega, z którym umówiony byłem na spotkanie z burmistrzem Strzelna. Mieliśmy rozmawiać w temacie miejsc pamięci, generalnie pomników i grobów, pamięcią związanych z II wojną światową. Temat ten kujemy po dzień dzisiejszy, z większym lub mniejszym skutkiem, a bez skutku jak dotychczas, gdy chodzi o Pomnik Nagrobny Powstańców Wielkopolskich. W tej kwestii rękę społecznikom podał proboszcz ks. kan. Otton Szymków - wielki patriota oraz potomkowie powstańców.

(...) Zasiadłem ponownie do komputera i przy muzyce Vangelisa zacząłem pisać. Z początku miało to być takie od sobie postrzeganie mego miasta, świata nas otaczającego, ale kiedy usłyszałem pierwsze takty „Conquest of Paradise” serce jakby szybciej poczęło pracować, a dusza ma unosić się niczym uskrzydlona istota. Ależ ten świat naprawdę jest piękny. A wszystko to zawdzięczamy Bogu. Te myśli atakowały mnie ze wszystkich stron. Człowiek potrafi: nie tylko zdobył Świat, ale i skomponował przepiękne dźwięki.

W myślach urodziło mi się, że Najwyższemu tworzącemu świat musiała towarzyszyć niezwykła muzyka, iż takim pięknym go uczynił. Podobnie Kolumbowi, kiedy w euforii uniesień płynąc oceanem zastanawiał się: – dopłynę do tych Indii, czy nie dopłynę? Tak po prawdzie ten wspaniały utwór, „Conquest Of Paradise”, Vangelis musiał komponować pod wpływem przemożnego Boskiego  tchnienia i w skrytej obecności ducha Kolumbowego. - Wypływamy świat zdobywać, po sławę, złoto i dla potęgi przyszłego hen odległego Świata. Bóg z nami, opaczność nad nami czuwa, a my płyniemy, płyniemy, płyniemy na chwałę króla i królowej, na Boską chwałę!

Ej, gdyby ten świat był tak łatwy i prosty w zrozumieniu jego zawiłości jak ta muzyka. Ale póki, co cieszmy się tym, co mamy, co sobie sami stworzyliśmy i na co sobie zasłużyliśmy, gdyż ci odkrywcy Ameryki pomimo wielkiego odkrycia, w ogromne nieszczęście popadli.

Lecą kolejne utwory tegoż kompozytora, a ja piszę i piszę – „Memories Of Blue”. Jakże i on na mój nastrój wpływa? Morze, fale i ich szum, odgłosy ptaków, zapewne mewy? Powiem wprost – znakomicie! Dlatego też słucham, słucham, słucham, a do tego rozkoszuję się, rozkoszuję, rozkoszuję… piszę, piszę...

Podobnie rozpływam się słuchając „Islands Of The Orient”. Fajna męska muza, te dźwięki znakomicie brzmiącego fortepianu, przechodzące w dźwięki harfy, stukot bębna, wibracje i jakieś niepojęte dźwięki syntetyzatora oraz te końcowe tu, tu, tu, tu… z syntetycznie wytworzonym chórem wspartym dźwiękami kobzy, fletu i dzwoneczków oraz fale, fale, fale…, oczywiście bijące w skały.

Nagle mych uszów dochodzą dźwięki „Ask The Mountains” - a ja piszę i piszę. Co za cud dziewczyna śpiewa tę piosenkę, opowiadającą o pięknie i nadzwyczajnej urodzie otaczającego nas Świata, ale tego dziewiczego, jeszcze niesplugawionego! Fe – niepodbitego? Interpretacją „Hymnu” z 1969 r. zakończę to moje opowiadanie: tiu, tiu, tiu, tiu, ta, ta, ta, ta… Nie! Tego nie da się przelać słownie na papier, tego trzeba posłuchać, dlatego też zapraszam, posłuchajcie Vangelisa! Idealny balsam na odskoczenie od szarości, monotonii i nudy. Przy tej muzyce można tworzyć dziełka i dzieła. Przy tej muzyce najtwardszy zatwardzialec pomiędzy największymi chamami przestanie chamieć, a jego krzywa inteligencji zacznie rosnąć ku górze. Przepraszam za te ostatnie zdanie, ale ono mi tak się jakoś „wymkło”, jakby powiedziała moja śp. Mama.