piątek, 8 marca 2019

Spacerkiem po Strzelnie - cz. 31 Rynek - cz. 28


Rynek 1898 r.
Rynek 2016 r.
Ostatnich pięć artykułów z cyklu Spacerkiem po Strzelnie poświeciłem jednej kamienicy, a precyzyjniej rzecz ujmując, rodzinie Fiebigów i wybranym mieszkańcom tej posesji. Czas przejść do kolejnej kamienicy w Rynku oznaczonej numerem 15. W starej nomenklaturze policyjnej miała ona numer 20. Na jednym z najstarszych zdjęć strzeleńskiego rynku, zrobionego podczas odsłonięcia pomnika cesarza Wilhelma I, które miało miejsce 3 czerwca 1898 r., kamienica ta już stoi i to w całej okazałości, a do tego w sąsiedztwie starej parterowej zabudowy. Jej pochodzenie możemy datować na przełom lat 80/90 XIX w., określając jej wiek na około 130-140 lat. Z początkiem XX w. elewacja frontowa kamienicy zmieniła swój wygląd. Na wysokości pierwszego piętra dobudowano na osi centralnej przestronny balkon. Jej pierwszymi znanymi właścicielami był żydowska rodzina Lubinskich.


Antenatem tego rodu był Izaak (Isaac) Lubinski, kupiec wyznania mojżeszowego. Jego żoną była Hanuchen Silberstein. Małżonkowie mieli syna noszącego bardzo rzadkie imię - Heymann, które zarówno wówczas, jak i obecnie przypisywane jest nazwisku. Heymann w 1894 r. poślubił Johannę Salomon, córkę Neumanna i Augusty Kantorowicz. Młodzi małżonkowie wkrótce opuścili Strzelno.

Bratem Izaaka był również noszący rzadkie imię Lesser (z hebrajskiego mały) bogaty kupiec strzeleński. Imię to znajdujemy częściej jako nazwisko. Wśród strzelnian tak nazywającym się był Adolph Lesser, kupiec i społeczny wiceburmistrz. Lesser Lubieński zasiadał w połowie lat dziewięćdziesiątych XIX w. w radzie miejskiej. Wśród ławników ponownie na niego trafiamy również w 1905 r. W 1910 r. już nie żył. W tym też roku w kamienicy zamieszkiwali dwaj przedstawiciele tego rodu, Jenny i Michael.



Siostrą Izaaka i Lessera była Johanna Lubinska, która ok. 1850 r. poślubiła Wolfa (Wilka) Gembitzkiego, strzeleńskiego Żyda. Małżonkowie mieli urodzoną w 1854 r. córkę Nathalie, która w 1880 r. poślubiła Mosesa Moritza Itzigsohna. Chociaż kamienica należała do Lubinskich, to po ślubie Johanny z Wolfem głównym udziałowcem rodzinnego interesu, czyli dużego sklepu, zajmującego cały parter, został zięć Lubinskich, Gembitzki. To jego jako jedynego właściciela znajdujemy na wielkim szyldzie umieszczonym nad witrynami sklepu. Ta informacja głosiła, iż prowadzona wewnątrz działalność należy do "Wolffa Gembickiego". Zapis ten odbiegał od formy z akt stanu cywilnego, w których właściciel figurował jako Wolf Gembitz. Również w księdze adresowej z 1895 r. znajdujemy go jako Wolffa Gembickiego, który według zapisów adresowych prowadził Manufaktur und Modewaren - czyli zakład z towarami modnymi.   




Od Lubinskich i Gembickich w latach międzywojennych posesję nabył wraz z małżonką Heleną, Roman Kowalewicz. Prowadził on zakład zegarmistrzowsko-złotniczy połączony z optyką. Nadto jego małżonka Helena posiadała oddzielny interes, o którym dowiadujemy się z informacji o wykreśleniu tegoż z rejestru handlowego w 1928 r. Roman Kowalewicz był członkiem Kurkowego Bractwa Strzeleckiego w Strzelnie. W zawodach zdobywał tytuł rycerz, w 1927 r. został królem kurkowym. W 1928 r. zakład swój sprzedał Janowi Kamionkowi. Właścicielami kamienicy zostali Drzewieccy. Ostatnim z tej linii męskiej był Piotr Drzewiecki, a po jego śmierci właścicielami zostali żona z córką.

Pod koniec lat pięćdziesiątych do pomieszczeń na parterze tej kamienicy został przeniesiony zakład stolarski Władysława Reinholza. Wcześniej znajdował się on nieopodal pod nr 19. Rodzina Reinholzów w Strzelnie, w branży stolarskiej zakład prowadziła już w drugim pokoleniu. Antenatem tegoż rodu był Adam, ojciec Władysława. Jego stolarnia mieściła się przy obecnej ul. Gimnazjalnej, w miejscu, w którym znajdowała się później filia Mogileńskiej Fabryki Mebli. Wtajemniczeni bywalcy tejże stolarni przy Rynku, którzy zaprzyjaźnieni byli z panem Władysławem, nazywali to miejsce „barem pod trumienką". Pojęcie to funkcjonowało w formie żartobliwej a to z racji wieczornych spotkań przy „czystej perlistej". Przy ich okazji towarzystwo rozochocone wodą ognistą wyprawiało niekiedy kawały z gatunku czarnego humoru. Gościem pana Władysława bywał i mój ojciec.

Według jednej z anegdot, pewnego razu w gronie koleżeńskim znalazł się pewien milicjant, którego bractwo ledwo, co tolerowało. Ale jak tu z „władzą ludową" nie wypić. Dostał mundurowy czadu i żegnaj tatka latka - rzekł mi swego czasu syn pana Władysława, Bronisław. A, że paczka w tym dniu była rozochocona, a do tego mundurowy został mocno umoczony, to i zasnął, a pozostali postanowili wykręcić mu kawał. Właśnie, co skończono nową trumnę dla nieboszczyka, którą miano wieczorem odesłać do kostnicy. Dowcipni stolarze załadowali do niej pijanego stróża prawa i przykryli wiekiem. Ponoć, gdy się obudził w taką wściekłość popadł, że gdyby nie przekonanie pozostałych, iż to on sam zażyczył sobie odpoczynku w tejże kawalerce, demolkę przeprowadziłby konkretną, łącznie z użyciem „pały" i pistoletu. Od tego czasu mundurowy unikał towarzystwa stolarzy w konsumpcji trunku, a jego miejsce zajął inny przedstawiciel „władzy ludowej" z mocniejszą głową w wytrzymywaniu mocy Bachusowej.

Po wybudowaniu przez Władysława Reinholza nowej stolarni, w pomieszczeniach działalność handlową prowadziła PSS "Społem". W dobie przemian ustrojowych, w latach dziewięćdziesiątych minionego stulecia znajdował się tutaj sklep warzywniczy. Później działalność usługowo-handlową w zakresie techniki grzewczej i sanitarnej prowadziła spółka Paweł Stube i Mariusz Stube.


Po przybyciu do Strzelna w domu tym zamieszkał lekarz medycyny Witold Zubowicz, człowiek legenda i przyjaciel wielu strzelnian, częsty gość inż. Stanisława Pijanowskiego z Głuchej Puszczy. Doktor zasłynął bezwzględnym podejściem do każdego wrzodu i zanieczyszczonych ran u pacjentów, a że mieszkał w sąsiedztwie dra Alfreda Fiebiga, to i często z sąsiadem spotykali się w Aptece pod Orłem u magistra Jana Harasimowicza. Ich opowieściom o trudach zawodu lekarskiego i sposobach leczenia nie było końca. I ja miałem przyjemność skorzystania z metody na wrzody doktora Witolda, który jako zwolennik medycyny naturalnej zalecił mi, jak i wielu pacjentom, obkłady z cebuli - pomogło. W rozmowach powtarzał po wielokroć, że wielu zabiegów chirurgicznych i metod leczenia ran pourazowych nauczył się od pani doktor Zofii Małasiewicz (1920-1976), lek. med., spec. chirurgii,  znakomitej ordynator oddziału chirurgicznego w szpitalu w Strzelnie (1961-1976).