1 marca obchodzimy Narodowy Dzień
Pamięci Żołnierzy Wyklętych. Jak co roku pojawiają się kontrowersje wokół
święta. Kogo tak naprawdę czcimy? Przedstawiając fakty historyczne, ocenę pozostawiam czytelnikowi. My strzelnianie mamy również swoich
żołnierzy wyklętych, jak młodych gimnazjalistów z 1950 r., którzy ciężko doświadczyli
więziennych cel i pracy przymusowej w ubeckich obozach - kopalniach. Przed laty pisałem o nich na starym blogu i do tematu zapewne jeszcze powrócę. Dzisiaj
jednakże nie będzie o strzelnianach a żołnierzu wyklętym z ziemi wrzesińskiej,
który został zabity w 1945 r. w naszym mieście.
To było w lutym 2014 r. W czasie mego chorobowego (przeziębienia) odwiedził mnie
mieszkaniec Wrześni pan Tomasz Sypniewski. Skierowany do mnie został przez
Marysię Nowak z Biura Parafialnego, w którym to poszukiwał śladów po
zastrzelonym w Strzelnie jesienią 1945 r. żołnierzu organizacji podziemnej,
Leonie Wesołowskim pseudonim "Wichura".
W aktach naszej parafii znalazł
pewien ślad, pismo ówczesnego burmistrza Leona Ornatka bez wskazania adresata,
w którym ów donosił, że:
Zezwala
się na pochowanie zwłok zabitego w dniu 21 listopada 1945 w Strzelnie
nieznanego z nazwiska. Zapis w Urzędzie Stanu Cywilnego nie nastąpi, gdyż nie
ma doniesienia urzędowego.
Pismo opatrzone zostało datą
dzienną 24 listopada 1945 r. i podpisem burmistrza, który występował w
imieniu Zarządu Miejskiego Miasta Strzelna. Zaś na marginesie widoczna
jest odręczna adnotacja wykonana zapewne ręką ówczesnego proboszcza ks. Józefa
Jabłońskiego, że pochówku dokonano 24 listopada 1945 roku o godz. 16:30, czyli
o zmroku. Żadnych danych o okolicznościach śmierci, tak, jakby zostały one
gdzieś znalezione. Ale wówczas całe miasto wiedziało, co się stało i w jakich
okolicznościach ów młody mężczyzna zginął.
Z danych jakimi dysponował mój gość
okazało się, że żołnierzem podziemia zastrzelonym w Strzelnie był Leon
Wesołowski pseudonim „Wichura”. Porozmawialiśmy o okolicznościach jego śmierci,
o tym, kim on był i co robił w tym czasie w Strzelnie. Wiedza gościa,
znaleziony dokument i moje uzupełnienia doprowadziły do wyjaśnienia tajemnicy
sprzed lat, która wówczas po blisko 69 latach w pełni mogła ujrzeć światło
dzienne. Swego czasu, w pierwszej części starego i nieistniejącego już bloga
„Strzelno moje miasto”, opisując ulicę Inowrocławską - w cyklu Spacerkiem po Strzelnie - wspomniałem o
tajemniczej śmierci, zastrzeleniu jednego z członków podziemia. Wówczas też
wspomniałem, że w miejsce to chodziły regularnie, Stefania Przybylska i Dola
Wróblewska, a przechodząc przez jezdnię wypuszczały spod płaszcza kwiaty.
Podobnie czyniło wiele mieszkanek miasta.
Opowiadała mi o tym przed laty
mama. Nie pamiętam skąd, od kogo dotarła do mnie wiedza, że postrzelonego
wówczas nieznanego żołnierza podziemia dobił jeden z ubeków, który po prostu
podszedł do rannego i z bliska strzelił. Był to mieszkaniec naszego miasta,
który wkrótce zdezerterował z szeregów ubeckich. Ujawnił się w 1947 roku, lecz
tego czynu z 21 listopada 1945 r. nigdzie nie odnotowano. Całość działa się na
skrzyżowaniu ulic Inowrocławskiej ze Spichrzową i Cestryjewską, tuż pod oknami
domu Jaroszewskich (później należącego do Jarlaczyków) i okien siedziby Gminy
Strzelno-Północ, która znajdowała się na parterze domu Józefa Rutkowskiego.
Spotkałem się również z relacją, że
Wesołowski poległ podczas ataku na więzienie UB, które mieściło się przy ulicy
Lipowej 3. Z opracowania Tadeusza Janickiego i Władysława Roczka zamieszczonym
w III tomie Studiów z dziejów Ziemi
Mogileńskiej wynika, że na terenie gminy Strzelno-Południe i gminy
Powidz „Wichura” działał już w maju 1945 roku. Jednakże ten temat wymaga
dalszego badania i zgłębienia.
Memu gościowi najbardziej zależało
na wiedzy, gdzie zastrzelony Leon Wesołowski został pochowany, zaś z różnych
relacji, jakie przed laty do mnie dotarły wiem, że pochówek został dokonany na
nowym cmentarzu i to w kwaterze południowo-zachodniej, w tzw. „ziemi nie
poświęconej”. Dziś trudno te dane zweryfikować i pomimo mojego ówczesnego apelu,
do strzelnian, którzy jakąkolwiek wiedzę w tym zakresie posiadają, by choć w
przybliżeniu określili miejsce, w którym mogły spocząć szczątki doczesne
żołnierza wyklętego, Leona Wesołowskiego pseudonim „Wichura”, nikt się nie
zgłosił.
Z otrzymanych od Michała
Sypniewskiego materiałów, które pozwoliłem sobie zweryfikować i poszerzyć o
posiadaną przez siebie wiedzę na ten temat, dokonałem poniższe opracowanie,
które przybliża nam strzelnianom sylwetkę żołnierza powojennego podziemia
akowskiego. Był on żołnierzem organizacji niepodległościowej „Miech i Pług” w
Sokołowie Podlaskim, którą kierował Franciszek Pliszka pseudonim „Marynarz”
oraz żołnierzem „Zielonego Trójkąta”, tajnej organizacji która prowadziła
działania przeciwko władzy ludowej i nowemu okupantowi sowieckiemu na terenach
powiatu wrzesińskiego, gnieźnieńskiego, konińskiego oraz
mogileńskiego.
Leon Wesołowski pseudonim
"Wichura"
Urodził się 6 kwietnia 1924 r. w
Gutowie koło Wrześni jako syn Marcelego. Ukończył 6 klas szkoły podstawowej.
Jego dalsza naukę przerwał wybuch II wojny światowej. W marcu 1945 r. na
terenach Sokołowa Podlaskiego należał do tamtejszej organizacji podziemnej do
której wstąpił na przełomie 1942/1943 r. W tejże organizacji występował pod
nazwiskiem Eugeniusza Biernackiego pseudonim „Wichura”. Na terenie powiatu
Sokołów Podlaski dokonywał wielu akcji dywersyjnych przeciwko Sowietom i
powstającej władzy ludowej. Tam też nabierał szlifów walki partyzanckiej, którą
przeniósł w szeregi „Zielonego Trójkąta”.
Pod koniec Marca 1945 r. w wyniku
akcji zbrojnej organów bezpieczeństwa rozbita została grupa Pliszki. W jej
wyniku doszło do aresztowań, skutkujących rozpadem grupy. Wówczas dowódca
polecił Wesołowskiemu aby ten udał się w swoje strony do Wielkopolski i tam
utworzył nowy oddział partyzancki, który miał na tych terenach przygotowywać grunt
pod ewentualne ogólnonarodowe powstanie przeciwko władzy ludowej.
W maju 1945 r. na terenach powiatu
wrzesińskiego nawiązał kontakt z Lucjanem Najrzałem, który był w trakcie
organizowania grupy oporu w duchu akowskiej konspiracji przeciwko ówczesnej władzy
i ich sojusznikom ze wschodu na terenach powiatu wrzesińskiego. Po wspólnych
rozmowach i ustaleniach wysłał swoje dwie siostry Krystynę oraz Marię do Białej
Podlaski aby ściągnęły do rodzinnej wsi Gutowo Wielkie koło Wrześni swojego
kompana z dawnej, tamtejszej partyzantki akowskiej, Mariana Kosieradzkiego
używającego wówczas nazwiska Ryszard Osiński pseudonim „Dąb”. W nowo
zorganizowanym oddziale „Zielony Trójkąt” dowódcą został Lucjan Najrzał, zaś
jego zastępcami Leon Wesołowski jako pierwszy zastępca i Kosieradzki jako drugi
zastępcą.
Wesołowski wsławił się w swej
działalności podziemnej wieloma czynami i ponadprzeciętną odwagą. Między innymi
w dniu 28 czerwca 1945 r we wsi Broniszewo w powiecie wrzesińskim dowodząc
odziałem napadł na majątek Państwowych Nieruchomości Ziemskich, skąd zabrano
maszynę do pisania oraz plik czystych kartek z pieczątką PNZ. Wykorzystano je
między innymi do wytworzenia legitymacji członkowskich „ZT”. W połowie lipca
1945 we wsi Sobieszewo w powiecie wrzesińskim około 15 członków oddziału
sterroryzowało sowieckiego oficera Armii Czerwonej, zabierając mu pistolet,
pas, zegarek oraz 300 zł. Do spektakularnego wydarzenia doszło w dniu 13 lipca
1945 roku. Otóż, Wesołowski wspólnie z Najrzałem oraz Kosieradzkim
przeprowadzili mała dywersję na pomnik bohaterów Armii Czerwonej, wniesiony we
Wrześni przy dzisiejszej ul. Szkolnej. Z kolei 23 lipca 1945 roku we wsi
Sokolniki koło Wrześni, według relacji PUBP we Wrześni, cały oddział „ZT”
dokonał ataku na tamtejszą mleczarnię, skąd zabrano 3 600 zł, 5 kg masła i rower. Ponadto w
tym samym czasie Leon, wraz z kilkoma kompanami zabrali naczelnikowi
Sokolnickiego Urzędu Pocztowego 2 konie i rower. Na zabrane mienie „Wichura”
wystawił pokwitowanie z emblematem „ZT”.
W dniu 28.07.1945 r. na szosie
między Sędziwojewem a Gutowem Wielkim czteroosobowa grupka wrzesińskich akowców
dowodzona przez „Wichurę” miała potyczkę z dwoma napotkanymi żołnierzami Armii
Czerwonej, w wyniku której jeden żołnierz sowiecki został ranny. W drugiej
połowie sierpnia 1945 r. wymknął się z obławy w Gorzykowie i Niechanowie,
zabijając jednego z oficerów PUBP w Gnieźnie, również ciężko raniąc ubeckiego
kierowcę.
Wesołowski dla zmylenia
poszukujących go sił resortowych posługiwał się często dokumentami na nazwisko
Tadeusz Ambroży wystawione przez UB we Wrześni, które wyniósł Mieczysław
Małecki pseudonim „Huragan”, zbiegły z tej placówki funkcjonariusz, który za
namową swojego brata Andrzeja przyłączył się do „ZT”, przekazując między innymi
dokument z nową tożsamością Wesołowskiemu.
W Listopadzie 1945 r. Leon wraz z
„Huraganem” i „Jeleniem” z „ZT” udali się rowerami do Strzelna w ówczesnym
województwie poznańskim, a obecnie kujawsko-pomorskim, z oddalonej o parę
kilometrów od miasta wioski, w której wcześniej zostawili u jednego z
gospodarzy nie dające się uruchomić auto. Wyjęli z pojazdu akumulator w celu
jego naładowania w młynie w Strzelnie. Po oddaniu owego akumulatora, cała
trójka postanowiła odwiedzić kolegę „Desanta”, który przebywał w szpitalu w
Strzelnie. Po wyjściu ze szpitala od grupy odłączyła się „Jeleń”, celem
dokonania zakupów dla grupy min. jedzenia. Reszta miała czekać w umówionym
miejscu koło młyna. Po powrocie z zakupów Wesołowski stwierdził, że można by
zakupić jeszcze coś dodatkowo dla oddziału np. jakieś ubrania, więc z powrotem
wysłał „Jelenia” do miasta na zakupy. Ten w nieznanych bliżej okolicznościach,
tuż pod sklepem został zatrzymany przez funkcjonariuszy UB.
„Wichura” wraz z „Huraganem”
czekali na próżno za „Jeleniem”. Po stwierdzeniu, że zapewne „Jeleń” musiał
zostać aresztowany, odebrali już naładowany akumulator i wrócili z powrotem do
gospodarza, u którego zostawili uszkodzone auto . Tam zebrawszy 14 osób i
podzieliwszy się na dwie grupy dowodzone przez „Wiarusa” oraz samego „Wichurę”
samochodem wrócili do miasta celem odbicia „Jelenia” z rąk UB. Najpierw
rozpoczęli wywiad w mieście.
Według jednej z relacji, „Wichura”
spotkał się w jednej z kamienic Strzelna celem zaciągnięcia języka. Gdy chciał
opuścić budynek okazało się to nie możliwe, gdyż drzwi frontowe były już
zamknięte, choć nie było jeszcze godz. 20. Normalnie zamykano wejście do
kamienicy właśnie o tej godzinie. Wrócił więc do odwiedzonego mieszkania i
poprosił o otworzenie drzwi, po czym wyszedł na ulicę. Wydarzenia, które za
chwile się rozegrały uniemożliwiły realizację obranego celu, usłyszał strzały.
To była pułapka. Dom został otoczony przez UB i MO, zapewne też dlatego
zamknięto drzwi wejściowe do kamienicy.
W wyniku wymiany ognia „Wichura”
postrzelił jednego z ubeków, sam zostając rannym w lewe ramię. Pomimo obrażeń
dalej się ostrzeliwał. Jednakże na tyle był ciężko ranny, że nie dał rady dalej
się bronić. Wówczas dopadł go jeden z funkcjonariuszy, oddając do niego strzał
śmiertelny. Według kolejnej relacji ubowcy rannego i jeszcze żyjącego
rozebrali, zostawiając go w samych kalesonach. Do konającego w takich
upokarzających warunkach „Wichury” podszedł funkcjonariusz i kolbą karabiny bił
go po twarzy. Tak „Wichura” dokończył swego żywota.
Ponoć zwłoki jego zostały
przeniesione o około pół kilometra dalej pod krzyż gdzie leżały jeszcze trzy
dni. Czy były to rogatki Świętokrzyskie, gdzie znajdował się taki krzyż? Już po
opublikowaniu artykułu w 2014 r. napisał do mnie nieżyjący już dzisiaj
strzelnianin Edmund Pieszak, który w swojej pamięci zachował obraz martwego
żołnierza, leżącego przez kilka dni pod krzyżem przy Magistracie, który wówczas
mieścił się w byłym budynku Powiatowej Kasy Chorych (późniejsza przychodnia) u
zbiegu ulic: Powstania Wielkopolskiego - Plac Daszyńskiego - Świętego Ducha.
Obecnie w miejscu gdzie "porzucono" zwłoki stoi Apteka Romańska.
Zwłoki te miały zwabić w to miejsce pozostałych żołnierzy zabitego. Podstęp się
jednak nie udał, a ludność zaczęła znosić w to miejsce kwiaty. Już dla zatarcia
śladów, funkcjonariusze, by zapobiec rozprzestrzenieniu się kultu tego miejsca,
w ciszy i mrocznej ciemności postanowili ciało po cichu pogrzebać na miejscowym
tzw. nowym cmentarzu za miastem.
Pogrzeb, jak wspomniałem, odbył się
24 listopada 1945 r. w skrytości i ciemności, był obstawiony przez
funkcjonariuszy UB. Zaś z głębi lasu, gdzieś od strony Laskowa ponoć słychać
było kilkanaście salw z broni palnej. Nadto na świeżej mogile miał pojawić się
nawet krzyż z wypalonym pseudonimem „Wichura”, ale UB po kilku dniach usunęło
wszelkie oznaki pochówku, zacierając jakiekolwiek ślady spoczynku por. Leona
Wesołowskiego pseudonim „Wichura”.
Uwaga!
Do opracowania powyższego artykułu
wykorzystane zostały materiały archiwalne pochodzące z Instytutu Pamięci
Narodowej w Poznaniu i Warszawie; Akta śledztwa prowadzonego przez Prokuraturę
IPN Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w
Poznaniu; Księga Zgonów - z wklejonym pismem urzędowym - Parafii św. Trójcy w
Strzelnie z 1945 roku; dokumenty ze zbiorów prywatnych Michała Sypniewskiego w
postaci spisanych relacji ustnych od Krystyny Wesołowskiej - siostrzenicy Leona
Wesołowskiego i od Jerzego Najrzała - bratanka Lucjana. Również posiłkowałem
się wiedzą zasłyszaną od Stefanii Przybylskiej zamężnej Strzeleckiej, mojej
mamy Ireny Przybylskiej i informacji przekazanej przez strzelnianina Telesfora
Januszaka z Bielsko-Biała.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz