Po krótkiej wakacyjnej przerwie
wracamy do spacerków po naszym Strzelnie. Dzisiaj druga część opowieści o
dziejach ulicy Świętego Ducha. Przypomnę, że znajdujemy się w obrębie
średniowiecznego przedmieścia gnieźnieńskiego i placu, na którym zbudowany był
kościół i szpital św. Ducha, który mieścił także cmentarz ogrodzony płotem
drewnianym. Na nim stała również kostnica
murowana gontami pokryta. Jak stwierdził wizytator biskupi, na cmentarzu dziady i grzesznicy egzekwowani
chować się zwykli. Opis szpitala z pierwszych lat zaborów 1779-1780
zachował się i dzięki niemu, przy odrobinie wyobraźni, możemy zapoznać się z
jego wyglądem. Otóż brzmi on tak:
Szpital,
nie wiedzieć którego roku, z drzewa, pod gontami, wystawiony, w którym po
prawej ręce izba wielka o dwóch oknach. Piec z kaflów zielony. Kominki dwa
murowane. Z niej drzwi czworo do komórek. Izbej tej bab sześć i dziadów trzech
starych. Po lewej zaś ręce dwoje drzwi od dwóch izbów. W każdej kominek i z
każdej drzwi do dwóch komórek. Piec jeden zielony obydwie grzeje izby. W każdej
izbie okno. W jednej komornik mieszka a w drugiej dwie panny szlacheckie
ubogie. Domostwo to choć stare, też jeszcze w całości.
Jak możemy wywnioskować z opisu,
warunki bytowe pensjonariuszy przedstawiały się całkiem znośnie. Mało tego,
nadwyżkę lokalową wynajęto komornikowi, który w zamian uiszczał opłaty na
utrzymanie budynku. Co do szlachcianek ubogich tu przebywających, możemy się
jeno domyśleć, że ich ubóstwo zapewne brało się z braku własnego lokum, i że za
tę izbę musiały świadczyć jakieś opłaty. Tenże sam wizytator nakazał
prepozytowi, by ten połączył fundusze i uposażenie kościoła i szpitala św.
Ducha z funduszami kaplicy od św. Krzyża i kościoła konwentualnego. Zapewne ten
zabieg doprowadził do zaniedbania świątyni i ostatecznej jej rozbiórki po 1815
r. z polecenia ostatniego prepozyta Fryderyka Bieleckiego. W miejscu kościoła
prepozyt wystawił okazały krzyż. Od tego też czasu władze zakazały chowania na
przyległym cmentarzu zmarłych, wytyczając do tego celu cmentarz przy drodze do
Kwieciszewa, tuż za cmentarzem ewangelickim (współczesny Stary Cmentarz).
W latach 1809-1829 szpital
zarządzany był przez prepozyta Bieleckiego. Nadal dochodami były te ustanowione
w XV i XVI w. Wydatki obejmowały utrzymanie 5 ubogich etatowych i 13 ubogich
nadetatowych. Największą pozycję dochodów stanowiły wpływy ze sprzedaży zboża.
Dochody na ogół bilansowały się, a w niektórych latach były wyższe od wydatków.
Po kasacie klasztoru, po 1837 r., pieczę nad szpitalem trzymali miejscowi
proboszczowie. Od 1844 r. zarządzała nim Deputacja dla Spraw Ubogich (Die Armendeputation). Działała ona w
oparciu o obowiązujący od tegoż roku statut miasta. W jej skład wchodzili
przedstawiciele magistratu, jeden radny miejski, dwaj naczelnicy obwodów
miejskich i dwaj mieszczanie, spośród których jeden miał być wyznania
mojżeszowego. Nadto, administracją szpitala zajmował się każdorazowo katolicki
proboszcz, który z racji swego urzędu również wchodził w skład Deputacji.
Po raz pierwszy z nazwą ulicy
zapisaną w formie 'Świętoduski' spotykamy się w przywileju miasta Strzelna z
dnia 10 listopada 1764 r. Została ona wymieniona jak ulica uprzywilejowana w
produkcji piwa. Tak oto brzmi ten fragment dokumentu, który takowe prawo
nadaje: ...Więc w imię Boskie
ustanowiliśmy w tutejszym mieście kolej na robienie piwa i do tej kolejny
naznaczamy tylko obywatelów w Rynku, w ulicy Świętoduski i w ulicy Kruszwickiej
domostwa swoje mających.
Najstarszy opis ulicy Świętego
Ducha pochodzi z 1800 r. Jest on na tyle szczegółowy, że po dzień dzisiejszy
możemy się w nim rozeznać odnosząc go do poszczególnych parceli miejskich. Było
ich tyleż samo, co współcześnie, może, dlatego i ta łatwość większa. Czytając
artykuł zamieszczony, w „Nadgoplaninie“ z 6 lipca 1889 r.,
zatytułowany Strzelno przed 89 laty, dowiadujemy się, że naprzeciwko
pana Latosińskiego (obecny numer 36 - Kuklińscy) znajduje się dziś szpital w obszernym, płotem sztachetowym otoczonym
ogrodzie, w którym tuż przy płocie znajduje się piękny krzyż, dar naszego
obywatela pana Bartoszewskiego ofiarowany w 1888 r. W tym miejscu gdzie szpital
stał kościółek św. Ducha, stąd też nazwa ulicy, który na końcu zeszłego
stulecia, jak się zdaje, już do nabożeństwa używany nie był. Kiedy Francuzi w
swym pierwszym pochodzie do Prus w roku 1806 w Strzelnie byli, używali oni go
za rodzaj koszar. Na cmentarzu otaczającym kościółek (dziś ogród szpitalny)
stała kostnica, ale bez dachu, tylko same mury. Kościółek św. Ducha słynął z
wielkich odpustów, na które przychodzili pobożni aż od Kalisza... Szpital ten
był to dom drewniany, jak w owym czasie nieomal wszystkie mają od ulicy
wystawkę opartą na trzech drewnianych filarach. Przy środkowym filarze
znajdowały się dwie żelazne obręcze, które ludziom złym na szyję zakładano. Był
to, więc rodzaj pręgierza (Schandpfahl). Żelazne te obręcze nosiły nazwę „kuny“
i zakładano je tędy owędy za karę jednemu z dziadów szpitalnych nazwiskiem
Giemza, za pijaństwo. W szpitalu mieszkała nijaka Frąsia (Franciszka, nazwisko
jej nie jest znane) utrzymywana przez PP Norbertanki z tutejszego klasztoru.
Była to nieszczęśliwa kobieta, bo nie miała nóg. Ta Frąsia - pod tą nazwą
miasto i okolica ją znała - uczyła za małym wynagrodzeniem dzieci obywatelskie
czytać na owym staroświeckim elementarzu, na którego pierwszej stronie stały
owe pamiętne słowa „Różczką Duch Święty dziateczki bić radzi“.
Z tegoż tekstu możemy dowiedzieć
się, że w obrębie miasta niemalże wszystkie domy były drewniane i wystawione
szczytem do ulicy. Każdy z nich posiadał rzeczone wystawki, czyli krużganki
wsparte na trzech filarach. Przy zwartej zabudowie, w dni niepogodne można było
pod nim przejść suchą stopą.
W miejsce drewnianego przed 1828 r.
wystawiono nowy murowany budynek szpitala, który przetrwał do czasów II wojny
światowej. Niemcy rozebrali go, zakładając w tym miejscu skwer zieleni,
wystawili również kiosk drewniany, który stał tam do lat siedemdziesiątych XX
w. Wcześniej, bo w II RP pobudowano na miejscu kościoła, tuż przy szpitalu
katolickim nowoczesny budynek Powiatowej Kasy Chorych.
Ulica Świętego Ducha tuż po procesji Bożego Ciała. Fot. Heliodor Ruciński. |
Zatem przejdźmy do spaceru ulicą Świętego Ducha, rozpoczynając rekreację od
Rynku. Pamiętam bardzo dobrze, kiedy w letnie wakacje przyjeżdżał do Strzelna
wujek Maryś Strzelecki, zawsze brał mnie na długi spacer. Kiedy przymknę oczy
widzę go, niezwykle szarmanckiego, przy tym niskiego wzrostu, z lekką tuszą, z
rękoma założonymi do tyłu, jak przemierza ulice swego miasta. Tuż przy nim
kroczę ja, młody smark zasłuchany w nieustającą opowieść o Strzelnie, jego
mieszkańcach i przeróżnych wydarzeniach. Do tego uczący się, jak kłaniać się
paniom, osobom starszym i odpowiadać na powitanie koleżanek i kolegów. W owym
czasie, gdybym pisał tę opowieść na pewno z większą łatwością by ona mi
przychodziła. Otóż, wszystkie elewacje na wysokości parteru pokrywały stare,
pamiętające przedwojnie i jeszcze starsze z okresu zaborów, szyldy reklamowe.
Swoisty opis miasta i jego ulic. Solidną farbą musiały być wymalowane, gdyż
mimo upływu półwiecza i więcej lat, były tak czytelne, jakby przed kilkoma
zaledwie miesiącami były wymalowane. Dzięki Bogu zachowałem w swych zbiorach
kilkadziesiąt wizerunków szyldów reklamowych, które dziś przypominają mi ulice
miasta sprzed blisko pięćdziesięciu lat. Obecnie mam blisko 67 lat, a jako ośmio-dziesięcioletni berbeć chodziłem po mieście przyczepiony do wujowego
boku i kodowałem w swej pamięci wywody starszego. Sam się dziwię, że aż tyle
zapamiętałem.
Wuj opowiadał, która to z panien
oparta na poduszce, ciągle wyglądając z mamusią przez okno, nigdy za mąż nie
wyszła. Dlaczego doktor z ulicy Cegiełka pił na umór, do tego stopnia, że nie
mógł swego zawodu wykonywać. O tym, jak ciotka Wanda Siemianowska w czasie
okupacji odwiedziła z okazji imienin swoją znajomą, która nomen omen stała się
Volksdeutschem i wyrecytowała jej na głos, z życzeniami, inwokację z „Pana
Tadeusza", ostentacyjnie opuściła spotkanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz