W pierwszej części opowieści o
szkarłatnych różach i zabójstwie sprzed lat dowiedzieliśmy się o tragicznym w
skutkach wydarzeniu jakie dotknęło dwie strzeleńskie rodziny. I to tak
tragicznym w skutkach, że to, co się stało w ogrodzie przy ówczesnej ulicy
Polnej miało późniejszy ogromny wydźwięk w dalszych losach członków obu rodzin.
Przez ponad pół roku tematem tym żyło całe miasto oraz region. Dopiero odgłosy
zbliżającej się wojny przyćmiły to wydarzenie. Niemniej jednak, obu rodzinom
echa wydarzenia spędzały niejeden sen z powiek.
Śmierć wśród szkarłatnych róż - cz. 2
Kontynuując owe wydarzenia z 25
czerwca 1938 roku i rozwijając temat dopowiem, że z chwilą wydzierżawienia
ogrodu, na tle punktu umowy mówiącym o prawie właściciela do ścinania róż,
dochodziło do ciągłych waśni. Początkowo były to zaledwie uwagi Patelka, który
zauważał, że on z tych róż nie ma żadnego pożytku. Później dochodziło do
niestosownych uwag. Zapewne, gdy sporny punkt umowy był bardziej
uszczegółowiony nie dochodziłoby do sporów. Ale…?
Tego dnia, a była to sobota, w
piękne i słoneczne przedpołudnie najstarszy 17-letni syn Eliszewskich,
Stanisław, wszedł do ogrodu, w którym od rana pracował dzierżawca Feliks
Patelak. Stanisław na wcześniejsze polecenie ojca zaczął ścinać pięknie
rozkwitające czerwone róże. Sporo musiał tego naciąć, co zaniepokoiło Patelaka,
który energicznie zaprotestował:
- Przestań ścinać mi te róże, gdyż
na dzisiaj mam poważne zamówienie na bukiety, a tu już większość róż ściąłeś.
- Co pan nie powie, ojciec kazał mi
naciąć róż, co czynię zgodnie z zawartą umową, która mówi, iż mogę w miarę
potrzeb korzystać z części różanej ogrodu i nic panu do tego! - krzyknął
Stanisław w kierunku podenerwowanego ogrodnika.
Posesja i ogród przy obecnej ul. Tadeusza Kościuszki w Strzelnie, świadkowie tragicznej zbrodni. |
- Stasiu biegnij do domu i przynieś
mi leżący w szufladzie biurka browning! Ja mu zaraz pokażę, kto tu rządzi, jest
właścicielem i do kogo należą róże.
Obaj adwersarze musieli dalej
kontynuować ostrą wymianę zdań, gdyż złość Franciszka sięgnęła zenitu, a gdy
wrócił Stanisław z pistoletem, ojciec wyrwał go z rąk syna i nie zastanawiając
się długo oddał z bliska w kierunku ogrodnika dwa strzały. Jedna z kul trafiła
Patelaka w pierś, druga w skroń, raniąc go śmiertelnie. Obaj mężczyźni widząc
co się stało zbiegli z miejsca zbrodni do domu, gdzie próbowali się ukryć.
Zaalarmowani wystrzałami sąsiedzi powiadomili posterunek policji o zdarzeniu.
Przybyli na miejsce stróże prawa zabezpieczyli zwłoki ogrodnika i miejsce
zdarzenia do czasu przybycia komisji sądowo-lekarskiej. Wkrótce wyprowadzono z
domu Franciszka i Stanisława, aresztując ich i osadzając w areszcie śledczym.
O epilogu krwawego sporu o róże
dowiadujemy się w styczniu roku następnego. Sprawa dokonanego zabójstwa była
przedmiotem rozpraw przed Sądem Okręgowym w Gnieźnie, który obradował na
sesjach wyjazdowych w Strzelnie, odbytych w dniach 14 i 20 stycznia
1939 r. Akt oskarżenia zarzucał Franciszkowi Eliszewskiemu, że ten dnia 25
czerwca 1938 r. dokonał zabójstwa na osobie Feliksa Patelaka, oddając do
niego 3 strzały (pierwotnie stwierdzono 2 strzały). Stanisław Eliszewski
zaś oskarżony był o współudział w zbrodni przez to, że na
wezwanie ojca dostarczył mu nabity browning, jak również i o to, że
uzbroiwszy się w łopatę, zaatakował śp. Patelaka, zadając mu ranę w tylną
część głowy, na skutek czego nastąpiło pęknięcie podstawy czaszki. O tym
wątku nie informowała prasa, zapewne wyszedł on w trakcie prowadzonego śledztwa.
Sąd po przesłuchaniu 9 świadków
uznał winę oskarżonych w zupełności za udowodnioną i skazał Franciszka
Eliszewskiego na 6 lat więzienia, a oskarżonego Stanisława Eliszewskiego
na umieszczenie w domu poprawy.
Zdawałoby się, że temat można
byłoby zakończyć, jednakże wkrótce dowiadujemy się za pośrednictwem prasy, że
po tygodniu od ogłoszenia wyroku w szpitalu więziennym zmarł zabójca Patelaka,
Franciszek Eliszewski. Przyczyną jego zejścia było przejście udaru serca, czyli
tzw. zawału. Jak skomentował to zdarzenie ówczesny korespondent
prasowy, do zgonu przyczynił się niewątpliwie rozstrój nerwowy zmarłego,
który przed tygodniem odpowiadał za swój zbrodniczy czyn i skazany został przez
Sąd Okręgowy na 6 lat bezwzględnego więzienia. Niewątpliwie była to główna
przyczyna zgonu Franciszka, który musiał strasznie przeżyć całe to wydarzenie,
odsiadkę przedprocesową, no i sam wyrok. Serce nie wytrzymało i pękło.
O wdowie Patelakowej niewiele mi
się udało znaleźć informacji. Jedynie to, że już po wojnie zajmowała się
również tym czym jej śp. małżonek, czyli ogrodnictwem. Między innymi
dzierżawiła ogród od Fredyków, który znajdował się przy ulicy Powstania
Wielkopolskiego.
Z przekazanych mi informacji wiem,
że Stanisław Eliszewski przez kilkanaście lat płacił coś w rodzaju „alimentów”
rodzinie Patelak. Według wiarygodnych źródeł, u Eliszewskich mogło nie być w
domu na chleb, ale na te swoiste zadośćuczynienie musiało być. Owe dobrowolne
wspieranie przesyłane było przekazami pocztowymi. Czy to było z nakazu
sądowego, czy z własnej woli, dziś nie sposób już ustalić. Zapewne Stanisław
czuł się w obowiązku - za przedwcześnie zmarłego ojca - regulować owe
„alimenty”. Być może były one przedmiotem niepisanej umowy, a może formą zmycia
z rodziny Franciszkowego grzechu.
Koniec części – 2. ostatniej
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz