wtorek, 5 marca 2019

Spacerkiem po Strzelnie - cz. 30 Rynek - cz. 27



By być konsekwentnym powinienem przywołać jeszcze dwóch braci dra Alfreda Fiebiga, Ryszarda i Karola. Były to postaci najbarwniejsze w powojennych dziejach Strzelna. Oboje, jak to zwykło się mawiać, nigdzie nie należeli, do żadnej partii ani organizacji i przebywając w otoczeniu osób trzecich wyraźnie się odróżniali od innych. Samotnie i z osobna mieszkali, choć w tej samej kamienicy co brat Alfred - ale w oficynie. Ryszard, o czym będzie niżej, był osobą wykształconą, znającą kilka języków obcych, choć bez tytułu naukowego. Karol naukę ukończył na poziomie szkoły wydziałowej, czyli tzw. małej matury.

Karol Fiebig

Urodził się w 1912 r. w Strzelnie. Już od lat najmłodszych przejawiał skłonności do dziwnego zachowania. Jako uczeń strzeleńskiej wydziałówki pasjonował się motoryzacją. Potrafił rozpoznać po odgłosie silnika markę samochodu. Często zdarzało się, że podczas lekcji, słysząc odgłos samochodu przejeżdżającego obok szkoły (obecnie Przedszkole nr 1) wyskakiwał pełen emocji z ławki i biegnąc do okna krzyczał: - Ford, Ford, Ford, to jest Ford! Po czym, spokojnie, acz z iskrami w oczach, bez słowa siadał na swoim miejscu. O jego późniejszym stanie emocjonalnym najtrafniej wyraził się Ryszard w swoim komunikacie do Urzędu Pocztowo-Telegraficznego w Strzelnie, w którego wyznaczając swojego pełnomocnika do odbioru emerytury, na samym wstępie napisał: Wobec niepoczytalności mojego brata Karola…

Karol od czasów szkolnych przyjaźnił się z moim wujkiem Marianem Strzeleckim. Przyjaźń ta kontynuowana był po wojnie na drodze korespondencyjnej. Każdorazowo, kiedy wujek przyjeżdżał do Strzelna odwiedzał Karolka - jak go nazywał - i zawsze przynosił garść anegdot z życia poczciwoty. Wiele z nich zapisałem w swojej pamięci. Są to zabawne i pełne humoru opowieści, jak chociażby o przerwanej biegunką podróży, o sędzim żłopiącym wodę z kranu, o chamie zaczepiającym Karolka, czy o jego kupieckich perypetiach.

Karol wyuczył się zawodu kupieckiego i wraz z bratem Romanem pomagał ojcu w prowadzeniu dużego sklepu. Po wojnie jeszcze przez kilka lat, Karol, próbował pociągnąć interes rodzinny w handlu artykułami metalowymi i benzyną. Jednakże wkrótce jego sklep przejęła Gminna Spółdzielnia „Spółdzielnia Chłopska", a on sam został w niej zatrudniony jako sprzedawca, ale w innym bo w polippmannowskim sklepie żelaza. Oczywiście zapasy towaru z rodzinnego sklepu zmagazynował w pomieszczeniach mieszkalnych i gospodarczych i tym w tajemnicy przed fiskusem handlował. W byłych pomieszczeniach sklepu Fiebigów PSS „Społem" uruchomiło sklep nabiałowy, który funkcjonował do początku lat dziewięćdziesiątych XX w. Karol po zakończeniu przygody z geesem podjął pracę jako komiwojażer w PSS "Społem", rozwożąc towar po licznych sklepach i lokalach gastronomicznych. Wówczas często można było spotkać go w przedziwnej kombinacji noszonego obuwia. Zdarzało się, że na jednej nodze miał sandał, na drugiej półbut. Karol Fiebig zmarł w 1986 r. i został pochowany przy głównej alei cmentarnej w grobie z rodzicami i obok wujka ks. Władysława.

Ryszard Fiebig

Urodził się w 1910 r. w Strzelnie. Początkowo naukę pobierał w Szkole Powszechnej w Strzelnie, a następnie w Gimnazjum w Trzemesznie i od 1923 r. w Gimnazjum Klasycznym w Chodzieży. Tam w 1929 r. zdał maturę i rozpoczął studia na Uniwersytecie Poznańskim w zakresie romanistyki i germanistyki. Następnie próbował obrać drogę zakonną i w tym celu udał się do Warszawy. W 1933 r. został powołany do odbycia służby wojskowej, z której w następnym roku został zwolniony.

W 1935 r. wstąpił do opactwa benedyktynów w Pradze czeskiej. Tam oddał się studiom muzyki średniowiecznej. W rok później udał się do Niemiec, by kontynuować studia muzyczne i rozpocząć studia z zakresu filozofii. Po zlikwidowaniu opactwa przez Niemców w 1938 r. udał się do Belgii, by kontynuować przerwane w Polsce studia romanistyczne, a następnie udał się do Francji, gdzie pogłębiał dalszą naukę.

W 1948 r. powrócił do kraju, wcześniej rezygnując z wyjazdu do Kanady. Zamieszkał na powrót w domu rodzinnym przy Rynku 14. Początkowo pracował na stanowisku referenta w Wydziale Oświaty i Kultury Prezydium powiatowej Rady Narodowej w Mogilnie, lecz wkrótce jako nauczyciel w Szkole Podstawowej nr 1 w Mogilnie, a następnie w wiejskich szkołach podstawowych we Wronowach i Markowicach. Od 1950 r., po zaliczeniu egzaminu państwowego w Liceum Pedagogicznym w Rogoźnie, rozpoczął pracę nauczyciela w Szkole podstawowej nr 1 w Strzelnie, do czasu przejścia w 1973 r. na emeryturę. W międzyczasie, w latach 1962-1964 dopełnił wykształcenie na Studium Nauczycielskim w Bydgoszczy.

Przez jeden rok był moim wychowawcą w SP 1. Wówczas, w związku z ciasnotą przed wybudowaniem SP 2, naukę pobieraliśmy w klasie obecnego Przedszkola nr 1. Pamiętam jego niesamowite zachowanie i postępowanie. Po wielokroć lekcje odbywały się na łonie natury, a przy okazji odprowadzaliśmy całą klasą niektóre koleżanki i niektórych kolegów do ich domów. Bywało, że pozostawiał nas w klasie i na kilkadziesiąt minut dołączał do przechodzącego obok budynku szkolno-przedszkolnego konduktu pogrzebowego, odprowadzając zmarłego lub zmarłą na miejsce wiecznego spoczynku. Wobec najbardziej nieposkromionych uczniów stosował karę "chłosty" - zadając na tyłek razy szerokim pasem skórzanym. Wywoływało to niekiedy ogromną radochę wśród pozostałej dziatwy, gdyż zdarzało się, że nauczycielowi po wyciągnięciu pasa ze spodni owe opadały… Pamiętam go również z redagowania niestandardowych sformułowań. Podczas jednego z odczytów historycznych organizowanych cyklicznie przez PTTK, został zapytany przez prezesa Antoniego Słowińskiego o dzieje byłego szpitala przy kościele św. Ducha (niegdyś istniał w miejscu Apteki Romańskiej):
- Co tam dużo godać, nima ło czym, tam miszkały same dziady kościelne - odpowiedział swoistą gwarą pytany, mając jednocześnie na myśli grabarza i inne pomniejsze służby parafialne.

Za pracę pedagogiczną został wyróżniony Złotym Krzyżem Zasługi. Godnym uwagi jest testament jaki pozostawił po sobie Ryszard Fiebig. Oto jego fragmenty:
Wobec dobiegających kresu dni moich redaguję niniejszy testament w trzech egzemplarzach, żeby zapobiec zachłanności wiejącej z Targowiska oraz demencji coraz bardziej się ujawniającej u mojego brata Karola.
Pełnomocnym do załatwiania ostatnich moich spraw na ziemi czynię Stanisława D… oraz jego żonę…
Im przysługuje podjęcie ubezpieczenia w PZU jakiejś kwoty wypłacanej pośmiertnie na opędzenie kosztów pogrzebu.
Zwłok moich nie trzeba ubierać w żadne szmaty, prócz nocnej koszuli, okryć kołdrą (już przygotowane w węzełku).
Pudło zamknąć, wynieść do kościoła św. Prokopa, albo do kaplicy św. Restytuta, gdzie otrzymałem chrzest - żeby nie zawadzać żadnemu z nabożeństw. Po krótkich egzekwiach odprowadzić trumnę do krzyża misyjnego u północnego wlotu dziedzińca -  pulsantur campana [dzwony]. W egzekwiach pominąć wezwanie o strapionej rodzinie i opłakujących. Po załadowaniu na furgon i ostatnich pacierzach ruszyć na cmentarz we Wronowach, jak najdalej od grobów rodzinnych. Na odjezdnym -  pulsantur campana.
We Wronowach ks. Proboszcz przeprowadzi do grobu pod płotem od Pomian w kwaterze dzieci - pulsantur campana…

Tutaj następuje wyliczenie podziału dobytku po zmarłym, m.in.:
…dwa krzyże - podarować jakiemu domowi zakonnemu; trzy ikony - klasztorowi w Markowicach; pościel i kołdry oraz biblioteka - oo. Kameduli z Biniszewa; brewiarze S. Jadwiga Stabińska [OSBap - benedyktynka od nieustającej adoracji Najświętszego Sakramentów w Warszawa (dom w Siedlcach). Pisarka katolicka, autorka modlitewników. Testamentowi świadkowała trójka strzelnian - B.G., K.Ch. i S.D. i został on sporządzony 6 maja 1986 r.

Zmarł w 1987 r. i ostatecznie został pochowany na starym cmentarzu w grobowcu rodzinnym Tollasów, tuż za kaplicą cmentarną.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz