By być konsekwentnym powinienem
przywołać jeszcze dwóch braci dra Alfreda Fiebiga, Ryszarda i Karola. Były to
postaci najbarwniejsze w powojennych dziejach Strzelna. Oboje, jak to zwykło
się mawiać, nigdzie nie należeli, do żadnej partii ani organizacji i
przebywając w otoczeniu osób trzecich wyraźnie się odróżniali od innych.
Samotnie i z osobna mieszkali, choć w tej samej kamienicy co brat Alfred - ale
w oficynie. Ryszard, o czym będzie niżej, był osobą wykształconą, znającą kilka
języków obcych, choć bez tytułu naukowego. Karol naukę ukończył na poziomie
szkoły wydziałowej, czyli tzw. małej matury.
Karol Fiebig
Urodził się w 1912 r. w Strzelnie.
Już od lat najmłodszych przejawiał skłonności do dziwnego zachowania. Jako
uczeń strzeleńskiej wydziałówki pasjonował się motoryzacją. Potrafił rozpoznać
po odgłosie silnika markę samochodu. Często zdarzało się, że podczas lekcji,
słysząc odgłos samochodu przejeżdżającego obok szkoły (obecnie Przedszkole nr 1)
wyskakiwał pełen emocji z ławki i biegnąc do okna krzyczał: - Ford, Ford, Ford,
to jest Ford! Po czym, spokojnie, acz z iskrami w oczach, bez słowa siadał na
swoim miejscu. O jego późniejszym stanie emocjonalnym najtrafniej wyraził się
Ryszard w swoim komunikacie do Urzędu Pocztowo-Telegraficznego w Strzelnie, w
którego wyznaczając swojego pełnomocnika do odbioru emerytury, na samym wstępie
napisał: Wobec niepoczytalności mojego
brata Karola…
Karol od czasów szkolnych
przyjaźnił się z moim wujkiem Marianem Strzeleckim. Przyjaźń ta kontynuowana
był po wojnie na drodze korespondencyjnej. Każdorazowo, kiedy wujek przyjeżdżał
do Strzelna odwiedzał Karolka - jak go nazywał - i zawsze przynosił garść
anegdot z życia poczciwoty. Wiele z nich zapisałem w swojej pamięci. Są to
zabawne i pełne humoru opowieści, jak chociażby o przerwanej biegunką podróży,
o sędzim żłopiącym wodę z kranu, o chamie zaczepiającym Karolka, czy o jego
kupieckich perypetiach.
Karol wyuczył się zawodu
kupieckiego i wraz z bratem Romanem pomagał ojcu w prowadzeniu dużego sklepu. Po
wojnie jeszcze przez kilka lat, Karol, próbował pociągnąć interes rodzinny w
handlu artykułami metalowymi i benzyną. Jednakże wkrótce jego sklep przejęła
Gminna Spółdzielnia „Spółdzielnia Chłopska", a on sam został w niej
zatrudniony jako sprzedawca, ale w innym bo w polippmannowskim sklepie żelaza.
Oczywiście zapasy towaru z rodzinnego sklepu zmagazynował w pomieszczeniach
mieszkalnych i gospodarczych i tym w tajemnicy przed fiskusem handlował. W
byłych pomieszczeniach sklepu Fiebigów PSS „Społem" uruchomiło sklep
nabiałowy, który funkcjonował do początku lat dziewięćdziesiątych XX w. Karol
po zakończeniu przygody z geesem podjął pracę jako komiwojażer w PSS
"Społem", rozwożąc towar po licznych sklepach i lokalach gastronomicznych.
Wówczas często można było spotkać go w przedziwnej kombinacji noszonego obuwia.
Zdarzało się, że na jednej nodze miał sandał, na drugiej półbut. Karol Fiebig
zmarł w 1986 r. i został pochowany przy głównej alei cmentarnej w grobie z
rodzicami i obok wujka ks. Władysława.
Ryszard Fiebig
Urodził się w 1910 r. w Strzelnie.
Początkowo naukę pobierał w Szkole Powszechnej w Strzelnie, a następnie w
Gimnazjum w Trzemesznie i od 1923 r. w Gimnazjum Klasycznym w Chodzieży. Tam w
1929 r. zdał maturę i rozpoczął studia na Uniwersytecie Poznańskim w zakresie
romanistyki i germanistyki. Następnie próbował obrać drogę zakonną i w tym celu
udał się do Warszawy. W 1933 r. został powołany do odbycia służby wojskowej, z
której w następnym roku został zwolniony.
W 1935 r. wstąpił do opactwa
benedyktynów w Pradze czeskiej. Tam oddał się studiom muzyki średniowiecznej. W
rok później udał się do Niemiec, by kontynuować studia muzyczne i rozpocząć
studia z zakresu filozofii. Po zlikwidowaniu opactwa przez Niemców w 1938 r.
udał się do Belgii, by kontynuować przerwane w Polsce studia romanistyczne, a
następnie udał się do Francji, gdzie pogłębiał dalszą naukę.
W 1948 r. powrócił do kraju,
wcześniej rezygnując z wyjazdu do Kanady. Zamieszkał na powrót w domu rodzinnym
przy Rynku 14. Początkowo pracował na stanowisku referenta w Wydziale Oświaty i
Kultury Prezydium powiatowej Rady Narodowej w Mogilnie, lecz wkrótce jako
nauczyciel w Szkole Podstawowej nr 1 w Mogilnie, a następnie w wiejskich
szkołach podstawowych we Wronowach i Markowicach. Od 1950 r., po zaliczeniu
egzaminu państwowego w Liceum Pedagogicznym w Rogoźnie, rozpoczął pracę
nauczyciela w Szkole podstawowej nr 1 w Strzelnie, do czasu przejścia w 1973 r.
na emeryturę. W międzyczasie, w latach 1962-1964 dopełnił wykształcenie na
Studium Nauczycielskim w Bydgoszczy.
Przez jeden rok był moim wychowawcą
w SP 1. Wówczas, w związku z ciasnotą przed wybudowaniem SP 2, naukę pobieraliśmy
w klasie obecnego Przedszkola nr 1. Pamiętam jego niesamowite zachowanie i postępowanie.
Po wielokroć lekcje odbywały się na łonie natury, a przy okazji odprowadzaliśmy
całą klasą niektóre koleżanki i niektórych kolegów do ich domów. Bywało, że
pozostawiał nas w klasie i na kilkadziesiąt minut dołączał do przechodzącego
obok budynku szkolno-przedszkolnego konduktu pogrzebowego, odprowadzając
zmarłego lub zmarłą na miejsce wiecznego spoczynku. Wobec najbardziej
nieposkromionych uczniów stosował karę "chłosty" - zadając na tyłek
razy szerokim pasem skórzanym. Wywoływało to niekiedy ogromną radochę wśród
pozostałej dziatwy, gdyż zdarzało się, że nauczycielowi po wyciągnięciu pasa ze
spodni owe opadały… Pamiętam go również z redagowania niestandardowych
sformułowań. Podczas jednego z odczytów historycznych organizowanych cyklicznie
przez PTTK, został zapytany przez prezesa Antoniego Słowińskiego o dzieje
byłego szpitala przy kościele św. Ducha (niegdyś istniał w miejscu Apteki
Romańskiej):
- Co tam dużo godać, nima ło czym, tam miszkały same dziady kościelne
- odpowiedział swoistą gwarą pytany, mając jednocześnie na myśli grabarza i
inne pomniejsze służby parafialne.
Za pracę pedagogiczną został
wyróżniony Złotym Krzyżem Zasługi. Godnym uwagi jest testament jaki pozostawił
po sobie Ryszard Fiebig. Oto jego fragmenty:
…Wobec dobiegających kresu dni moich redaguję niniejszy testament w
trzech egzemplarzach, żeby zapobiec zachłanności wiejącej z Targowiska oraz
demencji coraz bardziej się ujawniającej u mojego brata Karola.
Pełnomocnym
do załatwiania ostatnich moich spraw na ziemi czynię Stanisława D… oraz jego
żonę…
Im
przysługuje podjęcie ubezpieczenia w PZU jakiejś kwoty wypłacanej pośmiertnie
na opędzenie kosztów pogrzebu.
Zwłok
moich nie trzeba ubierać w żadne szmaty, prócz nocnej koszuli, okryć kołdrą
(już przygotowane w węzełku).
Pudło
zamknąć, wynieść do kościoła św. Prokopa, albo do kaplicy św. Restytuta, gdzie
otrzymałem chrzest - żeby nie zawadzać żadnemu z nabożeństw. Po krótkich
egzekwiach odprowadzić trumnę do krzyża misyjnego u północnego wlotu dziedzińca
- pulsantur campana [dzwony]. W egzekwiach pominąć wezwanie o strapionej
rodzinie i opłakujących. Po załadowaniu na furgon i ostatnich pacierzach ruszyć
na cmentarz we Wronowach, jak najdalej od grobów rodzinnych. Na odjezdnym - pulsantur campana.
We
Wronowach ks. Proboszcz przeprowadzi do grobu pod płotem od Pomian w kwaterze
dzieci - pulsantur campana…
Tutaj następuje wyliczenie podziału
dobytku po zmarłym, m.in.:
…dwa
krzyże - podarować jakiemu domowi zakonnemu; trzy ikony - klasztorowi w Markowicach;
pościel i kołdry oraz biblioteka - oo. Kameduli z Biniszewa; brewiarze S.
Jadwiga Stabińska [OSBap - benedyktynka od nieustającej adoracji
Najświętszego Sakramentów w Warszawa (dom w Siedlcach). Pisarka katolicka,
autorka modlitewników. Testamentowi świadkowała trójka strzelnian - B.G., K.Ch.
i S.D. i został on sporządzony 6 maja 1986 r.
Zmarł w 1987 r. i ostatecznie został
pochowany na starym cmentarzu w grobowcu rodzinnym Tollasów, tuż za kaplicą
cmentarną.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz